~ HGxSS w granicach nierozsądku ~: Rozdział 34

poniedziałek, 4 stycznia 2016

Rozdział 34

Przepraszam Was, kochani, że od 3 miesięcy nie wstawiłam rozdziału. Jakoś tak się porobiło, że albo byłam zalatana, albo najzwyczajniej w świecie brakowało mi weny i chęci. Mam nadzieję polepszyć swoje tempo (co jest jednym z moich postanowień noworocznych!) i brnąć ku kolejnym przygodom, aż w końcu do końca. :)
Rozdział nie jest długi, ale już przysiadam do kolejnego! (Poszukuję jeszcze jedynie inspiracji, która by mnie tchnęła do pisania do 3 na ranem :) - wtedy to już w ogóle byłoby idealnie!)
Mam nadzieję, że postanowienia noworoczne macie zapisane i życzę Wam spełniania ich, jak i siebie, a także, żeby 2016 rok pomógł Wam się zmienić na jeszcze lepsze!

Betowała nowa Beta, Ola! :)) 



Hermiona pewnie kroczyła znanymi ścieżkami próbując wpaść na pomysł, jak zwołuje się stado, gdy nie ma pełni – przez wycie? Przez wysłanie sowy? Przez dziwne zdolności, o których posiadaniu mogła nie być pewna? Strzelała, że mogło mieć to coś wspólnego z tym ostatnim – Voldemort zmawiał dotykając swojego śmierciożerczego znaku, ale co z nią? Miała dotknąć swojego ugryzienia? Nie przepuszczała jednak, że coś takiego mogłoby wypalić.
Postanowiła udać się na miejsce, w którym ostatni raz się spotkali i w którym, na dodatek, ostatni raz mieli zebranie z Velvorem. Stanęła pośród drzew i zaczęła myśleć nad kolejnym krokiem.
 Nie dała sobie wiele czasu na głębokie rozmyślenia i postanowiła, że najpierw załatwi to
w najprostszy sposób z możliwych: zaczęła wyć tak głośno, jakby świecił nad nią wielki księżyc i nie była w stanie po prostu się powstrzymać. Jednak po chwili, gdy straciła powietrza w płucach doszła do wniosku, że ten plan nie okaże się raczej skuteczny – a poza tym, miała zachowywać się cicho, a głośne ujadanie jakoś nie leżało w definicji tego słowa.
Brązowowłosa zaczęła nerwowo krążyć wokół drzew i uznała, że pozostało jej skontaktowanie się 
z innymi za pomocą myśli. Może jeśli na czymś mocno się skupi to uda jej się dotrzeć do podświadomości innego człowieka? Może uda jej się porozmawiać z każdym indywidualnie? A może raczej będzie w stanie zostawić coś na kształt telegramu? Jeśli w ogóle się uda – a miała nadzieję, że tak, bo szczerze mówiąc to nie była dość kreatywna w tej chwili.
Hermiona chodziła w tę i z powrotem wypowiadając słowa w myślach jak mantrę. Miała pewne problemy techniczne, gdy postanowiła się za to zabrać – nie wszystko wydaje się tak łatwe po krótkiej analizie. Nie miała pojęcia czy istnieje jakiś limit słów, czy jeśli wypowie dwa razy, to dwa razy przetworzy się informacja, a może po prostu dopiero po którymś razie z kolei, kiedy myśl zostanie powtórzona będzie przetransportowana do umysłów wilkołaków?
Minął kwadrans od kiedy spróbowała pierwszej rzeczy i zaczęła robić się coraz bardziej nerwowa. Nie wiedziała już czy to jej pomysły nie zadziałały, czy po prostu powinna dać im czas na dotarcie albo, czy praktycznie nie spotykają się jedynie w czasie pełni (choć ta myśl wydawała jej się szalona).
Pomyślała nad tym wszystkim jeszcze raz; robiła wszystko, co mogła, od wycia przez telepatie do przemiany w wilka i biegania wokół lasu w poszukiwaniu ostatniego wilczego zapachu, który mógłby jej pomóc – i nic. Jeśli to nie zdało rezultatu, to może pocierali talizman albo sygnet. Ale, na Merlina, podstawowe pytanie: to są wilki czy jebane czarownice?
I kiedy Hermiona usłyszała szelest liści, nawet nie musiała oglądać się za siebie, by wiedzieć, że to był jeden ze swoich. Szczerze mówiąc, o mało co nie zaczęła skakać z radości, że któryś z jej pomysłów wypalił.
Dziewczyna podeszła do przybysza bliżej.
– To… to moja zasługa, prawda? – zapytała z wahaniem przyciszonym głosem.
– Oczywiście, że tak, a niby kogo innego? – odpowiedział z lekką ironią w głosie, jednak Hermiona nie zwróciła na to uwagi.
– Nie byłam pewna jak mam zwołać zebranie i wciąż nie do końca wiem, jak mi się to udało.
– Nadawałaś na fali przez dobre dziesięć minut, że już nawet myślałem czy nie zbliża się wojna.
– Czyli mówienie w myślach działa… – powiedziała bardziej do siebie niż do niego.
– Jasne, że tak. Telepatia działa, gdy jesteśmy wilkołakami, a nawet wtedy, kiedy jest pełnia i tracimy nieco panowanie nad sobą, a co dopiero mówić, gdy jesteśmy w ludzkiej skórze i to w biały dzień.
– Więc rozumiem, że niepotrzebnie gadałam jak głupia w kółko to samo?
– Dobrze rozumiesz. Naprawdę, wystarczy powiedzieć raz czy dwa. Zdaję sobie sprawę, że jesteś nowa jednak powinnaś wiedzieć, że moje zdanie dużo nie różni się od innych i według mnie nie powinnaś była obejmować tego stanowiska, co oczywiście nie zmienia faktu, że nie zamierzam robić niczego wbrew twojej woli i twoim rozkazom. A także jestem w stanie w pełni zaoferować moją pomoc, kiedy tylko będziesz jej potrzebowała. – skinął lekko głową na znak szacunku.
– Oczywiście powinieneś zdawać sobie sprawę z tego, że nie pchałam się na to
miejsce – odpowiedziała zimno. – Nie zamierzam jednak przez kilka opinii zrezygnować z funkcji jaką zostałam obdarzona. Mimo to dziękuję za propozycję i z mojej strony mogę obiecać, że skoro znalazłam się na tym stanowisku, to zamierzam uczynić to, co najlepsze dla stada, najlepiej jak tylko potrafię.
Mężczyzna kiwnął lekko głową i podszedł do grupki ludzi, którzy zaczęli się schodzić. Co poniektóre kobiety rzucały Hermionie spojrzenia spode łba, które najprawdopodobniej spowodowane były natarczywym wezwaniem.
Poczekała nie więcej niż kilka minut dając czas, by wszyscy przybyli na miejsce.
– Wiem, że zaskoczyłam was tym spotkaniem. – Jej głośny, twardy głos przerwał wszelkie pogawędki i szepty między sobą. – Zdaję sobie sprawę, że nie ufacie mi, bo jestem wam obca, jednak czas to zmienić. Zapewne zastanawiacie się dlaczego ma to miejsce w środku białego dnia – jej spojrzenie na chwilę zatrzymało się na Foxie, który jeszcze przed chwilą sam niemalże jej to
wytknął – jednak wszystko w swoim czasie. – Zaczęła przechadzać się powolnie w jedną i drugą stronę upewniając się, że spojrzenie każdego z nich było w niej utkwione. Szybko przeliczyła skład – była ich szesnastka.
Spojrzała na każdego z osobna powoli, patrząc na nich jak na otwarte księgi, widząc ich całą paletę emocji od gniewu, niezrozumienia, do nieufności – czekało ich tak dużo pracy, a nawet nie wiedzieli ile mieli czasu.
– Musicie się jednak przyzwyczaić do takich niezapowiedzianych zebrań. Wiem, że za czasów Velvora spotykaliście się w komplecie jedynie podczas pełni, jednak to były jego zasady, a ja mam swoje.
– Co ty niby możesz wiedzieć o rządzeniu i o zasadach?! – krzyknął ktoś z tłumu, a Hermiona w głębi siebie zdziwiła się, że dopiero teraz przyszło oburzenie. Wydawało jej się, że ostatnim razem dosyć dosadnie wypowiedziała się na temat osób, które nie podzielają jej poglądów, nie szanują autorytetu czy sprzeczają się do tego, że zamierzała zostać alfą – była pewna, że tę część już omówili.
Odwróciła się do tęgiego mężczyzny, który teraz wyszedł poza półkrąg, który nieumyślnie został stworzony. Ruszyła w jego stronę powolnym krokiem z pełną gracją, patrząca jak zwierzę, które poluje na swoją ofiarę.
– Wiem wystarczająco dużo. – odpowiedziała przeciągając sylaby. – Jeśli jednak wątpi pan w moje umiejętności, podważa mój autorytet i nie zamierza zmienić swojego nastawiania, to może należy się wycofać. Odniosłam wrażenie, że ostatnim razem została przeprowadzona podobna rozmowa i nie składał pan zażaleń, a śmiem stwierdzić, że stał pan w ostatnim rzędzie i nie wyglądał jakby panu coś przeszkadzało w zmianie alfy, panie… – Okrążyła go powolnie i stanęła kilka metrów przed nim.
– Roy, Arthur Roy – odpowiedział szybko, lekko speszony, że pamiętała jego zachowanie prawie sprzed miesiąca.
– Panie Roy – znowu rozpoczęła chodzić w tę i z powrotem – jest pan w stanie wyrazić swoje jasne zdanie, co do pozostania lub też rezygnacji z pozycji w naszej społeczności? Oczywiście, jeśli pan zechce możemy porozmawiać później, na stronie, w cztery oczy i wyjaśnić sobie, co leży nam, a raczej panu, na sercu, aniżeli robić to na forum i zajmować innym czas, jednak chciałabym wiedzieć na czym stoimy.
Roy zawahał się przez chwilę i widziała, że był rozdarty pomiędzy warknięciem jej prosto w twarz 
a powrotem do swojego miejsca w zgrupowaniu.
– Jeśli powróci teraz pan na swoje miejsce nie będę wracać do tematu, dopóki pan nie
zechce – zapewniła go chcąc, by to przedstawienie w końcu się zakończyło.
Roy kiwnął głową i wrócił, gdzie wcześniej stał, a Hermiona miała nadzieję, że dzięki tej naruszonej wewnętrznej dumie uda jej się uniknąć kolejnych takich wybryków.
– Jak już mówiłam – zwróciła się do nich wszystkich i powolnym krokiem udała się na lekką górkę, na której stała na początku – moje zasady znacznie się różnią od mojego poprzednika, jestem bardziej wymagająca, tym bardziej przez pryzmat ostatnich wydarzeń i nie da się ukryć, że jest to związane
z zaginięciem ciała Velvora. – Przez grupę przeszedł szum szeptu. – Musimy jednak skoncentrować się na teraźniejszości. – Hermiona nie pozwoliła, by szesnastoosobowa grupa uciekła do swoich myśli
i skupiła się na nieżyjącej już osobie. Chciała głośno warknąć i powiedzieć im mniej grzecznie, żeby zaczęli jej słuchać i współpracować, bo w innym wypadku podzielą jego los, jednak zdała sobie sprawę, że raczej to by ich nie zachęciło.
– Musimy wyjaśnić sobie pewne aspekty, jednak wiem, że nie zdążymy omówić wszystkiego dzisiaj. Trzeba jednak zacząć od podstaw. Trzeba poznać siebie nawzajem. Tak więc może zacznę od siebie, jestem Hermiona Jane Granger, już nie tak skromna jak kiedyś i która, mimo wszystko,  zniosła o wiele więcej niż możecie sobie wyobrażać. Zostałam przemieniona przez Velvora w bardzo młodym wieku
i na początku uważałam to za przekleństwo i nienawidziłam go za to, co zrobił, jednak dzisiaj dziękuję bogom, że to był on i uważam, że wilkołactwo nie jest aż tak złe, jak każdy je pisze, a książki naprawdę hiperbolizują całą sprawę. – Uśmiechnęła się pod nosem i zauważyła, że niektóry odprężyli się, a na ich twarzach doszukała się zrozumienia. Z tłumu usłyszała nawet zdumiony śmiech. – Wiecie, te wszystkie bajeczki, legendy, którymi karmią matki swoje dzieci przed spaniem, znacznie dużo się różniły od rzeczywistości. – Kilka osób pokiwało jej głowami. – Byłam zła przez bardzo długi czas, jednak później zaakceptowałam zmianę i dołączyłam do stada, niewielu jednak wie dlaczego odeszłam.
Rozejrzała się i spojrzała jak niektóry przystępują z jednej nogi na drugą.
– Ach, gdzie moje maniery. – Machnęła ręką i przez chwilę usłyszała, jakby to dyrektor wypowiadał te słowa.
Wyczarowała każdemu krzesło, jak również samej sobie, jednak jedynie kilka metrów, by znaleźć się jak najbliżej nich, jednak nie przekroczyć niewidzialnej granicy, która wciąż pomiędzy nimi istniała.
Kobiety i mężczyźni usiedli wciąż wpatrując się w nią, by dokończyła mówić to, co zaczęła.
– To było dawno temu, mogę zwalić swoją decyzję na ciężki okres, który przechodziłam albo na bunt jednak, co by to nie było, patrzyłam na stado i rozpadało się ono na moich oczach; nie było już lojalności, nie było szacunku między członkami tak, jak kiedyś, a do tego pełnie – pełne przelanej krwi
i braku opamiętania. Staliśmy się potworami i nawet nie próbowaliśmy z tym walczyć, jak
kiedyś. – Przed oczami pojawiły jej się wspomnienia martwych ludzi i dzieci, których zaatakowali pewnego razu na kempingu.
Potrząsnęła lekko głową chcąc odgonić te obrazy.
 – Próbowałam się przekonać, że tak powinno być, jakby nie patrzeć, na Merlina, jesteśmy wilkołakami, jednak wiedziałam, że to nie było w porządku. Tym bardziej wtedy, gdy zaczęliśmy atakować ludzi. – Usłyszała stłumione westchnięcia i spojrzenia pełne szoku.
Widziała krew przed oczami, ciała, z których życie dawno odeszło. Nie było żadnego szlochu zrozpaczonej matki, była jedynie cisza. Przerażająca cisza, od której można było dostać gęsiej skórki.
 – Tak, robiliśmy to i nie mieliśmy nawet wyrzutów sumienia, bo najzwyczajniej w świecie zrzucaliśmy to na naszą naturę no, bo co niby mogliśmy zrobić, gdy żądza krwi przejmowała nasze ciało? – prychnęła. – Nie wiem czy jest pośród nas jeszcze ktoś, kto znajdował się wtedy ze mną
w stadzie i jest w stanie potwierdzić moje przeżycia, dużo ludzi cały czas przychodziło i odchodziło, tak że pewnego razu po prostu pogubiłam się w nowych twarzach. Co dopiero mówić o chwili, kiedy odeszłam ze stada. Velvor dopiero wtedy przejmował rządy, więc to nie była jego wina. Nie widział jednak w tym nic złego, ale znał mnie na tyle dobrze, że zdawał sobie sprawę, iż nie zdoła mnie powstrzymać od odejścia, tym bardziej wtedy, gdy już się zdecydowałam. Byłam zbyt uparta
i niezależna, a on zbyt dumny. Mogę jednak powiedzieć, że był wściekły przez dosyć długi czas
i wiedziałam, że żywił do mnie urazę, że tak to właśnie zakończyłam i wybrałam życie samotnika.
Przerwała na moment i spojrzała w przestrzeń przed siebie, w głąb lasu.
– Ale to nie tak chciałam zakończyć naszą znajomość. – Sapnęła nagle zmęczona tym całym monologiem na swój temat. Nie wiedziała, że aż tak bardzo zdoła się przed nimi otworzyć. – Nie chciałam się z nim rozstawać, nie chciałam go tak zostawiać. Znaczył dla mnie naprawdę wiele i nikt nie nauczył mnie tak dużo jak on, a przede wszystkim nikt, oprócz niego, nie nauczył mnie sztuki przetrwania – powinniście się cieszyć, że mieliście okazję go poznać i mieć jako alfę, pamiętajcie jednak, że śmierć nie wybiera.
Cisza ogarnęła ich wszystkich i nikt nie odważył się jej przerwać.
Hermiona po chwili odezwała się ponownie.
– Teraz wy opowiedzcie mi coś o sobie. – zachęciła, chociaż widziała po ich oczach, że wciąż są niepewni; patrzący po sobie, jakby chcieli odejść na słowo i przemyśleć wszystko raz jeszcze. Jednak nie mogła do tego dopuścić – była pewna, że wtedy odwrócą się od niej za pomocą jakiegoś kolejnego Roy’a. – Śmiało, co macie do stracenia?
– Niby po co? – Usłyszała jakiś głos z tłumu, jednak nie chciała wertować osobnika i kazać wyjść mu przed szereg. – Co to ma na celu?
– To, co zwykle: zdobycie zaufania. – odpowiedziała pewnie. – Jednak to gra zespołowa. Pokażcie, że wam zależy.
Namawianie nie zabrało jej tym razem wiele czasu, zobaczyła jak kilka osób patrzy po sobie, jednak zaraz potem kiwają głowami. To nie była rozmowa w myślach, bo ją na pewno by usłyszała, ale zgoda na coś, o czym musieli rozmawiać przed zebraniem, coś, o czym dyskutowali już od dawna.
Hermiona naprawdę była zadowolona z przebiegu zdarzeń, jednak nie dała tego po sobie poznać. Kiedy tylko ostatnia osoba skończyła o sobie mówić dziewczyna wiedziała, że musi wracać do Hogwartu, że lekcje już dawno się skończyły i jeśli nie wróci wystarczająco szybko, to wybuchnie panika i Harry, i Ron zaczną latać po szkole w poszukiwaniu jej, a później nie odstąpią jej na krok.
Podziękowała wszystkim za przyjście i poinformowała, że niedługo, bardzo możliwe, że nawet przed kolejną pełnią, zwoła kolejne zebranie, jednak będzie już o wiele mniej niepokoić ich myśli. Wyraziła zrozumienie, jeśli ktoś nie będzie mógł się zjawić, jednak podkreśliła wagę przyszłego spotkania
i nakazała, by osoba, która nie może przyjść wysłała przynajmniej sowę, która przekazałaby jej tę informację.
Wszyscy jednomyślnie zgodzili się bez żadnego „ale” i zaczęli rozchodzić się w swoją stronę.
Hermiona dostrzegła kątem oka jak ktoś z tłumu kieruje się w jej stronę, jednak po chwili zauważyła, że kroki osobnika stają się coraz wolniejsze i po chwili zawahania zawrócił. Odwróciła się w tym momencie, jednak spostrzegła tylko plecy Roy’a. Nie chciała go przestraszyć i nie mogła naciskać. Wiedziała, że jeśli będzie chciał porozmawiać i będzie miał wątpliwości, to do niej przyjdzie – wcześniej czy później, ale najpierw musieli stworzyć między sobą więź zaufania. Nie od razu Rzym zbudowano.
Kiedy spostrzegła, że ostatnia osoba przemieniła się w wilka i pobiegła w swoją stronę, odwróciła się na pięcie i ruszyła w kierunku szkoły, paranoicznie upewniając się, że nikt jej nie widzi.
Wchodząc do szkoły usłyszała gwar tylko z jednej części budynku i zdała sobie sprawę, że trwa kolacja w Wielkiej Sali. Wślizgnęła się niepostrzeżenie, jako że każdy był zajęty swoją rozmową,
i z promiennym uśmiechem, który był uzyskany przede wszystkim dzięki temu, co przed chwilą osiągnęła, zajęła swoje miejsce.
– Hermiono! – krzyknął Ron. – Już myśleliśmy, że znowu się gdzieś zapodziałaś. – powiedział pochłaniając kolejną kanapkę, jednak widziała, że nie mieli zbytnio czasu, by się niepokoić, więc kamień spadł jej z serca.
– Coś ty! – odpowiedziała, jakby usłyszała najzabawniejszy kawał roku i machnęła
ręką. –  Zdrzemnęłam się, tak jak wam powiedziałam, ale gdy się przebudziłam to przypomniałam sobie o tych wszystkich pracach, które zostały zadane, gdy mnie nie było i od razu poszłam do
biblioteki! – krzyknęła, by Ron ją usłyszał w tym gwarze.
Chłopaki od razu się roześmiali i wrócili do swojej kolacji.
Hermiona zdążyła jedynie usiąść i pomyśleć chwilę o stadzie, kiedy znowu całe jej ciało się napięło. Tym razem to nie był hałas, Hermiona zdołała rzucić na siebie zaklęcie, które wyciszało otoczenie tak, że słyszała wszystkich jakby normalnie ze sobą rozmawiali, a nie darli się do siebie – teraz chodziło
o coś innego.
Dziewczyna jadła spokojnie kolację i udawała, że jest pochłonięta rozmową z chłopakami, ale tak naprawdę niepozornie rozglądała się po całej sali i wtedy natrafiła na ciemnobrązowe oczy, które wpatrywały się w nią intensywnie – te same, które spotkała dwa miesiące temu.
Nestor Turmore w całej swojej okazałości, z całą paletą emocji na wierzchu. Nie zdziwiła się dlaczego siedzi w takim razie przy stole Ravenclawu, mimo że był to poplecznik Voldemorta – kiedyś trzeba było zachować jakieś pozory, prawda?
Hermiona była jednak pewna, że to nie ona tym razem musi go śledzić, nawet jeśli Voldemort nakazał jej się nim zająć. Wiedziała, że on nie chciał podpaść swojemu Panu tak samo.
Dokończyła kanapkę i udała się wraz z przyjaciółmi do Pokoju Wspólnego. Postanowiła, że ten wieczór spędzi z chłopcami na nadrobieniu czasu, który im uciekł. Gdy na nich patrzyła targały nią różne emocje – była na nich zła, że mieszali się w każdą niebezpieczną rzecz, jaka tylko się przed nimi pojawiała i czasami nie mogła się powstrzymać przed gniewem, gdy widziała ich małostkowość,
a przede wszystkim niedojrzałość, ale nie mogła długo się na nich gniewać. Znali się od małego i tak, zdarzało się, że wyładowywała na nich swoją złość i potrafiła się do nich nie odzywać przez dłuższy czas, jednak jedyne, co próbowała zrobić, to ochronić ich. Ochronić ich przed światem i tym, co ich otaczało, bo po prostu wiedziała, że sami nie są w stanie się obronić przed tymi, którzy na nich palują. A skoro miała stado, z którego mogła skorzystać, kontakty, które mogła uruchomić, to dlaczego miałaby tego nie zrobić?

~*~*~*~

Następnego dnia złapała Dracona na przerwie i nim ktokolwiek zdołał zauważyć jej stalowy uścisk na przedramieniu chłopaka weszła razem z nim do otwartej klasy i od razu z nawyku omiotła ją spojrzeniem.
– Subtelna jak zawsze, brakowało mi tego trochę. – Uśmiechnął się Malfoy i lekko przetarł rękę.
– Namierzyłeś już Velvora? – odezwała się władczo, chociaż w tym momencie chciała jedynie uściskać go i powiedzieć mu jak dobrze go widzieć.
– Jesteśmy w trakcie ustalania.
– Jesteście? – Zasępiona mina pojawiła się na twarzy Hermiony.
– Knot okazał się niezłym gawędziarzem po tym, jak wzięliśmy go na stronę. – Dziewczyna uśmiechnęła się lekko pod nosem. Z reguły nie lubiła wyrządzać ludziom krzywdy bez powodu, jednak Knot zasłużył i tak na wiele więcej, więc można było uznać, że potraktowali go ulgowo.
– Coś więcej? – dopytywała się.
– Nic pewnego. Możemy stwierdzić, że Pan–Wielce–Tajemniczy, który uciekł z ciałem należał albo wciąż należy do Agresorów i tropi na zlecenie, jednak mamy za mało informacji, by powiedzieć dla kogo.
– W porządku, zajmę się tym.
– Jesteś pewna? – zapytał z odrobiną zaniepokojenia w głosie.
– Tak, po prostu muszę porozmawiać z kilkoma osobami, z którymi dawno się nie
widziałam. – uśmiechnęła się lekko. – Miłego dnia, Draconie. – Ucałowała go w policzek i wyszła z klasy.


5 komentarzy :

  1. Tak! Tak! Tak! Nawet nie wiesz jak się cieszę z tego rozdziału. Nie mogę się doczekać następnego!

    OdpowiedzUsuń
  2. Normalnie jakbym nie lezala to bym skakala z radosci, doczekalam sie i jestem zadowolona, jednak rozdzial faktycznie krotki. Ale, ale, weny w nowym roku i to duuuuuuuzo, no i wytrwalosci bo czytalam wiele porzuconych blogow bo autor mial depresje bo tracil zapal przez jako taka systematycznosc ktorej nie dawal rady utrzymac. Widac jednal ze chcesz to kontynuowac i zakonczyc jak nalezy takze trzymam kciuki i czekam na kolejny rozdzial (ale ja pierdziele o dupie marynie XD ) !

    OdpowiedzUsuń
  3. Kochane właśnie się dowiedziałam,że Alan nie żyje.Jestem zszokowana.Wznieśmy różdżki by uczcić jego pamięć.
    Trinity

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wznieśmy różdżki i nigdy nie pozwólmy zapomnieć światu o tak wielkim aktorze.

      Usuń
  4. Hej
    Trafiłam na Twojego bloga wczoraj wieczorem (czytaj: w nocy) i... No cóż. Nie chcę mówić, że piszesz super, genialnie, idealnie, bezbłędnie i w ogóle najlepiej na świecie -> nie zrozum mnie źle, piszesz dobrze. A nawet bardzo, ale to bardzo dobrze. Jednak ja jestem zdania, że zawsze można nad sobą pracować, zawsze można być lepszym. I pomimo tego, że jest parę rzeczy, których mogłabym się uczepić (wybacz, taka moja natura ;) to zrobiłaś coś niesamowitego - wyłołałaś we mnie emocje. Moim zdaniem to... To coś niesamowitego. M a g i c z n e g o. Ostatnio u mnie jest trochę ciężko, a dzięki Tobie się uśmiechnęłam. Tak zupełnie szczerze, naprawdę. Bardzo Ci za to dziękuję. Bardzo.
    A, i jeszcze chciałam Ci powiedzieć, że bardzo podoba mi się to, że między Severusem a Hermioną nic nie dzieje się za szybko. Mi takie tempo bardzo pasuje ;)
    I tak jeszcze na zakończenie: mam nadzieję, że nie porzucisz tego bloga. A jeśli już naprawdę będziesz musiała, to daj chociaż notkę, że kończysz, co? Żeby było wiadomo czy czekać, czy nie.
    No. A więc chwilowo to tyle. Muszę już lecieć i przepraszam, że tak obszernie. Do zobaczenia ;* i dużo weny
    Czarodziejka, Która Jeszcze o Tym Nie Wie (tzn ja ;)

    OdpowiedzUsuń