~ HGxSS w granicach nierozsądku ~: Rozdział 38 cz. II

wtorek, 18 października 2016

Rozdział 38 cz. II

Słoneczka przepraszam Was za takie poślizgi, ale robię, co mogę. Rozdział niestety niedokończony, ale doszłam do wniosku, że skoro Ola zbetowała, to się podzielę od razu. :)
Chciałam całą akcję umieścić w jednym poście, ale jakoś będziemy musieli przeboleć, że teraz na tym historia się urywa...
Proszę dodawajcie mi energii i Weny!


Mistrz Eliksirów, niemalże po całym dniu spędzonym niedaleko łóżka dziewczyny, zaczął intensywnie myśleć na temat tego, co się stanie jeśli pozostanie ona nieprzytomna przez następne kilka dni. A przede wszystkim przez noc, kiedy na niebie zawiśnie księżyc podczas pełni. Czuł się nieswojo z myślą, że nie jest w stanie przewidzieć tego, co może nastąpić i na co powinien się przygotować. Czy nagle Granger odzyska przytomność? Czy podniesie się z łóżka i będzie chciała wydostać się na zewnątrz? Czy po prostu będzie dalej spać niczego nieświadoma? Popatrzył na dostawiane łóżko, na którym ją położył. Jedna dziewczyna, a tyle postaci się za nią kryło. Tyle tajemnic. Tyle czasu i wysiłku poświęconego na to wszystko. Ale po co? Dla czarodziejskiego świata? Co z tego miała ona? Czym się kierowała? Co ją napędzało do ryzykowania wszystkim, co miała? Wydawałoby się, że jest jedynie kolejną młodą i naiwną osobą, która próbuje zmienić bieg wydarzeń, która buntuje się przeciwko temu, co ma nadejść. Ale czy tak było? Czy była kolejną naiwną duszą, która była przekonana, że jej zadaniem jest uratowanie magicznego świata? Nie wiedział tego, ale wydawało mu się, że nie. Przynajmniej Albus był przekonany, że ona ze swoimi zdolnościami jest naprawdę w stanie dać czarodziejom szansę na lepsze jutro. A on po prostu chciał, aby to okazało się prawdą.

                                                               ~*~*~*~

Albus usiadł ciężko na fotelu zagłębiając się w skórę, która miała wystarczająco szczęścia, że nie musiała być światkiem tylu rzeczy, co on. Popatrzył zamyślony przez oddalone okno. Czemu wszystko się poplątało? Co się stało, że niektóre fakty były w stanie mu umknąć? Jak to było możliwe, że jeszcze kilka lat temu nikt nie był w stanie go zaskoczyć? A teraz Hermiona przychodzi do niego i jak gdyby nigdy nic jest w stanie zszokować go kilkoma faktami, które przed nim zatajała? Jak do tego doszło, że nie wiedział kto jest nowym liderem wilkołaków po śmierci brata Delvora? Z drugiej strony, jakby nie patrzeć to była ostatnia informacja, jaka była mu potrzebna, by spokojnie zasnąć. Kto by się przejmował wilkołakami, gdy tuż obok jest większy przeciwnik, z którym trzeba będzie stoczyć walkę? A na temat jego stosunku z Delvorem, to nawet nie wiedział jaką pozycję przyjąć. Wolał wszystkiego nie wyjawiać przed Hermioną. Wiedział, że wcześniej czy później takie rzeczy wychodzą na jaw, ale to on był dyrektorem Hogwartu i to on miał zamiar decydować, jak postąpią ażeby pokonać Voldemorta.

                                                               ~*~*~*~

Przez następne dwa i pół dnia próbował raz za razem dokonać jakiegoś przełomowego odkrycia i posunąć swój eksperyment dalej, jednak kończyło się to jedynie na porażkach. Od samego początku wiedział, że utworzenie Eliksiru Życia będzie nie lada wyczynem, ale musiał przyznać, że z każdą kolejną miksturą, którą wysyłał w nicość, tracił coraz więcej cierpliwości, a brak postępów, chcąc nie chcąc, wchodził mu w pewnym stopniu na ambicję.
Hermiona – tak jak i Eliksir Życia – nie przypominała za bardzo swojej oryginalnej wersji. Jej cera poszarzała lekko i nie wyglądała na kogoś, kto miałby powstać nagle z łóżka i oświadczyć, że idzie zrobić esej na transmutację. Wolał nie dochodzić do pochopnych wniosków, jednak wyglądało to bardziej jakoby zapadła w śpiączkę, a nie najnormalniej w świecie utraciła na moment przytomność. Mimo różnych myśli nie chciał poruszać jeszcze tematu z Dumbledore’em pod tytułem „a co by było gdyby… jednak była w śpiączce?”, no bo niby co by było? Nie miał nawet pomysłu jakby mieli ją z tego wyciągnąć. Sonda niczego nie wykazała i nie był pewien czy nawet święty Mung byłby w stanie pomóc. Wolał dać jej jeszcze trochę czasu i cicho liczył na to, że sama z siebie się ocknie – nawet jeśli oznaczało to, że leżała w tym samym pomieszczeniu, co on i zabierała mu część powietrza.
Odszedł kilka kroków i popatrzył krytycznie na roztwór znajdujący się w kociołku. Nie dało się ukryć, że potrzebował także jakiegoś konkretnego pomysłu na wywar, więc jednak z dozą niecierpliwości czekał na chwilę, kiedy mógłby zniknąć na kilka dni. Doszedł do wniosku, że poszukanie kogoś od kogo mógłby zaciągnąć jakąś poradę nie byłby głupim pomysłem, jednak nie chciał w czasie swojej nieobecności przejmować się kimkolwiek, kto zostałby w jego komnatach.
Usłyszał pukanie do drzwi, więc wyłączył palnik spod kociołka i poszedł otworzyć.
– Witaj, Severusie.
– Tak coś przypuszczałem, że to możesz być ty. – Wpuścił gościa i gestem ręki pokazał na krzesło.
– Tyle lat cię odwiedzam, a ty i tak z życzliwością wskazujesz na miejsce, które mam zająć. - Zachichotał.
– Nazywaj to jak chcesz, jednak wolę, abyś nie świstał mi nad karkiem, a usiadł.
– Przyszedłem w sprawie panny Granger - rozpoczął oficjalnie.
– Domyślam się, Albusie. Jakby nie patrzeć mam w salonie wilkołaka, a wielkimi krokami zbliża się pełnia. Musimy podjąć jakieś kroki, nieprawdaż?
– Tak, oczywiście, że tak. Przez ostatnie dni starałem się dopytać kogoś obeznanego z takimi sprawami o radę, Severusie – odparł wygładzając swoje szaty. – Jednak okazało się, iż ciężko znaleźć odpowiednią osobę. Po kilku rozmowach doszedłem do pewnych wniosków, które mogą wydać się z lekka bezwzględne, jednak są jedyną opcją.
– Zamieniam się w słuch.
– Z racji, że nie wiemy jak Hermiona pod swoją drugą postacią będzie reagować w ciągu tych trzech dni, nie pozostaje nam nic innego, jak zamknięcie jej w oddzielnym pokoju i upewnienie się, że nie stwarza nikomu zagrożenia.
– Masz na myśli stwarzanie mi zagrożenia? Masz na myśli związanie jej i zostawienie na pastwę własnego wilkołactwa na trzy dni? I to jest twoje pedagogiczne podejście do uczniów? Tym bardziej do uczennicy, która jest nieprzytomna od kilku dni? – zakpił.
– Wiem, że nie brzmi to dobrze, Severusie, ale to jedyne wyjście – odpowiedział dosadniej. – Nie mamy pojęcia, co może w nią wstąpić, więc nie należy ryzykować. Tak ma być i koniec.
– Kim ja jestem, ażeby podważać twoje zdanie, jednak czy przemyślałeś jak stado może zareagować na brak lidera?
– Jeśli chcesz, Severusie, możesz do nich wyjść i wyjaśnić im historię, jak ich przywódczyni znalazła się w takim stanie w jakim się znalazła – powiedział ostrzej. – Tak czy siak, panna Granger ma znaleźć się w oddzielnym pokoju i być na tyle zabezpieczona, ażeby sama sobie nie zrobiła krzywdy.
– Jak sobie pan życzy, panie dyrektorze. – Ukłonił się lekko, a Dumbledore bez słowa wyszedł z jego komnat.
Severus wrócił jeszcze na chwilę do salonu, ażeby zobaczyć czy wszystko w porządku z Granger i zaraz po tym udał się na jeszcze jedne zajęcia tego dnia.


Nie dane mu było jednak powrócić do swoich komnat w spokoju. Już na lekcji poczuł jak Mroczny Znak pali mu przedramię, jednak zdołał dokończyć lekcję z zimną krwią i od razu po tym, jak wypuścił uczniów z klasy, udał się do punktu deportacyjnego.
– Panie – przywitał się z łaską i uklęknął przed Voldemortem.
Po prawie niezauważalnym skinieniu głowy swojego Lorda, wycofał się w półukłonie i dołączył do swoich towarzyszy, którzy znajdowali się kilka metrów dalej, przyglądając się wyczekująco swojemu Panu.
Zebranie nie różniło się wiele od innych. Czarny Pan wysłuchiwał raportów od swoich Śmierciożerców i zatwierdzał czy dane zadanie zostało wykonane, i czy można było pławić się w uczuciu spełnienia i sukcesu z wypełnienia polecenia. Jeśli nie – kara w postaci tortur, jeśli tak – łaska i lekkie skinienie głowy, które było nagrodą. Bez słów. Lord Voldemort wolał pracować w ciszy, zadając czasami jedynie szczegółowe pytania. Emocje jakie chciał wyrazić zazwyczaj odzwierciedlała za niego różdżka. Jedynie w bardzo szczególnych przypadkach odzywał się ponad normę i krzyczał na swoich podopiecznych. Wiedział, że strach rodzi się w ciszy, a nie chaosie.
– Severusie, a ty co za wieści przynosisz? – wysyczał spokojnie. Wciąż był zadowolony, że Snape przyprowadził mu Granger, którą mógł odpowiednio zmobilizować do podjęcia decyzji.
Snape rozejrzał się po towarzyszach w maskach. Cieszył się, że jego chrześniak nie musiał teraz tutaj stać i słuchać tego, co miał do powiedzenia.
– Hermiona Granger jest nowym liderem wilkołaków, Panie.
– Doskonale, Severusie. Jestem pewien, że upewniłeś się wystarczająco za mnie.
– Oczywiście, mój Panie. – Uchylił się.
– Możesz powrócić na swoje miejsce – odpowiedział łaskawie, choć było widać jego lekkie zamyślenie na trupio bladej twarzy.
Severus stanął z powrotem obok Malfoy’a, który wyglądał na równie zaskoczonego jak i on był.
– Skąd wiesz? – syknął cicho.
– Bezpośrednio – odpowiedział najciszej jak mógł i z powrotem spojrzał na oblicze Czarnego Pana ciesząc się, że zebranie niedługo dobiegnie do końca.
Zdecydował zamienić z Lucjuszem parę słów na odchodne, ustalając, że bądź co bądź nie będą wspominać zaistniałej sytuacji Draconowi. Severus natomiast nie miał zamiaru wspominać Lucjuszowi, że możliwe, iż jego syn od dawna akurat wiedział, co Hermiona skrywała przed nimi wszystkimi i równie sprawnie to zataił.
Wrócił w ekspresowym tempie do swoich komnat, jakby go wszyscy diabli gonili. Nie miał czasu na utratę cennych minut, podczas których mógł wpaść na pomysł odrodzenia Eliksiru Życia. Poza tym im szybciej, tym lepiej.
Odruchowo kątem oka rzucił na Granger, ale jej pozycja nie zmieniła się od rana, więc zabunkrował się od razu w laboratorium oczekując, że nikt i nic nie będzie w stanie go oderwać od pracy. Przy okazji miał zamiar zająć się ocenianiem wypracowań i jakimś pełnowartościowym posiłkiem. Jeśli ktoś by stwierdził, że jego życie przez ostatni czas sprowadzało się do przebywania w czterech ścianach jednego pokoju, to nawet by nie zaprzeczył. Liczył na to, że ze swoją podzielnością uwagi będzie w stanie pogodzić pracę i… no cóż, pracę. Głęboko wierzył, że jeżeli szybko uda mu się uzyskać odpowiedzi na nurtujące pytania dotyczące eliksiru, który miał stworzyć – bez względu na koszty – to przynajmniej będzie miał jedno zadanie z głowy i zostanie jedynie to, co zwykle – praca w szkole i praca jako szpieg. A z racji, że wojna była coraz bliżej, to mógł głośno powiedzieć, że przewiduje niebawem wczesną emeryturę. Dopiero przebywając na niej przewidywał odpoczynek.
Snape spojrzał na kociołek, który pozostawił ostatnio na wyłączonym palniku i doszedł do wniosku, że z racji tak dużej przestrzeni w laboratorium jeden zajęty kociołek w tą czy w tamtą nie zrobi mu różnicy. Rozłożył za to kilka miejsc dalej składniki, co do których obecności w eliksirze nie miał wątpliwości, a następnie zabrał się za ocenienie wypracowań intensywnie przy tym myśląc, jak Mistrz Eliksirów, może wybrnąć z powstałej sytuacji.

Severus obudził się z lekko skwaszoną miną spowodowaną niewyspaniem od przybrania złej pozycji podczas snu. Przewertował w głowie czekające go obowiązki tego dnia i nie spodobało mu się to, z czym musiał się dzisiaj zmagać.
Na samym szczycie listy była Hermiona Granger, we własnej i w zmienionej postaci. Albowiem dzisiaj był dzień pełni, na który czekał z wytęsknieniem. A tak szczerze mówiąc, to na pewno z dosyć sporą dozą zaintrygowania i można było powiedzieć, że nawet ekscytacji. Nie był pewien jak potoczy się wieczór, ale ten aspekt był oczywiście najbardziej interesującym elementem kolejnych 24h.
Co do Granger, to nie miał już ani na nią siły, ani na swojego siostrzeńca. Co oni sobie myśleli? Nie wiedział. Co innego jeszcze planowali? Chyba nawet nie chciał wiedzieć. Nie miał pojęcia jak czasami patrzeć na Granger; jak na dziecko zachowujące się czasami dorośle czy jak na dorosłą osobę zachowującą się czasami dziecinnie? Przyznawał – intrygowała go i imponowała mu swoją odwagą i siłą, tą fizyczną jak i psychiczną. Mało kto zdecydowałby się na stanięcie twarzą w twarz przed Voldemortem, a na końcu podjęcie radykalnej decyzji o zajęciu się swoimi ranami we własnym zakresie. W jego mniemaniu postąpiłby tak jedynie szaleniec.
Były jeszcze inne pytania, które go nurtowały. Na przykład: Co się w ogóle stało, że fakt, iż Hermiona jest wilkołakiem został niezauważony przez Dumbledore’a? Czy to dyrektor się starzeje, czy może już tak bardzo pochłonięty jest układaniem taktyki wojennej, że nie zwraca uwagi na to, co go otacza?
Milion pytań i zero odpowiedzi.
Popatrzył na Granger jeszcze raz. Nie wyglądała jak mała, naiwna dziewczynka, nie mająca pojęcia, co się dzieje na świecie i wokół niej, ale też nie wyglądała na agresywną, stanowczą przywódczynię stada, która nie bała się krwi na rękach i potrafiłaby jednym ruchem przegryźć krtań swojej ofiary.
Pokręcił głową próbując otrząsnąć się z nurtujących myśli.
Do niczego takie rozmyślanie nie prowadziło. Na dzień dzisiejszy musiał zapewnić jedynie jej i sobie bezpieczeństwo, a później będzie mógł myśleć, do czego zmierza Granger, a ewentualnie zapytać – no, bo po co miał tracić czas na domysły.
Usłyszał pukanie do drzwi, więc szybko się ubrał i chwilę po tym gestem zapraszał przybysza do wejścia do środka.
– Nic się tu nie zmieniło – wetchnął zawiedziony gość.
– A co niby miało się zmienić? – prychnął w odpowiedzi Severus i usiadł na swoim miejscu.
– Wciąż mam cichą nadzieję, że wyjdziesz w końcu z motywu średniowiecza i jakoś doprowadzisz do ładu i składu te porozstawiane wszędzie czaszki.
– Ma być nastrojowo, Draco. – Uśmiechnął się kpiąco.
– Tak, tak, faktycznie, zapomniałem.
– Nie zaprosiłem cię jednak, ażeby przedyskutować dekorację mojego gabinetu.
– Serio, Severusie? Myślałem, że po tych kilku latach w końcu nastąpił jakiś przełom i doszedłeś do wniosku, że trupi motyw nie działa już na żadnego ucznia. Ale widzę, że jeszcze będę musiał chwilę na to poczekać… A więc w jakiej sprawie przyszedłem? – zainteresował się blondyn.
– Mam pewną prośbę – odpowiedział zdawkowo.
– Niecierpiącą zwłoki, zgadza się?
– Dokładnie.
– Jak bardzo niebezpieczne jest to zadanie?
– Praktycznie w ogóle – odparł Severus po chwili zastanowienia.
– A w skali od 1 do 10?
– No może z sześć. – Wzruszył lekko ramionami.
– Sześć?! I to niby nic wielkiego? Jeszcze na pewno obniżasz próg. Lepiej mów od razu o co chodzi, bo jeszcze zdążę się wycofać trzy razy nim w ogóle mnie poinformujesz.
– Tak więc w chwili, kiedy ja będę trzymać Granger z dala od ludzkości ażeby nikomu nie zrobiła krzywdy, a także sobie, ty pójdziesz do pozostałych wilkołaków, którzy najpewniej zbiorą się gdzieś w Zakazanym Lesie i będą panikować, że nie ma ich lidera – wyjaśnił znużonym tonem.
– Wiesz, że posyłasz mnie na pewną śmierć? – Młody Malfoy zrezygnował nawet z wykłócania się ze swoim chrzestnym.
– Już nie przesadzaj. Masz z nimi porozmawiać, że nie wyjdzie dzisiaj, żeby porzucać im patyki, a nie, że zniknęła w nie do końca znanym nam przyczynach.
– Jedno pytanie, Severusie: czemu sam nie pójdziesz tego załatwić?
– Z racji, że jestem animagiem mogliby wyczuć we mnie zagrożeniem, ale zarazem dzięki temu, jeśli Hermiona w jakikolwiek sposób wydostałaby się z pokoju musiałaby przejść przeze mnie, by móc dostać się do wyjścia – co nawiasem mówiąc nie jest takie proste.
– Widzę, że wszystko to strategicznie przemyślałeś. – Zaśmiał się cicho Draco kręcąc lekko głową.
– Na kogoś musiało paść, prawda? Dumbledore w ogóle nie planował poinformować o tym resztę grupy, jednak mi się wydaje, że jest to czymś oczywistym. To jak?
– No dobra, pójdę. Gdyby to nie była Hermiona, to nawet by nie było opcji, ażebym porywał się na coś tak wielkiego.
– No i widzisz jaki z ciebie złoty przyjaciel? – Poklepał swojego chrześniaka po plecach i skierował w stronę drzwi, co było dosyć jednoznacznym gestem.

Wieczorem Severus przygotował się najbardziej jak potrafił. W pokój powstałym obok jego sypialni postarał się, żeby było najbezpieczniej jak tylko mogło być. Stonowane kolory na ścianach, jak najmniejsze wyposażenie w środku, a przede wszystkim wyciszenie pomieszczenia i wzmocnienie drzwi.
Położył Granger na poduszkach i kocu, które ustawione były na środku pokoju, a następnie odesłał łóżko, które niepotrzebnie mogłoby stwarzać zagrożenie. Następnie obwiązał lekko niewidzialnymi linami jej nadgarstki i kostki. Nie chciał, żeby w szoku i stresie próbowała się z całych sił uwolnić ze spętania, ale w jakimś stopniu musiał zastosować się do zaleceń dyrektora. Zdawał sobie sprawę, że jakby doszło co do czego, to Hermiona powinna mieć możliwość całkowitego uwolnienia się z lin. Od dzikiego zwierzęcia groźniejszy był tylko taki, który przez strach stawał się jeszcze bardziej nieprzewidywalny.
Severus zamknął drzwi, rzucił na nie zaklęcie i usiadł w salonie z kubkiem kawy. Zapowiadała się długa noc – przypuszczał, że nie zmruży dzisiaj oka. Postanowił więc wykorzystać chwilę spokoju i przywołał skrzatkę. Zamówił dwa obiady i nie zdążył nawet jej odprawić, a ta znikła bez śladu.
Leniwie wstał z fotela i podszedł do biurka. Namazał kilka słów i przywołał sowę do siebie. Popatrzył jeszcze raz na kartkę nim zwinął ją i przyczepił do nogi ptaka, „H.G. odizolowana. Czekać na twoje przybycie?”. Nie wiedział czy doczeka się odpowiedzi, ale warto było spróbować – jakby nie patrzeć to nie przede wszystkim on miał interes w tym, by Granger wybudziła się cała i zdrowa, i nie zrobiła sobie niczego podczas następnych trzech nocy.
Minęła północ i Snape usłyszał głuchy huk dochodzący z pomieszczenia obok. Niby spodziewał się poruszenia i jakiegoś odzewu z tamtej strony, niemniej jednak był lekko zaskoczony. Upił łyk herbaty, którą niedawno zaparzył i wpatrywał się intensywnie w drzwi, które oddzielały go od jednego z najgroźniejszych zwierząt w czarodziejskim świecie. Wrócił spojrzeniem na stół. Przed nim leżał wciąż nietknięty talerz z jedzeniem, który zamówił dla Dracona. Domyślał się, że dopiero od tego momentu będzie w stanie zamienić ze stadem kilka słów, i że może mu zająć to znacznie dłuższa chwilę, niż mogliby oboje podejrzewać.
Zawołał ponownie skrzatkę.
– Możesz już zabrać talerze. Wyczekiwany gość przyjdzie trochę później niż sądziłem – powiedział spokojnie.
Skrzatka popatrzyła się na niego lekko zdziwiona jego uprzejmym zachowaniem i aurą stoicyzmu, którą emanował.
– Życzy sobie panicz podania obiadu o późniejszej porze?
– Nie, dziękuję, prawdę mówiąc nalegam, ażeby nikt dzisiaj już mnie nie niepokoił.
– Oczywiście, paniczu. – Skrzatka uchyliła się w połowie i znikła.
Severus momentalnie powrócił do obserwowania drzwi pomieszczenia, w którym zamknięta została Granger, jakby jego wzrok miał wymusić akcję, która miała się rozegrać.
Kwadrans po północy, kiedy już zdążył dojść do wniosku, że wpatrując się w ścianę nie jest w stanie ujrzeć tego, co się za nią znajduje, do jego uszu dobiegł kolejny huk, jakby ktoś z całej siły przywalił w coś dosyć sporego. Snape mógł tylko przypuszczać, że Granger zaliczyła pierwsze bliższe spotkanie ze ścianą i zapewne nie ostatnie.
Wypił kolejny łyk i z niecierpliwością popatrzył na zegar. Wskazówki leniwie płynęły, co go jedynie podirytowało. Gdzie jest Draco? Gdzie jest Albus? Co miał zrobić? Czuł jakby się znalazł w patowej sytuacji. Nie przeżył dotychczas niczego podobnego, ale nie podobała mu się taka bezczynność. Nie wiedział czy Hermiona odzyskała świadomość, czy była pod postacią wilkołaka bezwiednie. Do tego nie miał pojęcia jakie zachowanie jest typowe dla wilkołaka podczas pełni. Tylko jednego wilkołaka znał do tej pory i zawsze przygotowywał my Wywar Tojadowy, nie dociekając jakie to jest uczucie, gdy przemienisz się w dzikie zwierzę. Czy w ogóle byli w stanie powstrzymać się od atakowania swojej ofiary? Czy mieli nad sobą jakąkolwiek kontrolę? Byli w stanie się temu sprzeciwić? Zakładał, że nie, skoro zawsze podczas pełni wybierali się w głąb Zakazanego Lasu, jak najdalej od cywilizacji. Bali się konsekwencji, które mogłyby wynikać z ich zachowania podczas pełni? Całkiem możliwe. W tym momencie nie mógł niczego wykluczać i wiedział, że z pytaniami na ten temat będzie musiał jeszcze chwilę poczekać.
Minęło kolejne piętnaście minut i teraz huki dochodzące z pokoju powtarzały się z częstotliwością mniej więcej, co 3 minuty. Severus nałożył kolejne zaklęcia na drzwi jednak wolał nawet nie zgadywać, w jakim stopniu będzie to pomocne.
Koniec końców po kolejnych minutach, które były liczone w głuchych łoskotach uderzeń, Snape na tyle się zdenerwował brakiem wystarczającej wiedzy, która pomogłaby mu zapanować nad tym, co się działo, że postanowił wysłać po Draco patronusa. Nalegał w wiadomości, ażeby nie marnował czasu na pogawędki i postarał się jak najszybciej wrócić. Mogło zabrzmieć to trochę rozpaczliwie i całkiem do niego niepodobnie, jednak w tym momencie nic nie miał do stracenia.
Nie chciał zostawiać Granger samej nie mając pojęcia czy ewentualna interwencja nie będzie potrzebna, ale nie mógł zrozumieć czemu Dumbledore przebywając w tym samym budynku, co oni nie mógł, z nieznanych Severusowi przyczyn, ruszyć tu swoich spróchniałych kości, by zobaczyć czy nic jego małej podopiecznej się nie stało. Jedyne logiczne wyjaśnienie było takie, że dostał zawału i nie mógł akurat się tutaj zjawić – wszystko inne Snape uważał po prostu za zbyt słabą wymówkę.
Po następnych pięciu minutach odgłosy w pokoju obok wzmocniły się na tyle, że Mistrz Eliksirów z przejęcia aż wstał. Nie mógł dużej usiedzieć w bezczynności i obawiał się, że dla Hermiony Granger a.k.a Niepoczytalnego Wilkołaka, nawet stalowe drzwi obłożone zaklęciami nie były przeszkodą. Dla ukojenia nerwów przemieścił wszelkie meble, które posiadał w sypialni oraz salonie do laboratorium i gabinetu, ażeby stworzyć większą przestrzeń, dzięki której czuł się potężniejszy. Chodził w kółko po pokoju, a krew w jego żyłach leciała szybciej i szybciej, podkręcona przez adrenalinę, która została wywołana mocniejszymi uderzeniami w drzwi. Nie słyszał niczego innego oprócz głuchego łoskotu, jakby świat się zatrzymał i tylko oni liczyli się w tym momencie. On i Wilkołak. On i nieobliczalne zwierzę. On i jego uczennica pod postacią Bestii.
Nie czuł się tak podekscytowany i zdenerwowany od szkolnych lat. Z racji, że zawsze miał wszystko pod kontrolą, to był w stanie zachować w każdej sytuacji zimną krew. I mylił się, jeśli myślał, że tym razem będzie tak samo.
Miał ochotę sięgnąć po łyk czegoś mocniejszego, co może dodałoby mu odwagi, aby sprostać temu, co miało nadejść. Zamiast tego sięgnął po różdżkę i postarał się zebrać emocje w rydze, by działać szybko i zwinnie, myśleć jasno oraz logicznie. Jakby nie patrzeć sporo przeżył i nie mógł to być najbardziej wymagający pojedynek.
Przybrał ofensywną postawę, patrzył wyczekująco na drzwi, a w jego uszach odbijały się echem niebezpieczne skrzypnięcia wydawane przez stal.
Cofnął się kilka kroków i w tym samym momencie usłyszał ostry zgrzyt metalu, i krótkie, ciężkie dyszenie, przeplatane między warknięciami.
– Granger, słyszysz mnie? – zapytał niezbyt głośno, ostrożnie robiąc kilka małych kroków do przodu. – To ja, profesor Snape. Znajdujesz się u mnie, ponieważ straciłaś przytomność.
Severus patrzył na nią podejrzliwie trzymając się na dystans, z różdżką schowaną miedzy szatą.
– Wiem, że dzisiaj jest pełnia, i że najpewniej chciałabyś pójść do swojego stada, ale puszczę cię dopiero w momencie, gdy dojdę do wniosku, że kontrolujesz swoje zachowanie.
W odpowiedzi usłyszał jedynie ciche warknięcie. Nie wiedział, co ma oznaczać ten odzew. Domyślał się, że Hermiona może nie być w stanie zawrzeć odpowiedzi w słowach, jednak przeczucie mówiło mu, że to nie takiej odpowiedzi oczekiwał.
Chciał dodać coś jeszcze, by się upewnić, co to miało znaczyć, ale nim zdążył wypowiedzieć jakiekolwiek słowo ujrzał jak wielkie zwierzę biegnie w jego stronę. Uchylił się i uskoczył w bok chroniąc się przed przeciwnikiem, który wylądował na ścianie.
– Granger, do cholery, wiem, że mnie słyszysz – odezwał się Severus wstając na nogi. – Nie wygłupiaj się, nie będziemy walczyć. Tym bardziej nie w Hogwarcie. – Popatrzył się na nią, ale Hermiona szykowała się do kolejnego skoku. – Dumbledore chyba mnie zabije – dodał jedynie do siebie i rzucił pierwsze lepsze obronne zaklęcie jakie przyszło mu na myśli.
Wilkołak został odepchnięty do tyłu lekko zdezorientowany, ale momentalnie wstał i rozwścieczony skoczył ponownie na Mistrza Eliksirów. Severus rzucał zaklęcia obronne jedno po drugim starając się nie zranić swojej, jakby nie patrzeć, uczennicy.




5 komentarzy :

  1. Nareszcie nowy rozdział! Szkoda ze skonczylas w takim momencie bo jestem ciekawa co będzie dalej! ;3 Opowiadanie jest coraz ciekawsze i cieszę się ze je dalej piszesz. Życzę Ci weny :) Pozdrawiam! :* :)
    -Darietta

    OdpowiedzUsuń
  2. Już nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału! Ten jak zawsze świetny.Życzę weny i oczywiście czasu na pisanie! Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie mogę doczekać sie dalszej części, na którą czekam z niecierpliwoscią.
    Pozdrawiam i niech wena będzie z tobą.

    OdpowiedzUsuń
  4. Czytałam i jestem zadowolona, ale w takim momencie przerwać to koszmar, jednak cieszy mnie, że pojawiło się cokolwiek i możemy czytać dalej, zapewne nawet jakby to było jedno zdanie to była bym zadowolona bo każda twoja aktywność tutaj pokazuje, że nie poddajesz się mimo własnych spraw, które są zapewne ważniejsze niż to co tu się dzieje. Jestem Ci wdzięczna i mam nadzieję, że będziesz kontynuować i będziesz miała dla nas czytelników chodź troszeczkę więcej czasu i weny by nas uszczęśliwić kolejnym dodanym rozdziałem ^^ . Co do samego rozdziału to akcja się zaczęła dziać i emocje też się pojawiły we mnie gdy czytałam, nie wiedziałam nawet kiedy pochłonęłam każde słowo. Cieszę się, że tutaj trafiłam, pozdrawiam i życzę weny :D !

    OdpowiedzUsuń
  5. Witaj!
    Jeśli jesteś ciekawa jak wyglądał 7 tom opowieści o Harrym Potterze oczami Severusa Snape'a zapraszam cię serdecznie!
    Mrok, analiza planu Dumbledore'a, szpiegostwo Snape'a, śmierciożercy oraz... parring z udziałem mistrza Eliksirów :) jaki? Dowiesz się pod adresem:
    plan-dumbledorea.blogspot.com


    Jeśli jest to sevmione to chętnie tu jeszcze wrócę :')

    OdpowiedzUsuń