Mam nadzieję, że pierwszy rozdział w nowym roku Was zainteresuje i zaintryguje!
Ściskam Kochane!,
Liz ;*
„Ci, którzy dotknęli mojej duszy, nie rozbudzili mojego ciała, natomiast
ci, którzy dotknęli mojego ciała, nie poruszyli mojej duszy.”
~ Paulo Coelho
Hermiona cicho przedostała się przez korytarz, nie chcąc
obudzić ani drzemiących obrazów, ani duchów. Słuchanie ich wyrzutów i krzyków
nie było rzeczą, którą chciałaby robić o poranku. Otworzyła lekko drzwi
prowadzące do Skrzydła Szpitalnego i rozejrzała się dookoła, jednak nie
dostrzegła nikogo w pobliżu. Wiedziała, że pani Pomfrey wyjechała gdzieś do
swojej siostrzenicy, która niedługo miała urodzić dziecko, jednak nigdy nie
można było być do końca pewnym, czy nikt w zastępstwie nie został przysłany.
Dumbledore lubił mieć swoich ludzi niedaleko siebie; tym bardziej w Hogwarcie,
nawet gdy nie było uczniów, wolał mieć swoich pracowników pod ręką, których w
awaryjnej sytuacji mógłby wykorzystać.
Nie rzucała na siebie zaklęcia Kameleona, jednak ostrożnie
stawiała kroki, nie chcąc narobić wiele hałasu.
Dotarła do szafki z lekami i uchyliła lekko skrzypiące
drzwiczki. Pobieżnie przejrzała każdą z półek, jednak nie napotkała nic
interesującego.
Weszła do prywatnego pokoju pielęgniarki i zaczęła otwierać
szufladę za szufladą, jednak widziała w nich jedynie puste buteleczki i nie do
końca wypite eliksiry.
Wycofała się do drzwi i dokładnie obejrzała cały pokój.
Dostrzegła małą skrzyneczkę w ostatniej szufladzie biurka, jednak jej wzrok
przykuło metalowe pudło na gablotce stającej pod ścianą.
Szybko wyciągnęła niebieską skrzyneczkę, w której odnalazła
dokładnie posortowane eliksiry, najprawdopodobniej schowane przed zakończeniem
roku szkolnego.
Wyciągnęła z niego ten, który miał zwalczyć ból
przepływający w jej ciele, a następnie odłożyła wszystko na miejsce.
I gdyby nie jej ciekawska natura zapewne na tym zakończyłyby
się jej poszukiwania, jednakże wrodzone miała już, by nie postępować, tak jak z
góry nakazano i unikać tego, co ją fascynowało.
Stanęła przed drewnianą gablotką i na palcach sięgnęła po
skrytkę. Gdy już ją mocno trzymała w dłoniach odwróciła się lekko na palcach i
postawiła ją na małym biureczku. Do tego czasu iskierka zaciekawienia zdołała
już przemienić się w intensywny ogień i nawet nie próbowała się powstrzymywać
przed otworzeniem. Jednak gdy pociągnęła za wieczko nic się nie stało, a
pokrywka nawet lekko się nie poruszyła.
Znalazła małą kłódeczkę z boku pudełka i po rozejrzeniu się
dookoła po raz kolejny rzuciła na nie zaklęcie, a po chwili uniosła pokrywkę.
Wnętrze pudła zostało wyścielone czerwonym, aksamitnym
materiałem, jednak w środku znajdowały się jedynie trzy eliksiry, o których nic
więcej nie mogła powiedzieć.
Wzięła jeden flakonik, wypełniony zieloną miksturą do ręki i
wyciągnęła lekko korek. Poczuła w jednej chwili bardzo intensywny zapach mięty,
jakiegoś alkoholu, mocnej kawy i jeszcze czegoś, czego nie była w stanie w tej
chwili zidentyfikować.
Spojrzała na pozostałe buteleczki, których kolory były
zbliżone do błękitu, jednak nim zdążyła sprawdzić ich zapach usłyszała kroki
osoby schodzącej ze schodów. Kimkolwiek ona była, od drzwi dzieliło ją jeszcze
kilkanaście metrów.
Hermiona bezpiecznie schowała zieloną miksturę do
wewnętrznej kieszeni płaszcza, a resztę szczelnie zamknęła na zamek i z
powrotem odłożyła na swoje miejsce.
Słyszała, że ktoś zbliża się coraz bardziej energicznie w
jej stronę, więc szybko rzuciła na siebie zaklęcie maskujące i wyciszające,
podbiegła na drugą stronę sali i stanęła przy ścianie, próbując jak najszybciej
uspokoić oddech.
Chwilę później ktoś mocno pchnął drzwi, które głośno
zaskrzypiały, ale nie uderzyły ściany.
Hermiona ujrzała Dumbledore’a, który wskazywał pewne
napięcie w ruchach, a jego wzrok nie mógł się skupić na jednej rzeczy.
Wyglądał, jakby właśnie dowiedział się czegoś doprawdy szokującego i to na
tyle, by nie być w stanie pozbierać się w ciągu jednej sekundy. W rzeczy samej,
był to sam stary Dumbledore, który niejedno zdążył przeżyć, usłyszeć i zobaczyć
w swoim życiu, więc widząc go w takim stanie Hermiona zaczęła być coraz
ciekawsza.
– Ładna… sala. – Usłyszała męski głos, w którym nie dało się
nie zauważyć kpiny.
Rozejrzała się dookoła, a po chwili ujrzała za dyrektorem
młodego chłopaka, który nie mógł być starszy od niej.
Nie spodobał jej się.
Ciemne włosy i oczy, które zdawały się ukazywać zbyt wiele
emocji naraz.
Tego jeszcze nie widziała. Nikt nie chciał pokazać, tego co
odczuwał, każdy starał się tłumić uczucia i nie okazywać ich innym, jednak z
nim było inaczej. Wystarczyło jedno spojrzenie w źrenice, gdy obrócił głowę w
jej stronę, by zdołała się o tym przekonać. On chciał, by wszyscy widzieli, to
co odczuwał, by widzieli jeszcze więcej, by nie byli zdolni do tego, by
odróżnić, co tak naprawdę w danej chwili odczuwa.
Sposoby były różne, jednak cel ten sam.
Wskazywało to na to, że najprawdopodobniej nie pochodził
stąd. Nie z Anglii.
Możliwe, że skądś, gdzie uczucia były wszystkim, dzięki
czemu mógł się bronić. Tylko przed czym? Śmierciożercy niechybnie zabiliby go w
mniej niż sekundę, bez wahania, tym bardziej widząc w nim te wszystkie emocje,
które budziły u nich wstręt, i których oni dawno już się wyzbyli.
Co jeszcze mogła stwierdzić na podstawie jego postawy, ruchu
i wyglądu?
Że niekoniecznie dużo używał magii w swoim dotychczasowym
życiu i to, iż prawie codziennie rąbał drewno, o czym świadczyły
wystające, bardziej niż powinny, żyły na rękach, rany po drzazgach na palcach i
zapach sosen rozchodzący się po pomieszczeniu.
Nie mógł być poniżej jedenastego roku życia, a raczej
mogłaby rzecz, że wręcz w podobnym wieku, co do niej, więc zapewne dopiero
niedawno dowiedział się o swoich zdolnościach magicznych czy też, dopiero
ostatnimi czasy je uzyskał. A medalik Matki Boskiej, wychodzący spod jego
bluzki, wskazywał na to, że raczej pochodził z mugolskiej rodziny.
Jego chód był powolny, jednak wyczuwała też od niego ekscytację
i entuzjazm. Buty miał całkowicie zabrudzone, co wskazywało na to, że dużo
czasu spędzał w błocie lub na bagnach, gdzie już przyzwyczaił się do ostrożnego
i wolnego chodzenia.
To było tyle, jeśli chodziło o to, co mogła o nim powiedzieć
na pierwszy rzut oka. Nic nadzwyczajnego, jednak przeczuwała, że w tym chłopaku
siedzi coś więcej, a szok wywarty na profesorze Dumbledore, nie jest
bezprzyczynowy.
Zrobiła krok do przodu i w tej samej chwili chłopak
odwrócił swoją głowę w jej kierunku.
Patrzył się dokładnie tam gdzie stała, lekko przekręcając
głowę na bok i wyczekując, jak drapieżnik na swą ofiarę.
Jego źrenice zwęziły się, a kolor oczu stał się jakby
krystaliczny.
Nie spodobało jej się to. Bardzo jej się to nie spodobało.
Dyrektor chrząknął, a on powoli odwrócił głowę w jego
stronę, cały czas mając na twarzy ten sam uśmieszek, mówiący, że on wie, iż ona
skrywa się w tamtym miejscy za zasłoną magii, a także, iż posiada wiedzę
znacznie większą, niż mogłaby sobie wyobrazić.
W tym momencie nie mogła się dziwić, czemu Dumbledore
zachował się tak, jak się zachował. Ona w tej sytuacji czuła się nieswojo i
niekomfortowo, a jedynie co zobaczyła to fakt, iż zareagował na jej
przemieszczenie się, pomimo tego, że miała na sobie zaklęcia maskujące.
Czuła, że ten chłopak będzie dla niej jak kula u nogi, i że
będzie węszył dosłownie wszędzie.
Musiała mieć się od teraz na baczności. Potrójnie bardziej.
Dumbledore skończył coś mówić, ale zbyt daleko odleciała
myślami, by wiedzieć, o co chodziło. Jednak, gdy zobaczyła, jak zmierza w
kierunku pokoju pielęgniarki, zaczęła rodzić się w niej niemała obawa, że
właśnie w tej chwili zapragnie zajrzeć do metalowego pudła i przekona się, że
nie ma jednego eliksiru.
W chwili jak usłyszała, że skrytka zostaje ściągana z szafy,
i gdy już wyobrażała sobie najgorsze rzeczy, jakie mogły się stać po otworzeniu
wieczka energicznym krokiem weszła kobieta ubrana w biały fartuch. Zastępstwo
za panią Pomfrey.
Westchnęła z ulgą.
Miała niemałą ochotę uścisnąć tę kobietę, jednak
powstrzymała się i nie będąc pod spojrzeniem tego dostatecznie dziwnego
chłopaka, zaczęła wycofywać się do wyjścia, chcąc uniknąć konfrontacji.
Usłyszała energiczną wymianę zdań, jednak wiedziała, że
dyrektor zdążył schować pudełko z powrotem na miejsce, nim kobieta zdołała
wejść do swojego pokoju. Jeżeli się nie myliła, właśnie w tej chwili Dumbledore
tłumaczył się, że chciał znaleźć pewien eliksir dla ucznia, który go
odwiedził – zapewne nawet nie podał prawdziwego powodu, który wyjaśniłby,
czemu sprowadził przypuszczalnie nowego ucznia do szkoły kilka dni przez
rozpoczęciem roku szkolnego.
Wymknęła się po cichu i zdjęła z siebie zaklęcia, po czym
ruszyła na błonia.
Gdy wyszła na zewnątrz od razu otworzyła fiolkę, wypiła
zawartość jednym łykiem i bez większych skrupułów rozbiła szkłem o ceglaną
ścianę Hogwartu.
Poczuła jak przez jej ciało przechodzi ciepło i po chwili
ból został przytłumiony.
Zdawała sobie sprawę z tego, że ta gehenna szybko nie
ustąpi, jednak w chwili, gdy powróci do przyjmowania swoich stałych leków
działanie zaklęć, bez względu na ile silnych, powinno zostać zagłuszone, a z
czasem odejść.
Doprawdy, nie był to pierwszy raz, kiedy miała styczność z
czymś takim, a w każdym razie, bez problemu mogła stwierdzić, że miewała w
swoim życiu gorsze objawy, niż te, jakie Nieznajomy raczył jej podarować.
No dobrze, nie dramatyzujmy. To nie było tak, że cały czas
miewała sytuacje takie jak ta i nie miała własnego życia, bez przesady. Jeszcze
umiała się wywinąć od co poniektórych rzeczy, jakich w danej chwili
najzwyczajniej w świecie nie chciało jej się robić. No i nie było też tak, że
cały czas była tą poszkodowaną. Dobra, może i ostatnimi czasy ta norma poszła w
górę, jednak to nie zmieniało faktu, że zwykle bywało spokojnie. Jeżeli coś już
się działo, to bez większych rewelacji, a potem sytuacja po prostu przycichała.
To, że tym razem było nieco inaczej nie było niczym przerażającym, a interesującym.
W głębi duszy siedziała jak na szpilkach i czekała na dalszy przebieg wydarzeń.
Co prawda akcje, które właśnie się odbywały mogły zostać rozdzielone na
odmienne terminy, jednak przynajmniej nie mogła narzekać na rutynę i brak
zajęć, a przecież to najbardziej się liczyło, jakby nie spojrzeć. Bez roboty do
wykonania jesteś niepotrzebny, a jeżeli jesteś niepotrzebny, to za całą
świętobliwą Anglię, nic nie zdziałasz, nawet jeśli takie były twoje założenia
na początku heroicznego planu na temat walczenia o życie bliźnich. Koniec,
kropka.
Dotarła do miejsca, w którym straciła przytomność i
przykucnęła pod drzewem. Wzięła garść ziemi na rękę, przetarła ją w pięści, a
następnie powoli zaczęła wdychać jej zapach. Nie poczuła jednak niczego
podejrzanego, co mógłby naprowadzić ją na jakiś trop. Jeżeli było, to zapewne
dawno zdążyło już się w zupełności ulotnić, choć w taką opcję bynajmniej
wątpiła.
Był zbyt tajemniczy i ostrożny, by zostawiać za sobą
dodatkowe ślady.
Powolnie rozejrzała się dookoła, jednak niczego nie
dostrzegła, dosłownie. Jednak wolała zrzucić to na dosyć pogodny dzień, niż na
kolejne zbliżające się kłopoty.
Nie było powodu, by przeciągała swoja wizytę w Zakazanym
Lesie. Nie było tu nic, co mogłoby jej pomóc.
Ruszyła w kierunku punktu teleportacyjnego.
Cóż, jakby miała się temu wszystkiemu przyjrzeć drugi raz,
to nazbyt wiele rzeczy skumulowało się na jeden czas. Zaczynając od nowego
dziwaka, który wszędzie będzie poszukiwał swojego zaginionego w akcji szczęścia
i na każdym kroku zapewne będzie się wymądrzał, przez myśliwego, któremu
stwarzanie jej przymusowych urlopów musi sprawiać naprawdę wielką przyjemność,
i który najwyraźniej zdołał dostrzec, że czasem musi się odstresować, do
kolejnego wilkołaka, który upatrzył sobie ciało martwego gościa i zachowuje się
jak ludzka wersja nekrofaga czy też mniej schludna i estetyczna kanibala, albo
po prostu, krótko mówiąc, jak padlinożerca, którego przetrwanie zależy od
trupa. Następnie można wyróżnić całe stado wilkołaków, które nie czekając na jej
własną opinię i kandydaturę postanowiło oddać sprawy i władzę w jej ręce –
całkiem szlachetnie, jakby nie było. No, a kończąc na wciąż niedokończonym
wierszu, który zapewne zdołałaby już dawno skończyć sześć razy, napisać o nim
recenzję i dwie książki odnoszące się co do jego treści, a w którym jedynie
zdołała odkryć mamrot na temat jakiejś gwiazdy, nocy i wspomnienia. Nigdy nie
wspominała, że nade wszystko uwielbia kalambury i każdą z kolei rzecz podobną
do nich? Nie? A zdawało jej się, że już nieraz zdołała utwierdzić wszystkich
wkoło co do tego przekonania.
Gdy dotarła do celu mocno zacisnęła pięści i zamknęła oczy
myśląc o tym, że chciałaby znów znaleźć się przed posiadłością państwa Weasley.
Poczuła lekki skurcz w okolicach podbrzusza, a po chwili
stała już twardo na miejscu.
Najwyraźniej nie było aż tak wcześnie, bo nim zdążyła udać
się do domu ujrzała, jak Harry i Ron wybiegają pośpiesznie z mieszkania i od
razu dosiadają swoich mioteł.
Miała mieszane uczucia, gdy tak na nich patrzyła. Z jednej
strony zdawała sobie sprawę z tego, że tak naprawdę byli oni dziećmi, pomimo że
mieli prawie tyle samo lat, i zabawa była jeszcze nieodłącznym elementem w ich
życiu. Jednakże z drugiej strony oni powinni byli już dorosnąć. Przestać
zachowywać się jak małolaty i zacząć myśleć trzeźwo, na miejscu. Prawda była
taka, że oni wciąż po tych wszystkich przeżyciach wyrażali się do świata tą
samą miłością, co kiedyś, a ich naiwność w stosunku do ludzi, a nawet i
sytuacji nie zmalała, pomimo iż taką właśnie miała nadzieję. Nie jeden raz
próbowała im przekazać do wiadomości, że Bitwa może rozpocząć się w każdej
chwili, a oni muszą być na nią przygotowani. Jednak oni w jej mniemaniu
całkowicie ignorowali jej ostrzeżenia. Udawali, że rozumieją odpowiedzialność,
jaka na nich spocznie, a tym bardziej na Złotym Chłopcu, ale nic w tym kierunku
nie robili. Zakładali, że sprawa sama się rozwiąże, a cała ta sytuacja jest
jedynie po to, by ich nastraszyć.
Oczywiście nie mówili tego dookoła, aż takimi głupcami nie
byli. Gdyby któryś z nauczycieli się dowiedział, w niedługim czasie każdy
znałby ich zdanie na ten temat i z pewnością by go nie pochwalał. A
przynajmniej dotychczas nie znaleźli nikogo, kto by je podzielał. Tego mogła
być pewna. Nie byli na tyle rozważni, by trzymać to w tajemnicy, jeżeli byłoby
inaczej.
Pomachała do nich lekko na przywitanie.
Harry podleciał niżej, pomimo jej sprzeciwu.
– Naprawdę, nie przeszkadzajcie sobie. Widzę, jak ładna jest
pogoda – nie ma potrzeby, by ją marnować. Z pewnością będę w domu, gdy
skończycie. – Na jej ustach zagościł lekki uśmiech.
– Niech i tak będzie – odrzekł radośnie i odleciał, robiąc
salta w powietrzu.
Przekroczyła próg i, z wciąż błądzącymi myślami, zajęła
miejsce przy stole.
Dopiero po chwili dotarło do niej, że nie jest to
odpowiednia chwila na pogrążanie się w zamyśleniu i rozejrzała się uważnie
dookoła w poszukiwaniu chociażby jednej żywej duszy. Nie napotkała jednak
takiej.
Nie chciała chodzić po całym mieszkaniu i przeszkadzać
domownikom w zajęciach, których się podjęli, więc postanowiła poczekać w
kuchni, w międzyczasie przygotowując sobie herbatę.
Po kilkudziesięciu minutach, podczas których popijała
powolnie napój zastanawiając się, jaką strategię będzie najkorzystniej obrać i
jakie kroki kolejno powinna podjąć, wkroczyła do kuchni energicznym krokiem
pani Weasley, a na jej widok pisnęła zaskoczona i złapała się w okolicach
klatki piersiowej.
– Merlinie, dziecko, czy ty chcesz by ja tu palpitacji serca
dostała? – Trzepnęła ją lekko ścierką, którą miała przerzuconą przez ramię w
plecy, śmiejąc się przy tym lekko, a następnie objęła ją ciepło.
– Martwiliśmy się o ciebie, dziecko – wyznała cicho, drżącym
głosem, wprost do jej ucha.
– Bez potrzeby, pani Weasley – odpowiedziała uspokajająco,
lekko odpychając od siebie kobietę i trzymając jej dłonie w swoich, pomagając
usiąść na krześle obok. – Byłam wraz z profesorem Snape’em po jeden z
niezbędnych składników do eliksiru. – Mówiła powoli i cierpliwie, przez cały
czas patrząc jej w oczy. – Dowiedzieliśmy się o takiej potrzebie równie gwałtownie
i musieliśmy od razu się po niego wybrać, bez zwłoki. Zapewne nazwa nic pani
nie powie, ale bez niego większość mikstur skończyłaby w zlewie, a obowiązkiem
zarówno profesora, jak i moim było przygotowanie jak największych zapasów
mikstur, które mogą być potrzebne w czasie Bitwy, więc nie mogliśmy sobie
pozwolić na takie marnotrawstwo nie tylko eliksirów, ale też czasu. – Ścisnęła
lekko jej dłoń, dodając do swoich słów powagi.
– Rozumiem, moje dziecko, rozumiem. – Zakryła jej dłoń swoją
drugą ręką. – Byliśmy jedynie bardzo zaniepokojeni tak nagłym wyjazdem, baliśmy
się, że stało się coś znacznie gorszego. Baliśmy się, że ci się coś stało,
kochana. – Dotknęła lekko jej twarzy, a po policzku spłynęła jej łza.
– Niech mi pani wybaczy, pani Weasley. Nie chciałam być
powodem waszych zmartwień. Szczerze mówiąc, chciałam was jeszcze odwiedzić
przed wyjazdem, jednakże profesor wyperswadował mi ten pomysł z głowy,
twierdząc iż jest on niedorzeczny.
– Ach tak, cały Severus, on oczywiście musi wiedzieć
najlepiej. – Uśmiechnęła się trochę szerzej i poklepała lekko jej dłoń.
Usłyszały odgłosy kroków zbliżające się w ich kierunku. Pani
Weasley otarła szybko mokry ślad, jak pozostał jej na policzku i wstała,
odchodząc do kuchni.
– Kochaniutka, chcesz może jeszcze filiżankę herbaty? A może
kawy? Widać, że nie spałaś dobrze.
Jeżeli można założyć, że tej nocy w ogóle spałam,
odpowiedziała w myślach. Wolała jednak nie niepokoić kobiety. Molly Weasley
była bardzo emocjonalną osobą i wrażliwą, a na każdą niedogodność chciała znać
także powód jej wystąpienia. Hermiona i tak zbyt blisko już z nią była i w
każdym razie nie zamierzała ją jeszcze obarczać swoimi problemami, które
mogłyby przysporzyć kobiecie jedynie nieprzespanych nocy.
– Tak, kawa to byłby dobry wybór, dziękuję.
Do pokoju wszedł pan Weasley zabierając od razu poranną
gazetę spod drzwi.
– Widzę, że w końcu się odnalazłaś. – Uśmiechnął się do niej
ciepło.
– Nie da się zaprzeczyć – odpowiedziała lekko zaczepnie. –
Wysłana za mną armia wojowników znalazła mnie w rzeczach zagubionych.
– Kompletnie nie mam pojęcia, coś ty tam robiła, do licha.
– Ja też nie, no ale pewnie… zagubiłam się. – Bezbronnie
wzruszyła ramionami i zrobiła skruszoną minę.
Pan Weasley zaśmiał się lekko. Lubili swoje małe dowcipy,
które mało kogo szczerze śmieszyły. Oni dwoje nie potrzebowali wyszukanych
żartów, by się pośmiać.
Molly postawiła przed nią filiżankę z kawą i zaczęła
przyrządzać śniadanie.
– Arturze, obudzisz pozostałych domowników, którzy
najwyraźniej nie potrafią korzystać z budzika i zawołasz na dół?
Mężczyzna jedynie uśmiechnął się na słowa swojej żony i
ruszył na górę.
Nie minęła minuta, gdy na dół zbiegła radosna Ginny i
rzuciła się na nią w morderczym uścisku, przewracając je w tył i jedynie
poduszki wyczarowane przez panią Weasley uratowały ich czaszki przed
roztrzaskaniem na podłodze.
Rudowłosa przytuliła ją mocno i oplotła swoimi nogami jej,
obsypując jej policzek całusami.
Hermiona zaczęła się śmiać i chwilę później obie zwijały się
ze śmiechu, łaskocząc się na chłodnej podłodze.
– No już, już, koniec tych zabaw, siadajcie do jedzenia. –
Spojrzała na nich pobłażliwie pani Weasley.
Dziewczyny po jeszcze kilku starciach wstały i zajęły
miejsca.
– Już za kilka dni szkoła, uwierzysz w to? – spytała
podekscytowana Ginny.
– A ty promieniejesz – zauważyła.
– Ja? No coś ty, Hermiono, zdaje ci się. – Przybrała
najbardziej obojętny ton, jaki była w stanie i machnęła lekko ręką.
– Ginny, swoim blaskiem oświetliłabyś cały stan i pewnie
jedną trzecią następnego.
– Kolejny rok, Hermiono! Czyż to nie wspaniałe?
– Przypuszczałam, że to właśnie taka kolej rzeczy – odparła
lekko zaczepnie.
– Nie rozumiesz. Jeszcze rok temu, to nie było nic takiego,
jednak teraz, w tym roku. Pomimo tej Bitwy, na którą myśl ciarki przechodzą mi
po plecach, to wydaje się być wprost idealny rok.
– Czyżbyś się w kimś zadurzyła, Gin?
– Nie, Herm, to nie to…
– Jeszcze nie to, Ginny – przerwała.
– Oj nie mam zamiaru ulegać jakiejś głupiej miłości i
potajemnie umawiać się z jakimiś niewydoroślałymi chłopcami i tracić do nich
głowę i uczucia, by na końcu zostać porzuconą i zostać bez niczego.
– Jak to mówią, miłość jest ślepa, Gin – pouczyła. – Miłość
jest ślepa. Należy jej się wystrzegać, jak najdłużej, jednak nieubłagane jest,
że kiedyś na ciebie trafi, w najmniej odpowiednim momencie, a ty pomimo wielu
odmów i sprzeczności w końcu się na nią zgodzisz. – Jej głos przechodził w
szept. – Jednak potem nie odrzucaj jej, nie szukaj dziury w całym. I pamiętaj
jedno: to jest jedynie uczucie, takie jakich wiele na tym świecie.
Harry i Ron weszli zmęczeni do domu, a pani Weasley zaczęła
rozkładać przed każdym porcję ciepłej jajecznicy, której smaku tak dawno
Hermiona nie miała już w ustach.
Pierwsza !!!
OdpowiedzUsuńSuuper ale mało Snepa
OdpowiedzUsuńŚwietne, ale gdzie na brodę merlina jest Snape?!?
OdpowiedzUsuńCzytam od początku. Jestem dopiero na jakimś 12 rozdziale. Na razie bardzo mi się podoba. Napiszę jak dotrę tutaj ;)
OdpowiedzUsuńBuziaki
Ana ;*
Gdzie na gacie Merlina podział się Severus? W następnym roździale ma być go dużo! Pozdrwiam Psychol, dawniej Natix, wcześniej anonim :D
OdpowiedzUsuńco to za gówniarz?
OdpowiedzUsuń