~ HGxSS w granicach nierozsądku ~: Rozdział 36

wtorek, 24 maja 2016

Rozdział 36


Chyba powoli wracam do starego rytmu pisania (nie zapeszając :D).
Przeżyłam 18stkę, to teraz mogę zabierać się za dalsze pisanie xd Co prawda na Olę czeka sesja, no ale mam nadzieję, że jak będzie potrzeba, to chwilę czasu znajdzie :)
Czytajcie, komentujcie i oczekujcie kolejnego! :))


Dziewczyna długo głowiła się nad wczorajszymi słowami Pabla. Widziała, że to do niej należy podjęcie decyzji, która miała zaważyć na następnych miesiącach jej przywództwa. Jedno było pewne: nie miała zamiaru porzucać swojego stada, a tym bardziej przed kimkolwiek ulegać. Miała właśnie do wykorzystania swoje pięć minut, podczas których należało pokazać, że jest znacznie bardziej niebezpiecznym przeciwnikiem, niż można by było zakładać.
Przez parę tygodni wcześniej zawzięcie szukała czegoś na temat zwłok wilkołaka, jednak żadna książka nie była w stanie dać jej dokładnej odpowiedzi. Nie chciałaby aż tak odzyskać ciała Velvora, gdyby nie fakt, że tak duże zamieszanie stworzyło się wokół tego. Jej stado milczało w tej kwestii i nie wiedziała czy coś przed nią próbują zataić, czy są jedynie zaniepokojeni całą tą sytuacją. Z początku wpadła jej do głowy dosyć logiczna myśl: ten, kto miał zwłoki poprzedniego przywódcy działał autorytatywnie na pozostałą grupę, jednak czy nie wystarczyłoby jedynie zabić lidera? Po co od razu zabierać ze sobą zwłoki? Temat przeciągał się coraz bardziej i bardziej, a Hermiona czuła, że odpowiedź znajduje się tuż przed jej nosem, a konkretnie mówiąc, między członkami jej wilczej rodziny. Nie chciała wprowadzać napiętej sytuacji do watahy, ale z drugiej strony nie zamierzała pochwalać kłamstwa i zatajania prawdy, i każdy z nich z osobna musiał się z tym liczyć. Nadszedł w końcu czas, by pokazać, że nie miała zamiaru rządzić lekką ręką.

Hermiona odbębniła dzień szkolny w spokoju, choć myślami daleko wędrującymi poza szkolną klasę. Szykowała się bowiem na dzisiejszy wieczór. Miała zamiar zamienić kilka słów przed całym stadem, a następnie chciała, by wyruszyli na łowy w nowe miejsce, które do tej chwili było zakazane ze względu na agresywną faunę, której zachowanie wciąż było nie do przewidzenia. Dzisiaj był dzień testu i wiedziała, że bez ran wyjdą jedynie ci, którzy w zupełności jej zaufają i nie będą chcieli działać na własną rękę. To był test, który miał wykazać lojalność jej nowej rodziny.

Brązowowłosa wymknęła się z pokoju po ciszy nocnej i zniknęła, pod osłoną zaklęcia, z Hogwartu. Był kolejny październikowy dzień, a wokół siebie zauważyła liście, które ścieliły ziemię już na samym wejściu do Zakazanego Lasu. Gdy dotarła do miejsca zebrań, wysłała każdemu krótki sygnał i czekała w milczeniu, dopóki nie zjawiła się ostatnia osoba.
– Zapewne zastanawiacie się z jakiej okazji przyszykowałam na dzisiaj krótką przemowę. – Spojrzała na nich, ale dostrzegła jedynie założone przez niektórych ręce na klatce piersiowej i nieufne spojrzenia. – Jest pewna kwestia, którą należy przedyskutować. Wiem, że wciąż nie możecie się pogodzić z moim przywództwem, ale co do tego mam tylko jedną myśl –  przyzwyczajcie się albo odejdźcie. Tutaj akurat nie ma na jaki temat dyskutować.
Popatrzyła na nich chłodno i przybierając taką samą pozycję rąk jak oni rozpoczęła powoli i pewnie przemierzać wzdłuż linii, którą tworzyły ich ciała.
– Musimy jednak zamienić słowo, co do ciała Velvora. Wiem, że niektórzy z was mogą mieć większe pojęcie na ten temat od reszty i jestem w stanie zauważyć to nawet teraz, po drobnych gestach, które wykonujecie i o których nawet nie wiecie. Pewnie nie zdajecie sobie z tego sprawy, ale wasz brak lojalności, wasze kłamstwa i zatajanie różnych informacji mogą jedynie negatywnie odbić się na decyzjach, które niebawem podejmę. Chcę, żebyście byli świadomi, że to, na co się porwę będzie jedynie spowodowane waszym zachowaniem. Potrzeba mi jednak w szeregach ludzi, którzy nie odwrócą się ode mnie w najgorszych chwilach, więc póki macie czas decydujcie sami, co wybieracie. Dam wam czas do następnego tygodnia. – Uważnie popatrzyła po wszystkich twarzach. – Dzisiaj pójdziemy zapoznać się z nieznanym nam dotąd terenem. Trochę nowej fauny i nowych zapachów. Pamiętajcie o zasadach: każdy idzie za mną i każdy kontroluje swoją własną Bestię. Ruszajmy.
Dla Hermiony Granger teren Zakazanego Lasu nie był obcy, po odłączeniu się od stada nie chciała podczas pełni wpaść na starą watahę i musiała odbywać podróże w różne strony. Wiedziała, które rejony są spokojniejsze, a które są przeznaczone jedynie na pojedyncze wędrówki. Oczywiście pamiętała jakie uczucia towarzyszyły jej za pierwszym razem, gdy moc nowych zapachów zakręciła jej w głowie, lecz był to stan, który można było albo skontrolować na samym początku, albo pozwolić, by ciałem zawładnęła silniejsza moc mordu. W pobliżu jednak nie było więcej niż trzech zwierząt na krzyż, a jedynie zapachy tych, które przemierzały tę drogę, zostały tutaj namacalnie wyczuwalne.
Kwadrans przed pełnią znajdowali się już na nieznanych dotąd terenach i powoli oswajali się z każdym skrawkiem nowego miejsca, dokładnie wszystko obwąchując. Hermiona nie spieszyła się. Chciała, żeby każdy zaznajomił się perfekcyjnie z Zakazanym Lasem, więc dała wszystkim tyle czasu ile potrzebowali i odchodząc kilka metrów od nich siadała przy drzewie, i nasłuchiwała czy nie zbliża się niebezpieczeństwo, powtarzając procedurę co kilkaset metrów.
Wszystko przebiegało spokojnie, żadnych zwierząt nie było słychać, nawet pohukiwania sowy. Hermiona ostrożnie stawiała kroki, by nie nastąpić żadną łapą na kruchą gałąź. Chciała nauczyć resztę, że cisza jest fundamentem przebywania w Zakazanym Lesie, której trzeba przestrzegać w każdej sytuacji. I już miała zasygnalizować reszcie, że zatrzymują się, by rozejrzeć się na następnej powierzchni, gdy zza krzaka ujrzała kształt lśniącego zwierzęcia, które połyskiem mogłoby rozświetlić drogę na dziesięć kilometrów. Chwilę później nie tyle, co zobaczyła dokładne rysy jednorożca, a poczuła obłędny zapach jego krwi, który sprawił, że krew zaczęła szybciej krążyć w jej ciele, a puls od razu podskoczył. Oderwała wzrok od blasku i spojrzała powoli na swoje stado. Każdy z nich stał zahipnotyzowany, automatycznie przyjmując pozę drapieżnika polującego na swoją ofiarę.
Hermiona uspokoiła się i nie pozwoliła Bestii przejąć nad sobą kontroli. Odwróciła się przodem do swojego stada próbując zwrócić na siebie ich uwagę.
– Nikt się nie rusza – warknęła. – To jest okazja, żebyście pokazali czy umiecie się kontrolować. Musicie zwalczyć Bestię, inaczej…
Nie zdołała dokończyć, gdy pierwszy z wilkołaków wyrwał do przodu i nie zważając na nic gnał ile sił w nogach. Kolejni zaczęli lecieć za nim i jedynie kątem oka dostrzegła, że garstka z nich zdołała się opanować i usiąść w chwili, gdy sama rozpoczęła biec w kierunku jednorożca, po drodze podgryzając nogi innym wilkołakom i sprawiając, że tracili równowagę, i padali na ziemię. Czuła jak w głowie mieszają jej się zapachy i sama miała ochotę rzucić się na jednorożca, by wbić zęby w jego miękką skórę. Jednak mocna kontrola nad sobą pozwoliła zachować jej resztki trzeźwego myślenia i możliwość ujrzenia przed sobą wilkołaka, który biegł, by zaatakować niewinną ofiarę.
Skoczyła ze skały i rzuciła się wprost na wilka, który z szałem w oczach ani myślał, by zwolnić. Jej zęby wbiły się w kark drugiego zwierzęcia, a huk, który powstał z ich ciał toczących się po ziemi sprawił jedynie, że jednorożec cwałem ruszył przed siebie.
Hermiona zobaczyła wściekłość w oczach Roy’a, który od razu po stanięciu na nogach rzucił się w jej kierunku. Zrobiła unik, jednak nie pozostała bierna i gdy tylko jej przeciwnik upadł, skoczyła na niego i trzymając jego gardło między swoimi zębami przygniotła go do ziemi.
Reszta stada stała kilka metrów od nich i w ciszy czekała na kolejny ruch lidera. Nikt nie śmiał się odezwać. Nikt nie śmiał się poruszyć. Każdy wiedział, że to ona decydowała.
W chwili, gdy Roy przestał się szamotać, a jego ciało bezwładnie opadło na ziemię, Hermiona wypluła jego szyję. Spojrzała na jego klatkę, która unosiła się nieprawdopodobnie szybko, a następnie odwróciła się całkowicie go ignorując i skupiając się teraz na pozostałych podopiecznych.
– Jestem dumna z tych, co pozostali i nie zlekceważyli moich słów. Mam nadzieję, że ci, którzy upadli uderzyli się wystarczająco mocno, by przemyśleć swój czyn raz jeszcze. Trzeba nauczyć się kontroli, bo takie zachowanie nie będzie dopuszczalne następnym razem. Musimy zdawać sobie sprawę, że pokusy będą na nas czekać na każdym zakręcie, jednak staniemy się silni dopiero wtedy, gdy będziemy w stanie trzeźwo dokonywać wyborów i nie ulegniemy naszym emocjom ani żądzy krwi. Kolejnym razem skończycie w znacznie gorszym stanie niż przygnieceni do ziemi jeśli zauważę, że ktoś nie odnosi się do moich zasad. To nie są zabawy, a to jest moje ostatnie ostrzeżenie.
Powolnie przeniosła wzrok z każdego, kto siedział przed nią.
– Dzisiejszą noc skończymy bez łowów, niech to będzie kara i nauczka na przyszłość.
Odwróciła się od stada i słysząc jak się podnoszą powoli zaczęła ruszać do przodu, powtarzając procedurę zapoznawczą z terenem, jaka miała miejsce przed incydentem.
Głodna i lekko poddenerwowana wróciła do swojego pokoju. Wiedziała, że stado będzie niezadowolone zbiorową odpowiedzialnością, lecz każdy z nich, nawet ona, potrzebowali czasem zawalczenia z Bestią i nienasycenia jej – pomagało to utrzymać samodyscyplinę i dawało wiarę we własną siłę.
Padła na łóżko zastanawiając się jak to jednak jest z tym bezgranicznym zaufaniem, lojalnością i skrywanymi tajemnicami, które wciąż przeszkadzały, by siedemnastoosobowa grupa wilkołaków mogła dojść do porozumienia.

                                                                 ~*~*~*~

Jej poranek nie zaczął się tak, jak chciała. Gdy tylko wyruszyła na śniadanie jej oczy spotkały się z zimnym spojrzeniem ciemnych oczu nowego ucznia Ravenclawu i już przeczuwała, że nie odłoży ich spotkania na kolejny tydzień. Musiała zająć się podopiecznym Voldemorta i pomóc mu zapoznać się ze szkołą. Chciała poczekać aż wróci dyrektor i oboje będą w stanie ułożyć jakiś plan działania, ale zdawała sobie sprawę, że coraz większe zwlekanie przełoży się jedynie na zdenerwowanie Czarnego Pana, a co za tym szło, na ponowną wizytę w Fortecy.
Wślizgnęła się rówieśnikowi zwinnie do umysłu i zostawiła wiadomość, żeby spotkali się po lekcjach na korytarzu przed Wielką Salą. Nestor wiedział, że nie jest na tyle głupia, żeby chcieć wyciągnąć z niego jakiekolwiek wspomnienia, ale mimo wszystko miał postawiony solidny mur, którego nikt do tej pory nie był w stanie przebić, a który każdego dnia mu towarzyszył.
Weszła z rozradowanymi przyjaciółmi do sali, a tym razem jej spojrzenie przelotnie spoczęło na kolejnych zimnych, czarnych oczach, które były na niej ciężko zawieszone. Nie próbując przetrzymać spojrzenia postanowiła, że dzisiejszego dnia nie podnosi wzroku wyżej niż trzy metry nad ziemią.

Zajęcia zakończyły się tak samo przyjemnie, jak zwykle. Hermiona nie zapomniała jeszcze jaką radość sprawiała jej nauka nowych rzeczy i tak samo, jak wcześniej, nie był to dla niej jedynie obowiązek, ale wciąż szansa na nowe życie.
Po tym, gdy odniosła książki i wyjaśniła przyjaciołom, że obiecała dyrektorowi przed wyjazdem, że zajmie się nowym uczniem, poszła na dół i przeczekała piętnaście minut, aż Nestor zdecydował się w końcu pojawić. Oczywiście nie miało to nic wspólnego z brakiem ustalenia konkretniej godziny, lecz jedynie z chęcią teoretycznego skompromitowania jej i pokazania, że to na niego, pupila Voldemorta, należy czekać, a nie na odwrót. Jakby mogła, to zapewne obróciłaby oczami, ale nie chciała przeciągać tego, co i tak było już stratą czasu.
– To od czego zaczniemy? – odezwał się niemal radośnie. Hermionie jedynie brakowało, by potarł ręce, klasnął i podskoczył do góry tak, by tylko pokazać swoje podekscytowanie.
– Od podziemi. – Popatrzyła na niego kątem oka, gdy zaczęli iść w stronę schodów.
Nie podobała jej się taka żywiołowość, wyglądał przez to jakby w ogóle nie wyszedł spod ręki Śmierciożercy, ale może takie właśnie miało być założenie? Nikt by się nie połapał, jakby dobry uczeń, należący do Ravenclawu, mający masę kolegów, energiczny i chętny do pomocy miał od środka pomóc w ataku na Hogwart.
Przechodząc przez zimne korytarze usłyszała trzepot szat, który znajdował się około 400 metrów od nich i który mógł należeć tylko do jednej osoby. Spojrzała przez ramię, jednak chłopak w ciszy rozglądał się po ścianach, jakby pragnął zapamiętać każdy najdrobniejszy szczegół. Jeśli został przeznaczony do tej misji, to faktycznie musiał być dobry w tym, co robił, a w tym momencie, gdy skupiał się na danym, konkretnym zadaniu, jego twarz nabrała na tyle poważnych rys, że spokojnie mogłaby dać mu pięć lat więcej niż powiedział, że ma.
Odwróciła się, a kilka sekund później zza zakrętu wyłonił się Severus Snape, który nie wydawał się być zaskoczony ich obecnością, co jedynie wskazywało na to, że akurat z tym planem był już od dawna zapoznany.
– Granger, co tu robisz z uczniem z Ravenclawu? – warknął.
– Z tego, co wiem, to kodeks nie zabrania bratania mi się z uczniami z innych domów – odpowiedziała niemalże znużonym głosem.
– Na tyle, na ile nie jest to mój podopieczny ze Slytherinu – odparł lodowato. – Jeszcze by się czymś zarazili od mugolaczki, kto wie, jakie choróbska ze sobą nosisz.
– Jedynie czym mogliby się zarazić, to wiedzą, ale patrząc na nich, to nie jest im groźne – odgryzła się.
– Idź już Granger, bo dłuższe patrzenie na ciebie powoduje u mnie dziwny wzrost zdenerwowania.
– Oczywiście, panie profesorze, proponuje zapytać się kogoś ze Slytherinu, co to może być. Jestem pewna, że znajomość anatomii ludzkiej nie jest im obca, przed chwilą widziałam jednego, co dokładnie wiedział gdzie znajduje się gardło dziewczyny, do której ma wepchnąć język.
Snape jedynie prychnął i powiewając swoją peleryną poszedł, zapewne upomnieć podopiecznego, że romantyzm nie opiera się na skrywaniu się po kątach.
Nestor nie odzywał się, a jedynie bacznie obserwował. Wiedziała, że spijał każde słowo, które wypowiedzieli, by później przekazać to Voldemortowi, nie wiedział jednak tego, że pomiędzy słowami, które wypowiadali na głos były też słowa, które przekazywali sobie w głowie. Może i ze Snape’em nie miała najlepszych kontaktów i nie chciała wchodzić z nim nawet w krótką pogaduszkę, ale jeśli chodziło o Hogwart i losy czarodziejów, to wolała poradzić się szpiega, o których rzeczach jest zobowiązana powiedzieć Nestorowi, a które powinna przed nim strzec jak tylko może.
Oprowadzanie skończyła koło północy. Chłopak zadawał mało pytań, a bardziej skupiał się na zapamiętywaniu. Miała nadzieję, że jeśli dzisiaj zobaczą większą część, to Nestor zapomni szczegóły, jakie ujrzał, jednak nie była do końca przekonana czy przypadkiem wspomnienie nie zostaje na tyle czytelne na ile osoba, które je posiada nie postara się, aby je zniekształcić. Jeśli tak właśnie było, to przynajmniej odbębniłaby swoją część roboty w ciągu kilku dni, a nie tygodni i miałaby z głowy to, co się dalej z nim stanie.

                                                                 ~*~*~*~

Nie musiała dwukrotnie przemyśleć decyzji, którą podjęła. Jej stado miało obowiązek podążyć za nią, a ona, od razu po odbytej rozmowie, wiedziała do kogo powinna przyłączyć. Teraz wystarczyło jedynie znaleźć dogodny termin dla ich dwójki i omówić dokładniej współpracę.
Severus od dziecka lubił szpiegować ludzi, jednak nigdy nie myślał, że stanie się to jego koszmarną pracą. Czuł, jak gdyby karma z dzieciństwa do niego wróciła i dała do zrozumienia, że świat sam wymierza sprawiedliwość. Było to coś, do czego mógł się przyzwyczaić i to zrobił. Wciąż jednak nie lubił, gdy ktoś przed nim coś zatajał i próbował obudzić w nim jeszcze większą ciekawość, a tak właśnie czuł się przy pannie Granger. Nie mógł zrozumieć czemu z dnia na dzień zmieniała nastawienie w stosunku co do niego tylko po to, by następnie udawać, że nic się nie stało. I jeśli nie była to poważniejsza choroba psychiczna, to mógł jasno stwierdzić, że intrygowała go ta tajemniczość i, że za każdym razem, kiedy znajdowała się obok niego pragnął wręcz, aby wyjawiła mu co takiego ukrywa. Świerzbiły go ręce na myśl, że może mieć przed nim, przed dyrektorem tajemnice, które z jakiegoś powodu nie mogły ujrzeć światła dziennego, które były na tyle ogromne, że w jego oczach stałaby się inną osobą. Chciał usłyszeć, co w sobie trzyma, a zarazem obawiał się, że są to rzeczy, w które nie będzie w stanie uwierzyć, które zaburzą jego obraz gryfońskiej dziewczynki z burzą nieokiełznanych włosów i pełną wigoru na każdej lekcji. Może jednak wtedy byłby spokojniejszy i nie wspominałby widoku jej ciała znalezionego w lesie, jej szczątek leżących u stóp Voldemorta ani jej niewyleczonych ran po tym, gdy zaszyła się w motelu, próbując samotnie dać sobie radę z obrażeniami.

Hermiona Granger była wykończona po podróży, jednak z racji, że nastał weekend miała możliwość udania się poza Hogwart po tym, gdy poinformowała przyjaciół, że niezwłocznie musi zawitać w swoim rodzinnym domu, gdyż jej mama ciężko zachorowała. Oczywiście było to wierutne kłamstwo. Jedyne, co mogła zrobić dla swoich rodziców, to wymazać im siebie z pamięci. To była jedyna rzecz, jaką mogła dla nich zrobić po tych wszystkich latach. Jeśli miałaby zadośćuczynić, to tylko w taki sposób. Mogłaby powiedzieć, że nie wiedziała, co do tej pory powstrzymywało ją przed tym, ale znała siebie za dobrze, ażeby wykręcać się w taki błahy sposób. Nie była do końca pogodzona z myślą, że sama sobie odbierze jedyną rzecz, jedynych ludzi, którzy będą ją łączyć z niemagicznym światem, jednak wiedziała, co jest słuszne i była to jedynie kolejna rzecz do zrobienia na liście.
Otrzepała bluzkę z piachu, który na niej osiadł i ruszyła przed siebie drogą, którą wystarczyło jej przejść raz w życiu.

Głośne pukanie odbiło się echem w pomieszczeniu. Mężczyzna w zaskoczeniu niemalże podskoczył z miejsca. Do tej pory nigdy nie zdarzyło się, by ktokolwiek zapukał do drzwi, czemu się nie dziwił biorąc pod uwagę lokalizację miejsca. Odstawił długopis na stół i upił łyk herbaty czekając aż gospodarz zejdzie na dół i otworzy drzwi gościowi.
– Cóż za niezwykła niespodzianka. – Przywitał ją ciepło męski głos.
– W rzeczy samej.
– Akurat woda się zagotowała, masz może ochotę na herbatę?
– Raczej na coś mocniejszego, musimy porozmawiać na pewien temat – odpowiedziała i weszła do środka.
Rozejrzała się po pomieszczeniu i dopiero teraz dostrzegła drobiazgi, z których składał się pokój i którym za pierwszym razem nie poświęciła dużo czasu.
– Hermiona? – Z kąta dobiegł ją znany głos.
– Witam, dyrektorze. – Uśmiechnęła się serdecznie. – Czuję w kościach, że wrócimy dzisiaj razem do Hogwartu – powiedziała tajemniczo.
– Och, dziecko, powiedz coś więcej. – Albus szybko podjął temat. – Wiesz doskonale, że jestem w stanie pomóc w każdej sytuacji, tylko ty mi musisz najpierw pomóc zrozumieć w czym rzecz. – Wstał i ruszył żwawym krokiem w jej stronę.
– Dyrektorze Dumbledore, nie ma powodu do obaw, naprawdę. – Popatrzyła na niego pewnym, mocnym spojrzeniem, po którym Albus zatrzymał się w miejscu. – Sprawy wyglądają tak, że nie zawsze można mieć na wszystko wpływ, a czasem należy odpuścić i zobaczyć co z tego wyjdzie. – Podeszła do niego, wzięła go pod ramię i z powrotem zaprowadziła na krzesło, na którym siedział.
– Przyjechałam, by zamienić kilka słów z Delvorem i właśnie teraz pójdę to zrobić, a gdy wrócę, udamy się razem do szkoły bez zbędnych pytań i wyjaśnień. I tak będzie dopóki nie zdecyduję, że być inaczej, w porządku? – zapytała miłym głosem, jakby tłumaczyła starszej osobie coś, czego nie byłaby w stanie pojąć. Mocny uścisk dawał jednak do zrozumienia, że nie była to chwila do żartów i, że to, co powiedziała należało uszanować bardzo mocno.
– W porządku. – Odpowiedź przyszła po kilku dłuższych sekundach i dopiero wtedy Hermiona posadziła mężczyznę na krześle, odwróciła się i ruszyła za Delvorem, który czekał na nią przed schodami prowadzącymi do piwnicy.
Rozejrzała się wokół, a jej spojrzenie natrafiło na rzeźby i głowy wypchanych zwierząt wiszące po obu ścianach, które tworzyły korytarz.
– Podejrzewam, że jesteś zaznajomiona z każdym z tych zwierząt – zażartował lekko i otworzył drzwi do gabinetu.
Wskazał jej miejsce ręką i podszedł do barku.
– Kolekcja z pobliskiego lasu? – zapytała zajmując fotel obok kominka.
– Zdecydowanie, choć niektóre z tych sztuk bardzo ciężko wytropić nawet z nadzwyczajnymi zdolnościami.
– Domyślam się – odparła i wzięła kieliszek z jego ręki.
– Jest większy powód, dla którego zawitałaś w moje skromne progi niż chęć rozmowy o łowiectwie.
– Pytanie czy stwierdzenie? – Ironiczny uśmieszek wypłynął na jej usta.
– Patrząc na pokonane kilometry, stwierdzenie. – Upił łyk.
Hermiona popatrzyła na niedźwiedzia, którego skóra dzieliła ich fotele.
– Podjęłam decyzję. – Spojrzała mu prosto w oczy.
– Przyłączasz się? – zapytał ni to zaskoczony, ni to stuprocentowo pewny.
– Na odpowiednich warunkach.
– Czyli na jakich?
– Moich – odpowiedziała stanowczo i dopiła whisky pozwalając, by na jej ustach zagościł cień uśmiechu. To miała być dobra decyzja.

                                                                  ~*~*~*~

Hermiona teleportowała się w dosyć dobrym humorze do Hogwartu. Dyrektor był o wiele bardziej milczący niż przypuszczała, że będzie od kiedy tylko opuścili posesję wilkołaka, jednak wolała nie naciskać na niego i nawet nie zaczynać rozmowy na ten temat, bo jedynie sobie przysporzyłaby kłopoty. Zamiast tego postawiła, że wróci do szkoły za kilka godzin, gdy emocje po powrocie dyrektora już opadną.
Albus odwrócił się w jej stronę i złapał dziewczynę za ramię, zanim zdążyła pomyśleć o miejscu, do którego chciała się przenieść.
– Pamiętam to, co mówiłaś mi w Asyrii, jednak chcę, żebyś pamiętała, że nie jesteś z niczym sama i, że możesz na mnie, i tak samo na Severusa, liczyć. Wiem, że chcesz zrobić to po swojemu i niekoniecznie masz ochotę zwierzać nam się z tajemnic, ale pomyśl o czarodziejskim świecie, pomyśl jaki to może mieć wpływ na nas wszystkich – powiedział swoim ciepłym, uspokajającym głosem, który lubił często stosować.
– Zdaję sobie sprawę ze wszystkiego, jednak istnieje też prywatność, do której mam prawo. Nic, co robię nie odbije się negatywnie na czarodziejskim świecie, to mogę obiecać. Mam jednak nadzieję, że w razie potrzeby będziemy mogli dalej współpracować, tak jak wcześniej: bez zbędnych pytań. – Hermiona uśmiechnęła się lekko i sięgnęła do kieszeni po pelerynę, którą specjalnie wcześniej skurczyła.
– Oczywiście, oczywiście. – Pokiwał gorliwie głową.
– Albusie, oboje dążymy do tego samego, jednak działamy innymi metodami. Musisz mi w tym momencie zaufać, a gdy przyjdzie odpowiednia pora, staniemy po tej samej stronie. Proszę o tym pamiętać, bez względu na to, co przyjdzie ci zobaczyć.
Z tymi słowami zostawiła zamyślonego Dumbledore’a i teleportowała się, by zająć się jeszcze jedną sprawą, o której pomyślała dzisiejszego dnia i nie mogła wiecznie odkładać – swoimi rodzicami. Może jednak wymówka, której użyła przed przyjaciółmi nie była całkowitym kłamstwem. 

4 komentarze :

  1. Czas na przyjemności znajdę zawsze :-)
    Ola

    OdpowiedzUsuń
  2. A już myślałam, że nic się tu nie pojawi, a tu proszę! Niespodzianka niezmiernie uszczęśliwiająca, jednak co rozdział to więcej pytań zyskuję niż odpowiedzi. Mam nadzieję, że niedługo wszystko zacznie mi się układać tu i dostanę odpowiedzi :) . Oczywiście czyta się jak zwykle dobrze i z każdym zdaniem coraz ciekawiej się robi, szkoda tylko, że między rozdziałami są takie przerwy, ale póki wstawiasz rozdziały to w sumie mogę i rok czekać. No nic życzę weny, weny i jeszcze raz weny by rozdziały troszkę częściej się pojawiały :) !

    OdpowiedzUsuń
  3. Czekam na nastepna czesc! Mam nadzieje ze bedzie szybko! Bardzo podoba mi sie ten blog! :) ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. Wow! Nie mogę doczekać sie następnego rozdziału! Akcja nabiera fajnego tępa. Dużo sie dzieje, a to dobrze.
    Życzę dużo weny.

    OdpowiedzUsuń