~ HGxSS w granicach nierozsądku ~: Rozdział 51

czwartek, 11 października 2018

Rozdział 51

W końcu nabazgrałam. Pod kątem błędów sprawdzę jeszcze raz, gdy tekst trochę z głowy mi wyleci, bo inaczej przelatują słowa i nie wyłapuje niektórych oczywistych, merytorycznych pomyłek.
Niezbetowane.

xoxo


Po dwóch tygodniach Hermiona zdołała zwerbować dwanaście osób do swojego stada. Nie było to takie ciężkie z racji, że większość z tych osób była jej znana. Powołując się na dawną znajomość przekonali się do walki z Voldemortem. Nie ukrywała przed nimi, co chce osiągnąć. Każdemu przedstawiła plan i dała możliwość zrezygnowania, jednak ci, którzy wyrazili chęć wstąpienia w jej skromne szeregi złożyli przysięgę na swoją magię, iż nie zdradzą jej, ani zamiarów jakimi się kierowała jej grupa. Do tego czasu Severus dowiedział się całej historii rodu Morquez, która była tak barwna że można by było opisać ją w dziewięciostopowym eseju. Biorąc pod uwagę wszystkie za i przeciw postawiła na swoim, i wbrew Snape'owi pozwoliła dołączyć im do swojego stada. Naturalnie, także złożyli przysięgę na swoją magię. Według Snape'a ryzykowała ufając tak podejrzanym osobom, jednak kto z taką przeszłością nie ściągałby na siebie dziwnych spojrzeń? W końcu nie każdego dnia można spotkać się z wnuczką wilkołaka, który słynął z tego, że podczas przemiany tak bardzo nie potrafił zapanować nad swoją Bestią, że mordował kogokolwiek spotkał na swojej drodze, bez względu czy byli to przyjaciele, czy rodzina. Gdy Hermiona to usłyszała nie mogła uwierzyć, że dotychczas nie spotkała się z tym nazwiskiem. Jednak zamiast płakać nad rozlanym mlekiem postanowiła, że wymknie się na Pokątną w poszukiwaniu książek dotyczących wilkołaków. Miała nadzieje, że znajdzie tam tytuł podobny do "Historia najgroźniejszych wilkołaków w dziejach" albo "Lista wilkołaków, przed którymi trzeba się strzec".
Weszła do gabinetu Snape'a nie siląc się na pukanie. Wiedziała, że poczuł iż przekroczyła jego bariery ochronne, więc nie widziała sensu, by czekać aż pozwoli jej wejść. Z resztą już od jakiegoś czasu pozwalała sobie na takie zachowanie i w końcu Snape zaczął to ignorować, widząc, że nic sobie nie robi z jego słów niezadowolenia, co do takiego stanu rzeczy. Chyba zaczął zdawać sobie sprawę, że dla obopólnego dobra na niektóre rzeczy musiał z bólem serca się zgodzić. 
– Jak sobie radzą nowo przyjęci? – zapytała przekraczając próg. 
– Wciąż czekam aż zrezygnują. – Nawet nie podniósł oczu z ponad prac, które oceniał. 
– Zbyt słabi? 
– Zbyt nadgorliwi – warknął jakby była to najgorsza obelga. 
– Wierzę, że sobie pan z tym poradzi. – Uśmiechnęła się słodko, gdy Severus rzucił jej szybkie, krzywe spojrzenie. 
– A jak twoi zawodnicy? 
– Dobrze. 
– Cóż za złożona, wyczerpująca odpowiedź. – Prychnął. Odłożył pióro na bok, złożył ręce i wwiercił w nią wzrok. – Przyznaj, że żałujesz postąpienia po swojemu i że miałem rację. 
Hermiona prychnęła rozjuszona. 
– Nigdy – syknęła z przymrużonymi oczami. Po chwili jednak na jej ustach zagościł delikatny uśmiech. – Coś z nich będzie, jeszcze się pan przekona. 
– Znasz moje zdanie na ten temat. 
Dziewczyna wywróciła oczami. 
– Tak, tak, już to słyszałam dziesięć razy. Jednak wiem swoje i chciałabym, aby w końcu pan to zaakceptował. Mam przeczucie, że ich obecność będzie dla nas kluczowa. 
– Myślałem, że bardziej wierzysz w siebie i swoje stado niż przypadkowo spotkanych ludzi. – Hermiona popatrzyła na niego zaskoczona szczerością i sensem słów, które opuściły jego usta. 
– Oni mają kontakty. Wystarczy tylko zająć się nimi z należytym szacunkiem, a nasze stado powiększy się dwukrotnie. 
Popatrzył na nią świdrującym wzrokiem. 
– A wtedy czyje będzie to stado? Ich czy twoje? 
Hermiona zamilkła. Miał rację. Była tak zaślepiona chęcią powiększenia stada, ażeby walczyć przeciwko Voldemortowi, że nie zauważyła w jakim położeniu stawia siebie i swoje stado. W czym niby Morquez i jej wilkołaki byli lepsi od innych, że to im więcej poświęcała czasu, a resztę szkoliła pod okiem Snape'a?
– Rozumiem, że ta cisza oznacza zrozumienie. 
– Tak, dzisiaj razem poprowadzimy szkolenie nowo przyjętych. Wszystkich. 
Severus jedynie skinął głową na zgodę, zadowolony że w końcu stanęło na jego. 
Hermiona pożegnała się i wyszła na zajęcia. Myślenie nad planem przeciwko Voldemortowi, szkolenie nowych wilkołaków, zajęcia i niezapowiedziane zebrania zabierały jej cały wolny czas, jednak była szczęśliwa. W wirze pracy odnajdywała się jak ryba w wodzie. 
Pomyślała o swoich przyjaciołach. Z Harrym i Ronem spotykała się na zajęciach i w Wielkiej Sali, jednak po ostatniej kłótni nie odzyskali tak dobrego kontaktu. Wciąż utrzymywała ich na dystans, wiedząc że wśród uczniów są dzieci Śmierciożerców – a przecież głównym powodem dlaczego chciała do nich dołączyć było nieustanne wysługiwanie się nią przez dotychczasowych przyjaciół. Czekała na znak od Voldemorta, ażeby znów odbudować z nimi znajomość, była pewna, że taki będzie jego następny krok – co innego mógł mieć z przyjaciółki Harry'ego Pottera. 
Podczas Transmutacji przyglądała się Ginny, która rzucała ukradkowe spojrzenia Draco. Od kiedy poprosiła ją, by pogadała z chłopakiem w jej imieniu, utworzyła się między nimi nić przyjaźni. Hermiona była zła na siebie, że nie poświęcała mu wystarczającej ilości czasu, jednak regularnie pisali do siebie, mimo iż paradoksalnie oboje znajdowali się w Hogwarcie. Było to łatwiejsze niż potajemne spotykanie się w nieużywanej klasie bądź Pokoju Życzeń. Mając jednak pod ręką Snape'a, który zaskakująco dobrze radził sobie z wilkołakami – mógł przecież animagicznie zmienić swoją postać i załatwić niektóre sprawy niekoniecznie dyplomatycznie – nie chciała mieszać w to jeszcze młodego Malfoy'a. Najchętniej zamknęłaby go w Pokoju Życzeń na czas Bitwy, bądź kazała mu opuścić Hogwart, ażeby tylko nie musiał walczyć przeciwko swoim rodzicom, bądź niej. 
Zakończyła ostatnie zajęcia tego dnia i poszła do swojego pokoju odnieść rzeczy. Miała ochotę na długą, relaksującą kąpiel, a później dziewięciogodzinny sen. Obowiązki jednak wzywały i jedynie na co miała czas, to na szybki prysznic i przebranie się w ciemniejsze ubrania. Dzisiaj miała sama poprowadzić szkolenie dla dwudziestu siedmiu osób. Obecność Severusa Snape'a podnosiła ją na duchu – miał znajdować się  obok niej, gotowy ażeby zareagować w razie niepożądanego zachowania zgromadzonych. 
Zawiązała włosy w kucyk, przypięła granatową pelerynę i jeszcze raz spojrzała w lustro nim opuściła swoje komnaty. Zawsze, gdy szła do Zakazanego Lasu zakładała ciemny strój, ażeby zlewać się z czernią nocy. Tym razem nie miała zamiaru przemieniać się w wilkołaka, więc założyła czarne, obcisłe spodnie, które były jednak na tyle elastyczne by mogła z gracją wykonywać szybkie ruchy, do tego przylegającą bluzkę z trzy-czwarte rękawkiem i kozaki na stabilnym obcasie, które wprost uwielbiała. Nie pamiętała kiedy ostatnim razem podobało jej się to, co widziała w odbiciu lustra. 
Z uśmiechem na ustach rzuciła na siebie Kameleona i wyszła z pokoju. Zegar wybił godzinę dwudziestą drugą, jednak wciąż istniała możliwość spotkania zagubionej duszy na korytarzu, więc wolała nie ryzykować.
– Gotowy? – rzuciła zaczepnie na czarną postać stojącą przed Hogwartem, po czym oboje ruszyli w stronę lasu.
– Widzę, że dobry humorek dopisuje – zakpił. – Granger, przeglądałaś się w lustrze? – Przyjrzał jej się ostentacyjnie od butów aż po czubek głowy.
– Tak – powiedziała z dumą unosząc, zbyt przesadnie, głowę. 
– Na randkę się wybierasz czy co?
– Może, może, kto wie. – Zaśmiała się lekko. Faktycznie dobry humor ostał się przy niej od kiedy tylko ujrzała się przed lustrem. Trudno jednak było się dziwić, ostatnio gdy się przeglądała widziała jedynie przekrwioną, posiniaczoną twarz. Wtedy lustra mijała szerokim łukiem, wiedząc że obraz własnego ciała doprowadzi do wzniecenia wspomnień, które chciała wymazać. 
Weszli do Zakazanego Lasu kierując się w stronę chatki. Hermiona szła równym krokiem nie oglądając się na boki, więc Severus od razu wyczuł, że coś jest nie tak, gdy tylko zwolniła nieznacznie, mrużąc oczy w ciemności. Ostrożnie stawiając kroki wycofał się i przesuwał wzdłuż linii drzew, tak aby nie było go widać. Nie spuszczał wzroku z Granger, więc od razu dostrzegł delikatnych ruch ręki, która wyciągnęła różdżkę i przyłożyła ją do uda. Po kilku drobnych krokach wysunęła prawą nogę do przodu przybierając pozycję obronną. Severus zatrzymał się, ukrywając się za drzewem. Wyciągnął różdżkę i czekał na znak.
Hermiona zorientowała się, że Snape znalazł kryjówkę, gdy przestała słyszeć jego kroki za sobą. Coraz bardziej donośne stało się natomiast przemieszczanie innej osoby, która energiczny, pewnym krokiem szła w jej stronę. W momencie, gdy dotarł do niej dziwnie znajomych zapach uspokoiła się błyskawicznie. W ostatnich tygodniach nauczyła się, że bać należy się jedynie nieznajomego. Oczywiście, nie oznaczało to, że nie zatrzymała się, tylko po to, by w razie potrzeby Snape mógł szybko zareagować – nauczyła się też, że nie należy brać wszystkiego za pewnik.
– Uważaj, żeby przypadkiem we mnie nie trafić – zażartował mężczyzna, wyłaniając się z ciemności.
– Ale co ty tu robisz? – zapytała oniemiała. Nie czekając jednak na odpowiedź podbiegła do niego i rzuciła mu się na szyję.
– A myślałem już, że się nie ucieszysz. – Uśmiechnął się w jej włosy i przycisnął mocniej do siebie.
– Nie byłam pewna czy to zrobisz, Dan. – Odsunęła się od niego na długość ręki.
– Teraz wiem, że to błogosławieństwo i przekleństwo w jednym – zakpił, jednak na jego twarzy Hermiona dostrzegła cień smutku.
– Ale pomogło ci?
– Uratowało to nam tyłki! – Zaśmiał się. – Mi i moim chłopakom. Nie mieliśmy wyboru. – Wzruszył ramionami. – Czarodzieje pół–krwi od razu przestraszyli się wilkołaków. Gdybyś tylko ich widziała! Przestali nalegać na zwrot pieniędzy.
– Więc co robisz tutaj? – Wskazała na otaczający ich las.
– Słyszałam, że prowadzisz nabór do swojej armii.
– Armii? – Prychnęła. – Od kogo to słyszałeś? – zapytała zaniepokojona.
– Od Arthura, nie panikuj. Spotkaliśmy się przez przypadek, zaczęliśmy rozmawiać, przecież nie od dziś go znam. – Popatrzył na nią z politowaniem. – Powiedział mi w kilku słowach, co planujesz, jednak nie podawał szczegółów. Jak to Arthur, najpierw zaintrygował, a później kazał dopytać się ciebie o szczegóły.
– To trochę skomplikowana sprawa…
– Po tobie nie spodziewałam się niczego prostego. – Uśmiechnął się zaczepnie.
Hermiona prychnęła i spojrzała na niego rozbawiona.
– Reszta jest z tobą?
– Tak. Latają po lesie, zapoznają się z terenem
– Dobrze, w takim razie ich zawołaj i pogadamy o wszystkim w chatce. – Na to stwierdzenie Dan uniósł pytająco brwi, ale nic więcej na ten temat nie usłyszał. – Może kojarzysz profesora Severus’a Snape’a? – zapytała i wskazała w ciemność za siebie, z której jak na zawołanie wyłoniła się jeszcze ciemniejsza postać.
– Nie mógłbym zapomnieć osoby z tak czarnym poczuciem humoru. – Zaśmiał się, a na jego słowa Severus jedynie się skrzywił. W sumie krzywił się od momentu, gdy zobaczył jak ten młokos obściskuje się z Granger. Na gacie Dumbledore’a, mogliby przynajmniej załatwić sobie pokój, a nie tak w środku lasu i to przy ludziach.
– A jak tak bezmyślnej – odgryzł się. – Nie powinniśmy dokądś iść? – zwrócił się do Hermiony.
– Tak, oczywiście, ma pan rację. – Popatrzyła na szatyna. – Chodź, zapoznam cię ze wszystkimi. – Włożyła rękę pod jego ramię i ruszyli prężnym krokiem w stronę ukrytej chatki. Jego przyjaciele dołączyli do nich w połowie drogi.
Zatrzymali się przed drzwiami.
– Przebierzcie się, a później dołączcie do nas. – Wyczarowałam im ubrania i weszła do pomieszczenia z Severusem po swojej prawej stronie i Danem po lewej.
Wszyscy zainteresowani znaleźli się w jeszcze bardziej powiększonym pomieszczeniu i zasiedli przy jeszcze bardziej powiększonym stole. Nawet Morquez wraz ze swoimi dwoma towarzyszami zajęła miejsce jak reszta – może przeczuwała, że skończyło się ulgowe traktowanie, a może po prostu nie chciała na razie zwracać na siebie uwagi. Hermiona poczekała aż czwórka przyjaciół Dana przemieni się i ubierze, po czym rozpoczęła zebranie. Przedstawiła nowe osoby, powtórzyła ogólny zarys planu, tak aby dla wszystkich był jasny, a na koniec wdrożyła ich w wieczorny program.
Wszystkim dała jasno do zrozumienia, ze dzisiaj pracować będą w grupach, na czele których stanie wraz z Severusem. Morquez była oburzona, jednak na tyle przyzwoita, że nie odezwała się ani słowem na ten temat.
Hermiona stanęła ramię w ramię ze Snapem. Otaczały ich jedynie wysokie drzewa, a przed nimi zebrali się członkowie stada. Patrząc na nich od razu można było domyślić się, kto dopiero do nich dołączył a kto trwał z nimi od samego początku. Ci dłuższym stażem cierpliwie przed nią siedzieli wyczekując polecenie, w momencie gdy reszta niecierpliwie stała rozglądając się niepewnie na boki i przystępując z nogi na nogę, nie wiedząc co ze sobą zrobić.
– Dzisiaj zajmiemy się obroną. Musimy mieć ustaloną taktykę, jeśli mamy działać przeciwko tak potężnemu czarnoksiężnikowi. Jednak zanim do tego dojdziemy musicie mieć opanowaną do perfekcji sekwencję ruchów, pozycje ciała, teren Zakazanego Lasu. A przede wszystkim Bestię. – Popatrzyła twardo po twarzach zebranych. – Podzielę was dzisiaj na trzy grupy. Jedna będzie trenować pod moim okiem, druga pod Severus’a, a trzecia zapozna się z Zakazanym Lasem.
Hemiona dokonała podziału i rozpoczęli czasochłonną pracę. Dziewczyna krążyła pomiędzy uczniami w swojej grupie korygując ich pozycję ciała, koordynując ustawionymi walkami pomiędzy wilkołakami i prowokując ich do ataku i użycia obronnych pozycji. Praca w takich warunkach, do tego z wciąż nieznanymi jej ludźmi, była dosyć stresująca. Każdy był przemieniony i, mimo że nie było pełni Hermiona wiedziała, że czai się w nich Bestia, którą musieli opanować. Zrozumiała to jeszcze bardziej, gdy nagle dostrzegła niepokojący ruch z boku. To były sekundy, gdy obróciła się i zobaczyła jak dwójka jej uczniów za bardzo wczuła się w rolę. Ujrzała jak rudy wilkołak rozwścieczony rusza na ciemniejszego, obok którego odwrócony tyłem stał Severus Snape tłumacząc coś z politowaniem. Dostrzegła jak ciemniejszy wilkołak zaczął uginać nogi szykując się do uskoku w bok, co całkowicie odsłoniłoby jej profesora.
– Snape! – krzyknęła, jednak nie doczekała się żadnej reakcji. Wyciągnęła różdżkę w momencie, gdy wilkołak odskoczył na bok.
– Severusie, uważaj! – Czarnowłosy mężczyzna obrócił się z wyciągniętą różdżką nim zdążyła wypowiedzieć zaklęcie. Mistrz–Eliksirów–I–Najwyraźniej–Też–Różdżki spetryfikował rudowłosego wilka, który runął jak długi tuż przed jego stopami.
Wszyscy odwrócili głowę w ich kierunku zaintrygowani sytuacją. Ci co byli bliżej podeszli zobaczyć, o co dokładnie się rozchodziło. W jej głowie szepty zaczęły stawać się coraz głośniejsze, mimo że w Zakazanym Lesie było cicho jak w grobie.
Hermiona podeszła najpierw do profesora.
– Wszystko w porządku? – Próbowała ukryć swoje zdenerwowanie, jednak po wyrazie jego twarzy domyśliła się, że nie wyszło. Jak jednak mogła ukryć, że po raz pierwszy miała do czynienia z taką sytuacją i nie wiedziała jak dokładnie powinna zareagować?
– Byłoby, gdybyś ogarnęła to towarzystwo. A najlepiej dokonała czegoś na kształt selekcji naturalnej. On już powinien nie żyć, bo mierząc się ze mną przegrał.
– Każdy by przegrał – wypaliła tak szybko, że nie zdążyła się ugryźć w język.
– Tak? Każdy? – Podchwycił, zbliżając się do niej z podniesioną brwią.
Hermiona zarumieniła się.
– Wydaje mi się, że jest pan dosyć ciężkim przeciwnikiem, niemalże niemożliwym do przewidzenia.
Snape popatrzył na dziewczynę podejrzliwie. Zachowywała się zdecydowanie zbyt dziwnie i miło, niemalże tak, jakby czegoś od niego chciała.
– Jeszcze przed chwilą nie było per pan – zakpił.
Nikt nawet nie zwracał na nich uwagi, intensywnie obgadując zaistniałe wydarzenie. Kilka osób próbowało załagodzić konflikt, który został wywołany pomiędzy dwójką wilkołaków. Najwyraźniej oboje chcieli się pochwalić i pokazać na co ich stać przed resztą stada.
Hermiona speszyła się lekko na słowa Snape’a.
– Nie od dzisiaj wiadomo, że człowiek sprawniej reaguje na własne imię niż nazwisko. – Widząc, że nie było to wystarczającą odpowiedzią, aby się z tego wymigać dodała: – Poza tym wydaje mi się, że i tak utrzymujemy nieodpowiednie kontakty jak na relację uczeń–nauczyciel. Większość profesorów nie ma w zwyczaju wchodzenia w moje życie z buciorami.
– Można powiedzieć, że sama się o to prosiłaś.
Hermiona spojrzała na niego spode łba, ale zamiast rozpoczynać kłótnię jedynie prychnęła kpiąco i pokręciła głową z niedowierzania.
– Jakkolwiek by to nie ująć pomyślałam sobie, że skoro bardziej działa ostrzeganie za pomocą imienia, to może powinniśmy się na to przerzucić? – zapytała niepewnie. – Jedynie na terenie lasu, oczywiście. Tak aby stado wiedziało, że nie ma pomiędzy nami dystansu, i że potrafimy współpracować. – I abym miała wspomnienia dla Voldemorta, dodała w myślach.
Severus popatrzył na nią nieprzekonany. Bo niby czemu miałby to być wystarczający argument, aby przestać korzystać z formułki? Z formułki, która jasno określała ich relację. Ale z drugiej strony, była to formułka, która nie była w sumie aż tak potrzebna w gronie wilkołaków – czy byłaby różnica, gdyby był jedynie jej znajomym, a nie profesorem? Szczerze, wydawało mu się, że na tym etapie nie robi im to żadnej różnicy.
– Niech ci będzie – odparł po chwili z kwaśną miną.
Uśmiechnęła się szeroko.
– Hermiona. – Wyciągnęła rękę przed siebie.
– Severus. – Ścisnął jej dłoń. Sytuacja wydała mu się nad wyraz absurdalna.

                                                              ~*~*~*~

– Nie będziemy tak pracować. – Złość niemalże z niej emanowała. Skrzyżowane ręce na piersi, mrożące krew w żyłach spojrzenie, cichy, ostry ton głosu.
– Tak albo w ogóle. – Odpowiedziało jej syknięcie.
– Chyba się zapominasz. Już nie pamiętasz, kto jest tego wszystkiego inicjatorem?
– A ty, że mieliśmy współpracować?
– Tak nie wygląda współpraca.
– Najwyraźniej nie zrozumiałaś definicji przeczytanej w książce. Może jakbyś kiedyś przećwiczyła w praktyce, to byś wiedziała.
Hermiona spojrzała się na mężczyznę spode łba.
– Grabisz sobie, Severusie.
– Oj, już się boję. – Przewrócił oczami. – Podaj mi smoczą łuskę i zamilcz.
– Nie będę ci niczego podawać. Nie jestem twoją asystentką. Miałam ci pomóc, a nie służyć.
– Służąca by się przymknęła jakbym ją o to prosił. Widzisz? Różnicie się.
Hermiona niemalże się zapowietrzyła. Gdyby wiedziała, że po dwóch tygodniach od przełomowego momentu w Zakazanym Lesie znajdzie się jako asystentka w laboratorium Severusa Snape’a nigdy by na to nie poszła.
– Sam sobie sięgaj po tę łuskę – fuknęła.
– Tak to jest z kobietami. Najpierw się zgadzasz na ich pomysły, a później cierpisz z tego powodu.
– Taka z ciebie ofiara, jak z tej brei eliksir. Mówiłam ci, żebyśmy zrobili po mojemu.
– Taka mądra, tak? To może sama to zrobisz, co? A, chwila, pamiętasz jak ostatnio się to skończyło? Musiałem odbudowywać trzy piętra w dół.
– Jeden błąd, a tyle szumu.
Severus obszedł ją, sięgnął po łuskę i dodał do eliksiru. Wymieszał miksturę powolnymi ruchami cztery razy w prawą stronę i półtorej w lewą. Odłożył chochlę i usiadł na stołku.
– Teraz musimy poczekać trzy godziny. – Przetarł ręką oczy. Ostatnie tygodnie niemalże wyssały z niego życie. Voldemort, Granger, Voldemort, Dumbledore, Granger – nigdy nie pomyślałby, że może być to tak absorbujące zajęcie, jednak „ratowanie świata” wpisane w grafik zajęć niemalże doprowadzały go na skraj fizycznego wymęczenia.
Popatrzył na kociołek, eliksir faktycznie nie przypominał, no cóż, eliksiru.
– Wiesz co, Severus, idź się prześpij, a ja przypilnuje czy kociołek nie wybucha.
– Chciałabyś. Jeszcze dobierzesz mi się do zapasów.
– Oczywiście, że się dobiorę! – opowiedziała jakby zaskoczona samym stwierdzeniem.
Uśmiechnęła się do niego miękko, pamiętając, by wywoływać w sobie pozytywne emocje; we wspomnieniach bardzo ciężko było kreować uczucie – co innego obraz. Nie ukrywała jednak, że coraz łatwiej było jej patrzeć na Mistrza Eliksirów z pewną dozą zrozumienia, a może i nawet sympatii.
– Idź, nie będę dwa razy proponować.
Severus wyglądał jakby faktycznie mocno analizował tę propozycję, pewnie mając na uwadze te wszystkie rzadkie składniki, których nie chciałby stracić. Jednak po chwili zrezygnowany westchnął i pokiwał delikatnie głową.
– Tylko nie szalej, Granger – powiedział surowym tonem, a przynajmniej za taki mógłby uchodzić, gdyby udało mu się powstrzymać ogromne ziewnięcie podczas wypowiadania tych słów.
– Tak, tak, jasne. Zasady BHP też nie są mi obce. Idźże, bo już mnie denerwujesz. – Machnęła na niego ręką, jakby chciała przepędzić go jak natrętną muchę.
Snape zamierzał jeszcze coś odpowiedzieć, ale powstrzymał się, jakby dzienny limit słów właśnie mu się skończył i jedynie sen mógłby załadować nowy pakiet. Wstał i bez zbędnych słów wymaszerował z laboratorium zostawiając Hermionę w samotności. Co z jej punktu widzenia nie było niczym strasznym, biorąc pod uwagę, że w końcu nikt nie sapał nad jej karkiem, nie wrzeszczał i nie wtrącał się w to, co robi, a co najważniejsze: miała całe laboratorium dla siebie! I to z całym asortymentem! Czy życie mogłoby być piękniejsze? 
Cała w skowronkach podeszła do szafki ze składnikami, wyjęła te, które były jej potrzebne i rozłożyła się na stanowisku. Zapowiadało się ciekawe, spokojne sobotnie popołudnie, a może i nawet wieczór. 

2 komentarze :

  1. No sztos, czekam na kolejny rozdział ��

    OdpowiedzUsuń
  2. 28 years old Nuclear Power Engineer Abdul Portch, hailing from MacGregor enjoys watching movies like Eve of Destruction and Parkour. Took a trip to Fernando de Noronha and Atol das Rocas Reserves and drives a Ferrari Dino 206SP. przejdz na moja strone

    OdpowiedzUsuń