Betowała Ola :>
P.S. Czekam na jakąś opinię!
Update: Dostałam się na studia, na które chciałam pójść i teraz ze spokojną głową mogę do Was powrócić :))
Hermiona Granger była zadowolona,
że losy czarodziejskiego świata nie spoczywały jedynie na jej barkach. No a
przynajmniej jakaś cząstka losów tego świata. Jakby nie patrzeć Harry był
jedyną osobą, która mogła pokonać Voldemorta i liczyła, że Dumbledore odpowiednio
go do tego przygotuje. Ona miała swoje zdanie i wiedziała, że było tak samo
ważne jak jego. Wilkołaków nie było tak mało, jak się niektórym mogło wydawać i
były w stanie, dzięki swojej sile, przeważyć o losach czarodziejskiego świata.
Dlatego ich przychylność była tak ważna. Gdyby to była garstka ludzi licząca
nie więcej niż trzydziestu ludzi, to by się nawet nie trudziła, jednakże ich
ilość była na tyle duża, że mogliby tworzyć własną integralną armię, która
rozszarpałaby każdego czarodzieja. Jedyna przyczyna, przez którą jeszcze tego
nie zrobili, leżała w tym, że nie umieli opanować Bestii. Co więcej, myśleli,
że nie da się tego zrobić. Wilkołaki bowiem od dawna żyły w przekonaniu, że
jest to klątwa, której nie można się ani przeciwstawić, ani żyć w zgodzie. Nie
traktowali tego jak siłę, dzięki której mogliby zwyciężać, ale jako karę.
Korzyść z tego mieli czarodzieje, którzy także nie zdawali sobie sprawy z ich
zdolności. Większość wilkołaków nie wnikała, co nimi kieruje podczas pełni, a
jedynie uciekała od ludzi w las, w którym zaspakajała wewnętrzne potrzeby. Było
to dla nich ciężkie jednak przywykli do tego i stało się to dla nich czymś
normalnym. Dla Hermiony też takie było dopóki nie odeszła od stada i nie
zaczęła w to głębiej wnikać. Po obszernych lekturach i samoobserwacji doszła do
etapu, w którym potrafiła ujarzmić Bestię. Obawiała się jednak, że nie była
pierwszą osobą, która wyciągnęła takie wnioski i to martwiło ją. Co będzie, gdy
Agresorzy opanują tą umiejętność? W szczególności Delvor. Nie widziała do czego
byłby w stanie się posunąć, gdyby odkrył, że może kontrolować ogromną siłą,
którą ma podczas pełni. Prawdopodobnie nie potrzebowałby wtedy zawierania
sojuszów z kimkolwiek.
Odsunęła od siebie jednak wielkie
myśli i ponownie skoncentrowała się na teraźniejszości. Dzisiaj był ostatni
dzień pełni w tym miesiącu i postanowiła spełnić prośbę profesora Snape’a. Nie
będzie przecież czekać miesiąc, ażeby zapoznać go ze stadem. Oczywiście mogłaby
ich zebrać w środku tygodnia, a nawet dnia. Ale cóż to wtedy byłaby za zabawa?
Postanowiła przedstawić swój plan
samemu zainteresowanemu i w tym celu ruszyła do jego gabinetu. Oczywiście miała
też inne pobudki. Miała nadzieję, że Snape w akcie dobroci uwarzył dla jej
stada resztę eliksirów, którymi ona się zajmowała podczas incydentu. Jakby nie
patrzeć należała się jej jakaś rekompensata. A poza tym nie było do końca
pewne, który eliksir miał na nią taki drastyczny wpływ. A nie mogła przecież
się wtórnie narażać, prawda?
Zadowolona ze swojego toku myślenia
pewnie kroczyła w stronę lochów.
Zapukała kilka razy w drzwi i
weszła do środka.
– Nie wchodź jak do siebie
Granger. – Usłyszała warknięcie dochodzące z innego pokoju.
– Jakby nie patrzeć spędziłam już
tu trochę czasu – odpowiedziała.
– Oddychanie w tym samym
pomieszczeniu przez kilka nocy nie uprawnia do frywolności.
– Przestań się czepiać, Snape.
Przyszłam w dobrej wierze.
– Możesz powtórzyć, bo nie
usłyszałem? – spytał się wchodząc do gabinetu, a na jego twarzy malował się
wyraz udawanego, wyolbrzymionego szoku.
– Nie przesłyszałeś się, Snape.
Przypomnij sobie jakie jest twoje największe marzenie?
– Patrząc na ciebie, to odkrycie
czemu selekcja naturalna przestała działać?
– Nie, chociaż blisko. Poznanie
stada i dzisiaj twoje marzenie się spełni! – wykrzyknęła z triumfem.
– Doprawdy? – odparł podejrzanie.
– No przecież mówię. Dzisiaj
razem idziemy do Zakazanego Lasu, ty bierzesz eliksiry, które zrobiłeś dla
stada, a ja przynoszę siebie, jako tarczę ochroną przed niebezpiecznymi,
nieprzewidywalnymi wilkołakami.
– Granger, nie żebym chciał ci
rujnować plan – parsknął – ale nie mam żadnych eliksirów.
Hermiona popatrzyła na niego
jakby powiedział coś tak kretyńskiego, że aż nie realnego i zdecydowanie nie
godnego Mistrza Eliksirów.
– Jak to nie masz?
– Najzwyczajniej na świecie. Nie
uwarzyłem.
– Czemu, na Merlina, nie zabrałeś
się za te eliksiry po tym incydencie? – Dobry nastrój mijał tak samo szybko,
jak przyszedł.
– To była twoja robota. Twoje
stado – twoje eliksiry.
– Tak, Snape, i było tak dopóki nie
straciłam przytomności podczas warzenia, przypominasz sobie? – W jej głos
wkradła się nutka zdenerwowania.
– Granger, nie wiadomo przez
czyje składniki tak zareagowałaś. Jeśli przez swoje to może powinnaś się
zastanowić czy naprawdę potrzebujesz tego eliksiru. Jakby nie patrzeć opary
sprawiły, że stałaś się mniej poczytalna i przestałaś kontrolować nad sobą.
Jeśli mimo wszystko nie była wina to mojego zwalonego kociołka, a przyczyną był
zapach, przez który kichnęłaś i możliwe, że się odurzyłaś, to sprawa wydaje się
dla mnie oczywista.
– Potrzebuję tego eliksiru –
powiedziała twardo. – Jeśli w takim razie nie zrobisz go dla mnie, to zrobię go
sama u siebie. Konsekwencje mogą być różne, ale bez tego eliksiru zginą prawie
wszystkie wilkołaki. Bez tego eliksiru będzie to samobójcza bitwa, na którą z
pewnością ich nie wyślę.
– Przemyśl to jeszcze raz,
Granger. To może się obrócić przeciwko tobie.
– Wiem, co mi grozi. Ale jeśli
uważasz, że powinnam bardziej sprawdzić ten eliksir, to sprawdzę. Zrób mi
jeden.
– Nie mówiłem, że masz być
królikiem doświadczalnym – syknął i prawie przewrócił oczami.
– Ale ktoś w takim razie musi
być. Muszę wiedzieć, z czym będzie musiał się zmagać każdy z nas. Pytanie więc
brzmi, czy zrobisz mi jeden eliksir, czy sama mam iść sobie zrobić?
– Nie musisz się trudzić.
Dokończyłem ten, co robiłaś, żeby składniki nie poszły na marne.
– Idealnie – odpowiedziała z
entuzjazmem patrząc się na plecy profesora, który skierował swoje kroki w
stronę laboratorium.
Hermiona nie miała teraz czasu na
obszerne przemyślenia czy postępuje właściwie, czy też nie. Jednak domyślała
się, że test jej nie ominie, i że musi się go podjąć. Ta spontaniczna decyzja
nie była w sumie aż tak zła, biorąc pod uwagę, że jeśli nie starci od razu
przytomności, to dowie się wieczorem jak bardzo wpływa na nią eliksir podczas
pełni. Mogło się więc nawet wydawać, że nie było lepszego momentu na
sprawdzenie wywaru, jak dzisiejszego dnia.
Severus przyniósł fiolkę i podał
go Hermionie. Dziewczyna wyciągnęła korek, popatrzyła uważnie na kolor
eliksiru, wzniosła w toaście fiolkę i wypiła zawartość.
– No to czekam na efekty –
rzuciła. – Widzimy się o 21 na skraju Zakazanego Lasu. Ubierz się ładnie,
najlepiej w coś futrzastego.
– Masz zamiar teraz wychodzić,
gdy przed chwilą zażyłaś eliksir?
– Nikt nie mówił przecież, że
jest śmiertelny. Jak będzie mi coś poważnego dolegało, to wyślę Patronusa –
oświadczyła i wyszła nim zdążył ją zatrzymać.
Hermiona nie czuła na razie
żadnych skutków. No może poza tym, że zakręciło jej się głowie od razu po
wypiciu eliksiru. Ale oprócz, to nie czuła żadnej zmiany.
Postanowiła odwiedzić najpierw
dyrektora, a później poszukać Draco.
– Dzień dobry, Hermiono. Widzę,
że już się lepiej czujesz. – Przywitał ją i przyjrzał jej się z troską w
oczach.
– Dzień dobry, dyrektorze. Tak,
można powiedzieć, że już w pełni wróciłam do siebie. Nie przychodzę jednak w
tej sprawie. – Zajęła miejsce naprzeciw niego.
– A co cię sprowadza, dziecko? –
zapytał nalewając im herbaty.
– Sprawa Delvora. – Albus
przerwał nalewanie słysząc te słowa, a po chwili kontynuował dalej.
– Coś dokładnie?
– Podczas naszej ostatniej
rozmowy zdeklarowałam się walczyć z wilkołakami po stronie Zakonu, jeśli
uzyskam do tego odpowiednie środki. Intencje Delvora są wciąż dla mnie
niejasne, a z czego wiem jest pan osobą, która może się dowiedzieć od niego
znacznie więcej niż ja. Więc przyszłam z pytaniem, czy dowiedział się pan
czegoś na ten temat?
Dumbledore odchrząknął. Hermiona
przyjrzała mu się uważnie. Na jego minimalnie zmarszczone brwi, na jego
milczenie, które starał się zatuszować upijając łyk herbaty i tworząc pozornie
specjalną pauzę, która miała sprawić, by wzrosły emocje u rozmówcy. U niej na
pewno żadne nie wzrosły. Albus Dumbledore nie był pierwszą osobą, która
starałaby się coś przed nią ukryć i była bardziej niż świadoma tego.
– Niczego konkretnego nie
dowiedziałem się ostatnimi czasy, drogie dziecko – powiedział, po czym zamyślił
się na moment.
– Czyli mimo bliskich relacji z
panem, Delvor postanowił nie dzielić się swoim planem?
– Wydaje mi się, że nie chce
afiszować się ze swoim pomysłem, jeśli takowy posiada. Powiedziałbym, że to
raczej skryty i dosyć tajemniczy człowiek.
– I nie wspominał po co
zjednoczył prawie wszystkie klany wilków?
– Nie – odpowiedział krótko.
– W takim razie, jakie informacje
mogłabym od pana dostać, ażeby znaleźć jego słaby punkt i w zamian stawić się
za Zakonem Feniksa?
– Hermiono, ja jedynie mówię to,
co wiem. Delvor nie lubi rzucać słów na wiatr i niekoniecznie dzieli się swoimi
planami na prawo i lewo.
– Ale to pan powiedział, że macie
dobry kontakt i nie widział pan problemu, gdy zawieraliśmy umowę. Umowę, która
jasno określała, że zdobędzie pan potrzebne i użyteczne dla mnie informacje.
– Oczywiście, oczywiście,
Hermiono. Naturalnie, to że na razie nie mam żadnych wiadomości, nie oznacza,
że w najbliższym czasie ich nie zdobędę.
– Liczę na to, dyrektorze.
Albus pokiwał głową nieznacznie i
patrzył się, jak Hermiona opuszcza jego gabinet, myśląc intensywnie nad
sprawami, którymi należało się teraz zająć.
Hermionie z radością ujrzała grupę
Ślizgoni idącą po korytarzu, bo wiedziała, że wśród znajdzie konkretnego
Ślizgonia, którego szukała. Wystarczyło jej nawiązanie krótkiego kontaktu
wzrokowego z Draco i już była w stanie zostawić mu w informację dotyczącą
miejsca ich spotkania.
Gdy tylko spotkali się na
Błoniach Hermiona mocno uścisnęła swojego przyjaciela.
– Dziękuję, Draco – wyszeptała mu
do ucha.
– Hej, Hermiono, nie ma za co.
Wszystko w porządku? – Odsunął ją od siebie i przyjrzał jej się uważnie.
– Tak, tak, po prostu tyle się
dzieje, że czasami nie wyrabiam. – Wyczarowałam im koc, na którym usiedli. –
Czuję się jakbym prowadziła podwójne życie. A możne nawet jakbym powinna
prowadzić podwójne życie, tyle że bardziej zaczęłam się już wkręcać w jedno, a
drugie od siebie odpychać.
– Co masz na myśli? – Popatrzył
na nią zatroskany.
– No nie wiem jak to ująć.
Zaczynam zapominać o tym prawdziwym życiu, jakie powinnam mieć. O tej
beztrosce, o tym bezpieczeństwie jakie kiedyś czułam, o zaufaniu, jakim mogłam
każdego obdarzyć. Wydaje mi się, że to wszystko przepada z każdym dniem. I wiem,
wiem, że nadszedł czas, w którym każdy musi coś poświęcić i rozumiem to,
naprawdę. Ale mam obawy. – Spojrzała mu w oczy. – Mam obawy, że już nigdy się
tak nie poczuję. Nie poczuję tego bezpieczeństwa, nie będę w stanie nikomu tak
łatwo zaufać, że ten czas minął już bezpowrotnie.
– Hej, nie przejmuj się tym.
Nastały ciężkie czasy. Poświęcasz się dla naszego dobra, ale nie zapominaj w
tym wszystkim o sobie. Nie pozwól, żeby osoby, które cię zawiodły wpłynęły na
twój osąd innych ludzi. Jesteś na lepszej drodze niż byłaś. Widzisz to, czego
inni jeszcze nie widzą i to czyni cię jedynie silniejszą. Jestem pewien, że
jeśli zaufasz sobie to i zaufasz temu, kto na to zasługuje.
– Tak myślisz?
– Jestem pewien. Tylko musisz
przestać wszystko tak analizować i rozkładać na czynniki pierwsze. Czasami
wystarczy, że podążysz za instynktem.
– A co jeśli instynkt mówi mi, że
muszę podejść Voldemorta i spróbować go wykiwać?
– W takim razie rób wszystko, co
musisz, byleby cię nie złapał na gorącym uczynku. A ja ci w tym pomogę.
Hermiona uścisnęła chłopaka
mocno.
– Jesteś najlepszy, Draco.
– Jasne, że jestem. A teraz pędź
ratować czarodziejski świat. I pozdrów wilkołaki ode mnie. Jestem wciąż w szoku
i pozytywnie zaskoczony, że moje piękne ciało jest bez zadraśnięcia po spotkaniu
z nimi.
– Mówiłam ci, że nie są tacy źli.
– Puściła mu oczko i ruszyła w stronę Hogwartu.
Hermiona rozejrzała się uważnie
na boki, próbując jeszcze bardziej wytężyć wzrok w ciemności. Pod tym
konkretnym drzewem umówiła się ze Snapem, a od dziesięciu minut czekała na jego
przybycie. Niewiele brakowało, by zaczęła niecierpliwie tupać nogą w ziemię.
Miała ochotę olać go i pójść własną drogą – przecież to jemu tak bardzo
zależało na spotkaniu! Ale z drugiej strony jak sobie wyobraziła ile musiałaby
się nasłuchać, gdyby na niego nie poczekała, to na samą myśl ręce jej opadały.
No a przecież, jeśli nie teraz, to za miesiąc. Tak źle i tak niedobrze.
Zobaczyła czarną plamę biegnącą w
jej stronę. Próbowała dostrzec, czy to na pewno ta plama, na którą tyle czekała.
Severus zatrzymał się tak blisko
niej, że nie miała wątpliwości, że to on.
– No i co cię zatrzymało? –
syknęła.
– Albus – odpowiedział jeszcze
bardziej zirytowanym tonem i ruszył w stronę lasu.
– Stójże – warknęła.
– Na co? – Popatrzył na nią z
mieszanką zdziwienia i gniewu.
Podeszła do niego i spojrzała mu
wyzywająco w oczy.
– Uspokój się, Snape. Idziesz do
wilkołaków, a oto kilka faktów, które sobie powinieneś przypomnieć: jestem ich
przywódcą, zabiłeś poprzedniego, jesteś obcy, animagiem… Mam wymieniać dalej?
– Nie, załapałem.
– W takim razie pozwól, że pójdę
pierwsza, a ty za mną. – Zrobiła kilka kroków, po czym się zatrzymała i
odwróciła się z powrotem w jego stronę. – I pamiętaj, Snape, nie jesteś jednym
z nich. Nigdy nie wchodź między nimi, jakbyś szedł do swoich. Twoja odwaga może
zostać źle odebrana i może cię zgubić. A ja nie mam takiej siły, żeby cię
obronić. Oni są moim stadem, moją rodziną i oni są na pierwszym miejscu.
Pamiętaj o tym przy każdym kroku, który cię do nich zbliża. – Ruszyła w głąb
lasu.
Gdy dotarła na miejsce stado już
na nią czekało. Popatrzyła się na twarze ludzi, którzy mieli zaraz przemienić
się w inne postacie. Były to twarze jak każde inne. Trochę zmęczone życiem
codziennym, trochę wyblakłe, trochę pozbawione radości, trochę wylęknione. Były
to twarze przeciętnego człowieka, który nie do końca zdawał sobie sprawę z czym
przyjdzie mu się zmierzyć.
– Chciałabym powiedzieć kilka
słów zanim wyruszymy na polowanie. Chciałabym wam podziękować raz jeszcze za
wsparcie, za wyrozumiałość i za zaufanie jakim mnie obdarzyliście. Każdy z was
jest wyjątkowym człowiekiem, któremu przyjdzie się zmierzyć z czymś większym,
co go przerasta. Ale w tym momencie nie możemy się poddać i przegrać z lękiem.
Jesteśmy grupą, która o siebie dba, pomaga sobie wzajemnie i niczego nie
zataja. Z tej racji chciałabym powiedzieć wam dwie rzeczy. Po pierwsze mam
dzisiaj przyjemność testować eliksir zrobiony przez Mistrza Eliksirów na moją
prośbę. Jest to eliksir, który ma pomóc nam, jako wilkołakom z naszą słabą
odpornością na zaklęcia. Nie wiem jak mój organizm zareaguje, gdy się
przemienię, więc chciałam was jednie uprzedzić. A druga rzecz jest taka, że
chciałabym wam przedstawić tego Mistrza Eliksirów. Wierzę, że niektórzy go
znają.
Snape wyszedł z cienia i stanął
obok niej. Ludzie zaczęli szeptać między sobą coraz głośniej.
– Nie mamy dużo czasu, więc po
prostu przejdźmy do sedna. Tym, którzy nie mieli przyjemności go poznać,
przedstawiam Severusa Snape’a – Mistrza Eliksirów, który postanowił nam pomóc.
Chciał także się z wami zapoznać, bo podejrzewam, że będziemy kontynuować
współpracę aż do Bitwy.
– Wydaje mi się, że do tej pory i
bez jego pomocy radziliśmy sobie dobrze. – Odezwał się męski głos.
– Owszem. Co nie oznacza, że z
jego pomocą będziemy radzić sobie gorzej. Wydaje mi się, że skoro jest szansa, iż
Severus może nam pomóc, to należy z tej szansy skorzystać. Ja jestem otwarta na
propozycje, wiedząc, że możemy na nich zyskać.
Wskazała ręką na Snape’a, który
przybrał swoją animagiczną postać.
– A to jest druga wersja Severusa
Snape’a, którą chciałabym wam przedstawić.
Po twarzach mogła wyczytać, że
nikt nie spodziewał się takiego obrotu sytuacji. Czy przez to przychylniej
spojrzą na Mistrza Eliksirów? Nie wiedziała. Wilkołaki z natury były nieufne –
ona sama była tego przykładem – ale dopóki ktoś nie połączy faktów i nie
zacznie zadawać pytań, to niby czemu mieliby się sprzeciwiać jej decyzji?
– Czyli jaką dokładnie rolę
będzie pełnił profesor Snape? – Ktoś z tłumu zadał pierwsze pytanie.
– Będzie testował ze mną eliksir,
a później z każdym z was. Pomoże nam również wyćwiczyć pewne taktyki, które
przydadzą się podczas walki. Pamiętajmy, że liczy się drużyna i strategia. Nikt
jeszcze w pojedynkę świata nie zwojował.
Hermiona popatrzyła się po grupie
zauważając wymieniane między sobą spojrzenia. Spojrzała na księżyc. Czas na
rozmowę się skończył. Nikt ze zgromadzonych nie wyglądał jakby był przekonany
do jej pomysłu, ale nikt też jawnie nie krytykował. Każdy musiał się z tym
przespać i sam dojść do pewnych wniosków.
– Idziemy – wydała polecenie.
Skoczyła do przodu i przemieniła
się w wilkołaka. Bolało bardziej niż zwykle, ale nie dała po sobie poznać.
Obejrzała się i spojrzała na
swoje stado. Każdy stał na czterech łapach i wyczekująco się w nią wpatrywał.
Nawet Severus Snape.
Hermiona uśmiechnęła się w duchu
i biegiem ruszyła do przodu podążając za zapachem.
~*~*~*~
Hermiona była zadowolona z
wczorajszej nocy. Spokojnie się pożywili, wszyscy wrócili w jednym kawałku,
nikt nie narzekał – a przynajmniej nie wprost. Severus też zachował się dosyć
przyzwoicie. Nie podważał jej słów – czego, nie oszukujmy się, spodziewałaby
się po nim – i nie dał jej także żadnego innego powodu, by miała mu urządzić
piekło na ziemi. Ale oczywiście wolała dmuchać na zimne i doszła do wniosku, że
nie będzie prowokować go niepotrzebnie. Tak
więc nad ranem wrócili w ciszy z Zakazanego Lasu i rozstali się bez słowa na
korytarzu. Ona nie miała zbytnio co powiedzieć, a on widział, że jest na tyle
zmęczona, że nie odpowiedziałaby nawet na zaczepkę dotyczącą gniazda włosów okalających
jej twarz w nieładzie.
Dziewczyna poszła do swojego pokoju i
wyczerpana rzuciła się na łóżko kątem oka zerkając na zegarek. Miała jeszcze
kilka godzin snu. Co prawda mało, ale zawsze lepiej niż nic. Poza tym
dzisiejsza pełnia dała jej w kość. A może nie tyle, co pełnia, jak eliksir,
który wypiła chwilę przed. Nie mogła zaprzeczyć, że czuła się silniejsza,
potężniejsza, a nawet odporniejsza na różne niedogodności, jednak czuła także
przytłaczającą obecność Bestii. A z racji, że ostatnio niezbyt dobrze im się
razem żyło, to jedynie nasiliła się jej obawa. Hermiona miała dziwne
przeczucie, że jej ciało nie tylko odpowiadało na jej polecenia. Miała
wrażenie, że Bestia z łatwością mogłaby przejąć nad nią kontrolę i nawet nikt
by tego nie zauważył. Takie myśli sprawiały, że była bardziej przerażona niż
chciałaby być.
Odetchnęła głębiej i nie
pozwoliła, by przytłoczy ją własne myśli. Musiała zasnąć i dać eliksirowi czas,
by się wywietrzył z jej organizmu. Snape powiedział, że w najlepszym – czy też
najgorszym – wypadku mikstura będzie działać przez dobę. Tak więc Hermiona
wolała zdrzemnąć się trochę przed kolejnymi godzinami spędzonymi w towarzystwie
Bestii.
– Hej, Snape – rzuciła wchodząc
do gabinetu.
Severus popatrzył na nią jakby
postradała zmysły, po czym wrócił do przeglądania papierów leżących na jego
biurku.
– Trochę się do tego zbierałam,
ale zdecydowałam, że musimy poprawić ten eliksir.
– Mówiąc „ten”, masz na myśli
eliksir, który zrobiłem dla wilkołaków i, na który nie narzekałaś do tej pory,
a kiedy pytałem się czy na pewno nie ma skutków ubocznych, to odpowiedziałaś
piskliwym głosem „no co ty, jest idealny”?
– Po pierwsze: dokładnie ten. Po
drugie: nie mówię piskliwym głosem – oburzyła się.
– Z pewnością wtedy mówiłaś.
Czemu nie powiedziałaś wcześniej?
– No nie wiem, może dlatego, że
nie chciałam zostać królikiem doświadczalnym i znowu zapaść w śpiączkę?
– Ale…
– Ale zmieniłam zdanie.
– Bo w końcu zrozumiałaś, że ktoś
z waszej szesnastki musi zostać królikiem doświadczalnym.
– Właśnie.
– I przypomniałaś sobie, że w
końcu jesteś liderem.
– Można tak to ująć. Więc
przestań patrzeć się na mnie z politowaniem tylko choć robić ten eliksir. I
ostrzegam, że jeśli ponownie wprowadzisz mnie w śpiączkę, to naślę na ciebie
wilki.
– Niby jak? – Wzniósł oczy ku
górze.
– O to się nie martw. – Pogroziła
mu palcem i ruszyła pierwsza do laboratorium.
Prawdę mówiąc Hermiona bała się
tego eliksiru bardziej niż czegokolwiek w ostatnim czasie. Po tym jak ostatnio
zażyła wywar wciąż nie mogła się otrząsnąć z obecności Bestii. W tamtej chwili
czuła jej obecność niemal namacalnie i bała się tego jak diabli. Czuła, że to
co jest w niej to coś mrocznego i złego, a najgorsze było to, że nikt nie
napisał o tym zjawisku nawet zdania. Bestia była dla niej nieobliczalną
postacią, uosobieniem wszystkich lęków, najbliższym wrogiem. Długo myślała nad
sposobem, by ją stłumić, ale wciąż na nic nie wpadła. Nawet nie była pewna na
jakim poziomie intelektualnym jest ta kreatura. Nie wiedziała czy może przejąć
nad nią całkowitą kontrolę i czym wtedy by się stała. Czy już na zawsze byłaby
wtedy wilkołakiem? Czy może Bestia przejęłaby jej osobowość i żyła jej życiem?
Powoli zaczynała wpadać w paranoje. Wyglądało to jak scenariusz z kiepskiego
horroru, ale dla Hermiony było kolejnym powodem do zmartwień. Chciała żyć
własnym życiem, nawet wtedy, gdy stawała się wilkołakiem. Chciała wyeliminować
jak najbardziej tylko mogła głos istoty, która była żądna krwi.
– Granger, wszystko w porządku?
Jesteś bledsza niż ta ściana.
– Tak, tak, jasne. – Otrząsnęła
się z przytłaczających myśli. – Mogę cię jeszcze o coś prosić, Snape? –
popatrzyła się na niego wielkimi, migdałowymi oczami.
– Powiedz, to zobaczymy.
– Mógłbyś użyczyć mi trochę
eliksiru Słodkiego Snu?
– Czemu sama go nie zrobisz? – Właśnie, Hermiono, czemu nie zrobisz go
sama?
– Jakoś nie czuję się na siłach,
ale w sumie, może masz rację.
– Nie no, Granger, jak
potrzebujesz to mam zapas w szafce. I tak będę musiał niedługo przyrządzić
więcej dla Poppy. – Poszedł go wyciągnąć przyglądając jej się uważnie.
– Dzięki, Snape, ostatnio nie
sypiam dobrze.
– Ostatnio? – Popatrzył na nią
podejrzliwie wręczając jej fiolkę.
– No tak od kiedy wybudziłam się
z tej śpiączki, to niekiedy nie mogę zasnąć, a potrzebuję snu, aby normalnie
funkcjonować, co nie? – Próbowała zażartować, by zmienić panującą atmosferę.
– Tylko dawkuj ostrożnie –
odpowiedział jedynie. – To co możemy zabrać się do pracy?
– Jasne. – Schowała fiolkę do
kieszeni i usiadła na stołku obok stanowiska.
Kilka godzin później Hermiona
wyszła od Snape’a z dwoma fiolkami eliksiru. Podczas warzenia ani razu nie
straciła przytomności, co było dobrym znakiem. Tym razem profesor zrobił
miksturę na innej bazie niż poprzednio i miała spróbować tej wersji. Nawet nie
była pewna, co powinien był zmienić w poprzednim przepisie i nie była do końca
w stanie mu wyjaśnić czego oczekiwała po nowym eliksirze. Gdy się zapytał w
czym był problem powiedziała jedynie, że nie był taki, jaki myślała, że będzie
i ucięła temat.
Hermiona poszła do pierwszej
lepszej łazienki i wypiła całą zawartość fiolki. Nie miała czasu, aby czekać na
pełnie, ale wiedziała już, że nawet i bez tego jest w stanie poczuć w jakim
stopniu eliksir pomaga.
Wyrzuciła pustą buteleczkę do
śmietnika i poszła do biblioteki. Miała zamiar poczytać coś na temat Wywaru
Tojadowego, czego jeszcze mogła nie wiedzieć. Może znalazłaby coś
inspirującego, co by pomogło jej rozwikłać zagadkę. No bo skoro wilkołaki po
zażyciu tego eliksiru są w stanie nie stawać się wilkołakiem co miesiąc, to
może są też w stanie nie słyszeć Bestii i nie czują jej obecności. Hermiona
zamyśliła się głęboko i aż zatrzymała się w miejscu. Tylko czemu ostatni
eliksir, który był robiony na podobieństwo Wywaru Tojadowego wzmógł jej Bestię,
a nie uciszył? Od czego to zależało? Jeszcze szybciej niż poszukania odpowiedzi
w książkach musiała poszukać człowieka, który jest w stanie od ręki dać jej
odpowiedź na nurtujące ją pytania.
Musiała znaleźć kogoś, kto mógł
jej pomóc i nie był Severusem Snapem.
Hermiona w pierwszej kolejności
chciała iść zapytać Dumbledore’a o osobę, która mogłabym wesprzeć ją radą, ale
pójście do niego równało się z pozwoleniem na wzięcie się w krzyżowy ogień
pytań, a tego by sobie nie zrobiła. Postanowiła więc zgrabnie podpytać się
kogoś, kto mógłby wiedzieć coś na ten temat i nie przekierowałby jej od razu do
Snape’a. Wybór padł na profesor McGonagall.
Już po pierwszej lekcji
transmutacji poczekała aż wszyscy opuszczą salę i podeszła do nauczycielki,
która sortowała papiery na biurku.
– Profesor McGonagall, możemy
zamienić kilka słów? – zaczęła niepewnie.
– Och, Hermiono, to ty. –
Spojrzała na nią wyrwana z zamyślenia. – O czym byś chciała porozmawiać?
– Pani profesor na pewno zdaje
sobie sprawę, że teraz jest ostatnia chwila, bym mogła wybrać kierunek w jakim
chciałabym podążyć. Myślałam nad każdym przedmiotem i po głębszych
rozmyślaniach doszłam do wniosku, że może powinnam zostać Mistrzem Eliksirów.
– Tak, słyszałam, że bardzo
dobrze ci idzie z eliksirami. – Pokiwała głową ze zrozumieniem.
– Pewnie zastanawia się pani
czemu nie poszłam porozmawiać z profesorem Snapem, ale z profesorem czasami nie
jestem w stanie się dogadać. Chciałam także porozmawiać z kimś innym o
eliksirach, kto by posiadał wiedzę na poziomie Mistrza Eliksirów. Wie pani,
możliwe, że ktoś ma wiedzę, której profesor Snape nie posiada, a nie chcę go
tym urazić.
– Rozumiem, rozumiem.
– Więc może zna pani kogoś z kim
mogłabym zamienić dwa słowa?
– Kogoś na pewno znajdę,
Hermiono. – Uśmiechnęła się do niej dobrotliwie. – Postaram się dać ci
wiadomość jutro po zajęciach.
– Będę bardzo wdzięczna. No i nie
chciałabym, aby profesor Snape się dowiedział. – Popatrzyła na nauczycielkę
niepewnie.
– Oczywiście, Hermiono. Jeszcze
by się przejął albo stałby się dla ciebie nieprzyjemny bardziej niż jest,
biorąc pod uwagę przynależność do Gryffindoru. – Puściła jej oczko.
– Dziękuję pani profesor. –
Uśmiechnęła się szeroko. – Do widzenia. – Odwróciła się w stronę wyjścia.
– Do zobaczenia.
Na ustach Hermiony zagościł
lekki, szczery uśmiech, a jej myśli zwolniły bieg. Wzięła głębszy wdech. Czuła,
że znowu ma nad wszystkim kontrolę. Nawet jeśli chwilowo.
Poszła na resztę zajęć i
próbowała skoncentrować się tylko i wyłącznie na przeprowadzanych tematach.
~*~*~*~
– I co myślisz o drugiej wersji
eliksiru? – zapytał ją tydzień później Postrach Hogwartu.
– Wydała się być lepsza.
– W jakim znaczeniu „lepsza”?
– Mniej inwazyjna dla nas, jako
wilkołaków. Czułam się tym razem lżej i pewniej. Trzeba będzie oczywiście sprawdzić
jak działa podczas pełni, ale na razie mówię jedynie, że jeśli miałabym
wybierać pomiędzy tymi dwoma, to zdecydowanie wybrałabym wersję numer dwa.
– W porządku. Zrobię jeszcze
jedną próbkę i porównasz wtedy wszystkie trzy.
– Powiem ci, Snape, że nie jest
tak źle jak myślałam. Przypuszczałam, że będzie z piętnaście takich próbek do
przetestowania.
– Ja też tak myślałem. Na pewno
byłoby wtedy więcej zabawy, ale jak zwykle musiałaś zabić całą w zarodku.
– To, że nie jestem w śpiączce,
Snape, nie oznacza, że nie jest miło.
– Powiedziałbym raczej, że wciąż
nie jest ani trochę znośniej niż było na początku.
– Ale popatrz na to z drugiej
strony: przynajmniej nie jest gorzej. Oj już Snape nie rób takiej skwaszonej
miny. Przecież siedzę tutaj…
– No właśnie. – Przerwał jej.
– …Pomagam ci przy sprawdzaniu
prac. Czyż nie jest zabawnie? – Pomachała do niego sprawdzianem
pierwszoklasisty, który pokreślony był na czerwono.
– Granger, ostatnim razem, kiedy
robiłaś taką głupią minę rozlałaś mi nieusuwalny atrament na całe biurko.
– Kto trzyma nieusuwalny atrament
w pokoju? A tym bardziej na biurku? Słyszysz jak niedorzecznie to brzmi?
– Widzę, że coś zmalowałaś. I nie
nabierzesz mnie… Poza tym, co ty tam trzymasz? To sprawdzian czy twój esej?
Granger ile razy ci mówiłem, że masz ograniczyć się do co najmniej trzech zdań
na każdym teście?
– Przecież nie można pozwolić im
żyć w takiej niewiedzy, no wie pan co! Jeśli nie chcą wyciągać wiedzy z książek
to może przynajmniej zapamiętają tą z kartki.
– Marzenie ściętych głów. – Wzniósł
oczy ku górze.
Hermiona nie zwróciła uwagi na
jego przytyki i wróciła ponownie do pracy. Czuła się zdecydowanie lepiej. Po
tym, gdy eliksir przestał na nią działać poczuła ulgę, która była wręcz nie do
opisania. Fakt faktem, tym razem czuła się mniej przytłoczona obecnością Bestii
niż za pierwszym razem, jednak wciąż było jej się ciężko pozbierać po zażyciu
wywaru. Wrażenie, że jest obca we własnym ciele było bardzo silne i nie
potrafiła sobie z nim poradzić. Snape od razu zauważył, że coś jest nie tak,
gdy ociągała się ze złożeniem raportu na temat unowocześnionego eliksiru. Gdy
nie przeszło jej po dwóch dniach postanowił ją zająć tym, co wychodziło jej
najlepiej – nauką. Kazał jej siedzieć przed biurkiem niezmordowaną ilość czasu
warcząc na nią pod nosem. Po jakimś czasie Hermionie nawet się spodobało i –
musiała to przed sobą wyznać – zaczynała każdego dnia wyczekiwać na moment
kiedy pójdzie do lochów i weźmie się za sprawdzanie testów. Było coś w tym
takiego przyciągającego, czemu nie mogła się oprzeć. Była to dla niej namiastka
normalności, której pragnęła tak bardzo.
– No więc, co zrobiłaś? – Męski
głos przywrócił ją do rzeczywistości.
– Zawsze coś sobie nawymyślasz i
później próbujesz mi coś wmówić – oburzyła się.
– Granger, ja nie wiem jak z tak
marną maską kłamcy zamierzasz wygrać z Czarnym Panem. Zaczynam się naprawdę
obawiać.
– Już ja sobie dam radę. Dawałam
i do tej pory – powiedziała nieco twardziej i wróciła do oceniania
sprawdzianów, nim do końca popsuł jej się humor.
Prawda bowiem była taka, że przed
Voldemortem należało jedynie udawać. Tak samo, jak udawała przed przyjaciółmi,
przed dyrektorem, przed resztą nauczycieli. Przed nimi należało jedynie
odpowiednio się uśmiechnąć, odpowiednio kiwnąć głową, odpowiednie wspomnienia
mieć naszykowane na wierzchu umysłu. To potrafiła. To jej wychodziło najlepiej,
do tego się przyzwyczaiła i dzięki temu
wciąż żyła.
W ciągu tego tygodnia uświadomiła
sobie, że nie musi już teraz udawać. Przebywała ze Snapem tyle czasu i zawarła
z nimi tyle umów, że nie powinna była obawiać się ujawnienia przed nim
czegokolwiek. Bo co mógł zrobić? Powiedzieć komuś o koszmarach, które ją
dręczą? Wyśmiać ją, że nie potrafi sama sobie poradzić z problemami? Możliwe,
ale czy to cokolwiek zmieniało?
W końcu poczuła, że może zdjąć
najcięższą z masek, które na siebie zakładała każdego dnia i odsłonić się przed
drugim człowiekiem. Chciała znów poczuć tą dziecinną naiwność, niewinność i
nadzieję na lepsze jutro. Chciała być w stanie przyjść do kogoś i powiedzieć,
że idzie na spotkanie z Voldemortem i nie jest pewna czy wróci. Oczywiście
mogła powiedzieć to wszystko Draconowi, ale z racji, że należał do Slytherinu
ciężko było im się złapać gdzieś na przerwie, a najszybszą formą komunikacji
była sowa – a kartka papieru nie była w stanie oddać emocji, które się w niej
kłębiły. Dlatego jakaś część niej doszła do wniosku, że dobrze byłoby w końcu
nie robić ze Snape’a wroga, a sojusznika. Jeszcze nie wiedziała co na to sam zainteresowany,
ale nie zamierzała szybko rezygnować. Skoro on mógł wprosić się do stada, to
mogła przynajmniej oczekiwać, że w razie czego zaciągnie jej zwłoki z powrotem
do Hogwartu, albo że rozejrzy się u Voldemorta za jej ciałem, jeśli zaginie na
dwa dni po spotkaniu z nim.
Dlatego Hermiona machała do
Snape’a kartką papieru uśmiechając się przy tym szczerze i czując się
swobodniej niż do tej pory sobie na to pozwalała. I w tym momencie było jej
wszystko obojętne, co on sobie o niej pomyśli, bo wiedziała, że jak przyjdzie
co do czego, to chcąc nie chcąc on stanie po jej stronie i jej pomoże.
Hej, jestem i jest nowy rozdział!!! Kiedyś gdzieś czytałam, że lepiej nie ufać ludziom, którzy używają więcej wykrzykników niż jeden, ale co tam.
OdpowiedzUsuńNo więc (nie zaczyna się zdania od więc, bla bla bla) to takie słodkie zanurzenie w znajomym terenie, że tak powiem. Wiesz, jestem teraz jak taka sówka, która dostała miętowe czekoladki z dzieciństwa. No, ogarniasz (mam nadzieję?). Znowu odbiegam od tematu.
Uwielbiam Twoją Hermionę, jest samodzielna, umie podejmować decyzje, kalkuluje, myśli na chłodno. Oh, i jak mi się końcówka podoba! (Ha, jeden wykrzyknik, zauważ). Taki wstęp troszkę, rozgrzewające zaproszenie do ognia.
Co do błędów czy tam co tam, to może gdzieś przecinki Ci uciekły albo drobne literówki, ale to małe nic. Poza tym, tak znowu zupełnie zmieniając temat, w Twoim opowiadaniu uwielbiam mnóstwo rzeczy (jak choćby wątek wilkołaków), jedynie Dumbledore'a jakoś tak... Wiesz, znaczy zawsze go sobie wyobrażałam jako takiego jednak zaradnego i chytrego, wiesz o co mi chodzi, i troszkę u Ciebie Hermiona nim rządzi. Ale to Twoja wizja, ja tylko dzielę się się Tobą moimi odczuciami.
Nom, się troszkę rozpisałam. A co tam, życzę czasu, odpoczynku i (tradycyjnie) weny.
Czarodziejka ;*
Warto było czekać tak długo. Tak jak poprzedniczka, uwielbiam Twoją Hermionę - pewna siebie, zdecydowana, odważna i władcza. Rzadko kiedy widzę ją taką w opowiadaniach (chyba Twoje jest drugie) Sądzę, że tylko na taką kobietę Severus może zwrócić uwagę (sama inteligencja to chyba za mało na takiego Ślizgona). Nie daj Nam tylko czekać znowu tak długo na kolejny rozdział. Pozdrawiam EwaW
OdpowiedzUsuńPo pierwsze - gratuluje dostania sie na studia! To wg mnie najlepszy czas w życiu :)
OdpowiedzUsuńPo drugie, mam nadzieje że dzielnie dokończysz swoją historie, pomimo nadchodzących obowiązków na uczelni, a ich bedzie mnóstwo.
Po trzecie, dziekuje że wciąż piszesz, bo po tym jak się połamałam i jestem jeszcze uziemiona w domu, nie miałam juz co czytać. (A wciągnęłam naprawdę dużo przez ten czas :-) z desiderium intimum z parkingiem Snarry włącznie - taka odskocznia by troche nabrać weny na swoje opowiadanie)
Co do samej treści i formy Twojego opowiadania, to rzeczywiście z początku czytało sie naprawdę ciężko, ale tak na poziomie 7-8 rozdziału zaczęło sie robić o wiele, wiele lepiej. Zauważyłam, ze masz dość skomplikowany, zlozony styl pisania który zmusza do głębszego skupienia i zastanowienia się i gdy jest się zmęczonym po całym dniu, to lepiej odłożyć czytanie na pózniej, by nic nie umknęło. Sama musiałam wracać do paru fragmentów jak czytałam po nocach.
Co do Twojej kreacji Hermiony, to z początku wydawała mi się niekanoniczna, ale z biegiem historii zrozumiałam, że to właśnie tak musiało być.
Severus jak najbardziej Severusowaty :-D
Ogólnie pomysł, by zrobić z Hermiony wilkołaka jest naprawdę mega i jeszcze w żadnym fanficku sie z tym nie spotkałam.
I naprawdę szacun za to, ze tak długo czekasz z rozwinięciem akcji między Hermiona a Snape'm. Co oznacza że bedzie jeszcze dużo rozdziałów (mam nadzieje), bo osobiście uwielbiam tasiemce. Historia jest wtedy pełniejsza.
Aha i w pełni popieram komentarz mojej poprzedniczki, Ewy.
Zazdroszczę też, że masz betę. Ja z moim opowiadaniem zmagam się sama i czasami brakuje drugiego oka, by pokazać co jest źle a co dobrze.
W kwestii mojej historii, to pamietam że zaglądałaś tam i komentowałaś, więc mogę Cię teraz znów zaprosić w swoje stronę progi i z radością poinformować, że rozdziałów jest już na blogu 70, a w przygotowaniu 81. Tak wiec zapraszam w wolnej chwili :-)
Czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością!
Pozdrawiam i życzę dużo weny!
Jestem nowa, ale z pewnością zostaję na dłużej. :)
OdpowiedzUsuńHej, jak tam? Czy w najbliższym czasie możemy liczyć na kolejną porcję?
OdpowiedzUsuńTak w ogóle, taka słodka końcówka, aż się do siebie zaczęłam uśmiechać, wiesz? ;D
Czarodziejka
Hej hej, wiem, że jakoś tak mnie mało tutaj, ale kolejny rozdział już u bety i powinien być pod koniec tygodnia :))
UsuńHaha to super! O to mi właśnie chodzi! :D
To, na co dłużej się czeka, lepiej smakuje, także wiesz ;D
UsuńCzarodziejka