Chyba powoli wracam do starego rytmu pisania (nie zapeszając :D).
Przeżyłam 18stkę, to teraz mogę zabierać się za dalsze pisanie xd Co prawda na Olę czeka sesja, no ale mam nadzieję, że jak będzie potrzeba, to chwilę czasu znajdzie :)
Czytajcie, komentujcie i oczekujcie kolejnego! :))
Dziewczyna
długo głowiła się nad wczorajszymi słowami Pabla. Widziała, że to do niej
należy podjęcie decyzji, która miała zaważyć na następnych miesiącach jej
przywództwa. Jedno było pewne: nie miała zamiaru porzucać swojego stada, a tym
bardziej przed kimkolwiek ulegać. Miała właśnie do wykorzystania swoje pięć minut,
podczas których należało pokazać, że jest znacznie bardziej niebezpiecznym
przeciwnikiem, niż można by było zakładać.
Przez
parę tygodni wcześniej zawzięcie szukała czegoś na temat zwłok wilkołaka,
jednak żadna książka nie była w stanie dać jej dokładnej odpowiedzi. Nie
chciałaby aż tak odzyskać ciała Velvora, gdyby nie fakt, że tak duże zamieszanie
stworzyło się wokół tego. Jej stado milczało w tej kwestii i nie wiedziała czy
coś przed nią próbują zataić, czy są jedynie zaniepokojeni całą tą sytuacją. Z
początku wpadła jej do głowy dosyć logiczna myśl: ten, kto miał zwłoki
poprzedniego przywódcy działał autorytatywnie na pozostałą grupę, jednak czy
nie wystarczyłoby jedynie zabić lidera? Po co od razu zabierać ze sobą zwłoki?
Temat przeciągał się coraz bardziej i bardziej, a Hermiona czuła, że odpowiedź
znajduje się tuż przed jej nosem, a konkretnie mówiąc, między członkami jej
wilczej rodziny. Nie chciała wprowadzać napiętej sytuacji do watahy, ale z
drugiej strony nie zamierzała pochwalać kłamstwa i zatajania prawdy, i każdy z
nich z osobna musiał się z tym liczyć. Nadszedł w końcu czas, by pokazać, że
nie miała zamiaru rządzić lekką ręką.
Hermiona
odbębniła dzień szkolny w spokoju, choć myślami daleko wędrującymi poza szkolną
klasę. Szykowała się bowiem na dzisiejszy wieczór. Miała zamiar zamienić kilka
słów przed całym stadem, a następnie chciała, by wyruszyli na łowy w nowe miejsce,
które do tej chwili było zakazane ze względu na agresywną faunę, której
zachowanie wciąż było nie do przewidzenia. Dzisiaj był dzień testu i wiedziała,
że bez ran wyjdą jedynie ci, którzy w zupełności jej zaufają i nie będą chcieli
działać na własną rękę. To był test, który miał wykazać lojalność jej nowej
rodziny.
Brązowowłosa
wymknęła się z pokoju po ciszy nocnej i zniknęła, pod osłoną zaklęcia, z
Hogwartu. Był kolejny październikowy dzień, a wokół siebie zauważyła liście,
które ścieliły ziemię już na samym wejściu do Zakazanego Lasu. Gdy dotarła do miejsca
zebrań, wysłała każdemu krótki sygnał i czekała w milczeniu, dopóki nie zjawiła
się ostatnia osoba.
–
Zapewne zastanawiacie się z jakiej okazji przyszykowałam na dzisiaj krótką
przemowę. – Spojrzała na nich, ale dostrzegła jedynie założone przez niektórych
ręce na klatce piersiowej i nieufne spojrzenia. – Jest pewna kwestia, którą
należy przedyskutować. Wiem, że wciąż nie możecie się pogodzić z moim
przywództwem, ale co do tego mam tylko jedną myśl – przyzwyczajcie się albo odejdźcie. Tutaj
akurat nie ma na jaki temat dyskutować.
Popatrzyła
na nich chłodno i przybierając taką samą pozycję rąk jak oni rozpoczęła powoli
i pewnie przemierzać wzdłuż linii, którą tworzyły ich ciała.
–
Musimy jednak zamienić słowo, co do ciała Velvora. Wiem, że niektórzy z was
mogą mieć większe pojęcie na ten temat od reszty i jestem w stanie zauważyć to
nawet teraz, po drobnych gestach, które wykonujecie i o których nawet nie
wiecie. Pewnie nie zdajecie sobie z tego sprawy, ale wasz brak lojalności,
wasze kłamstwa i zatajanie różnych informacji mogą jedynie negatywnie odbić się
na decyzjach, które niebawem podejmę. Chcę, żebyście byli świadomi, że to, na
co się porwę będzie jedynie spowodowane waszym zachowaniem. Potrzeba mi jednak
w szeregach ludzi, którzy nie odwrócą się ode mnie w najgorszych chwilach, więc
póki macie czas decydujcie sami, co wybieracie. Dam wam czas do następnego
tygodnia. – Uważnie popatrzyła po wszystkich twarzach. – Dzisiaj pójdziemy
zapoznać się z nieznanym nam dotąd terenem. Trochę nowej fauny i nowych
zapachów. Pamiętajcie o zasadach: każdy idzie za mną i każdy kontroluje swoją
własną Bestię. Ruszajmy.
Dla
Hermiony Granger teren Zakazanego Lasu nie był obcy, po odłączeniu się od stada
nie chciała podczas pełni wpaść na starą watahę i musiała odbywać podróże w
różne strony. Wiedziała, które rejony są spokojniejsze, a które są przeznaczone
jedynie na pojedyncze wędrówki. Oczywiście pamiętała jakie uczucia towarzyszyły
jej za pierwszym razem, gdy moc nowych zapachów zakręciła jej w głowie, lecz
był to stan, który można było albo skontrolować na samym początku, albo
pozwolić, by ciałem zawładnęła silniejsza moc mordu. W pobliżu jednak nie było
więcej niż trzech zwierząt na krzyż, a jedynie zapachy tych, które przemierzały
tę drogę, zostały tutaj namacalnie wyczuwalne.
Kwadrans
przed pełnią znajdowali się już na nieznanych dotąd terenach i powoli oswajali
się z każdym skrawkiem nowego miejsca, dokładnie wszystko obwąchując. Hermiona
nie spieszyła się. Chciała, żeby każdy zaznajomił się perfekcyjnie z Zakazanym
Lasem, więc dała wszystkim tyle czasu ile potrzebowali i odchodząc kilka metrów
od nich siadała przy drzewie, i nasłuchiwała czy nie zbliża się niebezpieczeństwo,
powtarzając procedurę co kilkaset metrów.
Wszystko
przebiegało spokojnie, żadnych zwierząt nie było słychać, nawet pohukiwania
sowy. Hermiona ostrożnie stawiała kroki, by nie nastąpić żadną łapą na kruchą
gałąź. Chciała nauczyć resztę, że cisza jest fundamentem przebywania w
Zakazanym Lesie, której trzeba przestrzegać w każdej sytuacji. I już miała
zasygnalizować reszcie, że zatrzymują się, by rozejrzeć się na następnej
powierzchni, gdy zza krzaka ujrzała kształt lśniącego zwierzęcia, które
połyskiem mogłoby rozświetlić drogę na dziesięć kilometrów. Chwilę później nie
tyle, co zobaczyła dokładne rysy jednorożca, a poczuła obłędny zapach jego
krwi, który sprawił, że krew zaczęła szybciej krążyć w jej ciele, a puls od
razu podskoczył. Oderwała wzrok od blasku i spojrzała powoli na swoje stado.
Każdy z nich stał zahipnotyzowany, automatycznie przyjmując pozę drapieżnika
polującego na swoją ofiarę.
Hermiona
uspokoiła się i nie pozwoliła Bestii przejąć nad sobą kontroli. Odwróciła się
przodem do swojego stada próbując zwrócić na siebie ich uwagę.
–
Nikt się nie rusza – warknęła. – To jest okazja, żebyście pokazali czy umiecie
się kontrolować. Musicie zwalczyć Bestię, inaczej…
Nie
zdołała dokończyć, gdy pierwszy z wilkołaków wyrwał do przodu i nie zważając na
nic gnał ile sił w nogach. Kolejni zaczęli lecieć za nim i jedynie kątem oka
dostrzegła, że garstka z nich zdołała się opanować i usiąść w chwili, gdy sama
rozpoczęła biec w kierunku jednorożca, po drodze podgryzając nogi innym
wilkołakom i sprawiając, że tracili równowagę, i padali na ziemię. Czuła jak w
głowie mieszają jej się zapachy i sama miała ochotę rzucić się na jednorożca,
by wbić zęby w jego miękką skórę. Jednak mocna kontrola nad sobą pozwoliła
zachować jej resztki trzeźwego myślenia i możliwość ujrzenia przed sobą wilkołaka,
który biegł, by zaatakować niewinną ofiarę.
Skoczyła
ze skały i rzuciła się wprost na wilka, który z szałem w oczach ani myślał, by
zwolnić. Jej zęby wbiły się w kark drugiego zwierzęcia, a huk, który powstał z
ich ciał toczących się po ziemi sprawił jedynie, że jednorożec cwałem ruszył
przed siebie.
Hermiona
zobaczyła wściekłość w oczach Roy’a, który od razu po stanięciu na nogach
rzucił się w jej kierunku. Zrobiła unik, jednak nie pozostała bierna i gdy
tylko jej przeciwnik upadł, skoczyła na niego i trzymając jego gardło między
swoimi zębami przygniotła go do ziemi.
Reszta
stada stała kilka metrów od nich i w ciszy czekała na kolejny ruch lidera. Nikt
nie śmiał się odezwać. Nikt nie śmiał się poruszyć. Każdy wiedział, że to ona
decydowała.
W
chwili, gdy Roy przestał się szamotać, a jego ciało bezwładnie opadło na ziemię,
Hermiona wypluła jego szyję. Spojrzała na jego klatkę, która unosiła się
nieprawdopodobnie szybko, a następnie odwróciła się całkowicie go ignorując i
skupiając się teraz na pozostałych podopiecznych.
–
Jestem dumna z tych, co pozostali i nie zlekceważyli moich słów. Mam nadzieję,
że ci, którzy upadli uderzyli się wystarczająco mocno, by przemyśleć swój czyn
raz jeszcze. Trzeba nauczyć się kontroli, bo takie zachowanie nie będzie
dopuszczalne następnym razem. Musimy zdawać sobie sprawę, że pokusy będą na nas
czekać na każdym zakręcie, jednak staniemy się silni dopiero wtedy, gdy
będziemy w stanie trzeźwo dokonywać wyborów i nie ulegniemy naszym emocjom ani
żądzy krwi. Kolejnym razem skończycie w znacznie gorszym stanie niż
przygnieceni do ziemi jeśli zauważę, że ktoś nie odnosi się do moich zasad. To
nie są zabawy, a to jest moje ostatnie ostrzeżenie.
Powolnie
przeniosła wzrok z każdego, kto siedział przed nią.
–
Dzisiejszą noc skończymy bez łowów, niech to będzie kara i nauczka na
przyszłość.
Odwróciła
się od stada i słysząc jak się podnoszą powoli zaczęła ruszać do przodu,
powtarzając procedurę zapoznawczą z terenem, jaka miała miejsce przed
incydentem.
Głodna
i lekko poddenerwowana wróciła do swojego pokoju. Wiedziała, że stado będzie niezadowolone
zbiorową odpowiedzialnością, lecz każdy z nich, nawet ona, potrzebowali czasem
zawalczenia z Bestią i nienasycenia jej – pomagało to utrzymać samodyscyplinę i
dawało wiarę we własną siłę.
Padła
na łóżko zastanawiając się jak to jednak jest z tym bezgranicznym zaufaniem,
lojalnością i skrywanymi tajemnicami, które wciąż przeszkadzały, by siedemnastoosobowa
grupa wilkołaków mogła dojść do porozumienia.
~*~*~*~
Jej
poranek nie zaczął się tak, jak chciała. Gdy tylko wyruszyła na śniadanie jej
oczy spotkały się z zimnym spojrzeniem ciemnych oczu nowego ucznia Ravenclawu i
już przeczuwała, że nie odłoży ich spotkania na kolejny tydzień. Musiała zająć
się podopiecznym Voldemorta i pomóc mu zapoznać się ze szkołą. Chciała poczekać
aż wróci dyrektor i oboje będą w stanie ułożyć jakiś plan działania, ale
zdawała sobie sprawę, że coraz większe zwlekanie przełoży się jedynie na
zdenerwowanie Czarnego Pana, a co za tym szło, na ponowną wizytę w Fortecy.
Wślizgnęła
się rówieśnikowi zwinnie do umysłu i zostawiła wiadomość, żeby spotkali się po
lekcjach na korytarzu przed Wielką Salą. Nestor wiedział, że nie jest na tyle
głupia, żeby chcieć wyciągnąć z niego jakiekolwiek wspomnienia, ale mimo
wszystko miał postawiony solidny mur, którego nikt do tej pory nie był w stanie
przebić, a który każdego dnia mu towarzyszył.
Weszła
z rozradowanymi przyjaciółmi do sali, a tym razem jej spojrzenie przelotnie
spoczęło na kolejnych zimnych, czarnych oczach, które były na niej ciężko
zawieszone. Nie próbując przetrzymać spojrzenia postanowiła, że dzisiejszego
dnia nie podnosi wzroku wyżej niż trzy metry nad ziemią.
Zajęcia
zakończyły się tak samo przyjemnie, jak zwykle. Hermiona nie zapomniała jeszcze
jaką radość sprawiała jej nauka nowych rzeczy i tak samo, jak wcześniej, nie
był to dla niej jedynie obowiązek, ale wciąż szansa na nowe życie.
Po
tym, gdy odniosła książki i wyjaśniła przyjaciołom, że obiecała dyrektorowi
przed wyjazdem, że zajmie się nowym uczniem, poszła na dół i przeczekała
piętnaście minut, aż Nestor zdecydował się w końcu pojawić. Oczywiście nie
miało to nic wspólnego z brakiem ustalenia konkretniej godziny, lecz jedynie z
chęcią teoretycznego skompromitowania jej i pokazania, że to na niego, pupila
Voldemorta, należy czekać, a nie na odwrót. Jakby mogła, to zapewne obróciłaby
oczami, ale nie chciała przeciągać tego, co i tak było już stratą czasu.
–
To od czego zaczniemy? – odezwał się niemal radośnie. Hermionie jedynie
brakowało, by potarł ręce, klasnął i podskoczył do góry tak, by tylko pokazać
swoje podekscytowanie.
–
Od podziemi. – Popatrzyła na niego kątem oka, gdy zaczęli iść w stronę schodów.
Nie
podobała jej się taka żywiołowość, wyglądał przez to jakby w ogóle nie wyszedł
spod ręki Śmierciożercy, ale może takie właśnie miało być założenie? Nikt by
się nie połapał, jakby dobry uczeń, należący do Ravenclawu, mający masę
kolegów, energiczny i chętny do pomocy miał od środka pomóc w ataku na Hogwart.
Przechodząc
przez zimne korytarze usłyszała trzepot szat, który znajdował się około 400
metrów od nich i który mógł należeć tylko do jednej osoby. Spojrzała przez
ramię, jednak chłopak w ciszy rozglądał się po ścianach, jakby pragnął
zapamiętać każdy najdrobniejszy szczegół. Jeśli został przeznaczony do tej
misji, to faktycznie musiał być dobry w tym, co robił, a w tym momencie, gdy
skupiał się na danym, konkretnym zadaniu, jego twarz nabrała na tyle poważnych
rys, że spokojnie mogłaby dać mu pięć lat więcej niż powiedział, że ma.
Odwróciła
się, a kilka sekund później zza zakrętu wyłonił się Severus Snape, który nie
wydawał się być zaskoczony ich obecnością, co jedynie wskazywało na to, że
akurat z tym planem był już od dawna zapoznany.
–
Granger, co tu robisz z uczniem z Ravenclawu? – warknął.
–
Z tego, co wiem, to kodeks nie zabrania bratania mi się z uczniami z innych
domów – odpowiedziała niemalże znużonym głosem.
–
Na tyle, na ile nie jest to mój podopieczny ze Slytherinu – odparł lodowato. –
Jeszcze by się czymś zarazili od mugolaczki, kto wie, jakie choróbska ze sobą
nosisz.
–
Jedynie czym mogliby się zarazić, to wiedzą, ale patrząc na nich, to nie jest
im groźne – odgryzła się.
–
Idź już Granger, bo dłuższe patrzenie na ciebie powoduje u mnie dziwny wzrost
zdenerwowania.
–
Oczywiście, panie profesorze, proponuje zapytać się kogoś ze Slytherinu, co to
może być. Jestem pewna, że znajomość anatomii ludzkiej nie jest im obca, przed
chwilą widziałam jednego, co dokładnie wiedział gdzie znajduje się gardło
dziewczyny, do której ma wepchnąć język.
Snape
jedynie prychnął i powiewając swoją peleryną poszedł, zapewne upomnieć
podopiecznego, że romantyzm nie opiera się na skrywaniu się po kątach.
Nestor
nie odzywał się, a jedynie bacznie obserwował. Wiedziała, że spijał każde
słowo, które wypowiedzieli, by później przekazać to Voldemortowi, nie wiedział
jednak tego, że pomiędzy słowami, które wypowiadali na głos były też słowa,
które przekazywali sobie w głowie. Może i ze Snape’em nie miała najlepszych
kontaktów i nie chciała wchodzić z nim nawet w krótką pogaduszkę, ale jeśli
chodziło o Hogwart i losy czarodziejów, to wolała poradzić się szpiega, o
których rzeczach jest zobowiązana powiedzieć Nestorowi, a które powinna przed
nim strzec jak tylko może.
Oprowadzanie
skończyła koło północy. Chłopak zadawał mało pytań, a bardziej skupiał się na
zapamiętywaniu. Miała nadzieję, że jeśli dzisiaj zobaczą większą część, to
Nestor zapomni szczegóły, jakie ujrzał, jednak nie była do końca przekonana czy
przypadkiem wspomnienie nie zostaje na tyle czytelne na ile osoba, które je
posiada nie postara się, aby je zniekształcić. Jeśli tak właśnie było, to
przynajmniej odbębniłaby swoją część roboty w ciągu kilku dni, a nie tygodni i
miałaby z głowy to, co się dalej z nim stanie.
~*~*~*~
Nie
musiała dwukrotnie przemyśleć decyzji, którą podjęła. Jej stado miało obowiązek
podążyć za nią, a ona, od razu po odbytej rozmowie, wiedziała do kogo powinna
przyłączyć. Teraz wystarczyło jedynie znaleźć dogodny termin dla ich dwójki i
omówić dokładniej współpracę.
Severus
od dziecka lubił szpiegować ludzi, jednak nigdy nie myślał, że stanie się to
jego koszmarną pracą. Czuł, jak gdyby karma z dzieciństwa do niego wróciła i
dała do zrozumienia, że świat sam wymierza sprawiedliwość. Było to coś, do
czego mógł się przyzwyczaić i to zrobił. Wciąż jednak nie lubił, gdy ktoś przed
nim coś zatajał i próbował obudzić w nim jeszcze większą ciekawość, a tak
właśnie czuł się przy pannie Granger. Nie mógł zrozumieć czemu z dnia na dzień
zmieniała nastawienie w stosunku co do niego tylko po to, by następnie udawać,
że nic się nie stało. I jeśli nie była to poważniejsza choroba psychiczna, to
mógł jasno stwierdzić, że intrygowała go ta tajemniczość i, że za każdym razem,
kiedy znajdowała się obok niego pragnął wręcz, aby wyjawiła mu co takiego
ukrywa. Świerzbiły go ręce na myśl, że może mieć przed nim, przed dyrektorem
tajemnice, które z jakiegoś powodu nie mogły ujrzeć światła dziennego, które
były na tyle ogromne, że w jego oczach stałaby się inną osobą. Chciał usłyszeć,
co w sobie trzyma, a zarazem obawiał się, że są to rzeczy, w które nie będzie w
stanie uwierzyć, które zaburzą jego obraz gryfońskiej dziewczynki z burzą
nieokiełznanych włosów i pełną wigoru na każdej lekcji. Może jednak wtedy byłby
spokojniejszy i nie wspominałby widoku jej ciała znalezionego w lesie, jej szczątek
leżących u stóp Voldemorta ani jej niewyleczonych ran po tym, gdy zaszyła się w
motelu, próbując samotnie dać sobie radę z obrażeniami.
Hermiona
Granger była wykończona po podróży, jednak z racji, że nastał weekend miała
możliwość udania się poza Hogwart po tym, gdy poinformowała przyjaciół, że
niezwłocznie musi zawitać w swoim rodzinnym domu, gdyż jej mama ciężko
zachorowała. Oczywiście było to wierutne kłamstwo. Jedyne, co mogła zrobić dla
swoich rodziców, to wymazać im siebie z pamięci. To była jedyna rzecz, jaką
mogła dla nich zrobić po tych wszystkich latach. Jeśli miałaby zadośćuczynić,
to tylko w taki sposób. Mogłaby powiedzieć, że nie wiedziała, co do tej pory
powstrzymywało ją przed tym, ale znała siebie za dobrze, ażeby wykręcać się w
taki błahy sposób. Nie była do końca pogodzona z myślą, że sama sobie odbierze
jedyną rzecz, jedynych ludzi, którzy będą ją łączyć z niemagicznym światem,
jednak wiedziała, co jest słuszne i była to jedynie kolejna rzecz do zrobienia
na liście.
Otrzepała
bluzkę z piachu, który na niej osiadł i ruszyła przed siebie drogą, którą
wystarczyło jej przejść raz w życiu.
Głośne
pukanie odbiło się echem w pomieszczeniu. Mężczyzna w zaskoczeniu niemalże
podskoczył z miejsca. Do tej pory nigdy nie zdarzyło się, by ktokolwiek zapukał
do drzwi, czemu się nie dziwił biorąc pod uwagę lokalizację miejsca. Odstawił
długopis na stół i upił łyk herbaty czekając aż gospodarz zejdzie na dół i
otworzy drzwi gościowi.
–
Cóż za niezwykła niespodzianka. – Przywitał ją ciepło męski głos.
–
W rzeczy samej.
–
Akurat woda się zagotowała, masz może ochotę na herbatę?
–
Raczej na coś mocniejszego, musimy porozmawiać na pewien temat – odpowiedziała
i weszła do środka.
Rozejrzała
się po pomieszczeniu i dopiero teraz dostrzegła drobiazgi, z których składał
się pokój i którym za pierwszym razem nie poświęciła dużo czasu.
–
Hermiona? – Z kąta dobiegł ją znany głos.
–
Witam, dyrektorze. – Uśmiechnęła się serdecznie. – Czuję w kościach, że wrócimy
dzisiaj razem do Hogwartu – powiedziała tajemniczo.
–
Och, dziecko, powiedz coś więcej. – Albus szybko podjął temat. – Wiesz doskonale,
że jestem w stanie pomóc w każdej sytuacji, tylko ty mi musisz najpierw pomóc
zrozumieć w czym rzecz. – Wstał i ruszył żwawym krokiem w jej stronę.
–
Dyrektorze Dumbledore, nie ma powodu do obaw, naprawdę. – Popatrzyła na niego
pewnym, mocnym spojrzeniem, po którym Albus zatrzymał się w miejscu. – Sprawy
wyglądają tak, że nie zawsze można mieć na wszystko wpływ, a czasem należy
odpuścić i zobaczyć co z tego wyjdzie. – Podeszła do niego, wzięła go pod ramię
i z powrotem zaprowadziła na krzesło, na którym siedział.
–
Przyjechałam, by zamienić kilka słów z Delvorem i właśnie teraz pójdę to
zrobić, a gdy wrócę, udamy się razem do szkoły bez zbędnych pytań i wyjaśnień.
I tak będzie dopóki nie zdecyduję, że być inaczej, w porządku? – zapytała miłym
głosem, jakby tłumaczyła starszej osobie coś, czego nie byłaby w stanie pojąć.
Mocny uścisk dawał jednak do zrozumienia, że nie była to chwila do żartów i, że
to, co powiedziała należało uszanować bardzo mocno.
–
W porządku. – Odpowiedź przyszła po kilku dłuższych sekundach i dopiero wtedy Hermiona
posadziła mężczyznę na krześle, odwróciła się i ruszyła za Delvorem, który
czekał na nią przed schodami prowadzącymi do piwnicy.
Rozejrzała
się wokół, a jej spojrzenie natrafiło na rzeźby i głowy wypchanych zwierząt
wiszące po obu ścianach, które tworzyły korytarz.
–
Podejrzewam, że jesteś zaznajomiona z każdym z tych zwierząt – zażartował lekko
i otworzył drzwi do gabinetu.
Wskazał
jej miejsce ręką i podszedł do barku.
–
Kolekcja z pobliskiego lasu? – zapytała zajmując fotel obok kominka.
–
Zdecydowanie, choć niektóre z tych sztuk bardzo ciężko wytropić nawet z
nadzwyczajnymi zdolnościami.
–
Domyślam się – odparła i wzięła kieliszek z jego ręki.
–
Jest większy powód, dla którego zawitałaś w moje skromne progi niż chęć rozmowy
o łowiectwie.
–
Pytanie czy stwierdzenie? – Ironiczny uśmieszek wypłynął na jej usta.
–
Patrząc na pokonane kilometry, stwierdzenie. – Upił łyk.
Hermiona
popatrzyła na niedźwiedzia, którego skóra dzieliła ich fotele.
–
Podjęłam decyzję. – Spojrzała mu prosto w oczy.
–
Przyłączasz się? – zapytał ni to zaskoczony, ni to stuprocentowo pewny.
–
Na odpowiednich warunkach.
–
Czyli na jakich?
–
Moich – odpowiedziała stanowczo i dopiła whisky pozwalając, by na jej ustach
zagościł cień uśmiechu. To miała być dobra decyzja.
~*~*~*~
Hermiona
teleportowała się w dosyć dobrym humorze do Hogwartu. Dyrektor był o wiele
bardziej milczący niż przypuszczała, że będzie od kiedy tylko opuścili posesję
wilkołaka, jednak wolała nie naciskać na niego i nawet nie zaczynać rozmowy na
ten temat, bo jedynie sobie przysporzyłaby kłopoty. Zamiast tego postawiła, że
wróci do szkoły za kilka godzin, gdy emocje po powrocie dyrektora już opadną.
Albus
odwrócił się w jej stronę i złapał dziewczynę za ramię, zanim zdążyła pomyśleć
o miejscu, do którego chciała się przenieść.
–
Pamiętam to, co mówiłaś mi w Asyrii, jednak chcę, żebyś pamiętała, że nie
jesteś z niczym sama i, że możesz na mnie, i tak samo na Severusa, liczyć.
Wiem, że chcesz zrobić to po swojemu i niekoniecznie masz ochotę zwierzać nam
się z tajemnic, ale pomyśl o czarodziejskim świecie, pomyśl jaki to może mieć
wpływ na nas wszystkich – powiedział swoim ciepłym, uspokajającym głosem, który
lubił często stosować.
–
Zdaję sobie sprawę ze wszystkiego, jednak istnieje też prywatność, do której
mam prawo. Nic, co robię nie odbije się negatywnie na czarodziejskim świecie,
to mogę obiecać. Mam jednak nadzieję, że w razie potrzeby będziemy mogli dalej
współpracować, tak jak wcześniej: bez zbędnych pytań. – Hermiona uśmiechnęła
się lekko i sięgnęła do kieszeni po pelerynę, którą specjalnie wcześniej
skurczyła.
–
Oczywiście, oczywiście. – Pokiwał gorliwie głową.
–
Albusie, oboje dążymy do tego samego, jednak działamy innymi metodami. Musisz
mi w tym momencie zaufać, a gdy przyjdzie odpowiednia pora, staniemy po tej
samej stronie. Proszę o tym pamiętać, bez względu na to, co przyjdzie ci
zobaczyć.
Z
tymi słowami zostawiła zamyślonego Dumbledore’a i teleportowała się, by zająć
się jeszcze jedną sprawą, o której pomyślała dzisiejszego dnia i nie mogła
wiecznie odkładać – swoimi rodzicami. Może jednak wymówka, której użyła przed
przyjaciółmi nie była całkowitym kłamstwem.
Czas na przyjemności znajdę zawsze :-)
OdpowiedzUsuńOla
A już myślałam, że nic się tu nie pojawi, a tu proszę! Niespodzianka niezmiernie uszczęśliwiająca, jednak co rozdział to więcej pytań zyskuję niż odpowiedzi. Mam nadzieję, że niedługo wszystko zacznie mi się układać tu i dostanę odpowiedzi :) . Oczywiście czyta się jak zwykle dobrze i z każdym zdaniem coraz ciekawiej się robi, szkoda tylko, że między rozdziałami są takie przerwy, ale póki wstawiasz rozdziały to w sumie mogę i rok czekać. No nic życzę weny, weny i jeszcze raz weny by rozdziały troszkę częściej się pojawiały :) !
OdpowiedzUsuńCzekam na nastepna czesc! Mam nadzieje ze bedzie szybko! Bardzo podoba mi sie ten blog! :) ^^
OdpowiedzUsuńWow! Nie mogę doczekać sie następnego rozdziału! Akcja nabiera fajnego tępa. Dużo sie dzieje, a to dobrze.
OdpowiedzUsuńŻyczę dużo weny.