Jeszcze zanim dowiedziałam się, że studia pochłaniają więcej czasu niż liceum, to napisałam kolejny rozdział. Nieustannie uczę się jak powinien wypowiadać się Voldemort, tak aby pasowało to do jego charakteru i natury - obyście się nie zawiodły!
Betowała niezawodna Ola :)
Hermiona stała przez chwilę
oniemiała.
– Jak to? – zapytała lekko
oszołomiona.
– Tak to, Granger. –
Zniecierpliwiony rozejrzał się na boki. – Musimy już iść. – Pociągnął ją za
ramię w stronę drzwi wejściowych.
– Ale… ale ja nie jestem w
stanie. – Wyszarpnęła mu się, gdy tylko odzyskała świadomość umysłu. Rozejrzała
się na boki i uzmysłowia sobie, że stoją już na dworze.
– Jak to nie jesteś w stanie? –
Popatrzył na nią zirytowany. – Granger, nie ma czasu na wygłupy, o co chodzi
tym razem?
– Nie jesteśmy na to gotowi,
Snape. Nic nie jest dopracowane, a nasz plan legnie w gruzach nim policzymy do
trzech.
– Granger, na litość Salazara. –
Zatrzymał się przed nią i złapał ją za ramiona. – Nie mamy teraz na to czasu. –
Westchnął ciężko i spojrzał jej w oczy. – Hermiono – zaczął miękko – dasz radę,
tylko musisz wziąć się w garść i przestać się stresować. Wszystko wypali jeśli
tylko w to uwierzysz. Tyle czasu stałaś murem za tym planem i nikt nie był w
stanie zmienić twojego zdania, a teraz sama kładziesz sobie kłody pod nogi.
Rozumiem, że się boisz, ale musisz to przezwyciężyć. Jesteś silna, Hermiono,
dasz radę. Tylko sama w to uwierz i zamknij swój umysł, do diabła.
– Snape, jestem jeszcze bardziej
zszokowana niż wcześniej. – Uśmiechnęła się lekko. – Chyba masz rację. –
Odetchnęła głęboko i w przypływie emocji uściskała go mocno.
– Granger, ale miałaś wziąć się w
garść – syknął próbując ją od siebie odkleić.
– Dzięki, Snape – wybełkotała
przyciśnięta do jego klatki.
Odsunęła się po chwili od swojego
nauczyciela i wygładziła mu ręką koszulę, którą przed chwilą lekko pogięła.
– Potrafisz czasami jednak
podnieść trochę na duchu – skwitowała cicho poprawiając własne ubranie i
fryzurę. – To na co czekasz, Snape? – żachnęła się, gdy zrobiła kilka kroków, a
on wciąż stał w miejscu. – Idziemy czy będziesz tak stał jak wmurowany?
– Idziemy, idziemy, Granger. Nie
wywiniesz się tak łatwo. – prychnął. Hermiona jedynie uśmiechnęła się lekko pod
nosem – była wdzięczna, że Snape robi wszystko, by rozluźnić atmosferę.
Po drodze Hermiona nie wychodziła
z podziwu, usta Mistrza Eliksirów nie zamykały się nawet na moment – najwyraźniej
musiał wziąć sobie do serca misję odciągnięcia jej od przytłaczających myśli.
Cieszyła się, że nie muszą pokonywać drogi w milczeniu. Przytakiwała jedynie co
jakiś czas, a gdy tylko zbliżyli się do miejsca deportacyjnego, przestała go całkowicie
słuchać i bez reszty skupiła się na własnym zadaniu. Oczyściła umysł, zrobiła
kilka głębokich wdechów i pomodliła się do bogów.
Dzisiaj miała do zawarcia pewną
umowę i szła do Voldemorta na czysto biznesowe spotkanie. Kilka razy na pewno
jej się oberwie, ale wyjdzie stamtąd żywa. Musi wyjść stamtąd żywa, bo nie
tylko ona się tutaj liczy – a stado i ludzie tacy, jak Snape.
Stanęli w miejscu deportacyjnym,
a jej ciało zadrżało od emocji. Wzięła Snape’a za dłoń i ścisnęła ją mocno.
Popatrzył się na nią zdziwiony, ale odwzajemnił uścisk i powstrzymał się od
komentarza.
Otworzył przed nią bramę
prowadzącą na Dwór Malfoy’ów i ruchem dłoni zachęcić do wejścia. Rzuciła mu
ironiczne spojrzenie, ale nic nie powiedziała. Wszystko, co mieli sobie do
powiedzenia zostało już wypowiedziane, a teraz należało zachować szczególną
ostrożność.
Hermiona weszła na teren należący
do rodu Malfoy’ów, i gdy tylko przekroczyła linię wyznaczoną przez bramę na jej
twarzy zagościła maska nieziemskiego, nieskazitelnego spokoju, lekkiej
obojętności i całkowitej niewrażliwości. Jej kroki stały się pewniejsze,
sylwetka wyprostowana, głowa wysoko uniesiona. Nie wyglądała jakby szła na
negocjacje, wyglądała jakby decyzja była już dawno podjęta, a przyszła jedynie by
dopiąć wszystkiego na ostatni guzik. Energia i siła powoli wypełniała jej
ciało, gdy z każdym krokiem w jej sercu rosło lekkie podekscytowanie przytłumiając
niepokój, a w organizmie podnosił się poziom adrenaliny.
Spojrzała kątem oka na Snape’a,
ale jego twarz zdająca się być wykuta w
marmurze, nie okazywała czegokolwiek. Hermiona uśmiechnęła się w głębi duszy i
aż jej się cieplej zrobiło na sercu, a gdyby mogła, to wybuchłaby śmiechem.
Postanowiła jedynie zapamiętać ten widok i przypomnieć o nim w bardziej
komfortowej sytuacji.
Severus otworzył drzwi do
posiadłości i puścił ją przodem. Hermiona rozejrzała się niepośpiesznie po
pomieszczeniu, mimo że gościła tu nie pierwszy raz. W holu, jak i w jadalni nie
było widać zmian, ani czegoś, co sugerowałoby, że Śmierciożercy na czele z
Voldemortem planują tutaj zebranie. Mistrz Eliksirów wysunął się naprzód i ruszył
ku schodom prowadzącym do piwnicy. Dosyć sporawej piwnicy.
Do uszu dziewczyny dotarły
okrzyki radości, gdy tylko znalazła się na szczycie schodów. Przez jej ciało
przeszedł niekontrolowany dreszcz. Odetchnęła głęboko i podążyła za
nauczycielem w dół, gdzie wszystko pogrążone było w egipskich ciemnościach.
Gdy dotarła do podnóża schodów, okrzyki
stały się wyraźniejsze. W ciemnościach wyostrzył jej się wzrok, słuch i węch. W
ciemnościach przypominała o sobie wilkołacza natura. W ciemnościach lęk ją
opuścił i został zastąpiony przez potężną siłę, która w niej drzemała.
Wkroczyli do sali, w której na
ziemi leżał zakrwawiony mężczyzna, nad nim stało kilku Śmierciożerców, a reszta
z kilku metrów przyglądała się sytuacji i śmiała. Hermionie nawet powieka nie
zadrgała i przeniosła wzrok z okaleczonego mężczyzny na jedyną osobę, która
wydawała się być znużona całym przedstawieniem.
Severus raźnym krokiem podszedł
do Voldemorta, a dziewczyna powolnie poszła w jego ślady.
– Panie. – Severus się ukłonił i,
gdy tylko dostał znak, podniósł się na nogi z wciąż lekko pochyloną głową. –
Przyprowadziłem ją tutaj, tak jak chciałeś, Panie.
– Wyśmienicie, Severusie. Jesteś
tak samo kompetentny jak pierwszego dnia, gdy się u mnie zjawiłeś – powiedział
niemal z czułością. – A teraz idź do pokoju numer dwa, czeka tam na ciebie miła
niespodzianka – syknął, a jego oczy zalśniły. – Przez ten czas ja porozmawiam z
panną Granger na osobności.
– Oczywiście, Panie –
odpowiedział i sekundę później już go nie było.
– I kogo my tu mamy? – Wstał ze
swojego tronu i zszedł z piedestału. – Hermiona Granger we własnej, ludzkiej, postaci. – Obszedł ją dookoła
i stanął tuż na wprost niej. – Crucio
– syknął nagle, a dziewczyna zwinęła się na posadzce z bólu. Zagryzła zęby jak
poprzednim razem, a jej ciało zaczęło się niekontrolowanie wyginać.
Po kilku minutach Czarny Pan
przestał i obszedł ją jeszcze raz.
– Jeśli mamy współpracować nie
może byle klątwa cię unieszkodliwić.
Wzięła kilka głębokich wdechów i
spróbowała wstać.
– Pracuję nad tym – odpowiedziała
jedynie. – Czy możemy już w takim razie porozmawiać? – zapytała butnie patrząc
się wprost w czerwone oczy Voldemorta.
– Porozmawiamy wtedy, kiedy ja
powiem, że rozmawiamy, rozumiesz, szlamo? – Splunął na jej buta. Rzucił w nią
zaklęciem, a siła jaka w nią uderzyła odepchnęła ją na kilkadziesiąt metrów,
tak że znalazła się niedaleko od zakrwawionego mężczyzny. – Pobawcie się nową zdobyczą
– syknął i ponownie zajął swoje miejsce.
Hermiona popatrzyła najpierw na
nieznajomego, który leżał obok niej, i gdy tylko usłyszała w głowie dźwięk jego
pulsu przeniosła spojrzenie na Śmierciożerców. Rozpoznawała ich już z twarzy i
dzięki temu mogła stwierdzić, że przybyły dwie nowe osoby, których ostatnim
razem nie było.
Mimo że tym razem nie chciała
biernie leżeć w oczekiwaniu na tortury i najchętniej to przemieniłaby się w
wilkołaka, sprawdzając swoich sił w walce, to zachowywała zdrowy rozsądek. Po
pierwsze, wiedziała, że dopóki nie miała stworzonego eliksiru, to był to
niesamowicie głupi pomysł. Po drugie, oczywistym wydawało się, że jeśli miała
dojść z Voldemortem do porozumienia i zostać sprzymierzeńcem Śmierciożerców, to
raczej musiała pokazać, że jej siła nie dorównuje ich sile. Będzie niesamowicie
cierpieć, ale przecież zdawała sobie sprawę z tego wcześniej.
Weszła do środka półokręgu i
stanęła przed nieznajomym mężczyzną, który ciężko charczał. W duchu ucieszyła
się na chwilę, że przynajmniej na moment będzie miał odpoczynek od klątw, a
zainteresowanie przeniesie się na nią. Nie wiedziała czym zawinił, ale w tym
momencie czuła do niego sympatię przez to, że oboje znajdowali się w podobnym
położeniu.
Śmierciożercy zaśmiali się głucho
patrząc na nią, a w rękach bawiąc się różdżkami. Wyglądali jakby wygrali los na
loterii.
Hermiona ciężko przełknęła ślinę.
Układanie planu, a wdrażanie go w życie było zupełnie czymś innym – teraz już była tego świadoma. W
dziewczynie zaczął narastać niepokój czy uda jej się spełnić własne wymogi.
Jeśli straciłaby przytomność więcej niż dwa razy nastałaby możliwość, że
zabraknie jej siły, aby obronić własny umysł. Plan był bardzo ryzykowny, ale
nim Hermiona zdołała się całkowicie zdekoncentrować, pierwsze zaklęcie mocno
uderzyło ją w klatkę. Dziewczyna upadła z impetem do tyłu, a po sali rozszedł
się głośny śmiech. Mrugnęła kilka razy powiekami, gdy przed oczami ukazał jej
się rozmazany obraz, ale nawet nie próbowała się podnieść. Nikt jednak nawet na
to nie czekał. Kolejne klątwy uderzyły w nią ze zwiększoną siłą. Hermiona nie
starała się nawet powstrzymać od jęków, ale skupiała się na tym, by nie
krzyczeć póki jeszcze nad tym panowała – jedynie o tym była w stanie myśleć.
Jej ciało wyginało się w różne strony, zależnie od tego skąd przychodziło
zaklęcie. Nie potrafiła stwierdzić jaka w danym momencie klątwa ją dosięgała,
słowa mieszały się między sobą, Śmierciożercy atakowali czasami w tym samym czasie,
a nie po kolei i zawsze była pod przynajmniej jednym zaklęciem. Tym razem nie dawali jej nawet chwili
wytchnienia.
Nie pamiętała, gdy straciła
przytomność. Obudziła się krztusząc się wodą, a przed oczami miała niewyraźny
obraz. Jej spojrzenie utkwione było w wysadzanym szmaragdami suficie, który był
jak miód na jej serce – taki nieskazitelny, piękny, odrealniony. Ktoś kopnął ją
w brzuch, a gdy spróbowała się mimowolnie skulić splunął obok niej. Hermionie
wtedy po raz pierwszy tego wieczora przeszła przez głowę myśl, że nie tak powinna
wyglądać współpraca.
Dziewczyna nie orientowała się
ile minęło czasu od kiedy pierwsze zaklęcie dotknęło jej skóry. Przez chwilę
nie potrafiła się skupić na czymś innym niż na cierpieniu, które ogarniało jej
ciało. Nie mogła sprecyzować, które miejsce ucierpiało najbardziej, bo czuła
jakby jej całe ciało płonęło ogarnięte spazmatycznym bólem. Pod palcami
wyczuwała lepką krew, jedno oko było spuchnięte, jakby ktoś ją uderzył, a co
było z resztą ciała nie mogła sprecyzować. Śmierciożercy okazali się być brutalniejsi
niż poprzednim razem.
Hermiona ciężko oddychała
próbując rozejrzeć się dookoła, jednak gdy tylko przenosiła wzrok z sufitu na
coś innego ostry ból rozchodził się po całej czaszce. Szumy wokół niej ucichły i słyszała jedynie swój charczący oddech. Taki sam, jaki słyszała u tego
nieznajomego mężczyzny.
Nie ruszała się, by niepotrzebnie
nie powodować większej męczarni. Gdy sala wypełniła się ciszą i nikt nie
podnosił już na nią różdżki wiedziała, że miała niewiele czasu na zebranie
myśli. Teraz była chwila, od której wszystko zależało. Wzięła głęboki wdech i
maksymalnie się skupiła. Utworzyła mur obronny i czekała. Serce łomotało jej w
klatce i miała wrażenie, że każdy słyszy jaki szaleńczy rytm wybija.
Długie, zimne palce złapały ją za
twarz niespodziewanie. Voldemort przekręcił jej głowę gwałtownie w bok
przyprawiając ją o natychmiastowy ból. Hermiona syknęła, a wtedy Czarny Pan bez
zastanowienia włamał się do jej głowy. Dziewczyna opierała się próbując
utrzymać w miarę mocny mur obronny, ale po chwili Voldemort przedarł się przez
niego i dorwał się do wspomnień, które stały przed nim otworem. Hermiona nie
zachęcała go do oglądania fałszywych obrazów, nie podawała mu ich pod nos, ale
też z nim nie walczyła. Voldemort siał spustoszenie w jej głowie, szybko
przemieszczając się od jednego wspomnienia do następnego, z wyrafinowaną
wprawą. Nagle wyczuł wspomnienie, które Hermiona zdawała się trzymać od niego z
daleka, w tajemnicy. Zaintrygowany ruszył pełną siłą z determinacją, by je
złapać, pochwycić, zobaczyć. Dziewczyna postawiła przed nim mur, który od razu
zburzył, a później kolejny, mocniejszy, do zburzenia którego potrzebował o
wiele więcej siły. To wywołało takie rozjuszenie, że nie widział już niczego
oprócz tego, co próbowała z takim zaparciem przed nim ukryć. Gdy w końcu dorwał
to wspomnienie czuła jego zadowolenie we własnej głowie. Na obrazach, które
przed nim chowała była ona ze Snapem w dwuznacznych sytuacjach. Drobne rzeczy,
gesty, jak dotknięcie przypadkowo ręki, głębsze spojrzenia – wszystkie
prawdziwe sytuacje, które uzbierała przez kilka miesięcy, żadnych fałszywych
elementów.
Wtedy odpuścił i z taką samą
gracją, co wdarł się do jej umysłu, tak samo go opuścił. Puścił jej twarz i
zaśmiał się głośno i gardłowo.
– A więc o to chodzi, szlamo? –
Nie przestawał się śmiać ochrypłym głosem. – Zadurzyłaś się w Śmierciożercy.
Cała sala ryknęła śmiechem.
Hermiona popatrzyła się ponownie w sufit. Musiała wstać. Musiała dokończyć swój
plan. Musiała zawrzeć rozejm.
Nie poddasz się teraz, wstaniesz. Wstań, Hermiono, wstań. Wstań i
dokończ to, co zaczęłaś, nakazywała sobie w myślach.
Obróciła się na brzuch jęcząc
przeciągle i brudząc się we własnej krwi. Chciała się poddać. Chciała leżeć
dopóki nie straciłaby przytomności z bólu. Zamiast tego dźwignęła się na
kolana, zamykając oczy i próbując nie zwymiotować na posadzkę.
– Czy teraz, w takim razie,
możemy już porozmawiać o współpracy? – wycharczała. Ledwo była w stanie poznać
swój własny głos.
– O współpracy. – Zaśmiał się raz jeszcze. – Podejdź to porozmawiamy
– syknął.
Hermiona otworzyła oczy i wzięła
głęboki oddech. Czy on naprawdę chciał tego paktu? Bo nie wyglądało na to. Postawiła jedną nogę na podłodze, oparła się o nią ręką i,
tłumiąc palące rwanie w tułowiu, wstała. Nie pozwoliła sobie upaść, wiedząc, że
już się nie podniesie. Silna wola była jej ostatnią deską ratunku.
Spojrzała prosto przed siebie,
zaciskając mocno zęby wyprostowała się, a twardy wzrok utkwiła w tronie, na
którym zasiadał Voldemort. Nie mogła oprzeć się na lewej nodze, bo została
potraktowana łamaczem kości, przez co kolano miała zgruchotane, a stopę wygiętą
pod innym kątem. Kostka spuchła trzykrotnie, a ból, który czuła, gdy opierała
się na niej by zrobić krok do przodu, powodował, że kręciło jej się w głowie i
ciemniało przed oczami.
Hermiona twardo patrzyła w jeden
punkt, zagryzała mocno wargę, a palce zacisnęła w pięści, z taką siłą, że
knykcie pobielały, a wbijające się paznokcie raniły jej skórę.
Droga, którą miała do pokonania
nie miała więcej niż sześć metrów, lecz dla niej była drogą przez piekło i
wydawało jej się, że ciągnie się nieskończenie długo. Przemieszczała się
powoli, zostawiając za sobą smugę krwi. Hermiona próbowała zatamować lewą ręką krew,
która wydobywała się z ran ciętych na brzuchu, ale stróżki czerwonej, lepkiej
cieczy spływały jej po palcach.
Gdy dotarła do podnóża tronu,
charczała głośno i czuła się jakby zajęło jej to co najmniej dwie godziny.
Podniosła wzrok na Voldemorta, wyprostowała się i popatrzyła na niego wyzywająco.
– Porozmawiajmy – powiedziała
twardo.
– A więc powiedz nam, szlamo,
dlaczego chcesz się przyłączyć?
– Bo chcę walczyć przeciwko
Zakonowi – powiedziała gniewnie. – Przeciwko Potterowi i Weasley’owi. –
Niemalże wypluła te słowa, jakby były największą obelgą. – Bo wierzę w wygraną,
i że moje wilkołaki odegrają się w końcu na czarodziejach, którzy tak z nich
szydzili i wypędzali do lasu.
– Czyżby to było wszystko? Nie
wiem, szlamo, czy to wystarczający argument, by ktoś twojego pokroju znalazł
się w moich szykach.
– Sam chciałeś mieć wilkołaki po
swojej stronie i mimo, że Velvora nie przekonałeś, to przekonałeś mnie. A teraz
ja jestem liderem i każdy podąży za mną. – Położyła nacisk na ostatnie słowa.
– A może, szlamo, ma to związek
ze Śmierciożercą, w którym jesteś zakochana? – Rozbawiony zszedł z piedestału i
okrążył ją. – Biedna, mała szlama, zadurzona w potężnym Śmierciożercy. – Sala
wybuchła śmiechem, jakby po raz pierwszy słysząc o tej anegdocie. – Co, szlamo,
nie jesteś w stanie znieść, że musiałabyś walczyć przeciwko ukochanemu
profesorowi Snape’owi? – wykrzyczał drwiąco wskazując palcem na obiekt
zainteresowania. Wszyscy śmiali się szaleńczo, nawet Severus, który nie wiadomo
kiedy pojawił się wśród nich. Bellatrix biegała dookoła i rzucała zaklęcia na
lewo i prawo nie mogąc się powstrzymać.
– To nie ma nic do rzeczy. –
Próbowała się bronić.
– Czyżby? – Uśmiechnął się
diabolicznie. – Ale niech ci będzie. Zawrzyjmy rozejm – wysyczał jakby z
litością, po czym zbliżył się do niej. – Twój ukochany profesor Snape będzie
miał cię na oku i będzie mi zdawał raporty z twoich poczynań. Nic się przede
mną nie ukryje – wyszeptał, paznokciem przejeżdżając po jej policzku.
Sala ucichła. Wyciągnął przed
siebie prawą rękę, a Hermiona zrobiła to samo. Złapali się za przedramiona i
nagle złoty, mocny węzeł złączył ich ręce na sekundę po czym ich puścił.
Hermiona w szoku popatrzyła na swoją rękę, ale nie było tam żadnego znaku.
– Nie zasługujesz, aby być jednym
ze Śmierciożerców, ale gdy będzie zebranie dowiesz się o nim, jak wszyscy. A
teraz wynocha – syknął.
Hermiona nie powiedziała nic,
tylko obróciła się na pięcie i starała się jak najprędzej opuścić salę. W
myślach gorączkowo zastanawiała się do czego teraz doszło i do czego zobligował
ją łączący z Voldemortem węzeł.
– Idź za nią, Severusie. Miej ją
na oku. – Usłyszała za sobą.
– Tak jest, mój Panie.
Gdy tylko wyszli poza bramę,
Hermiona poczuła mocne szarpnięcie za ramię. Przeklęła głośno i wyrwała rękę.
– Puszczaj, Snape. Odjęło ci
rozum? – warknęła na niego.
– To ja się ciebie pytam, czy ci
odjęło rozum. – Patrzył na nią, a w słabym świetle dostrzegła zaskoczenie,
zdziwienie i niepokój wymalowany na jego twarzy. Był oburzony. – Coś ty mu pokazała? Jakie zakochanie? Do
reszty oszalałaś?
– Opanuj się, Snape. – Przewróciła
oczami. – Daj różdżkę – zażądała.
Podał bez protestu.
Hermiona zatamowała krwawienie,
naprawiła swoje kolano i połamała kostkę, po czym złożyła ją na nowo. Ból
ponownie sięgnął zenitu, ale wiedziała, że za parę minut obciążanie nogi stanie
się mniej bolesne niż było do tej pory. Odetchnęła głęboko, oddała różdżkę i
postanowiła chwilę poczekać nim ruszy w drogę powrotną.
– To było zaplanowane, Snape. –
Zaczęła wyjaśniać. Nagle poczuła się niesamowicie wykończona, ale próbowała z
tym walczyć. Jej głos brzmiał słabo, był przepełniony bólem, który starała się
do tej pory ukryć. – Wiedziałam, że gdy
wtargnie do mojej głowy nie zaprzestanie szukać, gdy nie odkryje czegoś, co
staram się przed nim ukryć. Jeśli nie byłoby takiego elementu nie zaufałby mi i
od razu wyczułby, że karmię go fałszywymi wspomnieniami.
– Czemu akurat musiałaś mnie w to
wplątać? – syknął.
– Bo jesteś już w to wplątany. –
Prychnęła. – On ci ufa, wie, że możesz mieć mnie na oku i zdaje sobie sprawę,
że to nie twoja winna, że nieszczęśliwie „zakochałam się” we własnym
profesorze.
Hermiona stanęła lekko na
obolałej nodze i, dochodząc do wniosku, że najgorszy ból minął, ruszyła przed
siebie. Severus szedł za nią w milczeniu.
Po kilku minutach, gdy byli w
miejscu, z którego mogli się deportować, zabrał głos:
– Co mu pokazałaś?
– To, co było prawdą. Urywki
drobnych rzeczy, gestów, spojrzeń, to co inicjowałam. To, co mogło się wydać
dwuznaczne. Nic wielkiego.
– Czyli nie było to coś, co
wymyśliłaś na poczekaniu?
– Nie, Snape, to było coś nad
czym myślałam już dawno temu – powiedziała twardo i zakrwawioną dłonią złapała
go za rękę po czym on przeniósł ich pod bramę Hogwartu.
Gdy wylądowali na miejscu
Hermiona zachwiała się, podeszła chwiejnym krokiem do drzewa i zwymiotowała
obok.
– Wstawaj, Granger, nie wygłupiaj
się – warknął, gdy ta osunęła się na ziemię opierając się o sosnę.
– Daj spokój, Snape. Poradzę
sobie. – Machnęła rękoma chcąc go odgonić. Jeszcze przed chwilą czuła w sobie
moc, ale teraz nie miała nawet siły na otworzenie oczu. Jeszcze nigdy w życiu
nie była bardziej wyczerpana.
Severus złapał ją za rękę i
podniósł do góry. Próbował pomóc jej iść, ale po dwóch krokach stopy Hermiony
przestały współpracować. Wziął ją na ręce i udał się z nią do Hogwartu.
Próbowała otworzyć lekko oczy,
ale przychodziło jej to z wielkim trudem. Jęknęła przeciągle i obróciła się na
drugi bok. Gdy w końcu udało jej się zwalczyć opadające powieki, ujrzała przed
sobą rozmazaną ciemność. W głowie kręciło jej się gorzej niż kiedykolwiek w
życiu. Nadeszła kolejna fala nudności, jednak skutecznie ją zatrzymała. Powoli
rozejrzała się wokół, ale dostrzegała jedynie mrok panujący w pomieszczeniu.
Nie przypominała sobie, gdzie się znalazła. Ostatnią rzeczą jaką pamiętała był
Dwór Malfoy’ów. A co jeśli Voldemort odkrył co planuje i zaciągnął ja do swoich
komnat? Hermionie szybciej zaczęło bić serce, ale próbowała zachować spokój. Bo
przecież leżała na czymś miękkim, noga już tak nie bolała, jak na początku, a w
powietrzu nie było czuć stęchlizny, smrodu czy wilgoci.
Usiadła na łóżku pozwalając bosym
stopom dotknąć podłogi. Pod palcami wyczuła dywan, co przekonało ją, że w celi
na pewno nie jest. Wstała i na oślep poszła z wyciągniętymi przed sobą rękoma,
w poszukiwaniu ściany. Gdy już na nią natrafiła nie dłużej niż dwie minuty
zajęło znalezienie jej klamki, za pomocą której dostała się do drugiego
pomieszczenia.
Gdy wyślizgnęła się z ciemnego
pokoju oślepiła ją jasność znajdująca się po drugiej stronie. Stała chwilę w
miejscu, dopóki oczy nie przyzwyczaiły się do światła, a żołądek się nie
uspokoił. Gdy ponownie otworzyła powieki zauważyła, że blask dawał ogień z
kominka, który stał w znanym jej salonie. W końcu może nie była w celi pod
posiadłością Malfoy’ów, ale za to była w komnatach jednego ze Śmierciożerców.
Sapnęła głośno i usiadła w fotelu
obok kominka. Była pewna, że tego dnia przez dłuższy czas nie będzie w stanie
zapomnieć, niezależnie od tego jak bardzo by się nie starała. Jeszcze nigdy w
życiu nie oberwała tak mocno, jak tego wieczora. Potrzebowała przynajmniej
dwóch tygodni na regenerację, a na pewno tyle nie miała. Większość obrażeń
mogła uleczyć za pomocą magii, co chciała zrobić rano, ale musiała się
zregenerować nie tylko fizycznie.
– Żyjesz? – Wyrwał ją głos z
zamyślenia.
– Tak, jasne – odpowiedziała z
lekką chrypą.
– Chcesz może krótką kąpiel w
lodowatej wodzie? Powinno uśmierzyć ból na tyle, byś mogła dospać kilka godzin.
– Tak, poproszę – szepnęła.
O czwartej nad ranem nikt nie
doszukiwał się głębszej przyczyny w ludzkiej bezinteresowności.
Hermiona poczłapała powoli za
Severusem do łazienki sycząc i jęcząc przeciągle.
– Muszę tutaj być, byś
przypadkiem się nie utopiła ani nie wychłodziła, rozumiesz?
Wzruszyła jedynie ramionami, na znak
braku sprzeciwu i wzięła się za rozbieranie. Miała problem ze zdjęciem spodni,
jednak największym problemem okazała się być bluzka. Hermiona nie mogła
podnieść rąk wyżej niż przed siebie, bo cały bok piekł ją wtedy niemiłosiernie.
– Snape, pomóż – wyszeptała,
ledwo otwierając usta. Oczy jej się znowu zamykały ze zmęczenia, ale gdy tylko
odlatywała czuła ogromny ból jak wtedy, gdy dostawała zaklęciami.
Severus podszedł do niej,
przeciął materiał za pomocą różdżki i pomógł go ściągnąć. Hermiona stała przed
nim w samej bieliźnie poobdzierana i z licznymi ranami. Na zakrwawionym brzuchu
miała kilka szram, które zasklepiła od razu po torturach, podbite oko, rozcięty
łuk brwiowy, a na plecach nieco czerwonych pręg, które ku jego zaskoczeniu nie
byłymi jedynymi.
Stanął naprzeciw niej, wziął
różdżkę i zajął się leczeniem większych ran i twarzy. Następnie pomógł jej
wejść do wanny wypełnionej zimną wodą i kostkami lodu. Hermiona syknęła, ale po
chwili na jej twarzy odmalowała się ulga.
– Dzięki, Snape – wyszeptała.
Kurde ale świetnie to wymyśliłaś :-D teraz beda skazani na siebie i musi cos z tego wyniknąć. Nie moge doczekać sie kolejnej części!!!
OdpowiedzUsuńHmm, Snape pomógł jej wejść do wanny? Moja wyobraźnia działa na pełnych obrotach ;D Uwielbiam klimat Twojej opowieści, wszystko dzieje się powoli. Nie było mnie tutaj trochę, ale widzę, że nie tylko mnie. Mam nadzieję, że nie masz zamiaru nas zostawić teraz, kiedy tak bardzo jesteśmy złaknieni jakichś drobinek romansu ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Ciebie i wszystkich innych czytelników, którzy tak jak ja nie mogą się doczekać kolejnej części
Czarodziejka
Proszę, wróć!!! Mam już zespół odstawienia :(
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że tak długo niczego nie ma! :(
UsuńTrochę wypadłam z obiegu, ale sama sobie obiecałam, że od 2.02, gdy zaczyna mi się wolne to się wezmę za siebie!
Ściskam mocno xx
Trzymam kciuki i czekam z niecierpliwością.
OdpowiedzUsuńPowodzenia...