~ HGxSS w granicach nierozsądku ~: Rozdział 5

czwartek, 31 stycznia 2013

Rozdział 5

Konsekwencje tej mojej wybujałej sytuacji. Całe szczęście, że to wpadło mi do głowy, bo na pewno pomoże mi w przyszłości. Niedawno mnie oświeciło i w końcu napotkałam się na pewien pomysł. Już mnie korci, aby zacząć o tym pisać, ale teraz niestety muszę się skupić na tym co mam c:



Pomimo, że podążała za nim szybkimi krokami to i tak nie mogła im dorównać. Były niewyobrażalnie długie co, według niej nie szło w parze z tym, że były aż tak ciche. Okropnie ciche. Nie mogła z tym wytrzymać. Teraz idąc w stronę piekła chciała, aby coś wytrącało ją z równowagi, aby przeszkadzało jej myślą, które pędziły co raz szybciej i szybciej. Oczywiście piekłem nie był sam gabinet dyrektora, lecz sytuacja, przez którą musiała iść tam o wpół do dziewiątej na spotkanie z Dumbledore'em.
Stanęła przed posążkami strzegącymi gabinetu. Nie zwracała uwagi na profesora, który znajdował się tuż obok niej. Warknął tylko w ich stronę hasło, które najprawdopodobniej brzmiało "malinowa mamba", nie potrafiła rozróżnić słów, bo serce waliło jej jakby chciało wyskoczyć zza płuc, a w żołądku skurczył się supeł, który skręcał ją tak mocno, że aż miała ochotę zgiąć się w pół i uciec jak najdalej stąd. Straciła już prawie całą pewność siebie, którą miała, gdy przyznawała się przed Snape'em z tego co zrobiła i mówiła, że nigdy by się nie zawahała tego powtórzyć.
Kamienne posążki przepuściły ich ze zgrzytem odsłaniając spirale schodów. Stała jak wryta bojąc się tego co nastąpi.
– Granger będziesz tak stać czy ruszysz w końcu ten swój opasły tyłek na górę? – syknął Snape ze szczytu schodów. Miała już coś odpowiedzieć na to jak powiedział o jej tyłku, ale nie zdążyła, bo znowu dodał swoje trzy knuty. – A może strach cię obleciał, Granger? – zakpił i parsknął. – Zawsze wiedziałem, że godłem Gryffindoru powinna być mysz a nie lew. Właśnie widzę tą waszą odwagę. – Zaczynała się już denerwować, ale jedynie co na to wskazywało były zaciśnięte pięści. – Jeżeli chcesz tchórzyć to zrób to teraz – syknął.
– Ja nie tchórzę – odparowała.
Snape tylko wskazał jej ręką w kierunku drzwi i przesunął się na bok tak, aby swobodnie mogła przejść obok. Hermiona przełknęła cicho ślinę i ruszyła wysoko unosząc głowę. Gdy dotarła do drzwi zacisnęła lewą rękę, która zdążyła się już spocić na szacie, a prawą zapukała w drzwi. Nie miała już odwrotu, no chyba, że odwróciłaby się na pięcie i pobiegła jak najdalej stąd, ale byłaby do końca roku, a może nawet dłużej wyśmiewana, i to nie tylko przez profesora Snape'a, ale także wszystkich uczniów, którzy dowiedzieliby się o tym z prędkością światła.
– Proszę wejść – odpowiedział jej radosny głos.
Uchyliła lekko drzwi i cicho weszła do środka, a za nią wślizgnął się niepostrzeżenie Mistrz Eliksirów.
– Czy coś się stało kochana? – zapytał się swoim nadzwyczaj spokojnym głosem. Skrzywiła się lekko, nie chciała mu tego mówić, nie chciała mu psuć dnia, nie chciała, aby dyrektor ją wywalił z Hogwartu. Przecież może to zrobić, nie? Przecież zaatakowała Harry'ego Drętwotą, całe szczęście nie użyła jednego z Niewybaczalnych, bo już by jej tu nie było i nikt więcej by o niej nie wspomniał. Ale mimo to zaatakowała Wybrańca. Wybrańca! To nie mogło się dobrze skończyć. Nawet jak ją nie wywali to da jej jakąś wielką karę, przez którą skończą się jej wszystkie marzenia. Trafi pod "opiekę" Filcha i będzie codziennie musiała przebywać w jego otoczeniu i pani Norris sprzątając wszystkie podłogi, ściany, okna, pucharki, posążki i nie wiadomo co jeszcze. No to się wpakowała.
– Czy wszystko w porządku? – powtórzył, przerwał pisanie i spojrzał na nią zza swoich pół szkiełek.
– Ja... No tego... Chodzi o Harry'ego.
– Czy coś mu się stało moja droga? – Jego głos był odrobinę poważniejszy.
– Nie. Tak. Znaczy nie do końca – zaczęła pośpiesznie tłumaczyć.
– Spokojnie moja miła. Opowiedz mi co ci leży na sercu – odparł i wskazał ręką na fotel znajdujący się przed nim, ale ona tylko pokręciła przecząco głową.
Nawet nie zauważyła, kiedy Snape skorzystał z zaproszenia i zajął jeden z foteli obracając go lekko w stronę Hermiony. Jasne było, że znalazł się tam przypadkowo. Od razu po kolacji udał się do swoich komnat, aby wziąć się za robotę jakiś eliksirów, o które poprosił go stary Dumbledore, jakby nie miał co robić i eliksiry dla Poppy byłyby jego jedyną rozrywką na wieczór. Oczywiście w tym popłochu zostawił u niego w gabinecie swoje książki, które były mu niezbędne, więc musiał się po nie wrócić. Idąc korytarzem w stronę swoich lochów z kilkudziesięciu metrów dostrzegł tę dziewuchę Granger ze swoimi koleżkami, która stała odwrócona do niego tyłem, a obok niej stał Weasley z otwartą buzią jakby zobaczył jakiegoś trolla. Dopiero po chwili dostrzegł, że ta idiotka przytrzymuje nędznego Pottera swoją różdżką. Nim zdążył cokolwiek powiedzieć Granger zaczęła na niego wrzeszczeć jak nigdy dotąd, nawet nie przepuszczał, że jej głos może być tak donośny. Musiała się nieźle wkurzyć. Stwierdził, że jest to zbyt piękny widok, aby go przerywać, więc schował się za posążkiem i obserwował przebieg sytuacji. Po chwili zobaczył to na co czekała dziewczyna: strach. Najprawdziwszy strach w oczach tego bezmózgiego Pottera. Wiedział, że o to jej chodzi, no na pewno między innymi o to jej chodziło. Na litość boską przecież jest Śmierciożercą! Kto jak nie on mógł wiedzieć o co chodzi osobie, która próbuje zastraszyć swoją ofiarę. A to był znak. Znak, że zadanie się powiodło. Na początku paplała coś bez ładu i składu , że nawet sam Bliznowaty nie wiedział o co chodzi, więc się nad nim zlitowała i przypomniała sytuację, gdzie zabawiał się z Chang zdradzając zarazem Weasley. Nieźle się obracał i nic sobie z tego nie robił. Szczerze? Przydała mu się taka pogawędka, na pewno więcej do niego trafiło, niż po normalnej rozmowie. McGonagall dawała im za dużą swobodę, on chociaż w Slytherinie próbował im wbić do tych nędznych łbów, że należy traktować kobiety z szacunkiem, a ten co? Z czego usłyszał zabawiał się każdą na drodze i to tylko przez ten cholerny znak na czole myślał, że ma do tego prawo. Co to za czasy? Kobiety nie zwracają już uwagi na intelekt, ale na popularność. Severus pokręcił głową z odrazą.
Hermiona odchrząknęła, co przywróciło Mistrza Eliksirów do rzeczywistości.
– Ja... Ja wiem, że to nie było najlepsze rozwiązanie, ale szczerze mówiąc może po tym co zrobiłam chociaż trochę do niego dotrze. Chciałabym prosić pana, profesorze Dumbledore, aby w czasie, gdy będę panu opowiadać całą sytuację wysłuchał mnie pan do końca i nie zadawał w tym czasie zbędnych pytań.
– Oczywiście, moje dziecko. – Uśmiechnął się lekko, próbując ją zachęcić.
Hermiona opowiedziała mu mniej więcej całą historię, no pominęła kilka szczegółów, jak to, że zagroziła Ronowi czy to jaką mu wymyśliła nową ksywkę. Wolała nie kopać sobie jeszcze większego dołu.
– Czy żałujesz tego moja droga?
To pytanie wytrąciło ją z równowagi. Nie sądziła, że o to właśnie ją zapyta, tym bardziej, że jego głos był jak zwykle opamiętany i spokojny. Zatkało ją. Była przygotowana na najgorsze, ale nie na to. Nie oszukujmy się pomimo tego, że Dumbledore był osobą spokojną zdarzało mu się wybuchnąć gniewem i to nie raz, oczywiście robił to o wiele rzadziej od reszty nauczycieli, a w porównaniu z profesorem Snape'em to był aniołek, ale nie dało się ukryć, że nawet najbardziej opanowany człowiek potrzebuje czasami ujawnić emocje, które się w nim kumulują.
– Nie, profesorze Dumbledore, szczerze mówiąc nie żałuję tego. Zrobiłam to, ponieważ było to słuszne. Nie chciałam skrzywdzić Harry'ego, bo jeżeli miałabym to zrobić użyłabym innego zaklęcia. Nie oszukujmy się, jako uczennica przebywająca większość czasu w bibliotece umiem więcej zaklęć niż niejeden uczeń. Moim zadaniem nie było unicestwienie Harry'ego ani nic z tych rzeczy, a jedynie przemówienie mu do rozumu i pokazać, że kobiety należy traktować z szacunkiem. – Zobaczyła jak dyrektor otwiera buzię, aby coś powiedzieć, ale przeszkodziła mu. – Tak, wiem. Mogłam zrobić to inaczej, mogłam z nim porozmawiać, ale z nim się nie da normalnie rozmawiać! – Uniosła ręce w geście obronnym. – Przy każdej nadarzającej się okazji próbuje mu to wpoić do głowy. Kiedy zaczyna rozmawiać o dziewczynach, oczywiście nie chodzi mi tu o Ginny, z którą teoretycznie jest w związku, lecz o tych wszystkich naiwnych, które cieszą się, że mają swoje pięć minut to wtedy mówię mu o tym wszystkim, ale on mnie kompletnie olewa i nie przepuszcza do siebie moich słów. Nie jestem w stanie nic więcej zrobić. Nie chcę jednak, aby profesor odebrał tą sytuację jako jakiś akt desperacji, albo coś w tym stylu, tylko... – Nie dokończyła, bo jej lamentowanie przerwał dyrektor.
– Moja droga, nawet o tym nie myślę w taki sposób. Musisz jednak wiedzieć, że jeżeli poważnie być uszkodziła Harry'ego mogłabyś być nawet wydalona ze szkoły, ponieważ on jest naszą jedyną szansą na wygranie z Voldemortem.
– Wygranie z Voldemortem! – wybuchnęła, nie mogła już powstrzymać emocji. Przybrała bojową pozę. Postanowiła postawić wszystko na jedną kartę. – Właśnie o to w tym wszystkim chodzi! Mam dość słuchania od wszystkich naokoło o tym jaki on jest wspaniały i wielkoduszny. Jaki to on jest odważny, że chce stawić czoło Voldemortowi. Mam po uszy to, że nawet nie mogę w spokoju przejść do biblioteki bez jednego pytania na temat Harry'ego, na temat jak to jest być jego przyjacielem, próśb, abym opowiedziała im historię o tym jak przeżył albo o tym jak sobie daje radę z presją! Mam tego wszystkiego dość! A jeżeli on myślał, że przez to, że jest Wybrańcem będzie na każdym kroku traktowany ulgowo, i że będzie mógł robić wszystko co mu się tylko podoba to się grubo mylił. Nikt, ale to nikt, nie będzie tak bezkarnie traktować mojej przyjaciółki, a potem w dodatku udawać, że nic się nie stało. Sądzę, że słusznie postąpiłam i mam nadzieję, że on coś zapamięta z tej rozmowy... – przerwała i spojrzała na nauczycieli, którzy byli zdumieni tym co usłyszeli, przynajmniej Dumbledor, bo mimika Snape'a tyko minimalnie się zmieniła. Oblał ją szkarłatny rumieniec i odwróciła swój wzrok.
– Nie wątpię, panno Granger. Rozumiem, że każdy z nas musi nie raz ulżyć emocją. Na to nie ma pytania czy to nastąpi, ale kiedy. Teraz przyszło na ciebie Hermiono i staram się zrozumieć przez co przechodzisz. Mieć ciebie za przyjaciela to prawdziwy zaszczyt i jestem pewien, że panna Weasley także o tym wie i jest z tego dumna. Niestety jako, że rzucała pani zaklęcia na korytarzu musi pani ponieść taką samą karę jak inni – dziewczyna tylko skinęła głową.
– Severusie wymyśliłeś już coś dla panny Granger? – spytał się profesora, który bacznie przyglądał się sytuacji.
– Szlaban – warknął krótko.
– Na ile? – wtrąciła się Hermiona.
– No nie wiem. Hmm... – zamyślił się. Nie chciał mieć jej na głowie, chociaż dawanie szlabanów Gryfonom było jednym z jego ulubionych zajęć. W normalnych warunkach czułby się pewnie szczęśliwy, że może gnębić jednego ze swoich uczniów, ale w tym momencie był okropnie zmęczony całą tą sytuacją, która trwała. Ostatnio Czarny Pan traktował go co raz dłuższymi i boleśniejszymi Cruciatusami, więc jedynie czego pragnął było to, aby odpocząć. To całe szpiegowanie robiło się co raz trudniejsze. Oczywiście nie chodziło o to, że nie potrafił utrzymać swoich emocji albo coś w tym stylu, bo to już opanował do perfekcji, jednak co raz bardziej zdawało mu się, że Voldemort albo nie chce mieć już "swojego" człowieka po stronie Zakonu, co było trochę absurdalne albo chce pokazać Zakonowi i Dumbledore'owi, że nie mają co z nim zadzierać i dlatego nie raz przez jego zabawy nie jest w stanie doczołgać się do bramy zamku. A teraz jeszcze ta Granger. Musiał dać jej zarazem nie za długi i nie za krótki szlaban, bo musiał dbać przecież o swoją reputację. – Powiedzmy, że dwa tygodnie.
– Dobrze – przytaknęła tylko Hermiona, nie miała siły już na żadne kłótnie, a ze Snape'em wiadomo było, że i tak nie wygra. – W takim razie kiedy mam zacząć?
– Myślę, że od początku nowego roku. Nie chcę, abyś przez swoją nieuwagę i niedbałość Granger została na wakacje w zamku – powiedział oschle i się skrzywił.
– W porządku, w takim razie wszystko ustalone – zakończył dyrektor nie zwracając na słowa Mistrza Eliksirów, nim ten zdążył coś dodać Snape ulotnił się niepostrzeżenie szybko o czym dały znać jego czarne peleryny wydając szelest podczas przesuwania się. – Cieszę się, panno Granger, że skierowała się pani od razu do mnie i dziękuję, że była pani wobec mnie szczera.
– To ja dziękuję, profesorze, że nie był pan surowy. I jeżeli nie ma pan nic przeciwko temu to ja udam się już do siebie.
– Tak, oczywiście, oczywiście. W takim razie dobranoc Hermiono.
– Dobranoc profesorze – rzuciła przez ramię i jak najszybciej zniknęła za drzwiami gabinetu. Dopiero teraz mogła ze spokojem odetchnąć. Szczerze mówiąc było o wiele lepiej niż się spodziewała, żadnych wrzasków ani nic z tych rzeczy. Obawiała się, że nawet jeżeli Dumbledore nic nie powie to Snape wkopie ją jeszcze bardziej, ale to się nie wydarzyło. Dziękowała w duchu, że tylko na tym się skończyło. Całe szczęście żaden z nich nie pomyślał o Filchu, nie wiedziała, które towarzystwo było lepsze: obrzydliwy dupek z lochów czy także obrzydliwy Filch razem ze swoją obrzydliwą kotką. Mimo, że miała odbyć swój dwu tygodniowy szlaban w lochach – z którego najprawdopodobniej nie wyjdzie żywa albo z jej wielkim szczęściem, którego miała tyle, że aż z niej spływał postrada zmysły – była szczęśliwa, że dyrektor nie wyrzucił jej ze szkoły albo nie wpadł na żaden podobny pomysł, a tym bardziej miała jeszcze dwa miesiące, aby przygotować się psychicznie na to co ma się wydarzyć. Teraz jednak czekało ją coś jeszcze gorszego: musiała wrócić do Pokoju Wspólnego. Nie mogła tak po prostu wpaść do środka, gdzie pewnie spotkałaby Harry'ego i Rona, i oświadczyć, że postąpiła tak jak należy i powiedziała wszystko co miała do powiedzenia. Najprawdopodobniej zabili by ją na miejscu za to co zrobiła i nie chcieliby słuchać żadnych tłumaczeń. Musiała poczekać, aż będzie pewna, że obydwaj poszli już spać, no chyba, że planowali czekać na jej powrót. W takim razie był to marny plan, no ale jedyny jaki miała.
Powiodła swoje kroki w stronę nieznajomych korytarzy. Mogła teraz podziwiać obrazy, na które nigdy wcześniej nie zwróciła uwagi, no bo co jej pozostało do roboty? Próbowała zapamiętać każdy najdrobniejszy element na malowidłach, tylko aby zająć czymś swoje myśli. Właśnie w chwili, gdy przyglądała się jakiemuś średniowiecznemu mężczyźnie w lśniącej zbroi wpadła na coś twardego i z głośnym impetem się przewaliła.


4 komentarze :

  1. Niekonwencjonalne porównanie herbu Gryfonów, czyli lewka do myszy, najczęściej pisze się, że to kórczki, koguty, kaczki i inne ptactwo, miło że przerzuciłaś się na ssaki. :) I szlabanik... Będzie gorąco.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgadzam się z Elizabeth. Nawet ta mysz ma swoje uzasadnienie. W końcu Peter P. był gryfonem, jego postacią był szczur (czyli jak mysz gryzoń) i był wielkim tchórzem. Taaa.. Mysz pasuje idealnie.
    A tak ogólnie to świetny blog. W sumie cieszę się, że znalazłam go tak późno i mam tyle rozdziałów do przeczytania i nie muszę płakać, że jest ich tak mało.
    A i jeszcze jedno: Hermiona wyżywająca się na Potterze?O.o Fochająca się? Była. Ignorująca? Odhaczona. Ale pokazująca pazurki? Tego jeszcze nie było! :) Nie mogę się doczekać przyszłych wydarzeń, dlatego zabieram się do dalszych rozdziałów.

    OdpowiedzUsuń
  3. "Opasły tyłek Granger" - padłam!
    Kurde, czekam na ten szlaban <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń