~ HGxSS w granicach nierozsądku ~: Rozdział 2

poniedziałek, 28 stycznia 2013

Rozdział 2

Ochh no dobraa *przewraca oczami*. Wstawię tutaj ten 2 rozdział, chociaż on także nie jest zbetowany. Czuję, że w najbliższym czasie i tak nie zostanie, więc co mi tam. No i chyba niedługo też wstawie 3 ;D ... Dalej jestem przerażona faktem, że moje początkowe posty były takie krótkie :o

Tylko tyle ;p No i odpoczynku w ferie! (mi się dopiero zaczęły :D)


Hermiona wpadła do skrzydła szpitalnego zdyszana biegiem do Rona i próbowała wziąć głębszy oddech, czego płuca nie tolerowały i zdawały się zaraz pęknąć na pół. Nie zważając na ból szybko omiotła spojrzeniem salę i stwierdziła z ulgą, że tylko jedno łóżko jest zajęte, co nieznacznie pomogło jej się uspokoić. Chociaż tutaj nie prześladowały ją spojrzenia ludzi, którzy mijali ją na korytarzu i śmiali się z jej występku. Tak jakby im się to nigdy nie wydarzyło i po prostu nie potrafili przyjąć faktu, że mimo iż może jest najlepszą uczennicą, jednak nie zmienia to faktu, że może mieć swoje gorsze dni, i że taki właśnie miała dzisiaj. Na Merlina, przecież nic się nie stało, chyba.
Niewiele myśląc podbiegła do zajętego łóżka i zaczęła szarpać ramię chłopaka, by wybudzić go ze snu. Wciąż nie miała pojęcia, czy jego umysł nie zdążył już się cofnąć w rozwoju w stosunku do małego dziecka, chociaż i przed spożyciem eliksiru nieraz zachowywał się jakby miał właśnie tyle lat.
Pani Pomfrey właśnie w tym momencie wkroczyła do skrzydła z dwoma flakonikami eliksirów, które zapewne miały działać odwrotnie niż Eliksir Głupoty, a może nawet było to antidotum. Spojrzała na nią gniewnie i już otwierała buzię, aby wyprosić ją z sali, gdy dziewczyna niepewnie i zdenerwowanie spytała:
– Proszę pani, zdążyła pani uchronić Rona przed tym eliksirem? – Od starszej kobiety odeszło już uczucie gniewu, które zastąpione zostało sympatią i spokojem.
– Tak, panno Granger. Jemu już nic nie dolega, właśnie przed chwilą podałam mu odpowiednią miksturę, chociaż przez chwilę martwiłam się, że nie zadziała. Po raz pierwszy widzę, aby ten oto eliksir działał tak mocno. Na pewno jest to też sprawa uwarzenia. – Rozważała przez chwilę, po czym ponownie podjęła: – No, ale wracając, pan Weasley niedługo będzie mógł wyjść ze skrzydła szpitalnego, ale na razie musi odpocząć i zażywać eliksiry wzmacniające i inne im podobne. – Uniosła nieco wyżej fiolki, wskazując, że to są te 'inne' mikstury, które musiała podawać rudzielcowi. I to tym bardziej tylko przez jej głupotę. Nawet nie była pewna tego, jak doszło do tej całej sytuacji.
Zadzwonił dzwonek ogłaszający lekcję, a Hermiona nadal czując wyrzuty sumienia w głębi ducha wstała i cicho życzyła mu szybkiego powrotu do zdrowia, czego pewnie i tak nie usłyszał, po czym udała się na ostatnią lekcję - transmutację.
Profesor McGonagall zdążyła się dowiedzieć o tym co zrobiła jej uczennica w przeciągu kilku minut na przerwie, ale wiedziała, że pomimo wszystkiego dziewczyna dobrze wiedziała co grozi po takiej miksturze i obie zdawały sobie sprawę, że na pewno nie są to aż tak złe skutki, jakie mogły być po innych eliksirze. Jakby nie patrzeć Hermiona, przesiadując nałogowo w bibliotece, potrafiłaby od razu wyrecytować poważniejsze wywary, które przez niedopracowane oko lub przekręcenie chociaż jednego składnika, mogły być niebezpieczne dla wszystkich znajdujących się w pomieszczeniu. Wiedziała jednak, że zapewne i tak obwiniała się o całe zajście.
Przez to niemiłe doświadczenie na koniec roku, postanowiła, że zostawi ją w spokoju na lekcji i nie będzie się niczego z jej strony domagać. Czemu dziewczyna ma mieć jeszcze gorszy humor?
Hermiona wpadła do klasy kilka minut po dzwonku czując tym razem przeraźliwie bolącą kolkę pod jej żebrami, przez którą nie mogła złapać powietrza.
– Ja, przepraszam, pani profesor. Ja... – Nim zaczęła się w jakikolwiek sposób tłumaczyć nauczycielka powstrzymała ją ruchem dłoni.
– Nic się nie stało, Hermiono. A teraz zajmij swoje miejsce i otwórz podręcznik. Dzisiaj zajmijmy się transmutacją pół-żywą. – Zwróciła się już do całej klasy, a jej słowa skoncentrowały uczniów na własnej osobie. - Będziemy zamieniać żuka w guzik.
Nim ktokolwiek zdążył coś powiedzieć na ich ławkach pojawiły się małe, czarne robaki, które próbowały uciec.
– Do tego zadania będziemy używać zaklęcia Fiabeomus, dzięki któremu wykonanie zadania stanie się możliwe. – Uśmiechnęła się lekko i dalej kontynuowała wykład pokazując uczniom prawidłowy ruch nadgarstka podczas transmutacji żuka.
Na koniec lekcji obeszła biurka i stwierdziła, że tylko trzy osoby poprawnie wykonały swoją pracę. Była to Hermiona Granger, Dean Thomas i Draco Malfoy. Każdemu z nich dała po 10 punktów, a potem wypuściła całą klasę przed dzwonkiem.

                                                               ~*~ ~*~ ~*~

Hermiona siedziała na łóżku dalej rozmyślając nad tym co się wydarzyło tego dnia. Była przekonana, że nic takiego nie miałoby miejsca, gdyby nie Snape, który standardowo próbował ją rozproszyć, ażeby tylko ją skompromitować. Może trochę przesadzała, ale jakby nie patrzeć mowa była przede wszystkim o niej, a o Longbottomie, który – co było wszem i wobec znane – okropnie się denerwował czując na sobie wzrok profesora.  Wiedziała, że nie ma takiej mocy, aby mu pomóc i odciągnąć od niego uwagę profesora, mimo że bardzo się starała. Neville był jednak oporny na jakąkolwiek wiedzę i nigdy nie udało jej się nauczyć poprawnie ważyć jakiegokolwiek eliksiru, nawet tego najłatwiejszego – najwyraźniej to kompletnie nie był jego przedmiot. Nie mogła na to nic poradzić, jedyne co jej zostało to pomagać mu – no chyba, że znowu wyszłoby jej to samo jak z Ronem.
Szczerze mówiąc nie wiedziała co się stało na tamtej godzinie. Eliksir Głupoty potrafił ogłupić nawet podczas ważenia go - zapewne pomagając mu dodali za dużo któregoś ze składników, nawet tego nie zauważając, a Ron nie mając silnej woli wchłaniał zapach substancji w nozdrza jak gąbka wodę. Nie wspominając nawet, że w pewnym momencie miał nawet ochotę spróbować eliksiru.
Ostatnie, co pamiętała to, że w ostatniej chwili odepchnęła Rona od kociołka, wytrącając mu z ręki łyżkę z eliksirem, którego chciał posmakować. Potem wszystko potoczyło się błyskawicznie i nawet nie miała chwili, aby to sobie poukładać w myślach. Jedynie jakie pytanie wciąż i wciąż krążyło jej w głowie było: dlaczego profesor Snape, aż tak się na nią zdenerwował, skoro po chwili Ron mógł przyjąć odtrutkę – przecież nie był to żaden niebezpieczny eliksir? Wspominając, to na Longbottoma mniej się wydarł, gdy tworzyli Eliksir Żywej Śmierci, a to przecież on był o wiele groźniejszy niż jakiejś Głupoty.
Szukała różnych powodów, ale jedynie jaki był sensowny, brzmiał, że był zbytnio zestresowany albo też dawno nie mógł wyładować swojego gniewu no i padło na nią. Przecież większość uczniów Hogwartu wiedziała, że profesor Snape prowadzi „podwójne życie” jeżeli można było to tak nazwać. Nie dość, że miał na głowie nauczycielstwo (sama nad niektórymi wyjątkowo tępymi uczniami kręciła głową i nie mogła się nadziwić, że ktoś może mieć aż tak niską inteligencję), to z drugiej strony dochodziło jeszcze bycie szpiegiem, gdzie musiał przyjmować polecenia od Dumbledore'a jak i od Voldemorta, a od Czarnego Pana dostawał jeszcze niejednokrotnie niespodzianki, które dało się zauważyć, gdy Mistrz Eliksirów kulał na jedną nogę albo miał jakieś rany, których nie dało się całkowicie ukryć. 
Zaczęła się karcić w duszy, że poświęca jakikolwiek czas na rozmyślanie nad Severuse'm Snape'em, który chciał popsuć jej dzień swoimi humorami. Jednak nawet doprowadzanie własnych myśli zostało jej zakłócone, co jeszcze bardziej ją zdenerwowało. Była pewna, że to Lavender próbuje teraz zniszczyć jej spokój, który ostatecznie chciała uzyskać.
Wstała z łóżka energicznym ruchem i już była gotowa, aby nawrzeszczeć na dziewczynę, gdy zamiast blondynki w drzwiach stanęła jej rudowłosa przyjaciółka. Nie wyglądała dobrze, a szczerze mówiąc to okropnie. Miała bladą twarz, a uśmiech zszedł z jej zawsze szczęśliwej buzi. Czerwone oczy od, najwyraźniej długotrwałego płaczu, kontrastował na jej twarzy. Ewidentnie nie udało jej się zatuszować swojego stanu, ale mimo to stała spokojnie, trzymając w rydzach emocje. Ginny była wrażliwa, mimo że zawsze starała się to ukryć, jakby to była największa z wad jakie posiadała.  
– Hermiono czemu nadal jesteś nie spakowana? – spytała zachrypniętym głosem, który z słowa na słowo robił się co raz bardziej załamany.
Pomimo starań, aby znowu się nie rozpłakać na jej policzku ukazała się mała, prawie niewidzialna łezka. W Hermionie aż zawrzało na jej widok.
– Ginny, kto ci to zrobił? – zapytała najbardziej spokojnym i opanowanym głosem jakim mogła, a zarazem stanowczym.
– Ja... To nic takiego... – powiedziała cicho patrząc się w swoje buty.
– Jak to nic takiego?! – Prawie na nią krzyknęła, ale policzyła do dziesięciu i zacisnęła mocno pięści, aby nie rzucić się na dziewczynę i nie wyciągnąć z niej od razu całej prawdy.
– No, bo... – zająknęła się, a Hermiona dobrze wiedziała co to oznacza. Dużo lat spędziły ze sobą poznając się co raz bliżej i bliżej, przez co teraz zrozumiała, że to zająknięcie oznaczało, że rozważa opcję powiedzenia prawdy bez względu na to jaka ona jest. Hermiona postanowiła działać. Podeszła szybko do dziewczyny, mocno objęła ją ramionami i głaszcząc uspokajająco po plecach zaczęła mówić.
– Ginny, kochana, przecież możesz powiedzieć. Nic się nie stanie. Nie możesz tego trzymać w sobie, a ja ci pomogę. Zrobię wszystko co w mojej mocy, tylko musisz mi powiedzieć kim była ta osoba – szeptała jej cicho do ucha. Z satysfakcją stwierdziła, że dziewczyna po niedługiej ciszy odsunęła się cicho od Hermiony. – A więc powiesz mi? – ponownie zapytała najcieplej jak mogła. Ginny skinęła powoli głową.
– To...

1 komentarz :

  1. Generalnie nie przepadam za Ronem, i nie wiem czy eliksir głupoty mógłby mieć jakikolwiek wpływ na stan jego umysłu :D
    Ale przerwałaś...

    OdpowiedzUsuń