Musicie mi wybaczyć
i powstrzymać chęć zaavadowania i poćwiartowania, mojej
wspaniałej - i w dodatku skromnej - osoby, bo oto nadchodzi długo
oczekiwany (choć, chyba jeden z gorszych) rozdział :D
Kurde, będąc jedynie czytelnikiem - mówiąc z własnego doświadczenia - uważa się, że to nie jest lada wyzwanie napisać coś logicznego, głębszego, mającego ręce i nogi. Dopiero teraz pisząc, zrozumiałam na własnej skórze, jak potrafi by ciężko. Tak więc, z tego bełkotu, chciałam powiedzieć wam tylko jedno - czekajcie, a się doczekacie ;)
Mam nadzieję, że już więcej nie powtórzy się taka sytuacja, że aż miesiąc nie będzie niczego nowego.Co do tego rozdziału - możecie być trochę w szoku Luna-Snape, ale wszystko wróci do jako takiej normy w następnym rozdziale, więc byłaby wdzięczna, gdybyście różdżki, a także broń palną - tyczy się tych, którzy zniszczyli różdżki, lub cokolwiek innego z nimi zrobili - odłożyli na ich pierworodne miejsca :>
Szczere podziękowania side_of_sky, która zdecydowała się podjąć tego oto zadania i zostać moją Betą C:
P.S.
Mimo, że nie dokonałam zmian w zemście, to mam nadzieję, że nie wypadnie ona tragicznie... Choć nikt nie powiedział, że to jest jej całkowity koniec ^^
Kurde, będąc jedynie czytelnikiem - mówiąc z własnego doświadczenia - uważa się, że to nie jest lada wyzwanie napisać coś logicznego, głębszego, mającego ręce i nogi. Dopiero teraz pisząc, zrozumiałam na własnej skórze, jak potrafi by ciężko. Tak więc, z tego bełkotu, chciałam powiedzieć wam tylko jedno - czekajcie, a się doczekacie ;)
Mam nadzieję, że już więcej nie powtórzy się taka sytuacja, że aż miesiąc nie będzie niczego nowego.Co do tego rozdziału - możecie być trochę w szoku Luna-Snape, ale wszystko wróci do jako takiej normy w następnym rozdziale, więc byłaby wdzięczna, gdybyście różdżki, a także broń palną - tyczy się tych, którzy zniszczyli różdżki, lub cokolwiek innego z nimi zrobili - odłożyli na ich pierworodne miejsca :>
Szczere podziękowania side_of_sky, która zdecydowała się podjąć tego oto zadania i zostać moją Betą C:
P.S.
Mimo, że nie dokonałam zmian w zemście, to mam nadzieję, że nie wypadnie ona tragicznie... Choć nikt nie powiedział, że to jest jej całkowity koniec ^^
Dziewczyny zeszły powoli, ramię w ramię, trzymając się balustrady schodów. Skutek tego, jak na ich widok zareagowali chłopcy nie był taki, jak sobie wyobrażały, ale o wiele bardziej komiczny i można było uznać, że im pochlebia. Fred i George mieli oczy na wierzchu, a szczęki z wrażenia opadły im na podłogę, po czym tracąc równowagę wpadli na Rona, który wyglądał podobnie jak jego bracia i zatoczył się na dywan łapiąc się kurczowo Harry’ego. Harry stał jak oniemiały i nie zwracał najmniejszej uwagi, na to co się właśnie obok niego dzieje, razem z Ronem padł jak kłoda, nie odrywając wzroku od dziewczyn. Na policzkach Hermiony zakwitł rumieniec, który wywołany był bardziej rozbawieniem całą tą sytuacją niż zawstydzeniem, a Ginny obok niej wydawała się być w podobnym stanie. Obie powstrzymywały się od głośnego śmiechu.
Fred i George opamiętali się szybciej od reszty i z
szerokimi uśmiechami na twarzach stanęli przed dziewczynami. Pochylając się
lekko w geście ukłonu zapytali:
– Czy moglibyśmy towarzyszyć…
– … wam na tej kolacji?
– Ja nie mam nic przeciwko. A ty, Ginny?
– Jestem za – odpowiedziała ruda, jak dla
przyjaciółki za szybko.
Hermiona kątem oka przyjrzała jej się badawczo. Takie
zachowanie jedynie potwierdzało teorię, że Ginny chciała mieć jak najmniejszy kontakt
z Harrym. Zanotowała sobie w pamięci, by zapytać, co zamierza z nim zrobić
dalej.
Brązowowłosa przyjęła oferowane ramię Freda i ruszyła w
stronę pani Weasley, która uśmiechała się szeroko. Po drodze zauważyła
zniesmaczone miny Rona i Harry’ego. Tego drugiego, i owszem, potrafiła
zrozumieć, bo mógł czuć się głupio czy nawet żałośnie, że dziewczyna wolała
pójść ze swoim bratem niż z nim. Jednak za nic w świecie nie potrafiła pojąć,
czemu Ron patrzy się w nią tak intensywnie jakby chciał wypalić w niej dziurę
swoim wzrokiem. Czyżby miał jej za złe, że zdecydowała się na ofertę brata?
Przecież już dawno wyjaśnili sobie, że ona nic innego do niego nie czuje, niż
braterską miłość. Była pewna, że rudowłosy przyjął to do wiadomości i byli na
przyjacielskiej stopie. Pokręciła głową z dezaprobatą – nie miała ani ochoty,
ani czasu roztrząsać tego jeszcze raz. Mogła mieć tylko nadzieję, że po prostu
źle to odczytała – choć równało się to z pomyleniem trolla z mrówką. Westchnęła
i spojrzała na uśmiechniętego Freda. Musiała się odprężyć i zapomnieć o swoich
podejrzeniach. Nie chciała nikomu niszczyć tego wieczoru, tym bardziej
chłopakowi, który dumnie stał obok niej i trzymał jej przedramię na swoim.
Wyszli na podwórko za panią Weasley. Fred lekko dotknął jej
talii i wszyscy ustawili się obok siebie, po kolei aportując się przed magiczną
restaurację. Weszli do środka wciąż nie odzywając się słowem. W środku panowało
lekkie przeludnienie, ale na całe szczęście goście nie rozmawiali zbyt głośno,
nie chcąc sobie wzajemnie przeszkadzać. Ściany pomalowane były na jasnobeżowy
kolor, a obrusy na stolikach miały czerwony odcień, co dawało cudowny kontrast.
Z sufitu zwisały przepiękne, białe żyrandole, które tylko dodawały uroku
restauracji. Dziewczyna zastanawiała się, jak dawno temu Bill i Fleur musieli
zrobić rezerwację, aby teraz się tutaj spotkać. Tutaj pewnie nawet szklanka
wody kosztowała majątek.
– Tędy chodźmy, kochani – zaświergotała pani Weasley
piskliwym głosem. Hermiona i Ginny spojrzały po sobie powstrzymując śmiech,
lecz bliźniacy nie kryli się z tym i obaj śmiali się wniebogłosy. Ludzie w
restauracji spojrzeli na nich sceptycznie, a dziewczyny trąciły łokciem w żebra
swoich towarzyszy, próbując przywrócić ich do porządku. Udali się za kobietą w
stronę jednego ze stolików i dopiero stając obok niego spostrzegli troje osób
siedzących przy nim.
– Witajcie! – Bill szybko uniósł się w górę i mocno
przytulił każde z nich, zatrzymując się przy Hermionie i Ginny. – Dziewczyny,
wyglądacie powalająco! – Schylił się tak, aby tylko one mogły go usłyszeć. – W
końcu dożyłem dnia, w którym przyćmiłyście swoją urodę moją Fleur i jej
siostrę. Tylko nic im nie mówcie, bo w najlepszym wypadku dostanę Avadą! –
Zaśmiał się, a one mu zawtórowały.
Kolacja przebiegała w spokoju, od czasu do czasu ktoś z kimś
wymienił spostrzeżenia, ale w większości słychać było rozmowę pani Weasley z
Billem, który opowiadał o swoich przygodach na posadzie Łamacza Zaklęć w Banku
Gringotta. Bliźniacy szeptali pomiędzy sobą śmiejąc się co chwila i spoglądając
na resztę, Ginny siedziała trochę zdenerwowana, wiercąc się na krześle i
spoglądała „ukradkiem” na Gabrielle. Hermiona zdusiła śmiech, gdy na to
patrzyła – dziewczyna za grosz nie potrafiła udawać, że nie patrzy na
najmłodszą latorośl Delacour; musiała zapamiętać, żeby nie brać jej do żadnego
typu zadań polegających na śledzeniu kogokolwiek, mogła być pewna, że
detektywem to Ginny by nie została. Ona jedyna wiedziała czemu rudowłosa
próbuje mieć na oku wilę, lecz mogło wydawać się to dosyć – mówiąc łagodnie –
podejrzane. Przecież ona sama miała się tym zająć, a Ginny miała
odegrać tylko krótką rolę na wstępie… Sięgnęła pod stół i ścisnęła
rękę przyjaciółki, chcąc ją oderwać od patrzenia w stronę blondynki, jak i
zarazem dodać jej otuchy. Weasley spojrzała na nią i kiwnęła lekko głową, dając
znak, że już wszystko w porządku. Musiały poczekać, aż skończą kolację –
dopiero wtedy mogły wtoczyć swój plan w rzeczywistość.
Przed restauracją znaleźli się szybciej, niż Hermiona by
przypuszczała. Przez całą kolację zastanawiała się, czy to na pewno dobre
posunięcie, niby nic wielkiego, ale jeżeli nawet jakiś szczegół zrobiłyby nie
tak, wszystko mogło legnąć w gruzach, a one same by przepadły. Spojrzała na
zegar znajdujący się nad jednym ze sklepów, który wskazywał 19:43 – czyli
godzinę w sam raz, aby wkroczyć do działania. Hermiona lekko obróciła głowę w
kierunku Ginny, która przez cały czas ją obserwowała i niepostrzeżenie kiwnęła
w jej stronę. Widziała, jak dziewczyna bierze jeszcze kilka głębszych oddechów,
nim zaczęła „zabawę”. Może jednak nie będzie to taki zły dzień?
Kilkadziesiąt sekund później znaleźli się na posesji
Weasleyów. Hermiona wciąż odczuwała kolejne skutki z listy „Aportacja moim
życiem! – czyli czego powinnam się strzec”, tym razem chciało jej się wymiotować
i uparcie bolało ją prawe przedramię – mogła odhaczyć sobie kolejne
podpunkty. Całe szczęście nie rozszczepiła się, bo powrót wszystkiego na własne
miejsce pewnie byłby o wiele, wiele gorszy, a jakoś nie miała ochoty być
królikiem doświadczalnym i to przeżywać. Znając tą cudowną, wspaniałomyślną i
jakże uczynną Ritę Skeeter, która niewykluczone, że ciągle ich obserwowała, ze
względu na to, że przyjaźnili się z Harrym, to znalazłaby się tu w mgnieniu oka
z tym swoim wścibskim, wrednym i, Merlin jeden wie, jeszcze jakim samopiszącym
piórem – a raczej piszącym to co ona chce, aby było napisane – i efekty
ogłosiłaby całemu czarodziejskiemu światu, jakby nie było nic a nic
ciekawszego.
Hermiona potrząsnęła głową chcąc pozbyć się niepotrzebnych
myśli. Teraz miała jeden określony cel, który mógł wynagrodzić jej wszystko, co
chciała. Gabrielle zachowywała się, jakby oczekiwała, że wszyscy za chwilę
padną jej do stóp i zaczną całować jej te pięknie wypucowane pantofelki.
Dziewczyna z jednej strony chciała się histerycznie roześmiać na ten widok, a z
drugiej pragnęła do niej podejść, potrząsnąć nią porządnie z całych sił i może
wbić coś do tego przeklętego łba. Podobno informacje podawane w szoku bardziej
dochodziły do podświadomości, bo osoba takowa odpychała mimowolnie od siebie
wszystko, nad czym rozmyślała – choć ona pewnie nawet nie umiała używać
tego, co miała pod czaszką, oczywiście przypuszczając, że w ogóle coś tam miała –
i w pełni skupiała się na swoim rozmówcy, a jej mózg – no dobra,
załóżmy, że go ma – przetrawiał wiadomości kilka razy szybciej i
zostawały one trwalej w umyśle. Jeszcze lepiej, jeżeli takie informacje zostają
dobitnie podkreślone, zwykle przez krzyk, wtedy to już w ogóle w głowie zostaje
nam pomnik z tymi słowami. Niestety, tak jak wszystkiego, to i tego są
negatywne strony – dłuższe przekazywanie wiadomości taką drogą może się równać
z przepełnieniem, gdzie kolejny wiekopomny pomnik nie może się zmieścić, a to
zwykle oznacza ignorancję w pełnym tego słowa znaczeniu.
Brązowowłosa obejrzała się dookoła i stwierdziła, że
przyjaciółka wpatruje się w nią intensywnie, czyli musiała być to dłuższa
chwila, w której odpłynęła od rzeczywistości. Zebrała się w sobie i ukryła
niepotrzebne emocje – przecież w tym momencie nie powinna mieć wypisanego na
twarzy zdenerwowania – a raczej determinacji – ewentualnie zawsze mogła
pocieszyć się maską uśmiechu, która przychodziła jej o wiele łatwiej, a rzec
można, że wręcz naturalnie.
Hermiona ukucnęła udając, że poprawia zapięcie w butach i
niepostrzeżenie wyciągnęła różdżkę spod sukienki, kierując ją w stronę
Gabrielle. Teraz chętnie uścisnęłaby i ucałowała osobę, która pomyślała o
specjalnym miejscu do przechowywania tej „broni” w takowych kreacjach. Musiała
przyznać, że nieraz zdarzało się jej trzymanie różdżki w pończosze, gdy
sukienka czy spódnica nie posiadała takiego luksusu, a to nie było specjalnie
wygodne i często krępowało ruchy.
Rzuciła zaklęcie, przez które włosy dziewczyny stanęły każdy
w inną stronę, jakby właśnie została porażona piorunem. Gra wstępna się
rozpoczęła, pomyślała z goryczą. Ginny zaczęła przedstawienie.
– Gabrielle, moja droga! Kochana, chodź do mnie. Pozwól, że
zaprowadzę cię na chwilę do mojego pokoju.
– Niby po co? – Hermiona prychnęła cicho. Ze wszystkich
zdań, jakich była się w stanie nauczyć Francuzka, tylko to jedno potrafiła
wypowiedzieć tak płynną angielszczyzną. Najwidoczniej w domu w każdej chwili je
ćwiczyła.
– Troszeczkę popsuła ci się fryzura, moja miła. Chodź ze
mną, a zaraz to naprawimy i tutaj wrócimy. – Blondynka po chwili wahania
pokiwała głową i zwróciła się w stronę rudowłosej, by ta ją prowadziła w stronę
pokoju.
Hermionie dziękowała w duchu, że to Ginny zajęła się tą
częścią planu. Pierwszym instynktownym ruchem, który objawiał się, gdy widziała
tę małą, nieznośną istotę na swojej drodze, było wyciągnięcie różdżki i
wycelowanie w nią. Był to zapewne skutek tego, jak najmłodsza latorośl Delacour
zachowuje się w stosunku do innych, no i pewnie ta nieszczęsna łajnobomba,
która wybuchła jej przed nosem też miała w tym udział, przez co nie znosiła jej
jeszcze bardziej. Mogła zrozumieć głupie zabawy i inne tego typu rzeczy, ale
wtedy ta dziewucha bezczelnie się na nią gapiła i dokładnie zdawała sobie
sprawę z faktu, że ona ją widzi i nic nie zrobiła. Oczywiście to nie była
pierwsza jej zagrywka, z czego pamiętała po niej nastąpił atak szyderstwa z jej
osoby, zaklęcia na jej łóżko, ubrania, a nawet na jej włosy, które próbowały
żyć własnym życiem. Nie, żeby nie umiała nic na to poradzić, no ale jeżeli ktoś
co chwila świadomie gra ci na nerwach i nie chce się odczepić to nie można się
dziwić, czemuż to nie darzysz go sympatią i chcesz mu się odpłacić.
Dziewczyna ruszyła za nimi przepraszając pozostałych. Kiedy
dotarli do pokoju Ginny, Hermiona niepostrzeżenie obróciła się stronę drzwi.
– Muffliato – rzuciła szeptem zaklęcie i
zasiadła na jednym z foteli. – Proszę, usiądź, Gabrielle. Herbatki? – spytała z
ociekającym od nadmiaru słodyczy głosem.
– Tak, prosić. O co chodzić? – Zasiadła na wskazanym przez
brązowowłosą fotelu.
– Nic takiego, moja droga. – Machnęła lekko ręką, niby od
niechcenia. – Chciałam tylko porozmawiać, trochę poplotkować, wiesz jak to
kobieta z kobietą. – nalała jej herbaty.
– O czym chcieć rozmawiać?
– Jak ci się tutaj podoba? Chyba dawno już tutaj ciebie nie
było.
– Duzio się ni zmienić. Dziś po kolacji mam poznać
niektórich nauczycieli. U nas duzio mówić o profesor Dumbledore, McGonagall i
profesor Snape. Podobno to jeden z najlepsich Mistrz Eliksirów.
– Taa… – sarknęła. – Może i najlepszy, lecz nie najmilszy.
– Pewnie ni dla ciebie. – Podniosła dumnie głowę. – Dla mnie
na pewno być… Chcieć się założyć?
– Oj Gabrielle, Gabrielle. A co niby mogłabyś mi dać za
wygraną? – nalała jej kolejną szklankę napoju.
– A co chieć?
– Jeszcze nie jestem pewna. Zastanowię się nad tym –
podstępny uśmieszek zagościł na jej twarzy.
– A co mi dać?
Prychnęła, bardziej z rozbawienia niż ze zdenerwowania.
– Jeżeli wygrasz przyznam ci rację.
– Przed całą rodzina i profesorowie.
– Zgoda. – Dolała jeszcze więcej herbaty. – Pij, pij.
Strasznie jesteś blada.
Gabrielle dopiła do końca trzecią szklankę, po czym odezwała
się:
– Ziakład?
– Zakład – podała jej rękę i w duchu uśmiechnęła się
złośliwie. Idzie mi coraz lepiej.
W tym momencie dalszą grę przerwał jej głos dochodzący z
dołu:
– Dziewczynki, proszę, chodźcie na chwilę. Zjawił się
właśnie dyrektor i kilka innych osób – usłyszała panią Weasley.
– Dobrze, zaraz będziemy – odpowiedziała Ginny, która
dotychczas stała z boku.
O Merlinie, musiało stać się coś poważniejszego, skoro
pani Weasley nas woła… No i dyrektor w Norze podczas wakacji? Niezbyt pogodna
wizja, przeleciało przez jej umysł.
Hermiona spojrzała na dziewczynę, która siedziała naprzeciw
niej; coraz bardziej wierciła się na fotelu. Niedługo się zacznie, pomyślała ze
złośliwą satysfakcją. Szybko poszła do łazienki, by poprawić wygląd i chwilę
później została szybko wypędzona przez najmłodszą Delacour, która wparowała do
pomieszczenia i zamknęła szczelnie drzwi
– Coś ty jej zrobiła? – wyszeptała jej do ucha Ginny, kiedy
schodziły na dół po schodach.
– Niedługo zobaczysz… – Uśmiechnęła się podstępnie, na co
tylko przyjaciółka wybuchła gromkim śmiechem. – Zastanawiam się, o co chodzi
dyrektorowi. Wiedziałam, że dzisiaj musi się wydarzyć coś niepożądanego.
– Pechowa trzynastka, co?
– No coś ty! Wprost ubóstwiam ten dzień – sarknęła i
zaśmiała się po chwili.
– Wiedziałam. – Mrugnęła do niej. – Chyba nie wszystko
poszło po twojej myśli – przekomarzała się z nią. Wkraczały już do kuchni i nie
mogła się zdradzić o co chodzi.
– To wszystko wina tego, że nie miałyśmy za mało czasu, by
wprowadzić wszystko w praktykę – spojrzała na nią porozumiewawczo. – No, ale
nie mamy co się obwiniać. To dopiero pierwsze testy.
– Masz rację, współpracowniku. Następnym razem trzeba
znaleźć lepszy czas i lepsze miejsce.
– Na co? – syknął za nimi ostry jak brzytwa głos, który
sprawił, że obydwie natychmiastowo się obróciły.
– Słucham? – Hermiona szybciej doszła do siebie, dziękując w
duchu, że jej głos nie był cichym piskiem pełnym strachu.
– Na co trzeba znaleźć lepszy czas i miejsce? – powtórzył
już w pełni widoczny Snape.
– Na naszą nową pracę z Obrony Przed Czarną Magią,
profesorze. Niestety, nawet jeżeli bardzo chciałabym powiedzieć panu coś więcej,
to nie mogę. Każda z par musi pozostawić swój projekt w absolutnej tajemnicy.
Tym bardziej, że jest to jedyna praca przeprowadzana z rokiem niżej i profesor
boi się, że się wygadamy i cały projekt pójdzie na nic. – gładko skłamała
brązowowłosa. Na swoje szczęście ostatnio często używała tej gadki, aby zmylić
natrętnych „kolegów”, którzy się do niej przyczepiali, więc nie zawahała się,
wypowiadając te słowa.
Pozostali zaczęli zajmować miejsca, więc Snape niechętnie
kiwnął powoli głową i ruszył w stronę swojego siedzenia.
– Na miłość bogów, Hermiono! To było niesamowite! A jeszcze
bardziej niedorzeczne jest to, że on ci uwierzył…
– Nie uwierzył mi, Ginny – przerwała jej z lekko skwaszoną
miną. – Rozpoczęło się zebranie, i jeśli się nie mylę, to zebranie Zakonu
Feniksa.
– Ale przecież…
– Wiem, Ginny. I właśnie to martwi mnie jeszcze bardziej.
– Oj kochane, gdzie podziała się Gabrielle? – przerwała im
pani Weasley, która krzątała się po kuchni.
– Powiedziała, że nie za dobrze się czuje – skłamała, po
czym dodała ściszając głos: – Ma jakieś problemy z żołądkiem i zamknęła się w
łazience.
– Biedaczka… – Usłyszała tylko, gdyż kobieta się zaczęła od
nich oddalać.
– Hermiono, na bogów, co to był za eliksir?! – Ginny
spojrzała na nią zaintrygowana i podekscytowana.
– Na przeczyszczenie – odparła z rozbawieniem, po czym
obydwie wybuchły śmiechem.
Hermiona opanowała się i rozejrzała dookoła. Dopiero teraz
zdała sobie sprawę, że pomieszczenie zostało powiększone, aby zmieściła się tu
tak pokaźna liczba osób. Niektórzy obrócili się w ich strony i dopiero pod
czujnym wzrokiem zorientowała się, że wciąż miała na sobie sukienkę wieczorową.
Czuła, jak jej policzki przyjmują czerwoną barwę. Dostrzegła siedzących w
środku Remusa i Tonks, później niedaleko nich zasiadała McGonagall i Moody.
Widziała kilkoro innych osób, ale nie miała nawet czasu im się przyjrzeć, gdy
usłyszała głos dyrektora.
– Witam was wszystkich, moi drodzy – zaczął pogodnym tonem i
skinął wszystkim na powitanie, a oni mu odpowiedzieli. – Zebraliśmy się tu z dość
niezwykłej okazji. Wiem, że to coś nowego – robić zebrania Zakonu w środku
wakacji – lecz mam niepokojącą wiadomość… Voldemort zaczyna zbierać swoją moc i
działać – zdało się usłyszeć świst wdychanego powietrza i kilka krzyków szoku. –
Tak, moi drodzy. Nie wiadomo, do jakiego poziomu się teraz posunie, lecz od
Severusa dowiedziałem się już kilka niepokojących wiadomości, z którymi się
zaraz zapoznamy… Jednakże przed tym mam zamiar pod waszą zgodą przyjąć w nasze
progi kilkoro z najzdolniejszych uczniów, którzy są dla nas cennym skarbem.
– Ależ Albusie! To jest nie do przyjęcia! – krzyknęła pani
Weasley, na co pokiwało kilka głów w geście zgody.
– Molly, wiem, że chcesz dla nich jak najlepiej, lecz to
jest dla ich dobra.
– Dla ich dobra?! Albusie, nie mówisz poważnie!
– Ależ tak, moja droga. Mówię całkowicie poważnie. Zdaję
sobie sprawę, jak to wygląda, ale z nimi mamy większe szanse na wygranie tego
pojedynku.
– Więc chcesz narażać ich życie na coś takiego?!
– Dokładnie zdajesz sobie sprawę z tego wszystkiego – wciął
się ostro Snape. – Myślałaś, że to będzie spotkanie przy filiżance kawy i
krótka pogawędka? Sądzisz, że jeżeli nie pozwolisz im wejść w nasze kręgi będą
bardziej obeznani w tym, co się dzieje? Nawet jeśli do nas nie dołączą to i tak
ten bezmózgi Potter wraz z twoim synem, który jest nie mniejszym kretynem,
wszystkiego się dowiedzą.
– Severusie, wystarczy. Molly, uwierz mi, że to jest dla
nich najlepszy wybór. – Podniósł rękę w geście uciszenia, gdy zobaczył jak
kobieta otwiera buzię. – Wiem, moja droga, że jest to dla nich niebezpieczne,
wierz mi, już aż za bardzo zdaję sobie z tego sprawę, lecz to jest
najbezpieczniejsza opcja.
– Wiesz, Albusie, że w pełni ci ufam, lecz nie chcę ich na
nic narazić. Przecież to tylko dzieci! – zaszlochała cicho, opierając się na
panie Weasleyu.
– Rozumiem cię, Molly. Jednak decyzja zależy od nich i to
oni muszą ją podjąć, a nie kto inny. – Uśmiechnął się życzliwie i skierował
swój wzrok na uczniach. – Moi drodzy, musicie podjąć ważną decyzję, chodzi
tutaj o sprawy czarodziejskiego świata. Jak już powiedziałem, Voldemort zaczyna
zbierać siły, a my mamy całkiem sporo szczęścia mając w jego szeregach naszego
szpiega – Snape prychnął na te słowa. – Chciałbym, abyście zdecydowali, czy
chcecie podjąć się niebezpieczeństwa i wykonywać zadania dla Zakonu Feniksa.
Każde z nich będzie wybierane dla was indywidualnie lub w grupach, zwykle
będziecie nad nimi pracować tyle, ile będziecie musieli – przerwał, spoglądając
z wolna na każdego ucznia. – Dobrze, zatem czy chcecie przyłączyć się do Zakonu
Feniksa i bronić czarodziejski świat przed działaniami Voldemorta?
– Tak, dyrektorze – odpowiedzieli prawie zgodnym chórem.
Po kilku minutach każdy z nich złożył przysięgę chronienia
Zakonu i zakaz
Kiedy gwar rozmów przeplatany szlochaniem i podekscytowanymi
głosami ucichł, dyrektor ponownie zabrał głos.
– Ze względu na to, że jesteście jeszcze uczniami,
postanowiliśmy, że zajęcia te odbywać się będą w wieczornych godzinach, tak by
nie kolidowały z waszymi lekcjami. – Uśmiechnął się serdecznie. – Wybrani
zostaną wam opiekunowie. Przez to słowo mam na myśli nauczycieli,
którzy będą rozwijać wasze zdolności. Teraz zostaniecie przydzieleni na okres
próbny kilku tygodni, aby sprawdzić, czy dokonaliśmy naprawdę poprawnego
wyboru. Oczywiście w razie problemów, możecie się do mnie w każdej chwili
zgłosić… Dobrze, zacznijmy. W zgodzie z prawie wszystkimi nauczycielami –
spojrzał sceptycznie na Mistrza Eliksirów – ustaliliśmy, kogo gdzie
przydzielić. Nie ukrywam, że to był łatwy wybór, lecz mam nadzieję, że trafny.
Po przydzieleniu chciałbym, abyście udali się z nauczycielami, od których macie
się uczyć, do Hogwartu i zaczęli pracę od teraz, jak najszybciej… Panny Patil –
spojrzał na obydwie dziewczyny – wy będziecie uczyć się u pani Pomfrey
najpotrzebniejszych zaklęć medycznych i zastosowania potrzebnych eliksirów w
razie wypadków. Będzie nam to bardzo potrzebne. – Uczennice skinęły głową na
znak zgody i razem z Poppy udały się przez kominek do szkoły. – Panie Longbottom
wraz z panną Brown, będziecie praktykować zielarstwo u profesor Sprout na
wyższym poziomie, co może być dla nas wielce przydatne, uznajcie to jako swoje
zadanie…
Dumbledore kontynuował przydział prawie tak, jakby był Tiarą
Przydziału dla pierwszorocznych. Hermiona czuła wewnątrz siebie rosnące
zdenerwowanie. Coraz więcej osób kierowało się w stronę Hogwartu, a ona wciąż
nie została wyczytana.
Próbowała jak najbardziej skupić się na rówieśnikach, lecz
niepokój nie chciał zostawić jej samej i nie mogła się skoncentrować. Spojrzała
po kuchni – Dean Thomas i Ginny otrzymali za zadanie dyskretnie obserwować
otoczenie i potencjalnych szpiegów, którzy mogliby nosić Mroczny Znak, pod
opieką McGonagall. Pokój opuścili już prawie wszyscy; Jordan i Finnigan mieli
zacząć się uczyć zaklęć u Flitwicka, dzięki którym będą mogli pomagać w walce,
a po zajęciach przekazać wiedzę innym; Ron i Hanna mieli zapoznać się i
zadomowić z magicznymi stworzeniami dzięki Hagridowi, które w razie
ostateczności mogli poprosić o pomoc w starciu z Voldemortem… Tylko
gdzie ja?
Z zamyśleń wyrwały ją coraz to głośniejsze szepty.
Rozejrzała się dookoła i sama prawie zamarła. Nie wiedziała czy ma się śmiać,
czy współczuć kolegom. Przed nią stała Luna Lovegood i Michael Corner, lecz nie
od tego widoku nie mogła oderwać oczu, a od osoby, która stała za nimi.
Profesor Snape wykrzywił twarz we wściekłym grymasie i posyłał
właśnie mordercze spojrzenie Krukonce, która nawet na to nie
spojrzała i nadal mówiła o jakiś niestworzonych rzeczach. Zbeształa się w
duchu, że przez swoje rozmyślenia nie wiedziała, czym mają się zajmować u
Snape’a, bo coś wątpiła w pomoc przy eliksirach.
Dostrzegła jeszcze jak Mistrz Eliksirów lodowato patrzy na
dyrektora z obietnicą śmierci za ten wybór i już po chwili szarpał ich dwoje za
ramiona wściekle sycząc coś, co zapewne miało być groźbą. Już miała odwrócić
wzrok, gdy ponownie przeżyła szok i zamiast ujrzeć jak profesor kieruje się w
stronę kominka on po prostu ponownie usiadł na swoim krześle. Coś tu nie
gra…
Nie zdążyła się zastanowić, a dyrektor się odezwał.
– Hermiono, ty i Cormac będziecie praktykować Obronę Przed
Czarną Magią. Wierzę, że się dobrze dogadacie. – Uśmiechnął się pogodnie w jej
stronę. Taa, jasne. Prędzej przestanie grać w Quidditcha niż się dogadamy,
ledwo zdusiła chęć pogardliwego prychnięcia. – Będzie was uczyć Lupin.
Niestety, mam dla was złą wiadomość: niedługo jest pełnia i pomimo tego, że
Remus zażywa Wywar Tojadowy, to nie chcemy ryzykować, dlatego też tymczasowo na
jego zastępstwie będzie Alastor Moody. Mam nadzieję, że to nie będzie dla was
problem?
Cudnie! Nie dość, że mam współpracować z tym aroganckim
McLaggenem, to jeszcze ten doszczętnie popaprany Moody ma mieć z nami zajęcia.
Jakby jedna nieprzyjemna wiadomość nie wystarczyła na dzień. Uśmiechnęła
się z wymuszeniem i lekko pokręciła głową.
– Wspaniale! – Klasnął w ręce. – Chciałbym teraz, aby pan,
panie McLaggen, udał się razem wraz z Alastorem do Hogwartu… Och! Poczekajcie,
poczekajcie jeszcze! – zawołał za nimi. – Zabierzcie ze sobą jeszcze pannę
Lovegood i pana Cornera, niech poczekają w klasie eliksirów. – Uśmiechnął się
ciepło.
Albus pospiesznie pożegnał się z resztą członków Zakonu i
uprzejmie poprosił państwa Weasley o chwilę nieprzeszkadzania. Teraz wszystko
zależało od tej dziewczyny, która siedziała z niecierpliwością przed nim. Nie
trzeba było jego zdolności w legilimencji, aby się dowiedzieć, że próbuje
domyślić się o co może mu chodzić – jej twarz wszystko mówiła, a może raczej
prawie wszystko. Widział błysk w jej oczach i zamyślenie, jakby przeszukiwała
wszystkie wspomnienia związane z jego osobą. Musiał to delikatnie rozegrać.
– Moja droga, powiedz mi, jak podoba ci się wybór nauczania
się OPCMu?
– Uważam, że jest dobry, aczkolwiek sądzę, że dałabym radę
sobie z trudniejszym przedmiotem.
– Jaki przedmiot masz na myśli? – Hermiona speszyła się
trochę, a jej policzki przybrały różowy odcień pod intensywnym i kpiącym
spojrzeniem Mistrza Eliksirów – musiała pozbyć się tego nawyku.
– Chodziło mi o eliksiry… – Snape podniósł ironicznie jedną
brew i uśmiechnął się złośliwie. – Dyrektorze, wiem, że nie na ten temat chciał
pan ze mną porozmawiać, więc jakiego typu jest to zadanie? Co muszę zrobić?
Nawet największy idiota domyśliłby się, że misja nie należy do najmilszych, tym
bardziej, że profesor Snape został na swoim miejscu – spokój w jej głosie
wprawił na chwilę dyrektora w osłupienie. Przyjrzała się dokładniej jego
twarzy, lecz nie mogła z niej niczego więcej wywnioskować. Przeniosła
spojrzenie na Snape’a, ale z nim było jeszcze trudniej. Siedział tam i
obserwował ją. Żadnego komentarza, żadnej emocji, grymasu. Nic. Nie na darmo
przecież był nazywany najlepszym szpiegiem wszech czasów. Maska obojętności na
twarzy i nie musisz się przejmować, że ktoś niepotrzebnie spostrzeże to, co
chcesz ukryć. Odczekała jeszcze kilka minut i ponownie zabrała głos, tym razem
jednak powściągnęła trochę emocje i zwróciła całą uwagę na swojego nauczyciela.
– Profesorze, skoro dyrektor nie ma zamiaru w najbliższej
dekadzie wyjaśnić, o co chodzi, proszę zrobić to za niego.
Mistrz Eliksirów miał ochotę rzucić jej jakiś komentarz za
tę ślizgońską uwagę, która padła z ust tak cenionej Gryfonki, ulubienicy
Minerwy, lecz powstrzymał się i jedyne, na co sobie pozwolił to lekkie, kpiące
podniesienie kącików ust.
– Oczywiście, panno Granger. Masz po części rację – sarknął –
chodzi o moje zadanie od Czarnego Pana. Żąda on, abym przyprowadził mu
mugolskiego ucznia, który należy do Gryffindoru. Dyrektor postanowił, że ta
osoba musi należeć do Zakonu, bo wtedy nie rozgłosi tego całej szkole, będąc
pod przysięgą – odpowiedział nonszalancko, jakby właśnie stwierdził
najbanalniejszy fakt pod słońcem.
Hermiona podniosła głowę, aby spojrzeć mu w oczy.
– Po części? Co się nie zgadza?
– Nie możesz nic robić.
– Jak to nic, profesorze? – Zmarszczyła lekko brwi
kalkulując wszystko w myślach, chcąc dojść do jakiegoś sensownego wyjaśnienia.
– Może przeliterować, skoro do ciebie to nie trafia? No
chyba, że oklumencja będzie dla ciebie tym czymś, to możesz sobie wmówić, że to
jest twoje zadanie.
– Nie rozumiem, proszę pana.
– Zaczynam wątpić w twoją inteligencję, Granger. Wytęż choć
na chwilę ten swój móżdżek i pomyśl. Czarny Pan nie może wiedzieć nic o tym, że
należysz do Zakonu, ani że Dumbledore przydzielił wam zajęcia do pozyskiwania
wiedzy, aby chronić was przed Śmierciożercami i całą tą zgrają. Nic nie może
wiedzieć. Kompletnie nic. – Miała ochotę palnąć go w głowę, a przynajmniej
siebie. Przecież do stu dementorów, nie była głupia!
– Panno Granger – dyrektor odezwał się do niej łagodnie, z
wciąż niegasnącym uśmiechem na twarzy – nim przejdziemy do dalszej części muszę
panią spytać, czy w takim wypadku zgadza się pani wziąć w tym udział. Nie chcę,
aby uznawała pani tego za zadanie, które musi zostać wypełnione. Oczywiście
mogę ci obiecać, że zabierze cię tam Severus i tak samo z tobą wróci…
– Jeżeli będzie z czym – burknął pod nosem Snape.
– Co ma pan przez to dokładnie na myśli? – Hermiona nie
chciała wyjść na kompletną idiotkę z rzeszą pytań, ale musiała być pewna na
czym stoi.
– Mówiłem ci, abyś w końcu użyła mózgu – warknął. – Przecież
nie idziesz do niego na spotkanie przy herbatce i ciasteczkach! – Ha!
Nie, z pewnością nie, pomyślała w myślach. – Nie zwierzał mi się, ale
nie jest pewne, czy wrócisz stamtąd żywa.
– Rozumiem, profesorze. – Przeczekała chwilę dłużej niż by
wypadało, ale to bardziej z chęci stworzenia napiętej atmosfery, a nie
rozmyślania nad decyzją . – Zgadzam się.
– To wspaniale! – Dyrektor uśmiechnął się jeszcze szerzej i
wziął do buzi dropsa.
– Chyba sobie kpisz. – Posłał w jej stronę mordercze
spojrzenie. – Co ty sobie myślisz? Że pójdziesz tam i wrócisz jak wcześniej? Że
jesteś taka odważna i inni będą brać z ciebie przykład?! – Zerwał się z krzesła
i sekundę później znalazł się przed nią, pochylając się nisko. – Myślisz sobie,
że tak po prostu tam wejdziesz, poplotkujesz z Czarnym Panem i jak gdyby nigdy
nic wrócisz do szkoły?! … Doprawdy, gryfońskie.
– Profesorze, całkowicie zdaję sobie sprawę, że mogę już
tutaj nie wrócić – odparła z największym spokojem, na jaki było ją stać,
chociaż chciała przewrócić oczami na ten jego wykład. – A nawet jeśli wrócę to
może nie będę mogła w pełni funkcjonować jak poprzednio. – Czyżby na
pewno? – Może nie będę miała chęci, aby robić cokolwiek. Może
stwierdzę, że w ogóle lepiej byłoby umrzeć. – Nie dajmy się zwariować,
serio. – Może będę miała najokropniejsze koszmary w życiu, lecz kto
ich nie ma? – Naprawdę, jakby już ich nie miała. – Każdemu
się zdarza, a ja jakbym miała rozstrzygać każdą rzecz, jaką w życiu podejmuję,
to nic bym nie zdziałała. Wszędzie grozi nam, mi niebezpieczeństwo.
Nikt nie jest bezpieczny, i dopóki się nie skończy ta cała szopka to nikt nie
będzie. Wiem, na co się piszę i nie oczekuję wiwatów na moją cześć, a wręcz mam
nadzieję, że każdy będzie zachowywać tak jak wcześniej… A teraz, skoro już to
ustaliliśmy, to proszę, abyśmy omówili jeszcze dalszą kwestię tego zadania,
ponieważ muszę jak najszybciej udać się do Hogwartu na swoje zajęcia. –
Zwróciła swój wzrok ku dyrektorowi. – Jak rozumiem, mam zacząć uczyć się
oklumencji, tak?
– Zgadza się, moje dziecko. W tym jednak musi pomóc ci
Severus, bo choć wierzę w to, że sama dałabyś sobie doskonale radę, to zależy
nam jak najbardziej na czasie. – To znaczy, że nie wiadomo, kiedy nastąpi
wezwanie – raczej stwierdziła niż zapytała, lecz dyrektor skinął
jej głową. – Dobrze, w takim razie, profesorze Snape, kiedy mamy
zacząć się uczyć?
– Jutro, od razu po twoich zajęciach u mnie w lochach –
rzekł oschle.
– W porządku… Profesorze Snape, dyrektorze, niestety muszę już
iść. Do widzenia. – Skinęła głową na pożegnanie do obydwóch i przedostała się
przez kominek do szkoły. Była dumna z siebie, że nie dała ponieść się emocjom i
po raz pierwszy okazała jako taki spokój w obecności Snape’a. – Odechce jej się
po lekcjach ze mną – mruknął pod nosem podirytowany Snape. – A wtedy nie będzie
już odwrotu, o nie! Smarkula się doigra.
– Jeszcze ona nas wszystkich zadziwi – powiedział dyrektor z
uśmiechem na ustach, całkowicie ignorując Mistrza Eliksirów i wpatrując się w
płomienie, które już zanikały po przejściu dziewczyny,.
– Chyba, że najpierw umrze – odparł lodowato Snape i też
ruszył w kierunku kominka, na swoje zajęcia.
– Oj zadziwi, zadziwi… – Usłyszał jeszcze rozmarzony głos
Dumbledore’a.
Cześć!
OdpowiedzUsuńNie wiem co Ty w sobie masz dziewczyno, ale czytając Twoje notki normalnie Cię polubiłam XD
Ty nie gadaj mi tu że jest słabo, bardzo ładnie jest, ciekawie, wciągająco i w miarę długo (no,wiesz jak bym się nie obraziła jakby notki były jeszcze dłuższe XD)
Numer z włosami był cudny XD
I ja już się nie mogę doczekać nexta! :D
Masz czas do jutra, bo poleci Crucio XD
Czekam, czeekam! Tylko jak zwykle proszę mnie poinformować.
No i oczywiście również zapraszam do siebie.
http://sevmionelove.blogspot.com/
Buziaki! ♥
Wreszcie notka! ^.^
OdpowiedzUsuńNie mów że ci się nie udał, bo udał i to bardzo! :D
Hermiona rządzi! ;p
Mam tylko nadzieje, że nie będzie z nią tak źle po spotkaniu z Voldermot'em ;/
Weny! ;*
Przeczytała w nocy, ale nie dałam rady skomentować, bo po prostu padłam. Jedna z lepszych notek, nie trać tak wiary w siebie! :) Na prawdę bardzo mi się podoba, nie mogę się już doczekać co dalej. Kolejny rozdział zostawiam sobie na wieczór :)
OdpowiedzUsuńNie wiem o co ci chodzi? Rozdział świetny, ale Dumbledore jakiś taki... beztroski
OdpowiedzUsuń