Ok. Ok. Wybaczcie, wybaczcie, wybaczcie, najdroższe <3.
Jest tego mało, wiem, akcja nie jest powalająca, wiem, jednak o b i e c u j ę, że w kolejny rozdział pchnę więcej dynamiki, akcji - także pomiędzy tą dwójką!
Ostatnio czasu było na pęczki, ale postaram się poprawić!
Blogi czytam i nadrabiam, i wciąż czekam na zwiększenie transferu w telefonie, bym mogła robić to poza ścianami pokoju.
Czekam na Wasze NN i biorę się za pisanie - teraz, zaraz! :D
Betowała Sky ;3
Betowała Sky ;3
Cieplutko ściskam i całuję!
P.S.
Powstrzymajcie żądzę mordu za tak mało! xoxo
"Są takie bezcielesne rzeczy, są zjawiska,
Co mają byt podwójny..." Edgar A. Poe
Odnoszenie się do tego, co
racjonalnie przedstawiła przed Draco, nie było chyba konieczne. W sprawie
Albusa może i lekko naciągnęła, jednak prawda była taka, że była u niego i
próbowała go przekonać o tym, by pozwolił Malfoyowi przyłączyć się do nich. Co
prawda nie było w tej rozmowie wielkich umów, przysiąg, ani nic z tych rzeczy,
jakkolwiek nie była na tyle głupia i naiwna, by sądzić, że nawet taka zwyczajna
rozmowa z dyrektorem do niczego nie zobowiązuje. A tym bardziej ją. Dumbledore
nie od dzisiaj przeczuwał, że robi coś na boku. Jasne, nie wyjawiłby tego
wprost, a tym bardziej przed nią, bez jasnych i jednoznacznych dowodów, a także
powodu, dla którego mógłby to zrobić i to wyjście opłacałoby mu się, jednak
sposób, w jaki czasem na nią ukradkiem spoglądał, ten błysk w oku, gdy zdarzyło
jej się powiedzieć coś z ukrytą dwuznacznością, to wszystko prowadziło do tego,
że Albus stał się wobec niej podejrzliwy i miał ją na oku, a co z tym szło w
parze, wszystko do czego się zobowiązała, powiedziała, czy – możliwe, że nawet
jedynie – pomyślała, mogło być wykorzystane przeciwko niej, zapewne w najmniej
oczekiwanym momencie, jak to zwykle bywało z takimi sprawami.
Może trochę za ostro postąpiła ze
Snape’em. Nie to, żeby nie miała ochoty mu wszystkiego wygarnąć i przekląć go w
końcu raz a dobrze. Wszakże czasami przegapiała granicę, której nie może, a
raczej nie powinna przekraczać, jak skrzyżowanie na mało uczęszczanej ulicy.
Jednak w jej przypadku mogło to nie być bynajmniej mądre posunięcie, jeśli
chciała udawać jak najbardziej normalną osobę i to w dodatku o zdrowych
zmysłach, a przynajmniej z piątą klepką.
Nie udało jej się ukryć, że
przejęła się zanadto całą tą sytuacją, jednak swoje zachowanie musiała
niezależnie od tego obrócić na swój zysk. Fakt, nie było to trzymanie emocji na
wodzy, ale Draco czasami dużo lepiej reagował, gdy ktoś przed jego nosem
przedstawił mu sprawę jasno i przejrzyście. Dobrze, może i użycie słów „dużo
lepiej” nie było prawdziwe do bólu, ale pomimo pierwszej fali agresji i złości,
która następowała po takim wydarzeniu, on uruchamiał w końcu swój szare komórki
i olśniewający tok myślenia, co pozwalało mu na ocenienie sytuacji na chłodno…
No chyba, że kochany i najwspanialszy pod słońcem wujek okaże wobec niego swoje
złote serce i zaangażowanie w sprawę, i zepsuje całą akcję. A przypuszczalnie
na to też mogła liczyć.
Spojrzała na zegarek: 20:57.
Miała jeszcze czas do ciszy nocnej, a nie chciała na razie wracać do pokoju
przepełnionego hormonami i piskliwymi odgłosami.
Wyszła na świeże powietrze.
Wrzesień.
Otaczało ją zewsząd ciepłe
powietrze, jednak gdy postało się odpowiednio dłuższą chwilę w jednym miejscu,
poczuć można było na skórze chłodny powiew wiatru, przez który na skórze
pojawiała się gęsia skórka.
Nie lubiła zimna.
Nie lubiła dotykać rzeczy zimnych
jak lód czy przebywać w wyziębionym pomieszczeniu.
Nigdy tego nie lubiła.
Jednak teraz była to część jej
życia.
Dowiedziała się o nim kilku
ważnych rzeczy i tego, co dzięki nim mogła uzyskać.
Nikt nie lubił zimna. Przeważnie.
Albo w umiarkowanym stopniu.
Zrozumiała, że nawet jeśliby z
całego serca pragnęła się od niego uwolnić, to on i tak ją zawsze odnajdzie,
gdziekolwiek by nie próbowała uciec. Tak samo jak z ciemnością. Nawet, gdy
podniesiesz broń do walki, to i tak jesteś na przegranej pozycji, a po fakcie
znajdujesz się w jeszcze gorszym położeniu niż przedtem. Trudniej jest pogodzić
się z tym, kto jest twoim wrogiem, niż próbować pojednać się od początku.
W każdym razie błędnie zakładamy,
że to, czego nie potrafimy zobaczyć, nie ma swojej siły. Nie chodzi tutaj w
żadnym wypadku o wiarę, jaką wyznajemy i to, czy w ogóle wierzymy w to, że
świat powstał dzięki intencjom żywej osoby lub osób. Chodzi o coś zupełnie
innego.
Ludzie mają tendencje do
wypierania się prawdy lub tego, co usłyszą tylko ze względu na to, że nie
widzieli tego na własne oczy. Może to dziać się na końcu świata albo i nawet
gdzieś niedaleko nich, ale i tak, jeśli sami tego nie doświadczą, nie będą w
stanie w to uwierzyć. Z jednej strony może to i dobre nastawienie – przynajmniej ludzie nie będą w takiej samej mierze naiwni i łatwowierni – jednak patrząc z drugiego punktu widzenia wypierając się wszystkiego, co jest
niewytłumaczalne i dla nich niejasne, zakładają na swoje oczy coraz to większe
klapki, przez które nie są w stanie samodzielnie ani trzeźwo myśleć. Zaczynają
iść schematami, odrzucając wszystko co nowe i będące potencjalnym zagrożeniem
dla ich wiedzy, którą – nawiasem mówiąc – i tak mają ograniczoną.
Powracając, w naszych czasach,
gdy człowiek chce mieć wszystko czarno na białym, nie jest też w stanie
zobaczyć w ciemności czegoś innego niż mroku, który go ogarnia. Nie jest w
stanie dojść do wniosku, że strach, który się w nim gromadzi, nie jest jedynie
spowodowany tym, że nie widzi w pełni, dokąd ma się udać, ale siłą jaką ono w
sobie posiada, i dzięki jakiej jest w stanie nami kontrolować.
A akurat ciemność jest jedną z
najpiękniejszych rzeczy na świecie.
Zimno i mrok to dwa najsilniejsze
ogniwa, które dobrze zrozumiałe, potrafią przynieść wiele korzyści i być w
takim samym stopniu niebywale pomocne, jak i niebezpieczne.
Hermiona doszła do Zakazanego
Lasu. Nie był to jeszcze okres pełni. Nie musiała wchodzić do lasu i zwoływać
stada. Nawet nie miała ochoty przemieniać się i chodzić bez celu między
drzewami, a zwykle to przynosiło jej uspokojenie.
Czuła się zagubiona. Nie potrafiła znaleźć
sobie miejsca. Nie tyle, co tutaj, stojąc przed widocznie oddzieloną granicą
między tym, co dobre, a tym, co zakazane, ale i w swojej duszy. Nie była w stanie
zebrać swoich myśli i poszufladkować ich, ani znaleźć doskonałego wyjścia z
sytuacji. Szczerze mówiąc, nawet nie chciała tego robić. Jedynie, czego w tym
momencie pragnęła to położyć się na ziemi bez obrazów i słów latającymi przed
oczami i wyłączyć choć na chwilę myślenie – jednak tego w takim stanie nie była
zdolna osiągnąć. Nie w tym momencie.
Postanowiła wstąpić do Hagrida i
porozmawiać z nim trochę. Wiedziała, że kto jak kto, ale on zrozumie ją
dokładnie, nawet jeśli będzie wymijać prawdę o dwa kroki.
Powolnym krokiem ruszyła w stronę
chatki.
Zerwał się silniejszy wiatr,
jednak Hermiona nawet na to nie zareagowała. Szła, jednak myślami była
całkowicie daleko, nie rejestrując kiedy rozpoczęła tę wędrówkę rozmyśleń.
Zapukała mocno dwa razy w drewniane
drzwi i cofnęła się o kilka kroków, by przypadkiem nie dostać nimi w głowę.
Po kilku sekundach usłyszała
ciężkie kroki i skrzypienie podłogi, a chwilę później ujrzała wychyloną głowę
Hagrida zza drzwi.
– To tylko ja. – Uśmiechnęła się
Hermiona lekko. – Oczekujesz kogoś?
– Nie, nie – odpowiedział szybko. – Wchodź, wchodź, Hermiono. – Przeniósł na nią wzrok, uśmiechnął się szeroko i
otworzył drzwi, pozwalając jej przekroczyć próg.
Wskazał jej miejsce ręką i
poszedł zaparzyć herbaty.
– Co cię sprowadza, Hermiono? – zagaił siadając naprzeciw dziewczyny.
– Dawno się nie widzieliśmy,
Hagridzie. – Jedynie stwierdziła, rozglądając się powoli dookoła pomieszczenia.
– Coś się stało?
– Za dużo rzeczy w tak krótkim
czasie. – Pokręciła lekko głową, pozwalając by loki opadły na jej twarz. Wzięła
filiżankę herbaty, którą Hagrid postawił przed nią i upiła łyk. Melisa. Jak
zwykle miał wyczucie sytuacji.
– Czy jest to wspólne z tym, co
się tera dzieje poza murami?
– I to niestety w znacznym
stopniu.
– Hermiono, ni powinnaś się
pakować w takie sprawy. Zostaw je dorosłym.
Dziewczyna pokręciła głową z
dezaprobatą, a na jej usta wypłynął sarkastyczny uśmiech.
– Miałam nadzieję, że mi
doradzisz, Hagridzie, ale chyba przyszłam w nieodpowiedniej chwili. – Wstała z
miejsca. – Daj znać, gdy załatwisz już wszystkie męczące cię sprawy. – Poklepała go lekko po ramieniu i ruszyła do drzwi, głaszcząc na odchodne Kła po
jego olbrzymiej głowie.
Nie czekała na odpowiedź. Nie
czekała na to, by ją zatrzymał. Ruszyła przed siebie.
Kolejna osoba skreślona z listy
tych, którzy mogliby chociaż pustymi słowami postarać się przynieść jej ulgę.
Wsadziła ręce do kieszeni dżinsów
i ruszyła na bagna, nieustannie się rozglądając.
Tyle lat tutaj spędziła i
wszystko wyglądało tak, jak za pierwszym razem, gdy się tu znalazła.
Nie mogła osądzić czy to źle, czy
dobrze.
Położyła się na plecach przy
jeziorze, chowając ręce do kieszeni rozpiętej bluzy i obserwując niebo i owady
latające nad wodą.
To wszystko dawało do myślenia,
jednak nie chciała w tej chwili w tym się zagłębiać. Będzie miała jeszcze na to
czas. Dwa tygodnie do spotkania z Tomem Riddle'm. Dwa tygodnie do ułagodzenia
sytuacji i, co za tym szło, relacji ze Snape’em – jeśli to on miał ją
teleportować, to nie powinien być na nią wściekły bardziej niż zwykle; po
pierwsze nie ujdzie to uwadze Voldemorta, a po drugie miała nadzieję, że wtedy
za to, co miała zamiar zrobić, będzie wypytywana dwa razy krócej.
Zamknęła powieki i skupiła się
jedynie na swoim oddechu, próbując odegnać nękające myśli.
Hermiona usłyszała szelest liści
i otworzyła oczy. Niebo, które ujrzała, tuż nad sobą, jako pierwsze, było
przykryte warstwą czarnych chmur, które mogły przynosić ze sobą jedynie deszcz.
Powoli usiadła i odwróciła głowę
w stronę lasu, z którego usłyszała hałas.
Rozejrzała się dookoła, jednak
nikogo nie dostrzegła w pobliżu, co przyniosło jej ulgę.
Wstała z ziemi i otrzepała lekko
tył bluzy z brudu.
Odczekała chwilę, jednak nic
więcej nie usłyszała.
Nie szukała przygód. Wygrywała
je, jak na loterii – nie chciała psuć
tego schematu.
Ruszyła z powrotem do Hogwartu.
Korytarze były puste, jednak mimo
grubych ścian można było usłyszeć urywki rozmów i ożywczych dyskusji toczonych
w dormitoriach.
Nie powinna była złościć się na
Hagrida ani dziwić się jego reakcji. On był wielkodusznym człowiekiem i chciał
ich wszystkich uchronić przed niebezpieczeństwem, a tym bardziej przed
czynnikami zewnętrznymi, na które w obecnym stanie, nie mieli żadnego wpływu.
Nie powinna była przyklejać mu
naklejki powiernika.
To był jej błąd. Pomimo że
wiedziała, iż większość ludzi nie zrozumie jej położenia, błędnie przyjęła, że
olbrzym z pewnością może być wykluczony z tej grupy, bez uprzedniego wybadania
gruntu. Niby nic się nie stało, nigdy nic się nie dzieje. Teraz jedynie wie, że
węszy, a Hagrid czasami mówi o dwa słowa za dużo. To był jej obowiązek, by być
przed jego krokiem.
Portret Grubej Damy otworzył się
bez większych problemów.
Hermiona wymieniła kilka zdań ze
znajomymi, którzy znajdowali się w pokoju wspólnym, a następnie udała się do
dormitorium i zaczęła szykować się do snu.
Następny dzień nie wydawał się
być emocjonujący. Wszystko działo się według starego, narzuconego schematu.
Pobudka, łazienka, ubranie, śniadanie, lekcje. Cały dzień starała się skupić
całą swoją uwagę na zajęciach, jednak co chwila traciła powiązanie pomiędzy
tym, co mówi nauczyciel. Nie rozmyślała nad niczym przejmującym. W jej myślach powstawała
czasami czarna dziura, która wchłaniała wszystko, co napotkała na swojej
drodze. Jednak to nie jej działanie zatrzymywało jej podświadomość w tym
miejscu, w tej samej pozycji, ale jej wygląd. O tak, czarna dziura potrafiła
zaprzeć dech w piersi.
Hermiona skończyła ostatnią
lekcję, jaką miała dzisiejszego dnia i udała się w stronę biblioteki. Nie miała
ochotę na obiad, wolała pozostać w jednym miejscu, w stanie egzystencjalnym,
jednak tak, by nie być zauważoną przez nikogo. I wziąć się za wiersz – już
prawie go rozwikłała.
Wkroczyła trochę pośpiesznym
krokiem, przywitała się z bibliotekarką i ruszyła na sam koniec półek, gdzie
prawie zawsze zajmowała miejsce.
Otworzyła zeszyt, w którym
zapisaną miała sentencję i położyła obok siebie także słowniki i książki, które
mogły jej się przydać.
Miała na razie dwa pierwsze
zdania:
Dostrzec gwiazdę łatwo może
ktoś,
kto spędza pod nią noc.
Jednak trudniej mu, gdy
księżyc w ukryciu gór.
I jak na razie nie zdawała sobie
sprawy z tego, co mogły one symbolizować.
Nawiązanie do astronomii.
Gwiazdy, księżyc, a do tego nieszczęsne góry, które ni stąd, ni zowąd dołączone
zostały do zdania.
Postanowiła dzisiaj rozpracować
resztę linijek tekstu. Lepiej wcześniej, niż wcale.
Dopiero znalazłam twojego bloga i muszę ci powiedzieć iż jestem zachwycona. Masz bardzo ładny styl i dobrze piszesz czy moge prosić o info o nn na gg; 46645650 pozdrawiam i życzę weny Nemi
OdpowiedzUsuńpiękny rozdział, bardzo chętnie będę czytała każdy kolejny ! :)
OdpowiedzUsuńSuper rozdział :) Z niecierpliwością czekam na kolejny ♥
OdpowiedzUsuńCoś za spokojnie....
OdpowiedzUsuń