Chyba macie szczęście!
Da da da dum - zawsze chciałam to zrobić, jednak ludzie z obawy na swoje życie nie pozwalają mi tego uczynić w naturalnych warunkach na sprzęcie muzycznym ;D
Więcej Severusa, trochę akcji i voilà!
Dziękuję za odwiedziny i 32 560 wyświetleń!
Naprawdę wiele to dla mnie znaczy ;*
Choć jedynie 2 komentarze pod poprzednią częścią nie przywołują Weny z lasu...
Choć jedynie 2 komentarze pod poprzednią częścią nie przywołują Weny z lasu...
Btw: Chyba zacznę dzielić te rozdziały na części, jak teraz, co Wy na to?
Betował, nie kto inny, niż Ruda :D
P.S.
Karaluchy pod poduchy. Słodkich snów! <3
"Cała nasza nauka, w porównaniu z rzeczywistością,
jest prymitywna i dziecinna – ale nadal jest to
najcenniejsza rzecz, jaką posiadamy." A. Einstein
Wielka Uczta odbywała się dla Hermiony w napiętej atmosferze. W głowie roiło
jej się coraz więcej pytań – co nie było niczym niespotykanym, jak dla niej.
Doprawdy nie była filozofem, myślicielem, ani żadnym innym maniakiem, który
żyłby jedynie dzięki nieskończonej ilości pytań, na które mógł szukać wszelkie
możliwe odpowiedzi – a jak na złość to właśnie ona czuła się tak, jakby miała
wczepiony pod skórą magnez, który je przyciągał.
– Hej, Miona, czemu nie jesz? –
zagadnął Ron, skracając jej imię w jeden z najgorszych możliwych sposobów,
oblizując w tej samej chwili koniuszki palców i szykując się do zjedzenia
kolejnych nóżek kurczaka, a raczej wepchnięcia kilku naraz do swojego otworu
gębowego.
– Nie jestem głodna –
odpowiedziała wciąż zamyślona, jednak chłopak zdążył już odwrócić się w stronę
Harry’ego, a jej słowa, rzucone na wiatr, przepadły nieusłyszane przez nikogo.
Dziewczyna oczekiwała w napięciu,
aż skończy się całe to posiedzenie w Wielkiej Sali i będzie mogła wybadać
grunt.
Rzecz jasna, przez cały czas
czuła na sobie parzące spojrzenie Severusa Snape’a, które najpewniej miało dać
jej do zrozumienia, by słuchała się jego rozkazów, jednak czy on naprawdę w to
wierzył? Dał jej wolną rękę i pomyślał, że ona, Hermiona Granger, postąpi tak,
jak on oczekuje i nie wykorzysta jednej z zapewne niewielu szans na dowiedzenie
się czegoś więcej na temat młodszej wersji Brada Pitta? Wolne żarty, jak
mogłaby przepuścić taką okazję?
Musiała tylko wcześniej wyjść, by
nie zechciał bezpośrednio dopilnować tego, by dotarła do jego lochów, a do tego
tak, by przestał się w końcu na nią tak gapić.
Pierwsza opcja była niczym innym,
jak wojną na jedzenie – dosyć prostacki i całkiem łatwy do zrealizowania pomysł
– jednak Hermiona obawiała się, że w międzyczasie straci z oczu chłopaka, który
był jej celem, więc niechętnie oddaliła ten pomysł. Wiedziała, że nic tak nie
jedna rekrutów jak walka na żarcie i byłby to idealny dzień dla
pierwszoklasistów, jednak termin wykonania akcji, z racji tego, co wynikło,
musiała przełożyć.
Jedynym pomysłem, który pozostał
jej w głowie po odtrąceniu planu A, był taki, że należy poczekać, aż dyrektor
oficjalnie zakończy ucztę i poczekać, aż wszyscy podniosą się ze swoich miejsc,
a dopiero wtedy przepchać się jak najsprawniej i jak najmniej widocznie w
stronę wyjścia, a następnie odnaleźć swój cel.
Oczywiście była szansa na
niepowodzenie misji, z racji tego, że na dłuższą chwilę była duża możliwość na
stracenie dyrektora i jego towarzysza z oka, a oni mogliby mieć inne plany, niż
wędrówka do gabinetu Dumbledore’a – choć w to też mogła względnie zwątpić;
gdzie dyrektor mógłby czuć się bezpieczniej niż we własnej komnacie?
Może w końcu odwiedzi ją
szczęście?
Dziesięć minut później, po kilku
gburowatych zagraniach ze strony Rona, nawiązujących, oczywiście do niczego
innego, jak jej nauki, ocen i wyglądu, dyrektor ogłosił koniec uczty i wszyscy
zaczęli się rozchodzić.
Ze względu na swoją wilczą
naturę, Hermiona nie za specjalnie przepadała za tą częścią dnia. Wyostrzony
słuch przy takim hałasie nie był rozszarpywaną ze wszystkich stron cechą.
Przeprosiła przyjaciół, nie
zwracając większej uwagi na okrzyki pragnące wyjaśnień tuż za nią, i zaczęła
przepychać się pomiędzy tłumem uważając, by nie zgubić szatyna z oczu.
Przy wyjściu ktoś mocno przyłożył
jej z barku, o mało nie przewracając jej na ziemię. Z trudem utrzymała
równowagę. Obejrzała się, jednak ciężko było dokonać selekcji i stwierdzić, kto
to mógł być.
Jej wzrok jednak napotkał blond
czuprynę, która przemknęła kilka osób przed nią, robiąc sobie w zadziwiającym
tempie przejście, a po chwili pomykając już przez korytarze w stronę lochów.
Czuła, że powinna była teraz za
nim iść i dowiedzieć się wszystkiego, co zostało już ustalone między nim a
ojcem i co można jeszcze zmienić, zamiast czatować na nieznajomego, tylko
dlatego, że wydawał się jej podejrzany… no i dlatego, że Snape przez cały obiad
wpatrywał się w nią jak w ósmy cud świata.
Tak, chciała mu zrobić na złość.
Tak, chciała pokazać mu, że nie jest pod jego władzą. Tak, chciała mu
udowodnić, że to ona podejmuje decyzje w swoim życiu.
Nie miała wyboru, prawda?
Po odegnaniu przypływu kolejnej
fali nowych myśli, ruszyła w drugą stronę, próbując niezauważalnie oddzielić
się od grupy uczniów.
Za zakrętem rzuciła na siebie
zaklęcie Kameleona, by zmniejszyć szansę na spotkanie twarzą w twarz ze
Snape’em, no i skutki, które by z tej cudownej sytuacji się narodziły.
Pod goblinami przypomniał jej się
jeden, taki dosłownie drobniutki problem, a mianowicie, to, że całkowicie nie
miała pojęcia, jakie jest nowe hasło, dzięki któremu byłaby w stanie dotrzeć na
sam szczyt krętych schodów. Odrobinę kłopotliwa sytuacja, jakby nie patrzeć.
Hermiona po chwili zaczęła
wymieniać wszystkie nazwy cukierków, lizaków, ogólnie każdego osobnika z
gromady słodyczy, mając w duchu wielką nadzieję, że uda jej się trafić za
którymś przykładem w dziesiątkę.
Była już blisko, raczej końca
swojej list, niż ewentualnego trafienia, gdy usłyszała głos, który jeszcze
wciąż brzęczał jej w uszach. Ruszyła w stronę, z której dochodził i raczej w
ostatniej chwili zorientowała się, że nie był to całkowicie idealny plan, by
wyjść naprzeciw osobie, która z niewyjaśnionych przyczyn widzi cię, pomimo że
masz rzucone na siebie zaklęcie, a następnie, by za nią iść, a może i od razu
rzucić się na nią i iść za rączkę wprost do gabinetu, by podsłuchać o czym
rozmawiają. Czemu nie? Romantyzmu nikt nie mógł podważać.
Dziewczyna podbiegła z powrotem
do goblina, chowając się za nim jak najbliżej ściany.
W chwili, gdy nieśpiesznie mknęli
ku niej, pomyślała sobie, że pomysł, by odwiedzić jako pierwsze lochy Snape’a,
nie był taki zły, a przynajmniej mimo wszystko nie wyjawiłaby, że zależy jej na
informacjach dotyczących jego osoby. A właśnie czuła się tak, jakby przyznawała
mu to prosto w twarz, biorąc pod uwagę to, że widziała, jak jego ramię lekko
drgnęło, gdy dotarli pod gobliny, a jego wzrok nieznacznie skierował się w jej
stronę.
Niedobrze, oj niedobrze.
Powinna była przemyśleć aspekty i
działanie swojego planu, a nie porywać się z motyką na słońce.
Za dużo impulsywnych działań – a
już miała nadzieję, że się ich wyzbyła. Jak widać, niczego nie można być
pewnym.
Dyrektor wypowiedział
„fistaszkowe kwaski”, a mosiężne posągi rozstąpiły się i ukazały schody, po
których chwilę potem się wspiął.
Fistaszkowe kwaski. Kto przy
zdrowych wymyśla takie hasło? Co fistaszki mają wspólnego z kwaśnymi żelkami?
Hermiona była pewna, że nigdy tego nie pojmie.
Odczekała dłuższy moment, nim nie
była do końca przekonana, że udali się do gabinetu, a następnie sama wślizgnęła
się do środka.
Na palcach wdrapała się na sam
szczyt krętych schodów i przyłożyła ucho do drzwi.
Nie słyszała za wiele – nie
wiedziała czy to sprawa zaklęć, które przypadkiem mógłby rzucić szatyn, czy
może grubych, dębowych drzwi, jednak nie ulegało wątpliwości, że jej misja na
tym polu skończyła się niepowodzeniem.
Zeszła na dół, jednak postanowiła
poczekać za schodami, jakby dyrektor chciał coś jeszcze dopowiedzieć po wyjściu
z komnaty.
Po dziesięciu minutach siedzeniu
na podłodze i stworzeniu top listy dziesięciu rzeczy, których mogłaby się w
międzyczasie nauczyć, jak chodzenie na rękach czy nawet, niepotrzebna jej do
niczego, żonglerka, usłyszała zgrzyt otwieranych drzwi. Jednakże zamiast
ciężkich, powolnych kroków i drugich, lżejszych, towarzyszących im, na
stopniach rozszedł się odgłos szybkich i cichych uderzeń.
Hermiona wstała, mało zgrabnie –
co racja, to racja – jednak mogła zawdzięczać to zdrętwiałym nogom, a następnie
zaczęła przesuwać się wzdłuż ściany, by zobaczyć kogo licho niesie.
Diagnoza była taka, że albo
zjadała jakieś halucynogeny, albo nie mogła już ufać swojemu wzrokowi.
Przed posążkami stał we własnej
osobie, Severus Snape, powiewający swoimi szatami jak Antonio Banderas grający
Zorro. Snape, cholerny Zorro. Komizm nad komizmami. Prawie że udusiła się ze
śmiechu na samą myśl galopującego w przestworzach profesora Snape’a, wybitnego –
a przynajmniej jego zdaniem – nauczyciela, Mistrza Eliksirów, na karym koniu i
wywijającego bronią na lewo i prawo, z przepaską na oczach. Merlinie,
powietrza!
– Granger, wyłaź, do licha!
Chyba usłyszał jej dławiący
śmiech.
– Nie, Granger, ofiaro, to nie
twoje chichranie cię zdemaskowało tylko ten młodociany typek, który siedzi na
górze z lekka spięty, a ja wyczuwam blokadę na drzwiach.
A do tego jasnowidz. „Severus
Snape, pieprzony Zorro – znakomity i błyskotliwy wróżbita, który odnajdzie w
swej kuli twą mroczną przyszłość”. Slogan? Jest.
– Rusz ten swój marny tyłek w tej
chwili!
Hermiona z obawy – nie przed zmarnowaniem
już i tak swojego marnego życia – ale ze względu na to, że ktoś mógł go w końcu
usłyszeć, ruszyła w jego kierunku, choć wciąż nie zdejmując z siebie zaklęcia.
– Jakby nie można już było
przywitać się z nowym uczniem – mruknęła pod nosem z wyrzutem, przechodząc obok
profesora.
– Nie wiem czemu, Granger, ale
twoje powitania nigdy nie służą dobrze ludziom, którym je składasz. Spójrz na
mnie.
– Pan był już na przegranej
linii, gdy je złożyłam.
– Czyżby panna Granger ubiegała
się o całoroczne zawieszenie, czy mi się zdaje?
– Stawiałabym na to drugie –
mruknęła.
– Słaba intuicja, oj słaba,
Granger. Dodaj do swojego pamiętnika tydzień odsiadki, od razu po zajęciach.
– Powinni mi za to płacić, że do
tego jeszcze przebywam w pana towarzystwie.
– Twoja żałosność mnie wzruszyła,
doszczętnie, a teraz szybciej przebieraj tymi króciutkim nóżkami, bo nie
zamierzam przez na ciebie stracić całej nocy.
– Może mi pan przypomnieć, po co
ja tam w ogóle idę?
– Żeby głupi miał zajęcie. – Po
tych słowach przyspieszył tak, że dziewczyna musiała za nim biec.
– Pali się, czy co? – wydusiła
pomiędzy skokami.
Severus jedynie wzniósł oczy ku
niebiosom i prosił o cierpliwość, by nie rozszarpać tej małej, kudłatej,
wrednej, jęczącej i jazgocącej człekopodobnej istoty, a następnie zostawić jej
ciało na pożarcie zwierząt.
Ciała bynajmniej by nie znaleźli,
więc nie mogliby go obarczyć o zabójstwo, a do tego elegancko wcisnąłby im
chwytliwą bajeczkę o ucieczce wspaniałej, perfekcyjnej, wszystkowiedzącej
Granger i na tym sprawa by się zakończyła.
Cudowny plan.
– Przeszedł pan w hibernację czy
jak?
Snape ocknął się ze swoich
wspaniałych marzeń, rejestrując zarazem, że ktoś mu bezczelnie macha ręką przed
twarzą.
– Zabieraj sprzed mojego nosa te
brudne łapska i odsuń się przynajmniej na pięć metrów.
Hermiona wywróciła oczami,
zabrała rękę, złożyła ją na piersiach, i zrobiła krok w tył.
Severus miał ochotę powiedzieć
coś na ten temat, jednak powstrzymał się ostatkiem sił, podszedł do drzwi
odwracając się do niej plecami i zakrywając tym samym wszystko, co przy nich
robił.
Kilka sekund później drzwi się po
cichu otworzyły, a on wślizgnął się do środka.
Z lekkim przyzwyczajeniem i
jeszcze większa ochotę, popchnął za sobą drzwi, by je zamknąć, jednak pech
chciał, by zdążyła przytrzymać je ręką, a następnie mocno nimi walnąć.
W duchu wzdrygnął się lekko na
takie bezczelne zachowanie.
– Mogę już wrócić do siebie? –
zapytała się z namacalnym znudzeniem w głosie.
– Siadać! – warknął ze stalową
nutą, patrząc z morderczym błyskiem, jak rozwala się na krześle, tuż przed jego
biurkiem.
– Spokojnie, spokojnie, bo panu
żyłka pęknie – odpowiedziała lekceważąco, szukając jak najwygodniejszej pozycji
na tym twardym krześle. – Nie myślał pan, by sprawić na tym krześle jakieś
obicie?
– Nie.
Hermiona jedynie westchnęła
teatralnie.
– Zachowujesz się dziwnie,
Granger – spojrzał na nią podejrzanie z góry i z naciskiem.
– Co ma pan na myśli?
– To, że zachowujesz się
nadzwyczaj dziecinnie.
– Ja? W życiu. Wie pan, w końcu
wpłynęła na mnie ta atmosfera kolejnego roku: oceny, punkty, mecze, wypady do
miasta. – Wydała z siebie okrzyk radości. – Czyż to nie są cudowne sprawy?
Widzi pan, ja tu próbuję świętować, jednak fakt, że aktualnie przebywam w
zimnych, obskurnych lochach, nie wpływa na moje szczęście pozytywnie.
– Granger, to chyba jedno z
twoich najmarniejszych zagrań jakie dotąd słyszałem, i jakie miałyby cię stąd
wyciągnąć. – Uśmiechnął się kpiąco.
– Czego pan chce w takim razie?
– Byś zaczęła zachowywać się
poważnie, a przynajmniej spróbowała na tyle, na ile twoja inteligencja ci
pozwala.
– Przecież jestem poważna –
powiedziała, oglądając kolejno swoje paznokcie.
– Granger, do jasnej cholery. –
Huknął z całej siły pięścią w biurko, tak, że niektóre rzeczy pospadały na
ziemię.
Hermiona skrzywiła się w duchu na
ten odgłos, jednak na twarzy była całkowicie opanowana i powolnie podniosła
wzrok do góry.
– Tak? – spytała pewnie i z nutą,
której nie mógł w tym momencie rozpoznać.
– Usiądź po ludzku i zacznij
uważnie słuchać.
Dziewczyna powolnie opuściła
nogi, które miała przerzucone przez ramię krzesła, oparła się lekko o krzesło,
założyła nogę na nogę, a ręce ułożyła na miejscu, które było do tego stworzone.
– Słucham więc – odpowiedziała
bezbarwnie i bez entuzjazmu, który jeszcze przed chwilą był obecny w jej
głosie.
Snape jednym ruchem nadgarstka
wystrzelił ze swojej różdżki patronusa, który gdzieś popędził, a kilkadziesiąt
sekund później z pokoju obok wyszedł Draco Lucjusz Malfoy.
Nie wypowiedziała ani jednego
słowa na jego widok, choć miała ochotę powiedzieć coś zgryźliwego.
Chłopak wyczarował krzesło
pomiędzy Snape’em a Hermioną, przybliżając się mimo wszystko do swojego ojca
chrzestnego.
Siedzieli w milczeniu. Pomimo że
dziewczyna miała nie lada chęć dowiedzenia się, co tym razem się zdarzyło i co
sobie we dwójkę uknuli i jaki jeszcze genialny plan będzie musiała odplątywać,
to za to nie miała najmniejszej ochoty rozpoczynać tej rozmowy. Nie czuła się
nawet na siłach. Miała ochotę po prostu wstać i stąd wyjść, i szczerze
zastanawiała się nad tą opcją.
– Hermiono, doszliśmy do wniosku…
– zaczął blondyn.
Dziewczyna przewróciła oczami.
– Od tego zawsze się zaczyna. –
Nie powstrzymała się przed komentarzem.
– Dasz mi dokończyć? – odpowiedział
nerwowo, wycierając ręce w spodnie.
Uniosła ręce w geście obronnym i
ze znudzeniem zaczęła rozglądać się po gabinecie.
– Doszliśmy do wniosku, że nie ma
sensu sprzeciwiać się Czarnemu Panu. Nie ma wątpliwości, co do tego, że moja
decyzja go jedynie rozzłości, a moje próby skończą się marnie i… – Hermiona
przestała słuchać. Ten sufit był naprawdę intrygujący; zmieszanie koloru
zielonego z czernią i granatem, a także domieszką fioletu, i może i żółtego
koloru, dawało naprawdę ładne połączenie.
– Hermiono! – Z zamyślenia wyrwał
ją chłopak.
– Tak? Ach tak, tak, jasne. – Jej
twardy wzrok spoczął na Draconie. – Przejdźmy do konkretów. Nie chcesz być
Śmierciożercą i walczyć przeciwko nam, tak więc robię, co mogę, by wymyślić i
powiązać działania, by tak się nie stało. Wtedy jak ósmy cud świata, objawia
się twój ojciec, który nagle wyraża swoje zdanie na temat twojej służby wbrew
Czarnemu Panu, które nawiasem mówiąc jest dopiero przemyślane po rozmowie z
szanownym profesorem Snape’em i jego namowach, i który pozwala ci wybrać drugą
drogę i zdobywasz jego cudowne poparcie, choć to absolutnie niczego nie
zmienia. Następnie rozmyślam nad tym, jak najkorzystniej zrobić z ciebie
członka Zakonu Feniksa, bez ciekawskich pytań i spojrzeń, a do tego tak, byś
nie stał się pierwszą, no może drugą, od razu po Harry’m, osobą, którą
Voldemort chciałby własnoręcznie zabić i próbuję związać koniec z końcem, by to
stworzyć, pomimo że ty tego nie widzisz, bo wolisz siedzieć w swoim pokoju i
udręczać się nad sobą albo popijać ze swoim ojcem herbatkę, gdy ja w tym samym
czasie proszę Dumbledore’a o przysięgę, której winna byłam nigdy nie składać, i
przed czym całe życie się wystrzegałam, a także zadręczam się i spisuję
pomysły, które mogłyby pomóc w takiej sytuacji, a ty, teraz, oświadczasz mi, że
to wszystko powinnam sobie wsadzić głęboko gdzieś, bo jednak decydujesz się na
rolę niewolnika i pluszowej zabawki Czarnego pieprzonego Pana. Zgadza się? –
Przekrzywiła lekko głowę w prawą stronę, świdrując go wzrokiem, a na jej usta
wypłynął krzywy uśmiech.
Draco siedział zdezorientowany,
szukając słów na swoją obronę.
Odsunęła ze zgrzytem krzesło i
ruszyła w stronę drzwi.
– Wiecie, co? Tak naprawdę, to
możecie robić, co wam się żywnie podoba. – Rozłożyła ręce bezradnie. – Jakby
nie patrzeć, to nie moja sprawa. Nie siedzę w tym bagnie; samowolnie czy
dziedzicznie. – Przeniosła wzrok od bruneta do blondyna. – Pamiętaj jednak, że
to twój ojciec zrzucił ten obowiązek na ciebie. – Patrzyła się to na jednego,
to na drugiego. – Nasłuchałam się już tyle tego trajkotania i pieprzenia trzy
po trzy, a mimo to wciąż nie wiem, co dzięki temu chcecie uzyskać. Wierzę
jednak, że przemyśleliście bardzo, ale to baaardzo dokładnie swój plan i są
podstawy, dzięki którym chcecie postąpić tak, jak sobie ustaliliście.
Prychnęła pod nosem. Dokładnie
wiedziała, co akurat Draco chce uzyskać tą rozmową.
– Moje poparcie? Nie w tym życiu,
choć niezmiernie mi miło, że zdecydowaliście podzielić się ze mną tą wspaniałą
nowiną. Bon voyage! – Ukłoniła się przed drzwiami i otworzyła je z rozmachem.
Wychodząc przypomniała jej się
jeszcze ważna rzecz, więc odwróciła się w drzwiach i spojrzała na Snape’a.
– Byśmy mieli jasność. W tym
momencie traci pan swoją posadę w moich „oddziałach”, że tak to ujmę.
Oczywiście, nie jest temu winna ta sytuacja, nie dajmy się zwariować, jednak
wykonał pan już swoją robotę, a słyszałam, że ma się pan teraz czym zająć. –
Przeniosła znacząco spojrzenie na blondyna. – W każdym razie niech pan nie
zapomina o Wieczystej Przysiędze, która wciąż nad panem wisi.
Nim zdążył cokolwiek opowiedzieć
na to, co właśnie usłyszał, Hermiona zamknęła za sobą drzwi.
Po kilku sekundach do jej uszu
dotarł dźwięk zwalanych rzeczy z biurka, dzięki czemu na jej ustach znów
zagościł uśmiech.
Oooj i znowu nowiuteńki rozdział! *.* Strasznie mi się podoba to, w jaki sposób piszesz. Masz oryginalny pomysł i świetne wykonanie. ;) Czasami zdarzają się literówki, ale coraz rzadziej XD Teraz Hermiona dziwnie się zachowywała o.O Co jej odbiło? Heh teraz niecierpliwie czekam na wyjaśnienia odnośnie tego szatyna o sosnowym(?) zapachu. :)
OdpowiedzUsuńCzekam z ciekawością na cd.
Życze weny, cierpliwości i wytrwałości!
~~ mlodzia113 :)
Ps. Długo mnie nie było, ale już nadrabiam. :)
Hej ;D Rozdział po prostu cudowny! *-* Jak Hermiona nagadała Snape'owi i Draconowi, to myślałam że padne normalnie *.* Cały rozdział jest boski, w każdym calu ;) Albo jak jeszcze samemu Severusowi ^^ Normalnie nienormalne ;o
OdpowiedzUsuńNo i ciągle to samo pytanie- kim jest ten gościu?! xD
No i co to za hasło?! xD Oj Dumbledore, ty i twoje hasła mnie rozwalacie xD
Życzę weny czekam niecierpliwie na kolejny zwrot akcji! *-*
Wpadnij do mnie, może znajdziesz coś ciekawego ;D http://dracoihermionasielofciajaxd.blogspot.com/
Pozdrawiam BellatriX ♥
Wspaniały rozdział :D
OdpowiedzUsuńHermiona zaszalała z tym kazaniem :)
Czekam na następny :D
Łał, tyle jestem w stanie powiedzieć. Strrrasznie podoba mi się jak zrobiłaś tutaj Hermionę. Charakter który jej dałaś świetnie do niej pasuje. Ogulnie całość jak zwykle lepsza niż u mnie ^_^
OdpowiedzUsuńhttp://de-la-fin-de-la-vie.blogspot.com/
Alex Avery
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńChciałam Cię poinformować - jeżeli mnie jeszcze pamiętasz, że wcześniejsze rozdziały które miałaś nieszczęście czytać zostały zaktualizowane. Mam nadzieję że choć trochę poprawiłam standardy mojej twórczości i kto wie może przemówi ona do Ciebie (?)
OdpowiedzUsuńPs. W każdym więc razie mam nadzieję że skusisz się na przeczytanie od początku...
P.ps. Kiedy następny rozdział?!? Umieram już z tęsknoty za Twoją Herm!!!
Wróciłam i czytam dalej!
OdpowiedzUsuńGenialne dialogi, prawie płakałam ze smiechu :D
I jeszcze jedno, jak słyszę "Miona' "Mionka" to mam odruch wymiotny.
Podobają mi się dialogi w tym rozdziale :)
OdpowiedzUsuń