~ HGxSS w granicach nierozsądku ~: Rozdział 24 cz. II

środa, 8 stycznia 2014

Rozdział 24 cz. II

Kolejnego rozdziału jeszcze nie rozpoczęłam, jednak mam lekkie obawy, czy zdążę skończyć w tym miesiącu, ponieważ pod koniec stycznia mam urwanie głowy, ale postaram się coś napisać jeszcze w przeciągu tego tygodnia, półtorej (o wszystkim będę starała się informować na bieżąco) ;)
Mam nadzieję, że pierwszy rozdział w nowym roku Was zainteresuje i zaintryguje!
Ściskam Kochane!,
Liz ;*


Ci, którzy dotknęli mojej duszy, nie rozbudzili mojego ciała, natomiast 
ci, którzy dotknęli mojego ciała, nie poruszyli mojej duszy. 
~ Paulo Coelho


Hermiona cicho przedostała się przez korytarz, nie chcąc obudzić ani drzemiących obrazów, ani duchów. Słuchanie ich wyrzutów i krzyków nie było rzeczą, którą chciałaby robić o poranku. Otworzyła lekko drzwi prowadzące do Skrzydła Szpitalnego i rozejrzała się dookoła, jednak nie dostrzegła nikogo w pobliżu. Wiedziała, że pani Pomfrey wyjechała gdzieś do swojej siostrzenicy, która niedługo miała urodzić dziecko, jednak nigdy nie można było być do końca pewnym, czy nikt w zastępstwie nie został przysłany. Dumbledore lubił mieć swoich ludzi niedaleko siebie; tym bardziej w Hogwarcie, nawet gdy nie było uczniów, wolał mieć swoich pracowników pod ręką, których w awaryjnej sytuacji mógłby wykorzystać.
Nie rzucała na siebie zaklęcia Kameleona, jednak ostrożnie stawiała kroki, nie chcąc narobić wiele hałasu.
Dotarła do szafki z lekami i uchyliła lekko skrzypiące drzwiczki. Pobieżnie przejrzała każdą z półek, jednak nie napotkała nic interesującego.
Weszła do prywatnego pokoju pielęgniarki i zaczęła otwierać szufladę za szufladą, jednak widziała w nich jedynie puste buteleczki i nie do końca wypite eliksiry.
Wycofała się do drzwi i dokładnie obejrzała cały pokój. Dostrzegła małą skrzyneczkę w ostatniej szufladzie biurka, jednak jej wzrok przykuło metalowe pudło na gablotce stającej pod ścianą.
Szybko wyciągnęła niebieską skrzyneczkę, w której odnalazła dokładnie posortowane eliksiry, najprawdopodobniej schowane przed zakończeniem roku szkolnego.
Wyciągnęła z niego ten, który miał zwalczyć ból przepływający w jej ciele, a następnie odłożyła wszystko na miejsce.
I gdyby nie jej ciekawska natura zapewne na tym zakończyłyby się jej poszukiwania, jednakże wrodzone miała już, by nie postępować, tak jak z góry nakazano i unikać tego, co ją fascynowało.
Stanęła przed drewnianą gablotką i na palcach sięgnęła po skrytkę. Gdy już ją mocno trzymała w dłoniach odwróciła się lekko na palcach i postawiła ją na małym biureczku. Do tego czasu iskierka zaciekawienia zdołała już przemienić się w intensywny ogień i nawet nie próbowała się powstrzymywać przed otworzeniem. Jednak gdy pociągnęła za wieczko nic się nie stało, a pokrywka nawet lekko się nie poruszyła.
Znalazła małą kłódeczkę z boku pudełka i po rozejrzeniu się dookoła po raz kolejny rzuciła na nie zaklęcie, a po chwili uniosła pokrywkę.
Wnętrze pudła zostało wyścielone czerwonym, aksamitnym materiałem, jednak w środku znajdowały się jedynie trzy eliksiry, o których nic więcej nie mogła powiedzieć.
Wzięła jeden flakonik, wypełniony zieloną miksturą do ręki i wyciągnęła lekko korek. Poczuła w jednej chwili bardzo intensywny zapach mięty, jakiegoś alkoholu, mocnej kawy i jeszcze czegoś, czego nie była w stanie w tej chwili zidentyfikować.
Spojrzała na pozostałe buteleczki, których kolory były zbliżone do błękitu, jednak nim zdążyła sprawdzić ich zapach usłyszała kroki osoby schodzącej ze schodów. Kimkolwiek ona była, od drzwi dzieliło ją jeszcze kilkanaście metrów.
Hermiona bezpiecznie schowała zieloną miksturę do wewnętrznej kieszeni płaszcza, a resztę szczelnie zamknęła na zamek i z powrotem odłożyła na swoje miejsce.
Słyszała, że ktoś zbliża się coraz bardziej energicznie w jej stronę, więc szybko rzuciła na siebie zaklęcie maskujące i wyciszające, podbiegła na drugą stronę sali i stanęła przy ścianie, próbując jak najszybciej uspokoić oddech.  
Chwilę później ktoś mocno pchnął drzwi, które głośno zaskrzypiały, ale nie uderzyły ściany.
Hermiona ujrzała Dumbledore’a, który wskazywał pewne napięcie w ruchach, a jego wzrok nie mógł się skupić na jednej rzeczy. Wyglądał, jakby właśnie dowiedział się czegoś doprawdy szokującego i to na tyle, by nie być w stanie pozbierać się w ciągu jednej sekundy. W rzeczy samej, był to sam stary Dumbledore, który niejedno zdążył przeżyć, usłyszeć i zobaczyć w swoim życiu, więc widząc go w takim stanie Hermiona zaczęła być coraz ciekawsza.
– Ładna… sala. – Usłyszała męski głos, w którym nie dało się nie zauważyć kpiny.
Rozejrzała się dookoła, a po chwili ujrzała za dyrektorem młodego chłopaka, który nie mógł być starszy od niej.
Nie spodobał jej się.
Ciemne włosy i oczy, które zdawały się ukazywać zbyt wiele emocji naraz.
Tego jeszcze nie widziała. Nikt nie chciał pokazać, tego co odczuwał, każdy starał się tłumić uczucia i nie okazywać ich innym, jednak z nim było inaczej. Wystarczyło jedno spojrzenie w źrenice, gdy obrócił głowę w jej stronę, by zdołała się o tym przekonać. On chciał, by wszyscy widzieli, to co odczuwał, by widzieli jeszcze więcej, by nie byli zdolni do tego, by odróżnić, co tak naprawdę w danej chwili odczuwa.
Sposoby były różne, jednak cel ten sam.
Wskazywało to na to, że najprawdopodobniej nie pochodził stąd. Nie z Anglii.
Możliwe, że skądś, gdzie uczucia były wszystkim, dzięki czemu mógł się bronić. Tylko przed czym? Śmierciożercy niechybnie zabiliby go w mniej niż sekundę, bez wahania, tym bardziej widząc w nim te wszystkie emocje, które budziły u nich wstręt, i których oni dawno już się wyzbyli.
Co jeszcze mogła stwierdzić na podstawie jego postawy, ruchu i wyglądu?
Że niekoniecznie dużo używał magii w swoim dotychczasowym życiu i to, iż prawie  codziennie rąbał drewno, o czym świadczyły wystające, bardziej niż powinny, żyły na rękach, rany po drzazgach na palcach i zapach sosen rozchodzący się po pomieszczeniu.
Nie mógł być poniżej jedenastego roku życia, a raczej mogłaby rzecz, że wręcz w podobnym wieku, co do niej, więc zapewne dopiero niedawno dowiedział się o swoich zdolnościach magicznych czy też, dopiero ostatnimi czasy je uzyskał. A medalik Matki Boskiej, wychodzący spod jego bluzki, wskazywał na to, że raczej pochodził z mugolskiej rodziny.
Jego chód był powolny, jednak wyczuwała też od niego ekscytację i entuzjazm. Buty miał całkowicie zabrudzone, co wskazywało na to, że dużo czasu spędzał w błocie lub na bagnach, gdzie już przyzwyczaił się do ostrożnego i wolnego chodzenia.
To było tyle, jeśli chodziło o to, co mogła o nim powiedzieć na pierwszy rzut oka. Nic nadzwyczajnego, jednak przeczuwała, że w tym chłopaku siedzi coś więcej, a szok wywarty na profesorze Dumbledore, nie jest bezprzyczynowy.
 Zrobiła krok do przodu i w tej samej chwili chłopak odwrócił swoją głowę w jej kierunku.
Patrzył się dokładnie tam gdzie stała, lekko przekręcając głowę na bok i wyczekując, jak drapieżnik na swą ofiarę.
Jego źrenice zwęziły się, a kolor oczu stał się jakby krystaliczny.
Nie spodobało jej się to. Bardzo jej się to nie spodobało.
Dyrektor chrząknął, a on powoli odwrócił głowę w jego stronę, cały czas mając na twarzy ten sam uśmieszek, mówiący, że on wie, iż ona skrywa się w tamtym miejscy za zasłoną magii, a także, iż posiada wiedzę znacznie większą, niż mogłaby sobie wyobrazić.
W tym momencie nie mogła się dziwić, czemu Dumbledore zachował się tak, jak się zachował. Ona w tej sytuacji czuła się nieswojo i niekomfortowo, a jedynie co zobaczyła to fakt, iż zareagował na jej przemieszczenie się, pomimo tego, że miała na sobie zaklęcia maskujące.
Czuła, że ten chłopak będzie dla niej jak kula u nogi, i że będzie węszył dosłownie wszędzie.
Musiała mieć się od teraz na baczności. Potrójnie bardziej.
Dumbledore skończył coś mówić, ale zbyt daleko odleciała myślami, by wiedzieć, o co chodziło. Jednak, gdy zobaczyła, jak zmierza w kierunku pokoju pielęgniarki, zaczęła rodzić się w niej niemała obawa, że właśnie w tej chwili zapragnie zajrzeć do metalowego pudła i przekona się, że nie ma jednego eliksiru.
W chwili jak usłyszała, że skrytka zostaje ściągana z szafy, i gdy już wyobrażała sobie najgorsze rzeczy, jakie mogły się stać po otworzeniu wieczka energicznym krokiem weszła kobieta ubrana w biały fartuch. Zastępstwo za panią Pomfrey.
Westchnęła z ulgą.
Miała niemałą ochotę uścisnąć tę kobietę, jednak powstrzymała się i nie będąc pod spojrzeniem tego dostatecznie dziwnego chłopaka, zaczęła wycofywać się do wyjścia, chcąc uniknąć konfrontacji.
Usłyszała energiczną wymianę zdań, jednak wiedziała, że dyrektor zdążył schować pudełko z powrotem na miejsce, nim kobieta zdołała wejść do swojego pokoju. Jeżeli się nie myliła, właśnie w tej chwili Dumbledore tłumaczył się, że chciał znaleźć pewien eliksir dla ucznia, który go odwiedził  – zapewne nawet nie podał prawdziwego powodu, który wyjaśniłby, czemu sprowadził przypuszczalnie nowego ucznia do szkoły kilka dni przez rozpoczęciem roku szkolnego.
Wymknęła się po cichu i zdjęła z siebie zaklęcia, po czym ruszyła na błonia.
Gdy wyszła na zewnątrz od razu otworzyła fiolkę, wypiła zawartość jednym łykiem i bez większych skrupułów rozbiła szkłem o ceglaną ścianę Hogwartu.
Poczuła jak przez jej ciało przechodzi ciepło i po chwili ból został przytłumiony.
Zdawała sobie sprawę z tego, że ta gehenna szybko nie ustąpi, jednak w chwili, gdy powróci do przyjmowania swoich stałych leków działanie zaklęć, bez względu na ile silnych, powinno zostać zagłuszone, a z czasem odejść.
Doprawdy, nie był to pierwszy raz, kiedy miała styczność z czymś takim, a w każdym razie, bez problemu mogła stwierdzić, że miewała w swoim życiu gorsze objawy, niż te, jakie Nieznajomy raczył jej podarować.
No dobrze, nie dramatyzujmy. To nie było tak, że cały czas miewała sytuacje takie jak ta i nie miała własnego życia, bez przesady. Jeszcze umiała się wywinąć od co poniektórych rzeczy, jakich w danej chwili najzwyczajniej w świecie nie chciało jej się robić. No i nie było też tak, że cały czas była tą poszkodowaną. Dobra, może i ostatnimi czasy ta norma poszła w górę, jednak to nie zmieniało faktu, że zwykle bywało spokojnie. Jeżeli coś już się działo, to bez większych rewelacji, a potem sytuacja po prostu przycichała. To, że tym razem było nieco inaczej nie było niczym przerażającym, a interesującym. W głębi duszy siedziała jak na szpilkach i czekała na dalszy przebieg wydarzeń. Co prawda akcje, które właśnie się odbywały mogły zostać rozdzielone na odmienne terminy, jednak przynajmniej nie mogła narzekać na rutynę i brak zajęć, a przecież to najbardziej się liczyło, jakby nie spojrzeć. Bez roboty do wykonania jesteś niepotrzebny, a jeżeli jesteś niepotrzebny, to za całą świętobliwą Anglię, nic nie zdziałasz, nawet jeśli takie były twoje założenia na początku heroicznego planu na temat walczenia o życie bliźnich. Koniec, kropka.
Dotarła do miejsca, w którym straciła przytomność i przykucnęła pod drzewem. Wzięła garść ziemi na rękę, przetarła ją w pięści, a następnie powoli zaczęła wdychać jej zapach. Nie poczuła jednak niczego podejrzanego, co mógłby naprowadzić ją na jakiś trop. Jeżeli było, to zapewne dawno zdążyło już się w zupełności ulotnić, choć w taką opcję bynajmniej wątpiła.
Był zbyt tajemniczy i ostrożny, by zostawiać za sobą dodatkowe ślady.
Powolnie rozejrzała się dookoła, jednak niczego nie dostrzegła, dosłownie. Jednak wolała zrzucić to na dosyć pogodny dzień, niż na kolejne zbliżające się kłopoty.
Nie było powodu, by przeciągała swoja wizytę w Zakazanym Lesie. Nie było tu nic, co mogłoby jej pomóc.
 Ruszyła w kierunku punktu teleportacyjnego.
Cóż, jakby miała się temu wszystkiemu przyjrzeć drugi raz, to nazbyt wiele rzeczy skumulowało się na jeden czas. Zaczynając od nowego dziwaka, który wszędzie będzie poszukiwał swojego zaginionego w akcji szczęścia i na każdym kroku zapewne będzie się wymądrzał, przez myśliwego, któremu stwarzanie jej przymusowych urlopów musi sprawiać naprawdę wielką przyjemność, i który najwyraźniej zdołał dostrzec, że czasem musi się odstresować, do kolejnego wilkołaka, który upatrzył sobie ciało martwego gościa i zachowuje się jak ludzka wersja nekrofaga czy też mniej schludna i estetyczna kanibala, albo po prostu, krótko mówiąc, jak padlinożerca, którego przetrwanie zależy od trupa. Następnie można wyróżnić całe stado wilkołaków, które nie czekając na jej własną opinię i kandydaturę postanowiło oddać sprawy i władzę w jej ręce – całkiem szlachetnie, jakby nie było. No, a kończąc na wciąż niedokończonym wierszu, który zapewne zdołałaby już dawno skończyć sześć razy, napisać o nim recenzję i dwie książki odnoszące się co do jego treści, a w którym jedynie zdołała odkryć mamrot na temat jakiejś gwiazdy, nocy i wspomnienia. Nigdy nie wspominała, że nade wszystko uwielbia kalambury i każdą z kolei rzecz podobną do nich? Nie? A zdawało jej się, że już nieraz zdołała utwierdzić wszystkich wkoło co do tego przekonania.
Gdy dotarła do celu mocno zacisnęła pięści i zamknęła oczy myśląc o tym, że chciałaby znów znaleźć się przed posiadłością państwa Weasley.
Poczuła lekki skurcz w okolicach podbrzusza, a po chwili stała już twardo na miejscu.
Najwyraźniej nie było aż tak wcześnie, bo nim zdążyła udać się do domu ujrzała, jak Harry i Ron wybiegają pośpiesznie z mieszkania i od razu dosiadają swoich mioteł.
Miała mieszane uczucia, gdy tak na nich patrzyła. Z jednej strony zdawała sobie sprawę z tego, że tak naprawdę byli oni dziećmi, pomimo że mieli prawie tyle samo lat, i zabawa była jeszcze nieodłącznym elementem w ich życiu. Jednakże z drugiej strony oni powinni byli już dorosnąć. Przestać zachowywać się jak małolaty i zacząć myśleć trzeźwo, na miejscu. Prawda była taka, że oni wciąż po tych wszystkich przeżyciach wyrażali się do świata tą samą miłością, co kiedyś, a ich naiwność w stosunku do ludzi, a nawet i sytuacji nie zmalała, pomimo iż taką właśnie miała nadzieję. Nie jeden raz próbowała im przekazać do wiadomości, że Bitwa może rozpocząć się w każdej chwili, a oni muszą być na nią przygotowani. Jednak oni w jej mniemaniu całkowicie ignorowali jej ostrzeżenia. Udawali, że rozumieją odpowiedzialność, jaka na nich spocznie, a tym bardziej na Złotym Chłopcu, ale nic w tym kierunku nie robili. Zakładali, że sprawa sama się rozwiąże, a cała ta sytuacja jest jedynie po to, by ich nastraszyć.
Oczywiście nie mówili tego dookoła, aż takimi głupcami nie byli. Gdyby któryś z nauczycieli się dowiedział, w niedługim czasie każdy znałby ich zdanie na ten temat i z pewnością by go nie pochwalał. A przynajmniej dotychczas nie znaleźli nikogo, kto by je podzielał. Tego mogła być pewna. Nie byli na tyle rozważni, by trzymać to w tajemnicy, jeżeli byłoby inaczej.
Pomachała do nich lekko na przywitanie.
Harry podleciał niżej, pomimo jej sprzeciwu.
– Naprawdę, nie przeszkadzajcie sobie. Widzę, jak ładna jest pogoda – nie ma potrzeby, by ją marnować. Z pewnością będę w domu, gdy skończycie. – Na jej ustach zagościł lekki uśmiech.
– Niech i tak będzie – odrzekł radośnie i odleciał, robiąc salta w powietrzu.
Przekroczyła próg i, z wciąż błądzącymi myślami, zajęła miejsce przy stole.
Dopiero po chwili dotarło do niej, że nie jest to odpowiednia chwila na pogrążanie się w zamyśleniu i rozejrzała się uważnie dookoła w poszukiwaniu chociażby jednej żywej duszy. Nie napotkała jednak takiej.
Nie chciała chodzić po całym mieszkaniu i przeszkadzać domownikom w zajęciach, których się podjęli, więc postanowiła poczekać w kuchni, w międzyczasie przygotowując sobie herbatę.
Po kilkudziesięciu minutach, podczas których popijała powolnie napój zastanawiając się, jaką strategię będzie najkorzystniej obrać i jakie kroki kolejno powinna podjąć, wkroczyła do kuchni energicznym krokiem pani Weasley, a na jej widok pisnęła zaskoczona i złapała się w okolicach klatki piersiowej.
– Merlinie, dziecko, czy ty chcesz by ja tu palpitacji serca dostała? – Trzepnęła ją lekko ścierką, którą miała przerzuconą przez ramię w plecy, śmiejąc się przy tym lekko, a następnie objęła ją ciepło.
– Martwiliśmy się o ciebie, dziecko – wyznała cicho, drżącym głosem, wprost do jej ucha.
– Bez potrzeby, pani Weasley – odpowiedziała uspokajająco, lekko odpychając od siebie kobietę i trzymając jej dłonie w swoich, pomagając usiąść na krześle obok. – Byłam wraz z profesorem Snape’em po jeden z niezbędnych składników do eliksiru. – Mówiła powoli i cierpliwie, przez cały czas patrząc jej w oczy. – Dowiedzieliśmy się o takiej potrzebie równie gwałtownie i musieliśmy od razu się po niego wybrać, bez zwłoki. Zapewne nazwa nic pani nie powie, ale bez niego większość mikstur skończyłaby w zlewie, a obowiązkiem zarówno profesora, jak i moim było przygotowanie jak największych zapasów mikstur, które mogą być potrzebne w czasie Bitwy, więc nie mogliśmy sobie pozwolić na takie marnotrawstwo nie tylko eliksirów, ale też czasu. – Ścisnęła lekko jej dłoń, dodając do swoich słów powagi.
– Rozumiem, moje dziecko, rozumiem. – Zakryła jej dłoń swoją drugą ręką. – Byliśmy jedynie bardzo zaniepokojeni tak nagłym wyjazdem, baliśmy się, że stało się coś znacznie gorszego. Baliśmy się, że ci się coś stało, kochana. – Dotknęła lekko jej twarzy, a po policzku spłynęła jej łza.
– Niech mi pani wybaczy, pani Weasley. Nie chciałam być powodem waszych zmartwień. Szczerze mówiąc, chciałam was jeszcze odwiedzić przed wyjazdem, jednakże profesor wyperswadował mi ten pomysł z głowy, twierdząc iż jest on niedorzeczny.
– Ach tak, cały Severus, on oczywiście musi wiedzieć najlepiej. – Uśmiechnęła się trochę szerzej i poklepała lekko jej dłoń.
Usłyszały odgłosy kroków zbliżające się w ich kierunku. Pani Weasley otarła szybko mokry ślad, jak pozostał jej na policzku i wstała, odchodząc do kuchni.
– Kochaniutka, chcesz może jeszcze filiżankę herbaty? A może kawy? Widać, że nie spałaś dobrze.
Jeżeli można założyć, że tej nocy w ogóle spałam, odpowiedziała w myślach. Wolała jednak nie niepokoić kobiety. Molly Weasley była bardzo emocjonalną osobą i wrażliwą, a na każdą niedogodność chciała znać także powód jej wystąpienia. Hermiona i tak zbyt blisko już z nią była i w każdym razie nie zamierzała ją jeszcze obarczać swoimi problemami, które mogłyby przysporzyć kobiecie jedynie nieprzespanych nocy.
– Tak, kawa to byłby dobry wybór, dziękuję.
Do pokoju wszedł pan Weasley zabierając od razu poranną gazetę spod drzwi.
– Widzę, że w końcu się odnalazłaś. – Uśmiechnął się do niej ciepło.
– Nie da się zaprzeczyć – odpowiedziała lekko zaczepnie. – Wysłana za mną armia wojowników znalazła mnie w rzeczach zagubionych.
– Kompletnie nie mam pojęcia, coś ty tam robiła, do licha.
– Ja też nie, no ale pewnie… zagubiłam się. – Bezbronnie wzruszyła ramionami i zrobiła skruszoną minę.
Pan Weasley zaśmiał się lekko. Lubili swoje małe dowcipy, które mało kogo szczerze śmieszyły. Oni dwoje nie potrzebowali wyszukanych żartów, by się pośmiać.
Molly postawiła przed nią filiżankę z kawą i zaczęła przyrządzać śniadanie.
– Arturze, obudzisz pozostałych domowników, którzy najwyraźniej nie potrafią korzystać z budzika i zawołasz na dół?
Mężczyzna jedynie uśmiechnął się na słowa swojej żony i ruszył na górę.
Nie minęła minuta, gdy na dół zbiegła radosna Ginny i rzuciła się na nią w morderczym uścisku, przewracając je w tył i jedynie poduszki wyczarowane przez panią Weasley uratowały ich czaszki przed roztrzaskaniem na podłodze.
Rudowłosa przytuliła ją mocno i oplotła swoimi nogami jej, obsypując jej policzek całusami.
Hermiona zaczęła się śmiać i chwilę później obie zwijały się ze śmiechu, łaskocząc się na chłodnej podłodze.
– No już, już, koniec tych zabaw, siadajcie do jedzenia. – Spojrzała na nich pobłażliwie pani Weasley.
Dziewczyny po jeszcze kilku starciach wstały i zajęły miejsca.
– Już za kilka dni szkoła, uwierzysz w to? – spytała podekscytowana Ginny.
– A ty promieniejesz – zauważyła.
– Ja? No coś ty, Hermiono, zdaje ci się. – Przybrała najbardziej obojętny ton, jaki była w stanie i machnęła lekko ręką.
– Ginny, swoim blaskiem oświetliłabyś cały stan i pewnie jedną trzecią następnego.
– Kolejny rok, Hermiono! Czyż to nie wspaniałe?
– Przypuszczałam, że to właśnie taka kolej rzeczy – odparła lekko zaczepnie.
– Nie rozumiesz. Jeszcze rok temu, to nie było nic takiego, jednak teraz, w tym roku. Pomimo tej Bitwy, na którą myśl ciarki przechodzą mi po plecach, to wydaje się być wprost idealny rok.
– Czyżbyś się w kimś zadurzyła, Gin?
– Nie, Herm, to nie to…
– Jeszcze nie to, Ginny – przerwała.
– Oj nie mam zamiaru ulegać jakiejś głupiej miłości i potajemnie umawiać się z jakimiś niewydoroślałymi chłopcami i tracić do nich głowę i uczucia, by na końcu zostać porzuconą i zostać bez niczego.
– Jak to mówią, miłość jest ślepa, Gin – pouczyła. – Miłość jest ślepa. Należy jej się wystrzegać, jak najdłużej, jednak nieubłagane jest, że kiedyś na ciebie trafi, w najmniej odpowiednim momencie, a ty pomimo wielu odmów i sprzeczności w końcu się na nią zgodzisz. – Jej głos przechodził w szept. – Jednak potem nie odrzucaj jej, nie szukaj dziury w całym. I pamiętaj jedno: to jest jedynie uczucie, takie jakich wiele na tym świecie.
Harry i Ron weszli zmęczeni do domu, a pani Weasley zaczęła rozkładać przed każdym porcję ciepłej jajecznicy, której smaku tak dawno Hermiona nie miała już w ustach.


6 komentarzy :

  1. Świetne, ale gdzie na brodę merlina jest Snape?!?

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytam od początku. Jestem dopiero na jakimś 12 rozdziale. Na razie bardzo mi się podoba. Napiszę jak dotrę tutaj ;)
    Buziaki
    Ana ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Gdzie na gacie Merlina podział się Severus? W następnym roździale ma być go dużo! Pozdrwiam Psychol, dawniej Natix, wcześniej anonim :D

    OdpowiedzUsuń