~ HGxSS w granicach nierozsądku ~: Rozdział 30 cz. II

wtorek, 7 kwietnia 2015

Rozdział 30 cz. II

O matko i córko, nadal trudno mi uwierzyć, że wciąż Was tutaj tyle, a mnie tu tak mało, mimo że zależy to od wielu czynników...
Mam nadzieję, że uda mi się wyrobić z zakończeniem tego opowiadania szybciej niż na przełomie następnych 2 czy 3 lat (mi samej zdaje się to być naprawdę dużo czasu, jednak jakby nie spojrzeć, to zwróćmy uwagę, np. na to, że już jest kwiecień, a przed chwilą był Sylwester, później ferie - czas zapieprza, serio).

Rozdział dla wszystkich; dla tych, którzy są ze mną od dłuższego czasu, dla tych, którzy niedawno tutaj trafili, dla tych, którzy się nie ujawniają, i dla tych, którzy napiszą cokolwiek, dzięki czemu od razu uśmiech pojawia mi się na twarzy!  :)))))) ;**
Wielkie podziękowania oczywiście Marcie!

P.S.
Jako prezent (po)świąteczny rozdział dłuższy!


Hermiona czuła się była ledwo żywa, ale wiedziała, że już powraca do zdrowia – teraz mogło być już tylko lepiej.
Dan załatwił jej potrzebne leki i systematycznie je przyjmowała, bez ryzyka, że któryś ze składników może jej zaszkodzić.
Przez jej głowę przechodziły myśli czy nie powrócić do Hogwartu. To był jej dom. Jedyny jaki jej pozostał. Nawet nie chciała odszukiwać swoich rodziców, którzy zostali wypuszczeni przez Voldemorta, bo ani nie miałaby nic ciekawego im do powiedzenia, ani z pewnością nie skakaliby na jej widok z radości. Z tego wszystkiego ta myśl trapiła ją najbardziej. W chwili kiedy Ten-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wypowiadać rzucił na nich pierwsze zaklęcie wiedziała, że odtąd została sierotą – na własne życzenie, a wiedziała, że mogła tego uniknąć, gdyby tylko przewidziała kroki Voldemorta.
Umyła zęby i pewnym krokiem zaczęła schodzić po schodach. Przyzwyczaiła już się do nich czuła, że nawet Wielki Mur Chiński nie sprawiłby jej kłopotu.
Z lekkim uśmiechem na ustach usiadła przy barze, zamawiając śniadanie i oczekując Dana, jak co dzień.
Kelner przyniósł jej jedzenie i w momencie, gdy brała pierwszy kęs jajecznicy, miejsce koło niej zostało zajęte.
Odwróciła się z uśmiechem na ustach, ale gdy tylko dostrzegła, kto to jest, uśmiech błyskawicznie zniknął jej z twarzy.
Zdziwiona zakrztusiła się jajecznicą i zaczęła głośno kaszleć, próbując odzyskać oddech.
Mężczyzna jedynie przewrócił oczami i nawet nie podniósł się z krzesła, by spróbować jej pomóc – nic zaskakującego, pomyślała.
– Co… Co ty tu… – Patrzyła to na niego, to na drzwi. – Co ty tu robisz? – spytała ze zdziwieniem.
– Z szacunkiem, Granger. A jak ci się niby wydaje? Zwiedzam okolice. – Prychnął. – Zbieraj się.
– Nigdzie nie idę – odpowiedziała ostro i skrzyżowała ręce na piersi.
– Nie zachowuj się jak dziesięciolatka, tylko pakuj swoje rzeczy – syknął.
– Mam prawo tutaj zostać – odgryzła się.
– Prawo to ty masz, ale żeby się zamknąć. A teraz masz pięć sekund, by iść do pokoju po ubrania albo wychodzisz tak, jak stoisz.
– Nidzie nie idę – powtórzyła uparcie, wpatrując się stanowczo przed siebie.
– Granger, lepiej mnie nie denerwuj.
– Kto kogo denerwuje, Snape? – Wypluła te słowa z obrzydzeniem i ironią w głosie, sugestywnie patrząc na niego z góry na dół.
– Ty chyba naprawdę jesteś taka głupia. – Złapał ją mocno za ramię i szarpnął w swoją stronę tak, by na niego spojrzała. – Nie radzę ci denerwować mnie jeszcze bardziej. Latam po tym pieprzonym kraju w poszukiwaniu małolaty, która ma pustkę w głowie, a teraz niby nie raczysz po dobroci ze mną wrócić.
– Dokładnie. – Wyszarpnęła się z jego uścisku i zeszła ze stołka. – Nie życzę sobie, żebyś mnie niepokoił, Snape.
– Jak ja cię zaraz zaniepokoję, to ze strachu nigdzie więcej się nie ruszysz.
Hermiona przewróciła oczami, odwróciła się i szybkim krokiem zaczęła wchodzić po schodach.
Snape czuł jak krew w nim wrze. Miał ochotę rozszarpać ją na kawałki.
Dogonił ją, pociągnął za ramię i przycisnął do ściany.
– Albo w tej chwili spakujesz swoje rzeczy i pójdziesz za mną, albo zastosuję bardziej radykalne środki – wysyczał.
Dziewczynie ledwo udało się wyszarpnąć ze stalowego uścisku, po czym wpadła do swojego pokoju.
Zamachnęła się, by trzasnąć drzwiami, ale nie usłyszała za sobą huku i wiedziała już, że Snape zdążył je przytrzymać. I tak by je otworzył, ale chciała choć trochę wyładować swoją złość, a nawet to jej się nie udało.
– Granger, spójrz na siebie – odezwał się po chwili ciszy, podczas której ona stała odwrócona do niego plecami. – Spójrz na to, co z ciebie pozostało. Jeszcze się dziwie, że w ogóle żyjesz, a co dopiero, że jesteś w stanie się poruszać.
– No widzisz. – Spojrzała na niego. – Jakoś sobie poradziłam – odpowiedziała kpiąco.
– I co dalej, co? Nie pójdziesz ze mną, no i co? Dalej będziesz siedzieć tutaj przez kilka miesięcy, aż w końcu będziesz w stanie wyjść na zewnątrz niby wyleczona? Co myślisz, że nikt się nie zorientuje, że cię nie ma dalej w szkole, że nikt cię nie pozna na ulicy? Co chcesz przez to osiągnąć?
Hermiona spojrzała na boki. Nie potrafiła zdecydować co zrobić. Chciała mieć już to wszystko za sobą. Chciała nie pomagać nikomu przez jakiś czas. Chciała zająć się tylko swoimi sprawami: poprawić się w nauce, mieć problemy, jak inne nastolatki, mieć przyjaciół, którzy staliby za nią murem, bawić się, żyć pełnią życia a nie siedzieć w cuchnącym motelu.
– Okej.
– Co „okej”?
– Okej, pójdę z tobą.
Severus czuł się lekko zaniepokojony taką zmianą, ale wolał się nie dopytywać, skoro osiągnął swój cel.
– Zbierz swoje rzeczy, będę na dole – odpowiedział jedynie i chwilę później już go nie było.
Hermionie przemknął przez głowę plan, by zmienić swoje zdanie i wymknąć się drugim wejściem, ale szybko odgoniła tą myśl i sprawnie posprzątała pokój, nie chcąc zostawiać po sobie bałaganu.
Ubrania, które dała jej Marge wyprała wcześniej, teraz je złożyła i położyła na. Wszystko, co należało do niej, miała na sobie. Nie wiedziała, co Snape sobie wyobrażał, mówiąc, by spakowała swoje rzeczy – że niby przyjechała tutaj na wakacje z wypchaną walizką?
Zeszła na dół i odnalazła Marge pakującą nową dostawę produktów do magazynku.
– Cześć – przywitała się niezdarnie. – Chciałam oddać klucze i się pożegnać, no i podziękować za wszystko, co dla mnie zrobiłaś i za wsparcie, które mi okazałaś. – Uśmiechnęła się do niej.
– Kochana, nie ma nawet o czym mówić. Miło było cię gościć i mam nadzieję, że oddaję cię w dobre ręce. – Popatrzyła w stronę wyjścia, gdzie Snape nerwowo tupał stopą w chodnik.
– Raczej nie można temu zaprzeczyć – odpowiedziała trochę zamyślona.
Pokręciła lekko głową, odganiając natrętne myśli.
– Marge, chciałabym cię prosić jeszcze o jedną rzecz. – Kobieta pokiwała głową na zachętę do kontynuowania. – Chciałabym, żebyś pozdrowiła ode mnie Dana i przekazała mu to. – Wyciągnęła z kieszeni pakunek zawinięty w brązowy materiał.
W środku była fiolka z jej krwią, wilczą krwią, która odróżniała się trochę od ludzkiej i wilczy kieł, który należał kiedyś do samego Jareda Sadenlour, przedstawiciela drugiej wilczej grupy w Brytanii, uważanej za jedną z najbardziej agresywnych, tej samej, która zaatakowała syna właścicielki motelu. Kieł niegdyś niepokonanego Sadenloura  był przekazywany kolejnej osobie, która stawała na czele stada. Wszystko po to, by pamiętać stoczoną walkę z Agresorami, którą dawno temu wygrali, gdy wszystkie znaki na niebie wskazywały na ich porażkę i śmierć.
Kobieta nie dopytywała się tylko potwierdziła, że jak najprędzej przekaże pakunek mężczyźnie i uścisnęła ją.
Rachunki miały wyrównane – pomogły sobie nawzajem.
Hermiona wyszła na zewnątrz.
– To co, idziemy?
Snape spojrzał na nią spode łba.
– Tak, z pewnością, może jeszcze środkiem deptaka, co? – zakpił.
Dziewczyna spojrzała na niego podejrzanie, nie wiedząc, o co chodzi.
– Czy to oznacza, że tak właśnie nie możemy zrobić?
– Żartujesz sobie, prawda? – Spojrzał na nią, ale jedynie pokręciła głową. Westchnął. – Czy ty w ogóle czytałaś jakiekolwiek gazety? Miałaś jakiś kontakt ze światem zewnętrznym?
Hermiona ponownie pokręciła głową i trochę głupio jej się zrobiło, że nawet o tym nie pomyślała. Była pewna, że jeśli chodzi o nią i o to czy ją szukają, to dowie się wszystkiego od Dana albo od kogoś innego, kto przesiadywał dużo w różnych innych miejscach.
Ruszył szybkim krokiem przed siebie, przechodząc jedynie przez te najmniej uczęszczane uliczki.
– Mówiąc krótko, sprawa wygląda tak, że po Dumbledorze słuch zaginął. Myśleliśmy, a w szczególności ja tak myślałem, że po prostu chce się wywinąć od odpowiedzialności za to, że po drodze się „zgubiłaś”, jednak po półtora tygodniu zacząłem wątpić w tę teorię. Sama doskonale znasz dyrektora, najprawdopodobniej tydzień po takim incydencie wróciłby cały w skowronkach i próbowałby wszystko obrócić w żart, w głębi duszy jednak zamartwiając się na śmierć – cały Albus.
Hermiona patrzyła na niego kątem oka. Nie przypominał Severusa Snape’a sprzed spotkania u Voldemorta, widać było, że jest wyczerpany, a jego ruchy były szybkie i sztywne, jakby był cały odrętwiały i nie spał od ponad tygodnia. Podkrążone oczy jedynie pogłębiały ten efekt, chociaż przez włosy ciężko było im się bardziej przypatrzeć.
Dziewczyna poczuła lekkie wyrzuty sumienia. Może jakby nie zachowywała się tak egoistycznie i nie chciała wszystkiego dopasować pod siebie, wszystko by się inaczej potoczyło.
Wolała się więc więcej nie odzywać i iść za profesorem, bez względu na to dokąd ją prowadził tymi zawiłymi uliczkami.
  Zatrzymali się na rogu jednej z ulic, która nie była oświetlona i mało uczęszczana. Złapał ją za przedramię, ściskając, jakby w upewnieniu, że drugi raz mu się nie wymknie.
Hermiona stała spokojnie i czekała, aż poczuje szarpnięcie w podbrzuszu.
Teleportowali się pod Hogwart. Dziewczyna poczuła lekkie zawroty głowy, a resztki jedzenia, jakie jeszcze miała w żołądku, cofnęły jej się do gardła. Zamknęła mocno oczy i skoncentrowała się jedynie na tym, by nie zwymiotować centralnie przed Snape’em.
Za to Mistrz Eliksirów, po tym jak wylądowali na wydeptanej ścieżce, zdawał się jej nie zauważać i ruszył od razu własnym tempem do szkoły, jakby miał jakieś ważniejsze rzeczy do załatwienia w tej chwili, niż zajmowanie się nią. Może faktycznie miał.
Hermiona po raz kolejny poczuła wyrzuty sumienia, które teraz nie chciały odejść. Mogła się jedynie obwiniać za swoje trywialne zachowanie. Przynajmniej mogła już chodzić – była w tym wszystkim jakaś pocieszająca myśl.
Snape nie odwrócił się ani razu w jej stronę podczas kiedy zmierzali do szkoły. Wiedziała, że był zły, ale nie przypuszczała, że aż tak bardzo, żeby nawet się nie odzywać. Nie widziała go jeszcze w takim stanie, zwykle wrzeszczał na wszystkich dookoła, jak mu coś nie pasowało i do tego była przyzwyczajona. A nawet mogła śmiało powiedzieć, że czuła się skrępowana, idąc w takiej ciszy, nie wiedząc, co będzie dalej.
Dziewczyna podążyła śladem profesora do jego gabinetu i zamknęła za nimi drzwi, a kiedy udał się do swoich prywatnych komnat, usiadła na drewnianym krześle naprzeciw biurka, nie chcąc kręcić mu się pod nogami i denerwować jeszcze bardziej.
Znacie takie słowa, jak „milczenie bywa głośniejsze od krzyku”? Ktokolwiek to powiedział, miał cholerną rację. W tym momencie po stokroć wolałaby Snape zdzierał sobie struny głosowe, niż przeżywać ciszę, gdy powietrze między nimi było tak gęste, że aż można było je pokroić.
Severus żwawym krokiem wkroczył do pomieszczenia i szybkim ruchem postawił przed nią sześć fiolek, w której eliksiry miały prawie taką samą, ciemnoczerwoną kontestację.
– Wypij – rzucił jedynie i ponownie zniknął za drzwiami.
Hermionie nie pozostało nic innego, jak spełnić rozkaz i jednym ruchem wlać gorzkie mikstury do gardła.
Snape zjawił się jeszcze raz, ale tym razem poruszał się znacznie wolniej i nawet zdecydował się usiąść naprzeciw niej, za biurkiem.
Nie wiedziała o co chodzi, profesor wpatrywał się w nią nieodgadnionym wzrokiem i powoli traciła cierpliwość do siedzenia w tej ciszy.
Już miała coś powiedzieć, kiedy poczuła promieniujący ból w brzuchu i zgięła się w pół, jedną ręką trzymając się biurka, a drugą miejsca, z którego odczuwała przenikliwe kłucie.
Nie trwało to więcej, niż kilka sekund, kiedy upadła z krzesła na czworaka, łapiąc się mocno za brzuch, przeszły ją dreszcze i zaczęła wymiotować na podłogę.
Severus nie zdążył zareagować odpowiednio szybko, ale chwilę później stał już nad nią z wyczarowaną miską, która znalazła się centralnie przed Hermioną, a on sam złapał jej włosy, by nie przeszkadzały i kucnął obok niej.
Zdawało się jej, że trwa wieczność nim skończyła wymiotować, choć przez większość czasu męczyły ją po prostu konwulsje, ponieważ nie miała już czego zwracać.
Severus zawołał skrzata, który po niej posprzątał od razu po tym, gdy skończyła i odchyliła głowę do tyłu.
Hermiona nie miała nawet siły, by podnieść rękę, a co dopiero wstać z podłogi. Siedziała wykończona z kropelkami potu na twarzy, a Snape wciąż trzymał jej włosy, by nie przykleiły się do skóry.
Wyczarował chłodny kompres i położył go na jej karku, pomagając zwalczyć dreszcze, które co chwila ją atakowały.
Dopiero w tej chwili spojrzał dokładnie na jej ciało. Nie przypuszczał, że może być aż tak źle. Złe dawkowanie leków i spożywanie ogólnie mikstur, których nie powinna stosować (nawet zastępczo) wykańczały powolnie jej organizm. Siniaki widoczne na rękach wciąż były pozostałością po Czarnym Panie. Gdyby nie to, że przez tak długi okres czasu ukrywała się przed wszystkimi, to nie przeistoczyłyby się w aż tak poważne rany i już dawno doszłaby do siebie. Głupota ludzka jednak nie zna granic, kpiąco stwierdził w myślach.
Oparła głowę na jego przedramieniu, które znajdowało się tuż przy jej szyi, nie mając siły, by nawet ją utrzymać w pionie.
Severus zesztywniał lekko, ale po chwili, nie chcąc tkwić przez całą wieczność w tej pozycji, przybliżył się do Granger, odchylił jej bezwładne ciało do tyłu i wziął na ręce, pozwalając, by jej głowa spoczęła na jego klatce.
Drzwi otworzyły się przed nim samoczynnie, a on wszedł do własnego pokoju i położył ją w swoim łóżku, okrywając ją lekko pościelą.
Zapadał powoli zmierzch, więc Severus dokończył jeszcze sprawdzanie prac domowych i gdy tylko hałas z sypialni zaczął narastać, odszedł od biurka i ruszył w stronę, z której odchodziły odgłosy.
Granger leżała zawinięta w kłębek, ściskając jego aksamitną pościel w pięściach, gdy po czole spływały jej kropelki potu, a temu wszystkiemu towarzyszyły wydobywające się z gardła przeciągłe jęki i syczenie.
Pierwszym pomysłem Mistrza Eliksirów było oczywiście zastosowanie adekwatnych mikstur, które by pomogły zwalczyć wszystkie te objawy jednocześnie, jednak nie był pewny formy aplikacji lekarstw, jeśli Granger była praktycznie nieprzytomna, a do tego nie był w stanie przewidzieć reakcji jej organizmu na leki, które nie są kupione z pierwszego lepszego sklepiku na rogu, lecz idealnie uwarzone przez znakomitego Mistrza.
Podszedł do łóżka, zastanawiając się, co jeszcze w tej chwili może zrobić. Bądź co bądź on sam także chciał pójść spać, a jego lekcje zaczynały się z rana, więc nie miał ochoty całej nocy poświęcać, by niańczyć jakąś małolatę.
Wyjął z szafy kawałek szmatki, zwinął ją i zmoczył pod zimną wodą, a następnie wrócił i położył na jej czole, mając nadzieję, że przynajmniej to pomoże w tym momencie.
I nie mylił się.
Chwilę później dziewczyna uspokoiła się i rozluźniła napięte mięśnie, oddychając coraz głębiej.
Snape rozejrzał się po pokoju w poszukiwaniu miejsca, w którym mógłby się przespać, lecz kiedy tylko poprawiał okrycie Granger, które całkowicie z siebie zsunęła, jej dłoń odnalazła jego rękę i zacisnęła w stalowym uścisku i nim zdążył zareagować i ją brutalnie wyrwać, dziewczyna przewróciła się na bok całkowicie eliminując mu w tym momencie jakiekolwiek działanie w tym kierunku.
Czy ta kobieta musiała łapać wszystko, co tylko wpadło w jej ręce?
On dawał jej palec, a ona brała całą jego rękę – dosłownie.
Severus westchnął zrezygnowany. Spojrzał na zegarek i westchnął znużony. Było już po pierwszej i naprawdę, gdyby nie fakt, że musiał być na nogach o szóstej, a ostatnimi czasy nie sypiał dobrze, to już dawno swoim krzykiem postawiłby tę Gryfonkę na równe nogi i solidnie musiałaby się z tego wszystkiego tłumaczyć. Ale z racji tego, że jednak miał jedynie pięć godzin do zregenerowania swoich sił przed kolejnym dniem, to bez pardonu przesunął dziewczynę na drugi koniec łóżka, starając się zachować jak największe odległości, na ile to jest możliwe, jak się ma jedną z rąk zablokowanych z stalowym uścisku, wepchniętą gdzieś pomiędzy żebrami a materacem.

W środku nocy Hermiona nagle się obudziła, otumaniona w ciemności, w lekkim przerażeniu, nie będąc pewna, gdzie się znajduje, wdychając głęboko powietrze, jakby wyłowiła się na powierzchnię spod lodowatej wody.
Czuła, jak zimne poty spływają jej po plecach.
Żołądek zawiązał jej się w supeł i poczuła, że zbiera jej się na wymioty.
Odwróciła się z celem pobiegnięcia do łazienki, jednak gdy tylko przewróciła się na drugi bok wpadła na obce ciało, a będąc bardziej precyzyjnym, walnęła czołem w czyjś tors. Przejęłaby się tym faktem mocniej, gdyby nie to, że nie zamierzała za pięć minut kontynuować drzemki we własnych wymiocinach.
Rękami wymacała miejsce obok siebie, przejeżdżając ręką naokoło siebie, nie będąc w stanie wiele dostrzec w ciemności, jaka panowała w pomieszczeniu.
Po raz drugi trafiła na, z pewnością, nie swoją klatkę piersiową i przesunęła dłoń, próbując wymacać dalszą część materaca.
– Granger co ty wyrabiasz? – Usłyszała syknięcie tuż niedaleko swojego ucha.
Odwróciła natychmiastowo głowę w kierunku, z którego doszedł do niej głos i na swojej drodze, kilka cali od swojej twarz, dostrzegła czarne tęczówki, które wpatrywały się w nią nieodgadnionym spojrzeniem, a zaraz potem całą, bladą twarz, która kontrastowała w otaczającej ich ciemności.
– Ja… ja… – Hermiona zaczęła się plątać, nie będąc w stanie odpowiedzieć.
Poczuła ponownie ukłucie w brzuchu i nie była nawet w stanie rozważać tego, co ona i, na miłość boską, Snape robili razem w jednym łóżku.
Nie czekając dłużej po omacku i w pośpiechu zerwała się ze swojego miejsca, przechodząc przez ciało Snape’a okrakiem.
Zamknęła za sobą drzwi i chwilę później siedziała już na zimnej posadzce tuż nad muszlą klozetową.

Czuła jakby minęła wieczność, gdy ostre pukanie w drzwi wybudziło ją z drzemki. A jednak spałam we własnych wymiocinach, przeszło jej przez myśl, po czym pociągnęła za spłuczkę, zamruczała coś ledwo zrozumiałego w stronę drzwi, obmyła twarz chłodną wodą i przepłukała usta. I najprawdopodobniej, gdyby nie fakt, że pukanie przerodziło się w łomotanie pięścią, stałaby w miejscu przez najbliższych kilka godzin.
Ostro szarpnęła za klamkę, a dłoń Snape’a zatrzymała się w powietrzu.
– Ileż, na Merlina, można czekać?! – wydarł się na przywitanie i wyminął ją jednym krokiem.
Hermiona nie wiedziała, co ze sobą począć. Przejrzała się w lustrze, które stało przy ścianie, ale poczuła się jeszcze gorzej, jeśli można było być w ogóle jeszcze bardziej zażenowanym.
Jej ubranie nie było już w idealnym stanie. Co prawda chodziła już w tym ubraniu przeszło przez tydzień, jednak jak na siedem dni, to tkaniny, które miała na sobie, przeszły już wiele. Koszula była wygnieciona i pobrudzona, a zaschnięte plamy krwi dodawały jej z pewnością nie dodawały jej uroku.
Nie będąc pewna, gdzie ma usiąść, co ma zrobić, wyjść czy nie wyjść, przysiadła na skraju łóżka i rozejrzała się dookoła, nie zauważając mimo wszystko niczego nadzwyczajnego. Po szkole krążył nie od dzisiaj plotki na temat jego wampirzego pochodzenia jednak dziewczyna nie dostrzegła żadnych łańcuchów, żadnych kajdan, żadnych ukrytych kół do łamania ciała, no, a przede wszystkim nie dostrzegła jakiejkolwiek krwi w pokoju, co raczej oznacza, że nie ma do czynienia z wampirem, jakimkolwiek odpornym na światło dzienne by nie był. Oczywiście, nie żeby wierzyła w takie rzeczy.
Snape wyszedł z łazienki, z ręcznikiem owiniętym wokół bioder, a jego spojrzenie od razu padło na Hermionę, po czym w błyskawicznym tempie zlokalizował krzesło, na którym pozostawił czyste ubranie. Z miną, jakby przeklinał wszechświat, że nie pamiętał o takiej rzeczy, złapał strój i wrócił się do łazienki, zamykając drzwi z trzaskiem, który poderwał dziewczynę na nogi.
Hermiona wciąż była w szoku i nie była pewna czy przed chwilą ujrzała, to co ujrzała i czy na pewno to ujrzała. Może to po prostu mózg już płatał jej figle przez niewyspanie. I nawet by w to uwierzyła, gdyby nie to, że Snape wyszedł po trzydziestu sekundach z toalety i przez kilka minut nie odzywał się do niej i unikał jej natarczywego spojrzenia. Właśnie, tak dla przypomnienia, co ona tu w ogóle, do diabła, robiła?
– Czego, Granger? Nie wpatruj się we mnie jak w ósmy cud świata.
– Ja wcale… – zaczęła się szybko tłumaczyć, jednak zapowietrzyła się z emocji, które ją napełniły. – Co ja tu robię? – Zmieniła temat.
– Regenerujesz się.
– W pańskich komnatach?
– A niby w czyich? – Prychnął, zapinając przed lustrem swoją pelerynę.
– No nie wiem, na przykład w moich – powiedziała z naciskiem.
– Jasne, Granger, może od razu wyrządzić na twoje powitanie przyjęcie niespodziankę albo może zechcesz wygłosić jakąś pokrzepiającą mowę na obiedzie, co?
Hermiona poczuła się lekko zbita z tropu.
– A oddzielna komnata?
– I co, masz zamiar niezauważalnie przychodzić po lekarstwa do moich kwater co kilka godzin?
– Tak – opowiedziała z determinacją.
– Granger, zacznijmy od tego, że w twoim słowniku nie ma takiego wyrażenia, jak „niezauważalnie”.
– Daj spokój, Snape. Jesteś mi to winien. – Złożyła ręce na piersi.
– Winien? Nie jestem ci niczego winien. – Wypluł to słowo, jakby się nim brzydził.
– A jednak. Chciałabym przypomnieć czemu to wszystko potoczyło się w takim kierunku: przez ciebie, Snape. Przez twoje grubiańskie i bezczelne zachowanie na zebraniu. Przez twoje obrzydzenie do szlam i fakt, że nic wtedy nie zrobiłeś. – Ton jej głosu z każdym zdaniem rósł o oktawę.
– Nie zapominaj się, Granger – syknął. – Poza tym miałaś tyle czasu, że powinnaś była przemyśleć to co się działo nie jeden raz i dojść do podstawy mojego zachowania.
– Nie ma żadnej podstawy, Snape. Podstawą może być jedynie twoje wychowanie, to wszystko. Wychowywałeś się, nienawidząc szlam i tak ci już pozostało, więc skończ już z tymi bajkami, jak bardzo ci nie zależy na pochodzeniu i krwi, bo to się mija z celem.
– Nie wiem jak to jest, że twoja głupota raz za razem coraz bardziej mnie zadziwia.
– Powinno być ci na rękę, że ktoś taki jak ja nie będzie przebywać razem z tobą w twoich komnatach.
– Moje upodobania co do tego, kto tu się powinien znajdować, a kto nie, w tej chwili są nieistotne. Masz tutaj zostać i tyle – warknął ostro. – Nie mam teraz czasu na pogaduszki, jest środek tygodnia, muszę iść na zajęcia.
– Chcę mieć przynajmniej swoje łóżko – rzuciła, niby przy okazji, jednak wciąż lekko zażenowana.
– I całe szczęście. Wczoraj nie zdążyłem wyczarować sobie własnego, kiedy moja ręka została zatrzymana w stalowym uścisku i nie mogłem jej wyszarpnąć.
Severus kończąc rozmowę ruszył do wyjścia.
Kiedy przeszedł przez drzwi i zszedł po schodach na dół do swojego gabinetu usłyszał za sobą jeszcze głos Granger i przyrzekł sobie, że jeżeli znowu będzie mieć jakieś pretensje to przez miesiąc będzie czyścić kociołki ze żrących substancji.
– Czy mogłabym jeszcze jakoś odzyskać swoją różdżkę?... I jakieś ubrania?
– Gdzie masz różdżkę?
– W pokoju, przy łóżku.
Dotarł pod drzwi wejściowe.
– Przyniosę ją. Masz stąd nigdzie nie wychodzić, pod żadnym pozorem, nawet jeśli by się waliło i paliło, zrozumiałaś?
Hermiona pokiwała lekko głową.
– Granger, czy zrozumiałaś? Odpowiedz – warknął.
– Tak, zrozumiałam – powiedziała, ledwo powstrzymując się od przekręcenia oczami.
Severus otworzył drzwi.
– Weź sobie jaką czystą koszulę, są w szafie – rzucił na odchodne. – I masz zakaz zbliżania się do księgozbiorów ustawionych z prawej strony biblioteki.
Po tych słowach usłyszała jedynie trzask, który rozniósł się echem.
Postanowiła napisać do przyjaciół listy z przeprosinami i wyjaśnieniem sytuacji. Co za ironia, dopiero teraz, gdy znajdowała się z nimi pod jednym dachem, była w stanie wysłać do nich cokolwiek, a wystarczyło jedynie wybrać się do Sowiarnii.

                                                               ~*~*~*~

Hermiona nie mogła nigdzie wychodzić, ale tyle już czasu spędziła w zamkniętej przestrzeni w ostatnim czasie, że nie robiło jej to większej różnicy.
Snape wracał zazwyczaj o tej samej porze, jeszcze tego samego dnia, gdy poprosiła go, by zdobył z powrotem jej różdżkę, przyniósł ją wieczorem i bez słowa położył na komodzie, która znajdowała się naprzeciw łóżka.
Żyli obok siebie, będąc dla siebie praktycznie powietrzem. Oczywiście raz na jakiś czas zdarzały się spięcia i nie było mowy o rozładowaniu napięcia bez awantury, jednak jeszcze się nie pozabijali.
Dla Hermiony wszystkie dni wyglądały praktycznie tak samo; budziła się zazwyczaj przed Snape’em pół godziny, może trochę więcej, brutalnie wyciągana ze snu albo to przez ból w nodze, który nabyła prawdopodobnie przez swoje złe złożenie kości, kiedy była w motelu (choć nie było nawet mowy, by kiedykolwiek przyznała się do swojego błędu), albo przez koszmary, które pojawiały się nawet i bez pomocy Roberta.
Przez wolny czas, który jej pozostawał do pobudki Snape’a zdążała uspokoić emocje i ewentualnie przestać się nadmiernie pocić czy łykać powietrze, jakby nie miała wystarczającej pojemności płuc.
Później jadła ze Snape’em w salonie śniadanie i od razu, gdy kończyła znikała z jego pola widzenia horyzontu, nie chcąc z rana mieć większej styczności z nim i jego humorami, kierując swe kroki w stronę łazienki i pozwalając sobie na długą kąpiel w wielkim jacuzzi, podczas gdy Severus Snape kończył szykować się i wychodził, a na komodzie obok jej łóżka zawsze zostawiał dwie fiolki lekarstw.
  Następnie nie działo się już nic intrygującego; zazwyczaj lokowała się w bibliotece po lewej stronie, bo oczywiście, gdy tylko przekroczyła odpowiednią, niewidzialną granicę pomiędzy jedną a drugą połową biblioteki, Mistrz Eliksirów wkraczał jak na zawołanie do akcji, wraz ze swoimi przyjaciółkami, Histerią i Paranoją. A nie życzyłaby nikomu, by musiał siedzieć przed Severusem Snape’em i wysłuchiwać potwornie długiego monologu, nie będąc w stanie nic z tym zrobić, nic powiedzieć, ani nawet ruszyć się o centymetr, bo to nie zostałoby niezauważone, a w dodatku przedłużyłoby jeszcze całe przemówienie, do którego po drodze weszłyby jeszcze docinki i pretensje. Tak, ona to przeżyła i w pełni wystarczyło jej doświadczenie tego dwukrotnie.
I tak, przesiadywała wokół książek przez cały czas, a po południu pojawiał się zgredek Snape’a, który przyniosły jej kolejne dwie fiolki, znikał, kontynuowała czytanie książek. Słyszała jak profesor wraca do komnat (nie obyło się zawsze bez trzaśnięcia drzwiami i kilku siarczystych przekleństw wypowiedzianych pod nosem) i dopiero po paru godzinach schodziła na dół, czasem przesiadywała jeszcze w salonie, a później szła do sypialni, odhaczała spożycie jeszcze jednej dawki eliksirów i kładła się spać.
 Tym razem było inaczej. Niby dzień zaczął się tak samo, a nawet dostała listy od swoich przyjaciół (musiała się naprawdę postarać, by przekonać sowę, która przekazywała między nimi listy, by podczas obiadów, gdy korespondencja była przekazywana, ona w zamieszaniu zlatywała do lochów) i zadowolona usiadła na kanapie, przed kominkiem, chcąc otworzyć listy, gdy do pomieszczenia wparował Snape.
Hermiona myślała, że dostanie palpitacji serca, kiedy drzwi gwałtowanie otworzyły się i walnęły o ścianę. Zerwała się szybko na nogi.
– Matko i córko, Snape! Na Merlina! – krzyknęła przytrzymując rękę na klatce piersiowej.  – O co chodzi?
– Zbieraj się, Granger, idziesz ze mną – warknął i błyskawicznie przedostał się do sypialni.
– Snape, o co chodzi? – powtórzyła i poszła za jego krokami.
Spojrzał na nią krzywo, jak weszła do środka. Był przy rozpinaniu guzików. Popatrzył na nią oceniająco od góry w dół i chyba nad czymś głęboko rozważał, bo po chwili usłyszała:
– Zdejmuj bluzkę.
Popatrzyła się na niego jak na kretyna, który po pierwsze primo: zamienił się ze Snape’em na ciała, po drugie primo: chyba sobie żartował.
– Chyba oszalałeś, Snape! – Skrzyżowała ręce na piersi i popatrzyła na niego spode łba, nie będąc pewna jak ma na to zareagować.
– Granger, na litość boską, nie mam zamiaru się powtarzać – wypalił od razu, otwierając szafę. Zdjął koszulę i rzucił ją na podłogę.
Hermiona była w 90% pewna, że ktoś wypił eliksir wielosokowy i teraz próbuje sobie z niej zakpić.
– Czy ty mnie słuchasz?!
– Słucham, ale nie jestem pewna czy dobrze słyszę.
– Dobrze słyszysz, nie możesz tak przecież wyjść.
– Gdzie wyjść? – zainteresowała się podchodząc bliżej i z każdym krokiem zauważając coraz więcej blizn na jego ciele.
Przypomniała sobie o własnych.
Nie mogła mu ich pokazać. Nie mogła ich nikomu pokazać.
Dzięki prawidłowemu odżywianiu niewiele jeszcze kilogramów potrzebowała, by powrócić do swojej wcześniejszej wagi i nie była już aż taka sina, jak z początku, a prawdę mówiąc już jednie gdzie nie gdzie miała fioletowo–zielone odcienie na swojej skórze. Tak bardzo żałowała, że nie ma żadnej fiolki ze Złotym Eliksirem, ani że nie miała wystarczającej ilości składników, by go uwarzyć. Wtedy wszystko powróciłoby do normy, a jej organizm wzmocniłby się. Po co tworzyć eliksiry, skoro nie można później z nich korzystać?
– Im szybciej zdejmiesz tę bluzkę i włożysz to, tym szybciej się dowiesz – odpowiedział, rzucając jej czystą koszulę.
Hermiona była za zmianą swojego stylu ubioru i już nieraz przekonywała Snape’a, by pozwolił jej pójść samej do pokoju, by mogła wziąć swoje rzeczy, jeśli on nie ma zamiaru ruszyć tam swoich czterech liter, ale dla niego zawsze współczynnik niebezpieczeństwa, że ktoś by ją zobaczył, był za wysoki. A namowa Mistrza Eliksirów, by w takim razie na własną rękę załatwił jej ubranie, przyniosła jedynie przeciwny skutek i zakończyła się przewidywalnie – warczeniem, że czyste, białe koszule mogą jej przecież wystarczyć na te góra dwa tygodnie, dodając, że to nie jest przecież rewia mody.
– Muszę iść do łazienki – odparła.
– Granger, jeśli nie byłoby to aż takie ważne, to nie zmieniałbym ubrania na środku pokoju, byś mogą to podziwiać – odgryzł się jedynie.
Hermiona ugryzła się w język, żeby tylko uszczypliwie nie skomentować jego słów.
Dziewczyna odwróciła się do niego plecami i zerknęła czy nie patrzy, i mimo że nie zauważyła, by się odwracał, kiedy zdejmowała bluzkę, czuła jego wzrok na sobie, kiedy starała się jak najszybciej zakryć materiałem blizny na ciele. Czuła jak jego intensywne spojrzenie wypala jej dziurę w plecach. Nie odezwał się na ten temat, na co w duchu odetchnęła z ulgą. Wciągnęła koszulę w spodnie i zapięła mankiety. Snape stał już przy drzwiach wejściowych z ręką na klamce. Hermiona zgarnęła po drodze różdżkę i przeszła przez drzwi, które przed nią otworzył. Severus zabezpieczył komnaty i ruszyli w bliżej nieznanym dziewczynie kierunku.
Zadziwiające było, że nie spotkali nikogo po drodze, zaniepokoiło ich to bardziej niż powinno uspokoić.  Zatrzymali się przy posągu chimery, a Snape półgębkiem rzucił hasło i weszli na górę.
Dziewczyna czuła coraz większe zdenerwowanie, nie wiedząc, co się dzieje i czego powinna się spodziewać.
Weszli do gabinetu, a w środku znajdowała się już Minerwa, która stała przy biurku i nerwowo tupała stopą o posadzkę.
– Dzień dobry, profesor – powiedziała Hermiona z odruchu.
– Dzień dobry, moje dziecko. – Uśmiechnęła się na jej widok. – Martwiliśmy się o ciebie, nie wiedząc, gdzie jesteś. Wciąż jestem zła na Albusa, że nie powiedział mi wcześniej, co planujecie, a dowiedziałam się o wszystkim już po fakcie, gdy dyrektor nie dawał znaku życia, a ja nie dawałam spokoju profesorowi Snape’owi – odpowiedziała z westchnieniem.
– O co chodzi dokładnie? – zapytała Hermona, marszcząc czoło w zastanowieniu.
– Otrzymaliśmy wiadomość od dyrektora – odpowiedział Snape szorstko nie patrząc się to ani na jedną, ani na drugą.
Dziewczyna odwróciła się w jego kierunku niemal natychmiastowo.
– Wszystko z nim w porządku? Gdzie jest? Czemu nie wraca?
– Jakby wiedział, to by mnie raczej teraz tutaj nie było, Granger – warknął. – Oboje dostaliśmy na obiedzie listy z tym samym wierszem i podejrzewam, że jak na moje nieszczęście, tylko ty jesteś w stanie powiedzieć o co chodzi.
Hermiona popatrzyła na niego zdziwiona, jednak próbując nie dać się przygnieść myślą, w którym kierunku to idzie.
– Tak?
Podał jej od niechcenia list i stanął za biurkiem.
– Wiesz co to jest? – zapytał ponaglająco.
Popatrzyła na wiersz.
– Domyślam się.

6 komentarzy :

  1. hahaha. Snape przytrzymujący włosy Hermy jak wymotuje... xD jakież to 'słodkie'.
    Nareszcie ją znalazł! I gdzie Albus się podział?
    Blizny Hermy i Seva nadają im charakteru ;3 Rozdział świetny.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ojej rozdział jest ciekawszy, niż myślałam! *.* Zakochałam się w nim. <3 Severus milczacy rządzi. :D Faktycznie trochę się zdziwiłam, że Sev trzymał jej włosy, ale ładnie to opisałaś i nie wyszło kiczowato. :)
    Wowoow Hermiona i Severus w jednym łóżku- szczyt marzeń! :D żeby jeszcze tylko robili to, co się tam robi (oprócz spania XD). No, ale na to przyjdzie jeszcze czas. :D
    Naprawdę spodobał mi się ten rozdział. Przeczytalam go dosłownie w jeden moment. Cieszę się też, że był taki długi. Już się nie mogę doczekać cd.! Co to za wiersz? I czy Granger będzie wiedziała, co z nim zrobić?
    Teraz niecierpliwie czekam na cd.
    Życzę weny, czasu i cierpliwości!
    ~~ mlodzia113 :).

    OdpowiedzUsuń
  3. Nom, ciekawe gdzie ten Albus. Przecież wyprzedaże dropsów nie trwają tak długo xD
    Hmm wiersz, którego Snape nie może rozszyfrować i zleca to Mionie... Dla Seva to musiał być duży cios wymierzony w jego ego. Ale serio, zaciekawił mnie ten list.
    Nie wiem o co chodzi z Danem. Po co Hermiona dała mu tą krew i kieł?
    No cóż miejmy nadzieję, że w krótce się dowiemy... czekam z niecierpliwością na kolejne części.
    Życzę weny!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeden z moich ulubionych rozdziałów:D
    Zastanawiam sie tylko jak wyglądał przed zbetowaniem, bo wciąż znajduję dziwne sformułowania, które powodują że trudno wyczuć o co chodzi i cholernie przeszkadzają w czytaniu. Czasami lepiej użyć prostych słów, a nie próbować na siłę ułatwiać tekst. Wiem że mnie za to znienawidzisz, ale musialam, bo są momenty, ze się męczę czytając.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miało być " ubarwiać" !

      Usuń
    2. Kochana, co Ty gadasz! Nie znienawidzę, a cieszę się za pokazanie błędów :)) I mimo że zdaję sobie sprawę z tego, że zrobiłam postępy od pierwszego rozdziału, to jednak jeszcze długa droga przede mną :)
      Wezmę się za przeczytanie jeszcze raz i poprawię jak najlepiej będę w stanie :)))

      Usuń