~ HGxSS w granicach nierozsądku ~: Rozdział 52

niedziela, 30 grudnia 2018

Rozdział 52

Możliwe błędy na końcówce, jednak dopiero napisałam i potrzebuje kilku dni, by wrócić do tekstu, przeczytać i poprawić (mam wtedy świeże spojrzenie).
Wiem, że dawno nie było, jednak przez jesienną chandrę słowa nie chciały się składać w całość. Poza tym strasznie ciężki semestr na studiach, deadline'y goooonią gonią gonią mnie.
xoxo





Było grubo po północy, gdy Hermiona ostatni raz zamieszała chochlą w kociołku. Jej wcześniejszy entuzjazm wyparował po kilku godzinach, gdy dopadło ją zmęczenie. Według niej było ono największym przeciwnikiem nauki – jak człowiek miał coś odkrywać, badać, dochodzić do przełomowych odkryć, gdyby, dajmy na to, w możliwie najlepszym momencie swojej inspiracji stawał się zmęczony, niezdolny do prawidłowego myślenia i ledwo mógł utrzymać się na nogach? Na wszystkie książki świata, przecież mogła uwarzyć sobie eliksir, który natychmiastowo dodałby jej sił! Oczywiście trzeba by było wciąć pod uwagę ile dni z rzędu po takim eliksirze człowiek mógłby nie spać i ile później musiałby odespać, ale niewątpliwie taki eliksir przydałby się jej właśnie tu i teraz.
Cichy świst przywrócił Hermionę do rzeczywistości. Sięgnęła po różdżkę, wyłączyła palnik pod kociołkiem i wyszła z laboratorium pozwalając, aby mikstura ostygła zanim zostałaby przelana do próbek. Mimo niesamowicie intensywnej chęci położenia się do łóżka, postanowiła przedtem odwiedzić Severusa i przekazać mu dobre wieści.
Otworzyła drzwi na oścież i weszła do jego sypialni, jednak po kilku krokach i dwóch uderzeniach ciałem w napotkane po drodze rzeczy, które ciężko było dostrzec w tych egipskich ciemnościach, wyciągnęła różdżkę oświetlając całe pomieszczenie. Podeszła do profesora i wyciągnęła rękę, by nim potrząsnąć i go wybudzić, jednak w połowie drogi zatrzymała się. Niewątpliwie ktoś mógłby stwierdzić, że podczas snu wygląda niemalże spokojnie, jakby wszystkie troski i maski odrzucił na bok. Biorąc pod uwagę, że to twarz Postrachu Hogwartu, to było szokujące. Nigdy nie myślała nad tym czy urodził się już z krzywym uśmiechem, który na zawsze przywarł do jego twarzy – lecz teraz miała odpowiedź, że nie.
Przez kilka sekund odgrywała wewnętrzną walkę czy budzić mężczyznę i wyciągać go z, prawdopodobnie, przyjemnego snu. Przecież tutaj, w rzeczywistości, jak na razie wiadome było, że nie odnajdzie takiego spokoju, a co za tym idzie, też i odpoczynku.
Już się odwracała, ażeby po cichy się wycofać, ba nawet zgasiła światło narażając swoje ciało na kolejne nieprzyjemności, gdy zatrzymało ją mocne szarpnięcie za nadgarstek.
Syknęła, bardziej z zaskoczenia, niżeli z bólu.
– Co do cholery? – Wyrwało jej się i szybko ponownie oświetlała pokój. 
– Mógłbym spytać o  to samo, Granger – warknął. Hermiona przewróciła oczami, gdy usłyszała swoje nazwisko. Zawsze do niego wracał, gdy zamierzał robić jej wywód – więc dość często, z częstotliwością siedmiu dni w tygodniu.
– Przypomniałam sobie, że jak cię obudzę to czeka mnie przede wszystkim słuchanie głupot, więc zmieniłam zdanie – odpowiedziała znudzonym głosem próbując wyszarpać rękę z silnego uścisku. 
– Zaraz będziesz miała słuchanie głupot – warknął nieprzyjemnie. Puścił jej rękę, odpychając ją lekko od siebie i ściągnął nogi z łóżka. 
– Nie, Snape, czekaj! – krzyknęła kładąc rękę na jego gołym ramieniu próbując zatrzymać go na moment. 
– Co znowu, Granger? – Popatrzył na nią z politowaniem, po czym przesunął zaskoczonym wzrokiem po jej przedramieniu aż do palców. 
– Uważaj tylko, by nie wstać lewą nogą z łóżka. – Puściła do niego oczko, a na widok jego zdziwionej miny zaśmiała się lekko, po czym prędko opuściła jego sypialnię.  
Severus przetarł oczy. Na kapcie Salazara, co chodziło tej dziewczynie? Jednak, z racji, że nikt na niego nie patrzył, a i tak niewiele miał do stracenia, to zwrócił uwagę czyżby na pewno prawa stopa była pierwszą stopą, która dotknęła podłogi. 
Wszedł do salonu, w którym ciepłą poświatę dawało jedynie kominek. Sięgnął po koszulę, która leżała na fotelu, rozglądając się w poszukiwaniu swojej uczennicy. Co nie było takie trudne, z racji, że jako jedyna w tym pomieszczeniu wpatrywała się w niego tak intensywnie, że aż potrafił to poczuć na skórze. Siedziała kilka metrów dalej w cieniu, a jej ubiór tak się zgrywał z otoczeniem, że jedynie można było dostrzec jego kontury, brązowe włosy i jasne oczy.
– Zamknij buzię, chyba że planujesz ją jakoś wykorzystać.
Hermiona szybko odwróciła wzrok, czując że jej policzki od razu się rumienią. Była zszokowana żartem nauczyciela… chyba że on wcale nie miał na myśli tego, o czym pomyślałam, przeszło jej przez głowę, co spowodowało, że zrobiło jej się jeszcze cieplej – jeśli tak, to oznaczało, że to ona ma jakieś sprośne myśli!
Hermiono Jane Granger, proszę się natychmiast uspokoić, przecież to jest Saverus, znaczy się Snape, twój profesor, on na pewno nie robiłby umyślnie takich żartów w twoją stronę, bo przecież na pewno jesteś dla niego jedynie małolatą. Właśnie, w sumie to dlaczego jedynie małolatą. Przecież jestem już dorosła, jestem wilkołakiem, jestem alfą, mam własną watahę, wstąpiłam w szeregi Voldemorta, to już nie można mnie traktować jak dziecka – pomyślała buntowniczo. 
Odwróciła głowę w jego stronę, unosząc brodę i nawiązując kontakt wzrokowy, tak aby widział, że nie da się jej tak łatwo speszyć, jak myślał. Merlinie, przecież była przywódczynią, w Zakazanym Lesie stali ze sobą ramię w ramię. Postanowiła więc udowodnić mu, że nie powinien traktować jej tak niedojrzale. I nie oszukujmy się, mogła mieć z tego całkiem niezły ubaw.
– Planuję, więc po co mam ją zamykać, skoro i tak będę musiała ją otworzyć. – Założyła lewą nogę na prawą i opierając się prawym ramieniem na oparciu fotela wychyliła się w jego stronę, tak że kawałek jej twarzy i ciała wyszedł z mroku. Nie przerywając kontaktu wzrokowego otworzyła lekko usta i koniuszkiem języka przejechała po górnej wardze.
Severus stał jakby dostał obuchem w głowę. Hermiona chyba po raz pierwszy w życiu zauważyła cień zaskoczenia na jego twarzy. Odchyliła się do tyłu i dopiero wtedy pozwoliła sobie na uśmiech. Nie myślała, że aż taką przyjemność sprawi jej patrzenie na Snape’a, który nie miał przygotowanych słów na ripostę. A widzieć jego zaskoczenie? Miód na serce!
Mężczyzna odchrząknął, dopiął guziki i ruszył w stronę laboratorium.
– Eliksir gotowy? – zapytał głośno, zbyt głośno jak na to, że znajdowała się jedynie kilka metrów od niego.
– Zdaje się, że tak – odpowiedziała wymijająco, wciąż nie mogąc się nacieszyć z powodzenia swojego planu.
Severus podszedł do kociołka i spojrzał do środka.
– Wygląda w porządku – powiedział bardziej do siebie, niż Hermiony.
– Według mnie się nie nadaje – odpowiedziała krótko.
– Co ty, Granger, wiesz o eliksirach – warknął. – Masz tytuł Mistrza? – Odwrócił się zdenerwowany tą lekceważącą odpowiedzią.
Zobaczył, jak Hermiona stoi oparta o framugę. Ręce miała skrzyżowane pod piersiami, opierała się na jednej nodze, a włosy falami opadały na bluzkę z dekoltem w serek – były tak długie, że dotykały jej palców. Stała przed czerwono–pomarańczową poświatą, jaką dawał tańczący na ścianie ogień. Severus patrzył na nią jakby widział ją po raz pierwszy. Kiedy on nie zauważył, jak wyrosła, jak dojrzała? Na odsłoniętej szyi dało się zauważyć długą ranę, którą dostała w prezencie od jakiegoś wilkołaka. Dodawała jej wdzięku i charakteru. 
Severus, o czym ty w ogóle myślisz? Przestań tak na nią patrzeć, zbeształ się w duchu. To, że dorosła, że pracujecie ze sobą, i że potrafi odpowiedzieć na dwuznaczne żarty, nie oznacza, że nie jest twoją uczennicą… Ale, pomyślał, nie oznacza też, że nie mogę mieć z tego ubawu. 
– Nie mam. – Wzruszyła ramionami, bacznie obserwując Snape’a, który na moment odleciał gdzieś myślami.
– Więc bądź łaskawa zatrzymać te opnie dla siebie i zrób pożytek z tych ust, o którym mówiłaś – powiedział wymownie, wpatrując się w nią intensywnie i czekając na ten ułamek sekundy, w którym dostrzeże jej skrępowanie. A gdy już je otrzymał, dodał: – Na przykład zamknij je i pójdź spać. – Odwrócił się do kociołka i zaczął przelewać eliksir do kilku fiolek.
Hermionę zatkało, do tego stopnia, że nie wiedząc, co odpowiedzieć wyszła po cichu z laboratorium i udała się do swoich komnat. Oczywiście, od razu po wyjściu, zezłościła się sama na siebie, że nie potrafiła się w tamtym momencie wysłowić. Dwukrotnie nabrała się na ten sam żart. A do tego widziała jego rozbawienie w oczach, co jeszcze bardziej ją podjudziło. Chce z nią pograć? Proszę bardzo, ale ona zamierzała wygrać.
Zdeterminowana i zmęczona ruszyła w stronę własnego łóżka.

                                                              ~*~*~*~

– I jak się czujesz? 
– Nie wiem, normalnie? – Prychnęła. – Mówiłam ci, że nie zadziała. – Wywróciła oczami.
Już kolejnego dnia ponownie siedziała w laboratorium Severusa, jednak tym razem próbując ohydztwa jakiego kazał jej skosztować. 
– Poczekaj z tym werdyktem do pełni, a potem jeszcze dłużej. 
– Przecież to jest gorsze od oczu traszki! Jak w ogóle można skomponować eliksir o tak paskudnym smaku?
– Najwyraźniej mi się udało. Uważaj, bo takim gadaniem zachęcasz mnie do tworzenia coraz to obrzydliwszych. 
Hermiona przewróciła jednie oczami.
– Jak mamy się dowiedzieć, czy będzie działać dłużej?
– Testując, natrualnie. 
Westchnęła, spodziewając się takiej odpowiedzi.
– W takim razie trzeba będzie przygotować tyle porcji, by ewentualnie nie zabrakło przed Bitwą. Widzimy się wieczorem w Zakazanym Lesie? – spytała wstając z drewnianego krzesła i podchodząc do drzwi.
– Granger, tyle razy ci mówiłem, że nie spotykam się z uczennicami w ciemnych lasach po nocach. Przestań być taka natarczywa. – Westchnął ostentacyjnie.
– Ha ha ha, bardzo śmieszne. – Odwróciła głowę w jego kierunku. – Poza tym jak trzeba będzie, to odpowiednio ten las oświetlimy. – Puściła do niego oczko i chciała wyjść z pomieszczenia, gdy przypomniała sobie o bardzo ważnej rzeczy. – Jeszcze jedno, mogę dokładnie wiedzieć, co zostało dodane do tego eliksiru?
– Nie ufasz mi? Jeśli obawiasz się, że cię otruję, to nie martw się już dawno to zrobiłem.
– Humor cię nie opuszcza. Raczej chciałam mieć możliwość przygotowania go na własną rękę, jeśli Vold… znaczy Czarny Pan wezwie cię na zbyt długo. – Przestawienie się z „Voldemort” było o wiele cięższe niż się spodziewała, ale sama doszła do wniosku, że byłby to niezły faux pas gdyby wymsknęło jej się przy samym zainteresowanym. Nie wspominając o tym, że Snape za każdym razem gromił ją wzrokiem, gdy tak mówiła.
– Wciąż nie widzę potrzeby, z tym udoskonaleniem przez kilka lat, każdy kto wypił eliksir, powinien być wzmocniony i bardziej odporny na zaklęcia.
– Nie wykluczam opcji, że ktoś jeszcze dołączy. – Naciskała przy swoim.
– Nie będzie to konieczne, biorąc pod uwagę ilość członków w twoim stadzie.
– Na Merlina, Snape, wypiszesz mi te składniki czy nie?
– Nie – odpowiedział kpiąco.
– Mam prawo wiedzieć, co mi podajesz.
– A ja mam prawo odmówić. – Spojrzał na nią twardy wzrokiem.
Hermiona zrobiła kilka kroków w jego stronę. Wzięła głęboki w dech, na uspokojenie i uśmiechnęła się łagodnie do niego.
– Severusie, masz prawo, jednak nie bądźmy niepoważni. Co jeśli za miesiąc rozpocznie się Bitwa, a Czarny Pan będzie powierzał ci coraz to bardziej wymagające misje? I co jeśli wtedy okaże się, że eliksir nie działa tak jak powinien, że nie uchroni nas podczas Bitwy? Przecież sam nie wiesz ile, dzięki temu ulepszeniu będzie działać.
– Dłużej niż poprzednik.
– Czyli, jeśli hipotetycznie wydarzy się tak jak powiedziałam, to mam moje wilkołaki uchronić eliksirem, który działa przez kilka tygodnie, a od podania też trzeba poczekać kilka dni? Ach, no tak, w sumie całkiem niezły plan, biorąc pod uwagę, że Czarny Pan przed zaatakowaniem wyśle laurkę z informacją o planowanym ataku. – Położyła dłonie na barkach i hardo popatrzyła się na Snape’a.
Severus westchnął i sięgnął po kartkę papieru.
– Niech ci będzie, ale jeśli ją zgubisz, to drugi raz nie dostaniesz. Wyobraź sobie wtedy, że jestem u Czarnego Pana i nie mogę ci jej napisać. – Uśmiechnął się krzywo.
Na twarzy Hermiony pojawił się natomiast szczery uśmiech.
Wzięła od niego zapisaną kartkę i schowała do spodni.
– Dziękuję. – Wypowiadając te słowa spojrzała mu prosto w oczy, mając nadzieję, że naprawdę dostrzeże w nich wdzięczność.
– Idź już, muszę się czymś zająć.
Bez protestu opuściła jego komnaty kierując się do własnych.
Severus opadł na krzesło zrezygnowany, wiedział, że Hermiona miała rację stawiając takie założenia i nie dziwił się, że chciała pomyśleć o wszystkim, gdy jeszcze nie było za późno. Jednak na samą myśl, że być może już niedługo jedynie co będzie mógł robić to wypełnianie powierzonych mu misji, swędziała go skóra. Chciał robić wszystko na raz; wypełniać swoje obowiązki u Czarnego Pana, u Dumbledore’a, a zarazem być przy wilkołakach i móc wszystkiego dopilnować. Jak nie on, to kto miał mieć to wszystko pod kontrolą? Jak mógłby tak po prostu odpuścić i zdać się na los? Musiał być pewien jak Bitwa się potoczy, niekoniecznie wiedzieć, co się stanie z nim, ale mieć pewność, co się wydarzy z czarodziejskim światem, kto wygra. 
Za drzwiami prowadzącymi do komnat Mistrza Eliksirów wyciągnęła kartkę z kieszeni i spojrzała na zapiski. Nic ze składników nie wyglądało na ciężkie do zdobycia poza jednym, którego nie potrafiła sobie skojarzyć, co od razu ją zaintrygowało. Była pewna, że w poprzednich eliksirach się nie pojawiał, co oznaczało, że musiał to być składnik wydłużający czas działania eliksiru. 
Skierowała się do biblioteki w poszukiwaniu odpowiedzi na powstałe pytania. Poza tym chciała znać na pamięć właściwości wszystkich składników, znaczenie ich proporcji w eliksirze, przyrównując do wcześniejszej wersji, którą sama tworzyła.

Spotkania ze stadem stały się dla Hermiony już codziennością. Podczas pełni skupiali się na Bestii, by ją opanować i nie poddawać się jej wpływowi, natomiast w inne dni uczyli się walczyć w grupie, jednocześnie rozwijając się indywidualnie. 
– Każdy powinien pamiętać o wczorajszym incydencie. I mam nadzieję, że nie muszę prosić o to, by więcej nie dochodziło do czegoś takiego? Nie mamy dużo czasu, więc jeśli są między wami konflikty, to rozwiążcie je poza treningami. Chyba że potrzebujecie do tego pomocy… – Popatrzyła po zgromadzonych. – Jednak wydaje mi się, że wszyscy jesteśmy na tyle dorośli, że nie będzie to potrzebne. – Uśmiechnęła się lekko. Czuła się coraz lepiej w roli przywódcy, jednak nie potrafiła na siebie patrzeć inaczej niż przez pryzmat Dumbledore’a. Nie chciała być taka jak on, nie chciała by ktoś myślał o niej w taki sposób, jak ona o nim, nie chciała by ich życie zależało od jej wyborów. – Severus ma dla was wiadomość.
Postrach Hogwartu zrobił kilka kroków do przodu, także stojąc obok niej na lekkim wzniesieniu patrzył na wszystkich z góry. Chętnie by tak patrzył na swoich uczniów. Nie dość, że nikt nie odważyłby się pomagać jakiemuś kretynowi, to jeszcze nikt ze strachu nie śmiałby się odezwać, nawet przy sprawdzaniu obecności. 
– Wczoraj ulepszyłem wasz eliksir, powinien działać dłużej. A mówiąc dłużej, mam na myśli lata. – Spojrzał na Hermionę, która wydawała być się lekko zdumiona, na pewno nie przypuszczała, że mogłaby liczyć na tak długi efekt. 
Ludzie zszokowani patrzyli po sobie, jeszcze nie zdając sobie sprawy z tego, co to oznaczało. Życie bez strachu przed Bestią, przed czarodziejami, przed bólem. Życie bez pogardy ze strony czarodziei. Kiedyś ludzie bali się tylko tego, że sami zostaną wilkołakami, a teraz wilkołactwo mogło nie być traktowane jak przekleństwo, ale jak dar. Mogli być wojownikami, tak jak ci, którzy walczyli z różdżkami. 
– Jesteśmy tu dzisiaj razem. Musimy przygotować się, aby stawić czoła jednemu z najpotężniejszych czarodziei i mieć odwagę, by to zrobić. Wiem, że niektórzy z was się boją, i wszyscy mamy do tego prawo, jednak na wojnę powinni pójść tylko ci, którzy szczerze odpowiedzą sobie na zasadnicze pytanie: czy strach was mobilizuje czy paraliżuje? Nie umknęło mi, że każdy z was daje z siebie jak najwięcej, jednak mam wrażenie, że są między nami osoba, które mają wątpliwości, a na polu bitwy nie można ich mieć. Wasi koledzy muszą wiedzieć, że mogą na was polegać, ja muszę to wiedzieć. Trzeba działać zgodnie ze schematem, dążąc do celu. – Zrobiła pauzę i spojrzała na najmłodszych. – Dlatego pytam ponownie, choć nie miałam już tego robi. Jesteście gotowi do walki, bez wątpliwości mącących w głowie, bez paraliżującego strachu i z pokorą?... Nic wam nie grozi za podjęcie innej decyzji, na czas bitwy ukryjecie się, a potem będziecie mogli wrócić.
Hermiona zamilkła oczekując, aż ktoś zabierze głos. A wiedziała, że znajdzie się taka osoba, biorąc pod uwagę, że mieli dużo czasu od ostatniego razu, gdy zadała to pytanie. Obserwowała ich od kilku tygodni i wiedziała na co kogo stać, gdzie znajduje się ich granica i czego się boją.
– Ja… – Nieśmiało zabrał głos mężczyzna. James, ojciec, brat i mąż. Ambitny, lecz niepewny. – Ciągle myślę o swojej rodzinie. Jako jedyny jestem wilkołakiem, chciałem walczyć dla całego czarodziejskiego świata, myślałem, że jestem w stanie, jednak chyba nie… – Westchnął żałośnie, wstydząc się własnych słów. – Chcę być z rodziną, mogą liczyć tylko na mnie, choć bardzo w nich wierzę. Jednak nie mogę sobie nawet wyobrazić, co będzie, gdy Śmieciożercy zapukają do naszych drzwi, a mnie nie będzie aby ich obronić. Wybacz, Hermiono, myślałem, że dam radę, naprawdę. Tak strasznie mi przykro – kajał się.
Hermiona zeszła do niego i objęła go, choć bardziej wyglądało jakby nie tyle próbowała dodać mu otuchy, co on jakby ją pocieszał.
– Nie przejmuj się, James. Damy sobie radę, a o to chodzi, by robić to, co mówi nam serce. Nie chcę byś sprzeciwiał się sobie samemu. – Stanęła na wyciągnięcie ręki. – Tak, jak mówiłam, wróć po wojnie, będę na ciebie czekać. – Pocieszająco złapała go za dłoń, podając mu do ręki fiolkę z eliksirem. Zaskoczony spojrzał na jej twarz, jednak nim zdążył cokolwiek powiedzieć odeszła od niego na kilka kroków, pozwalając mu tym samym na powrót do domu.
Popatrzyła na resztę osób.
– Nie ma ustalonego limitu, więc jeśli ktoś jeszcze chce zrezygnować, to niech się nie waha. – Nikt się jednak nie ruszył, a na ich twarzach zobaczyła jedynie zaciętość i determinacje. – W takim razie przechodzimy do trudniejszych zadań. Zażyjcie eliksir. Potem będziecie uczyć się reagowania na ból zdany przez zaklęcie. Zaczniemy od tych najlżejszych, stopniowo zwiększając natężenie. Zanim jakiekolwiek zaklęcie zostanie na was wypróbowane wpierw ja je przetestuje. Severusie podejdziesz? 
Co ona, do licha, wyprawiała? Trzeba ukrócić w końcu tę samowolkę. I czemu nic, na Salazara, nie powiedziała wczoraj o jakimś teście? Przecież mogli je wcześnie wypróbować, a nie skompromituje się zaraz przed całym stadem. A może to i dobrze? Niech się skompromituje, to będzie mądrzejsza następnym razem i zapyta się go o zdanie, zanim wyjdzie z takim pomysłem. 
Stanął przed dziewczyną, a stado odeszło na kilka metrów, tworząc wokół nich okrąg.
– Granger, czy ty wiesz, co wyrabiasz? – syknął cicho, tak aby nikt nie usłyszał.
– Expelliarmus, Drętwota, Forcenti, Rictusempra, Mimblewimble, Incarcerous. – Wypowiedziała, po czym zaczęła przemieniać się w wilkołaka.
Severus miał ochotę prychnąć na dobór zaklęć, jednak nie mógł już się z nią kłócić, bo i tak by mu nie odpowiedziała.
Ubrania zaczęły pękać na Hermionie, skóra stała się bardziej owłosiona, a szczęka zaczęła się wydłużać. Przemianie wciąż towarzyszyły jęki, odgłos łamanych kości, które po chwili zrastały się pod innym kątem. Ból zawsze był taki sam, jednym słowem: potworny. Jedynie temu nikt nigdy nie był w stanie zaradzić.
Dziewczyna ciężko sapiąc stanęła przed Severusem i skinęła pyskiem w wyrazie gotowości
– Expelliarmus – mruknął i zrobił płynny ruch różdżką.
Z racji, że Hermiona nie miała w ręce różdżki nie została jej wytrącona, jednak zaklęcie odrzuciło jej ciało do tyłu, tak że wylądowała kilka metrów od Severusa i kilka centymetrów od pierwszego rzędu obserwujących. Sapnęła. Doświadczanie zaklęć pod postacią wilkołaka a człowieka różniły się jednak o wiele bardziej niż przypuszczała – już kilka lat temu do tego doszła, gdy dostała Drętwotą. Teraz natomiast zaklęcie wydawało się być tłumione przez eliksir. Owszem, działało, odrzucało jej ciało, jednak fizycznie nie było aż tak bolesne.
Wstała na cztery łapy i wróciła na miejsce, w którym wcześniej wstała.
– Drętwota. – Głos Severusa zdawał pokazywać znużenie profesora, jednak jego oczy wyrażały żywe zainteresowanie eksperymentem.
Hermiona poczuła nieprzyjemne mrowienie, jednak nie było to, czego doświadczyła lata temu, wtedy czuła ból niemalże równy Crucio. Modliła się wtedy aż w końcu ktoś zdejmie z niej klątwę – była pewna, że nawet pierwszorocznemu Drętwora nie sprawiłaby takiego dyskomfortu.
– Forcenti.
Zaklęcie miało wzmocnić Drętwotę i Hermiona odczuła, że nie może poruszać żadną kończyną. Musieli uważać na tego typu zaklęcia, bo inaczej byliby kompletnie bezbronni, biorąc też pod uwagę, że nie będzie obok kogoś z różdżką.
Severus zdjął z niej zaklęcia, a Hermiona zerwała się na równe nogi.
– Rictusempra.
Niewidzialna siła uderzyła w dziewczynę, sprawiając, że została odepchnięta jeszcze dalej niż przy pierwszym zaklęciu. Z całą siłą, jaką posiadała stanęła na łapach, wciąż będąc pod wpływem zaklęcia. Kiwnęła jeszcze raz głową, a Severus powtórzył zaklęcie. Tym razem wylądowała jeszcze dalej, jednak na czterech łapach, co dawało jej możliwość na unik przy kolejnym zaklęciu rzuconym przez przeciwnika. 
Ponownie wróciła na początkowe miejsce, próbując uspokoić galopujące serce. Takie zaklęcie było w stanie rozśmieszyć przeciwnika, jednak z racji iż wilkołaki raczej się nie śmieją, to jedynie bardziej był odczuwalny ból towarzyszący sile uderzenia.
– Mimblewimble – szepnął.
Hermiona nagle poczuła zdezorientowanie. Nie mogła sobie przypomnieć, co robiła w Zakazanym Lesie, czemu wokół niej znajdowali się jacyś ludzie i czemu Severus Snape stał przed nią celując w nią różdżką. Czując się zagrożona wyszczerzyła zęby w jego kierunku, a sierść zjeżyła jej się na karku. Nisko ugięła się na nogach, będąc gotowa do skoku. I niewiele by brakowało, gdyby nie zachowanie mężczyzny, które stało się dla niej całkowicie niezrozumiałe. Czemu opuścił różdżkę i rzucił ją na ziemie? Czemu się na nią patrzył jakby próbował jej coś powiedzieć i czemu się jej nie bał? 
Warknęła ostrzegawczo, jednak Snape wciąż wpatrywał się jej prosto w oczy, jakby nie bojąc się tego, co może nastąpić. W zdenerwowaniu przednimi łapami oparła się o jego klatkę piersiową i warknęła prosto w jego twarz, dając do zrozumienia, że nie żartuje. Snape natomiast, nic sobie z tego nie robiąc położył ręce na jej sierści, głaszcząc ją delikatnie.
Hermiona jakby za dotknięciem innej czarodziejskiej różdżki ocknęła się spod zaklęcia, jednak znowu była zdezorientowana. Raczej każdy by był, kto znalazłby się w jej położeniu, dosłownie. 
Odepchnęła się od profesora i wróciła na swoje miejsce. 
– Incarcerous.
Nagle jej łapy zostały skrępowane przez niewidzialne pętle. Szarpnęła się kilka razy, jednak sprawiło to jedynie zaciśnięcie się pętli. Z braku innego pomysłu ugryzła w miejscu, gdzie powinny znajdować się pętle, gdyby można było je zobaczyć, a po chwili poczuła jak przednie łapy uwalniają się spod ucisku. 
Spojrzała na Severusa, który jedynie kiwnął głową, jakby chwaląc za pomysłowość.
– Koniec tego teatrzyku, Granger? – zapytał z ironią.
Po raz kolejny kiwnęła, a zaraz po tym zobaczyła, jak odpina szatę i kładzie na jej plecach. Hermiona przemieniła się, a materiał uchronił ją przed zimnem i pokazywaniem nagości.
– Dziękuję, Severusie – powiedziała cicho, opatulając się szatą.
– Następnym razem nie rozdzieraj ubrań na strzępy, wystarczyłoby pójść się przemienić za drzewem.
– A już myślałam, że się obejdzie bez morałów. – Westchnęła ostentacyjnie. – Ubierzesz mnie?
– Nie takich słów chciałby usłyszeć mężczyzna w ciemnym lesie. Chyba nie po to chciałaś się tutaj spotkać.
Hermiona zarumieniła się, rozumiejąc, że nawiązuje do wcześniejszej rozmowy. Musiała jakoś odeprzeć atak i to najlepiej jak najszybciej, bo coraz bardziej przypatrywały im się pozostałe osoby.
– Zawsze nadchodzi czas ubrania i taki właśnie nadszedł, bardziej już się rozebrać przed tobą nie mogłam. 
– Śmiałbym wątpić. – Uniósł brew kpiąco przyglądając się jak mocniej zaciska ręce na jego szacie.
Uniósł różdżkę, a pod materiałem pojawiły się naprawione ubrania Hermiony.
Nie chcąc pogrążyć się jeszcze bardziej dziewczyna tym razem nie podziękowała.
– Jak widzicie to nie taka łatwa sprawa. Ból w zależności od zaklęcia różnie będzie przez nas odczuwany. To nie były pierwsze zaklęcia rzucone we mnie, gdy znajdywałam się pod postacią wilkołaka, więc mogę z ręką na sercu powiedzieć, że zaklęcia są bardziej wytłumione. Jednak wciąż sprawiają większy ból, niż zwykłemu czarodziejowi. Trzeba liczyć się także z tym, że nie będzie nikogo kto mógłby je ściągnąć, dlatego musimy nauczyć się unikania ich i pozbywania czarodziei różdżek – bez nich mamy trzykrotną przewagę.
Hermiona zdjęła pelerynę i podała Severusowi. 
– Teraz dobierzcie się w pary i zaczynamy ćwiczenia. Najpierw Expelliarmus, ćwiczymy radzenie sobie z bólem, a potem unikanie zaklęcia. Zaczynamy – raz, dwa, trzy, cztery.
Natychmiastowo powstał szum oznaczający zajęcie się dobraniem partnera.
Poczuła uścisk na przedramieniu i lekkie szarpnięcie.
– Granger, wszystko w porządku? – zapytał cicho.
– Niewierze, przejmujący się Postrach Hogwartu, tego jeszcze nie grali.
– Hermiono – powiedział głośniej i bardziej szorstko. Pamiętając, że reszta wilkołaków ma wiedzieć o tym, że przeszli na „ty”.
– Wszystko w porządku – odpowiedziała i chciała odejść, jednak uścisk nie zmalał. – Serio, Severusie. – Uśmiechnęła się do niego lekko. – Dzięki, że stosujesz się do mojej prośby, co do imion przy wilkołakach.
– Twój kawałek lasu, twoje zasady. – Wzruszył ramionami. 
Hermiona poczuła, że uścisk zelżał i lekko wysunęła rękę, aż ich dłonie się spotkały. Serce zabiło jej mocniej, adrenalina podniosła się, a oczy prędko odnalazły jego wzrok. Już miała coś powiedzieć, przeprosić, bądź naprędce oddalić się udając, że to nie miało miejsca, gdy Severus szybko zabrał dłoń i złapał się za przedramię. Gryfonka popatrzyła na niego lekko przestraszona, jakby na chwilę zapomniała o istnieniu Voldemorta i przyszłej wojnie.
– Niedługo wrócę – powiedział jedynie, zapewne sam nie wiedząc, czy może być pewien własnych słów.
 Hermiona patrzyła jak odchodzi w pośpiechu, w głowie zastanawiając się jak da sobie radę bez niego, mimo że całkiem niedawno była przekonana, że nikt jej nie jest potrzebny. Bądź, co bądź przewyższał ją doświadczeniem i zawsze w jego obecności wiedziała, że jeśli ona nie będzie miała pomysłu, to on tak.



5 komentarzy :

  1. Ekstra, bardzo się cieszę, że jest kolejny <3 Szczęśliwego Nowego Roku!

    OdpowiedzUsuń
  2. Cholera, znalazłam dzisiaj tego bloga, znaczy się, przeglądając jakieś starsze blogi innych twórców natrafiłam gdzieś na link do twojego. Na jeszcze bloxie i patrząc na daty, gdzie było pisane tych parę rozdziałów, myślałam, że znów natrafie na niedokończona historię :( A jakież było moje zdziwienie i radość patrząc, że 30 grudnia 2018 roku ostatni rozdział? O BOZE, IDE CZYTAĆ!!! :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam nadziejez że szybko będzie kolejny rozdział, bo akcja zaczyna się już dobrze rozkręcać między Severusem, a Hermiona i czuję się strasznie głodna... :D
    Świetne opowiadanie, świetna historia i świetna Hermiona.
    Pozdrawiam i życzę jak najwięcej weny ile tylko się da :)

    OdpowiedzUsuń
  4. No właśnie, kiedy next? ����

    OdpowiedzUsuń
  5. Cześć!
    Z tej strony administratorki Katalogu Granger. Zapewne wiesz, że w ostatnim czasie blogosfera upada i ciężko jest zyskać nowych czytelników w erze Wattpada. Jednak są autorki, które mimo tego publikują nowe rozdziały swoich opowiadań. Jedną z nich jesteś Ty i chciałybyśmy docenić Twoją pracę i zaangażowanie, reklamując Twojego bloga w nowej akcji Katalogu Granger zatytułowanej "Co nowego u Granger?". Mamy wielką nadzieję, że dzięki niej grono Twoich czytelników się zwiększy i dzięki temu będziesz miała ogromną motywację do pisania i tworzenia.
    Gratulujemy wytrwałości!

    Pozdrawiamy
    Katalog Granger

    OdpowiedzUsuń