~ HGxSS w granicach nierozsądku ~: Rozdział 53

piątek, 1 marca 2019

Rozdział 53

Nawet nie zauważyłam kiedy taka spora przerwa się wytworzyła. W każdym razie łapcie kolejny :)

Zdenerwowanie przewyższało ból. Nie, cofnij, on był wściekły. Wściekły na Czarnego Pana i jego zmiany humorów, wściekły na nadchodzącą wojnę, wściekły na siebie, a najbardziej to wściekły na tę durną gryfonkę. Co ona myślała podsuwając Czarnemu Panu takie kosmate myśli? Czy nikt jej nie nauczył oklumencji? Czy ona naprawdę była taka głupia? Żałował tylko, że przez połamaną nogę nie może szybciej dobrać się do jej skóry i nawrzeszczeć za taką nieodpowiedzialność.
Sapnął wściekle mocno zaciskając rękę na prawym udzie. Reszta ciała była obolała i na pewno niosła na sobie ślady czarnomagicznych zaklęć, jednak to noga była w najbardziej opłakanym stanie. Miał wrażenie, że Śmierciożercy coraz mniej na ślepo używali zaklęć, nawet jeśli chodziło o ich, można to powiedzieć, brata w masce. Jeszcze kilka lat temu posyłali w jego stronę lekkie klątwy, jedynie Czarny Pan atakował czymś mocniejszym, jednak z roku na rok coraz to bardziej precyzyjnie obrywał, a ostatnio to tak skupiali się na jednej części ciała, iż miał wrażenie, że przed zebraniem obgadują, na jakim miejscu tym razem się skoncentrują. Oczywiście w jego wyobraźni wszystko to odbywało się gdzieś w ciemnym zaułku, a uczestniczący w tym Śmierciożercy śmiali się ze swoich pomysłów jak nastolatki.
Stuknął różdżką w drzwi wejściowe, a zamki niemal bezgłośnie zaczęły się przekręcać umożliwiając mu przekroczenie progu zamku. Rzucił na siebie zaklęcie Kameleona i powoli przemieszczając się rzucał raz co raz Chłoszczyść, aby nie zostawić za sobą smugi krwi na podłodze.
Z lekkim uśmiechem na ustach dotarł pod drzwi swojej komnaty. Merlinie, robił się na to za stary. Powinien był przewidzieć, że w nocy o północy Czarny Pan może go wezwać, tym bardziej w najmniej odpowiednim momencie, dajmy na to w takim Zakazanym Lesie i powinien mieć przy sobie odpowiednie eliksiry, chociażby te podstawowe. Tym bardziej biorąc pod uwagę, że Śmierciożercy nie rzucali jedynie łamaczem kości, tylko klątwami z domieszką czarnej magii, dzięki czemu, a raczej, przez co, nie mógł sprawić, że jego kości zrosłyby się za pomocą jednego prostego zaklęcia. Spojrzał na swoją nogę i zaklął, intensywnie myśląc jakimi eliksirami powinien od razu się nakarmić.
Przyłożył różdżkę, a drzwi natychmiast odskoczyły, a przecież dałby sobie i tę nogę odciąć zakładając się, że z pewnością blokował o wiele mocniejszymi czarami swoje komnaty. Co oznaczało tylko jedno, a to jeszcze bardziej go rozjuszyło.
Popchnął mocno drzwi, wchodząc z furią wypisaną na twarzy.
– Granger, co ty tu, do cholery, robisz? – Odnalazł jej przerażone spojrzenie i zgromił ją wzrokiem. Hermiona natychmiastowo się zawstydziła i opuściła głowę.
– Ja… Ja chciałam wiedzieć czy wszystko w porządku. – Ależ się zbłaźniła! Co ona sobie wyobrażała? – Nie przypuszczałam, że to będzie aż takie niechciane.
– Granger, kumplujemy się? – zapytał, dalej świdrując ją wzrokiem.
– No… nie.
– Jesteś Albusem albo Minerwą?
– Nie. – Poniosła głowę, niepewna do czego zmierza.
– Jesteś Czarnym Panem?
– Nie.
– Właśnie. Jesteś moją uczennicą i wrzodem na tyłku, o czym dzisiaj się dowiedziałem. Więc z łaski swojej idź do siebie, a nie mnie denerwujesz jeszcze bardziej.
– Chciałam się jedynie odwdzięczyć, nie raz mi sam pomogłeś. Miałam zamiar posiedzieć tutaj, a później pójść w stronę błoni. – Wzruszyła ramionami.
– Nikt cię nie prosił o pomoc – skomentował oschle idąc w stronę magazynu, gdzie znajdowały się wszystkie eliksiry.
– Ja też nigdy nie prosiłam, jednak mi pomogłeś – odparła coraz to bardziej poddenerwowana. Wstała z krzesła i poszła za nim.
– Ale ty jesteś moją uczennicą i odpowiadam w pewnym stopniu za ciebie.
– Myślałam, że już dawno temu ustaliliśmy, że tak nie jest, szczególnie wtedy, gdy jestem w Zakazanym Lesie.
– Granger, dajże mi spokój. Jesteś kolejną osobą, która jedynie przysparza kłopotów.
– Mów jaśniej, Snape. – Skrzyżowała ręce na piersi.
– Coś ty mu pokazała, co?
– Kiedy? – zapytała głupio. W głowie jednak od razu połączyły jej się kawałki puzzli w jedną całość. Oczywiście, że Voldemort mu powiedział, jak mogła przypuszczać, że tego nie powie – nawet dla własnej przyjemności oglądania szoku na twarzy swojego sługi.
– O, coś świta? Szare komórki zaczęły pracować?
– Oj, to nic takiego. – Prychnęła i zbyła machnięciem ręki.
– Nic takiego? Pokazałaś Czarnemu Panu, że się we mnie zakochałaś. Czy to prawda, Granger? Serio nie potrafiłaś obrać sobie kogoś innego na obiekt westchnień?
– Nie przeceniaj się. Zrobiłam to, by Czarny Pan tak myślał, wiedziałam, że wtedy tobie przyzna przyglądanie się i sprawdzenie mnie. 
– To czemuś taki wielki, mądry pomysł postanowiła przede mną ukryć, co? Uznałaś to za śmieszne? Nie no super zabawa, Granger – warknął, wyciągając fiolka za fiolką i połykając ich zawartości.
– Nie było potrzeby byś wiedział. Jedynie byś się wściekł i nie pozwolił mi robić swojego.
– Jasne, że bym się wściekł. – Spojrzał na nią miażdżącym wzorkiem. – I wymyśliłbym lepszy plan, nie na poziomie nastolatka.
– No tak, przejdźmy do wytykania wieku, bardzo dorośle. Jakby nie było plan się powiódł, nie?
– Nie – syknął. Wyminął ją w progu i przeszedł do salonu, gdzie usiadł na swoim fotelu.
Hermiona ruszyła za nim. Z minuty na minutę jej zdenerwowanie rosło. Niby co było aż takim problemem? Voldemort nie przypuszczał, że to bujda, nikomu nie działa się krzywda, a oni dalej mogli robić swoje. I niby o co tyle szumu?
Stanęła nad nim, kładąc ręce na biodrach.
– I to niby przez to przysparzam tyle kłopotów? – zapytała zaczepnie.
– Nie, także przez to, że oddychasz tym samym powietrzem, co ja i przez twoje zapchlone stado.
– Nie rozumiem.
– To włącz w końcu myślenie, Granger – warknął i przywołał Ognistą. Chciał tylko wrócić do swoich komnat, zająć się ranami, napić szklaneczkę, aby mięśnie się rozluźniły, a dopiero potem nakrzyczeć na tę dziewuchę, chyba że w grę wchodziło rozszarpanie jej na strzępy, to zrobiłby to przed wrzaskami. 
– Możesz mi po kolei wszystko wyjaśnić? – Usiadła na fotelu obok. – Przynajmniej raz w życiu, przez dwie minuty przestań lamentować nad moją głupotą i wyjaśnij w czym rzecz. A wtedy sobie pójdę i będziesz mógł w spokoju pić.
Severus westchnął. Spojrzał na swoją nogę, z której przestała sączyć się już krew. Bolało jak diabli, ale dopiero po dwunastu godzinach od przyjęcia leków zaklęcia składające kości zaczną działać.
– Czarny Pan okazał się bardzo rozbawiony twoim zadłużeniem, więc postanowił mnie także za to ukarać. Poza tym kazał przekazać, że nadszedł czas na pogodzenie się z Potterem. 
– I nie mógł mnie zaprosić na herbatkę razem ze wszystkimi? – Wściekła wstała z fotela i zaczęła niespokojnie chodzić po pomieszczeniu. – Bo co? Bo jestem szlamą?
– Pewnie tak, nie od dzisiaj wiadomo, że Czarny Pan zrzesza przede wszystkim czystokrwistych, jakby ci to umknęło.
– I niby nic się ma do tego, że jestem alfą stada, które ma się do niego przyłączyć? Tyle osiągnęła, a ten buc jedynie patrzy na czystość krwi! – Kopnęła ze zdenerwowania fotel, na którym przed chwilą siedziała. – Normalnie zaraz wyjdę z siebie i stanę obok. 
– Czy ja dobrze rozumiem, Hermiono? – Zaakcentował jej imię ironicznie. Powoli zaczął się uspokajać, możliwe że pod wpływem eliksirów. Równie dobrze mógł być to skutek alkoholu. – Jesteś zła, że nie zostałaś wezwana przez Czarnego Pana, a co za tym idzie, nie byłaś torturowana i nie jesteś teraz w gorszym stanie niż ja?
– Tak, dokładnie! Jeszcze oberwałeś za mnie, no nie do wiary, to już przechodzi wszelkie pojęcie.
– Prawdę mówiąc, to jakbym nie za ciebie oberwał, to za coś innego. – Wzruszył ramionami, upijając kolejny łyk. – Powód zawsze się znajdzie. Pocieszę cię, że wrogie stado miało swoich delegatów. 
– I to mnie ma pocieszyć? – Prychnęła. – Jak?… Delvor też tam był? – Ożywiła się jeszcze bardziej na samą myśl.
– Nie. Przysłał jakiś osiłków. A tak pocieszyć, bo zebrali taki łomot, że ledwo mogli palcem ruszyć. Bez eliksiru Crucio działa na nich niemal śmiertelnie. 
Hermiona nie poczuła się przez to lepiej, wręcz przeciwnie. Czemu chciał, by oni przyszli, ale ją olał? Przecież jeśli by mu nie zależało, to by wcześniej też nie chciał z nią rozmawiać, a jednak chciał by przeszła na jego stronę, tak jak chciał, aby Velvor przeszedł.
– Myślałam, że już go zaczęłam rozumieć, jego myślenie, postępowanie, a teraz znowu zachowuje się nieprzewidywalnie.
– To właśnie cały Czarny Pan. Myślisz, że ja nie starałem się go rozgryźć? Myślisz, że mi wyszło? – Prychnął. – Idź już, Granger, jutro na ciebie powrzeszczę, bo dzisiaj już nie mam siły.
– Od razu przyjemniej się zrobiło. – Uśmiechnęła się słodko. – Ty to potrafisz stworzyć miłą atmosferę pracy. – Ruszyła w kierunku drzwi, jednak nie przekroczyła progu zanim nie powiedziała: – Mówiąc już o jutrze, to pomiędzy jednym wrzaskiem a drugim wypróbujemy na mnie Crucio.
Severus o mało nie zakrztusił się Ognistą, którą właśnie przełykał. I na pewno porządnie skrytykowałby mentalność swojej uczennicy, gdyby nie to że jak najszybciej uciekła, gdzie pieprz rośnie. Zapomniał o tym jednak, gdy upił kolejny łyk alkoholu skupiając się na tym, jak mocny płyn rozgrzewa jego gardło, przymykając powieki i uspokajając oddech, próbując zatrzymać latające po jego głowie myśli. Wziął kilka głębokich oddechów przypominając sobie dla kogo to wszystko robi, możliwe, że Lily nie wybaczyłaby mu wszystkiego, ale on też nie mógł do końca jej wybaczyć, na pewno jednak doceniłaby, że dotrzymuje swojej obietnicy uchronienia jej syna. Jej i oczywiście tego idioty, ścisnął mocniej szklankę. Nie ma co się denerwować, Severusie, uspokoił się w głowie, i nie mam co o nim myśleć, mam ważniejsze rzeczy na głowie niż ten przygłup. Nie uratował ich i w głębi duszy wiedział, że nie jest to coś, co kiedykolwiek można sobie wybaczyć, jednak z biegiem lat zrozumiał, że dał się omotać istnieniem innych osób, których śmierci nie chciałby widzieć na własne oczy. Naturalnie, nie chciał by Czarny Pan wygrał wojny, jednak nie oszukujmy się, on był w najlepszym położeniu. Jeśli Czarny Pan przegra, będzie w stanie pożyć może jeszcze przez kilka lat bez kogokolwiek wiszącego nad nim – już dawno zapomniał jakie to uczucie i choć przez chwilę chciałby zobaczyć, jak to jest – jeśli natomiast wygra to będzie trupem, wcześniej czy później, a w przypadku gdy umrze na polu bitwy to też będzie dobre zakończenie. Jakby więc się nie potoczyło, to nie robiło na nim żadnego wrażenia. Nie zależało mu ani na tym by żyć, ani by umrzeć. Chciał dla samego siebie uchronić tych, którzy według niego na to zasługiwali, czyli na przykład Minerwę albo tych co mądrzejszych uczniów.
Spróbował jeszcze raz powstrzymać galopujące myśli, wzrok zatapiając w tańczących płomieniach ognia.

Pełna obaw zapukała do komnat znajdujących się w ciemnych, wilgotnych lochach. Od kiedy poprzedniego dnia wyszła z gabinetu profesora Snape’a zaczęła się obawiać własnego pomysłu, mimo że to była pierwsza myśl, jaka wykreowała się w jej głowie, gdy pomyślała, jak wykorzystać taki eliksir. Chciała by ból przy czarnomagicznych klątwach był mniejszy niż „niemożliwy do zniesienia”, tym bardziej dla osób, które nigdy nie były pod ich wpływem. Biorąc pod uwagę ostatnie spotkanie z Voldemortem wciąż pamiętała nieprzyjemności z tym związane, więc miała pewną wiedzę, jakie odczucia są pod postacią człowieka. Przypomniała sobie tamtą noc. Dzięki pełni wypełniała ją rozjuszona Bestia, chcąca uwolnić się spod ciała nastolatki. Gdyby nie nauka życia w Zakazanym Lesie jako wolny strzelec przez tyle lat, zapewne nigdy nie nauczyłaby się zaciskać zęby i próbować uporać się z bólem. Napotykając na swojej drodze wilkołaki, które nie kontrolowały się i swoje żądzy krwi, nawet jeśli chodziło o dorwanie się zębami do skóry innego wilkołaka, powodowało to, że często zmuszona była do walki z nimi. Nauczyła się swojego ciała, poznanie słabych punktów wszystkich wilkołaków i chwytów, które były łatwe do nauki i zastosowania w praktyce. Czasami z dala przypatrywała się walce między nieznanymi jej wilkołakami skupiając się na ich naturalnych ruchach, które przychodziły im wraz z Bestią. Ich widok przyprawiał o gęsią skórkę i pokazywał, jak blisko im do całkowicie dzikich zwierząt, których zdecydowanie powinno się obawiać. 
Warknięcie zaprosiło ją do środka. Weszła z zauważalnym ociąganiem.
– Cóż za entuzjazm i chęć do pracy. – Popatrzył na nią kpiąco. – Czyżbyś żałowała swojej impulsywności?
– To nie była nieświadoma decyzja, więc przeciwnie. Po prostu żałuję, że takie zaklęcia w ogóle istnieją – powiedziała z wyrzutem, jakby to on był sprawcą tego, iż w ogóle istnieją.
– Nie patrz się tak na mnie, ja stworzyłem jedynie kilka i nie są one powszechnie znane.
– Ta, jasne, nikt nie kojarzy Sectusempry. – Prychnęła. – Dołożył pan jedynie swoją cegiełkę.
– Granger, nie chcesz? To nie. Nikt cię nie będzie zmuszać byś wiła się pod Cruciatusem, mimo iż to ty próbujesz wymusić na mnie rzucenie go. Równie dobrze możemy przekonać się jak działa na polu bitwy.
Popatrzyła na niego spod byka.
– To nie jest rozwiązanie – opowiedziała twardo, jednak dostrzegając jego ewidentną kpinę zrozumiała, że brał ją pod włos. – Musimy znaleźć odpowiednią lokalizację, bo raczej Hogwart nie jest idealnym miejscem na takie klątwy.
– Co ty nie powiesz, Granger. Faktycznie najinteligentniejsza czarownica od czasów Roweny.
Przewróciła jedynie oczami, wiedząc, że komentarz na nic się zda.
– W takim razie, dokąd możemy pójść?
– Jedyne bezpieczne miejsce jest u mnie.
– Jesteśmy u ciebie.
Popatrzy na nią jakby urwała się z choinki
– W moim rodzinnym domu, Granger. Czy masz jakiś przycisk, którym mogę w końcu włączyć w tobie myślenie? – Spojrzał na nią z politowaniem.
– Śmieszne – odpowiedziała cierpko. – I kiedy możemy się tam wybrać? – spytała niecierpliwie.
– Zwolnij obroty, Granger. Nie dokończyliśmy wczorajszej rozmowy.
– Raczej tak bym tego nie nazwała. To raczej był monolog i to wypowiedziany w dosyć wysokiej tonacji. 
– Jednak wciąż mi nie wytłumaczyłaś, jak narodził się w twojej głowie ten genialny pomysł?
– Przecież już wszystko wyjaśniłam, nie chciałam, aby ktoś inny miał mi patrzeć na ręce i za mną łazić.
– Do tego nie był potrzebny tak skrajny wymysł. Na dropsy Albusa, sam mogłem coś wymyślić. Oczywiście, gdybym tylko wiedział, że coś takiego planujesz.
Hermiona przewróciła oczami sfrustrowana myślą, dokąd ta rozmowa prowadziła.
– Mleko już się rozlało, profesorze. – Wzruszyła ramionami. – Czasu nie cofnę, więc nie ma co się na mnie unosić. Znowu – powiedziała dobitnie. – Lepiej wykorzystajmy ten czas na czymś pożytecznym, na przykład na rzucaniu we mnie najróżniejszymi klątwami i patrzeniu, co z tego wyniknie. W końcu, jakby nie było, za pozwoleniem możesz mnie przekląć, profesorze. Jakby z tego nie skorzystać?
Usta Severusa przybrały wyraz krzywego uśmiechu.
– Czyżbyś już się nie mogła doczekać?
– W rzeczy samej.  

Przeszli przez Bramę pogrążeni we własnych myślach. W kieszeniach Hermiony obijały się fiolki, które miała zabrać ze schowka, i dzięki którym mieli szybko wyleczyć jej powstałe obrażenia. Hermiona była przerażona, zastanawiała się jak w ogóle do tego doszło. Czy tak wyobrażała sobie walkę z Voldemortem? Czy to był sposób? Czym ryzykowała? Siniakami, fizycznym bólem? Czy może psychicznym uszczerbkiem, koszmarami? Jak to będzie, gdy zaklęcie nie będzie rzucała znienawidzona przez nią osoba? Czy wtedy go znienawidzę?
– Złap mnie za rękę – powiedział oschle Snape, nie przejmując się jej wewnętrzną konwersacją. 
Wzięła jego lodowatą rękę i jeszcze przez kilka sekund zdołała przyjrzeć się jego obojętnej twarzy, nim cały obraz nie rozmył jej się przed oczami. 
Nie, na pewno go nie znienawidzę, robi to przecież na moją prośbę i tego muszę się trzymać, odpowiedziała sobie na pytanie, gdy tylko jej stopy dotknęły chodnika.


6 komentarzy :

  1. Bardzo fajny rozdział :D Tylko szkoda, że tak rzadko :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi też bardzo niefajnie, że tak musicie czekać (a czasem tyle aż, że można zapomnieć co było w poprzednim).
      Szczerze przyznam, że nie pamiętam kiedy ostatnio cokolwiek napisałam, ale mam nadzieję, że to się niedługo zmieni. Na pewno do szybszego pisania motywują mnie Wasze komentarza i dziękuję Wam za nie bardzo <3

      Usuń
  2. Czekanie się opłaciło, rozdział świetnyyy❤
    A gdzie podziałaś rozdział 52? ��

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mam pojęcia jak i kiedy nagle przemienił się na wersję roboczą, ale super, że zwróciłaś uwagę :D
      I bardzo dziękuję za komentarz, one motywują do pisania :)

      Usuń
  3. https://proces-fanfic.blogspot.com/?m=1

    Zapraszam na nowe sevmione :)

    OdpowiedzUsuń