P.S
Mam nadzieję, że nie jedliście dziś nic słodkiego, bo nie chcę, byście dostali cukrzycy! I nie, nie melodramatyzuje ;D
I przymknijcie oko na błędy, niezbetowane ;/
I przymknijcie oko na błędy, niezbetowane ;/
Spróbowała się podnieść, ale zaplątała o coś rękoma i nie
mogła wykonać żadnego ruchu. Szamotała się z czymś, próbując znowu wstać, ale
bezskutecznie znowu na coś upadła albo raczej kogoś, bo chyba jakaś rzecz nie
mogła tak po prostu sobie przed nią wyrosnąć. Chociaż...
– Granger wstawaj! – Z zamyśleń wyrwało ją warknięcie. No
taaak. Teraz to wiedziała, że na pewno leży na kimś, a bardziej szczegółowo
mówiąc to na tym obleśnym nietoperzu. No to przekichane, tym bardziej, że nie
mogła się wyswobodzić z jego szat. Czemu one muszą być takie długie na gacie
Merlina?
– Próbuję – odpowiedziała prawie szeptem nie mogąc nic
więcej dodać przez zdenerwowanie, które znowu ją dopadło. Chciała jak
najszybciej się od niego wydostać, inaczej dostanie kolejny szlaban.
– Rusz się, Granger! Nie mam ochoty mieć na sobie to twoje
grube cielsko – powiedział jadowicie. Gdy wypowiedział ostatnie słowa
znieruchomiała. Po prostu. Nikt nie będzie jej obrażać, nawet ten dupek. Za
dużo atrakcji jak na jeden dzień, dzisiaj nie miała ochoty być miłą ani
posłuszną Hermioną, tylko powiedzieć wszystko to co cisnęło się jej na usta.
– Jak pan śmie tak do mnie mówić?! – Zdenerwowała się, cóż o
to nie było trudno, była na schyłku jakiegoś załamania nerwowego, miała ochotę
po prostu wstać i pobiec jak najdalej od tych ludzi. Jak najdalej od Harry'ego
i Rona. Jak najdalej od tego nietoperza. Jak najdalej od tych wszystkich ludzi,
którzy udawali, że są dla niej mili. Ona sama nie wiedziała, czemu akurat teraz
odczuwała takie emocje, ale nie potrafiłaby spojrzeć nikomu – tym bardziej kto
przez te sześć lat próbował jej pomóc – w oczy. I wtedy właśnie do niej
przyszły słowa, którymi potraktował ją Mistrz Eliksirów tego popołudnia na
zajęciach "Jednak to co zrobiłaś wykracza poza normy, a ja nie mam zamiaru
przez takie osoby jak ty tracić posady", teraz paliło się w jej wnętrzu.
Nie miała pojęcia, dlaczego akurat teraz to zdanie do niej powróciło, ale poczuła
się tak jakby ktoś dorzucił drewna do ognia, a ten ogień rozprzestrzeniał się w
niej ze wściekła prędkością.
– Najwyraźniej mogę – syknął jadowicie i wtedy zorientowała
się, że te kłótnie prowadziła w głowie, a nie miała zamiaru dalej ich tam
przetrzymywać.
– Oczywiście, że pan może! – krzyknęła cała w furii, a Sanpe
nie do końca wiedział co powiedzieć, bo nie spodziewał takiego obrotu sytuacji.
– Przecież to tylko ja, Granger. Mugolaczka. Szlama – rzuciła ostro i na nowo
rozpoczęła walkę z jego szatami, chcąc jak najszybciej znaleźć się jak najdalej
od niego. Nie mogła spojrzeć mu w twarz i zobaczyć jaka jest jego reakcja, bo
głowę miała przy jego boku. – Jak to szło? – Udawała, że sobie przypomina jak
brzmiało to zdanie, choć tak naprawdę brzęczało jej w głowie przez cały czas,
jak jakaś cholerna mantra. – Aaa... Przypomniało mi się, to były chyba słowa
"Jednak to co zrobiłaś wykracza poza normy, a ja nie mam zamiaru przez
takie osoby jak ty tracić posady" – powiedziała z jadem. – To
przecież wszystko wyjaśnia czemu może pan mnie obrażać i podnosić na
mnie głos!
– Co ty w ogóle pleciesz, Granger! – warknął. – Złaź ze
mnie, do jasnej cholery.
– Nie przypomina pan sobie dzisiejszej lekcji? Myśli pan, że
jest pan lepszy z powodu czystej krwi? Uważa pan, że ja, szlama nie jestem
niczego warta, tak? Że tylko ludzie czystej krwi mają rozum, a takich jak ja
nie powinno się nawet nauczać, bo nasza krew jest brudna? – Spróbowała się
opanować, ale znów przyszła do niej fala wściekłości. – Świetnie! Po prostu
świetnie! – Nastała chwila ciszy, a jej już prawie udało się wyswobodzić, z
ciemnych szat. Pragnęła, aby coś powiedział, aby zaprzeczył, czuła się jak ją
narasta rozpacz. Naprawdę tak o niej myślał, jak o głupiej, bezmózgiej szlamie,
która nie dorasta czystokrwistym do pięt. Ostatkiem sił powstrzymała się od
płaczu i wyswobodziła swoją prawą rękę, szybko wstając i biorąc w rękę swoją
różdżkę, która upadła obok podczas zderzenia. Snape wstał po niej, lecz nawet
na to nie zwróciła uwagi. Miała ochotę wybiec z tej szkoły i przeaportować się
gdziekolwiek indzie, robiła to tylko raz w życiu, ale tego właśnie teraz
chciała. Odeszła kawałek na wpół wściekła, a na wpół załamana, nie mogła daleko
pójść, bo na każdym kroku mogła spotkać Filcha. Nie wiedziała, gdzie ma się
udać.
– Nie myślę tak – prawie szeptem rzekł Severus, bardziej do
siebie niż do niej. Wściekła się, znowu. Sama nie potrafiła zrozumieć swojego
zachowania, była roztrzęsiona emocjonalnie i choćby mała zmiana pozycji mogła
kompletnie zmienić jej uczuć.
– Nie myśli pan tak?! – prychnęła. – A to zabawne. Jestem po
prostu szlamą, która nie jest warta spojrzenia. Szlamą, która nie jest warta
szacunku. Szlamą, która nie jest warta niczego. Niczego! – Oczy zaczęły ją piec
i po kilku sekundach poczuła mokre łzy na policzkach. Opadła na podłogę i
przycisnęła głowę do nóg szlochając coraz głośniej i coraz mocniej zaciskając
ramiona. Severus nie wiedział co ma zrobić, mało razy zdarzało się, aby miał
przed sobą osobę rozchwianą emocjonalnie, szczerze mówiąc to może z raz. Ale
wtedy była to zupełnie inna sytuacja, wystarczyło, że poczekał kilka minut, a
kobieta się uspokoiła, wiedział, że teraz było inaczej. Przed nim na posadzce
leżała Granger, która najwyraźniej przez niego nie wytrzymała tych wszystkich
emocji, które się w niej kłębiły. Zdenerwowało go to, że nazywała się szlamą.
Nienawidził tej nazwy i gdyby nie Malfoy, to może nigdy by jej nie poznała. Nie
wiedział co zrobić, powinien po prostu zostawić ją tu na tej podłodze i dać jej
czas, aby się wypłakała albo natknąłby się na nią jakiś nauczyciel, chociaż to
drugie było mało prawdopodobne zważając na to, że znajdowali się w rzadko
odwiedzanej części zamku. Sam się zastanawiał co ona tam robiła. On akurat
wracał od tej wiedźmy, Poppy, dla której zrobił już połowę mikstur i musiał ją
zanieść. Nie wiedział o co chodzi, ale gdy znajdował się w swoich komnatach przysłała
mu patronusa z wiadomością, że jak ukończy jakikolwiek eliksir zaniósł jej,
pomimo jego pytań nie powiedziała czemu jej tak na tym zależy, tylko szybko
wzięła flakoniki i wygoniła go ze skrzydła. Dziwna baba.
Hermiona załkała głośniej kurcząc się jeszcze bardziej, czym
przywróciła Snape'a do rzeczywistości. Westchnął ciężko, wiedział, że nie może
jej tak zostawić. Miał swój honor, a dała mu znać, że to także jego wina. Nawet
nie mógł sobie przypomnieć, kiedy wypowiedział te słowa. Było dużo zamieszania
na lekcji, trochę więcej niż powinno być, ale był już nazbyt zdenerwowany przez
to całe szpiegostwo, że nawet nie zauważył, gdy przestał zwracać uwagi, że
minął swoją własną ustaloną granicę, którą miał na każdy eliksir. Wszystko
zależało od tego jaka to była mikstura, no i oczywiście jaka przyczyna. Jednak
wiedział, że tym razem przesadził i nawet nie zdawał sobie sprawy jakie słowa
rzuca w stronę dziewczyny, gdy ta wszystko odbierała do siebie. A teraz patrzył
jak przez jego niekontrolowanie nad własnymi emocjami ona płakała.
Ukląkł przy niej i zaczął powoli gładzić ją po plecach. Nie
był pewny jak się zachowywać, więc w milczeniu próbował ją uspokoić. Jednak
pomimo tego dziewczyna nadal szlochała i jeszcze bardziej ściskała ramiona.
– Przepraszam, to moja wina... Nie mów tak o sobie. O
czystości decyduje serce, a nie krew – powiedział szeptem, sam nie zdając sobie
sprawy czemu to powiedział. Na chwilę przestała płakać i podniosła powoli
głowę; jej oczy były całkowicie czerwone, a po jej policzkach wciąż leciały
łzy. Spojrzała mu w oczy chcą się czegokolwiek z nich dowiedzieć, ale nie
wyrażały nic. Po prostu nic, żadnej zmiany, żadnych uczuć. Znowu zalała się
szlochem i ukryła głowę pod ramionami. Snape nie wiedział co zrobić, więc znowu
gładził ją po plecach i włosach próbując ją uspokoić, lecz na jego nieszczęście
nic nie pomagało. Nie znał się na kobiecej naturze, ani na ich potrzebach,
kiedy tylko Minerwa się przy nim rozklejała zwijał się jak najszybciej mógł i
wolał poczekać aż jej przejdzie.
Tym razem było inaczej i nie mógł tak po prostu odejść.
Odpowiedź co ma zrobić przyszła bez ostrzeżenia. Jak gdyby nigdy nic się do
niego przytuliła i zaczęła płakać w jego tors mocząc jego koszulę. Nim zdążył
ugryźć się w język warknął do niej.
– To moja najlepsza szata, a dzięki tobie, Granger będzie
teraz do wyrzucenia, chyba, że najpierw utopimy się w twoich łzach. – Nie
spodziewał się takiej reakcji, myślał, że jeszcze bardziej zacznie płakać, ale
ona jakby nic się roześmiała. Kompletnie nie wiedział o co chodzi, tym
bardziej, że przed chwilą rzucił jej uwagę na temat tego co robi. Taaa,
chyba nigdy nie zrozumiem kobiet, pomyślał. Ona nadal trzymała go kurczowo
i przycisnęła swój policzek do jego klatki piersiowej. Nie wiedział ile tak
trwali, gdy nadal próbował ją uspokoić gładząc jej włosy przez cały czas, ale w
końcu stwierdził, że najnormalniej w świecie usnęła do niego przytulona, jakby
właśnie odbyli najnudniejszą rozmowę pod słońcem i stwierdziła, że sobie
zaśnie. Na początku chciał nią potrząsnąć i kazać wracać do swojego
dorminatorium, ale odrzucił ten pomysł zważając na to ile czasu zabrało mu na
uspokajanie jej. Później chciał ją podrzucić Minerwrze, ale stwierdził, że
padłoby zbyt niepotrzebnych pytań i podejrzeń. Nie miał innego wyboru. Wziął ją
najdelikatniej jak potrafił na ręce i ruszył w kierunku swoich komnat. Prawdę
mówiąc zdziwiło go to jak bardzo jest lekka, a ona w odpowiedzi tylko owinęła
swoje ręce wokół jego ramion i wtuliła się jeszcze bardziej. Miał nadzieję, że
nikt ich nie zobaczy w tej chwili, bo mogło wyglądać to dosyć dziwnie.
Najstraszniejszy, najohydniejszy potwór z lochów, a raczej nietoperz – jak to
zaczęli mówić jego uczniowie – niosący na rękach swoją uczennicę – i to w
dodatku Granger, TĄ Granger – do swoich komnat. Taaak, na pewno nie
wyglądałoby to jednoznacznie.
Dotarł do swoich lochów, zdjął zaklęcie i w przeciągu kilku
sekund wyczarował jej łóżko w swoim pokoju. Stwierdził, że nie będzie dla tej
Grangerówny spał na tej okropnej kanapie – sam nie miał pojęcia, czemu jej nie
zamienił – i w dodatku pewnie jak się obudzi postawi swoimi wrzaskami cały
zamek na nogi, więc może chociaż zdąży jej wytłumaczyć to zajście. Cóż od czego
była magia? W razie czego zawsze mógł ją rozbroić i uciszyć używając Silencio,
a potem nie miałaby innego wyjścia niż go wysłuchać.
Ułożył ją delikatnie na wyczarowanym łóżku i przykrył
szczelnie kołdrą. Skrzywił się na swoje zachowanie. Nigdy nie okazywał emocji,
nawet wtedy, gdy patrzyła tymi swoimi wielkimi brązowymi oczami w jego szukając
czegokolwiek. Nigdy nie mógł ich okazywać, ale też nigdy nie czuł się komuś
potrzebny. Oczywiście mówiono mu, że taki jest, ale w większości mówił to
Dumbledore, dla którego był szpiegiem. Jedyną osobą, która naprawdę się o niego
martwiła była ta wścibska McGonagall, która nie raz – może nawet niezauważalnie
– podtrzymywała go na duchu, czekała na niego, kiedy wracał z cudownych
pogawędek z Czarnym Panem i jego załogą.
Hermiona zwinęła się w kłębek i zaczęła coś majaczyć przez
sen. Cudownie, jeszcze mi tego brakowało, aby mieć w swoich lochach osobę z
koszarami, pomyślał, jakby mi nie wystarczało, że ja sam je mam. Świetnie,
łączmy się w bólu, parsknął sarkastycznie. Dziewczynie nie było jednak do
śmiechu, zaczęła mamroczeć i wiercić się na łóżku.
~*~ ~*~ ~*~
Dziewczynie coraz częściej zdarzały się takie sny, a mówiąc
"takie" chodzi o koszmary. Prześladowały ją, gdy tylko zamknęła oczy,
często się powtarzały i wracały ze zdwojoną siłą do jej podświadomości. Tym
razem też tak było.
Biegła przez pusty korytarz znajdujący się w Hogwarcie,
chociaż nigdy w życiu go nie widziała. Miał obdrapane ściany, jakby ktoś w
akcie desperacji chciał ją zniszczyć paznokciami. Na widok tego ściskało jej
się w brzuchu i miała ochotę wymiotować. Podłoga nabierała coraz ciemniejszy kolor.
Dobiegła do końca i stwierdziła, że nie ma innej drogi. Poczuła się otoczona,
chociaż nikogo nie widziała, na karku poczuła zimny powiew deszczu i dostała
gęsiej skórki. Dopiero teraz zorientowała się gdzie dokładniej się znajduje
albo raczej co się znajduje obok niej: dziesiątki, a może i setki
storturowanych ciał. Zobaczyła, że ściany nie tylko są obdarte, ale wszędzie
było napisane jedne słowo "szlama", napisane nie czym innym jak krwią
ofiar, którzy pochodzili pewnie z mugolskich rodzin. Przyglądała się temu
wszystkiemu słysząc za sobą lodowate śmiechy, które mroziły krew w żyłach.
Obróciła się niepewnie na pięcie i spojrzała na ich twarze. Byli to wszyscy,
którzy wydawali się być jej rodziną, jej najbliżsi: Ron, Harry, państwo
Weasley, ich dzieci, nawet Ginny, jej rodzice, Luna, Neville i jeszcze wiele
osób, ale chyba najbardziej wstrząsnął nią widok jednej osoby – Dumbledore'a,
zdawało jej się, że śmieje się z niej najgłośniej, wskazując na nią palcem... A
potem się zaczęło, zaczęli na przemian rzucać w nią najprzeróżniejszymi
klątwami, chciała złapać swoją różdżkę, ale nigdzie jej nie mogła wymacać.
Trafiła w nią Sectumsempra i powaliła na podłogę robiąc jej okropne rany w
ciele. Nie mogła powstrzymać krzyku, krzyczała i krzyczała, a oni śmiali się coraz
głośniej i głośniej. Dostała Cruciatusem i jej wrzask ponowił się, czując jak
jej komórki rozwalają się na jeszcze mniejsze elementy... W jednym momencie
przestała już cokolwiek czuć, myślała, że to już śmierć, że w końcu pozwolili
jej umrzeć, że ktoś zlitował się nad nią i rzucił w nią Avadą, ale po chwili
poczuła ból w żebrach, gdy ktoś położył na niej rękę. Otworzyła powoli powieki,
jej mózg dużo nie mógł zarejestrować, ale zobaczyła tarczę, która ją ochrania,
a potem czarne oczy...
Wtedy obudziła się zalana potem w nieznanym jej
pomieszczeniu, a pierwsze co zobaczyła to były czarne oczy patrzące na nią z
wyczekiwaniem.
Rozdział przesłodzony, miałaś rację. Ale przecież właśnie tego chcemy!
OdpowiedzUsuńTeż popełniałam takie błędy w swoim pierwszym opowiadaniu, bo nie mogłam się doczekać żeby byli razem! :)