A więc przybywa do Was rozdział!
Oby Was nie rozczarował i pamiętajcie, że jest jeszcze jedna część, jednak z pewnością nie zostanie ona oddana do Waszej dyspozycji w ciągu najbliższych dwóch tygodni; 1. jest jeszcze nie skończona, 2. Sky musi w końcu skończyć pisać licencjat i ogarnąć szalone studia, 3. muszę ogarnąć wszelkie notatki na temat tego, co piszę i umieścić to jedynie w jednym zeszycie. :DD
Trzymajcie się ciepło i jeśli jakaś Wena będzie pytała się Was o drogę, to przesyłajcie ją do mnie - z pewnością się przyda <3
P.S.
Naprawdę możecie pisać szaleńcze pomysły na temat śmiesznych historii, które mogłabym wpleść w opowiadanie... Ostatnio mam jakąś ochotę na napisanie kilku miniaturek, ale jeszcze się z tym pomysłem prześpię xd
"Dziwne jest, że człowiek jest dumny raczej z tego,
co mu dała natura, niż z własnych zasług." K. Irzykowski
Hermiona zapewne tkwiłaby w tej przerażającej rutynie,
pogłębiając się w nią dzień w dzień. Jednak to jedne wydarzenie wytrąciło ją z
umysłowej równowagi i spokoju sytuacji, któremu dała się nabrać.
Nie były to groźby, ostrzeżenia i utrata punktów dzięki
profesorowi Snape’owi, który tak infantylnie zachowywał się wobec niej i w taki
sposób starał się ukarać ją za nieprzychodzenie na dodatkowe zajęcia i szlaban.
W rzeczy samej, mógł najzwyczajniej udać się do Dumbledore’a i donieść na jej
żałosne i parszywe zachowanie, jednak jak by z tego wyszedł? Z pewnością
niehonorowo, ani nie obronną ręką. Zaczęłyby się pytania. A my nie lubimy
pytań. W szczególności w takiej sytuacji.
Bez obaw, miała zamiar złożyć mu wizytę, co nie oznaczało
jednak, że nie mógł na nią trochę poczekać.
Snape zdawał sobie nieomylnie i całkowicie sprawę z tego, że
jest ponad poziom z materiałem z oklumencji i legilimencji, więc sama w sobie
nie odczuła wewnętrznej siły, która pchałaby ją w paszczę węża.
Nie przywróciły jej do rzeczywistości także jakiekolwiek
ingerencje ze strony jej rówieśników, choć naprawdę się starali.
Ona potrzebowała jednak czegoś ważniejszego i tajemniczego.
Lubiła rozwiązywać zagadki. Tego nie potrafiła ukryć, nawet
przed najbliższym otoczeniem. Tym bardziej z racji tego, że jakiejkolwiek by
jej nie zadali, potrafiła rozwikłać ją w mgnieniu oka, a przynajmniej
próbowała.
Siedzieli w Wielkiej Sali, trwał obiad; wciąż, niezmiennie o
tej samej godzinie, w tym samym miejscu. I gdyby nie szturchnięcie Ginny,
pewnie nawet nie zwróciłaby na to uwagi – była daleko myślami, zbyt daleko, by
samoistnie wrócić.
Odwróciła głowę w kierunku mównicy i pierwszym, co ujrzała,
był dyrektor w swoich, jak zwykle, lśniących szatach, a tuż koło niego ten
podejrzany obywatel, który zjawił się w Hogwarcie ni stąd, ni zowąd.
Hermiona odłożyła swój połyskujący w świetle świec widelec,
któremu z inspiracją się przyglądała, jak gdyby wytworzony był ze smoczych
łusek i ozdobiony migoczącymi diamentami.
Przechyliła się lekko w stronę stołu nauczycielskiego,
jednak nie zerknęła w jego stronę ani na moment – odrzuciła tę chęć. Wiedziała
już, co tam zobaczy, to samo, co widziała każdego, innego dnia – Severusa
Snape’a wpatrującego się w nią jakby z wyzwaniem w oczach i twarze innych
nauczycieli, którzy zsynchronizowanie odwracali głowy w jej stronę i
wychwytywali jej wzrok, a następnie patrzyli się na nią z żalem i powątpiewaniem
w oczach, jakby chcieli winić ją za to, że to oni noszą klapki na oczach i nie
potrafią niczego więcej dostrzec, oprócz jej zamyślonego wzroku na lekcjach i
całkowitego niezainteresowania.
Dyrektor podszedł do mównicy i przyłożył różdżkę do gardła.
Nie przepadała za tym, w sumie, jak za dużą ilością rzeczy.
Jednak z tym było jak z każdym innym dźwiękiem, który znienacka atakował jej
układ słuchowy. Przechodziły ją niekontrolowane dreszcze i nie mogła
powstrzymać się przed wzdrygnięciem – nawet jeśli wiedziała, że to nastąpi i
chciała się na to przygotować – a może i tym bardziej. Bywało wtedy jeszcze
gorzej – zwykle spinała się w sobie i próbowała dać znać swojemu układowi
nerwowemu o tym, co zaraz się wydarzy, jednak zawsze ponosiła klęskę na tym
polu.
Zamknęła oczy i czekała na to, co nadejdzie.
Tak samo było i tym razem, to samo przejmujące całej jej
ciało uczucie.
– … przedstawić wam nowego ucznia. Nestor Turmore. – Wskazał
dłonią w kierunku chłopaka, jakby okazując kolejny przedmiot, który udało mu się
zamknąć w jego gablocie.
Chłopak skinął do dyrektora i podszedł do mównicy.
Odchrząknął.
– Witam wszystkich w ten nieskazitelnie błękitny dzień. –
Jego głos rozbrzmiał w pomieszczeniu, pomimo że różdżka, na którą rzucił
zaklęcie znajdowała się w ręce opartej o podest. – Na początku chciałbym,
abyście mi wybaczyli, drodzy koledzy… i koleżanki – uśmiechnął się urzekająco,
ukazując swoje perfekcyjnie białe i równe zęby, oczarowując zarazem tym prawie
wszystkie dziewczyny z wyjątkiem jej, no i może Luny, która przeglądała kolejne
strony pisma swojego ojca – za to, że przybywam bez uprzedzenia i zostaję
przydzielony do Ravenclawu bez Tiary na mej głowie, a także za to, że dopiero
teraz wam się przedstawiam. Nie chciałem jednak, by wasza ceremonia i uczta
zostały odtrącone na bok, a ja bym stał się w centrum uwagi. – W takim
razie naprawdę nie mogę pojąć, co za scenkę nam tu właśnie serwujesz,
pomyślała kpiąco. – Będę tak jak i wy uczył się tych samych zajęć na tych
samych lekcjach i mówiąc szczerze mam nadzieję, że pomożecie mi się oswoić z
nowym otoczeniem i zawrzeć nowe znajomości. – Przeleciał wzrokiem po całej
sali, a Hermiona w ostatniej chwili zdołała odwrócić wzrok. I tak była prawie
pewna, iż ją zauważył. I albo miała jakąś manię, albo to właśnie ją w tłumie
próbował odnaleźć.
– Dziękuję bardzo za poświęconą mi uwagę. – Nie był
zestresowany staniem przed większą publicznością, raczej sprawiało mu to
frajdę, co mogła stwierdzić po tym kpiącym uśmieszku czającym się w jego lewym
kąciku ust. Nie podobał jej się ten fakt, pomimo tego, że mógł wiele znaczyć –
nie jedynie cechy przywódcze.
Szatyn powrócił na swoje siedzenie, a Dumbledore dorzucił
jeszcze swoje trzy knuty.
Hermiona w chwili oczyszczenia stołów wstała i wyszła z
Wielkiej Sali. Nie kierowała się w stronę swojego dormitorium. Nie. Teraz wbrew
zasadom lochy były jej celem. O tak, jakoś twarz młodego nikczemnika pomogła
jej się przebić przez barierę chroniącą ją od nadciągających wydarzeń. Wołała
załatwić to szybko i bezboleśnie.
Zeszła w dół schodami, uważając jednak, by na nikogo się nie
natknąć i poczekała parę minut przed gabinetem Snape’a, by uspokoić oddech i
zrobić wrażenie mało przejętej tą całą szopką.
Zapukała dwa razy w drzwi, po czym szybko rozglądając się na
boki, weszła, nawet nie poczekawszy na pozwolenie.
– Granger, mogłaś czekać dziesięć minut przed drzwiami zanim
weszłaś, więc mogłaś też poczekać, aż ci zezwolę na wejście – skomentował
chłodno profesor, nie odrywając się od papierkowej roboty.
– Stwierdziłam, że nie mam aż tyle czasu – odgryzła się i
zajęła miejsce przed nim.
Rozejrzała się dookoła.
– Coś pan tu zmienił – powiedziała z zamyśleniem, drapiąc
się lekko po gęsto zarośniętej czuprynie.
– Tak, przesunąłem szafkę przy drzwiach dwadzieścia
centymetrów w prawo, czy to coś zmienia? – zapytał z sarkazmem.
– Owszem, zakłócił mi pan całą harmonię mojego spokoju.
Czuję się zagubiona w tym miejscu.
– Zacząłbym się obawiać, gdyby tak nie było – odgryzł się,
jednak dalej nie zwrócił na nią uwagi.
Hermiona westchnęła.
– Czy w końcu uraczysz mnie faktem, czemuż to zaszczyciła
mnie panna Granger, najbłyskotliwsza istota świata swoją obecnością w moim
gabinecie?
– Bardzo pochlebia mi pana opinia na mój temat, jednak nie
po to tu przyszłam.
– To po co? – zapytał się z wyrzutem i westchnąwszy odłożył
prace uczniów na bok.
Spojrzał z wyczekiwaniem prosto w jej oczy, co ją niechybnie
zbiło z tropu.
Nie potrafiła tak jawnie mu się przyglądać. Nieraz, jak to
zwykle bywało z nauczycielami, patrzyła się na nich, nie tylko pod kontekstem
nauczania, jednak także ich wyglądu i cech osobowości, jak to zwykły robić
dziewczyny podczas piżama party albo zwykłego posilania się śniadaniem.
Po tym co zdążyła okropnego, sprośnego i bezwstydnego
usłyszeć, to mało nauczycieli było takich, na myśl których nie miała żadnych
skojarzeń do tego, co mówił dziewczyny – i to nie tylko z jej pokoju.
Uciekła wzrokiem i utkwiła go w małych buteleczkach nad
kominkiem, a po chwili wstała i podeszła do niej, chcąc jak najszybciej pozbyć
się tego dziwnego uczucia niepokoju i zdenerwowania tworzącego się w jej
brzuchu.
– Przyszłam po informacje o tym nowym chłopaku.
– Czy ty, Granger, jesteś wobec każdego podejrzliwa? –
zapytał prychając pod nosem.
– Z reguły tak – odpowiedziała poważnie, jednak wciąż nie
odwracając się w jego kierunku.
– To jest zwykły uczeń, Granger – odrzekł sucho i zimno. –
Nie nim się powinnaś teraz martwić, lecz sobą, no chyba, że chcesz dostać
przedłużenie szlabanu, co mogę uczynić z ogromną chęcią. Pan Filch prowadzi
teraz nabór na nową asystentkę i aż grzech by było, byś nie spróbowała.
– Podobno nie jest pan chrześcijaninem.
– Co jednak nie zmienia faktu, że sprawiłabyś naszemu
woźnemu nie lada zawód.
– To chyba nie jest moje powołanie – odpowiedziała z powagą
i odwróciła się w jego kierunku z uniesioną sarkastycznie brwią.
– Więc albo przychodzisz na moje zajęcia i szlaban, albo w
mgnieniu oka wylatujesz do pana Filcha, bez kolejnej szansy, wiesz mi lub nie,
ale mam bardziej przyjemne i pożyteczne rzeczy do robienia niż niańczenie bachorów.
– I to niby teraz to ja jestem bachorem?
– A niby jak się zachowujesz? Jak pospolity, rozpuszczony
bachor, któremu przydałoby się lanie.
– To nie pan decyduje komu należałoby się lanie, a komu nie.
– I nad wyraz nad tym ubolewam, dniami i nocami – odparł
kpiąco.
Hermiona potrząsnęła lekko głową ze zdenerwowania i ścisnęła
ręce w pięści, by nie huknąć nimi w ścianę albo też w jego biurko.
– To za co mam się brać? – zapytała ostro.
– Najpierw za formułki grzecznościowe, a następnie za
Veritaserum.
– Aye aye, kapitanie! – Z ironicznym entuzjazmem
wypowiedziała pod nosem i nawet nie patrząc na swojego nauczyciela ruszyła
schodami w górę, kierując się ku drzwiom do sali od eliksirów.
Wyciągnęła potrzebne składniki i rozmieściła na stole.
Wiedziała, że dzisiaj nie ominie jej ta fascynująca przygoda i doświadczenie
tworzenia mikstury, którą znała już na pamięć, ale miała nadzieję, że mimo to
uda jej się coś więcej wycisnąć ze Snape’a.
Półtorej godziny później miała zrobione dwadzieścia
buteleczek serum i już hurtownie brała się do roboty za kolejne egzemplarze.
– Marnie ci coś idzie, Granger. – Prychnął głos za nią.
Hermiona wzdrygnęła się. Nie usłyszała wcześniej jego kroków
i kompletnie nie zdawała sobie sprawy, kiedy przestąpił próg pomieszczenia, a
co dopiero, kiedy znalazł się tuż za nią.
– Małe problemy techniczne – odpowiedziała najbardziej
opanowanym głosem, jaki potrafiła z siebie wydać.
– Zmniejsz ogień pod kociołkiem i nastaw alarm, który
poinformuje, gdy warzenie się zakończy. Musimy porozmawiać.
Wypowiedział te dwa zdania tak grobowym tonem, że Hermiona
nie wiedziała, czy ma się zacząć przejmować tym, co miało nastąpić, czy bać
tym, że sprawa może być już przesądzona.
Dziewczyna zagarnęła jednym ruchem wszystkie rzeczy ze stołu
w jedno miejsce i ruszyła w stronę drzwi, za którymi zniknęła czarna,
połyskująca w świetle świec peleryna.
Gdy dotarła do gabinetu Severus Snape zasiadał już na swoim
miejscu i założonymi rękoma wyczekiwał, aż zajmie miejsce przeznaczone dla
niej.
Hermiona poczuła się niekomfortowo i z lekka zdenerwowana
całą tą sytuacją. Nie wiedziała dokładnie, czego ma się spodziewać. Wyrzutów na
temat tego, co powiedziała Draco? Sprawa z Czarnym Panem? Jakieś nowe
wiadomości na temat Nestora Turmore’a? A może czegoś, w co powiązany był sam
dyrektor?
Usiadła sztywno na krześle i w milczeniu oczekiwała tego, co
nadejdzie.
– Siedzisz, jakbyś połknęła kij – odezwał się w końcu po
kilku minutach. Usłyszała w jego głosie kpinę, a na jego twarz wypełzł
sarkastyczny uśmieszek.
– O co chodzi? – zapytała w końcu, nie mogąc już
dłużej wyczekać.
– Nim zacznę jakikolwiek temat, muszę mieć pewność, że w
końcu wiesz, co powinnaś robić jutro wieczorem o tej samej porze.
Spojrzała na zegarek, który od niedawna przyozdabiał jej
rękę.
– Hmm… – zamyśliła się. – Zorganizować piżama party, libacje
alkoholową, spalić notatki i pójść... – wyliczała na palcach.
– Granger, do jasnej cholery! – Huknął pięścią w blat
biurka, a Hermiona mimo woli lekko się wzdrygnęła. Zauważył to. – Masz się
znajdować tutaj! – wypowiedział morderczym tonem, przyszpilając ją wzrokiem do
siedzenia. – Na tym krześle, o tej godzinie. Czy wyraziłem się dostatecznie
jasno? – Przechylił lekko głowę, a ona mogła zobaczyć, jak jego żuchwa zaciska
się ze zdenerwowania.
– Jasne.
– Cieszę się niezmiernie, żeśmy się zrozumieli. – Uśmiechnął
się krzywo i wstał. – Za dwa tygodnie masz się zjawić u Czarnego Pana, a raczej
przed jego kolanami, liżąc podłogę. – Bingo! Jedno z czterech
przypuszczeń poprawne.
Na te słowa Hermiona ostatkiem sił powstrzymywała się, by
nie wybuchnąć. Wiedziała, że ją testuje, a przynajmniej próbowała tak to sobie
wytłumaczyć, jednak mimo wszystko nawet to nie działo. Nie dzisiaj.
– Akurat o tym zdążyłam się już dowiedzieć – odpowiedziała
jedynie opanowanym głosem, który z trudem z siebie wydobyła.
Spokojnie.
– Musisz być przygotowana.
– Co to oznacza? Mamy przetestować trochę cruciatusów,
łamaczy kości i takich tam, by wypracować moją wytrzymałość? – Prychnęła
szyderczo. – Bardziej przygotowana już nie będę.
– W sumie mógłbym zrobić to po twojemu, mniej by było
zachodu z tym wszystkim. – Nalał sobie kawy i wypił łyk.
– Dziękuję za propozycję, ale raczej nie skorzystam. –
Uśmiechnęła się sztucznie. – Czy to już wszystko na dzisiaj?
– Jeszcze nie skończyłem.
– Jednak jest to jednoosobowa konwersacja. Nie mam ochoty na
rozmowę o tym z panem. Chciałam się czegoś dowiedzieć, to mnie zbyłeś, więc nie
ma o czym gadać.
– Nie przeszliśmy na ty, Granger – warknął jak wściekły
buldożer.
– Teraz to ja nie chcę zagłębiać się w ten temat. Nie będę
uczestniczyć w żadnych chorych zajęciach, które nie są mi na nic potrzebne, nie
mam zamiaru tracić swojego czasu. Koniec, kropka. Tyle ode mnie. – Wstała z
miejsca i ruszyła w stronę drzwi.
– Zatrzymaj się, Granger. Jeszcze jeden krok, a odejmę
dwadzieścia punktów Gryffindorowi.
Hermiona nie przejęła się tą gadką.
– Do jasnej cholery, Granger! – wrzasnął.
Zareagowała i odwróciła się.
– Zawsze postępuje pan tak samo. Odejmowanie punktów
naprawdę przestało już na mnie działać. Zawsze pan to robi i zawsze reaguję tak
samo. Ten akt desperacji i tak niczego nie zmieni.
– A ty zawsze wychodzisz, gdy tylko zdajesz sobie sprawę, że
za chwilę coś może wymknąć się spod twojej kontroli albo pójść nie po twojej
myśli. Ale tak właśnie jest, Granger. – Zaczął do niej podchodzić. – Tutaj nie
możesz mieć nad wszystkim kontroli. Twoje kalkulacje nic tutaj nie dadzą,
pojmij to w końcu, ty głupia dziewucho. – Podniósł głos. – Tutaj, mimo że
będziesz trzymać się swojego planu jak najciaśniej i będziesz za nim ślepo
podążała, to i tak czynniki zewnętrzne zniszczą go, zmiażdżą w drobną kulkę,
podrą i wyrzucą do kosza. Jest tylko jedna szansa. Co jeszcze musi się stać,
byś to w końcu pojęła, na Salazara? – Stanął przed nią i wyciągnął bezradnie
ręce na boki.
Hermiona chyba po raz pierwszy usłyszała tak długą przemowę
w jego wydaniu, która zawierałaby tak nieliczne ślady sarkazmu czy wściekłości
na drugą osobę, że aż osłupiała.
– A jakieś są opcje do wyboru? – zapytała.
Severus jedynie potrząsnął głową i wrócił do swojego biurka,
na którym stał jego, do połowy pełen kubek i upił kilka łyków kawy.
Dziewczyna przewróciła oczami i zrobiła kilka kroków w jego
kierunku.
– Dobra, czyli co powinnam robić, oprócz przychodzenia tutaj
na mój szlaban i zajęcia, które śnią mi się później po nocach?
– Musisz trochę poczytać i w końcu obudzić szare komórki,
jeśli jakiekolwiek w ogóle masz.
– O to, to niech pan się już nie zamartwia.
~*~*~*~
Hermiona nie miała dużego pola manewru, jeśli chodziło o
zajęcia za Snape’em. Naprawdę ten człowiek powoli sprowadzał ją na złą drogę, a
mówiąc bardziej otwarcie, robił się na tyle nieznośny, że miała ochotę zrobić z
niego wywar albo doprowadzić do jakiegoś okropnego i całkiem przypadkowego
wybuchu w jego pracowni, co zakończyłby się dla niego tragicznie – a ona,
oczywiście, wyszłaby z tego bez draśnięcia – może nie skończyłoby się to żadną,
poważniejszą karą, może nawet zostałaby odznaczona orderem za specjalne
zasługi.
Dziewczyna właśnie biegła do jego lochów, co chwila
potykając się o swoją szatę i uważając, by nie rozrzucić książek i swoich
notatek na podłogę.
Chwilę później uderzyła w kogoś, jej ręce poszybowały w
górę, w próbie odnalezienia równowagi, dłonie wypuściły wszystko, co trzymały,
a jej kartki poleciały w górę, rozlatując się po całym korytarzu.
Hermiona leżała na ziemi, a w głowie czuła otępiały ból. Że
też nie miało kiedy mnie to spotkać, tylko teraz, przewinęło się przez jej
myśl, nim całkiem odzyskała wizualizację świata rzeczywistego i była w stanie
policzyć do sześciu.
Usiadła i spojrzała w górę.
Nad nią stał Draco ze swoimi gorylami.
– Zero cholernego szacunku, mogłam się domyślić –
powiedziała pod nosem, jednak na tyle głośno, by usłyszeli.
– Biedna, mała szlama – zaćwierkał jeden z jego bandy i
zaśmiał się jak ropucha.
Po chwili wszyscy wybuchli śmiechem, łącznie z blondynem.
Widziała w jego oczach współczucie i to pragnienie, by podać
jej rękę i pomóc się otrząsnąć.
Odwróciła wzrok. Nie chciała jego współczucia. W tej chwili
niczego nie chciała. Nie chciała też, by jego odmienna decyzja wpływała
negatywnie na ich stosunki, ale nie mogła postąpić inaczej. Snape miał chociaż
w tym diabelną rację, nie zawsze wszystko szło po myśli i nie wszystko dało się
przewidzieć.
Powinien być teraz twardy. Dla siebie, dla swojego ojca i
matki. Powinien przyzwyczaić się do widoku mieszania jego bliskich z błotem.
Inaczej długo nie pożyje – a nie po to tyle ryzykował, by teraz wszystko to
poszło się chrzanić.
Wstała i popatrzyła się z odrazą w oczy każdego z nich.
– Jesteście niczym. – Zatrzymała swoje spojrzenie na
Draconie. – Nic nie znaczycie i nic nie możecie.
– Dużo możemy, suko. – Goyle się zrobił czerwony jak burak
ze zdenerwowania.
Hermiona zaśmiała się głośno i szyderczo.
– Jedynie to chyba używać słów, co i tak robicie źle i
niedołężnie.
Wyjęła różdżkę i zebrała wszystkie kartki i książki przed
swoje nogi, a następnie podniosła je zgrabnie i ruszyła w swoją stronę.
– A ty gdzie się wybierasz, obślizgła szlamo?
– Z czego wiem, to nie twoja sprawa, obślizgły Ślizgonie.
Nie odwróciła się, tylko pomachała im z boku ręką.
Pomimo, że wiedziała jak bardzo chcą w tej chwili użyć
różdżki i przekląć ją, to fakt, że nie zrobili tego jeszcze do tej pory,
świadczył jedynie o tym, że do ich móżdżków dotarła informacja, iż czary
zabronione są na korytarzach, a do tego, że znajdowali się niedaleko gabinetu
Snape’a, co raczej było kluczowym czynnikiem, który powstrzymał ich od tej
decyzji.
– Spóźniłaś się, Granger – stwierdził Snape, gdy tylko
przekroczyła próg.
– No co pan nie powie – odpowiedziała z przekąsem,
podchodząc do biurka i kładąc w idealnie równym rządku książki i notatki, które
miała mu przynieść.
Spojrzał na nią i uniósł jedną brew do góry.
– Musimy porozmawiać o Draco.
– Czy to on cię tak załatwił, że z nosa leci ci krew? –
Pomimo doboru słów, w tym zdaniu nie było ani krzty przejęcia czy współczucia.
Dotknęła swojej skóry pod ustami i poczuła pod palcami
ciepłą maź. Przejechała ręką po skórze, a krew znalazła się na jej ręce.
– Nic mi o tym nie wiadomo.
Snape westchnął zrozpaczony nad jej zachowaniem i wstał ze
swojego miejsca.
– Usiądź – rozkazał.
Hermiona nie kłóciła się z nim i zajęła swoje miejsce.
Severus wyciągnął swoją różdżkę. Jedną ręką złapał jej
podbródek, a drugą, w której znajdował się magiczny przedmiot, dotknął jej rany
i ją wyleczył.
Hermiona poczuła na twarzy chłód w miejscu, w którym jej
profesor trzymał rękę, jednak był to przyjemny chłód, który daleki był od
skojarzeń z zimą, lodem i niebezpieczeństwem, wręcz przeciwnie.
Bała się nawet poruszyć głową choć o milimetr, by móc jak
najdłużej delektować się tym dziwnym uczuciem na skórze, którego jeszcze nigdy,
jak dotąd nie doświadczyła.
Gdy usunął ranę szybko cofną rękę i schował różdżkę,
wracając na swoje miejsce.
– To o co ci chodziło w sprawie Dracona? – spytał się głosem
bez specjalnego zainteresowania.
– Musi przygotować się na cierpienie bliskich –
odpowiedziała dopiero po chwili, gdy była pewna, że szok, który wywarł na nią
jeszcze chwilę wcześniej minął.
Snape wywrócił oczami.
– I chyba nie mówisz mi, że to właśnie ty dzielnie i
szlachetnie się tym zajmiesz, co nie?
– Dokładnie tak.
Prychnął.
– I co będziesz wchodzić w paradę za każdym razem, gdy
namierzysz go razem ze swoją chmarą, tylko po to, by przywykł do widoku
poniżania cię? – spytał sarkastycznie.
– Nie do końca. – Poczekała aż na nią spojrzy. – Ściągniesz
go na spotkanie Czarnego Pana.
– Czyś ty do końca straciła rozum? – syknął.
– Z czego mi wiadomo, to nie całkiem.
– Nie ma takiej możliwości.
– Jest, i owszem, i tak właśnie będzie. On nic nie wie, pan
nic nie wie, a ja zjawiam się ni stąd, ni zowąd, a Draco nie może nic na to
poradzić. Ot, co – cały plan.
– Ty chyba naprawdę upadłaś na głowę. – Potrząsnął głową z
krzywym uśmiechem na twarzy. – Czy ty kompletnie nie możesz pojąć tego, że
dopiero co podjął decyzję, że musi przejść w szeregi ojca? – Podniósł głos i
wstał z krzesła. – Czy to jest według ciebie prawdziwa przyjaźń, o której
jeszcze kilka tygodni gderałaś? Chciałaś mu wmówić, by przeszedł na waszą
stronę, jedynie dlatego, bo ty też się po niej znajdujesz, a nie chciałaś
traktować go jako wroga.
– Na naszą stronę – przerwała mu.
– Ona nie jest nasza. Ja nie jestem po
waszej stronie, ja nie jestem po żadnej stronie… –
Spojrzał na nią lodowato. – A teraz co? – wrócił do tego, co mówił. – Gdy
już podjął odmienną decyzję, to ty nie możesz się z tym pogodzić i za wszystko
w świecie chcesz mu pokazać, kto miał tę cholerną rację! On wie, do jasnej
cholery, że postąpił źle! On wie, że dla niego i dla was lepiej by było, gdyby
przeszedł na stronę Zakonu, jednak zrozum, na Salazara, że on chce ratować
także swoją rodzinę, a nie jedynie fałszywych przyjaciół.
– Więc mnie nazywasz fałszywym przyjacielem, tak? – wstała
poddenerwowana naprzeciw niego. – Teraz to ja jestem ta zła, tak? Ponieważ wy
uknuliście i dogadaliście się za moimi plecami, i nie miałam już nic do
powiedzenia? I że dlatego byłam zła na Dracona i powiedziałam, że nie mieszam
się już do tego, na co on się zgadza? To jest powód, by stwierdzić, że
wszystko, co robiłam było jednym wielkim kłamstwem, do którego, nawiasem
mówiąc, nie przyłożyłam się mimo wszystko zbyt dobrze, tak? Świetnie! A więc
to, że wypruwam sobie żyły i robię wszystko, co w mojej mocy, by przekonać
Dumbledore’a i połowę szkoły, co do jego osoby, to jest jedno wielkie nic i
mogłam już sobie odpuścić na samym początku. Znakomicie! Trzeba było mi jednak
oświadczyć o tym wcześniej, niż po całej cholernej akcji. Tak na marginesie,
jego ojciec znakomicie sobie sam radzi i jestem pewna, że syn do dzielenia tych
przyjemności nie był mu potrzebny. Jeśli naprawdę kochałby swojego syna
pozwoliłby mu wybrać lepiej, niż on.
– To na co mu jeszcze dokładasz do tego, i tak już cholernie
wielkiego, ciężaru?
– On się na to zgodził, Snape – wysyczała, wskazując palcem
w jego klatkę piersiową. – On wiedział, na jaką skalę to jest, a ja jedynie
chcę mu to uświadomić. Jesteśmy jedynie małymi, cholernymi pionkami w tej
chorej grze, Snape. – Rozłożyła bezradnie ręce. – I wiesz o tym znacznie lepiej
niż ja. Więc nie utrudniaj tego jeszcze bardziej, tylko pomóż mu przetrwać w
tym piekle.
Odwróciła się i wyszła, po drodze niezauważalnie
wyczarowując karteczkę z notatką o eliksirze, który był w fazie warzenia, na
jego biurku.
Świetny rozdział. Szczególnie podobała mi się końcówka rozdziału i przemowa nowego ucznia ( nie pamiętam jak się nazywa xd ). Sorry za błędy ale pisze z telefonu. Życzę weny i czekam na kolejny rozdział ( ale jaj napiszesz fajna miniatura to się nie obrazę ). Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńCzarna Pani
Hahhaha dziękuję bardzo, kochana! <3
UsuńWłaśnie tak pracuję to nad miniaturką, to nad rozdziałem, a pomiędzy biegam po herbatę :DD
Może niedługo wstawię jakąś krótką (jak na mnie) miniaturę, choć niczego nie obiecuję, muszę jeszcze dokończyć (a raczej porządnie zacząć)! ^^
Ściskam! ;*
dopiero dzisiaj trafiłam na twojego bloga ale przeczytałam wszystkie rozdziały jakie tu dodałaś.;)
OdpowiedzUsuńwszystkie są wspaniałe ;*
podoba mi się taka.... drapieżna Hermiona <3
Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział ;P
Pozdrawiam i życzę duuużo weny ;**
Przepełnia mnie szczęście, gdy słyszę tak miłe słowa *.*
UsuńA także to, że przebrnęłaś przez pierwsze rozdziały, które były jak pułapki na nowych Czytelników :DDD
Całuski! ♥
Cudowny rozdział! Piszesz wspaniale :)
OdpowiedzUsuńNie mogę doczekać się następnego!
Pozdrawiam i weny życzę :D
Wow! Piękne ^^
OdpowiedzUsuńPs. U mnie nowy rozdział..
Alex Avery
http://de-la-fin-de-la-vie.blogspot.com/
Przepychanki słowne między Severusem a Hermioną, są rewelacyjne. Uwielbiam ich w twoim wydaniu <3
OdpowiedzUsuń