Przepraszam Was, kochani, że od 3 miesięcy nie wstawiłam rozdziału.
Jakoś tak się porobiło, że albo byłam zalatana, albo najzwyczajniej w świecie
brakowało mi weny i chęci. Mam nadzieję polepszyć swoje tempo (co jest jednym z
moich postanowień noworocznych!) i brnąć ku kolejnym przygodom, aż w końcu do końca. :)
Rozdział nie jest długi, ale już przysiadam do kolejnego! (Poszukuję
jeszcze jedynie inspiracji, która by mnie tchnęła do pisania do 3 na ranem :) -
wtedy to już w ogóle byłoby idealnie!)
Mam nadzieję, że postanowienia noworoczne macie zapisane i życzę Wam
spełniania ich, jak i siebie, a także, żeby 2016 rok pomógł Wam się zmienić na
jeszcze lepsze!
Betowała nowa Beta, Ola! :))
Hermiona pewnie kroczyła znanymi ścieżkami próbując
wpaść na pomysł, jak zwołuje się stado, gdy nie ma pełni – przez wycie? Przez
wysłanie sowy? Przez dziwne zdolności, o których posiadaniu mogła nie być
pewna? Strzelała, że mogło mieć to coś wspólnego z tym ostatnim – Voldemort
zmawiał dotykając swojego śmierciożerczego znaku, ale co z nią? Miała dotknąć
swojego ugryzienia? Nie przepuszczała jednak, że coś takiego mogłoby
wypalić.
Postanowiła udać się na miejsce, w którym ostatni raz
się spotkali i w którym, na dodatek, ostatni raz mieli zebranie z Velvorem.
Stanęła pośród drzew i zaczęła myśleć nad kolejnym krokiem.
Nie dała sobie wiele czasu na głębokie
rozmyślenia i postanowiła, że najpierw załatwi to
w najprostszy sposób z możliwych: zaczęła wyć tak głośno,
jakby świecił nad nią wielki księżyc i nie była w stanie po prostu się
powstrzymać. Jednak po chwili, gdy straciła powietrza w płucach doszła do
wniosku, że ten plan nie okaże się raczej skuteczny – a poza tym, miała
zachowywać się cicho, a głośne ujadanie jakoś nie leżało w definicji tego
słowa.
Brązowowłosa zaczęła nerwowo krążyć wokół drzew i
uznała, że pozostało jej skontaktowanie się
z innymi za pomocą myśli. Może jeśli na czymś mocno
się skupi to uda jej się dotrzeć do podświadomości innego człowieka? Może uda
jej się porozmawiać z każdym indywidualnie? A może raczej będzie w stanie
zostawić coś na kształt telegramu? Jeśli w ogóle się uda – a miała nadzieję, że
tak, bo szczerze mówiąc to nie była dość kreatywna w tej chwili.
Hermiona chodziła w tę i z powrotem wypowiadając słowa
w myślach jak mantrę. Miała pewne problemy techniczne, gdy postanowiła się za
to zabrać – nie wszystko wydaje się tak łatwe po krótkiej analizie. Nie miała
pojęcia czy istnieje jakiś limit słów, czy jeśli wypowie dwa razy, to dwa razy
przetworzy się informacja, a może po prostu dopiero po którymś razie z kolei,
kiedy myśl zostanie powtórzona będzie przetransportowana do umysłów wilkołaków?
Minął kwadrans od kiedy spróbowała pierwszej rzeczy i
zaczęła robić się coraz bardziej nerwowa. Nie wiedziała już czy to jej pomysły
nie zadziałały, czy po prostu powinna dać im czas na dotarcie albo, czy
praktycznie nie spotykają się jedynie w czasie pełni (choć ta myśl wydawała jej
się szalona).
Pomyślała nad tym wszystkim jeszcze raz; robiła
wszystko, co mogła, od wycia przez telepatie do przemiany w wilka i biegania
wokół lasu w poszukiwaniu ostatniego wilczego zapachu, który mógłby jej pomóc –
i nic. Jeśli to nie zdało rezultatu, to może pocierali talizman albo sygnet.
Ale, na Merlina, podstawowe pytanie: to są wilki czy jebane czarownice?
I kiedy Hermiona usłyszała szelest liści, nawet nie
musiała oglądać się za siebie, by wiedzieć, że to był jeden ze swoich. Szczerze
mówiąc, o mało co nie zaczęła skakać z radości, że któryś z jej pomysłów
wypalił.
Dziewczyna podeszła do przybysza bliżej.
– To… to moja zasługa, prawda? – zapytała z wahaniem
przyciszonym głosem.
– Oczywiście, że tak, a niby kogo innego? –
odpowiedział z lekką ironią w głosie, jednak Hermiona nie zwróciła na to uwagi.
– Nie byłam pewna jak mam zwołać zebranie i wciąż nie
do końca wiem, jak mi się to udało.
– Nadawałaś na fali przez dobre dziesięć minut, że już
nawet myślałem czy nie zbliża się wojna.
– Czyli mówienie w myślach działa… – powiedziała
bardziej do siebie niż do niego.
– Jasne, że tak. Telepatia działa, gdy jesteśmy
wilkołakami, a nawet wtedy, kiedy jest pełnia i tracimy nieco panowanie nad
sobą, a co dopiero mówić, gdy jesteśmy w ludzkiej skórze i to w biały dzień.
– Więc rozumiem, że niepotrzebnie gadałam jak głupia w
kółko to samo?
– Dobrze rozumiesz. Naprawdę, wystarczy powiedzieć raz
czy dwa. Zdaję sobie sprawę, że jesteś nowa jednak powinnaś wiedzieć, że moje
zdanie dużo nie różni się od innych i według mnie nie powinnaś była obejmować
tego stanowiska, co oczywiście nie zmienia faktu, że nie zamierzam robić
niczego wbrew twojej woli i twoim rozkazom. A także jestem w stanie w pełni
zaoferować moją pomoc, kiedy tylko będziesz jej potrzebowała. – skinął lekko
głową na znak szacunku.
– Oczywiście powinieneś zdawać sobie sprawę z tego, że
nie pchałam się na to
miejsce – odpowiedziała zimno. – Nie zamierzam jednak
przez kilka opinii zrezygnować z funkcji jaką zostałam obdarzona. Mimo to
dziękuję za propozycję i z mojej strony mogę obiecać, że skoro znalazłam się na
tym stanowisku, to zamierzam uczynić to, co najlepsze dla stada, najlepiej jak
tylko potrafię.
Mężczyzna kiwnął lekko głową i podszedł do grupki
ludzi, którzy zaczęli się schodzić. Co poniektóre kobiety rzucały Hermionie
spojrzenia spode łba, które najprawdopodobniej spowodowane były natarczywym
wezwaniem.
Poczekała nie więcej niż kilka minut dając czas, by
wszyscy przybyli na miejsce.
– Wiem, że zaskoczyłam was tym spotkaniem. – Jej
głośny, twardy głos przerwał wszelkie pogawędki i szepty między sobą. – Zdaję
sobie sprawę, że nie ufacie mi, bo jestem wam obca, jednak czas to zmienić.
Zapewne zastanawiacie się dlaczego ma to miejsce w środku białego dnia – jej
spojrzenie na chwilę zatrzymało się na Foxie, który jeszcze przed chwilą sam
niemalże jej to
wytknął – jednak wszystko w swoim czasie. – Zaczęła
przechadzać się powolnie w jedną i drugą stronę upewniając się, że spojrzenie
każdego z nich było w niej utkwione. Szybko przeliczyła skład – była ich
szesnastka.
Spojrzała na każdego z osobna powoli, patrząc na nich
jak na otwarte księgi, widząc ich całą paletę emocji od gniewu, niezrozumienia,
do nieufności – czekało ich tak dużo pracy, a nawet nie wiedzieli ile mieli
czasu.
– Musicie się jednak przyzwyczaić do takich
niezapowiedzianych zebrań. Wiem, że za czasów Velvora spotykaliście się w
komplecie jedynie podczas pełni, jednak to były jego zasady, a ja mam swoje.
– Co ty niby możesz wiedzieć o rządzeniu i o
zasadach?! – krzyknął ktoś z tłumu, a Hermiona w głębi siebie zdziwiła się, że
dopiero teraz przyszło oburzenie. Wydawało jej się, że ostatnim razem dosyć
dosadnie wypowiedziała się na temat osób, które nie podzielają jej poglądów,
nie szanują autorytetu czy sprzeczają się do tego, że zamierzała zostać alfą –
była pewna, że tę część już omówili.
Odwróciła się do tęgiego mężczyzny, który teraz
wyszedł poza półkrąg, który nieumyślnie został stworzony. Ruszyła w jego stronę
powolnym krokiem z pełną gracją, patrząca jak zwierzę, które poluje na swoją
ofiarę.
– Wiem wystarczająco dużo. – odpowiedziała przeciągając
sylaby. – Jeśli jednak wątpi pan w moje umiejętności, podważa mój autorytet i
nie zamierza zmienić swojego nastawiania, to może należy się wycofać. Odniosłam
wrażenie, że ostatnim razem została przeprowadzona podobna rozmowa i nie
składał pan zażaleń, a śmiem stwierdzić, że stał pan w ostatnim rzędzie i nie
wyglądał jakby panu coś przeszkadzało w zmianie alfy, panie… – Okrążyła go
powolnie i stanęła kilka metrów przed nim.
– Roy, Arthur Roy – odpowiedział szybko, lekko
speszony, że pamiętała jego zachowanie prawie sprzed miesiąca.
– Panie Roy – znowu rozpoczęła chodzić w tę i z
powrotem – jest pan w stanie wyrazić swoje jasne zdanie, co do pozostania lub
też rezygnacji z pozycji w naszej społeczności? Oczywiście, jeśli pan zechce
możemy porozmawiać później, na stronie, w cztery oczy i wyjaśnić sobie, co leży
nam, a raczej panu, na sercu, aniżeli robić to na forum i zajmować
innym czas, jednak chciałabym wiedzieć na czym stoimy.
Roy zawahał się przez chwilę i widziała, że był
rozdarty pomiędzy warknięciem jej prosto w twarz
a powrotem do swojego miejsca w zgrupowaniu.
– Jeśli powróci teraz pan na swoje miejsce nie będę
wracać do tematu, dopóki pan nie
zechce – zapewniła go chcąc, by to przedstawienie w
końcu się zakończyło.
Roy kiwnął głową i wrócił, gdzie wcześniej stał, a
Hermiona miała nadzieję, że dzięki tej naruszonej wewnętrznej dumie uda jej się
uniknąć kolejnych takich wybryków.
– Jak już mówiłam – zwróciła się do nich wszystkich i
powolnym krokiem udała się na lekką górkę, na której stała na początku – moje
zasady znacznie się różnią od mojego poprzednika, jestem bardziej wymagająca,
tym bardziej przez pryzmat ostatnich wydarzeń i nie da się ukryć, że jest to
związane
z zaginięciem ciała Velvora. – Przez grupę przeszedł
szum szeptu. – Musimy jednak skoncentrować się na teraźniejszości. – Hermiona
nie pozwoliła, by szesnastoosobowa grupa uciekła do swoich myśli
i skupiła się na nieżyjącej już osobie. Chciała głośno
warknąć i powiedzieć im mniej grzecznie, żeby zaczęli jej słuchać i
współpracować, bo w innym wypadku podzielą jego los, jednak zdała sobie sprawę,
że raczej to by ich nie zachęciło.
– Musimy wyjaśnić sobie pewne aspekty, jednak wiem, że
nie zdążymy omówić wszystkiego dzisiaj. Trzeba jednak zacząć od podstaw. Trzeba
poznać siebie nawzajem. Tak więc może zacznę od siebie, jestem Hermiona Jane
Granger, już nie tak skromna jak kiedyś i która, mimo wszystko, zniosła o
wiele więcej niż możecie sobie wyobrażać. Zostałam przemieniona przez Velvora w
bardzo młodym wieku
i na początku uważałam to za przekleństwo i
nienawidziłam go za to, co zrobił, jednak dzisiaj dziękuję bogom, że to był on
i uważam, że wilkołactwo nie jest aż tak złe, jak każdy je pisze, a książki
naprawdę hiperbolizują całą sprawę. – Uśmiechnęła się pod nosem i zauważyła, że
niektóry odprężyli się, a na ich twarzach doszukała się zrozumienia. Z tłumu
usłyszała nawet zdumiony śmiech. – Wiecie, te wszystkie bajeczki, legendy,
którymi karmią matki swoje dzieci przed spaniem, znacznie dużo się różniły od
rzeczywistości. – Kilka osób pokiwało jej głowami. – Byłam zła przez bardzo
długi czas, jednak później zaakceptowałam zmianę i dołączyłam do stada,
niewielu jednak wie dlaczego odeszłam.
Rozejrzała się i spojrzała jak niektóry przystępują z
jednej nogi na drugą.
– Ach, gdzie moje maniery. – Machnęła ręką i przez
chwilę usłyszała, jakby to dyrektor wypowiadał te słowa.
Wyczarowała każdemu krzesło, jak również samej sobie,
jednak jedynie kilka metrów, by znaleźć się jak najbliżej nich, jednak nie
przekroczyć niewidzialnej granicy, która wciąż pomiędzy nimi istniała.
Kobiety i mężczyźni usiedli wciąż wpatrując się w nią,
by dokończyła mówić to, co zaczęła.
– To było dawno temu, mogę zwalić swoją decyzję na
ciężki okres, który przechodziłam albo na bunt jednak, co by to nie było,
patrzyłam na stado i rozpadało się ono na moich oczach; nie było już
lojalności, nie było szacunku między członkami tak, jak kiedyś, a do tego
pełnie – pełne przelanej krwi
i braku opamiętania. Staliśmy się potworami i nawet
nie próbowaliśmy z tym walczyć, jak
kiedyś. – Przed oczami pojawiły jej się wspomnienia
martwych ludzi i dzieci, których zaatakowali pewnego razu na kempingu.
Potrząsnęła lekko głową chcąc odgonić te obrazy.
– Próbowałam się przekonać, że tak powinno być,
jakby nie patrzeć, na Merlina, jesteśmy wilkołakami, jednak wiedziałam, że to
nie było w porządku. Tym bardziej wtedy, gdy zaczęliśmy atakować ludzi. –
Usłyszała stłumione westchnięcia i spojrzenia pełne szoku.
Widziała krew przed oczami, ciała, z których życie
dawno odeszło. Nie było żadnego szlochu zrozpaczonej matki, była jedynie cisza.
Przerażająca cisza, od której można było dostać gęsiej skórki.
– Tak, robiliśmy to i nie mieliśmy nawet
wyrzutów sumienia, bo najzwyczajniej w świecie zrzucaliśmy to na naszą naturę
no, bo co niby mogliśmy zrobić, gdy żądza krwi przejmowała nasze ciało? –
prychnęła. – Nie wiem czy jest pośród nas jeszcze ktoś, kto znajdował się wtedy
ze mną
w stadzie i jest w stanie potwierdzić moje przeżycia,
dużo ludzi cały czas przychodziło i odchodziło, tak że pewnego razu po prostu
pogubiłam się w nowych twarzach. Co dopiero mówić o chwili, kiedy odeszłam ze
stada. Velvor dopiero wtedy przejmował rządy, więc to nie była jego wina. Nie
widział jednak w tym nic złego, ale znał mnie na tyle dobrze, że zdawał sobie
sprawę, iż nie zdoła mnie powstrzymać od odejścia, tym bardziej wtedy, gdy już
się zdecydowałam. Byłam zbyt uparta
i niezależna, a on zbyt dumny. Mogę jednak powiedzieć,
że był wściekły przez dosyć długi czas
i wiedziałam, że żywił do mnie urazę, że tak to
właśnie zakończyłam i wybrałam życie samotnika.
Przerwała na moment i spojrzała w przestrzeń przed
siebie, w głąb lasu.
– Ale to nie tak chciałam zakończyć naszą znajomość. –
Sapnęła nagle zmęczona tym całym monologiem na swój temat. Nie wiedziała, że aż
tak bardzo zdoła się przed nimi otworzyć. – Nie chciałam się z nim rozstawać,
nie chciałam go tak zostawiać. Znaczył dla mnie naprawdę wiele i nikt nie
nauczył mnie tak dużo jak on, a przede wszystkim nikt, oprócz niego, nie
nauczył mnie sztuki przetrwania – powinniście się cieszyć, że mieliście okazję
go poznać i mieć jako alfę, pamiętajcie jednak, że śmierć nie wybiera.
Cisza ogarnęła ich wszystkich i nikt nie odważył się
jej przerwać.
Hermiona po chwili odezwała się ponownie.
– Teraz wy opowiedzcie mi coś o sobie. – zachęciła,
chociaż widziała po ich oczach, że wciąż są niepewni; patrzący po sobie, jakby
chcieli odejść na słowo i przemyśleć wszystko raz jeszcze. Jednak nie mogła do
tego dopuścić – była pewna, że wtedy odwrócą się od niej za pomocą jakiegoś
kolejnego Roy’a. – Śmiało, co macie do stracenia?
– Niby po co? – Usłyszała jakiś głos z tłumu, jednak
nie chciała wertować osobnika i kazać wyjść mu przed szereg. – Co to ma na celu?
– To, co zwykle: zdobycie zaufania. – odpowiedziała
pewnie. – Jednak to gra zespołowa. Pokażcie, że wam zależy.
Namawianie nie zabrało jej tym razem wiele czasu,
zobaczyła jak kilka osób patrzy po sobie, jednak zaraz potem kiwają głowami. To
nie była rozmowa w myślach, bo ją na pewno by usłyszała, ale zgoda na coś, o
czym musieli rozmawiać przed zebraniem, coś, o czym dyskutowali już od dawna.
Hermiona naprawdę była zadowolona z przebiegu zdarzeń,
jednak nie dała tego po sobie poznać. Kiedy tylko ostatnia osoba skończyła o
sobie mówić dziewczyna wiedziała, że musi wracać do Hogwartu, że lekcje już
dawno się skończyły i jeśli nie wróci wystarczająco szybko, to wybuchnie panika
i Harry, i Ron zaczną latać po szkole w poszukiwaniu jej, a później nie odstąpią
jej na krok.
Podziękowała wszystkim za przyjście i poinformowała,
że niedługo, bardzo możliwe, że nawet przed kolejną pełnią, zwoła kolejne
zebranie, jednak będzie już o wiele mniej niepokoić ich myśli. Wyraziła
zrozumienie, jeśli ktoś nie będzie mógł się zjawić, jednak podkreśliła wagę
przyszłego spotkania
i nakazała, by osoba, która nie może przyjść wysłała
przynajmniej sowę, która przekazałaby jej tę informację.
Wszyscy jednomyślnie zgodzili się bez żadnego „ale” i
zaczęli rozchodzić się w swoją stronę.
Hermiona dostrzegła kątem oka jak ktoś z tłumu kieruje
się w jej stronę, jednak po chwili zauważyła, że kroki osobnika stają się coraz
wolniejsze i po chwili zawahania zawrócił. Odwróciła się w tym momencie, jednak
spostrzegła tylko plecy Roy’a. Nie chciała go przestraszyć i nie mogła
naciskać. Wiedziała, że jeśli będzie chciał porozmawiać i będzie miał
wątpliwości, to do niej przyjdzie – wcześniej czy później, ale najpierw musieli
stworzyć między sobą więź zaufania. Nie od razu Rzym zbudowano.
Kiedy spostrzegła, że ostatnia osoba przemieniła się w
wilka i pobiegła w swoją stronę, odwróciła się na pięcie i ruszyła w kierunku
szkoły, paranoicznie upewniając się, że nikt jej nie widzi.
Wchodząc do szkoły usłyszała gwar tylko z jednej
części budynku i zdała sobie sprawę, że trwa kolacja w Wielkiej Sali.
Wślizgnęła się niepostrzeżenie, jako że każdy był zajęty swoją rozmową,
i z promiennym uśmiechem, który był uzyskany przede
wszystkim dzięki temu, co przed chwilą osiągnęła, zajęła swoje miejsce.
– Hermiono! – krzyknął Ron. – Już myśleliśmy, że znowu
się gdzieś zapodziałaś. – powiedział pochłaniając kolejną kanapkę, jednak
widziała, że nie mieli zbytnio czasu, by się niepokoić, więc kamień spadł jej z
serca.
– Coś ty! – odpowiedziała, jakby usłyszała
najzabawniejszy kawał roku i machnęła
ręką. – Zdrzemnęłam się, tak jak wam
powiedziałam, ale gdy się przebudziłam to przypomniałam sobie o tych wszystkich
pracach, które zostały zadane, gdy mnie nie było i od razu poszłam do
biblioteki! – krzyknęła, by Ron ją usłyszał w tym
gwarze.
Chłopaki od razu się roześmiali i wrócili do swojej
kolacji.
Hermiona zdążyła jedynie usiąść i pomyśleć chwilę o
stadzie, kiedy znowu całe jej ciało się napięło. Tym razem to nie był hałas,
Hermiona zdołała rzucić na siebie zaklęcie, które wyciszało otoczenie tak, że
słyszała wszystkich jakby normalnie ze sobą rozmawiali, a nie darli się do
siebie – teraz chodziło
o coś innego.
Dziewczyna jadła spokojnie kolację i udawała, że jest
pochłonięta rozmową z chłopakami, ale tak naprawdę niepozornie rozglądała się
po całej sali i wtedy natrafiła na ciemnobrązowe oczy, które wpatrywały się w
nią intensywnie – te same, które spotkała dwa miesiące temu.
Nestor Turmore w całej swojej okazałości, z całą
paletą emocji na wierzchu. Nie zdziwiła się dlaczego siedzi w takim razie przy
stole Ravenclawu, mimo że był to poplecznik Voldemorta – kiedyś trzeba było
zachować jakieś pozory, prawda?
Hermiona była jednak pewna, że to nie ona tym razem
musi go śledzić, nawet jeśli Voldemort nakazał jej się nim zająć. Wiedziała, że
on nie chciał podpaść swojemu Panu tak samo.
Dokończyła kanapkę i udała się wraz z przyjaciółmi do
Pokoju Wspólnego. Postanowiła, że ten wieczór spędzi z chłopcami na nadrobieniu
czasu, który im uciekł. Gdy na nich patrzyła targały nią różne emocje – była na
nich zła, że mieszali się w każdą niebezpieczną rzecz, jaka tylko się przed
nimi pojawiała i czasami nie mogła się powstrzymać przed gniewem, gdy widziała
ich małostkowość,
a przede wszystkim niedojrzałość, ale nie mogła długo
się na nich gniewać. Znali się od małego i tak, zdarzało się, że wyładowywała
na nich swoją złość i potrafiła się do nich nie odzywać przez dłuższy czas, jednak
jedyne, co próbowała zrobić, to ochronić ich. Ochronić ich przed światem i tym,
co ich otaczało, bo po prostu wiedziała, że sami nie są w stanie się obronić
przed tymi, którzy na nich palują. A skoro miała stado, z którego mogła
skorzystać, kontakty, które mogła uruchomić, to dlaczego miałaby tego nie
zrobić?
~*~*~*~
Następnego dnia złapała Dracona na przerwie i nim
ktokolwiek zdołał zauważyć jej stalowy uścisk na przedramieniu chłopaka weszła
razem z nim do otwartej klasy i od razu z nawyku omiotła ją spojrzeniem.
– Subtelna jak zawsze, brakowało mi tego trochę. –
Uśmiechnął się Malfoy i lekko przetarł rękę.
– Namierzyłeś już Velvora? – odezwała się władczo,
chociaż w tym momencie chciała jedynie uściskać go i powiedzieć mu jak dobrze
go widzieć.
– Jesteśmy w trakcie ustalania.
– Jesteście? – Zasępiona mina pojawiła się
na twarzy Hermiony.
– Knot okazał się niezłym gawędziarzem po tym, jak
wzięliśmy go na stronę. – Dziewczyna uśmiechnęła się lekko pod nosem. Z reguły
nie lubiła wyrządzać ludziom krzywdy bez powodu, jednak Knot zasłużył i tak na
wiele więcej, więc można było uznać, że potraktowali go ulgowo.
– Coś więcej? – dopytywała się.
– Nic pewnego. Możemy stwierdzić, że Pan–Wielce–Tajemniczy,
który uciekł z ciałem należał albo wciąż należy do Agresorów i tropi na
zlecenie, jednak mamy za mało informacji, by powiedzieć dla kogo.
– W porządku, zajmę się tym.
– Jesteś pewna? – zapytał z odrobiną zaniepokojenia w
głosie.
– Tak, po prostu muszę porozmawiać z kilkoma osobami,
z którymi dawno się nie
widziałam. – uśmiechnęła się lekko. – Miłego dnia,
Draconie. – Ucałowała go w policzek i wyszła z klasy.
Tak! Tak! Tak! Nawet nie wiesz jak się cieszę z tego rozdziału. Nie mogę się doczekać następnego!
OdpowiedzUsuńNormalnie jakbym nie lezala to bym skakala z radosci, doczekalam sie i jestem zadowolona, jednak rozdzial faktycznie krotki. Ale, ale, weny w nowym roku i to duuuuuuuzo, no i wytrwalosci bo czytalam wiele porzuconych blogow bo autor mial depresje bo tracil zapal przez jako taka systematycznosc ktorej nie dawal rady utrzymac. Widac jednal ze chcesz to kontynuowac i zakonczyc jak nalezy takze trzymam kciuki i czekam na kolejny rozdzial (ale ja pierdziele o dupie marynie XD ) !
OdpowiedzUsuńKochane właśnie się dowiedziałam,że Alan nie żyje.Jestem zszokowana.Wznieśmy różdżki by uczcić jego pamięć.
OdpowiedzUsuńTrinity
Wznieśmy różdżki i nigdy nie pozwólmy zapomnieć światu o tak wielkim aktorze.
UsuńHej
OdpowiedzUsuńTrafiłam na Twojego bloga wczoraj wieczorem (czytaj: w nocy) i... No cóż. Nie chcę mówić, że piszesz super, genialnie, idealnie, bezbłędnie i w ogóle najlepiej na świecie -> nie zrozum mnie źle, piszesz dobrze. A nawet bardzo, ale to bardzo dobrze. Jednak ja jestem zdania, że zawsze można nad sobą pracować, zawsze można być lepszym. I pomimo tego, że jest parę rzeczy, których mogłabym się uczepić (wybacz, taka moja natura ;) to zrobiłaś coś niesamowitego - wyłołałaś we mnie emocje. Moim zdaniem to... To coś niesamowitego. M a g i c z n e g o. Ostatnio u mnie jest trochę ciężko, a dzięki Tobie się uśmiechnęłam. Tak zupełnie szczerze, naprawdę. Bardzo Ci za to dziękuję. Bardzo.
A, i jeszcze chciałam Ci powiedzieć, że bardzo podoba mi się to, że między Severusem a Hermioną nic nie dzieje się za szybko. Mi takie tempo bardzo pasuje ;)
I tak jeszcze na zakończenie: mam nadzieję, że nie porzucisz tego bloga. A jeśli już naprawdę będziesz musiała, to daj chociaż notkę, że kończysz, co? Żeby było wiadomo czy czekać, czy nie.
No. A więc chwilowo to tyle. Muszę już lecieć i przepraszam, że tak obszernie. Do zobaczenia ;* i dużo weny
Czarodziejka, Która Jeszcze o Tym Nie Wie (tzn ja ;)