Od ostatniego rozdziału minęło dłużej niż przypuszczałam. Miałam nadzieję przyspieszyć trochę z pisaniem, narzucić sobie lepsze tempo i skończyć historię. Ale wyszło tyle wyjazdów...
Gdy nie piszę, to staram się nie marnować czasu. Odpoczęłam trochę, zostałam instruktorem jazdy konnej, poznałam super ludzi z PW, a teraz nockami wracałam do opowiadania i sama musiałam wdrożyć się w historię, którą pozostawiałam (!).
Zawsze zastanawiam się, co będzie, gdy już historia zostanie ukończona i chyba tak się trochę ciągnie przez to, że nie chcę Was opuszczać - staram się jednak zmienić własne myślenie :)
Poza tym zmniejsza mi się ilość Czytelników, gdy tak to wszystko przeciągam :(
P.S.
Kolejny rozdział będzie szybciej bo już praktycznie skończony!
Betowała Ola :)
Tak jak wcześniej obiecała jej
profesor McGonagall, następnego dnia po ich rozmowie otrzymała karteczkę z
nazwiskiem innego Mistrza Eliksirów. Zapewniła ją, że to jeden z najlepszych
mistrzów w swoim fachu i jeśli nie licząc Severusa Snape’a, to tylko on był w
stanie odpowiedzieć na dręczące ją pytania.
Hermiona zdjęła z głowy kaptur i
rozejrzała się na boki. Ludzie kłębili się obok siebie, przedzierali, chcąc jak najszybciej dostać się z punktu A do punktu B. Z powrotem
przeniosła wzrok na drzwi i dwukrotnie zapukała mosiężną klamką.
Znajdywała się w jednym ze skandynawskich, magicznych miasteczek. O tej porze roku było na tyle ciepło, że ludzie porzucali korzystanie z proszka Fiuu i z magii na rzecz spaceru, korzystając z dobrej pogody.
Znajdywała się w jednym ze skandynawskich, magicznych miasteczek. O tej porze roku było na tyle ciepło, że ludzie porzucali korzystanie z proszka Fiuu i z magii na rzecz spaceru, korzystając z dobrej pogody.
Drzwi otworzyły się po dłuższej
chwili. W progu stanął wysoki mężczyzna, podchodzący pod sześćdziesiątkę.
– W czym mogę pomóc? – Poprawił
okulary na nosie, a z mieszkania wydobył się na ulicę zapach piękniejszy niż woń
Miłosnego Eliksiru.
– Jestem Debra Pomell, przyjaciółka
Hermiony Granger i Harry’ego Pottera. Uczę się w Hogwartcie i mam do pana kilka
pytań.
– Przyjaciółka sławnego
wybawiciela świata? – Zaśmiał się cicho pod nosem.
– Tak o nim mówią co poniektóre
gazety. Ma pan czas na zamianę kilku słów?
– Jasne, wchodź, rozgość się. –
Wpuścił ją do środka i wskazał ręką krzesło. – Chcesz coś do picia? Kawa,
herbata, coś mocniejszego?
Hermiona uśmiechnęła się
dobrotliwie.
– Nie, dziękuję, przyszłam tylko
na chwilę.
– Taki szmat drogi tylko po to,
by zadać kilka pytań? – Zaintrygował się. – W takim razie zamieniam się w
słuch. – Zajął miejsce naprzeciwko niej przy krótkim, drewnianym stole.
Pomieszczenie nie przypominało
wnętrza bogatego czarodzieja. Bardziej amatorskiego rzemieślnika, który
dekorował mieszkanie wewnętrznym okiem, a nie czyjąś sugestią. Pokój wyglądał
jednak przytulnie, swojsko, Hermiona przekonana była, że gdyby pokoje potrafiły
mówić, ten zapraszałby do pozostania na dłużej.
– Ażeby ta rozmowa przebiegła
sprawnie, to muszę być przed panem szczera. Zależy mi na tym, by ta rozmowa
pozostała pomiędzy nami.
– Nikogo innego tutaj nie ma,
więc nie ma się czym przejmować.
– Wie pan coś na temat
wilkołaków?
Zamyślił się na chwilę, a po
chwili spoważniał.
– Owszem, mamy u siebie kilka
stad, z którymi utrzymuję kontakt. – Popatrzył się na nią podejrzliwie.
– Przygotowuje pan dla nich Wywar
Tojadowy, prawda?
– Zgadza się.
– W każdym razie może będzie pan
w stanie pomóc mi i im. Jestem przywódcą jednego ze stada. Pragnę się
zjednoczyć z każdym, kto zamierza postawić się Czarnemu Panu – powiedziała
mocnym głosem. – Ażeby to zrobić muszę jednak stworzyć pewien eliksir. –
Popatrzyła na niego stanowczym i oceniającym wzrokiem. – Proszę popatrzeć na te
notatki i powiedzieć pierwsze, co panu przyjdzie do głowy na ich temat. Może
coś, co się ze sobą nie łączy albo zły stosunek.
– Ale co ma robić ten eliksir? –
zapytał biorąc od niej notatki.
– Ma nam pomóc bronić się przed
magią, ale zarazem ma okrzesać wilkołaczą naturę, z którą każdy z nas się
zmaga.
Mężczyzna popatrzył na notatki.
Jego czoło co chwila się marszczyło, a źrenice powiększyły się, gdy dobrnął do
końca.
– Cóż za kombinacja – zaczął
zaintrygowany. – Nigdy nie wpadłbym na zrobienie takiego eliksiru.
– Czy mimo wszystko widzi pan w
tym przepisie jakieś nieprawidłowości?
Przeczytał jeszcze raz i jeszcze
raz, marszcząc czoło coraz bardziej.
– Nie mam pojęcia. Może za mało
smoczego jadu? – Zamyślił się na chwilę. – Przykro mi, że nie mogę pomóc, Doro.
– Nic się nie stało. W każdym
razie dziękuję za poświęcony czas. – Uśmiechnęła się przyjaźnie i zebrała
notatki ze stołu. – Odprowadzę się do wyjścia, miło było pana poznać.
Hermiona wstała i zarzuciła
ciężki kaptur na czarne jak smoła włosy.
– Doro? – Zatrzymał ją w
drzwiach.
– Tak? – Odwróciła się.
– Jesteś jedyną osobą, która
wpadła na taki pomysł – powiedział z podziwem. – Czy mogę liczyć, że kiedy
eliksir będzie stabilną miksturą wrócisz do mnie i do wilkołaków, które
ukrywają się po lasach?
– Oczywiście. – Uśmiechnęła się
promiennie. – Eliksir będzie czekać na każdą osobę, która ma dość życia w
strachu i pragnie zawalczyć o swój los.
Zamknęła za sobą drzwi i ruszyła
przed siebie. Los się dzisiaj do niej nie uśmiechał, ale wiedziała, że istnieje
małe prawdopodobieństwo, aby ktokolwiek był w stanie pomóc jej z eliksirem,
nawet sam Mistrz Eliksirów – musiałby być on zarazem wilkołakiem i samemu wpaść
już na pomysł wyprodukowania podobnego eliksiru. W zaistniałej sytuacji nie
pozostawało jej nic innego jak samej odpowiedzieć na własne pytania.
Hermiona skręciła w ciemny zaułek
i udała się z powrotem do szkoły.
– I kogo my tu widzimy? –
usłyszała kpiący głos za swoimi plecami. – Praca pod przykrywką? Za mało
wrażeń, Granger?
– Niedługo uznam, że mnie pan
śledzi, profesorze Snape – odpowiedziała, przywróciła swój naturalny wygląd i
ruszyła w stronę Hogwartu.
– Czy nie taki był układ?
– Raczej efekt uboczny układu. –
Skrzywiła się lekko.
Hermiona popatrzyła na Snape’a,
gdy ten zaniemówił. Wydawał się być wyrwanym z rzeczywistości. Wtedy
uzmysłowiła sobie, że nie tylko ona skądś wracała.
– Ciężki dzień? – zapytała niby
mimochodem.
– Niekoniecznie. Ale raczej
musimy zamienić ze sobą kilka słów. – Spojrzał na nią. – Na osobności. U mnie.
– Teraz? – Popatrzyła na niego ze
zdumieniem.
– Teraz.
Hermiona nie dopytując, chociaż w żołądku
skręcało ją z zaciekawienia, zniecierpliwienia i z podekscytowania, ruszyła za
profesorem raźnym krokiem. Rzucili na siebie zaklęcie rozpraszające i
przemierzali korytarze pełne uczniów niedostrzeżeni.
– W czym rzecz? – spytała się,
gdy tylko zamknęły się za nimi drzwi.
Usiadł za biurkiem i poprawił
papiery na biurku.
– Byłem dzisiaj na zebraniu. –
Hermiona zajęła miejsce naprzeciw niego. Severus wydawał się być duchem gdzieś
indziej. – Czarny Pan mówił dzisiaj o wilkołakach. Jednak inaczej niż
dotychczas. Tym razem mówił o nich podniośle, jak o czymś znaczącym, ważnym,
przyszłościowym. Chciał wypaczyć z naszych umysłów obraz dzikich, bezmózgich
stworzeń, które należy tępić. Jego wystąpienie służy jedynie za wprowadzenie
was między Śmierciożerców. Możemy się zatem spodziewać, że zażąda spotkania z
tobą w ciągu kilku dni, możliwe, że w przeciągu tygodnia.
To absurd. – Popatrzył na nią zszokowany potrząsając głową. – Nie jesteśmy przygotowani na taki ruch. Eliksir, który ma wam pomóc nie jest jeszcze ustabilizowany, nie mówiąc już o wkładaniu uczniom fałszywych obrazów do głowy. Twój plan legł w gruzach - jest niewykonalny.
To absurd. – Popatrzył na nią zszokowany potrząsając głową. – Nie jesteśmy przygotowani na taki ruch. Eliksir, który ma wam pomóc nie jest jeszcze ustabilizowany, nie mówiąc już o wkładaniu uczniom fałszywych obrazów do głowy. Twój plan legł w gruzach - jest niewykonalny.
– Nieprawda – skomentowała
zamyślona. – Z tej sytuacji można wyjść. – Spojrzała na niego. – W tym momencie
niczego więcej mu nie daję oprócz słów.
– I wspomnień – wtrącił.
– Tak, i wspomnień. Decyzję o
wstąpieniu w jego szeregi już dawno podjęłam, ze stadem omówię problematykę
trochę później, a na dzień dzisiejszy pozostanie mi tylko opanować własny
umysł.
– To nie jest jakieś „tylko”,
Granger. Musi dojść do kłótni pomiędzy Złotą Trójcą. Wielkiej kłótni, która was
podzieli, pamiętasz? Jak zamierzasz wyrządzić wielką kłótnię w kilka dni? To
jest coś co można robić miesiącami, aby miało efekt. Ludzie nie kłócą się ze
sobą z dnia na dzień na zawsze. Uraza może pozostać dopiero, gdy problem
ciągnie się tygodniami, miesiącami. A to musi być taka uraza, abyś chciała się
od nich odwrócić, wybrać inną ścieżkę, być może nawet zemścić i wziąć stronę
Czarnego Pana.
– Tak jak ty chciałeś się
zemścić?
– Ja ci tylko, Granger, mówię,
jak według trzeciej osoby powinno to wyglądać.
– Doceniam pańskie starania, ale
umiem wywoływać kłótnie.
– Takie długotrwałe i
przekonujące też?
– Wystarczająco przekonujące.
Resztę mogę sfałszować nierealnymi wspomnieniami.
– Nie opieraj na nich
wszystkiego, Granger. Kilka fałszywych obrazów jeszcze przejdzie, ale jeśli w
twojej głowie będzie tego za dużo Czarny Pan wyczuje ich smród na kilometr.
– Do tej pory niczego nie
powiedział.
– Bo do tej pory nie grzebał tak
głęboko. Uwierz mi, tak cię przejrzy, że nie będziesz w stanie trzymać
wszystkich prawdziwych wspomnień w ukryciu. Nie chowaj dużo, bo on zauważy, że
coś ukrywasz, dorwie się do tego i nie odpuści, póki do tego nie dotrze.
Będziesz płakać, błagać, wyrywać się i dusić jak przy najgorszych torturach, że
aż nie będziesz w stanie kontrolować swojego umysłu. Siłą wydrze z ciebie każdą
myśl.
Hermiona popatrzyła się na niego
po raz pierwszy tak przestraszona.
– To co mam robić?
– Modlić się, Granger. Bo trzeba
cudu, żeby ten plan zadziałał.
~*~*~*~
Hermiona przez bite pięć dni układała fałszywe wspomnienia w głowie.
Snape miał rację, naiwne byłoby sądzenie, że Voldemort w to wszystko uwierzy. Z
racji tego postanowiła ograniczyć ilość nierealnych wspomnień, które zaśmiecały
jej głowę. Każde fałszywe wspomnienie musiało być połączone z prawdziwym, aby
minimalnie rzucało się w oczy. Nie było to łatwe zadanie, ale po wielu
godzinach spędzonych w nieziemskiej ciszy w Pokoju Życzeń była dumna z efektu.
Było to jedno z najtrudniejszych zadań, jakie stało na drodze do przechytrzenia
Voldemorta.
Po rozmowie ze Snapem, Hermiona
nie była pewna dnia ani godziny kiedy zostanie wezwana. Próbowała się rozluźnić
i uspokoić, ale z dnia na dzień stawała się coraz bardziej spięta. Gdy
ktokolwiek próbował do niej podejść warczała na wszystkie strony i nie
pozwalała sobie przemówić do rozsądku. Może i miała klapki na oczach, ale miała
prawo, by je mieć. Nikt nawet nie zdawał sobie sprawy w jakim
niebezpieczeństwie się znajduje. Pierwszy raz przerażenie brało ją na samą myśl
zebrania, a wyobraźnia pracowała na najwyższych obrotach. Chciała wziąć się w
garść, ale nigdy jeszcze nie myślała o realnym zagrożeniu własnego życia. Co
innego było planować coś z boku, a co innego wdrażać swój plan w życie.
– Granger. – Usłyszała syknięcie
tuż przy swoim uchu i podskoczyła przestraszona.
– Zawału za chwilę dostanę –
odsyknęła i spojrzała na niego spod przymrużonych oczu.
– Do mnie. Teraz. – Nie czekając
na odpowiedź ruszył przed siebie.
Hermiona przewróciła oczami, ale
potulnie powłóczyła nogami za profesorem.
Zajęła swoje już stałe miejsce
przy biurku i popatrzyła na Snape’a wyczekująco.
– Czy ty, Granger, chcesz
wszystko spalić? – warknął.
– Nie rozumiem. – Zadarła głowę
do góry. – Przecież niczego nie zrobiłam.
– No właśnie. Przyjaciele chcą do
ciebie zagadać, a ty rzucasz się na nich przy każdej pierwszej okazji.
– Przecież mieli się na mnie
obrazić, więc w czym problem?
– Problem w tym, że jeżeli
rozegrasz wszystko na emocjach, bezmyślnie, to nici będą z planu. Wtedy to w
najlepszym przypadku zostaniesz Śmierciożercą, a w najgorszym szpiegiem. Nie
wspominając o tym, że stado będzie musiało pójść za twoim przykładem, bo
inaczej będzie po tobie.
– Staram się robić co mogę,
Snape. To nie jest łatwe zadanie.
– Jasne, zgadzam się. To nie jest
łatwe zadanie, ale podjęłaś się go. Nie możesz teraz pozwolić, by przerażenie
tobą kontrolowało. Jeśli teraz nie potrafisz panować nad emocjami, to powoli
zaczynam wątpić w powodzenie twojego planu.
– Myślałam, że od zawsze w niego
wątpisz.
– To źle myślałaś. A teraz idź
stąd i weź się w garść. Oboje wiemy, że Czarny Pan może odezwać się o każdej
porze i masz być gotowa w każdym momencie. Nieważne czy w czasie lekcji, czy w
czasie snu. Jeśli się odezwie idę po ciebie, ty wstajesz i już od tego momentu
twoje opanowanie jest nienaruszalne i niezniszczalne. Rozumiesz?
– Tak, rozumiem. – Kiwnęła głową
i chwyciła za klamkę. – Dzięki, Snape – powiedziała na odchodne i ruszyła do
Pokoju Życzeń.
Spojrzała na zegarek, który stał na
szafce obok łóżka i wzdychnęła ciężko. Dochodziła druga w nocy, a ona od
godziny przewracała się z boku na bok i nie mogła zasnąć. W głowie huczały jej
słowa Snape’a, jej własne słowa i obietnice, które ledwo była w stanie
dotrzymać.
Zrzuciła z siebie kołdrę i z
energią, która w nią niespodziewanie wstąpiła, wyskoczyła z łóżka i założyła na
siebie pierwsze lepsze ubranie. W głowie huczała jej teraz tylko jedna myśl: nie mogę teraz nikogo zawieść. Nie mogła zawieść przyjaciół, rodziców ani siebie.
Nie mogła zawieść wilkołaków ani zwykłych ludzi. Nie mogła zawieść Snape’a.
Złapała za różdżkę, związała
włosy w luźną kitkę i po cichu wyszła z pokoju. Na korytarzu zastała ją ciemność i nieziemska cisza. Wszyscy pogrążeni byli w głębokim
śnie, nabierając energii na kolejny dzień, który miał być tak samo
przewidywalny jak poprzedni. Ich życiu nie zagrażało niebezpieczeństwo i mogli
dalej żyć swoimi schematami. Hermionę trochę to drażniło i irytowało. Czemu to
wszystko miało spoczywać tylko na niej? Czemu to akurat ona była osobą, która o
drugiej w nocy wymykała się z pokoju, by zażyć świeżego powietrza i zmierzyć
się z nadchodzącymi zmaganiami? Oczywiście, że teraz, w tym momencie, wolała
być w to uwikłana sama, działać na własną rękę i ponosić odpowiedzialność za
błędy, które tylko ona mogła popełnić, ale jeśli od początku ktoś inny by się
tym zajął, to mogłaby jak reszta uczniów skupić się na egzaminach, na szkole, a
nie na ślepej walce z Voldemortem.
Hermiona sama nie wiedziała już,
co o tym myśleć. Przeżywała wewnętrzny kryzys i jedynie czego chciała, to
przerwy od tego wszystkiego. Najlepiej to wyjechałaby gdzieś na tydzień,
zamknęła się w hotelowym pokoju i nie wychodziła z łóżka, dopóki nie
pozbierałaby myśli. Jednak los się do niej nie uśmiechał, czuła w kościach, że
Voldemort lada dzień wezwie ją do siebie, a ona stanie przed nim jak otwarta
księga, z której wyczyta każdy pojedynczy spisek.
Pochłonięta myślami nie zauważyła
jak szybko dotarła na wieżę astronomiczną. Stanęła przy balustradzie i wzięła
głęboki wdech. To wszystko nagle stało się po prostu zbyt odpowiedzialnym
zadaniem, jak dla jednej osoby. Nawet dla dwóch, jeśli liczyć Snape’a, chociaż
on nie odgrywał w tym wszystkim tak znaczącej roli. Pomijając ten fakt,
Hermiona nie była przygotowana mentalnie na taki obrót sprawy. Potrafiła stać
się dobrym przywódcą stada, potrafiła dogadać się z odpowiednimi ludźmi, ale
czy powinna była się aż tak wychylać? Czy ktoś inny wychyliłby się gdyby nie
ona? Czy ktoś by zareagował? Prawda była taka, że ktoś bardziej doświadczony
powinien być na jej miejscu, tylko że nikogo takiego nie było.
Hermiona zasępiała. Z całego
serca pragnęła, by spotkanie z Voldemortem poszło po jej myśli. Wiedziała, że
jeśli popełni jakiś błąd, to stamtąd nie wyjdzie, a może nawet narazi jeszcze
kogoś na niebezpieczeństwo. Musiała uwierzyć w siebie i swój plan, i robić
dobrą minę do złej gry.
Dziewczyna udała się do Pokoju
Życzeń, a gdy nacisnęła na klamkę jej oczom ukazało się olbrzymie laboratorium.
Podeszła do szafki ze składnikami. Nie miała pojęcia jakim cudem były tam
wszystkie, których potrzebowała, ale nie zamierzała się długo nad tym
zastanawiać. Rozpaliła ogień pod kociołkiem i energicznymi ruchami pokroiła
pierwszy składnik. Postanowiła na własną rękę poeksperymentować z eliksirem dla
wilkołaków. Przypuszczała, że stosunek składników odgrywał znaczącą rolę i
miała zamiar przede wszystkim sprawdzić jak wpłynie na nią dodanie większej
ilości smoczego jadu. Postanowiła zrobić kilka wywarów na raz, a na butelkach
zapisać czym się różnią. Miała nadzieję, że któryś z jej eliksirów będzie
strzałem w dziesiątkę.
Następnego dnia obudziła się na
kanapie w Pokoju Życzeń lekko zdezorientowana. Po dłuższej chwili przypomniała
sobie wczorajszą noc i jak ostatkiem sił wyczarowała kanapę, na którą się
rzuciła natychmiastowo. Pytaniem było, czemu akurat kanapę, a nie na przykład
łóżko, na którym znacznie wygodniej by się spało, ale dla niej samej było to
zadziwiające.
Zebrała buteleczki do kieszeni,
wyczyściła cały pokój i po cichu wyszła z pomieszczenia. Ktoś ją najwyraźniej
zauważył, bo usłyszała krzyknięcie z góry:
– Wyglądasz jak siedem
nieszczęść!
Powoli się odwróciła i spróbowała
wypatrzeć swojego rozmówcę. Ucieszyła się, że słyszy kobiecy głos, a nie
jadowite syknięcie za plecami.
– Tutaj, Hermiono. – Z oddali
zauważyła machającą do niej rękę.
– Ginny? – zapytała niepewnie
czekając, aż schodami zejdzie na dół. – Cześć, Ginny, co tutaj robisz? –
zagadała, gdy rudowłosa stanęła przed nią.
– Wracam ze śniadania – odparła z
uśmiechem. – Wyglądasz potwornie, Hermiono. Coś ty robiła całą noc? Wykończysz
się tą nauką. – Pokręciła głową z niezadowoleniem. – Pozwolisz, że przynajmniej
wizualnie doprowadzę cię do ładu. – Nie czekając na odpowiedź rzuciła na nią
kilka czarów, dzięki którym Hermiona wyglądała bardziej ludzko.
– Która jest godzina?
– Najwyższa, by zjeść coś
wartościowego. Chodź, pójdę z tobą. Chłopaki pewnie wciąż tam są, musiałam
tylko na chwilę skoczyć na górę i powiedziałam im, że zaraz wrócę. – Wzięła ją
pod rękę.
– Jeśli musimy, to chodźmy. –
Hermiona jedynie wzruszyła ramionami i ziewnęła potężnie. W tym momencie dałaby
się wszędzie zaciągnąć, a najchętniej to do łóżka, gdzie odespałaby
nieprzespane godziny. – Ale Ginny – zatrzymała ją nagle – przecież wiesz, że ja
się ostatnio nie dogaduję z chłopakami.
– Ze mną też się nie dogadujesz,
a jednak jakoś gadamy. Daj spokój, każdy może miewać złe dni, jestem pewna, że
chłopcy nie będą mieli ci tego za złe, że ostatnio jesteś rozdrażniona.
– No nie wiem, Ginny, ale skoro tak
twierdzisz, to spróbujmy.
Hermiona intensywnie myślała całą
drogę, co zrobić, żeby się z nimi wszystkimi jak najszybciej skłócić. Nigdy nie
miała do czynienia z robieniem tego w zaplanowany sposób.
Gdy dotarły na miejsce rudowłosa
szybko zajęła miejsce obok brata i pociągnęła za sobą przyjaciółkę.
– A ona tutaj po co? – odezwał
się wyraźnie niezadowolony Ron, patrząc na nią ze skwaszoną miną. Hermiona
miała ochotę powiedzieć, że ta mina go oszpeca, pokazać mu język i pójść do
siebie do pokoju, ale sama, o Merlinie, zdawała sobie sprawę z tego, jak
dziecinne byłoby jej zachowanie.
– Zgarnęłam Hermione po drodze i
zaproponowałam wspólne śniadanie.
– I ty, Brutusie, przeciwko mnie?
– zajęczał brat.
Harry nic się nie odzywał,
grzebał łyżką w płatkach i zdawał się nie zauważać, że w ogóle przyszła.
– Oj, Ron, już nie przesadzaj –
odezwała się Hermiona, próbując przejąć kontrolę nad sytuacją. – Chyba mam
prawo, by od czasu do czasu wyrazić swoje zdanie, prawda? – powiedziała
kąśliwie.
– Oczywiście, Hermiono, wyrażaj
swoje zdanie tak często, jak musisz, tylko może z mniejszą ilością jadu w
głosie – powiedział przez zaciśnięte zęby.
– Mogę wyrażać moje zdanie w taki
sposób, w jaki mi się podoba – warknęła.
– Ach tak? To może idź wyrażaj je
gdzie indziej, prawda Harry? – Popatrzył się na przyjaciela mając nadzieję, że
go poprze.
Chłopak w jednej chwili wybudził
się z letargu, popatrzył najpierw na Hermionę, później na Rona, po czym znów
wrócił wzrokiem do Hermiony.
– Wydaje mi się, że Ron chce
powiedzieć, że ostatnio zrobiłaś się dla nas bardziej niedostępna, opryskliwa,
zamknięta w sobie. Z niczym się nie chcesz dzielić, ciągle znikasz, nie
interesujesz się nami.
– Wiadomość z ostatniej chwili,
Harry, ja też mam swoje życie. Skoro nie interesuje się w danym momencie
waszym, to najprawdopodobniej dlatego, że interesuje się własnym. Wiem, że ta
informacja może wywołać u was szok, ale takie są realia. Poza tym, dzielę się z
wami tym, czym chcę. Nigdy nie było z tym problemu. To mój wybór, co wam
powiem, a co pozostawię dla siebie.
– Ale, Hermiono, rzecz w tym, że
zmieniłaś się ostatnio…
– Ludzie się zmieniają, Harry. –
Wzruszyła ramionami. – Mam własne sprawy, którymi się muszę zająć na osobności,
a wy nie jesteście w stanie tego uszanować. Tylko się czepiacie i zrzędzicie.
– Czy nie po to są przyjaciele? –
odezwał się Ron. – Żeby dzielić się problemami?
– Przyjaciele są po to, żeby
rozumieć. Poza tym mam prawo być zajęta, Ron. Co niby ty robisz całymi dniami,
gdy kończą się zajęcia? Jestem pewna, że jedynie się obijasz i grasz w gry. Ani
się nie uczysz, ani nie odrabiasz prac domowych, ani nie pomagasz Zakonowi, tak
jak nakazał dyrektor.
– Znowu o tym będziesz zaczynać.
– Przewrócił oczami.
– Bo ja przynajmniej, Ron, coś
robię, a nawet pracuję ze Snapem na polecenie dyrektora. Nie wiem, czy
jesteście aż tak ograniczeni umysłowo, czy po prostu zgrywacie głupich, ale
grozi nam niebezpieczeństwo. Dyrektor tłumaczył to już ponad dwadzieścia razy,
w każdej chwili Sami–Wiecie–Kto może zaatakować i to bez zawahania.
– Gadanie, Hermiono. –
Machnięciem ręki zbył ją Ron. – Gdyby miał zaatakować, to by już zaatakował.
Skoro niczego do tej pory nie zrobił, to na pewno przez najbliższy czas też nic
nie zrobi. Wyluzowałabyś trochę, a nie myślisz o tym i chodzisz spięta.
– Wyluzowała? – syknęła w jego
stronę. – Jak mogę wyluzować, skoro grozi nam realne niebezpieczeństwo? Czyś ty
na głowę upadł? Harry, czy ty myślisz tak samo?
Harry bezradnie wzruszył
ramionami i pokiwał lekko głową. Na Merlina, no przecież ile oni mają lat, w
jakich czasach żyją? Brak słów.
– Jesteście po prostu niemożliwi.
Jesteście tacy dziecinni, że może to właśnie nas poróżniło. Jak można być aż
tak głupim i myśleć w taki sposób? Jeszcze Ron to rozumiem – machnęła na niego
ręką – ale ty, Harry? Myślałam, że jesteś mądrzejszy i masz trochę oleju w
głowie.
– Nie śmiej się mnie obrażać. –
Ron wytknął jej palcem przed nosem.
– A bo co? Pójdziesz się komuś
poskarżyć?
– Dosyć tego! – Walnął ręką o
stół i wstał oburzony. Wszystkie spojrzenia przeniosły się na niego. – Mam dość
tej osoby, w którą się zmieniłaś. Nie mam zamiaru z tobą gadać.
– Może w końcu dorosłam i
przestałam być strachliwym dzieckiem, który się chowa przed podjęciem
odpowiedzialnej decyzji. Polecam, Ron. Może kiedyś ci się poszczęści i sam
będziesz mógł poznać, jakie to uczucie.
Ron Weasley kipiał z wściekłości
i oburzony wypadł z Wielkiej Sali. Harry wahał się przez chwilę i ruszył za
przyjacielem. Pozostała tylko ona i Ginny, i setki oczu zwrócone w jej stronę.
– Nie chciałam, Ginny, by tak
wyszło.
– To nie moja sprawa, Hermiono –
odparła jedynie – to sprawa między tobą a chłopcami. – Wzruszyła ramionami i
nalała sobie sok pomarańczowy.
Hermiona popatrzyła na nią z
podziwem i z zadumą.
– Zaraz przyjdę – powiedziała do
przyjaciółki i nie czekając na odpowiedź odeszła od stołu.
Zdążyła zamknąć za sobą potężne
drzwi od Wielkiej Sali i zrobić kilka kroków, gdy jej ramie zostało złapane w
mocny uścisk.
– Czarny Pan nas wzywa. – Usłyszała
syknięcie tak blisko ucha, że aż poczuła ciepło na swoim karku. Dopiero, gdy
Snape się odsunął dotarło do niej znaczenie słów i aż zakręciło jej się w
głowie.
:ooo no zawał na miejscu! Tyle czekania, ale rozumiemy, doceniamy, szanujemy, kochamy <333 mi osobiście jest troszkę smutno, że więcej wilkołaków, a mniej tego cudownego romansu :( no nic, czekam na kolejne rozdziały <3
OdpowiedzUsuńNie mogę w to uwierzyć! Gdy zobaczyłam nowy rozdział patrzylam w odrętwieniu na datę, czy aby się nie pomyliłam. Rozdział naprawdę super. Czekam na następny! Pozdrawiam i życzę weny!
OdpowiedzUsuńDarietta8177365
Heej, to znowu ja.
OdpowiedzUsuńA więc, jak miło znów tu wrócić i przeczytać coś nowego. Już Ci chyba kiedyś mówiłam, że bardzo mi się podoba Twoja Hermiona. Prawda, moja bardziej głupiutka i romantyczna cześć zgadza się z tym, że mało samego sevmione, drugą część za to z ciekawością pochłania wszystko.
A teraz od innej strony, mianowicie - przecieki i powtórzenia. Troszeczkę tego jest, nie będę Ci teraz wymieniać, ale może przeczytaj po prostu sobie jeszcze raz i pewnie wyłapiesz sama, bo to co prawda niuanse (ale ja jestem szczegółowa, więc się mną nie przejmuj).
Tak czy inaczej - bardzo mi się podoba, jak zawsze zresztą.
Do następnego
Czarodziejka
To zdanie spodobało mi sie najbardziej z całego rozdziału „Problem w tym, że jeżeli rozegrasz wszystko na emocjach, bezmyślnie, to nici będą z planu. Wtedy to w najlepszym przypadku zostaniesz Śmierciożercą, a w najgorszym szpiegiem.”
OdpowiedzUsuńMam nadzieje ze następny rozdział pojawi sie szybko!zatem życzę weny i pozdrawiam!
Na dobre warto czekać. Dobry rozdział. Nie przeszkadza mi, że było mało S+H, dzięki temu opowiadanie jest jeszcze ciekawsze i jak doczekamy się "gorących" treści będzie więcej ekscytacji. Bardzo lubię Twoją Hermionę. Zdecydowana, twarda sztuka. Coś czuję, że stanie się Ona przywódcą wielkiej watahy i odegra główną rolę w ostatecznej walce. Pozdrawiam Ewa
OdpowiedzUsuń