~ HGxSS w granicach nierozsądku ~: Rozdział 27 cz. II

piątek, 19 września 2014

Rozdział 27 cz. II

Kochaaaane rano dostałam mejla i siedząc na polskim starałam się idealnie przekopiować tekst, ale ni chu chu, mi się nie udało.
Właśnie wróciłam do domu, zrobiłam herbatkę, jebłam w tę herbatkę i rozlałam tę herbatkę, i zalałam cały stół tą herbatką, i poparzyłam sobie rękę, i tak właśnie przypomniało mi się, co miałam zrobić po powrocie do domu.
NN-ki mogą przyjść z lekkim opóźnieniem i nie do wszystkich (wciąż do końca nie wiem, kto chce być powiadamianym, a komu już się odwidziało c;).
Chcę Was przeprosić (już praktycznie standardowo), natłok roboty nawet nie daje mi chwilki, by napisać jakąś superancką miniaturkę, a do tego choroba przygwoździła mnie do podłogi.
Postaram się spiąć i przestawić się na wyższe obroty! 3<

P.S.
Radzę sobie przypomnieć na czym zakończyliśmy!




"Kłamstwo powtarzane wiele razy staje się prawdą" ~ Joseph Goebbels

Nie mogła przestać myśleć o Nestorze Turmore. Ani na chwilę. To była jedyna sprawa, która zajmowała jej myśli podczas lekcji, jedzenia, w trakcie kąpieli czy przed snem. Nie robiła nic innego. Budziła się i zasypiała z myślą o nim. Nie potrafiła skoncentrować się na jednej rzeczy. Nie słuchała. Przestała słuchać, od kiedy wyszła z gabinetu Snape’a. Kogokolwiek.
Jej zwykły entuzjazm, który raził wszystkich na lekcjach, zgasł, a zwykłe odrobienie pracy domowej czy napisanie eseju stało się dla niej czymś odległym i wymuszonym. Prawie w ogóle nie oddawała prac.
Nauczyciele coraz częściej kazali zostawać jej po lekcjach – standardowa procedura – pytali o zdrowie, o to czy stało się coś poważnego, o rodziców. Jednak co oni mogli wiedzieć o tym, co się dzieje, o jej rodzicach, jej zdrowiu. Oni nie chcieli poznawać prawdy. Nikt nie chce poznać prawdy. Wszyscy naokoło karmią się kłamstwami i są nimi karmieni. Nie chcemy jedynie zaakceptować jeszcze większego kłamstwa wychodzącego od pierwotnego fałszu, którym wolimy się karmić. Jesteśmy jak konie wyścigowe, które podczas rajdów mają zakładane klapki ograniczające widok z boku – tyle, że my nie zdejmujemy ich po wyścigu, my je pokochaliśmy i stały się dla nas odzwierciedleniem tego, czego chcemy w życiu. Wszystkiego, co dałoby nam szczęście. Chcemy szczęścia, jednak nie doceniamy go, gdy jesteśmy już w jego posiadaniu – nie widzimy go, nie czujemy. Ewoluowaliśmy. Coraz mniej jest ludzi bezinteresownie pomagających innym, wyrażających się zwykłym altruizmem, a coraz więcej tych, którzy dbają jedynie o siebie, jednak zostali tak bardzo spaczeni przez system, że nie potrafią tego docenić, nie potrafią zatrzymać się na chwilę w miejscu; na ulicy, w tłumie, jedynie po to, by nadziwić się tym, co właśnie są w stanie podziwiać, chwilą, która nigdy więcej już się nie powtórzy. Oni budzą się jakby ze snu w wieku osiemdziesięciu kilku lat i nie są w stanie powiedzieć, co przyniosło im największe szczęście i radość w życiu, i nie chodzi w żadnym wypadku o małżeństwo ich córek czy synów, ani o wnuki, które pojawiły się na świecie – to nie jest ich własne szczęście. Oczywiście są świadkami czegoś pięknego i wciąż zdumiewającego, jednak to nie jest to. I wtedy, gdy już sobie to uświadomią, nastanie przełomowa chwila, jednak po niej jedynie pustka. Cholernie głęboka dziura w ciele, w duszy, niespragnione marzenia, poczucie przegrania, złość na samego siebie – wtedy przyjdzie to, po stokroć silniejsze i bardziej bolesne, niż jakikolwiek ból. Tak więc, czy na pewno jesteś obecny tu i teraz? Czy naprawdę widzisz to, co cię otacza? Czy jedynie śnisz? Podobno życie to sen, który się śni we śnie – nie zatraciłeś się w nim już za bardzo?

                                                                ~*~*~*~

Hermiona wybudziła się tak gwałtownie i łapczywie nabierając powietrza w płuca, jak gdyby był to jej pierwszy oddech, który była w stanie samodzielnie zrobić.
To nie był kolejnych koszmar, nic z tych rzeczy. One nie nękały jej już od  prawie dwóch tygodni, od chwili, gdy znowu znalazła się w Hogwarcie. Nie do końca wiedziała, czy powinna to zawdzięczać miejscu, czy temu, co miało się za niedługi czas wydarzyć. Bezpieczniej jednak było wybrać pierwszą opcję.
Usiadła na łóżku i rozejrzała się dookoła.
W pomieszczeniu było ciemno i niezwykle cicho – nawet jej współlokatorka się nie odzywała, pomimo nawyku mruczenia przez sen.
Hermiona z powrotem się położyła, jednak nie była w stanie po raz kolejny zapaść w sen. Coś ją wytrąciło ze snu, jednak nie była sobie w stanie przypomnieć, co to było.
Po piętnastu minutach wstała i poszła wziąć szybki prysznic, a następnie na zwykłą, czarną bluzkę narzuciła szkolny mundurek i szybko założyła rajstopy, podskakując niezdarnie na jednej nodze, z coraz większą obawą, że zaraz obudzi pół zamku. Wcisnęła zwinnie na siebie spódnicę i wyszła na palcach z łazienki, w ręku ściskając buty.
Zgarnęła kilka notatek ze stolika przy łóżku i ruszyła do drzwi.
W Pokoju Wspólnym zorientowała się, że jest dopiero czwarta nad ranem. Nie do końca była pewna, na kogo o tej porze może trafić na korytarzu.
Postawiła buty na podłodze i najszybciej, i najciszej, jak tylko potrafiła, pognała z powrotem do pokoju. Wyciągnęła z szafy płaszcz i chustkę pod szyję, które sprawnie na siebie założyła i udała się na zewnątrz.
Wolała nie zakładać butów, póki nie będzie w stu procentach pewna, że nikt jej nie usłyszy i nie zgarnie, więc trzymając je w jednej ręce, dociśnięte do klatki piersiowej, otworzyła właz. Gruba Dama nie była zachwycona – mało powiedziawszy – jednak po kilku groźbach, których motywem przewodnim była operacja plastyczna polegająca na kilku cięciach, zamilkła i wróciła do spania.
I tak właśnie oto, chyba po raz pierwszy w ludzkiej postaci, mogła skorzystać ze swoich wilczych zdolności, które na co dzień jedynie psuły jej nastrój i doprowadzały do szału.
Nie to żeby się przechwalała swoimi zdolnościami, ale naprawdę było miło, gdy z czegoś, co zostaje do końca życia, mogła wynieść nie tylko wady.
Zeszła jednymi schodami na dół i poczekała, aż drugie ze skrzypnięciem się przesuną.
Albo ta szkoła się rozpada, albo to ja za dużo wymagam, pomyślała zbiegając żwawo po stopniach.
Wyszła na zewnątrz, a powiew wiatru o mało co nie wyrwał jej kartek z rąk.
Nie chciała nigdzie dalej odchodzić. I pomimo, że wcześniej nie miała ochoty na spanie, to teraz, gdy znalazła się już kawał drogi od swojego łóżka, najchętniej wślizgnęłaby się pod kołderkę i czekała, aż w swoje objęcia zabierze ją Morfeusz.
Przeszła kilka metrów dalej od wyjścia i usiadła, opierając się plecami o ścianę budynku.

Wyciągnęła swoje notatki i zaczęła przepisywać na czystą kartkę wiersz, który ostatnim czasy zdołała w końcu przetłumaczyć.

Dostrzec gwiazdę łatwo może ktoś,
Kto spędza pod nią noc.
Jednak trudniej mu, gdy księżyc w ukryciu gór.
Wspomnienie me ukryte jest, choć masz czas,
by odnaleźć je.
Jedna ta rzecz odmienić może twą przyszłość wręcz.
Czas znaleźć rozwiązanie, jednak nie zapomnij,
że każda rzecz ma swój ukryty cel.

P.S.
Pośpiech nic nie pomoże,
Jedynie przybliży to,
co nieuniknione w tej
nieposkromionej wodzie.


I chyba właśnie tutaj jej wiedza zaczęła się ograniczać. Po pierwsze nie miała zielonego pojęcia, kto był nawet autorem tego tekstu, po drugie nie dość, że cały wiersz był sam w sobie zagmatwany, to poeta stwierdził, że dołoży do tego wszystkiego jeszcze dopisek, który całkowicie zbija z tropu – bo niby, jak można mieć określony czas, by odnaleźć jakieś wspomnienie, jednak nie śpieszyć się z tym? W dodatku, jeśli ono przybliża do tego, czego chcemy się dowiedzieć?
Dobra, jeszcze raz, od początku. Jest księżyc, są góry, wspomnienie, rzecz, która może odmienić przyszłość, i rzeczy, które mają swoje cele, pośpiech, który nic nie pomoże i nieposkromiona woda, która jest ni to metaforą, ni to opisem. Cudownie. Teraz przydałoby się jakieś przetłumaczenie na współczesny język.
I właśnie za to się teraz wzięła. Za dopasowywanie rzeczywistych miejsc i rzeczy do wiersza, a także przekładanie znaczenia, które przez tyle lat w pełni mogło się zmienić.
Zaczęło świtać. Hermiona wiedziała, że za niedługi czas nauczyciele zaczną chodzić już po korytarzach i przygotowywać się do lekcji.
Popatrzyła chwilę na wschód słońca, który rozpoczynał się na północny–wchód od niej, po czym zgarnęła kartki papieru, schowała je pod płaszczem, otrzepała się i ruszyła do drzwi.
W środku nie było tak jasno, jak na zewnątrz, tym bardziej, że świece były zgaszone.
Hermiona zdjęła buty, by nie nanieść błota wprost pod portret Grubej Damy i nie dać się złapać na wymknięciu. Oczywiście, używając dobrych argumentów, możliwe, że w ogóle nie zostałaby ukarana, choć zapewne solidnie musiałaby się tłumaczyć, czemu w środku nocy wychodzi poza szkołę, do tego, gdy jest wzmocniona ochrona zamku, a uczniowie są narażeni na większe niebezpieczeństwo, niż w poprzednich latach, i słuchać dwugodzinnego kazania na temat zasad i niepokojącej sytuacji, która zaczyna się dziać w świecie czarodziejów. Tak więc w wypadku, gdy mogła tego wszystkiego uniknąć, wolała tak właśnie postąpić.
Gruba Dama bez mruknięcia, jedynie z urażoną dumą, otworzyła jej przejście.
Dziewczyna weszła do pokoju i rzuciła się na łóżko, rozwiewając baldachim i zrzucając połowę kołdry na podłogę.
Jej oczy przymknęły się na chwilę, a ona odleciała myślami daleko od rzeczywistości.
Usłyszała odgłos uderzonego przedmiotu o podłogę, a po chwili ktoś szarpnął ją za ramię.
Otworzyła jedną powiekę, jedynie dla pewności, z kim ma do czynienia.
– Ginny, ty nigdy nie nauczysz się chodzić cicho – stwierdziła jedynie i ponownie zamknęła oczy.
– Wstawaj! – pisnęła.
– Pali się czy co? – mruknęła, turlając się na brzuch.
– Pali się, chcą mnie porwać, zabić,  torturować, cokolwiek, ale wstawaj! – Po raz kolejny potrząsnęła jej ramieniem.
– Dobra, dobra, o co chodzi? – odwróciła się ponownie na plecy i spojrzała na nią wyczekująco.
– Obawiam się, że zrobiłam coś naprawdę głupiego.
Hermiona podparła się na przedramionach.
– Nie byłabyś sobą, gdybyś tego raczej nie zrobiła, ale zapowiada się ciekawie.
Ginny zaczęła krążyć po pokoju i obgryzać ze zdenerwowania paznokcie.
– Pamiętasz tą głupią zabawę, w którą zawsze się bawimy podczas, któregoś z babskich zgromadzeń?
– Gin, konkretniej, jest dużo idiotyzmów, do których zmuszasz mnie, bym wzięła udział.
– Mam na myśli tą o liście najatrakcyjniejszych nauczycieli w Hogwarcie.
– Najatrakcyjniejszych? – Hermiona parsknęła.
– No najbardziej przystojnych, imponujących, wiesz o co chodzi.
– Kontynuuj. – Machnęła ręką.
– W każdym razie podczas ostatniej nocy, jaką zorganizowałyśmy z dziewczynami z innych domów, czyli jakiś tydzień temu, wpadłam na najbardziej idiotyczny pomysł wszech czasów. – Zatrzymała się w pół kroku i odwróciła w jej stronę, wymachując z przejęciem rękoma.
– Jeszcze bardziej idiotyczny niż zwykle? Coraz bardziej intryguje mnie to, co się stało.
Rzuciła jej złowieszcze spojrzenie.
– No więc, gdy razem grałyśmy, to stwierdziłam, że zacznę zapisywać wyniki na kartce.
– To było akurat do przewidzenia. – Pokręciła lekko głową.
– Ale to nie wszystko. Byłam wstawiona. Wiesz, że nie mam mocnej głowy, a do tego wypiłam o jedną lampkę wina za dużo.
– Ginny, powiesz w końcu o co chodzi? – Westchnęła.
– Właśnie do tego zmierzam. Podczas robienia listy, doszłam do wniosku, że nie wszystkie dziewczyny mają takie same upodobania i dla każdej z nas zrobiłam oddzielną listę z dopiskiem: „Najbardziej atrakcyjni i najbardziej znienawidzeni profesorzy, jakich Hogwart widział!”. Miałam wam później ją dać, tak dla zabawy, na pamiątkę, jednak po kolejnym kieliszku kompletnie zapomniałam o wszystkim, co wcześniej ustaliłam. I nic by się nie stało, gdyby nie to, że dzisiaj wieczorem, to znaczy wczoraj, przypomniałam sobie o tym wszystkim i cofnęłam się do tej sali, w której organizowałyśmy imprezę, by ją zabrać.
– No i?
– No i jej nie było. Nigdzie. Przeszukałam wszystkie korytarze, wszystkie Pokoje Wspólne, no oprócz Ślizgonów, oczywiście, jednak nie znalazłam żadnej z tych kartek.
– Dobra, Gin, o co się tak spinasz? – Wstała i zaczęła pakować swoje rzeczy do torby.
– Herm, pomyśl. Co jeśli to dostanie się w ręce któregoś ze Ślizgonów? – zaczęła panikować. – Co, jeśli to któryś z nauczycieli odnajdzie? Gdyby był to na przykład Dumbledore, to nie byłoby większego problemu, bo pewnie powiedział by jedynie, byśmy bardziej pilnowały swoich rzeczy, ale jeśli będzie to Flitwick, albo co gorsza Snape?
– Z pewnością wysokich not nie dostali – rzekła jedynie bez przejęcia i z sarkazmem w głosie.
– Hermiona, nie wygłupiaj się, to naprawdę poważna sprawa. Każda z nas jest podpisana z imienia i z nazwiska i każdy nauczyciel ma przypisaną swoją ocenę. Jeśli którykolwiek się o tym dowie spalimy się ze wstydu, a szczątki naszej reputacji legną w gruzach.
– Jakiej reputacji? – żachnęła się.
– No przecież mówię, że jej szczątki.
Hermiona przewróciła oczami i się zaśmiała.
– A jaki w tym wszystkim mam związek ja?
– Musisz mi pomóc odzyskać tę listę.
– Niby jak?
– I to właśnie jest twoja działka. Musisz mi także pomóc wymyślić jakiś plan działania.
Hermiona usłyszała ciche mamrotanie dobiegające z drugiego kąta pokoju.
– Wyjdźmy stąd, nim się obudzi.
Ginny podążyła za nią do Pokoju Wspólnego.
Zajęła jeden z foteli i rozpaliła ogień w kominku.
– A masz chociaż jakiś wstępny plan działania?
– Przywoływanie kartek nic nie dało, nie nałożyłam na nie żadnego zaklęcia i praktycznie rzecz biorą mogą być wszędzie, więc nie, raczej nie mam żadnego planu, który mógłby nas wyratować z tej sytuacji.
– Dobra, ja biorę na siebie pokój Ślizgonów, a ty się dowiedz, czy nie ma żadnych przecieków na temat tej listy w otoczeniu i poinformuj dziewczyny o wszystkim, niech trzymają się na baczności, jednak niech nie się nie stresują i niech nie dadzą nikomu po sobie poznać, że coś się stało.
– A kiedy zamierzasz spenetrować ich pokój?
– Jutro wieczorem. – Ginny dostrzegła błysk w oczach Hermiony i nie wiedziała czy ma się śmiać, czy współczuć Ślizgniom.
– Tylko błagam cię, Hermiono, nie zostaw żadnych śladów swojej obecności i nie nabrudź za bardzo.
Dziewczyna jedynie uśmiechnęła się tajemniczo.

                                                                ~*~*~*~

– I jak? Słyszałaś już może o czymś? – zapytała brązowowłosa Rudą, siedząc po skończonych lekcjach na błoniach.
– Nie, nic a nic. Ostrzegłam dziewczyny, jednak one też nie mają pojęcia, gdzie należy szukać.
Hermiona pokręciła lekko głową.
– Pomimo, że naprawdę bardzo podoba mi się pomysł misji na terenie wrogów, to zaczynam coraz bardziej wątpić, że cokolwiek tam znajdę. Ślizgoni nie myślą. Podejrzewam, że jeżeli byliby w posiadaniu czegoś takiego, już następnego dnia zostałoby to opublikowane na głównym korytarzu.
– Spróbować nic nie zaszkodzi. – Westchnęła Ginny.
– Dzisiaj wieczorem sprawdzimy jeszcze raz puste sale na dole, później popatrzysz w bibliotece, w szczególności najczęściej przeglądanych książkach, a ja udam się na mission impossible. – Hermiona uśmiechnęła się lekko i puściła Rudej oczko.

                                                               ~*~*~*~

Hermiona wysłała notatkę do profesora Snape’a z informacją o złym samopoczuciu i jakże wielkim smutku, który ją ogarnął, że musi z tego powodu opuścić dzień z zajęć w jego towarzystwie.
Miała jedynie nadzieję, że nie zechce zaszczycić swoją obecnością w jej dormitorium, ani nie zacznie wypytywać kogoś z jej rówieśników o zaistniałą sytuację. Ale w sumie to, na Merlina, od ostatniego spotkania wątpiła czy brałby pierwszą opcję pod uwagę albo w ogóle, jakąkolwiek opcje.
Siedziała na fotelu, przeglądając Proroka Codziennego i czekając, aż Pokój Wspólny zapełnią ostatnie gromady uczniów, którzy zawsze wracali do dormitorium jako ostatni. Pozostali zdołali już rozegrać minimalnie trzy partie szachów, a niektórzy udali już się do swoich pokoi i tam grali w karty albo rozmawiali.
Ginny siedziała nieco dalej, lekko spięta i błądząca wzrokiem dookoła.
Hermiona spojrzała na nią, a gdy Ruda natrafiła na jej spojrzenie brązowowłosa lekko uniosła dłoń z oparcia, próbując ją uspokoić i powoli pokręciła głową dając jej znak, by się nie zamartwiała.
Musiały poczekać jeszcze z dziesięć, może piętnaście minut – na tyle długo, by w pomieszczeniu pozostała jedynie mała grupka osób, których mało obejdzie ich wyjście na korytarz i możliwe, że ich podświadomość nawet tego nie zarejestruje, co działało jedynie na ich korzyść.
Dwadzieścia minut później, trochę dłużej niż Hermiona przypuszczała, w pomieszczeniu zostało jedynie sześć osób, które zgromadziły się w jednym kącie i prowadzili ożywczą dyskusję.
Granger złożyła gazetę i odłożyła na stolik, po czym wstała i udała się w stronę portretu, a Ginny podążyła za nią.
– Mamy jakiś dokładny plan? – szepnęła Weasley, gdy Gruba Dama jedynie prychnęła na widok Hermiony i zrobiła obrażoną minę.
– A na co nam plan? – spytała lekko zdziwiona rozglądając się na boki, by zobaczyć czy nikogo nie ma w pobliżu.
– No wiesz... Nie chcę, by nas złapano – odpowiedziała przygryzając dolną wargę.
– Gin, od kiedy to ty się przejmujesz takimi sprawami? To ja zwykle jestem od ogólnej paniki. –Puściła jej oczko.
– Nie tym razem. Ostatnio profesor McGonagall dała mi jasno do zrozumienia, że muszę się za siebie wziąć i nie mogę robić żadnych głupot, bo inaczej nie dostanę się na wymarzone studia.
– Masz jeszcze rok, Ginny.
– Takim myśleniem daleko nie zajdę. – Zaśmiała się lekko, jednak chwilę później przestraszona zasłoniła ręką buzię.
– Nie panikuj, spokojnie. – Uśmiechnęła się do niej łobuzersko z dziwnym błyskiem w oku.
Hermiona złapała przyjaciółkę gwałtownie za rękę i zbiegła po schodach trzymając ją za dłoń i skacząc na przypadkowe schody, które się ustawiły, i zaczynały już kierować się w inną stronę.
– Stuknięta jesteś – wychrypiała Ginny, pomiędzy atakami śmiechu, gdy już udało im się dotrzeć na sam dół.
Granger pociągnęła ją w stronę wąskich korytarzy. Bądź co bądź, może i z Rudą czasem nie potrafiła opanować emocji, jednak ostrożność wciąż pozostawała na pierwszym miejscu.
Weasley prowadziła ją do sali, w której ostatnio się bawiły i dopiero, gdy dotarły na miejsce rozdzieliły się.
Hermiona wyczarowała światło z różdżki i dokładnie zaczęły przeszukiwać po raz enty pomieszczenie.
Nie było niespodzianką, gdy ich poszukiwania zakończyły się niepowodzeniem.
Wyszły z sali i dokładnie zamknęły za sobą drzwi. 
– Dobra, Gin, ty bierzesz lewo, skąd przyszłyśmy, a ja prawo.
Rudowłosa pokiwała głową.
– Tylko się nigdzie nie zagub.
– Ciągłe życie na krawędzi. – Zaśmiała się Hermiona, odrzucając głowę lekko do tyłu, a następnie ruszyła w ciemność, z wyciągniętą przed sobą różdżką, która oświetlała jedynie niewielki obszar przed nią.
Kiedy z oczu zniknęła jej wiązka światła, według której poruszała się Ruda, zgasiła swoją różdżkę i włożyła ją do tylnej kieszeni.
Opierając się plecami o chłodną ścianę przeczekała chwilę, podczas której przyzwyczajała się do mroku.
O dziwo, nie okazało się to aż tak pomocne, jak przypuszczała. Bez światła miała praktycznie taki sam zarys korytarza i przedmiotów, jak z jego pomocą, co nie uproszczało jej sprawy, a naprawdę dzisiejszego dnia na to liczyła.
Poczuła swędzenie na plecach i nie mogła powstrzymać się od otarcia o ścianę, by odegnać nieprzyjemne świerzbienie.
Skutki uboczne nawiązujące do zbliżającej się pełni? Odhaczone.
Coraz ciekawiej zapowiadał się ten wieczór; dzikie zapędy i niekontrolowane odruchy, a do tego napaść na pokój Wściekłego Węża! Ta noc będzie niezapomniana!
Hermiona ruszyła raźnym krokiem, ekscytując się z każdym ruchem coraz bardziej.
Oczywiście, nie byłaby sobą, gdyby po drodze nie wpadła do jakiegoś lochu, z którego prawie że, by się nie wydostała. Praktycznie przez to zgubiła nieco orientację w terenie i nie pomyślała wcześniej, by w ogóle zostawić za sobą jakieś ślady, które pomogłyby jej wrócić tą samą drogą.
Z racji tego, że zapomniała użyć swojego arcywspaniałego i olśniewającego intelektu, wydostała się z drugiej strony korytarza, niż powinna. Co oznaczało, że nie dość, iż musiała znaleźć jedno z sekretnych przejść do Pokoju Wspólnego tych bezmózgich typów, którzy myślą, że jeżeli będą o tym wszystkim wygadywać na każdym z pięter, to w końcu ktoś nie zachce nawet dla żartów, skorzystać z przejścia i zrobić im kawał, to do tego wszystkiego miała jeszcze do zaliczenia gabinet Nieustraszonej-I-Ciągle-Wkurzonej-Na-Wszystko-Co-Się-Rusza Żmii.
Zatrzymała się lekko zniesmaczona tym wydarzeniem, jednak podniecenie całą tą sytuacją jedynie w niej rosło.
Stwierdziła dobitnie, że zapewne przejście udając zbroję byłoby jedną z najprostszych metod, co od razu utwierdzało ją w przekonaniu, że także jedną z najgorszych.
Do tego potrzeba było dawki magii, jeżeli i nie tony.
Mimowolnie już nawet wyobraziła sobie w myślach te szaleńczo rozbiegane oczy i wrzaski, gdyby ją tutaj przyłapał, po dopiero co wysłanym liście. Nie żeby aż tak się przejęła, ale wizja przykucia na wieki do łańcuchów w lochach, jakoś nie napawała optymizmem i nie miała ochoty zmarnować właśnie tam swojego potężnego umysłu i nadzwyczaj pięknej urody, którymi obdarzyli ją bogowie – nie w tym życiu.
Zaczęła wyliczać na palcach wszystkie możliwe zaklęcia, które w tej chwili mogłyby jej się przydać.
Doszła do ośmiu, a w jej głowie pojawiła się czarna otchłań, co nie przyniosło jej upragnionej ulgi.
Zbyt często, jeśli nie zawsze, wychodziła z gabinetu Snape’a we wściekłości, od razu po awanturze, by jednak olać te kryteria i pójść na żywioł, i najnormalniej w świecie powiedzieć sobie, że jest to najnormalniejszy korytarz, jaki mógł zostać stworzony w najnormalniejszej szkole, a w zamku mogły przebywać obecnie groźniejsze stworzenia, jak nawet Bazyliszek czy uroczy Puszek. Proszę państwa, w takich okolicznościach, nawet Dementorzy nie powinni być nam straszni.
A jednak.
Nie chodzi oczywiście o Dementorów, bo to ich po stokroć wolałaby spotkać w tym korytarzu.
Tutaj jednak był większy i bardziej przerażający problem, którego pozbyć można byłby się jedynie za pomocą Avady.
W pierwszej kolejności rzuciła na siebie zaklęcie wyciszające i Kameleona. Naprawdę ucieszyłaby się, gdyby tylko one mogły pomóc albo gdyby przebranie klauna przyniosło pożądany efekt. Jednak nawet nie przypuszczała, że mogłoby być tak łatwo.
Postanowiła zaryzykować i rzucić na siebie także zaklęcie, które kilka miesięcy temu udoskonaliła, a jego podstawą był Kameleon, i który oprócz osłaniania jej osoby przed drugą osobą, zakrywał także przestrzeń wokół niej, co było bardziej bezpieczną opcją, jeśli miałby ktoś rzucić na nią zaklęcie usuwające wszelkie czary, ponieważ właśnie z myślą o tym je stworzyła. Oczywiście, było możliwe, by ktoś z niej to zdjął, jednak potrzeba było większej siły i precyzji. Tak samo, różne odgłosy, jak kichnięcie, były mniej słyszalne, przez zaklęcia rozpraszające, które miały za zadaniu odegnać uwagę osoby z zewnątrz od punktu, w którym się znajdowała.
Wszystko pięknie, ładnie i cacy, jednak powodem zamartwień w użyciu tego zaklęcia, był nie fakt, że może zostać on zdarty z niej siłą tirowca, jednak to, że nie do końca był on ukończony, co dawało podstawy do zamartwiania się, biorąc pod uwagę, że prawdopodobieństwo na to, iż właśnie widać jej nogę wynosił ponad połowę, a do tego, nie zdążyła sprawdzić jak działa z innymi zaklęciami, a także w różnych środowiskach. Z tej perspektywy było to bardzo ryzykowne.
Rzuciła do kompletu resztę zaklęć rozpraszających i pierwszych lepszych, jakie przyszły jej do głowy.
Wzięła głęboki oddech.
Raz kozie śmierć.
Rozpoczęła cichą wędrówkę ku śmierci.
Dobra, może i dramatyzuję, i wyolbrzymiam, jednak jeśli ktoś mnie złapie; o tej godzinie i w tym miejscu, to nawet i armia Voldemortów nie będzie mi straszna.
Kiedy dotarła na sam koniec korytarza, pozwoliła sobie na wzięcie porządnego oddechu.
Już chciała ściągać z siebie praktycznie wszystkie zaklęcia, gdy usłyszała trzepot szat, a po chwili dostrzegła ciemną plamę, która i tak była niewyraźna, dzięki jedynie jednej lampie, która właściwie znajdowała się w miejscu, z którego zdążyła przyjść.
Niewiele myśląc szybko uskoczyła w stronę ściany, przyciskając się do niej jak najmocniej i próbując jak najciszej oddychać. Podobno nietoperze mają wyostrzony słuch, choć wciąż nie wiedziała do jakiej częstotliwości są w stanie dobrze słyszeć – na jej nieszczęście.
Snape przeszedł obok niej, jednak po kilku metrach zaczął zwalniać.


[Przerwa na reklamy! Całą winę za opóźnienie z rozdziałem biorę na klatę ja, czyli beta. Jakby ktoś chciał mi ponarzekać prywatnie, zapraszam, Lizzy ma mnie gdzieś w linkach. Przepraszam Was, zeżarła mnie obrona, praca I wymarzony urlop, a potem znowu praca I powrót na studia... Moja wina! Nie obiecuję, że się nie powtórzy, ale postaram się! Bijąca się w piersi sky]


Hermiona czuła, jakby serce zatrzymało jej się w piersi, w chwili, gdy zauważyła, że jej profesor cofa się w jej kierunku.
Ślinianki zaczęły produkować nadmierną ilość śliny w wyniku zdenerwowania, a ona nie wiedziała czy może ją przynajmniej przełknąć. Rozmyśliła się, gdy Severus Snape zatrzymał się tuż koło niej i spojrzał jej się prosto w oczy.
Poczuła, jak dreszcze przechodzą jej przez ciało, a na całym ciele pojawiła się gęsia skórka. Czyli tak wygląda koniec, pomyślała, czując przenikliwe swędzenie na całym ciele.
Severus podszedł jeszcze bliżej, a Hermiona stanęła na palcach, rozkładając lekko ręce na ścianie, by móc się lepiej podtrzymać.
Czuła jego przenikliwy wzrok na sobie, jakby w ogóle nie było wszystkich tych zaklęć, które ich dzieliły.
Dziewczyna patrzyła się w jego czarne jak węgiel oczy i nie potrafiła zrozumieć całej tej sytuacji. No chyba, że jej głowa była poza zaklęciem – to by było jedyne logiczne wyjaśnienie.
Ich brzuchy dzieliły ledwie cale, a jego zgięta w ramieniu ręka oparta była o ścianę tuż obok jej głowy. Oddech Hermiony stał się nierówny, szybki i płytki.
Nachylił się i przybliżył swoje usta do jej ucha.
– Czego tu szukasz? – szepnął cicho, jednak wyraźnie i nadzwyczaj hipnotyzująco. Jego głos był aksamitny, pogłębił się jeszcze bardziej i zawierał w sobie nutkę tajemniczości, i czegoś jeszcze, czego nie potrafiła wychwycić.
Pod Hermioną niekontrolowanie ugięły się nogi, a oddech zatrzymał jej się w piersi.
Po chwili Snape, najzwyczajniej w świecie, odepchnął  od ściany i z drwiącym uśmieszkiem skierował się w stronę swoich krater, nawet na chwilę się  nie odwracając.
Usiadła na podłodze, ale nijak, nie była w stanie dojść do jakiegokolwiek logicznego wniosku, który wyjaśniłby wydarzenie, które miało przed chwilą miejsce.
Niewyraźnie wstała i rozpoczęła wędrówkę w stronę swojego dormitorium, całkowicie zapominając o celu, z jakim tutaj przyszła.

6 komentarzy :

  1. O boże!!! Świetny rozdział!! W końcu się doczekałam, ale teraz widzę że warto było czekać. Ten rozdział jest po prostu niesamowity!! Jestem ciekawa co będzie dalej. Życzę weny Paulina ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeeest!!! Wiedziałam, że się doczekam. Rozdział cudowny!! Ty uzależniasz od swoich opowiadań!! Już nie mogę się doczekać co będzie dalej ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Super!!! Jak się cieszę , że go napisałaś :D
    Pozdrawiam i weny życzę :D

    OdpowiedzUsuń
  4. O żesz w dupe
    Nienawdze Cie XDDD
    Tak bardzo Cie nienawidze XDDDD
    Ja już tutaj, proszę Ciebie, z motylami w brzuchu, z suchością w gardle czekam, aż on te usta przeniesie z ucha na JEJ usta
    A tu JEB, siema, poszedł sobie
    Nosz ja pierdziele, nienawidze Cie XDDDD
    Wkurzona na wszystkie świętości
    R.
    ps. u mnie też nowości, zajrzyj! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. W samą porę pojawiłaś się na moim blogu, bo akurat kończyłam nadrabiać rozdziały u Ciebie. Nie ukrywam, że zaintrygował mnie Nestor Turmore. Zapach sosen od teraz zawsze będzie mi się z nim kojarzył. XD Ginny i jej lista Najatrakcyjniejszych i Najbardziej Znienawidzonych Nauczycieli w Hogwarcie - leżę. Byłam pewna, że lista trafiła do Ślizgonów, ale teraz odrzuciłam tą myśl. Czyżby Snape? Ale za ostatnią scenę mam ochotę Cię zabić. Noszz kurde, jak mogłaś?! Jego usta powinny się zetknąć z jej ustami, ale nie... XD Czekam na więcej! Buziaki!

    OdpowiedzUsuń
  6. Zajebisty rozdział i pełen napięcia.
    Lista Ginny... Chciałabym ją zobaczyć. Ciekawe do jakiej kategorii został przyporzadkowany Severus? ;)

    OdpowiedzUsuń