~ HGxSS w granicach nierozsądku ~: Rozdział 56

wtorek, 30 marca 2021

Rozdział 56

Aaaaaa zmartwychwstałam! Wasze komentarze oraz te na Wattpadzie dały mi kopa do działania i dokończenia historii (sama bardzo nie lubię czytać niezakończone opowiadania, agrr!) :D
Kolejny rozdział już się pisze, ale z racji tego, że właśnie zamykam ocz to wstawiam to, co powstało.
Trochę niepewnie czułam się wchodząc w dawno nienoszone buty bohaterów, ale mam nadzieję, że nie doświadczycie żadnych zgrzytów. Czytając to, co zostało napisane do tej pory widzę trochę chaosu opowiadaniu, tak więc również tym się zajmę :)) 


– Chyba nie mówisz poważnie. – Spojrzała na niego przestraszona i zszokowana. – Nie możesz tego zrobić.

– Mogę i zrobię – odpowiedział, twardo patrząc w brązowe oczy.

– Nie możesz. Do diabła! Nie rozumiesz, że zrobisz z siebie zdrajcę?

– A czy i tak nim nie jestem? Granger, nie przyszedłem z tobą dyskutować. Albus chciał abyś wiedziała, co się wydarzy. Nie wiem jakie zabawne przymierze razem zawarliście, ale cokolwiek to było możesz być pewna, że już nie będzie obowiązywało. 

– Nie możesz, Snape – powtórzyła cicho, bardziej do siebie niż do niego. Złość, szok i strach mieszały jej się pod skórą, jakby były składnikami śmiercionośnej mikstury. – Jeśli to zrobisz nie będziesz mógł mi pomagać ze stadem. Nikt ci nie zaufa. 

– Może więc potraktuj to jako znak od samego Merlina i zakończ tę farsę z podlizywaniem się Czarnemu Panu i podkładaniem mu się za każdym razem, gdy chce na kimś się wyżyć. Bo teraz sam Albus Dumbledore ci nie pomoże. – Wyminął ją i odszedł nie zawracając sobie nawet głowy zamykaniem za sobą drzwi. 

Hermiona wpatrywała się z niedowierzaniem w punkt, gdzie jeszcze przed chwilą widziała plecy Snape’a. Ogarnęła ją złość. Czemu nic nie mogło pójść zgodnie z planem? Z planem, nad którym siedziała miesiącami i rozważała każdą opcję. Nawet śmierć Albusa. Tyle że nie z rąk Severusa, którego współpracy w swoich planach nie przewidziała.

Westchnęła, zamknęła drzwi i opadła ciężko na łóżko. 

Układ z Albusem był nieskomplikowany, a jego korzenie sięgały czasów sprzed wakacji, gdy jeszcze nie należała do Zakonu. Kilka miesięcy przed tym jak zgodziła się bez żadnego „ale” na to, by Snape ją „uprowadził”, wzmacniając tym swoją pozycję w kręgu Voldemorta, została przyłapana na wyjściu z Zakazanego Lasu. Był to jej pierwszy raz, gdy ktoś ją zauważył i na swoje nieszczęście od razu wylądowała u dyrektora. I nie miała wtedy dobrego kłamstwa w zanadrzu. Można nawet posilić się o stwierdzenie, że w głowie miała czarną dziurę zamiast rozwiązania. Postanowiła więc zaryzykować, nie wiedząc jak Dumbledore zareaguje na brak subordynacji Hermiony Granger oraz jej zadziwiające zachowanie. Mogła przypuszczać, że trafiła na chwilę, gdy dyrektor był mało dociekliwy, a bardziej nastawiony na strategiczne myślenie. Dlatego gdy zaproponowała zaprzestanie drążenia tematu i pozwolenie na wchodzenie do Zakazanego Lasu na jej pisemną odpowiedzialność w zamian za każdej wagi przysługę, przystał na jej warunki. Czy była wtedy zdziwiona? I to jak. Cieszyła się na tyle, że nie myślała o tym, jaką przysługę będzie jej dane wykonać. W momencie, gdy zapytał się czy pójdzie z Severusem w roli zakładnika do Czarnego Pana oboje wiedzieli, że spłaca u niego dług. Jednak on nie wiedział, jak bardzo było jej to na rękę. Nikt nie wiedział i dlatego każdy podejrzewał, że nie wytrwa przed tronem Voldemorta dłużej niż dziesięć minut. Ale jej historia z Lordem Voldemortem trwała znacznie dłużej i zaczęła się w momencie, gdy należała do poprzedniego stada, a jej pierwszy alfa wciąż żył. Tobias, bo tak miał na imię wilkołak, który przewodził stadem przed Velvorem, miał staroświeckie podejście i nie za bardzo lubił słuchać innych. Miał swoje zasady, którymi kierował się przez lata, i które pozyskał do swojego ojca zajmującego pozycję alfy przed nim. Z racji, iż kontakt z wilkołakami miał od małego – wychowywał się przy nich, a następnie stał się jednym z nich – jego podejście było mocno zakorzenione. I przez to każdej pełni ruszali na polowanie, podczas którego nie trzymali się sztywno żadnych zasad, ponieważ nie mieli żadnej kontroli nad swoim ciałem. Oddawali się w ręce Bestii, zadawalając ją żądzę i doprowadzając do rozlewu krwi. Nie zawsze zwierzęcej. 

Tobias był bezwzględny i rządził twardą ręką, jednak jeśli chodziło o Śmierciożerców nigdy im się nie postawił. Można nawet powiedzieć, że przymykał oczy na to, co się działo gdy przychodzili do lasu. A pojawiali się systematycznie i nigdy pojedynczo. Przypuszczała, że była to pewnego rodzaju rozrywka dla nich. Niektórzy Śmierciożercy palili wioski, a inni szli w las i polowali na wilkołaki. Ludzie ginęli podczas pełni, jednak woleli być w stadzie niż w pojedynkę narażać się na spotkanie z poplecznikami Voldemorta. Dużo osób krytykowało zachowanie Tobiasa, ale to Velvor zawsze był osobą, która nastawiała watahę przeciwko alfie – a tym bardziej osoby, które przeobraził w wilkołaka; dokładnie mówiąc ją. Miał dosyć bycia uległym w stosunku do Voldemorta, siedzenia cicho i zastanawiania się kogo Śmierciożercy zabiją tym razem. Ale Velvor był także rozważny i nie odważył się jawnie krytykować Tobiasa, ani zarzucać mu brak kompetencji i troski o stado. Po miesiącach, podczas których Hermiona rozważała odstąpienie od stada, karma wróciła do Tobiasa i zginął on tak samo, jak poprzedni członkowie stada – o ironio z rąk Śmierciożerców. Velvor został wybrany na nowego przywódcę, jednak zamiast zagrzewać stado do walki postawił na pracę nad Bestią. To była jedna z niewielu rzeczy, dzięki którym cieszyła się, że to akurat on był osobą, która przemieniła ją w wilkołaka. Velvor miał świeże spojrzenie na to, jak sobie radzić z Bestią i chętnie dzielił się z nią swoimi przemyśleniami. Następnie wspólnie testowali swoją silną wolę oraz sposób przechytrzenia Besti i Żądzy Krwi. Jednak w momencie, gdy objął stanowisko alfy zaczął dzielić się z nią również innymi problemami – między innymi zaostrzonym konfliktem obecnym między nim a bratem. Mając takie dane trzeba było być najmądrzejszą czarownicą, żeby domyślić się jakimi pobudkami kierował się Velvor trenując swoje stado. Dodatkowo sam nie robił nic ze Śmierciożercami zakrywając się tym, iż są jeszcze za słabi na walkę z tak potężnymi jednostkami. Może i miał rację. Może jego stado nie było wtedy gotowe. Jednak teraz wiedziała, że jego motywacją było również stanie się potężniejszym od brata, a sojusz z Voldemortem miał mu zapewnić taką pozycję. Co jednak sprawiło, że nie udało mu się do niego dołączyć? Dlaczego za jego kadencji Voldemort dalej z obrzydzeniem mówił o wilkołakach i nie myślał o sojuszu? Jak bardzo cenił się Velvor, że to jego brat zdołał pierwszy wkupić się w łaski Śmierciożerów? Niektóre z tych pytań pozostawały bez odpowiedzi, jednak jeśli chodzi o granicę lojalności Velvora, a precyzyjniej mówiąc o jej brak, to sama przekonała się tego na własnej skórze.

Wstała, upiła łyk wina i odstawiła obok planszy, którą nieopacznie przekrzywił Snape. Dotknęła kupki popiołu, w którą zamieniła się figurka z Albusem i przemieniła ją z powrotem na figurkę wilkołaka, po czym przyjrzała jej się uważnie.

Kiedy Velvor zapragnął wejść do fanklubu Voldemorta wydał ją i jej wilkołactwo. Co jest bowiem równie cenne jak przyjaciółka Harry’ego Pottera przeobrażająca się w cyklicznie w zwierzę? To było prawie dwa lata temu. Hermiona odłączyła się od stada i co miesiąc starała się pracować nad ujarzmieniem Bestii oraz skrywała się przed Śmierciożercami. Oczywiście po pierwszym cyklu faz wytropili ją i to był pierwszy raz, gdy spotkała się z Tym-Którego-Imienia-Od-Tamtej-Pory-Nie-Obawiała-Się-Wymawiać. Voldemort zgubnie myślał, że jej pojmanie wpłynie na psychikę Harry’ego. Że w ogóle się o tym dowie. Z początku oczywiście intensywność spotkań była wysoka, często aportowali ją do miejsc, które przypominały pustostany – z dala od innych Śmierciożerców. Czasem zajmowała się nią grupa, która chełpiła się z największego obrzydzenia do wilkołaków, czasem sam Lord zjawiał się i ją torturował. I właśnie te spotkania ją zahartowały. Jak miała dalej bać się kogoś, kto pokazał jej na co go stać? Kto niejednokrotnie użył na niej jednych z najsilniejszych klątw i kto miał na nią tak duży wpływ, że z wyprzedzeniem planowała trasę, którą będzie się poruszać, aby zgubić Śmierciożerców podczas pełni? Jednak zapał Voldemorta po czasie zmalał – musiał kiedyś zmaleć. Ona nie działała wobec planu jaki miał w głowie i przez to plan musiał ewoluować. Tylko do takiego wniosku doszła po licznych, wielogodzinnych rozmyślaniach i stresie związanym z oczekiwaniem, aż znienacka dowie się o wszystkim Snape, Dumbledore, Harry, a na końcu cały Hogwart. Po prostu inaczej i kiedy indziej pragnął wykorzystać wiedzę o jej wilkołactwie.

A czemu wcześniej, od razu, nie poszła do Dumbledore’a? Bo w Hogwarcie informacje dotyczące wilków były przeterminowane. Lupin dawno temu odłączył się od swojego stada i (podobno) szczęśliwie przyjmował Wywar Tojadowy. I jej pewnie to samo by pozostało, aby nie narażać nikogo i aby Albus Dubledore miał wszystko pod swoją kontrolą. Szczerze? Hermiona wierzyła, że za kilka lat, może kilka dekad wilkołactwo będzie bardziej znośne i nie będzie ciężarem dla samych zainteresowanych. Dzięki temu, że w pierwszej chwili nie pobiegła do dyrektora doprowadziło ją do tego, co ma dzisiaj – do wzmacniania wilkołaków, ważenia dla nich eliksirów oraz do motywowania ich do walki z Bestią.

Przystawiła kieliszek do ust, zamknęła oczy i wypiła resztę wina pozostałego w naczyniu. Ustawiła na planszy poprzednie ustawienie pionków, spisując je na pergamin, po czym odłożyła pióro i skierowała swoje kroki do łazienki, po drodze rzucając zaklęcie ochronne na drzwi.

Rozbolała ją głowa, w której huczała przekazana przez Snape’a wiadomość. Jeśli on zabije Dumbledore’a nie będzie miał wstępu do Hogwartu, nie będzie robił dla niej eliksirów, nie pomoże jej podczas szkolenia stada, nie poskłada jej jeśli Voldemort ją wezwie. 

Dodała olejku eterycznego do basenu i czekała aż woda naleci do odpowiedniego dla niej poziomu. 

Siedząc po brodę w wodzie starała sobie przypomnieć jak to wyglądało za czasów przed Severusem Snape’em. Miała wrażenie, jakby od zawsze był obok, gdy dowodziła stadem, podczas każdej rekrutacji, szkolenia, wyprawy do Zakazanego Lasu. Nawet gdy udało jej się dosięgnąć wspomnienia, które dotyczyło wyjście poza Hogwart, i w którym się nie znajdował w jej głowie zawsze wiązało się z kolejnym wspomnieniem, w którym pomagał jej poskładać się na nowo. Ogarnęła ją lekka frustracja związana z tym, jak bardzo pozwoliła sobie polegać na Snapie, który od początku był osobą mogącą zniknąć z jej horyzontu w dowolnym momencie. Może dlatego w głębi duszy nie miała tak wiele przeciwko współpracy z nim? Bo wiedziała, że będzie wtrącać się w jej życie tylko przez bliżej nieokreśloną chwilę. 

Zanurzyła głowę próbując odgonić się od wszelkich myśli. Chciała odpocząć. Wyjechać, odetchnąć i zmotywować się, a później wrócić i walczyć z tą przeklętą żmiją z całego serca. A zamiast tego miało ją spotkać całkowite przeciwieństwo odpoczynku.


~*~*~*~


Wyszła z wanny, wytarła się i założyła na siebie dżinsy, bluzkę z długim rękawem, ana to zarzuciła bluzę. Patrząc na siebie w lustrze cieszyła się z braku nowych ran i stłuczeń. Szybka regeneracja spowodowała, że większość skaleczeń i pamiątek po Voldemorcie zeszła jej z ciała. Ostatnia, najgorsza rana, jakiej wciąż nie udało jej się zaleczyć, skryta była pod spodniami i ciągnęła się od biodra aż po łydkę. Trzeba było przyznać, że Macnair nieźle się postarał, aby o nim nie zapomniała. Hermionie to i tak nie przeszkadzało. Ubrania zakrywały każde wspomnienie, a o ranie pamiętała jedynie do czasu, gdy wpływała na jej komfort fizyczny. 

Odcisnęła włosy w ręcznik i machnięciem różdżki posprzątała w łazience. Mogłaby sto galeonów postawić na to, że Snape był teraz w nie najlepszym humorze, ale jeśli miał zabić Albusa to nie mieli czasu do stracenia.


~*~*~*~


Zeszła do lochów i szczelniej opatuliła się bluzą. Pewnie powinna była wysuszyć włosy, ale magia wpływała na ich kondycję jeszcze gorzej niż mugolska suszarka i chciała im chociaż raz na jakiś czas ulżyć.

Zapukała do drzwi i nie słysząc odpowiedzi weszła nie zastanawiając się dwa razy. 

– Granger, nie irytuj i zawróć do siebie. – Usłyszała głos z drugiego pokoju.

– Snape, czy nie szkoda ci wypowiadać słów, które i tak nic nie zmienią? – Zamknęła za sobą drzwi i po raz setny rozejrzała się po jego gabinecie, przechodząc do półki, na której trzymał nieziemsko dobrej jakości dziwaczne czaszki, którymi najpewniej straszył pierwszorocznych.

– Jeśli zamierzasz prawić morały to od razu sobie daruj. Idź do Dumbledore’a i z nim sobie rozmawiaj. Jemu już dawno odjęło rozum, ale mam przeczucie, że właśnie przez to się dogadacie.

– Ha ha, bardzo śmieszne. I nie, nie przyszłam prawić morałów. – Podeszła do biurka i przysiadła na skraju w oczekiwaniu aż jej profesor w końcu pofatyguje się, aby otworzyć drzwi do salonu.

– Zadziwiające, Granger. Nie poznaje cię. – Prychnął i otworzył drzwi. – W takim razie naturalnie zapraszam. – Z krzywym uśmiechem otworzył przed nią drzwi i uroczystym gestem nakazał wejść.

Hermiona minęła Severusa w progu i sięgnęła po kieliszek, który trzymał dla niej w ręce.

– Oboje wiemy, że będziesz na spalonej pozycji w Hogwarcie, ale ja dalej będę musiała zająć się stadem. I eliksirami dla siebie. – Przysiadła na ramieniu od fotela i upiła łyk Ognistej.

– I co w związku z tym? – Uniósł pytająco brew.

Na Merlinie, no przecież wiedział co w związku z tym.

– Bardzo ładnie proszę o dostęp do twoich komnat? – Uśmiechnęła się szeroko.

– Po moim trupie, Granger.

– Niczego nie popsuję, obiecuuuuję – odpowiedziała szybko, błagalnie akcentując ostatnie słowo.

– Jasne, jasne. Tylko dobierzesz się do wszystkich zapasów składników i do ksiąg z prawej strony biblioteczki. Granger, wiesz co to takiego brak zaufania?

– A czy dobrze pamiętam, czy nie mieliśmy właśnie od tego odchodzić? 

– Może jeśli chodzi o twoje wilkołaki, nie jeśli chodzi o mój księgozbiór.

Hermiona przewróciła oczami.

– Wiesz, że gdzieś będę musiała ważyć eliksiry, więc pytanie brzmi czy mam to robić w prowizorycznym laboratorium utworzonym, w którejś z nieużywanych klas z dostępem dla KAŻDEGO ucznia czy może w bezpiecznym miejscu, które zawsze będzie starannie zabezpieczone, i do którego wszyscy będą się bali wejść? – Rozejrzała się teatralnie po pomieszczeniu. – Co więcej zadbam o to, aby po twoim wygnaniu nic, ale to NIC nie zostało stąd zabrane, zniszczone ani skonfiskowane. A jestem pewna, że w innym wypadku przejdzie tu istne tornadu, podczas którego Zakon będzie szukał śladów zdrady.

– Granger, czemu prosiłaś Tiarę Przydziału o Gryffindor skoro tak dobrze ci do twarzy w zieleni? – powiedział złośliwie. 

– No wie pan co. – Złapała się za klatkę chcąc ukazać dramatyzm sytuacji. – Tiara nawet przez sekundę się nie zawahała.

– Ciekawe, co by teraz powiedziała. – Zajął miejsce w drugim fotelu, rozpiął guzik od koszuli i zawiesił spojrzenie na tańczącym w kominku ogniu.

Hermiona wiedziała, że wygrała w momencie, gdy ostro nie zareagował na jej propozycję. Pewnie nie miał nic do stracenia. A tak to przynajmniej nie musiał obawiać się o swoje rzeczy, które pozostawi w Hogwarcie.

Kątem oka próbowała przyjrzeć się Snape’owi. Nie dało się ukryć, że od kiedy weszła do jego komnat był w swoim świecie, niemalże mechanicznie odpowiadając na jej zaczepki. Wyglądał jakby był jeszcze bardziej zmęczony niż ona. Ale czy mogła mu się dziwić? Ona pracowała na wysokich obrotach od miesięcy, a on? Od lat. 

Spojrzała uważnie na jego twarz. Kruczoczarne włosy sięgały mu ramion, od jej strony ściągnięte były za ucho, co dawało jej możliwość na powędrowanie wzrokiem przez całą twarz. Uświadomiła sobie, że nigdy, przez tyle lat, nie miała możliwości by mu się przypatrzeć z tak bliskiej odległości. Zazwyczaj patrzyła na niego pobieżnie, nie zwracając uwagi na to jak naprawdę wygląda jego twarz. Blada cera, gęste brwi nadające twarzy wrogości, uwidocznione kości policzkowe. A na samej skórze bardziej i mniej widoczne ślady po ranach, wyglądające jak rysy. I jedna, bardziej wyróżniająca się, biała, lekko wypukła blizna ciągnąca się po skosie od linii włosów nad uchem aż do żuchwy, wyglądająca jakby ktoś intencjonalnie dokonał tego cięcia. Zdziwiła się, że nigdy jej nie dostrzegła, ale najpewniej na co dzień schowana była za kurtyną włosów.

Powędrowała wzrokiem jeszcze raz przez całą jego twarz. Siedział przed nią niewzruszony, poważny i cichy. Człowiek, który był szorstki, nieprzyjemny i niezmiernie irytujący codziennie pomagał Zakonowi i pomagał jej. Robił więcej niż cały Zakon, a tylko wybiórcze osoby o tym wiedziały. I miał teraz zrobić kolejną rzecz, po której znajdzie się obok Voldemorta jeszcze bliżej. I dalej od nich.

– Czy jestem aż tak nieziemsko przystojny, że nie możesz oderwać ode mnie wzroku? – zakpił i leniwie przeniósł na nią ciężkie spojrzenie.

– Nie, nie. – Odwróciła się prędko. – To znaczy, nie że nie jesteś przystojny, to znaczy bycie przystojnym to jest pojęcie względne… To już zależy kto ma jakie gusta, wiadomo ludziom różne rzeczy się podobają, chociaż to też jest oczywiście zmienne, ale z drugiej strony o gustach się nie dyskutuje. – Próbowała szybko się wytłumaczyć, plącząc się między słowami i czerwieniąc się. – Nie, że nie chciałam się tak nachalnie wpatrywać. Po prostu się zamyśliłam. – Podniosła ponownie wzrok na Snape’a i zauważyła rozbawienie błądzące po jego twarzy. 

Rozbawiony Postrach Hogwartu, tego jeszcze nie doświadczyła. 

– A jakie są twoje gusta Granger, co? – Hermiona wiedziała, że chce się z niej ponabijać, ale gdy odważyła się znowu na podnieść wzrok na Snape’a zobaczyła, że ponownie wpatruje się w ogień, zbyt przejęty swoimi myślami, ażeby zwracać na nią uwagę.

– Nie wiem – odpowiedziała, próbując odciągnąć go od myśli i skupić na sobie. – W sumie to, co powiedziałam nie mija się z kłamstwem. – Wzruszyła ramionami. – Uważam, że jeśli chodzi o fizyczny aspekt to u większości osób jest to coś zmiennego na przestrzeni lat. – Dopiła whisky i wstała, by sobie dolać. – Daj szklankę – zwróciła się do Severusa, a gdy nie zareagował poszła w stronę barku dolać tylko sobie. – Uważam, że niewiele osób skupia się na dopasowaniu pod względem charakteru, życiowych wartości czy podobnym podejściu do życia. 

– Pijesz sama do siebie? – Prychnął tuż za nią. Zajęta myśleniem i nalewaniem alkoholu nawet nie zorientowała się kiedy wstał i do niej podszedł. Co tu dużo mówić, nie mógł na darmo być jednym z najlepszych szpiegów.

– Tak, pewnie tak. – Zaśmiała się pod nosem rozbawiona. 

Obróciła się lekko, aby sięgnąć po jego szklankę, wobec czego zbliżył się jeszcze bardziej. Stanął tak blisko, że aż poczuł zapach cytrusowego szamponu, który niedawno z siebie spłukała. Dodatkowo wyczuł lawendowy aromat olejku, którego najpewniej dodała do kąpieli.

Z kolei do Hermiony niemalże falą dotarł zapach Snape’a. Odwróciła głowę w stronę karafki i przymknęła oczy pozwalając, aby woń wypełniła jej płuca. Severus Snape pachniał kawą, ziemią oraz ziołami, które przełamywały tą ciężką nutę i dodawały jej lekkości. Gdy zamknęła oczy mogła poczuć wilgotną, czarną ziemię pod palcami, aromat kawy w powietrzu pobudzający do działania oraz zioła, których zapach dodawał jej siłę. 

Otworzyła ciężkie powieki i lekko drżącą ręką uzupełniła alkohol w pustej szklance. Następnie obróciła się i napotkała świdrujące spojrzenie czarnych tęczówek, które próbowały przejrzeć ją na wylot. Hermiona nie odezwała się tylko złapała obie szklanki i lekko wysunęła dłoń do przodu oferując Snape’owi alkohol. Severus sięgnął po nią przypadkowo zamykając w swojej dłoni również palce gryfonki. Hermiona poczuła szorstkie, chłodne palce, których strukturę dobrze pamiętała sprzed kilku tygodni, gdy razem aportowali się sprzed bramy Hogwartu. Automatycznie się zarumieniła i błyskawicznie spojrzała w górę. Ich spojrzenia się spotkały, więc szybko odwróciła wzrok i wyciągnęła palce spod dłoni Snape’a.

Odchrząknęła i wyminęła go udając się z powrotem na swoje miejsce.

– Kiedy zamierzasz zabić Albusa? – Samo wypowiadanie tych słów wydawało jej się nierealne.

– Za dwa tygodnie. – Wrócił na swoje miejsce.

Spojrzała na niego zaskoczona.

– Szybko – stwierdziła.

Skinął jedynie głową.

– Nie dowiedziałem się jeszcze czemu ponownie mój spokój zakłócony został przez twoją drażniącą osobę.

Otworzyła i zamknęła buzię. Westchnęła i obróciła się tak, by widzieć dokładnie twarz mężczyzny.

– Nie wierzę, że to mówię, ale chciałam podziękować za bezczelne wtrącenie się do mojego życia. – Popatrzyła na niego spode łba. – Nie myślałam, że kiedykolwiek nawiążemy współpracę, na Merlina, pewnie bym wyśmiała i wysłała do św. Munga kogokolwiek kto by pół roku temu mi to powiedział.

– Granger, nie ja umieram a Albus. Czy to wszystko? – warknął. Nie lubił, gdy ktokolwiek mu za coś dziękował. Czuł się nieswojo i nie wiedział, co ze sobą zrobić.

– Nie, poczekaj – podirytowała się. Czy chociaż raz w życiu mógłby jej nie pospieszać? – Chcę ściągnąć z ciebie Wieczystą Przysięgę.

Severus popatrzył na nią, jakby co najmniej mandragora wyrosła jej na głowie.

– Wytłumacz mi czemu zawsze, gdy już pomału zaczyna mi się wydawać, że być może, BYĆ MOŻE, w końcu uruchomiłaś szare komórki i Zakon będzie miał z ciebie pożytek ty wypalasz z czymś, co jest absurdalnie niedorzeczne? – Wstał rozdrażniony, wypił alkohol jednym haustem i poszedł odstawić szklankę na stolik obok barku.

Przewróciła oczami, chociaż wiedziała, że nie może tego widzieć.

– Nie możesz iść do Voldemorta z ciężarem Wieczystej Przysięgi!

– Nie mogę iść bez Wieczystej Przysięgi! – Uderzył szklanką i wzburzony odwrócił się w jej stronę. – Czego nie rozumiesz? Że mogę was nieumyślnie wydać?

– Serio? Nie pomyślałabym. – Sarknęła z irytacji. Czy on nie mógł jej najpierw wysłuchać, a następnie, jak zwykle, odmówić? – Doskonale o tym wiem, dlatego to proponuje.

Otwierał usta, by rzucić kolejną kąśliwą uwagę na temat jej intelektu, więc go wyprzedziła.

– Tak, wiem, że będziesz mógł nas przez to wydać. – Odstawiła swoją szklankę na podłogę i podeszła do niego, próbując po drodze oddychać spokojnie i nie dać się ponieść emocjom. – Ale pomyśl, co by się stało, jakbyś nieświadomie nas wydał? Prawdopodobnie byś umarł. I nawet nie wiedział za co umierasz. 

– Granger…

– Nie – ucięła ostro. – Wieczysta Przysięga miała być dla mnie zabezpieczeniem wtedy, gdy ci nie ufałam. – Spojrzała mu w czarne jak węgiel oczy. – Teraz ci ufam. I nie potrzebuję do tego jakiejkolwiek przysięgi. Poznałeś moje życie, ludzi, którymi się otaczam, widziałeś mnie w możliwie najgorszych momentach i składałeś do kupy. Ważyłeś eliksiry i pomagałeś szkolić wilkołaki. Poznałeś moje plany, ale to nie są plany godne umierania – powiedziała zdeterminowana. 

– A niby co jest? – żachnął się. Nie spodziewał się po niej takiej szczerości, tym bardziej, że w swojej „współpracy”, jak to określiła, mieli wzloty i upadki, i doskonale zdawała sobie sprawę jak często zachodziła mu za skórę.

– Czarodziejski świat – powiedziała dumnie. – A plany można zmienić. Zawsze się coś wymyśli.

– W takim razie polecałbym zacząć już myśleć nad nowym – warknął dalej zły. Chciał ją wyminąć, ale złapała go za dłoń.

– Zacznę, ale będę trzymać się pierwotnego tak długo, jak będę mogła. – Spojrzała na chwilę na złapaną rękę i lekki rumieniec wyszedł na jej twarz. Odetchnęła głęboko i uniosła wzrok. – Przetrwałeś tyle czasu będąc szpiegiem i nie wydając Dumbledore’a. Wiem, że kolejna rzecz do ukrycia przed Voldemortem nie będzie łatwa, ale jestem pewna, że tobie się uda.

Prychnął i pokręcił głową jakby powiedziała właśnie żart.

– To są dwie inne rzeczy, Granger.

– Niby dlaczego? – Puściła jego dłoń i splotła ręce na klatce.

– Bo zamiast tworzyć milion fałszywych wspomnień jak robią to poniektórzy. – Znacząco spojrzał na nią. – I licząc na okruchy szczęścia ja zastępuję wspomnienia innymi, o większej sile, bardziej interesujących, emocjonującymi. Pamiętasz nasze lekcje legilimencji?

– Tak – odpowiedziała zbita z tropu.

– Wchodząc, a raczej wdzierając się do mojego umysłu, co chciałaś zobaczyć?

Hermiona w głębi duszy wzdrygnęła się na to wspomnienie. Nigdy o tym nie rozmawiali, ale dokładnie pamiętała jak bezpardonowo penetrowała głowę Snape’a w poszukiwaniu najciekawszych wspomnień, które starał się przed nią schować. 

– To co skrywasz. – Odwróciła wzrok speszona.

– A emocje ze wspomnienia cię nakręcały.

– Czyli po prostu musimy zapełnić te wspomnienia innymi, bardziej emocjonującymi? – powiedziała z nadzieją.

Severus wykrzywił twarz w sarkastycznym uśmiechu.

– I jak chcesz przebić wspomnienie skaczącego na mnie wilkołaka?

Hermiona zasępiła się. Okej, może o takim wspomnieniu nie pomyślała. Ale na pewno było rozwiązanie. Zawsze było. 

Zamyśliła się i zaczęła chodzić po pokoju gorąco głowiąc się nad planem. 

Snape nie skomentował, bo wiedział, że i tak niczego nie osiągnie. Zdecydował się jednak na dolewkę alkoholu i zasiadł ponownie przed kominkiem.

Po dziesięciu minutach jego zdenerwowanie eskalowało, bo jednak każdy miał swoje granice cierpliwości, i rzucił mordercze spojrzenie w stronę gryfonki.

– Jeszcze chwila, a dywan stanie w płomieniach. Na Salazara, usiądź kobieto. 

Nie posłuchała go, ale zamiast tego obróciła się do niego z błyskiem w oku.

– Nie wszystkie wspomnienia musisz chować – powiedziała rozgorączkowana. – Voldemort od dawna wie, że jestem wilkołakiem. Wie, że ty wiesz. Wie, że jestem z Agresorami. Agresorzy wiedzą, że sama szkolę wilkołaki. Wszyscy wiecie, że nie chcę mieć nic wspólnego z Harry’m, i że chcę być po stronie Voldemorta. Który z kolei tobie przydzielił sprawowanie nade mną kontroli…

– Bo się we mnie zadurzyłaś – przerwał jej z takim oburzeniem, że aż się zaśmiała, ale śmiech nagle się urwał i znów utkwiła w nim wzrok. 

– Właśnie! Snape! Bo się w tobie zadurzyłam! – W tym momencie oczy miała jak dwa sykle i szeroko się uśmiechnęła.

– Granger, dobrze się czujesz? Przyjęłaś dzisiaj wszystkie swoje eliksiry?

Spojrzała na niego z udawanym oburzeniem.

– Dalej nie rozumiesz? Przysłonimy prawdziwe wspomnienia nowymi, które sami sprowokujemy. A w dodatku, nie będzie to najtrudniejsza rzecz w galaktyce. Ja mam uzbierać wspomnienia, z których wynika, że się w tobie zadurzyłam jeszcze bardziej, a ty skupisz się na momentach, w których każde moje zachowanie przynosi dla ciebie skrajnie odmienne odczucie. Ja będę prowokować sytuację, do których będę dopisywać co wieczór mocniejsze odczucia zauroczenia, a ty obrzydzenia. – Była tak podekscytowana, że aż musiała powstrzymać się przed klaśnięciem w dłonie.

Severus w zamyśleniu rozważał to, co powiedziała, a Hermiona w milczeniu wpatrywała się w niego wyczekując na to co powie. Mocno analizował każde jej słowo i musiał przyznać, że jednak czasami jak w końcu uda jej się uruchomić odpowiednie trybki w głowie to można przyznać, że jednak ma odrobiny inteligencji, o którą wszyscy ją posądzają. 

– Na co czekasz? Ściągaj Wieczystą Przysięgę – odpowiedział jedynie i wyciągnął rękę przed siebie.

1 komentarz :

  1. Cieszę się z nowego rozdziału i czekam niecierpliwie na następny...😀😀😀

    OdpowiedzUsuń