W końcu nabazgrałam. Pod kątem
błędów sprawdzę jeszcze raz, gdy tekst trochę z głowy mi wyleci, bo inaczej
przelatują słowa i nie wyłapuje niektórych oczywistych, merytorycznych pomyłek.
Niezbetowane.
xoxo
Po dwóch tygodniach Hermiona zdołała zwerbować dwanaście
osób do swojego stada. Nie było to takie ciężkie z racji, że większość z tych
osób była jej znana. Powołując się na dawną znajomość przekonali się do walki z
Voldemortem. Nie ukrywała przed nimi, co chce osiągnąć. Każdemu przedstawiła
plan i dała możliwość zrezygnowania, jednak ci, którzy wyrazili chęć wstąpienia
w jej skromne szeregi złożyli przysięgę na swoją magię, iż nie zdradzą jej, ani
zamiarów jakimi się kierowała jej grupa. Do tego czasu Severus dowiedział się
całej historii rodu Morquez, która była tak barwna że można by było opisać ją w dziewięciostopowym eseju. Biorąc pod uwagę wszystkie za i przeciw postawiła na
swoim, i wbrew Snape'owi pozwoliła dołączyć im do swojego stada. Naturalnie, także
złożyli przysięgę na swoją magię. Według Snape'a ryzykowała ufając tak
podejrzanym osobom, jednak kto z taką przeszłością nie ściągałby na siebie
dziwnych spojrzeń? W końcu nie każdego dnia można spotkać się z wnuczką
wilkołaka, który słynął z tego, że podczas przemiany tak bardzo nie potrafił
zapanować nad swoją Bestią, że mordował kogokolwiek spotkał na swojej drodze,
bez względu czy byli to przyjaciele, czy rodzina. Gdy Hermiona to usłyszała nie
mogła uwierzyć, że dotychczas nie spotkała się z tym nazwiskiem. Jednak zamiast
płakać nad rozlanym mlekiem postanowiła, że wymknie się na Pokątną w
poszukiwaniu książek dotyczących wilkołaków. Miała nadzieje, że
znajdzie tam tytuł podobny do "Historia najgroźniejszych wilkołaków w
dziejach" albo "Lista wilkołaków, przed którymi trzeba się
strzec".
Weszła do gabinetu Snape'a nie siląc się na pukanie.
Wiedziała, że poczuł iż przekroczyła jego bariery ochronne, więc nie widziała
sensu, by czekać aż pozwoli jej wejść. Z resztą już od jakiegoś czasu pozwalała
sobie na takie zachowanie i w końcu Snape zaczął to ignorować, widząc, że nic
sobie nie robi z jego słów niezadowolenia, co do takiego stanu rzeczy. Chyba
zaczął zdawać sobie sprawę, że dla obopólnego dobra na niektóre rzeczy musiał z
bólem serca się zgodzić.
– Jak sobie radzą nowo przyjęci? – zapytała przekraczając
próg.
– Wciąż czekam aż zrezygnują. – Nawet nie podniósł oczu z
ponad prac, które oceniał.
– Zbyt słabi?
– Zbyt nadgorliwi – warknął jakby była to najgorsza
obelga.
– Wierzę, że sobie pan z tym poradzi. – Uśmiechnęła się
słodko, gdy Severus rzucił jej szybkie, krzywe spojrzenie.
– A jak twoi zawodnicy?
– Dobrze.
– Cóż za złożona, wyczerpująca odpowiedź. – Prychnął.
Odłożył pióro na bok, złożył ręce i wwiercił w nią wzrok. – Przyznaj, że
żałujesz postąpienia po swojemu i że miałem rację.
Hermiona prychnęła rozjuszona.
– Nigdy – syknęła z przymrużonymi oczami. Po chwili jednak
na jej ustach zagościł delikatny uśmiech. – Coś z nich będzie, jeszcze się pan
przekona.
– Znasz moje zdanie na ten temat.
Dziewczyna wywróciła oczami.
– Tak, tak, już to słyszałam dziesięć razy. Jednak wiem
swoje i chciałabym, aby w końcu pan to zaakceptował. Mam przeczucie, że ich
obecność będzie dla nas kluczowa.
– Myślałem, że bardziej wierzysz w siebie i swoje stado niż
przypadkowo spotkanych ludzi. – Hermiona popatrzyła na niego zaskoczona
szczerością i sensem słów, które opuściły jego usta.
– Oni mają kontakty. Wystarczy tylko zająć się nimi z
należytym szacunkiem, a nasze stado powiększy się dwukrotnie.
Popatrzył na nią świdrującym wzrokiem.
– A wtedy czyje będzie to stado? Ich czy twoje?
Hermiona zamilkła. Miał rację. Była tak zaślepiona chęcią
powiększenia stada, ażeby walczyć przeciwko Voldemortowi, że nie zauważyła w
jakim położeniu stawia siebie i swoje stado. W czym niby Morquez i jej
wilkołaki byli lepsi od innych, że to im więcej poświęcała czasu, a resztę
szkoliła pod okiem Snape'a?
– Rozumiem, że ta cisza oznacza zrozumienie.
– Tak, dzisiaj razem poprowadzimy szkolenie nowo przyjętych.
Wszystkich.
Severus jedynie skinął głową na zgodę, zadowolony że w końcu
stanęło na jego.
Hermiona pożegnała się i wyszła na zajęcia. Myślenie nad
planem przeciwko Voldemortowi, szkolenie nowych wilkołaków, zajęcia i
niezapowiedziane zebrania zabierały jej cały wolny czas, jednak była
szczęśliwa. W wirze pracy odnajdywała się jak ryba w wodzie.
Pomyślała o swoich przyjaciołach. Z Harrym i Ronem spotykała
się na zajęciach i w Wielkiej Sali, jednak po ostatniej kłótni nie odzyskali
tak dobrego kontaktu. Wciąż utrzymywała ich na dystans, wiedząc że wśród
uczniów są dzieci Śmierciożerców – a przecież głównym powodem dlaczego chciała
do nich dołączyć było nieustanne wysługiwanie się nią przez
dotychczasowych przyjaciół. Czekała na znak od Voldemorta, ażeby znów odbudować
z nimi znajomość, była pewna, że taki będzie jego następny krok – co innego
mógł mieć z przyjaciółki Harry'ego Pottera.
Podczas Transmutacji przyglądała się Ginny, która rzucała
ukradkowe spojrzenia Draco. Od kiedy poprosiła ją, by pogadała z chłopakiem w jej
imieniu, utworzyła się między nimi nić przyjaźni. Hermiona była zła na siebie,
że nie poświęcała mu wystarczającej ilości czasu, jednak regularnie pisali do
siebie, mimo iż paradoksalnie oboje znajdowali się w Hogwarcie. Było to
łatwiejsze niż potajemne spotykanie się w nieużywanej klasie bądź Pokoju
Życzeń. Mając jednak pod ręką Snape'a, który zaskakująco dobrze radził sobie z
wilkołakami – mógł przecież animagicznie zmienić swoją postać i załatwić
niektóre sprawy niekoniecznie dyplomatycznie – nie chciała mieszać w to jeszcze
młodego Malfoy'a. Najchętniej zamknęłaby go w Pokoju Życzeń na czas Bitwy, bądź
kazała mu opuścić Hogwart, ażeby tylko nie musiał walczyć przeciwko swoim
rodzicom, bądź niej.
Zakończyła ostatnie zajęcia tego dnia i poszła do swojego
pokoju odnieść rzeczy. Miała ochotę na długą, relaksującą kąpiel, a później
dziewięciogodzinny sen. Obowiązki jednak wzywały i jedynie na co miała czas, to
na szybki prysznic i przebranie się w ciemniejsze ubrania. Dzisiaj miała sama
poprowadzić szkolenie dla dwudziestu siedmiu osób. Obecność Severusa Snape'a
podnosiła ją na duchu – miał znajdować się obok niej, gotowy ażeby
zareagować w razie niepożądanego zachowania zgromadzonych.
Zawiązała włosy w kucyk, przypięła granatową pelerynę i
jeszcze raz spojrzała w lustro nim opuściła swoje komnaty. Zawsze, gdy szła do
Zakazanego Lasu zakładała ciemny strój, ażeby zlewać się z czernią nocy. Tym
razem nie miała zamiaru przemieniać się w wilkołaka, więc założyła czarne,
obcisłe spodnie, które były jednak na tyle elastyczne by mogła z gracją
wykonywać szybkie ruchy, do tego przylegającą bluzkę z trzy-czwarte rękawkiem i
kozaki na stabilnym obcasie, które wprost uwielbiała. Nie pamiętała kiedy
ostatnim razem podobało jej się to, co widziała w odbiciu lustra.
Z uśmiechem na ustach rzuciła na siebie Kameleona i wyszła z
pokoju. Zegar wybił godzinę dwudziestą drugą, jednak wciąż istniała możliwość
spotkania zagubionej duszy na korytarzu, więc wolała nie ryzykować.
– Gotowy? – rzuciła zaczepnie na czarną postać stojącą
przed Hogwartem, po czym oboje ruszyli w stronę lasu.
– Widzę, że dobry humorek
dopisuje – zakpił. – Granger, przeglądałaś się w
lustrze? – Przyjrzał jej się ostentacyjnie od butów aż po czubek
głowy.
– Tak – powiedziała z dumą unosząc, zbyt przesadnie,
głowę.
– Na randkę się wybierasz czy co?
– Może, może, kto wie. – Zaśmiała się
lekko. Faktycznie dobry humor ostał się przy niej od kiedy tylko ujrzała
się przed lustrem. Trudno jednak było się dziwić, ostatnio gdy się przeglądała
widziała jedynie przekrwioną, posiniaczoną twarz. Wtedy lustra mijała szerokim
łukiem, wiedząc że obraz własnego ciała doprowadzi do wzniecenia wspomnień,
które chciała wymazać.
Weszli do Zakazanego Lasu kierując się w stronę chatki.
Hermiona szła równym krokiem nie oglądając się na boki, więc Severus od razu
wyczuł, że coś jest nie tak, gdy tylko zwolniła nieznacznie, mrużąc oczy w
ciemności. Ostrożnie stawiając kroki wycofał się i przesuwał wzdłuż linii
drzew, tak aby nie było go widać. Nie spuszczał wzroku z Granger, więc od razu
dostrzegł delikatnych ruch ręki, która wyciągnęła różdżkę i przyłożyła ją do
uda. Po kilku drobnych krokach wysunęła prawą nogę do przodu przybierając
pozycję obronną. Severus zatrzymał się, ukrywając się za drzewem. Wyciągnął
różdżkę i czekał na znak.
Hermiona zorientowała się, że Snape znalazł kryjówkę, gdy
przestała słyszeć jego kroki za sobą. Coraz bardziej donośne stało się
natomiast przemieszczanie innej osoby, która energiczny, pewnym krokiem szła w
jej stronę. W momencie, gdy dotarł do niej dziwnie znajomych zapach uspokoiła
się błyskawicznie. W ostatnich tygodniach nauczyła się, że bać należy się
jedynie nieznajomego. Oczywiście, nie oznaczało to, że nie zatrzymała się,
tylko po to, by w razie potrzeby Snape mógł szybko zareagować – nauczyła się
też, że nie należy brać wszystkiego za pewnik.
– Uważaj, żeby przypadkiem we mnie nie trafić – zażartował
mężczyzna, wyłaniając się z ciemności.
– Ale co ty tu robisz? – zapytała oniemiała. Nie czekając
jednak na odpowiedź podbiegła do niego i rzuciła mu się na szyję.
– A myślałem już, że się nie ucieszysz. – Uśmiechnął się w
jej włosy i przycisnął mocniej do siebie.
– Nie byłam pewna czy to zrobisz, Dan. – Odsunęła się od
niego na długość ręki.
– Teraz wiem, że to błogosławieństwo i przekleństwo w jednym
– zakpił, jednak na jego twarzy Hermiona dostrzegła cień smutku.
– Ale pomogło ci?
– Uratowało to nam tyłki! – Zaśmiał się. – Mi i moim
chłopakom. Nie mieliśmy wyboru. – Wzruszył ramionami. – Czarodzieje pół–krwi od
razu przestraszyli się wilkołaków. Gdybyś tylko ich widziała! Przestali nalegać
na zwrot pieniędzy.
– Więc co robisz tutaj? – Wskazała na otaczający ich las.
– Słyszałam, że prowadzisz nabór do swojej armii.
– Armii? – Prychnęła. – Od kogo to słyszałeś? – zapytała
zaniepokojona.
– Od Arthura, nie panikuj. Spotkaliśmy się przez przypadek,
zaczęliśmy rozmawiać, przecież nie od dziś go znam. – Popatrzył na nią z
politowaniem. – Powiedział mi w kilku słowach, co planujesz, jednak nie podawał
szczegółów. Jak to Arthur, najpierw zaintrygował, a później kazał dopytać się
ciebie o szczegóły.
– To trochę skomplikowana sprawa…
– Po tobie nie spodziewałam się niczego prostego. –
Uśmiechnął się zaczepnie.
Hermiona prychnęła i spojrzała na niego rozbawiona.
– Reszta jest z tobą?
– Tak. Latają po lesie, zapoznają się z terenem
– Dobrze, w takim razie ich zawołaj i pogadamy o wszystkim w
chatce. – Na to stwierdzenie Dan uniósł pytająco brwi, ale nic więcej na ten
temat nie usłyszał. – Może kojarzysz profesora Severus’a Snape’a? – zapytała i
wskazała w ciemność za siebie, z której jak na zawołanie wyłoniła się jeszcze
ciemniejsza postać.
– Nie mógłbym zapomnieć osoby z tak czarnym poczuciem
humoru. – Zaśmiał się, a na jego słowa Severus jedynie się skrzywił. W sumie
krzywił się od momentu, gdy zobaczył jak ten młokos obściskuje się z Granger.
Na gacie Dumbledore’a, mogliby przynajmniej załatwić sobie pokój, a nie tak w
środku lasu i to przy ludziach.
– A jak tak bezmyślnej – odgryzł się. – Nie powinniśmy
dokądś iść? – zwrócił się do Hermiony.
– Tak, oczywiście, ma pan rację. – Popatrzyła na szatyna. –
Chodź, zapoznam cię ze wszystkimi. – Włożyła rękę pod jego ramię i ruszyli
prężnym krokiem w stronę ukrytej chatki. Jego przyjaciele dołączyli do nich w
połowie drogi.
Zatrzymali się przed drzwiami.
– Przebierzcie się, a później dołączcie do nas. –
Wyczarowałam im ubrania i weszła do pomieszczenia z Severusem po swojej prawej
stronie i Danem po lewej.
Wszyscy zainteresowani znaleźli się w jeszcze bardziej
powiększonym pomieszczeniu i zasiedli przy jeszcze bardziej powiększonym stole.
Nawet Morquez wraz ze swoimi dwoma towarzyszami zajęła miejsce jak reszta –
może przeczuwała, że skończyło się ulgowe traktowanie, a może po prostu nie
chciała na razie zwracać na siebie uwagi. Hermiona poczekała aż czwórka przyjaciół
Dana przemieni się i ubierze, po czym rozpoczęła zebranie. Przedstawiła nowe
osoby, powtórzyła ogólny zarys planu, tak aby dla wszystkich był jasny, a na
koniec wdrożyła ich w wieczorny program.
Wszystkim dała jasno do zrozumienia, ze dzisiaj pracować
będą w grupach, na czele których stanie wraz z Severusem. Morquez była
oburzona, jednak na tyle przyzwoita, że nie odezwała się ani słowem na ten
temat.
Hermiona stanęła ramię w ramię ze Snapem. Otaczały ich
jedynie wysokie drzewa, a przed nimi zebrali się członkowie stada. Patrząc na
nich od razu można było domyślić się, kto dopiero do nich dołączył a kto trwał
z nimi od samego początku. Ci dłuższym stażem cierpliwie przed nią siedzieli
wyczekując polecenie, w momencie gdy reszta niecierpliwie stała rozglądając się
niepewnie na boki i przystępując z nogi na nogę, nie wiedząc co ze sobą zrobić.
– Dzisiaj zajmiemy się obroną. Musimy mieć ustaloną taktykę,
jeśli mamy działać przeciwko tak potężnemu czarnoksiężnikowi. Jednak zanim do
tego dojdziemy musicie mieć opanowaną do perfekcji sekwencję ruchów, pozycje
ciała, teren Zakazanego Lasu. A przede wszystkim Bestię. – Popatrzyła twardo po
twarzach zebranych. – Podzielę was dzisiaj na trzy grupy. Jedna będzie trenować
pod moim okiem, druga pod Severus’a, a trzecia zapozna się z Zakazanym Lasem.
Hemiona dokonała podziału i rozpoczęli czasochłonną pracę.
Dziewczyna krążyła pomiędzy uczniami w swojej grupie korygując ich pozycję
ciała, koordynując ustawionymi walkami pomiędzy wilkołakami i prowokując ich do
ataku i użycia obronnych pozycji. Praca w takich warunkach, do tego z wciąż
nieznanymi jej ludźmi, była dosyć stresująca. Każdy był przemieniony i, mimo że
nie było pełni Hermiona wiedziała, że czai się w nich Bestia, którą musieli
opanować. Zrozumiała to jeszcze bardziej, gdy nagle dostrzegła niepokojący ruch
z boku. To były sekundy, gdy obróciła się i zobaczyła jak dwójka jej uczniów za
bardzo wczuła się w rolę. Ujrzała jak rudy wilkołak rozwścieczony rusza na
ciemniejszego, obok którego odwrócony tyłem stał Severus Snape tłumacząc coś z
politowaniem. Dostrzegła jak ciemniejszy wilkołak zaczął uginać nogi szykując
się do uskoku w bok, co całkowicie odsłoniłoby jej profesora.
– Snape! – krzyknęła, jednak nie doczekała się żadnej
reakcji. Wyciągnęła różdżkę w momencie, gdy wilkołak odskoczył na bok.
– Severusie, uważaj! – Czarnowłosy mężczyzna obrócił się z
wyciągniętą różdżką nim zdążyła wypowiedzieć zaklęcie.
Mistrz–Eliksirów–I–Najwyraźniej–Też–Różdżki spetryfikował rudowłosego wilka,
który runął jak długi tuż przed jego stopami.
Wszyscy odwrócili głowę w ich kierunku zaintrygowani
sytuacją. Ci co byli bliżej podeszli zobaczyć, o co dokładnie się rozchodziło.
W jej głowie szepty zaczęły stawać się coraz głośniejsze, mimo że w Zakazanym
Lesie było cicho jak w grobie.
Hermiona podeszła najpierw do profesora.
– Wszystko w porządku? – Próbowała ukryć swoje
zdenerwowanie, jednak po wyrazie jego twarzy domyśliła się, że nie wyszło. Jak
jednak mogła ukryć, że po raz pierwszy miała do czynienia z taką sytuacją i nie
wiedziała jak dokładnie powinna zareagować?
– Byłoby, gdybyś ogarnęła to towarzystwo. A najlepiej
dokonała czegoś na kształt selekcji naturalnej. On już powinien nie żyć, bo
mierząc się ze mną przegrał.
– Każdy by przegrał – wypaliła tak szybko, że nie zdążyła
się ugryźć w język.
– Tak? Każdy? – Podchwycił, zbliżając się do niej z
podniesioną brwią.
Hermiona zarumieniła się.
– Wydaje mi się, że jest pan dosyć ciężkim przeciwnikiem,
niemalże niemożliwym do przewidzenia.
Snape popatrzył na dziewczynę podejrzliwie. Zachowywała się
zdecydowanie zbyt dziwnie i miło, niemalże tak, jakby czegoś od niego chciała.
– Jeszcze przed chwilą nie było per pan – zakpił.
Nikt nawet nie zwracał na nich uwagi, intensywnie obgadując
zaistniałe wydarzenie. Kilka osób próbowało załagodzić konflikt, który został
wywołany pomiędzy dwójką wilkołaków. Najwyraźniej oboje chcieli się pochwalić i
pokazać na co ich stać przed resztą stada.
Hermiona speszyła się lekko na słowa Snape’a.
– Nie od dzisiaj wiadomo, że człowiek sprawniej reaguje na
własne imię niż nazwisko. – Widząc, że nie było to wystarczającą odpowiedzią,
aby się z tego wymigać dodała: – Poza tym wydaje mi się, że i tak utrzymujemy nieodpowiednie
kontakty jak na relację uczeń–nauczyciel. Większość profesorów nie ma w
zwyczaju wchodzenia w moje życie z buciorami.
– Można powiedzieć, że sama się o to prosiłaś.
Hermiona spojrzała na niego spode łba, ale zamiast
rozpoczynać kłótnię jedynie prychnęła kpiąco i pokręciła głową z
niedowierzania.
– Jakkolwiek by to nie ująć pomyślałam sobie, że skoro
bardziej działa ostrzeganie za pomocą imienia, to może powinniśmy się na to
przerzucić? – zapytała niepewnie. – Jedynie na terenie lasu, oczywiście. Tak
aby stado wiedziało, że nie ma pomiędzy nami dystansu, i że potrafimy
współpracować. – I abym miała wspomnienia dla Voldemorta, dodała w myślach.
Severus popatrzył na nią nieprzekonany. Bo niby czemu miałby
to być wystarczający argument, aby przestać korzystać z formułki? Z formułki,
która jasno określała ich relację. Ale z drugiej strony, była to formułka,
która nie była w sumie aż tak potrzebna w gronie wilkołaków – czy byłaby
różnica, gdyby był jedynie jej znajomym, a nie profesorem? Szczerze, wydawało
mu się, że na tym etapie nie robi im to żadnej różnicy.
– Niech ci będzie – odparł po chwili z kwaśną miną.
Uśmiechnęła się szeroko.
– Hermiona. – Wyciągnęła rękę przed siebie.
– Severus. – Ścisnął jej dłoń. Sytuacja wydała mu się nad wyraz
absurdalna.
~*~*~*~
– Nie będziemy tak pracować. – Złość niemalże z niej
emanowała. Skrzyżowane ręce na piersi, mrożące krew w żyłach spojrzenie, cichy,
ostry ton głosu.
– Tak albo w ogóle. – Odpowiedziało jej syknięcie.
– Chyba się zapominasz. Już nie pamiętasz, kto jest tego
wszystkiego inicjatorem?
– A ty, że mieliśmy współpracować?
– Tak nie wygląda współpraca.
– Najwyraźniej nie zrozumiałaś definicji przeczytanej w
książce. Może jakbyś kiedyś przećwiczyła w praktyce, to byś wiedziała.
Hermiona spojrzała się na mężczyznę spode łba.
– Grabisz sobie, Severusie.
– Oj, już się boję. – Przewrócił oczami. – Podaj mi smoczą
łuskę i zamilcz.
– Nie będę ci niczego podawać. Nie jestem twoją asystentką.
Miałam ci pomóc, a nie służyć.
– Służąca by się przymknęła jakbym ją o to prosił. Widzisz?
Różnicie się.
Hermiona niemalże się zapowietrzyła. Gdyby wiedziała, że po dwóch
tygodniach od przełomowego momentu w Zakazanym Lesie znajdzie się jako
asystentka w laboratorium Severusa Snape’a nigdy by na to nie poszła.
– Sam sobie sięgaj po tę łuskę – fuknęła.
– Tak to jest z kobietami. Najpierw się zgadzasz na ich
pomysły, a później cierpisz z tego powodu.
– Taka z ciebie ofiara, jak z tej brei eliksir. Mówiłam ci,
żebyśmy zrobili po mojemu.
– Taka mądra, tak? To może sama to zrobisz, co? A, chwila,
pamiętasz jak ostatnio się to skończyło? Musiałem odbudowywać trzy piętra w
dół.
– Jeden błąd, a tyle szumu.
Severus obszedł ją, sięgnął po łuskę i dodał do eliksiru.
Wymieszał miksturę powolnymi ruchami cztery razy w prawą stronę i półtorej w
lewą. Odłożył chochlę i usiadł na stołku.
– Teraz musimy poczekać trzy godziny. – Przetarł ręką oczy.
Ostatnie tygodnie niemalże wyssały z niego życie. Voldemort, Granger,
Voldemort, Dumbledore, Granger – nigdy nie pomyślałby, że może być to aż tak absorbujące zajęcie, jednak „ratowanie
świata” wpisane w grafik zajęć niemalże doprowadzały go na skraj fizycznego
wymęczenia.
Popatrzył na kociołek, eliksir faktycznie nie przypominał, no
cóż, eliksiru.
– Wiesz co, Severus, idź się prześpij, a ja przypilnuje czy
kociołek nie wybucha.
– Chciałabyś. Jeszcze dobierzesz mi się do zapasów.
– Oczywiście, że się dobiorę! – opowiedziała jakby
zaskoczona samym stwierdzeniem.
Uśmiechnęła się do niego miękko, pamiętając, by wywoływać w
sobie pozytywne emocje; we wspomnieniach bardzo ciężko było kreować uczucie – co
innego obraz. Nie ukrywała jednak, że coraz łatwiej było jej patrzeć na Mistrza
Eliksirów z pewną dozą zrozumienia, a może i nawet sympatii.
– Idź, nie będę dwa razy proponować.
Severus wyglądał jakby faktycznie mocno analizował tę
propozycję, pewnie mając na uwadze te wszystkie rzadkie składniki, których nie
chciałby stracić. Jednak po chwili zrezygnowany westchnął i pokiwał delikatnie
głową.
– Tylko nie szalej, Granger –
powiedział surowym tonem, a przynajmniej za taki mógłby uchodzić, gdyby udało
mu się powstrzymać ogromne ziewnięcie podczas wypowiadania tych słów.
– Tak, tak, jasne. Zasady BHP też
nie są mi obce. Idźże, bo już mnie denerwujesz. – Machnęła na niego ręką, jakby
chciała przepędzić go jak natrętną muchę.
Snape zamierzał jeszcze coś
odpowiedzieć, ale powstrzymał się, jakby dzienny limit słów właśnie mu się
skończył i jedynie sen mógłby załadować nowy pakiet. Wstał i bez zbędnych słów
wymaszerował z laboratorium zostawiając Hermionę w samotności. Co z jej punktu
widzenia nie było niczym strasznym, biorąc pod uwagę, że w końcu nikt nie sapał
nad jej karkiem, nie wrzeszczał i nie wtrącał się w to, co robi, a co najważniejsze:
miała całe laboratorium dla siebie! I to z całym asortymentem! Czy życie
mogłoby być piękniejsze?
Cała w skowronkach podeszła do szafki ze składnikami, wyjęła te, które były jej potrzebne i rozłożyła się na stanowisku. Zapowiadało się ciekawe, spokojne sobotnie popołudnie, a może i nawet wieczór.
No sztos, czekam na kolejny rozdział ��
OdpowiedzUsuń28 years old Nuclear Power Engineer Abdul Portch, hailing from MacGregor enjoys watching movies like Eve of Destruction and Parkour. Took a trip to Fernando de Noronha and Atol das Rocas Reserves and drives a Ferrari Dino 206SP. przejdz na moja strone
OdpowiedzUsuń