Siup, kolejny rozdział. Powoli wracam na stare tory, dalej pracuję nad tym, aby wczuć się w bohaterów c:
– I jak postępy?
– A jak myślisz?
– Myślę, że tak potężny czarodziej jak ty, mógł wpaść na błyskotliwy pomysł.
– Do tego nie wystarczy jeden tytuł. Gdyby to było takie łatwe już dawno stałbym się miliarderem zamiast dalej nauczać bandę cymbałów.
– Liczyłem na lepsze wieści.
– Bo masz mało czasu, a i tak chcesz grać pierwsze skrzypce? – zapytał kąśliwie.
– A ty jak zwykle, na wszystko patrzysz odmiennym spojrzeniem. – Na jego usta wypełzł delikatny, smutny uśmiech.
– Albusie, zadanie które mi powierzyłeś jest niemożliwe do wykonania i oboje zdawaliśmy sobie z tego sprawę od chwili, gdy o tym powiedziałeś. – Zmierzył go chłodnym spojrzeniem. – Śmiem twierdzić, że skomponowanie Eliksiru Życia i tak nie byłoby rozwiązaniem na naszą obecną sytuację, a w przyszłości mogłoby wpłynąć na naszą niekorzyść.
Dumbledore machnął ręką.
– Jaką niekorzyść? Znam Toma od dziecka. Od zawsze brzydził się wilkołakami, nie mówiąc o tym, że większość z nich jest półkrwi. Prędzej umrę niż Tom zechce połączyć siły z Delvorem.
Cóż za zbieg okoliczności, że akurat za dwa tygodnie sam cię zabiję, przeszło Severusowi przez głowę, gdy opuszczał gabinet. Dumbledore testował jego cierpliwość codziennie prosząc go i Minerwę o spotkanie i planując z nimi, a raczej uświadamiając ich o planach, jakie miał w zanadrzu. Dyskutowali i słuchali, a Severus każdego dnia utwierdzał się w przekonaniu, że Albus chwytał się brzytwy, naprawdę myśląc, że po śmierci dalej będzie miał coś do powiedzenia w świecie żywych.
~*~*~*~
Mieli dwa tygodnie na wykonanie swojego planu. Hermiona trochę panikowała, z racji, że żadne z nich nie skończyło nawet szkoły teatralnej. Co więcej, wiedziała że będzie im ciężej robić coś wymuszonego, a nienaturalność będzie można dostrzec w zachowaniu. W tym momencie ukradkowe spojrzenia, wzdychanie i fantazjowanie o Snapie było niewystarczające i musiała pójść o krok dalej, tym bardziej jeśli Mistrz Eliksirów a.k.a. poplecznik Voldemorta miał zarówno u siebie, jak i u niej we wspomnieniach odrzucać jej adoracje. Poza tym, bądź co bądź, ale to ona zainicjonowana ten plan i wdrożyła w życie na długo przed tym zanim Snape się o nim dowiedział.
Zwolniła myśli i w pełni skoncentrowała się tylko na teraźniejszości.
Zapukała niepewnie do drzwi.
– Wejść! – Nieprzyjemny, szorstki głos zaprosił ją do środka.
– Dobry wieczór, profesorze. – Usiadła naprzeciwko i pozwoliła sobie na powolne spojrzenie wprost w czarne tęczówki Mistrza Eliksirów. Jego wzrok wbił się w nią intensywnie, przez co miała wrażenie jakby piekła ją skóra. Na twarzy Snape’a zagościł grymas, ale moc spojrzenia sprawiła, że Hermiona się zarumieniła. Pozwoliła sobie na odwrócenie wzroku i przeniesienie go na własne dłonie złożone na kolanach. Zaobserwowała szybsze bicie serca, więc skupiła się na tym, pielęgnując każde uderzenie, koncentrując się na tym, a w myślach odtwarzając raz za razem wyrazistość spojrzenia jakim ją obdarzył.
– Dzisiaj masz do wyczyszczenia pięć kociołków. Bez magii – syknął. – Rękawiczki. – Wyciągnął przed nią gumowe rękawice. Hermiona przechwyciła je machinalnie. Stalowy chwyt Snape’a doprowadził jednak do tego, że ich dłonie znów się spotkały. Jakby to nie było ustawione to po tylu przypadkowych dotknięciach w ciągu jednego dnia już by zaczęła się martwić, że któreś z nich nie ma odpowiedniego jak na ich wiek refleksu i wyczucia.
Wzrok Hermiony pełen nadziei prędko powędrował w na twarz Snape’a, na której zobaczyła jedynie obrzydzenie i niechęć. Poczuła ukłucie w sercu i szczerze musiała się zastanowić czy czuje je naprawdę czy nie. Nie wiedziała jednak na ile może zepsuć to wspomnienie, więc prędko odrzuciła tę myśli koncentrując się na tym, aby te sytuacje były czysto wspomnieniowe. Przechwyciła rękawiczki i prędko ruszyła czyścić kociołki.
***
Hermiona ze Snape’em spotykała się codziennie na godzinę, aby tworzyć wystarczająco wiarygodne przeżycia, które następnie odpowiednio udoskonalali w swoich głowach. Dziewczyna nie przypuszczała, że zadanie, w którym główną rolę odgrywała zabawa własnymi emocjami może być aż takie ciężkie. Niejednokrotnie łapała się na tym, że po skończonym spotkaniu zastanawiała się nad danym zachowaniem Severusa i próbowała je analizować albo też je przeżywała. Dlatego po pierwszych dniach postanowili spotykać się w takiej porze, aby były one ostatnią rzeczą, jaką mieli do roboty. Dzięki temu łatwiej było im we własnej głowie zaszufladkować je jako „wspomnienie dla Voldemorta”, a nie jako urywki z prawdziwego życia. Poza tym nie rozmawiali na tematy związane z jej stadem, Dumbledore’em czy Zakonem, aby nie utrudniać sobie nawzajem zadania. I chociaż wciąż ciężko jej było trzymać buzię na kłódkę to zbyt często łapała się na tym, co chciałaby przekazać Severusowi. Między innymi nową strategię, jaką obmyśliła dla swojego stada podczas walki. Albo pomysł na składniki eliksiru, którego miała szukać podczas swojej niedoszłej podróży.
Poza tym obawiała się, że konflikt, który powstał pomiędzy nią a chłopakami nie był wystarczający dla Voldemorta. Co prawda, owszem, miała już na polecenie Czarnego Pana na powrót się z nimi zakumplować, jednak miała nieprzyjemne przeczucie, że nie będzie to wystarczająco przekonujące. Jakby nie patrzeć byli nastolatkami, a nastolatkowie tak samo często jak się kłócą tak i się godzą, bez większych uraz. Więc i na tym polu doszła do wniosku, że podczas rozmowy z nimi będzie musiała wymuszać u siebie nieprzyjemne uczucia. Aby to dobrze rozegrać w głowie wywoływała odpowiednie słowa, zachęcając się własnymi myślami; próbowała przedrzeźniać Harry’ego, gdy coś opowiadał, wzbudzać w sobie rozgoryczenie obserwując ich na co dzień, komentować ich niekompetencje, brak pojęcia o jej drugim życiu, brak interesowania się nią, odtrącenie jej. Nakręcała się spiralą myśli pobudzając własny organizm do działania i produkowania tego, co było jej najpotrzebniejsze – gniewu, rozżalenia, goryczy i powoli kiełkującej nienawiści.
Gdy więc wracała do pokoju i padała na łóżko próbowała sobie przypomnieć co danego dnia poczuła naprawdę, co było rzeczywistością, a co fikcją. Każdego dnia, każdego wieczora rozkładała na czynniki pierwsze to, co przeżyła uważnie analizując i segregując wspomnienia w swojej głowie. Niektóre z tych szczególnych wspomnień pielęgnowała z dnia na dzień – takim oto sposobem wspomniała co wieczór czarne tęczówki wbite z nią w taką intensywnością, że aż za którymś razem w uszach słyszała dudnienie przyspieszonego serca. Wiedziała, że wspomnienie, o które się dba staje się silniejsze, a te, o którym się zapomina blaknie i czasem samoczynnie znika, nie zaśmiecając głowy.
Kiedy nadszedł ten dzień, w którym wiedziała, że Severus Snape przestanie być na wyciągnięcie ręki niespokojnie wierciła się w łóżku, co i rusz przekręcając się w poszukiwaniu wygodnej pozycji. Dwa tygodnie dystansu od Snape’a były, na Merlina nawet ciężko było jej to przyznać, ale niesamowicie denerwujące. Dalej łapała się na tym, co chciała mu przekazać, jak dwa dni temu, gdy zobaczyła się ze stadem na treningu. Wracając wtedy poprzez błonia zirytowała się, kiedy okazało się, że nie ma do kogo otworzyć buzi. Zazwyczaj była tak podekscytowana postępami, czasem rozdrażniona zachowaniem niektórych osób, innymi razy opowiadała jakie zmiany zamierza wprowadzić. I czuła się jakby fruwała po niebie. Nic jej nie interesowało: ani cierpiętnicza mina Severusa, ani brak komentarza z jego strony. A dwa dni temu? Była zła jak osa i czuła się, jakby ktoś podciął jej skrzydła. Przyzwyczaiła już się do starego rytmu i wracając mamrotała pod nosem, przeklinając na czym świat stoi.
A teraz? Teraz miało być jeszcze trudniej.
Jęknęła przeciągle i przykryła poduszką twarz.
Dobra, Herm, nie rób z siebie ofiary. Wstań z łóżka i bierz się za siebie. Dasz radę z czy bez Snape’a. Owszem, pomógł ci, ale teraz będzie już tylko z górki. Poza tym to ty na wszystko wpadłaś i to ty wszystko podtrzymujesz. Dasz radę. Będziesz się nad sobą użalać, jak Voldemort zostanie pokonany. Poza tym ludzie na ciebie liczą. Masz Ginny, która za tobą stanie, Draco, całe stado. Nie jesteś w tym sama. Masz łeb jak sklep, a przede wszystkim plan, a nawet plany. Wcześniej czy później: wygramy to. Ale najpierw się przygotujemy. I tym się właśnie zajmiesz: przygotowaniami. Aby wszystko było dopięte na ostatni guzik.
Z rozmachem zrzuciła z siebie kołdrę i poszła do łazienki przyszykować się na kolejny dzień.
Łapiąc torbę z książkami spojrzała na kartkę, która zmaterializowała się na jej biurku.
Mój gabinet, po zajęciach.
SS
Ścisnęło ją w żołądku ponownie na myśl tego, co miało się dzisiaj wydarzyć.
~*~*~*~
– Dyrektorze, chciał mnie pan widzieć. – Zamknęła za sobą cicho drzwi i usiadła przed Dumbledore’em.
– Skąd taka troska w pani oczach, panno Granger? – Zaśmiał się lekko i wyciągnął przed nią opakowanie z dropsami.
Sięgnęła po jednego, uzmysławiając sobie, że najprawdopodobniej będzie to jej ostatni drops przyjęty od dyrektora.
– Wiem o wszystkim. – Spojrzała niepewnie na Albusa. Nie miała siły teraz nie okazywać przed nim, że nie martwi, poza tym, do diabła, należało mu się trochę szczerości z jej strony. Przez ostatnie czternaście dni starała się umówić z nim na spotkanie, ale ciągle ją zbywał. Snape z kolei uważał, że nic nie traci i przynajmniej nie musi słuchać głupot szaleńca.
– Naturalnie. – Uśmiechnął się szeroko. – Nie przypuszczałem nawet, że może być inaczej. Severus z natury jest małomówny, ale biorąc pod uwagę okoliczności, w których oboje się znaleźliście wierzę, że wasz kontakt się zmienił.
Hermiona popatrzyła uważnie na starca zastanawiając ile on wie, ile się domyślił, a ile wydedukował z obserwacji.
– Tak, trochę tak – skomentowała wybiórczo.
– A czy Severus był tak łaskaw powiedzieć dlaczego to właśnie on musi tego dokonać?
– Mówi pan o egzekucji? – Prychnęła.
– Traktuję to bardziej jako przysługę.
Hermiona spojrzała na niego zdumiona.
– Ach… Rozumiem, czyli uznam, że ci nie mówił. – Upił łyk herbaty i położył na biurku rękę, którą do tej pory trzymał pod biurkiem.
Hermiona wciągnęła ostro powietrze, a jej rozbiegany wzrok wędrował pomiędzy ręką a twarzą dyrektora. Czy dlatego Snape ciągle mówił, że „padło mu na mózg”?
– Co się stało?
– Działanie pierścienia Marvola Gunta, który był jednym z horkruksów. Coś czegoś nie udało mi się przewidzieć i nauczka, z której wyciągnąłem bardzo cenną lekcję.
– Nie da się nic z tym zrobić? – sapnęła, w pośpiechu próbując od razu przypomnieć sobie czy kiedykolwiek czytała coś na ten temat.
– Niestety, panno Granger. Profesor Snape zrobił z tym tyle, ile mu się udało. I tak dzięki niemu zyskałem rok czasu.
– Rok?!
– Tak, dlatego zdążyłem się już oswoić z tą myślą i przyszykować Harry’ego na szukanie kolejnych horkruksów.
Hermiona spojrzała na niego jakby postradał zmysły.
– Chwila, cofnijmy się jeszcze zanim nawet ja uznam, że postradał pan rozum. Dlaczego pierścień tak zadziałał?
– Voldemort nałożył klątwę na pierścień, która miała doprowadzić do śmierci każdego, kto go założy. Tak się przydarzyło, że to byłem ja. – Uśmiechnął się lekko i zarazem smutno, zatajając część prawdy przed Hermioną. – Panno Granger, moja sytuacja ma jedynie pokazać, że horkruksy są chronione przez potężną, czarną magię. – Spojrzał na nią poważnie i twardo. – Jestem pewny, że każdy kolejny przedmiot będzie miał równie mocną ochronę, która będzie go osłaniała, zniechęcając do jego zniszczenia.
– Skąd Harry ma wiedzieć jaka ochrona jest nałożona na danych przedmiot?
– Tego nie wie nikt oprócz samego Toma Riddlle’a.
– Więc jak ma sobie poradzić? Harry nie jest gotowy na samotne przygody! – powiedziała ostro, rzucając gniewne spojrzenie.
– Liczyłem na pomoc z twojej strony, Hermiono. – Świdrującym wzrokiem wpatrywał się w nią, sprawiając, że miała wrażenie, iż nagle awansowała na miano superbohatera.
Prychnęła gniewnie, złożyła ręce na piersi i pokręciła z niedowierzenia głową.
– Liczył pan na moją pomoc, dyrektorze? – powtórzyła sarkastycznie. – Od roku wiedząc, że klątwa zabija pana powoli postanowił pan zataić to przed wszystkimi i dzień w swojej śmierci wyjawić mi, że liczy na moją pomoc?! – Wstała gwałtownie, a krzesło wydało nieprzyjemny dźwięk spowodowany tarciem nogami po podłodze. – Jest pan śmieszny i przechodzi samego siebie.
– Hermiono, jesteś najmądrzejszą czarownicą… – zaczął spokojnie, ale wyczuła w głosie nutkę stanowczości.
– Od czasów Roweny Ravenclaw – przerwała mu. – Tak, wiem, i przypominanie tego w niczym tu nie pomoże. – Zaśmiała się cierpko. – Nawet nie wiem od czego zacząć. – Pokręciła głową z niedowierzaniem i oparła ręce na oparciu krzesła, pochylając się do przodu. – Jeszcze niedawno byłam w tym samym gabinecie i przed tym samym człowiekiem otworzyłam się mówiąc, że jestem wilkołakiem. – Spojrzała na niego oskarżycielsko. – W tym samym czasie szłam do Voldemorta, na co z miejsca się zgodziłam, bez słowa sprzeciwu. Dodatkowo, mimo że powinnam była, to nie wnikałam w nikłe szanse na pańskie znajomości z Delvorem, o których z kolei byłam święcie przekonana ponieważ pan mnie o tym zapewniał. Więc wyjaśnijmy sobie, że po pierwsze: jestem wilkołakiem, o czym nie wie sam Harry Potter, i co pełnię wyję do księżyca. – Rozpoczęła wyliczać na palcach. – Po drugie: zaliczyłam spotkanie z Voldemortem i możemy być pewni, że przy kolejnej możliwej okazji już nie wyjdę z tego żywa. Po trzecie: przez rok zatajał pan informację o klątwie, chcąc odebrać mi możliwość wyboru, po to by wszystko poszło po pańskiej myśli. Proszę mnie oświecić, czy w którymś momencie moja logika zawiodła? – Wyprostowała się, skrzyżowała ręce na piersi i spojrzała na niego wyzywająco. Nie będzie znowu pionkiem w jego grze. Miała swoje zobowiązania i ludzi, którymi musiała się zająć. Miała plan dotyczący Harry’ego, na którego przekreślenie nie mogła sobie pozwolić. W ogóle pomyśleć sobie jaki on miał tupet, aby myśleć, że może jej sugerować coś takiego biorąc pod uwagę wszystko, z czym do tej pory się z nim podzieliła? Proszę państwa, oto wielki, wszechmocny Albus Dumbledore, który chce by ludzie tańczyli jak im zagra.
Popatrzyła na niego ze zniesmaczeniem, ale zamiast rozgorączkowania, jakie zaobserwowałaby u siebie jeszcze dwa lata temu, zamiast wściekłości i wypieków od zapowietrzenia, przyszedł do jej ciała chłód. Poczuła rozgoryczenie, lodowate zimno i brak zdziwienia. Czy mimo pierwszego szoku całokształt rozmowy ją zaskoczył? Albus Dumbledore zawsze coś krył, tyle że nigdy nie wiadomo było jakiego kalibru są to informację i na kogo one wpłyną. A ostatnią rzeczą, jaką chciała to, aby wpływ miały właśnie na nią.
– Panno Granger, pani dedukcja jest równie nienaganna i uzasadniona jak moje przypuszczenie, że bez pani pomocy Harry Potter wraz z Ronaldem Weasley’em nie odnajdzie horkruksów i ich nie zniszczy. Natomiast to doprowadzi do tego, że Lord Voldemort wygra bitwę. A wtedy ani czarodziejski świat, ani pani, ani stado, z którym najpewniej jest pani związana, nie doświadczy spokoju, a kolejne spotkanie w gronie Śmierciożerców będzie jedynie formalnością.
Gdyby te słowa wychodziły z ust kogoś innego Hermiona dałaby się pokroić, że ociekałyby szyderczością. Była wściekła, że dopiął wszystko na ostatni guzik wiedząc, że nie będzie miała nic do gadania. Na ile chciałaby odmówić i życzyć chłopakom szerokiej drogi, na tyle wiedziała, że bez niej nie dadzą rady. A nawet nie, że bez niej, co po prostu bez wiedzy, którą posiada. Czy sami mogliby się do tego przyszykować? A nawet: czy Harry dałby sobie sam radę po odpowiednim przygotowaniu? Tak. Czy ktoś go ostrzegł, że kiedyś sam wyruszy na szukanie horkruksów? Nie. Czy miał w takim razie motywację, aby samemu się uczyć? Odpowiedź nasuwała się jedna.
Hermiona spojrzała gniewnie na dyrektora i w tym momencie marzyła, aby spojrzenie mogło przekląć. Po tym, co usłyszała nawet żal i troska, z którymi przyszła, nie ostały się w niej. Skierowała swoje kroki w stronę drzwi, ale zanim wyszła obróciła się i spojrzała raz jeszcze na dyrektora.
– Albusie Dumbledore, niejeden strateg mógłby pobierać od pana lekcje. I wie pan, że nic innego mi nie pozostaje niż wyruszenie z chłopakami w podróż naszego życia – powiedziała cierpko. – Jednak nie zamierzam oszukiwać, że mam nadzieję, iż po dzisiejszym dniu moje życie stanie się trochę lżejsze bez niespodzianek tego pokroju.
– Hermiono, na pewno niejednokrotnie samo życie cię zaskoczy. Jednak trzymam kciuki, aby niespodzianki były kreowane jedynie przez los, a nie innych ludzi. – Popatrzył na nią miękko.
Hermionę Granger autentycznie ścisnęło serce na ten widok i poczuła spływającą łzę po policzku. Gniew się z niej ulotnił tak samo szybko, jak przyszedł. Teraz widziała przed sobą jedynie starszego czarodzieja, który lata spędził nad walką z Tomem Riddle’em. I mimo, że doskonale zdawała sobie sprawę z faktu, iż Dumbledore byłby skory przepłacić życiem niewinnych osób w celu pokonania Czarnego Pana, to w głębi duszy wiedziała, że on, tak jak i zresztą ona, szukał jedynie sposobu na zabicie go raz na zawsze.
– Postaramy się zrobić wszystko, co w naszej mocy, aby pokonać Voldemorta – powiedziała z determinacją, jakby chcąc go zapewnić, że jego śmierć nie pójdzie na darmo.
– Wiem o tym, panno Granger, wiem. I na tyle, na ile chciałbym być tego świadkiem, na tyle wierzę, że uda wam się to zrobić.
~*~*~*~
Na zajęciach szybko tworzyła notatki, skrobiąc piórem po pergaminie, zatrzymując się od czasu do czasu i krytycznie patrząc na zapisany tekst. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że zapiski w żadnym stopniu nie dotyczyły tego, co było omawiane na lekcjach. Nie będąc w stanie zapanować nad pędzącymi myślami w głowie postanowiła skupić się na jednej rzeczy, która po wyjściu z gabinetu dyrektora stała się dla niej priorytetem: horkruksy. Robiła listę najpotrzebniejszych rzeczy, bez których wyprawa mogłaby się nie powieść. Nie wiedziała ile czasu zajmie im identyfikacja przedmiotów, w których Voldemort umieścił kawałek swojej duszy, a następnie ich zniszczenie. Tygodnie? Miesiące?
Zatrzymała rękę nad pergaminem i rozejrzała się po klasie. Uczniowie siedzieli w ciszy przysłuchując się wykładowi prowadzonemu przez profesor McGonagall. Jedni z zainteresowaniem wędrowali wzrokiem pomiędzy podręcznikiem a nauczycielką, inni znudzeni rysowali po pergaminach, a jeszcze inną grupę stanowiły osoby, które walczyły aby utrzymać otwarte powieki i nie narazić się na reprymendę i utratę punktów. Hermiona zatrzymała dłuższe spojrzenie na twarzach uczniów zajmujących ławki po jej lewej stronie. Zachowywali się tak jak rok, dwa, a nawet trzy lata temu. Oczywiście z twarzy wyglądali doroślej, mieli więcej wiedzy i umiejętności, jednak widać było, że są tak samo beztroscy w ogólnym rozrachunku. Niektórzy mieli więcej problemów, tak jak Draco, jednak nawet dla takich osób lekcje stanowiły odskocznie, pozwalały na chwilę zapomnieć o swoich zmartwieniach, z którymi musieli się codziennie zmagać. Ale ona nie mogła sobie pozwolić na takie zachowanie. Chcąc osiągnąć to, co sama sobie narzuciła i to, co zostało jej zlecone nie mogła sobie pozwolić na zwolnienie, wybicie z rytmu i dekoncentrację.
Przenosząc spojrzenie na pergamin jej wzrok przykuł widok za oknem. Zdecydowanie pogoda nie będzie ich rozpieszczać, pomyślała, dopisując do listy kolejne rzeczy.
~*~*~*~
Zamknęła za sobą cicho drzwi i zajęła miejsce przed Mistrzem Eliksirów.
– Rozmawiałam z dyrektorem. – Severus nawet nie podniósł wzroku znad prac.
– Widzę, że w końcu zwolniło się miejsce w jego grafiku – mruknął sarkastycznie. – Najwyższy czas. Jeszcze kilka godzin i co najwyżej będziesz mogła pogadać z portretem. A uwierz mi, portret tego starca będzie jeszcze bardziej irytujący niż on sam. Co notabene nie będzie łatwym zadaniem.
– Powiedział mi dlaczego zginie. Czemu nie powiedziałeś nic na temat klątwy?
– A co to zmienia? – Podniósł na nią kpiące spojrzenie.
– To, że wyświadczasz mu przysługę – powtórzyła słowa dyrektora.
– Granger, z definicji przysługa ma charakter zwrotny i tylko wtedy ma wartość dodaną. A w takim wypadku to po prostu będzie morderstwo.
– Ale morderstwo na prośbę – sapnęła.
– I co z tego? – Zirytowany machał szybciej piórem po pergaminach. Hermionie zrobiło się odrobinę żal uczniów, którzy odbiorą te prace. – Wyjaśnisz mi, o wszechwiedząca Granger, co to zmienia?
Oburzyła się, zmarszczyła brwi, otworzyła buzię, by odpowiedzieć, ale zanim wypowiedziała cokolwiek zastanowiła się jeszcze raz. Co to zmienia? Na pewno to, że nie zabije dyrektora tylko ze względu na polecenie Czarnego Pana. Ale czy faktycznie zabiłby go po prostu na rozkaz? Przecież wierzyła, że jest po ich stronie, więc nie zmieniłoby się to nawet jeśli śmierci Dumbledore’a byłaby dla niej niezrozumiała. Prędzej na własną rękę odkryłaby co stało za czynem Severusa Snape’a niż przekreśliłaby go po tym, jak jej pomagał, pracował za plecami Voldemorta i przekonał Lucjusza Malfoy’a do zmiany podejścia względem syna.
Więc co to zmienia? Przecież i tak każdy uzna go za zdrajcę i nie uda jej się zmienić ich zdania.
– Panno Granger, w końcu odebrało pani mowę. Jest to muzyka dla moich uszu.
Łypnęła na niego spode łba.
– Dyrektor już dawno powinien był powiedzieć członkom Zakonu o klątwie. W ten sposób każdy by zrozumiał motyw, którym się kierujesz, Snape.
– Profesorze Snape – poprawił. – Przypominam Granger, że jesteśmy w Hogwarcie.
– W Hogwarcie, w którym za kilka godzin nie będziesz nauczać.
Puścił ten komentarz mimo uszu i kontynuował poprzedni temat.
– Nikt nie zrozumiałby motywu, Granger – odpowiedział ponownie zaczynając się irytować. Czy on nawet przez ostatnie godziny przebywania w szkole nie może zaznać chwili spokoju? – Nikt by nie uwierzył. Nawet Dumbledore’owi. – Gdy otwierała buzię, aby zaprzeczyć dodał: – A nawet jeśli uwierzyliby za jego życia, to po śmierci by mnie przeklęli. Nie rozumiem czemu wciąż jesteś taka naiwna i tak bardzo chcesz w nich wierzyć? – Popatrzył na nią tym świdrującym spojrzeniem, ale nie poczuła żeby nawet próbował naprzeć na jej umysł.
– Bo w kogoś muszę.
– Uwierz Granger w siebie, bo na koniec dnia tylko to ci zostanie – powiedział z lekką goryczą.
Hermiona nie wiedziała czy Snape’a ktoś podmienił, czy po prostu wizja zabicia Dumbledore’a tak na niego wpłynęła, ale powstrzymała się od komentarza. Nie chciała wychodzić z gabinetu skłócona, tym bardziej nie wiedząc kiedy sama wróci do Hogwartu, ani kiedy następnym razem zobaczy Mistrza Eliksirów.
Biła się z myślami czy powiedzieć mu o tym, że przyłączy się do chłopaków podczas wyprawy. Dyrektor na pewno powiedział mu o konieczności pozbycia się kolejnych horkruksów, ale była przekonana, że nie wspomniał nic o jej możliwym udziale w poszukiwaniach – nie żeby coś, ale mogłaby się założyć o różdżkę, że gdyby Severus Snape wiedział o tym cokolwiek już dawno by zaoponował i wyzwał ją od idiotek.
– Nie o tym chciałem rozmawiać. – Przerwał jej rozmyślania. I dopiero wtedy Hermiona sobie przypomniała, że to on pierwszy chciał, by przyszła do jego gabinetu.
– A o czym? Co może być ważniejszego w tym momencie?
– Jak poczekasz chwilę i dasz mi powiedzieć, zamiast wylatywać jak z procy pytaniami, to się dowiesz. – Spojrzał na nią gniewnie, ale po chwili już cały gniew, lub to co omylnie tak zinterpretowała, z niego uleciało. – Albus rozmawiał o klątwie również z Minerwą. Ona wie, jakie zadanie stoi przede mną i zajmie miejsce Dumbledore’a. Uprzedzając pytanie: niewiele będzie mogła zrobić, aby przekonać Zakon. Nawet na to nie będzie tracić czasu, bo będą ważniejsze rzeczy do roboty. Jednak wtajemniczyłem ją wybiórczo w pani działalność.
Hermiona spojrzała na niego w szoku.
– Co?! – zduszony okrzyk wydobył się z jej gardła. – A więc ściągam z ciebie Wieczystą Przysięgę, a ty pierwsze co robisz to lecisz i mówisz profesor McGonagall? – Gwałtownie wstała i rzuciła mu mordercze spojrzenie.
– Szacunek, Granger. Poza tym czyś ty ogłuchła? Czy jednak te kudły ci przeszkadzają w słyszeniu? Powiedziałem WYBIÓRCZO.
– Co to znaczy? – Poczuła się zbita z tropu.
– To znaczy wszystko, co chcesz. Nie powiedziałem jej nic konkretnego, jedynie, że oboje mieliśmy w swoim życiu więcej kontaktu z Czarnym Panem niż byśmy chcieli. Poza tym Albus rzucił jednym ze swoich tanich cytatów, coś o tym, że więcej wiedzy idzie w parze z większą odpowiedzialnością.
– Dlaczego w ogóle został poruszony ten temat? Jak doszło do tego, że nagle stałam się częścią waszej rozmowy?
– Tak o się stało, gdy postanowiłaś prowadzić własną działalność na boku, a zarazem być pilną uczennicą.
– Do tej pory działało.
– Do tej pory nie chciałaś zabunkrować się w moich komnatach, tuż po uznaniu mnie za zdrajcę. Lepsze takie wyjście niż przypuszczenie, że się we mnie podkochujesz i z tęsknoty nie wychodzisz z lochów. Pomyśl trochę, Granger. I tym razem trochę bardziej, bo przez ciebie jedna osoba już myśli, że tak jest.
Powstrzymała się przed odpowiedzią. Nie chciała niszczyć tego, że pierwszy raz rozmawiali ze sobą z tak minimalnym stężeniem jadu. Nie chciała wchodzić w dyskusję, której nie mogli kontynuować następnego dnia.
– Mogę się poczęstować herbatą zanim wyjdę?
Severus popatrzył na nią podejrzliwie znad prac, do których oceniania powrócił. Jednak nie rzucił żadnej uwagi, tylko zawołał skrzata i po chwili znalazła się przed nią filiżanka z parującym napojem. Kontynuując milczenie rozdzielił sprawdzane prace i podał jej połowę wraz z zapasowym piórem, po czym sam wrócił do kreślenia uwag na pergaminach drugoklasistów.
Robi się coraz ciekawiej...
OdpowiedzUsuń