Nie jest tego dużo, bo zaledwie 7 stron, ale nawet nie mam kiedy pisać, bo albo to jestem przeraźliwie zmęczona, albo muszę siedzieć przed książkami.
Poza tym: NIE rozczarowujcie się brakiem jako-takiej akcji, wszystko jest poustalane, trochę się ciągnie, ale to właśnie przez to, że nie mam czasu, by pójść z tematem, tak jakbym sama chciała :))
Teraz biorę się za 2-kę i będzie dłużej, i będzie wciągająca (musi być!).
Trzymajcie się cieplutko! ;**
P.S.
Jak napiszę 2 część, to wezmę się za nadrabianie zaległości :))))
– Tak, tak…? – odpowiedział trochę niepewnie, jakby myślami
wciąż był gdzieś bardzo daleko.
– Wszystko w porządku?
– Hermiona… Hermiona Granger…? – Potrząsnął lekko głową. – Hermiona
Granger, co pani tutaj robi? – Rozejrzał się szybko na boki.
– Chyba nie musimy używać tytułów. Tym bardziej w tym
miejscu i tym bardziej w takich okolicznościach. – Spojrzała wymownie.
– Ma pani rację, ma pani rację.
– Wystarczy imię, naprawdę.
– W porządku, Hermiono. Oczywiście działa to w obie strony,
możesz mi mówić po imieniu… no, albo po nazwisku. – Uśmiechnął się dobrotliwie.
Hermiona nie dała się nabrać. A z pewnością nie na ten
dziadkowy uśmiech, który miał złagodzić każdą sytuację i na każdego
wpłynąć .
– Przypominasz sobie może kiedy się ostatnio widzieliśmy?
Jedna podpowiedź: z pewnością nie było to dla ciebie korzystne spotkanie.
Jakaś młoda kelnerka postawiła wodę na brzegu stolika.
Hermiona rozprostowała palce u dłoni, a szklanka sama wpadła jej do ręki.
– Ciężko chyba zaprzeczyć, co? – zapytał z lekką ironią w
głosie.
– Gdzie jest ciało, Knot?
– Nie wiem. – Potrząsnął głową.
– Czemu Velvor?
– Nie wiem.
– Po co wam było ciało?
– Nie wiem.
– Czy ty cokolwiek wiesz? – Zaczęła powoli się denerwować.
On ewidentnie grał z nią w kulki. – Kim był ten facet?
Mężczyzna otwierał już buzię, by odpowiedzieć, gdy Hermiona
upomniała go:
– Nie mów tylko, że nie wiesz.
Knot wzruszył ramionami.
– To co ty tam w ogóle robiłeś? Po co tam byłeś?
– Nie jestem pewny, ale miałem robić za pewnego rodzaju
asekurację, ochronę, kiedy mieliśmy zabierać ciało.
– Nie wciskaj mi bzdur. Tak nagle i z nudów
przeteleportowałeś się z obcym gościem, by zabrać ciało wilkołaka? No, proszę,
wyjaśnij mi jaki jest w tym wszystkim sens. – Rozłożyła ręce na stole, w
wyrazie niedowierzenia.
Knot głośno westchnął.
– To nie tak. – Pokręcił głową i otarł czoło dłonią.
Hermiona czekała w milczeniu.
– Dawno temu musieliśmy skorzystać z usług wilkołaka. Żaden
normalny wilkołak nie był na tyle wściekły na resztę społeczeństwa, ani nie
nienawidził któregoś z osobników, by uchylić chociaż rąbka tajemnicy związanej
z ich życiem. Prawdę mówiąc, chcieliśmy dowiedzieć się czegoś więcej o
wilkołakach, tyle że im więcej informacji dostawaliśmy, tym więcej pragnęliśmy
się dowiedzieć – o wszystkim. Wilkołaki nie lubią mówić. Wszystkie są cholernie
lojalne, nawet jeśli chodzi o ich wrogów, a większość, pod ludzką postacią,
nawet się nie przyzna, że została kiedykolwiek pogryziona. Dlatego też
szukaliśmy kogoś, kto stracił na tyle dużo, by chcieć się zemścić, tak
naprawdę. I wtedy – ni stąd, ni zowąd – zjawił się on. Pewnego dnia po prostu
przysiadł się do mojego stolika i zaczął stawiać swoje warunki. Nie przedstawił
się i nie chciał się ujawniać, a nam to nie sprawiało żadnego problemu, bo po
co znać imię gościa, który oferuje nam swoją pomoc, praktycznie nie chcąc nic w
zamian? – Wyjrzał za okno i lekko się zamyślił. – Był jak upadły anioł. Chciał
się zemścić jedynie dlatego, bo nie wiedział czemu on tak skończył, nie
wiedział co się stało, że pozostali go odepchnęli; czy to była za duża chęć
przejęcia władzy, bycia liderem? czy może za duża agresja? czy fakt, że wolał
polować w pojedynkę? – Knot westchnął. – To mnie tym bardziej nie obchodziło.
Nie chcieliśmy wylewnej historii na temat tego, jak to się stało, że tak się
stało, tylko faktów, czystych, konkretnych faktów, które pozwoliłby nam być
bliżej wilkołaków, kontrolować nimi.
– I wam je dał – stwierdziła dobitnie.
– I nam je dał – przyznał. – W przeciągu tygodnia
dowiedzieliśmy się o nich więcej niż w ciągu dwóch lat.
– I tylko o to wam chodziło? O kontrolę?
– Niczego nie rozumiesz. – Knot sarknął i pokręcił głową. –
Nie „tylko”, ale „aż”. Kontrolna jest wszystkim, choć może jeszcze jesteś za
małym dzieckiem i nie potrafisz tego zrozumieć.
– A co z Velvorem? – Zmieniła temat.
– To była przysługa. Mówiłem, że on nie chciał dużo.
Powiedział, że chce jakieś zwłoki wilkołaka i dla nas to była łatwizna. Nie wiem
o co się rozchodzi. – Zaczął się denerwować. – To był tylko trup, a wy robicie
o to wielkie halo!
– Jak to my? – Hermiona spojrzała się na niego podejrzliwie.
– Nieważne. Zresztą muszę już iść i tak powiedziałem ci
wystarczająco dużo.
– Jacy my? I kto jeszcze z tobą współpracował? Kto chciał
sprawować kontrolę nad wilkołakami?
Knot wstał i zaczął się ubierać.
– Nie możesz teraz tak po prostu wyjść!
– Hermiono Granger, wiesz o wiele więcej niż dziesięć minut
temu, nie popełniaj mojego błędu i nie wymagaj od kogoś większej dawki
informacji, bo będziesz musiała się kiedyś odwdzięczyć. – Sięgnął po kapelusz,
założył go i szybkim krokiem opuścił lokal.
Dziewczyna patrzyła się na drzwi jeszcze przez dobre
kilka minut po tym jak sylwetka zniknęła jej sprzed oczu.
~*~*~*~
Severus Snape był lekko wstrząśnięty. Cofnij. Severus Snape
był zdruzgotany. Choć nawet to można było uznać za niedopowiedzenie. On,
wysokiej rangi, szanowany Mistrz Eliksirów, a zarazem Śmierciożerca pełną parą,
mimo że jedynie półkrwi, został właśnie wykiwany przez jakąś smarkulę, która
ledwo stojąc na nogach teleportowała się Salazar jeden wie gdzie. I
prawdopodobnie przebywa teraz w jakiejś dziurze zabitej deskami, i
prawdopodobnie teraz to na niego, no bo oczywiście na kogo innego, spadnie ten
olbrzymi zaszczyt znalezienia jej, związania, by znowu nigdzie nie uciekła, i
przewiezienia do Hogwartu.
Wciąż będąc lekko rozkojarzony po tym, co się stało,
postanowił wrócić do swoich komnat i przemyśleć to wszystko jeszcze raz na
spokojnie.
Ze szklanką whisky w ręku doszedł nawet do oszałamiającego
wniosku, że Hermiona Granger mimo wszystko musi mieć jaja, jak to się kiedyś
mówiło w świecie mugoli. Dziewczyna, która sama pcha się w łapy Czarnego Pana,
później ma jakieś radykalne i nonsensowne plany na temat jego siostrzeńca, w
międzyczasie jest w stanie znieść, powiedzmy szczerze, dosyć sporą dawkę
Crucio, przy okazji oglądając swoich rodziców, a na koniec, jakby tego
wszystkiego było mało, nie podoba jej się, że będzie musiała wracać do szkoły z
plugawą świnią, która nie zareagowała na jej błaganie w oczach – tak, chodziło
o niego, i mimo że tekstu na temat tego, jaką to jest świnią nie usłyszał, to
wiedział, że chciałaby to powiedzieć nawet nie mniej cenzuralny sposób – więc
sama przeniosła się w dziurę zabitą deskami. Idiotka. Dobra, w porządku, może
gdzieś tam po drodze ta sławna gryfońska odwaga się pokazała, jednak jak głupim
można być, by nie skorzystać z oferowanej pomocy, tym bardziej od niego, od
Mistrza Eliksirów, który znał się na leczeniu takich ran, a zamiast tego uciec
gdzieś, mając praktycznie niewielką szansę na nierozszczepienie się po drodze.
Severus westchnął cicho. Teraz zacznie się gra w kotka i
myszkę. A do tego będzie musiał powiadomić jeszcze Albusa co zaszło u Czarnego
Pana.
Rzucił szklanką w kominek, a ogień wybuchł większym
płomieniem.
To wszystko była jego wina. Jak zwykle. Był to ostatni raz,
gdy pozwolił mu maczać w czymkolwiek palce. Dumbledore dokładnie wiedział, co
się wydarzy – trudno, by nie wiedział, skoro sam Severus do niego przyszedł i
powiedział mu czego żąda Czarny Pan. A Albus jak głupi zgodził się na to, by
posłać tam Granger jako przynętę, chcąc tym coś zdobyć. Co? – Severus nie miał
zielonego pojęcia, naprawdę. Zwykle odbywało się to na zasadzie: on idzie na
zebranie, wraca, zdaje relację, a potem razem myślą, co z tym zrobią. Jednak
teraz nie było tak, jak zwykle. Snape, będąc na spotkaniach zazwyczaj
dowiadywał się czegoś istotnego, na przykład tego, kto nowy wstępuje w szeregi,
kto zdradził, kto czeka na tortury, kto dostał Avadą albo tego jaka wioska tym
razem zostanie zaatakowana. I naprawdę rzadko działo się na tych spotkaniach
coś, co mogłoby być szczególnie zaskakujące, wstrząsające czy ciekawe. Ktoś
zdradził? – idzie pod różdżkę, wije się po podłodze od kilku do kilkunastu
minut, wstaje, siada przy stole, no, ewentualnie jednym machnięciem różdżki
kończy się jego żywot. Ktoś się stawia? – idzie pod różdżkę. Ktoś nie wykonał
swojego polecenia? – idzie pod różdżkę. Ktoś ma pełne uwag wątpliwości? – idzie
pod różdżkę, ogólnie jako fakt, że się stawia. Przebywanie na takich zebraniach
to nie jest takie hop–siup, trzeba spędzić kilka godzin, słuchając monologów
Czarnego Pana, zapamiętując każdy szczegół, naradzać się z innymi
Śmierciożercami na ten temat, a do tego delikatnie sugerować zmiany, które
mogłyby „poprawić” plany. Oczywiście na korzyść Zakonu, no ale to inną drogą.
W każdym razie teraz to wyglądało znacznie inaczej.
Dumbledore nie wyjaśnił, do czego Granger może być przydatna i co przyniesie
fakt, że pójdzie na herbatkę do Toma Riddle’a. I teraz Severus był tego
niemiłosiernie ciekaw, bo nie mógł zrozumieć, co pominął w swoich rachunkach.
Severus Snape miał ochotę w tym momencie na kimś się wyżyć.
Co prawda właśnie skończył lekcję, na której odjął dosyć sporo punktów i
przyznał kilku uczniom szlabany, a cała klasa wręcz dygotała, nawet jeśli tylko
krążył wokół ich kociołkami. Nie dało się ukryć, że im się należało.
Powodem niezadowolenia profesora nie była rzecz jasna jednak
klasa pierwszoroczniaków, którzy nawet nie potrafili poprawnie utrzymać noża w
ręku, ale fakt, że od dwóch tygodni nie był nawet na tropie, by znaleźć tę
cholerną Granger, mimo że już dawno sobie zdołał obiecać, że przekopie się
przez każde miejsce, by ją sprowadzić do Hogwartu. Co lepsza, kontakt z
Albusem, o ironio, urwał się tak samo i nawet nie mógł mu powiedzieć co się
stało, ani wygarnąć mu, że to wszystko jego wina, i że on umywa od tego ręce.
Snape sprawdził dokładnie kilkakrotnie każde miejsce w jakie
mogła się udać Granger. Nawet te, które znajdowały się za granicą. Myślał, że
dostanie szału. Jakby dobrze nie spojrzeć, jeśli ona wciąż żyła i się nie
rozszczepiła, to miała idealne warunki do tego, by po dwóch tygodniach
teleportować się do każdego wymarzonego miejsca na ziemi, a wtedy to nawet nie
było mowy o tym, by ją odnalazł.
Jego determinacja rosła z dnia na dzień i robił wszystko, by
w końcu ją dorwać. Dosłownie wszystko. Wynajął nawet ludzi, którzy
dowiadywaliby się czy nikt jej nigdzie nie widział. Przez głowę nawet
przeleciał mu pomysł, by wynająć płatnych morderców, bo podobno są nawet lepsi
w wyszukiwaniu ludzi, którzy rozpłynęli się w powietrzu, ale za to, by nie
mordować – a to chciał zostawić dla siebie – chcieli jeszcze więcej pieniędzy,
dlatego też Severus postanowił, że to będzie w takim razie ostatnia deska
ratunku, po którą sięgnie.
Na jego, czy też jej szczęście, po kolejnym tygodniu miał
już trop: jest w Anglii, w jakimś motelu. Tyle mu wystarczyło. Liczyło się to,
że była w Anglii i nie wybrała się jak na razie na żadną dalszą wycieczkę.
Przetarł oczy, siedząc w swoim fotelu i czytając jedną ze
swoich książek. Po otrzymaniu listu od jednego z wysłanników, mógł przynajmniej
uspokoić się i nie musiał wymyślać kolejnych historyjek dla Albusa jak to się
stało, że jedna z jego ulubionych uczennic zagubiła się gdzieś po drodze,
jakieś 3 tygodnie temu. Teraz pozostało mu skupienie się na tym, co zrobi z tą
smarkulą, kiedy ją w końcu spotka i po tym, jak zaciągnie ją za to
gniazdo na głowie do Hogwartu.
~*~*~*~
Hermiona coraz rzadziej wychodziła ze swojego pokoju,
szczerze mówiąc to ledwo wychodziła z łóżka i z wanny. A mówiąc jeszcze
prościej to ledwo poruszała się na linii łóżko–wanna. Nie miała pojęcia, co jej
zaszkodziło. Nie wiedziała czy to skutki jakiś obrażeń, czy raczej jakiś słabo
zrobionych eliksirów, o których kupienie poprosiła Marge, ale wiedziała, że coś
było na rzeczy, i że sama niczego by nie uwarzyła, a bez tych, nawet i jeśli
beznadziejnie zrobionych, lekarstw, to byłoby po niej już po kilku dniach.
Była dłużna Marge i to tak bardzo, że nawet nie była pewna
czy kiedykolwiek w życiu spłaci jej się za to, co dla niej do tej pory zrobiła.
Była nawet aż tak opiekuńcza, że każdego poranka jeśli nie ona, to ktoś z jej
pracowników, przychodził do jej pokoju i kład na jej łóżku ciepły posiłek,
który łatwo mogłaby przełknąć. Dbała o nią jak o córkę i to dobijało ją jeszcze
bardziej, przypominało jej, że ona właśnie straciła swoją matkę i to w jeden z
najbardziej głupich sposobów, jakie mogły być – co prawda straciła ją już dawno
temu, ale dopiero to wydarzenie dało kres jakimkolwiek nadziejom na to, że ich
stosunki mogłyby się jeszcze kiedykolwiek polepszyć.
Severusowi został już ostatni podupadły motel, jaki
znajdował się w Anglii. Zajęło mu to dodatkowo kilka dni, trochę straconych
nerwów i obietnica samemu sobie, że jeżeli tutaj nie wyjdzie, to wynajmuje
płatnych morderców, w tej chwili mógłby i zlecić zabójstwo, a winę zwaliłby na
liczne tortury, którym Granger była poddawana i tyle.
Stanął przed budynkiem. Napis ledwo trzymał się nad drzwiami
i nie do końca był pewien czy głosił „Nad przepaścią”, czy jednak nie.
Wszedł do środka i musiał chwilę odczekać, by przyzwyczaić
się do ciemności i gęstej chmury dymu z papierosów, który wypełniał
pomieszczenie zapewne 24h/7. Podszedł do lady i zamówił pierwszy lepszy ostry i
procentowy napój, jaki mógł tutaj uzyskać. To był jego sprawdzony sposób,
dowiedział się już, że jeśli zamówisz coś i zapłacisz, to barmani, a nawet
reszta pracowników, chętniej będzie z tobą rozmawiać.
Upił łyk i rozejrzał się dookoła. Niewiele ludzi znajdowało
się o tutaj o tej porze, a przy barze siedzieli jedynie mężczyźni z
poluzowanymi krawatami, jakby chcąc odpędzić od siebie wszelkie zmartwienia –
tego akurat nie mógł krytykować, czasami sam tak postępował.
Kiedy barman przecierał stół, Severus pochylił się bardziej
w jego stronę.
– Szukam pewnej dziewczyny – rozpoczął.
– Każdy jakiejś szuka – odpowiedział praktycznie
automatycznie.
– Nie rozumie pan. Ona jest w krytycznym stanie,
prawdopodobnie ledwo żywa, a ja jestem jej profesorem i mam ją zabrać do
Hogwartu – sprostował szybko.
~*~*~*~
Hermiona wmuszała w siebie przynajmniej jeden posiłek
dziennie, choć brakowało jej apetytu, a przez cały czas jedynie miała ochotę
spać. Na dole nie była już od jakiegoś tygodnia i powoli brakowało jej rozmowy
nawet z Danem, a na dodatek właśnie skończył jej się przeciwbólowy eliksir i
czuła jak jej całe ciało pulsuje niemiłosiernym bólem, na którego opisanie
brakowało jej już słów.
Wstała i weszła do lodowatej wody, próbując odprężyć swoje
ciało, mimo że marnie jej to wychodziło.
Po niecałej godzinie ubrała się i mentalnie zebrała w sobie,
by zejść na dół. Już nawet zapomniała jaka to przygoda, gdy schodzi się po
schodach.
Jej ulubione miejsce było wolne, więc chętnie przeczłapała
kilkanaście metrów i usiadła, pomagając sobie po drodze wszystkim, co miała w
zasięgu ręki.
Zamówiła rosół i dwie podwójne szkockie – by wypić jedną
przed obiadem, a drugą po.
– W końcu cię znalazłem. – Usłyszała głos za sobą i
gwałtownie się odwróciła.
~*~*~*~
– Nic mi o żadnej dziewczynie nie wiadomo. – Barman podniósł
na niego Severusa wzrok i wzruszył ramionami.
– Nie macie tutaj żadnych pokoi do wynajęcia?
– Owszem są, ale wszystkie z nich są pozajmowane od kilku
miesięcy przez stałych klientów. Raczej nikt nowy tutaj się nie pojawia. – Przerzucił
ścierkę przez ramię i zapalił papierosa.
Severus przeklął pod nosem.
– Jest pan pewien? Niska, szatynka, z niewyparzonym
językiem.
Pokręcił jedynie przecząco głową, przeprosił i poszedł na
zaplecze.
Snape wypił jednym haustem resztę alkoholu i zostawił
należne na blacie, po czym zniknął z pubu.
~*~*~*~
Uśmiech zagościł na jej twarzy.
– Mówisz jakbyś szukał. – Prychnęła w odpowiedzi.
Pokręcił lekko głową.
– Nawet jakby tak było, to i tak byś nie uwierzyła –
skwitował mężczyzna.
– Może i racja – mruknęła pod nosem. – Zmieniło się coś u
ciebie?
– Nie, a u ciebie? Bo wyglądasz jak gówno.
– Dzięki za szczerą opinię, widzę, że potrafisz człowieka
podtrzymać na duchu.
– Też tak myślę. – Uśmiechnął się sarkastycznie i mrugnął.
– Oj, Dan, ty to lepiej zastanów się, co robisz w tej
melinie.
– Rozmawiam z tobą. – Wzruszył ramionami i popatrzył się na
dziewczynę jak na idiotkę.
– Aha. Ale zastanów się nad tym, do czego to zmierza. Co
masz zamiar zrobić dalej?
– Myślisz, że wiem? – odpowiedział z nutką goryczy. – Jakbym
wiedział, to właśnie bym tu nie przesiadywał. Nie mam cholernego pojęcia, co
będzie dalej. Nie mam pojęcia, co będzie za godzinę, dwie, jutro, a co dopiero
za tydzień czy miesiąc.
– Co z żoną?
Pokręcił ciężko głową.
– Nie jest lekko, ale lżej już nie będzie. Spieprzyłem
sytuację i już tego nie naprawię.
– A co z pracą?
– Wywalą mnie na zbity pysk. Z chłopakami wpadliśmy w
prawdziwe bagno, jesteśmy do tyłu z kasą i to będzie cud, jeśli nikt nie
zginie.
– Mogę jakoś pomóc?
– A masz sześćset tysięcy?
Hermiona prychnęła i przetarła twarz dłonią.
– Do kiedy macie czas?
– Do jutra. – Upił kolejny łyk alkoholu.
– Zakładam, że próbowałeś już wszystkiego.
– Wszystkiego – odpowiedział echem.
– Ciężka sprawa.
Dan wzruszył ramionami.
– No, ale co zrobić? Co będzie, to będzie, teraz już nie ma
co kombinować. A jak z tobą? Nie miałaś się tylko ogarnąć i wracać skąd
przyszłaś?
– Ta, miałam. Sam widzisz, jak mi to wyszło.
– Niedługo nic z ciebie nie pozostanie.
– Muszę znaleźć lekarstwa. – Spojrzała na niego
przenikliwie.
– Dobra, dobra, nie patrz się tak. Załatwię ci je, jeśli
powiesz mi w końcu, kto cię tak ładnie urządził i przed kim się ukrywasz.
– Tom Riddle i Severus Snape. – Sapnęła czując, jak szarpią
ją rany na brzuchu. – Potrzebuję przede wszystkim przeciwbólowych.
– Masz na myśli Tego–Którego–Imienia–Nie–Wolno–Wymawiać?
– Tak, mam na myśli Tego–Którego–Imienia–Z–Jakieś–Przyczyny–Nie–Wolno–Wymawiać.
– Nagle złapał ją skurcz w nodze i syknęła głośno.
– Widzę, że też się wpakowałaś po uszy.
– Można tak powiedzieć. – Na jej twarzy wystąpił grymas i
Hermiona widziała, że niedługo będzie o wiele gorzej.
– W porządku, ty dokończ jeszcze tę zupę, a ja przyniosę ci
eliksiry do pokoju.
Hermiona kiwnęła głową, choć wiedziała, że już niczego nie
przełknie.
– Weź pieniądze od Marge, niech doliczy do mojego rachunku.
Dan pokiwał w zrozumieniu i ruszył na zaplecze.
Dziewczyna wypiła szkocką „po” i obrała za cel swoje łóżko.
~*~*~*~
Był bliski wpadnięcia w szał. Albo wynajął profesjonalistów
od siedmiu boleści, którzy nawet jednej małolaty nie potrafili znaleźć, albo to
on zawalił tym razem i będzie musiał jeszcze raz dokładnie przeszukać każdy kąt
Anglii.
Siedział w swoim gabinecie i gwałtownymi ruchami oceniał
sprawdziany piątoklasistów, przy okazji nie dowierzając jakie brednie można
wypisywać na kartce papieru po tylu latach nauki.
Usłyszał pukanie do drzwi. Po chwili usłyszał je ponownie.
Wiedział kto to jest. Minerwa chodziła poddenerwowana, nie wiedziała o co
chodzi, nie wiedziała czemu jej uczniowie wybiegali z płaczem z jego lekcji i
dostawali coraz więcej szlabanów, nie wiedziała dlaczego nie ma Albusa.
Pieprzyć to. On też nie wiedział, dlaczego nie ma Albusa, naprawdę, sam był
szczerze zainteresowany gdzie się ukrywa i dlaczego sowy nie mogą go odnaleźć.
I jeśli kiedykolwiek to było śmieszne, to właśnie przestało. Miał z nim do
pogadania i nie mógł powiedzieć czy coś mu się stało, czy po prostu nie chce
ponosić odpowiedzialności za swoje czyny.
Do jego uszu dobiegł odgłos wsuwanego papieru pod drzwi.
Wstał i powoli podszedł w tamtą stronę.
Podniósł kopertę, otworzył i przeczytał list.
Stał przez chwilę lekko zdezorientowany.
Wiedział już, gdzie szukać.
Nie uważam, że ten rozdział jest nudny czy coś, więc skoro masz taką niską ocenę dot. tego rozdziału to już się nie mogę doczekać następnego :D
OdpowiedzUsuńZgadzam się z moim przedmówcą i także uważam, że ten rozdział jest fantastyczny!!! Po prostu genialnie piszesz :) Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział ;)
OdpowiedzUsuńJest Sev, jest akcja :D pisz szybko kolejny rozdział bo ciekawość mnie zżera :P
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Kora :)
Czekam na kolejny rozdział i więcej Sevmione!!!
OdpowiedzUsuńCzekam na nowy rozdział i codziennie sprawdzam twój blog więc postanowiłam napisać coś więcej. Hmm.. Na początku mogę stwierdzić, że twoje opowiadanie jest inne niż dotychczas czytałam. :) Snape jest dość oschły i wredny jak to on (czasem liczę na więcej cuukru), ale to nadaje charakteru całej opowieści, bo przecież Severus z dnia na dzień nie stane się potulny jak kotek :D Baardzo podobają mi się twoje pomysły. Proszę o więcej Sevmione!! ;**
OdpowiedzUsuńHej, hej. Uwielbiam czytać sevmione. Twój blog znalazłam kilka dni temu. Dziś właśnie skończyłam. Jak dla mnie to nie było sensu pisać pod każdą notką komentarz (nie obraz się za to :)). No i pisze pod tą. Bardzo mi się podoba twój blog. Takiego jeszcze nie czytałam. Pod kolejną notką, albo jeszcze pod tą ( oczywiście jak będziesz chciała) zostawie link do swojego bloga. Ale nie myśl proszę że czytam i zaczynam komentować twojego bloga byś ty zrobiła to samo. Jeśli ci się mój spodoba będziesz czytać jeśli nie to przeżyje.
OdpowiedzUsuńLicze na więcej sevmione. Pozdrawiam Rosisi 7
Niby wszystko ok, ale jakoś mi się ten rozdział "nie klei", a Hermiona zaczyna mnie przerażać.
OdpowiedzUsuń