~ HGxSS w granicach nierozsądku ~: Rozdział 11

czwartek, 2 maja 2013

Rozdział 11

Musicie mi wybaczyć i powstrzymać chęć zaavadowania i poćwiartowania, mojej wspaniałej - i w dodatku skromnej - osoby, bo oto nadchodzi długo oczekiwany (choć, chyba jeden z gorszych) rozdział :D
Kurde, będąc jedynie czytelnikiem - mówiąc z własnego doświadczenia - uważa się, że to nie jest lada wyzwanie napisać coś logicznego, głębszego, mającego ręce i nogi. Dopiero teraz pisząc, zrozumiałam na własnej skórze, jak potrafi by ciężko. Tak więc, z tego bełkotu, chciałam powiedzieć wam tylko jedno - czekajcie, a się doczekacie ;)
Mam nadzieję, że już więcej nie powtórzy się taka sytuacja, że aż miesiąc nie będzie niczego nowego.Co do tego rozdziału - możecie być trochę w szoku Luna-Snape, ale wszystko wróci do jako takiej normy w następnym rozdziale, więc byłaby wdzięczna, gdybyście różdżki, a także broń palną - tyczy się tych, którzy zniszczyli różdżki, lub cokolwiek innego z nimi zrobili - odłożyli na ich pierworodne miejsca :>

Szczere podziękowania side_of_sky, która zdecydowała się podjąć tego oto zadania i zostać moją Betą C:


P.S.

Mimo, że nie dokonałam zmian w zemście, to mam nadzieję, że nie wypadnie ona tragicznie... Choć nikt nie powiedział, że to jest jej całkowity koniec ^^


Dziewczyny zeszły powoli, ramię w ramię, trzymając się balustrady schodów. Skutek tego, jak na ich widok zareagowali chłopcy nie był taki, jak sobie wyobrażały, ale o wiele bardziej komiczny i można było uznać, że im pochlebia. Fred i George mieli oczy na wierzchu, a szczęki z wrażenia opadły im na podłogę, po czym tracąc równowagę wpadli na Rona, który wyglądał podobnie jak jego bracia i zatoczył się na dywan łapiąc się kurczowo Harry’ego. Harry stał jak oniemiały i nie zwracał najmniejszej uwagi, na to co się właśnie obok niego dzieje, razem z Ronem padł jak kłoda, nie odrywając wzroku od dziewczyn. Na policzkach Hermiony zakwitł rumieniec, który wywołany był bardziej rozbawieniem całą tą sytuacją niż zawstydzeniem, a Ginny obok niej wydawała się być w podobnym stanie. Obie powstrzymywały się od głośnego śmiechu.
Fred i George opamiętali się szybciej od reszty i z szerokimi uśmiechami na twarzach stanęli przed dziewczynami. Pochylając się lekko w geście ukłonu zapytali:
– Czy moglibyśmy towarzyszyć…
– … wam na tej kolacji?
– Ja nie mam nic przeciwko. A ty, Ginny?
– Jestem za – odpowiedziała ruda, jak dla przyjaciółki za szybko.
Hermiona kątem oka przyjrzała jej się badawczo. Takie zachowanie jedynie potwierdzało teorię, że Ginny chciała mieć jak najmniejszy kontakt z Harrym. Zanotowała sobie w pamięci, by zapytać, co zamierza z nim zrobić dalej.
Brązowowłosa przyjęła oferowane ramię Freda i ruszyła w stronę pani Weasley, która uśmiechała się szeroko. Po drodze zauważyła zniesmaczone miny Rona i Harry’ego. Tego drugiego, i owszem, potrafiła zrozumieć, bo mógł czuć się głupio czy nawet żałośnie, że dziewczyna wolała pójść ze swoim bratem niż z nim. Jednak za nic w świecie nie potrafiła pojąć, czemu Ron patrzy się w nią tak intensywnie jakby chciał wypalić w niej dziurę swoim wzrokiem. Czyżby miał jej za złe, że zdecydowała się na ofertę brata? Przecież już dawno wyjaśnili sobie, że ona nic innego do niego nie czuje, niż braterską miłość. Była pewna, że rudowłosy przyjął to do wiadomości i byli na przyjacielskiej stopie. Pokręciła głową z dezaprobatą – nie miała ani ochoty, ani czasu roztrząsać tego jeszcze raz. Mogła mieć tylko nadzieję, że po prostu źle to odczytała – choć równało się to z pomyleniem trolla z mrówką. Westchnęła i spojrzała na uśmiechniętego Freda. Musiała się odprężyć i zapomnieć o swoich podejrzeniach. Nie chciała nikomu niszczyć tego wieczoru, tym bardziej chłopakowi, który dumnie stał obok niej i trzymał jej przedramię na swoim.
Wyszli na podwórko za panią Weasley. Fred lekko dotknął jej talii i wszyscy ustawili się obok siebie, po kolei aportując się przed magiczną restaurację. Weszli do środka wciąż nie odzywając się słowem. W środku panowało lekkie przeludnienie, ale na całe szczęście goście nie rozmawiali zbyt głośno, nie chcąc sobie wzajemnie przeszkadzać. Ściany pomalowane były na jasnobeżowy kolor, a obrusy na stolikach miały czerwony odcień, co dawało cudowny kontrast. Z sufitu zwisały przepiękne, białe żyrandole, które tylko dodawały uroku restauracji. Dziewczyna zastanawiała się, jak dawno temu Bill i Fleur musieli zrobić rezerwację, aby teraz się tutaj spotkać. Tutaj pewnie nawet szklanka wody kosztowała majątek.
– Tędy chodźmy, kochani – zaświergotała pani Weasley piskliwym głosem. Hermiona i Ginny spojrzały po sobie powstrzymując śmiech, lecz bliźniacy nie kryli się z tym i obaj śmiali się wniebogłosy. Ludzie w restauracji spojrzeli na nich sceptycznie, a dziewczyny trąciły łokciem w żebra swoich towarzyszy, próbując przywrócić ich do porządku. Udali się za kobietą w stronę jednego ze stolików i dopiero stając obok niego spostrzegli troje osób siedzących przy nim.
– Witajcie! – Bill szybko uniósł się w górę i mocno przytulił każde z nich, zatrzymując się przy Hermionie i Ginny. – Dziewczyny, wyglądacie powalająco! – Schylił się tak, aby tylko one mogły go usłyszeć. – W końcu dożyłem dnia, w którym przyćmiłyście swoją urodę moją Fleur i jej siostrę. Tylko nic im nie mówcie, bo w najlepszym wypadku dostanę Avadą! – Zaśmiał się, a one mu zawtórowały.
Kolacja przebiegała w spokoju, od czasu do czasu ktoś z kimś wymienił spostrzeżenia, ale w większości słychać było rozmowę pani Weasley z Billem, który opowiadał o swoich przygodach na posadzie Łamacza Zaklęć w Banku Gringotta. Bliźniacy szeptali pomiędzy sobą śmiejąc się co chwila i spoglądając na resztę, Ginny siedziała trochę zdenerwowana, wiercąc się na krześle i spoglądała „ukradkiem” na Gabrielle. Hermiona zdusiła śmiech, gdy na to patrzyła – dziewczyna za grosz nie potrafiła udawać, że nie patrzy na najmłodszą latorośl Delacour; musiała zapamiętać, żeby nie brać jej do żadnego typu zadań polegających na śledzeniu kogokolwiek, mogła być pewna, że detektywem to Ginny by nie została. Ona jedyna wiedziała czemu rudowłosa próbuje mieć na oku wilę, lecz mogło wydawać się to dosyć – mówiąc łagodnie – podejrzane. Przecież ona sama miała się tym zająć, a Ginny miała odegrać tylko krótką rolę na wstępie… Sięgnęła pod stół i ścisnęła rękę przyjaciółki, chcąc ją oderwać od patrzenia w stronę blondynki, jak i zarazem dodać jej otuchy. Weasley spojrzała na nią i kiwnęła lekko głową, dając znak, że już wszystko w porządku. Musiały poczekać, aż skończą kolację – dopiero wtedy mogły wtoczyć swój plan w rzeczywistość.
Przed restauracją znaleźli się szybciej, niż Hermiona by przypuszczała. Przez całą kolację zastanawiała się, czy to na pewno dobre posunięcie, niby nic wielkiego, ale jeżeli nawet jakiś szczegół zrobiłyby nie tak, wszystko mogło legnąć w gruzach, a one same by przepadły. Spojrzała na zegar znajdujący się nad jednym ze sklepów, który wskazywał 19:43 – czyli godzinę w sam raz, aby wkroczyć do działania. Hermiona lekko obróciła głowę w kierunku Ginny, która przez cały czas ją obserwowała i niepostrzeżenie kiwnęła w jej stronę. Widziała, jak dziewczyna bierze jeszcze kilka głębszych oddechów, nim zaczęła „zabawę”. Może jednak nie będzie to taki zły dzień?
Kilkadziesiąt sekund później znaleźli się na posesji Weasleyów. Hermiona wciąż odczuwała kolejne skutki z listy „Aportacja moim życiem! – czyli czego powinnam się strzec”, tym razem chciało jej się wymiotować i uparcie bolało ją prawe przedramię – mogła  odhaczyć sobie kolejne podpunkty. Całe szczęście nie rozszczepiła się, bo powrót wszystkiego na własne miejsce pewnie byłby o wiele, wiele gorszy, a jakoś nie miała ochoty być królikiem doświadczalnym i to przeżywać. Znając tą cudowną, wspaniałomyślną i jakże uczynną Ritę Skeeter, która niewykluczone, że ciągle ich obserwowała, ze względu na to, że przyjaźnili się z Harrym, to znalazłaby się tu w mgnieniu oka z tym swoim wścibskim, wrednym i, Merlin jeden wie, jeszcze jakim samopiszącym piórem – a raczej piszącym to co ona chce, aby było napisane – i efekty ogłosiłaby całemu czarodziejskiemu światu, jakby nie było nic a nic ciekawszego.
Hermiona potrząsnęła głową chcąc pozbyć się niepotrzebnych myśli. Teraz miała jeden określony cel, który mógł wynagrodzić jej wszystko, co chciała. Gabrielle zachowywała się, jakby oczekiwała, że wszyscy za chwilę padną jej do stóp i zaczną całować jej te pięknie wypucowane pantofelki. Dziewczyna z jednej strony chciała się histerycznie roześmiać na ten widok, a z drugiej pragnęła do niej podejść, potrząsnąć nią porządnie z całych sił i może wbić coś do tego przeklętego łba. Podobno informacje podawane w szoku bardziej dochodziły do podświadomości, bo osoba takowa odpychała mimowolnie od siebie wszystko, nad czym rozmyślała – choć ona pewnie nawet nie umiała używać tego, co miała pod czaszką, oczywiście przypuszczając, że w ogóle coś tam miała – i w pełni skupiała się na swoim rozmówcy, a jej mózg – no dobra, załóżmy, że go ma – przetrawiał wiadomości kilka razy szybciej i zostawały one trwalej w umyśle. Jeszcze lepiej, jeżeli takie informacje zostają dobitnie podkreślone, zwykle przez krzyk, wtedy to już w ogóle w głowie zostaje nam pomnik z tymi słowami. Niestety, tak jak wszystkiego, to i tego są negatywne strony – dłuższe przekazywanie wiadomości taką drogą może się równać z przepełnieniem, gdzie kolejny wiekopomny pomnik nie może się zmieścić, a to zwykle oznacza ignorancję w pełnym tego słowa znaczeniu.
Brązowowłosa obejrzała się dookoła i stwierdziła, że przyjaciółka wpatruje się w nią intensywnie, czyli musiała być to dłuższa chwila, w której odpłynęła od rzeczywistości. Zebrała się w sobie i ukryła niepotrzebne emocje – przecież w tym momencie nie powinna mieć wypisanego na twarzy zdenerwowania – a raczej determinacji – ewentualnie zawsze mogła pocieszyć się maską uśmiechu, która przychodziła jej o wiele łatwiej, a rzec można, że wręcz naturalnie.
Hermiona ukucnęła udając, że poprawia zapięcie w butach i niepostrzeżenie wyciągnęła różdżkę spod sukienki, kierując ją w stronę Gabrielle. Teraz chętnie uścisnęłaby i ucałowała osobę, która pomyślała o specjalnym miejscu do przechowywania tej „broni” w takowych kreacjach. Musiała przyznać, że nieraz zdarzało się jej trzymanie różdżki w pończosze, gdy sukienka czy spódnica nie posiadała takiego luksusu, a to nie było specjalnie wygodne i często krępowało ruchy.
Rzuciła zaklęcie, przez które włosy dziewczyny stanęły każdy w inną stronę, jakby właśnie została porażona piorunem. Gra wstępna się rozpoczęła, pomyślała z goryczą. Ginny zaczęła przedstawienie.
– Gabrielle, moja droga! Kochana, chodź do mnie. Pozwól, że zaprowadzę cię na chwilę do mojego pokoju.
– Niby po co? – Hermiona prychnęła cicho. Ze wszystkich zdań, jakich była się w stanie nauczyć Francuzka, tylko to jedno potrafiła wypowiedzieć tak płynną angielszczyzną. Najwidoczniej w domu w każdej chwili je ćwiczyła.
– Troszeczkę popsuła ci się fryzura, moja miła. Chodź ze mną, a zaraz to naprawimy i tutaj wrócimy. – Blondynka po chwili wahania pokiwała głową i zwróciła się w stronę rudowłosej, by ta ją prowadziła w stronę pokoju.
Hermionie dziękowała w duchu, że to Ginny zajęła się tą częścią planu. Pierwszym instynktownym ruchem, który objawiał się, gdy widziała tę małą, nieznośną istotę na swojej drodze, było wyciągnięcie różdżki i wycelowanie w nią. Był to zapewne skutek tego, jak najmłodsza latorośl Delacour zachowuje się w stosunku do innych, no i pewnie ta nieszczęsna łajnobomba, która wybuchła jej przed nosem też miała w tym udział, przez co nie znosiła jej jeszcze bardziej. Mogła zrozumieć głupie zabawy i inne tego typu rzeczy, ale wtedy ta dziewucha bezczelnie się na nią gapiła i dokładnie zdawała sobie sprawę z faktu, że ona ją widzi i nic nie zrobiła. Oczywiście to nie była pierwsza jej zagrywka, z czego pamiętała po niej nastąpił atak szyderstwa z jej osoby, zaklęcia na jej łóżko, ubrania, a nawet na jej włosy, które próbowały żyć własnym życiem. Nie, żeby nie umiała nic na to poradzić, no ale jeżeli ktoś co chwila świadomie gra ci na nerwach i nie chce się odczepić to nie można się dziwić, czemuż to nie darzysz go sympatią i chcesz mu się odpłacić.
Dziewczyna ruszyła za nimi przepraszając pozostałych. Kiedy dotarli do pokoju Ginny, Hermiona niepostrzeżenie obróciła się stronę drzwi.
– Muffliato – rzuciła szeptem zaklęcie i zasiadła na jednym z foteli. – Proszę, usiądź, Gabrielle. Herbatki? – spytała z ociekającym od nadmiaru słodyczy głosem.
– Tak, prosić. O co chodzić? – Zasiadła na wskazanym przez brązowowłosą fotelu.
– Nic takiego, moja droga. – Machnęła lekko ręką, niby od niechcenia. – Chciałam tylko porozmawiać, trochę poplotkować, wiesz jak to kobieta z kobietą. – nalała jej herbaty.
– O czym chcieć rozmawiać?
– Jak ci się tutaj podoba? Chyba dawno już tutaj ciebie nie było.
– Duzio się ni zmienić. Dziś po kolacji mam poznać niektórich nauczycieli. U nas duzio mówić o profesor Dumbledore, McGonagall i profesor Snape. Podobno to jeden z najlepsich Mistrz Eliksirów.
– Taa… – sarknęła. – Może i najlepszy, lecz nie najmilszy.
– Pewnie ni dla ciebie. – Podniosła dumnie głowę. – Dla mnie na pewno być… Chcieć się założyć?
– Oj Gabrielle, Gabrielle. A co niby mogłabyś mi dać za wygraną? – nalała jej kolejną szklankę napoju.
– A co chieć?
– Jeszcze nie jestem pewna. Zastanowię się nad tym – podstępny uśmieszek zagościł na jej twarzy.
– A co mi dać?
Prychnęła, bardziej z rozbawienia niż ze zdenerwowania.
– Jeżeli wygrasz przyznam ci rację.
– Przed całą rodzina i profesorowie.
– Zgoda. – Dolała jeszcze więcej herbaty. – Pij, pij. Strasznie jesteś blada.
Gabrielle dopiła do końca trzecią szklankę, po czym odezwała się:
– Ziakład?
– Zakład – podała jej rękę i w duchu uśmiechnęła się złośliwie. Idzie mi coraz lepiej.
W tym momencie dalszą grę przerwał jej głos dochodzący z dołu:
– Dziewczynki, proszę, chodźcie na chwilę. Zjawił się właśnie dyrektor i kilka innych osób – usłyszała panią Weasley.
– Dobrze, zaraz będziemy – odpowiedziała Ginny, która dotychczas stała z boku.
O Merlinie, musiało stać się coś poważniejszego, skoro pani Weasley nas woła… No i dyrektor w Norze podczas wakacji? Niezbyt pogodna wizja, przeleciało przez jej umysł.
Hermiona spojrzała na dziewczynę, która siedziała naprzeciw niej; coraz bardziej wierciła się na fotelu. Niedługo się zacznie, pomyślała ze złośliwą satysfakcją. Szybko poszła do łazienki, by poprawić wygląd i chwilę później została szybko wypędzona przez najmłodszą Delacour, która wparowała do pomieszczenia i zamknęła szczelnie drzwi
– Coś ty jej zrobiła? – wyszeptała jej do ucha Ginny, kiedy schodziły na dół po schodach.
– Niedługo zobaczysz… – Uśmiechnęła się podstępnie, na co tylko przyjaciółka wybuchła gromkim śmiechem. – Zastanawiam się, o co chodzi dyrektorowi. Wiedziałam, że dzisiaj musi się wydarzyć coś niepożądanego.
– Pechowa trzynastka, co?
– No coś ty! Wprost ubóstwiam ten dzień – sarknęła i zaśmiała się po chwili.
– Wiedziałam. – Mrugnęła do niej. – Chyba nie wszystko poszło po twojej myśli – przekomarzała się z nią. Wkraczały już do kuchni i nie mogła się zdradzić o co chodzi.
– To wszystko wina tego, że nie miałyśmy za mało czasu, by wprowadzić wszystko w praktykę – spojrzała na nią porozumiewawczo. – No, ale nie mamy co się obwiniać. To dopiero pierwsze testy.
– Masz rację, współpracowniku. Następnym razem trzeba znaleźć lepszy czas i lepsze miejsce.
– Na co? – syknął za nimi ostry jak brzytwa głos, który sprawił, że obydwie natychmiastowo się obróciły.
– Słucham? – Hermiona szybciej doszła do siebie, dziękując w duchu, że jej głos nie był cichym piskiem pełnym strachu.
– Na co trzeba znaleźć lepszy czas i miejsce? – powtórzył już w pełni widoczny Snape.
– Na naszą nową pracę z Obrony Przed Czarną Magią, profesorze. Niestety, nawet jeżeli bardzo chciałabym powiedzieć panu coś więcej, to nie mogę. Każda z par musi pozostawić swój projekt w absolutnej tajemnicy. Tym bardziej, że jest to jedyna praca przeprowadzana z rokiem niżej i profesor boi się, że się wygadamy i cały projekt pójdzie na nic. – gładko skłamała brązowowłosa. Na swoje szczęście ostatnio często używała tej gadki, aby zmylić natrętnych „kolegów”, którzy się do niej przyczepiali, więc nie zawahała się, wypowiadając te słowa.
Pozostali zaczęli zajmować miejsca, więc Snape niechętnie kiwnął powoli głową i ruszył w stronę swojego siedzenia.
– Na miłość bogów, Hermiono! To było niesamowite! A jeszcze bardziej niedorzeczne jest to, że on ci uwierzył…
– Nie uwierzył mi, Ginny – przerwała jej z lekko skwaszoną miną. – Rozpoczęło się zebranie, i jeśli się nie mylę, to zebranie Zakonu Feniksa.
– Ale przecież…
– Wiem, Ginny. I właśnie to martwi mnie jeszcze bardziej.
– Oj kochane, gdzie podziała się Gabrielle? – przerwała im pani Weasley, która krzątała się po kuchni.
– Powiedziała, że nie za dobrze się czuje – skłamała, po czym dodała ściszając głos: – Ma jakieś problemy z żołądkiem i zamknęła się w łazience.
– Biedaczka… – Usłyszała tylko, gdyż kobieta się zaczęła od nich oddalać.
– Hermiono, na bogów, co to był za eliksir?! – Ginny spojrzała na nią zaintrygowana i podekscytowana.
– Na przeczyszczenie – odparła z rozbawieniem, po czym obydwie wybuchły śmiechem.
Hermiona opanowała się i rozejrzała dookoła. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że pomieszczenie zostało powiększone, aby zmieściła się tu tak pokaźna liczba osób. Niektórzy obrócili się w ich strony i dopiero pod czujnym wzrokiem zorientowała się, że wciąż miała na sobie sukienkę wieczorową. Czuła, jak jej policzki przyjmują czerwoną barwę. Dostrzegła siedzących w środku Remusa i Tonks, później niedaleko nich zasiadała McGonagall i Moody. Widziała kilkoro innych osób, ale nie miała nawet czasu im się przyjrzeć, gdy usłyszała głos dyrektora.
– Witam was wszystkich, moi drodzy – zaczął pogodnym tonem i skinął wszystkim na powitanie, a oni mu odpowiedzieli. – Zebraliśmy się tu z dość niezwykłej okazji. Wiem, że to coś nowego – robić zebrania Zakonu w środku wakacji – lecz mam niepokojącą wiadomość… Voldemort zaczyna zbierać swoją moc i działać – zdało się usłyszeć świst wdychanego powietrza i kilka krzyków szoku. – Tak, moi drodzy. Nie wiadomo, do jakiego poziomu się teraz posunie, lecz od Severusa dowiedziałem się już kilka niepokojących wiadomości, z którymi się zaraz zapoznamy… Jednakże przed tym mam zamiar pod waszą zgodą przyjąć w nasze progi kilkoro z najzdolniejszych uczniów, którzy są dla nas cennym skarbem.
– Ależ Albusie! To jest nie do przyjęcia! – krzyknęła pani Weasley, na co pokiwało kilka głów w geście zgody.
– Molly, wiem, że chcesz dla nich jak najlepiej, lecz to jest dla ich dobra.
– Dla ich dobra?! Albusie, nie mówisz poważnie!
– Ależ tak, moja droga. Mówię całkowicie poważnie. Zdaję sobie sprawę, jak to wygląda, ale z nimi mamy większe szanse na wygranie tego pojedynku.
– Więc chcesz narażać ich życie na coś takiego?!
– Dokładnie zdajesz sobie sprawę z tego wszystkiego – wciął się ostro Snape. – Myślałaś, że to będzie spotkanie przy filiżance kawy i krótka pogawędka? Sądzisz, że jeżeli nie pozwolisz im wejść w nasze kręgi będą bardziej obeznani w tym, co się dzieje? Nawet jeśli do nas nie dołączą to i tak ten bezmózgi Potter wraz z twoim synem, który jest nie mniejszym kretynem, wszystkiego się dowiedzą.
– Severusie, wystarczy. Molly, uwierz mi, że to jest dla nich najlepszy wybór. – Podniósł rękę w geście uciszenia, gdy zobaczył jak kobieta otwiera buzię. – Wiem, moja droga, że jest to dla nich niebezpieczne, wierz mi, już aż za bardzo zdaję sobie z tego sprawę, lecz to jest najbezpieczniejsza opcja. 
– Wiesz, Albusie, że w pełni ci ufam, lecz nie chcę ich na nic narazić. Przecież to tylko dzieci! – zaszlochała cicho, opierając się na panie Weasleyu.
– Rozumiem cię, Molly. Jednak decyzja zależy od nich i to oni muszą ją podjąć, a nie kto inny. – Uśmiechnął się życzliwie i skierował swój wzrok na uczniach. – Moi drodzy, musicie podjąć ważną decyzję, chodzi tutaj o sprawy czarodziejskiego świata. Jak już powiedziałem, Voldemort zaczyna zbierać siły, a my mamy całkiem sporo szczęścia mając w jego szeregach naszego szpiega – Snape prychnął na te słowa. – Chciałbym, abyście zdecydowali, czy chcecie podjąć się niebezpieczeństwa i wykonywać zadania dla Zakonu Feniksa. Każde z nich będzie wybierane dla was indywidualnie lub w grupach, zwykle będziecie nad nimi pracować tyle, ile będziecie musieli – przerwał, spoglądając z wolna na każdego ucznia. – Dobrze, zatem czy chcecie przyłączyć się do Zakonu Feniksa i bronić czarodziejski świat przed działaniami Voldemorta?
– Tak, dyrektorze – odpowiedzieli prawie zgodnym chórem.
Po kilku minutach każdy z nich złożył przysięgę chronienia Zakonu i zakaz
Kiedy gwar rozmów przeplatany szlochaniem i podekscytowanymi głosami ucichł, dyrektor ponownie zabrał głos.
– Ze względu na to, że jesteście jeszcze uczniami, postanowiliśmy, że zajęcia te odbywać się będą w wieczornych godzinach, tak by nie kolidowały z waszymi lekcjami. – Uśmiechnął się serdecznie. –  Wybrani zostaną wam opiekunowie. Przez to słowo mam na myśli nauczycieli, którzy będą rozwijać wasze zdolności. Teraz zostaniecie przydzieleni na okres próbny kilku tygodni, aby sprawdzić, czy dokonaliśmy naprawdę poprawnego wyboru. Oczywiście w razie problemów, możecie się do mnie w każdej chwili zgłosić… Dobrze, zacznijmy. W zgodzie z prawie wszystkimi nauczycielami – spojrzał sceptycznie na Mistrza Eliksirów – ustaliliśmy, kogo gdzie przydzielić. Nie ukrywam, że to był łatwy wybór, lecz mam nadzieję, że trafny. Po przydzieleniu chciałbym, abyście udali się z nauczycielami, od których macie się uczyć, do Hogwartu i zaczęli pracę od teraz, jak najszybciej… Panny Patil – spojrzał na obydwie dziewczyny – wy będziecie uczyć się u pani Pomfrey najpotrzebniejszych zaklęć medycznych i zastosowania potrzebnych eliksirów w razie wypadków. Będzie nam to bardzo potrzebne. – Uczennice skinęły głową na znak zgody i razem z Poppy udały się przez kominek do szkoły. – Panie Longbottom wraz z panną Brown, będziecie praktykować zielarstwo u profesor Sprout na wyższym poziomie, co może być dla nas wielce przydatne, uznajcie to jako swoje zadanie…
Dumbledore kontynuował przydział prawie tak, jakby był Tiarą Przydziału dla pierwszorocznych. Hermiona czuła wewnątrz siebie rosnące zdenerwowanie. Coraz więcej osób kierowało się w stronę Hogwartu, a ona wciąż nie została wyczytana.
Próbowała jak najbardziej skupić się na rówieśnikach, lecz niepokój nie chciał zostawić jej samej i nie mogła się skoncentrować. Spojrzała po kuchni – Dean Thomas i Ginny otrzymali za zadanie dyskretnie obserwować otoczenie i potencjalnych szpiegów, którzy mogliby nosić Mroczny Znak, pod opieką McGonagall. Pokój opuścili już prawie wszyscy; Jordan i Finnigan mieli zacząć się uczyć zaklęć u Flitwicka, dzięki którym będą mogli pomagać w walce, a po zajęciach przekazać wiedzę innym; Ron i Hanna mieli zapoznać się i zadomowić z magicznymi stworzeniami dzięki Hagridowi, które w razie ostateczności mogli poprosić o pomoc w starciu z Voldemortem… Tylko gdzie ja?
Z zamyśleń wyrwały ją coraz to głośniejsze szepty. Rozejrzała się dookoła i sama prawie zamarła. Nie wiedziała czy ma się śmiać, czy współczuć kolegom. Przed nią stała Luna Lovegood i Michael Corner, lecz nie od tego widoku nie mogła oderwać oczu, a od osoby, która stała za nimi. Profesor Snape wykrzywił twarz we wściekłym grymasie i posyłał właśnie  mordercze spojrzenie Krukonce, która nawet na to nie spojrzała i nadal mówiła o jakiś niestworzonych rzeczach. Zbeształa się w duchu, że przez swoje rozmyślenia nie wiedziała, czym mają się zajmować u Snape’a, bo coś wątpiła w pomoc przy eliksirach.
Dostrzegła jeszcze jak Mistrz Eliksirów lodowato patrzy na dyrektora z obietnicą śmierci za ten wybór i już po chwili szarpał ich dwoje za ramiona wściekle sycząc coś, co zapewne miało być groźbą. Już miała odwrócić wzrok, gdy ponownie przeżyła szok i zamiast ujrzeć jak profesor kieruje się w stronę kominka on po prostu ponownie usiadł na swoim krześle. Coś tu nie gra…
Nie zdążyła się zastanowić, a dyrektor się odezwał.
– Hermiono, ty i Cormac będziecie praktykować Obronę Przed Czarną Magią. Wierzę, że się dobrze dogadacie. – Uśmiechnął się pogodnie w jej stronę. Taa, jasne. Prędzej przestanie grać w Quidditcha niż się dogadamy, ledwo zdusiła chęć pogardliwego prychnięcia. – Będzie was uczyć Lupin. Niestety, mam dla was złą wiadomość: niedługo jest pełnia i pomimo tego, że Remus zażywa Wywar Tojadowy, to nie chcemy ryzykować, dlatego też tymczasowo na jego zastępstwie będzie Alastor Moody. Mam nadzieję, że to nie będzie dla was problem?
Cudnie! Nie dość, że mam współpracować z tym aroganckim McLaggenem, to jeszcze ten doszczętnie popaprany Moody ma mieć z nami zajęcia. Jakby jedna nieprzyjemna wiadomość nie wystarczyła na dzień. Uśmiechnęła się z wymuszeniem i lekko pokręciła głową.
– Wspaniale! – Klasnął w ręce. – Chciałbym teraz, aby pan, panie McLaggen, udał się razem wraz z Alastorem do Hogwartu… Och! Poczekajcie, poczekajcie jeszcze! – zawołał za nimi. – Zabierzcie ze sobą jeszcze pannę Lovegood i pana Cornera, niech poczekają w klasie eliksirów. – Uśmiechnął się ciepło.
Albus pospiesznie pożegnał się z resztą członków Zakonu i uprzejmie poprosił państwa Weasley o chwilę nieprzeszkadzania. Teraz wszystko zależało od tej dziewczyny, która siedziała z niecierpliwością przed nim. Nie trzeba było jego zdolności w legilimencji, aby się dowiedzieć, że próbuje domyślić się o co może mu chodzić – jej twarz wszystko mówiła, a może raczej prawie wszystko. Widział błysk w jej oczach i zamyślenie, jakby przeszukiwała wszystkie wspomnienia związane z jego osobą. Musiał to delikatnie rozegrać.
– Moja droga, powiedz mi, jak podoba ci się wybór nauczania się OPCMu?
– Uważam, że jest dobry, aczkolwiek sądzę, że dałabym radę sobie z trudniejszym przedmiotem.
– Jaki przedmiot masz na myśli? – Hermiona speszyła się trochę, a jej policzki przybrały różowy odcień pod intensywnym i kpiącym spojrzeniem Mistrza Eliksirów – musiała pozbyć się tego nawyku.
– Chodziło mi o eliksiry… – Snape podniósł ironicznie jedną brew i uśmiechnął się złośliwie. – Dyrektorze, wiem, że nie na ten temat chciał pan ze mną porozmawiać, więc jakiego typu jest to zadanie? Co muszę zrobić? Nawet największy idiota domyśliłby się, że misja nie należy do najmilszych, tym bardziej, że profesor Snape został na swoim miejscu – spokój w jej głosie wprawił na chwilę dyrektora w osłupienie. Przyjrzała się dokładniej jego twarzy, lecz nie mogła z niej niczego więcej wywnioskować. Przeniosła spojrzenie na Snape’a, ale z nim było jeszcze trudniej. Siedział tam i obserwował ją. Żadnego komentarza, żadnej emocji, grymasu. Nic. Nie na darmo przecież był nazywany najlepszym szpiegiem wszech czasów. Maska obojętności na twarzy i nie musisz się przejmować, że ktoś niepotrzebnie spostrzeże to, co chcesz ukryć. Odczekała jeszcze kilka minut i ponownie zabrała głos, tym razem jednak powściągnęła trochę emocje i zwróciła całą uwagę na swojego nauczyciela.
– Profesorze, skoro dyrektor nie ma zamiaru w najbliższej dekadzie wyjaśnić, o co chodzi, proszę zrobić to za niego.
Mistrz Eliksirów miał ochotę rzucić jej jakiś komentarz za tę ślizgońską uwagę, która padła z ust tak cenionej Gryfonki, ulubienicy Minerwy, lecz powstrzymał się i jedyne, na co sobie pozwolił to lekkie, kpiące podniesienie kącików ust.
– Oczywiście, panno Granger. Masz po części rację – sarknął – chodzi o moje zadanie od Czarnego Pana. Żąda on, abym przyprowadził mu mugolskiego ucznia, który należy do Gryffindoru. Dyrektor postanowił, że ta osoba musi należeć do Zakonu, bo wtedy nie rozgłosi tego całej szkole, będąc pod przysięgą – odpowiedział nonszalancko, jakby właśnie stwierdził najbanalniejszy fakt pod słońcem.
Hermiona podniosła głowę, aby spojrzeć mu w oczy.
– Po części? Co się nie zgadza?
– Nie możesz nic robić.
– Jak to nic, profesorze? – Zmarszczyła lekko brwi kalkulując wszystko w myślach, chcąc dojść do jakiegoś sensownego wyjaśnienia.
– Może przeliterować, skoro do ciebie to nie trafia? No chyba, że oklumencja będzie dla ciebie tym czymś, to możesz sobie wmówić, że to jest twoje zadanie.
– Nie rozumiem, proszę pana.
– Zaczynam wątpić w twoją inteligencję, Granger. Wytęż choć na chwilę ten swój móżdżek i pomyśl. Czarny Pan nie może wiedzieć nic o tym, że należysz do Zakonu, ani że Dumbledore przydzielił wam zajęcia do pozyskiwania wiedzy, aby chronić was przed Śmierciożercami i całą tą zgrają. Nic nie może wiedzieć. Kompletnie nic. – Miała ochotę palnąć go w głowę, a przynajmniej siebie. Przecież do stu dementorów, nie była głupia!
– Panno Granger – dyrektor odezwał się do niej łagodnie, z wciąż niegasnącym uśmiechem na twarzy – nim przejdziemy do dalszej części muszę panią spytać, czy w takim wypadku zgadza się pani wziąć w tym udział. Nie chcę, aby uznawała pani tego za zadanie, które musi zostać wypełnione. Oczywiście mogę ci obiecać, że zabierze cię tam Severus i tak samo z tobą wróci…
– Jeżeli będzie z czym – burknął pod nosem Snape.
– Co ma pan przez to dokładnie na myśli? – Hermiona nie chciała wyjść na kompletną idiotkę z rzeszą pytań, ale musiała być pewna na czym stoi.
– Mówiłem ci, abyś w końcu użyła mózgu – warknął. – Przecież nie idziesz do niego na spotkanie przy herbatce i ciasteczkach! – Ha! Nie, z pewnością nie, pomyślała w myślach. – Nie zwierzał mi się, ale nie jest pewne, czy wrócisz stamtąd żywa.
– Rozumiem, profesorze. – Przeczekała chwilę dłużej niż by wypadało, ale to bardziej z chęci stworzenia napiętej atmosfery, a nie rozmyślania nad decyzją . – Zgadzam się.
– To wspaniale! – Dyrektor uśmiechnął się jeszcze szerzej i wziął do buzi dropsa.
– Chyba sobie kpisz. – Posłał w jej stronę mordercze spojrzenie. – Co ty sobie myślisz? Że pójdziesz tam i wrócisz jak wcześniej? Że jesteś taka odważna i inni będą brać z ciebie przykład?! – Zerwał się z krzesła i sekundę później znalazł się przed nią, pochylając się nisko. – Myślisz sobie, że tak po prostu tam wejdziesz, poplotkujesz z Czarnym Panem i jak gdyby nigdy nic wrócisz do szkoły?! … Doprawdy, gryfońskie.
– Profesorze, całkowicie zdaję sobie sprawę, że mogę już tutaj nie wrócić – odparła z największym spokojem, na jaki było ją stać, chociaż chciała przewrócić oczami na ten jego wykład. – A nawet jeśli wrócę to może nie będę mogła w pełni funkcjonować jak poprzednio. – Czyżby na pewno? – Może nie będę miała chęci, aby robić cokolwiek. Może stwierdzę, że w ogóle lepiej byłoby umrzeć. – Nie dajmy się zwariować, serio. – Może będę miała najokropniejsze koszmary w życiu, lecz kto ich nie ma? – Naprawdę, jakby już ich nie miała. – Każdemu się zdarza, a ja jakbym miała rozstrzygać każdą rzecz, jaką w życiu podejmuję, to nic bym nie zdziałała. Wszędzie grozi nam, mi niebezpieczeństwo. Nikt nie jest bezpieczny, i dopóki się nie skończy ta cała szopka to nikt nie będzie. Wiem, na co się piszę i nie oczekuję wiwatów na moją cześć, a wręcz mam nadzieję, że każdy będzie zachowywać tak jak wcześniej… A teraz, skoro już to ustaliliśmy, to proszę, abyśmy omówili jeszcze dalszą kwestię tego zadania, ponieważ muszę jak najszybciej udać się do Hogwartu na swoje zajęcia. – Zwróciła swój wzrok ku dyrektorowi. – Jak rozumiem, mam zacząć uczyć się oklumencji, tak?
– Zgadza się, moje dziecko. W tym jednak musi pomóc ci Severus, bo choć wierzę w to, że sama dałabyś sobie doskonale radę, to zależy nam jak najbardziej na czasie. – To znaczy, że nie wiadomo, kiedy nastąpi wezwanie – raczej stwierdziła niż zapytała, lecz dyrektor skinął jej  głową. – Dobrze, w takim razie, profesorze Snape, kiedy mamy zacząć się uczyć?
– Jutro, od razu po twoich zajęciach u mnie w lochach  – rzekł oschle.
– W porządku… Profesorze Snape, dyrektorze, niestety muszę już iść. Do widzenia. – Skinęła głową na pożegnanie do obydwóch i przedostała się przez kominek do szkoły. Była dumna z siebie, że nie dała ponieść się emocjom i po raz pierwszy okazała jako taki spokój w obecności Snape’a. – Odechce jej się po lekcjach ze mną – mruknął pod nosem podirytowany Snape. – A wtedy nie będzie już odwrotu, o nie! Smarkula się doigra.
– Jeszcze ona nas wszystkich zadziwi – powiedział dyrektor z uśmiechem na ustach, całkowicie ignorując Mistrza Eliksirów i wpatrując się w płomienie, które już zanikały po przejściu dziewczyny,.
– Chyba, że najpierw umrze – odparł lodowato Snape i też ruszył w kierunku kominka, na swoje zajęcia.
– Oj zadziwi, zadziwi… – Usłyszał jeszcze rozmarzony głos Dumbledore’a.

4 komentarze :

  1. Cześć!
    Nie wiem co Ty w sobie masz dziewczyno, ale czytając Twoje notki normalnie Cię polubiłam XD
    Ty nie gadaj mi tu że jest słabo, bardzo ładnie jest, ciekawie, wciągająco i w miarę długo (no,wiesz jak bym się nie obraziła jakby notki były jeszcze dłuższe XD)
    Numer z włosami był cudny XD
    I ja już się nie mogę doczekać nexta! :D
    Masz czas do jutra, bo poleci Crucio XD
    Czekam, czeekam! Tylko jak zwykle proszę mnie poinformować.
    No i oczywiście również zapraszam do siebie.
    http://sevmionelove.blogspot.com/
    Buziaki! ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Wreszcie notka! ^.^
    Nie mów że ci się nie udał, bo udał i to bardzo! :D
    Hermiona rządzi! ;p
    Mam tylko nadzieje, że nie będzie z nią tak źle po spotkaniu z Voldermot'em ;/
    Weny! ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Przeczytała w nocy, ale nie dałam rady skomentować, bo po prostu padłam. Jedna z lepszych notek, nie trać tak wiary w siebie! :) Na prawdę bardzo mi się podoba, nie mogę się już doczekać co dalej. Kolejny rozdział zostawiam sobie na wieczór :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie wiem o co ci chodzi? Rozdział świetny, ale Dumbledore jakiś taki... beztroski

    OdpowiedzUsuń