~ HGxSS w granicach nierozsądku ~: Rozdział 10

niedziela, 17 marca 2013

Rozdział 10

No, więc tak... Po pierwsze czekałam żeby wstawić ten rozdział zbetowany, lecz jak na moje szczęście przystało to się nie doczekałam - tak więc wrzucam taki jaki jest, a potem go zamienię jak wcześniej ;) Po drugie Hermiona na razie jest hmm... normalna (jeżeli mam to tak określić), choć już trochę na początku wyczuwa się niekanoniczność (jak uprzedzałam) to jednak dopiero bardziej pojmiecie o co mi chodziło, gdy o tym mówiłam jakoś w 12 rozdziale :D Po trzecie rozdział mi się jakoś nie podoba - pisałam go jeszcze jak nie byłam pewna jak ma się zachowywać Hermiona (chociaż wciąż tego do końca nie wiem xD)
No dobra, już się nie rozpisuję... A i jeszcze jedno: Dziękuję Wam z całego serducha, że czytacie, oglądacie i komentujecie! Nie mogę uwierzyć, że wejść jest już ponad 1 112 :>

Trzymajcie się i wpadajcie :)) Ja na razie czekam, aż ten dostanę zrobiony i dopiero później będę mogła dać do poprawy kolejny c;

***
Edit: Poprawiłam ten błąd o ciemności, na który zwróciłaś mi uwagę rapsodia89 ;)

***
Edit2: 23.03.2013r. Lol. Sorka, że tak mieszam, no ale jak już powiedziałam, że zamienię to to zrobię ;p Postaram się następnym razem nie wprowadzać takiego bałaganu ;>

Betowała Eveleine c;



Hermiona otworzyła powoli zaspane powieki, które buntowały się przed jej rozkazami. Znajdowała się w Norze od kilku dni, a i tak nie sypiała zbyt spokojnie. Zdała sobie sprawę, że dzisiaj wypadał piątek trzynastego, czyli pechowy dzień według mugoli, lepiej być nie mogło. Koszmary nie nawiedzały jej tak często, a jeśli już przychodziły, to nie z taką siłą jak wcześniej. Dziewczyna w pełni zdawała sobie sprawę, że to tylko kwestia czasu zanim powrócą – a może oznaczało to, że będą jeszcze gorsze niż zwykle? Po plecach przeszedł ją dreszcz na myśl o tym, że w swoim umyśle miałaby odczuwać gorsze koszmary, niż ostatnio... 
Nie, nie może tak myśleć! Nie może przypominać sobie co znajdowało się w tym śnie, a raczej kto... Co mówił jej ten nietoperz? Aaa, no tak „kontroluj swoje sny”, prychnęła gniewnie. Taa jasne, jakby to od niej zależało o czym będzie śnić... Może na serio,  mimo wszystko powinna pójść do Trelawney i czekać czy w herbacianych fusach wywróżyłaby jej w końcu ponuraka? Może ona powiedziałaby, kiedy może sypiać, a kiedy ma zarywać noce? Jakoś nie uśmiechał jej się ten plan; wybierając pomiędzy Niewybaczalnymi a tą Sybillą Trelawney chyba wybrałaby pomimo wszystko tą pierwszą opcję – nie musiałaby słuchać wywodów na temat wszystkich odrealnionych rzeczy, które nie istniały lub były wytworem jej chorej wyobraźni, a w najlepszym wypadku nic nie znaczyły. W takim przypadku albo trafiłaby do Azkabanu za zabójstwo tej psychicznie chorej kobiety albo sama straciłaby rozum i zamknęliby ją w św. Mungu na siódmym piętrze...
Odsunęła od siebie nieprzyjemne myśli i powoli zwlekła się z łóżka rozglądając się dookoła – trochę ubrań leżało porozwalane po podłodze po wczorajszej „zabawie” – można było przyznać, że noce spędzone z Ginny były o wiele ciekawsze od normalnych dni, podczas, których udawały, że nic takowego się u nich nie dzieje, a one śpią grzecznie w swoich łóżkach. Prawdę mówiąc rankami była jeszcze bardziej wykończona niż wieczorami, podczas których nie sypiała, z powodu napływającej energii.
Hermiona wytężyła lekko oczy, próbując przyzwyczaić wzrok do niewielkiej ilości światła, które znajdowało się w pomieszczeniu, które powoli zostawało rozjaśniane przez słońce, które próbowało wedrzeć się do pokoju przez zasłonki nie przejmując się tym, że niektórzy woleliby poleżeć bezczynnie jeszcze jedną, dłuższą chwilkę. Tego właśnie teraz potrzebowała, jednego dnia zupełnej bezczynności, z jakąś ciekawą książką w dloni. Chociaż, chyba bardziej wolała, aby w końcu ból głowy przestał ją męczyć. Za dużo alkoholu kochana, oj za dużo. Następnym razem nie tknę butelki nawet palcem, powtarzała sobie non stop niczym mantrę, próbując zebrać się do normalnego stanu i znaleźć pozostałości eliksiru na kaca, którego gdzieś położyła. Ciekawe co by powiedzieli nauczyciele, gdyby znaleźli ją w tym stanie, pomyślała i od razu prychnęła. Prędzej wmówiliby sobie, że ktoś wziął Eliksir Wielosokowy z jej włosem, niż przyjęliby, że Hermiona Granger, wzór Hogwartu, wzięła łyk Ognistej, która nawiasem mówiąc została przemycona przez Ginny. Starsza gryfonka nigdy nie pijała w takich ilościach, jak w te wakacje. Znalazła buteleczkę na małej szafce i z wyraźną przyjemnością z ustającego bólu osunęła się na podłogę. Niestety rzeczywistość wzywała, a niedługo miała przyjechać ta wstrętna Gabrielle Delacour. Nie chodziło oczywiście o to, że czuła się zazdrosna w jej obecności czy poniżona, – przecież jest Gryfonką, więc nie uda jej się obrazić tak łatwo – jednak wszystko tkwiło w jej uroku wili, której ani młody chłopak ani dorosły mężczyzna nie mógł się oprzeć co było bardzo denerwujące, a także w tym, że zawsze wtykała swój młody nos w nie swoje sprawy i dlatego wszędzie jej było pełno. 
Szczęście miała jednak w tym, że przyjaciele zrozumiawszy po długim tłumaczeniu, że nie ma najmniejszej ochoty, a także żadnego pociągu do Quidditcha i samych mioteł przestali ją o to męczyć, a ściślej mówiąc ograniczali się do dwóch, ewentualnie trzech próśb dziennie o małą rozgrywkę z nimi. Nadal nie mogła pozbyć się lęku wysokości, które zaowocowało w niej kiedy była jeszcze małym dzieckiem. Może to była jakaś trauma, którą nie pamiętała? A może po prostu odziedziczyła ten lęk i nie potrafiła tego przezwyciężyć?
Powoli zebrała swoje ubrania i poszła wziąć szybki prysznic, wolała nawet nie patrzeć na zegarek, aby sprawdzić, która była to godzina. Z pewnością jest bardzo późno, nie chciała jednak przyprawiać się o gorsze samopoczucie. Wyszła spod chłodnej wody, która w minimalnym stopniu pomagała przy takiej wysokiej temperaturze, która panowała w pokoju i stanęła przed lustrem powolnie zakładając na siebie ubrania. Kiedy za pomocą zaklęcia wysuszyła włosy na jej twarz wypełzł drwiący uśmiech. Będzie się działo, oj będzie… Niech tylko przyjedzie najmłodsza latorośl rodziny Delacour, a przekona się na co je stać i dlaczego powinna trzymać język za zębami i nie rzucać przy nich niepotrzebnymi słowami. 

                                                              ~*~*~*~

– Ginny, córeczko czy coś się stało? – W głosie Molly Weasley można było wyczuć ogromną troskę o swoje dziecko.
– Nie mamo, oczywiście, że nie – odparła szybko rudowłosa.
Ucieszyła się, że Hermiona była jeszcze na górze, bo zaczęłaby ją wypytywać o wszystko, a ona zawsze łatwo jej ulegała. Tego jednak nie mogła jej powiedzieć, była zbyt zdenerwowana by myśleć logicznie, więc gdyby się wygadała… Przyjaciółka uznałaby pewnie, że upadła na głowę i powinien ją ktoś obejrzeć. Trapiły ją myśli, które ganiały się pod jej czaszką i kłóciły się ze sobą. Wiedziała, że długo nie wytrzyma nikomu nic nie mówiąc, ale wolała, aby dowiedzieli się o tym później, przecież nie chciała tworzyć konfliktów w jej stosunkach między przyjaciółmi. A może w ogóle nie było to tak na poważnie jak myślała? Może raczej powinna pomyśleć o tym jak o jakimś dobrym żarcie…? Niestety jej umysł nie dał się tak łatwo zmanipulować i jej myśli wciąż krążyły wokół tej jednej, jedynej osobie. Nie, nie może tak, nie wobec swoich przyjaciół, wobec rodziny… No, ale to chyba nie jest aż tak poważne, co nie? Przecież nie przechodzi na stronę Voldemorta, przecież nie chce zostać Śmierciożercą! To w porównaniu z takim rzeczami jest jak mały, błękitny strumyk, który niewiele znaczy… ale niestety można powiedzieć, że zależy od wiatru, a w tym wypadku byli nim wszyscy otaczający ją bliscy. Masakra! Rozważała nad tym czy po prostu tego nie puścić w niepamięć, spotkać się z nim, oznajmić, że to wszystko nie ma najmniejszego sensu i jest zbyt niebezpieczne, a potem po prostu jak gdyby nigdy nic odwrócić się i udać do domu. Jednak ten pomysł szybko legł w gruzach, kiedy emocje do niej powróciły i przyćmiły to wszystko… Może Hermiona miała rację? Może miłość zaburza logiczne i racjonalne myślenie? Lecz czy to na pewno miłość? Może to przyjaźń? Nie powinna była dalej w to brnąć, lecz głęboko gdzieś w sercu, zawsze gdy myślała nad odrzuceniem tych uczuć ściskało ją coraz bardziej i bardziej. Nie chce przecież wyjść na wredną dziewczynę, która gdzieś ma czyjeś uczucia, ale tym bardziej nie chce narażać go na cokolwiek. A w tej chwili wszystko było równie niebezpieczne, więc nie może go rozpraszać. No przecież nie mogę, tak?! Jednak żadne z głosów nie dał jej odpowiedzi. O czym ja w ogóle, na bogów myślę?! Pomimo wszystko mam chłopaka, który tak czy siak nie zrozumiałby jego sytuacji… Po krótkiej chwili poczuła jak ktoś tarmosi jej ramię.
– Ziemia do Ginny... Jesteś tu?
– Och, przepraszam cię, Hermiono – zamyśliłam się.
– Cóż, zdążyłam zauważyć próbując przywrócić cię do rzeczywistości od jakichś pięciu minut... A teraz powiedz mi co się dzieje.
– Nic się nie dzieje.
– Nie kłam mi w żywe oczy, Ginny. Ja znam ten wyraz na twarzy i wierz mi, wyraża on więcej słów, jakie byś wymyśliła, więc proszę cię, nie okłamuj mnie.
– No przecież mówię prawdę!
– Serio? – Podniosła w górę brew, a na jej usta wypełzł ironiczny uśmieszek.
– Tak! Skończmy już to przesłuchanie... Chciałabym jeszcze coś zjeść.
– Jak sobie chcesz. Ale wiedz jedno: powrócimy jeszcze do tego tematu szybciej, niż ci się wydaje – powiedziała z goryczą i największym opanowaniem na jakie było ją stać. Ginny niepozornie skinęła głową. Jeżeli Ginewra Weasley chciała kogoś okłamać, to na pewno nie ją. Przecież świetnie się znały i Hermiona potrafiła dostrzec, czy rudowłosa mówi prawdę, czy też nie . Mimo wszystko ona sama się zamartwiła tym, że przyjaciółkę coś trapi i to na pewno nie byle co. Musiała jak najszybciej dowiedzieć się o co chodzi.
Pani Weasley podała ostatni talerz z plackami, po czym zawołała Freda i George’a, którzy maksymalnie szybko wkroczyli do kuchni i jedli tak szybko, jakby nie spożywali posiłków od paru dni.
– Najedzcie się kochani. – Pani Weasley uśmiechnęła się do swoich dzieci. – Mam dla was bardzo dobrą wiadomość!
– A czy to ma jakieś powiązanie? – spytała Ginny z rozbawieniem, nim bliźniaki zdążyli otworzyć usta.
– No nie wiem, nie wiem jak to tam z apetytem u Francuzek, ale dzisiaj zjawia się Fleur z Billem i jej siostrą. Pamiętajcie, że chcą nas gdzieś zabrać, z czego wspominała Fleur ma to być jakaś restauracja. Ubierzcie się w coś eleganckiego.
– Tak, to będzie… – zaczęła rudowłosa.
– … wprost cudowne spotkanie – dokończyła Hermiona z obrzydzeniem, na co bliźniacy wybuchnęli śmiechem.
– Jeszcze trochę, a będziecie niemal takie jak my. – Posłał w jej stronę oczko Fred.
– Niestety, to jest wręcz niemożliwe, Fred.
– Wszystko się zmienia, Hermionko – powiedział tym razem George z filuternym uśmiechem.
– No tak, oczywiście… – zadrwiła. – Ale nigdy wam nie dorównamy. – Brązowowłosa posłała w ich stronę najsłodszy (i w jej mniemaniu równie obleśny) uśmiech jaki potrafiła z siebie wykrzesać.
– Nie wiem kto by wcześniej zwariował – nasza mama mając dwie pary prawie bliźniąt czy profesor Snape podczas lekcji. Pamiętam jak dziś, gdy na nas nawrzeszczał na temat tego jak się wypowiadamy i jedynie na co zwracałem uwagę to liczenie epitetów jakimi się posłużył do podsumowania tego wszystkiego – obydwaj się skrzywili na przypomnienie tej sytuacji, a dziewczyny śmiały się wniebogłosy. Ron i Harry nawet nie zwracali na nich uwagi i pochłaniali jedzenie ze swoich talerzy zagłębieni w rozmowie na niewiadomo jakie tematy.
– Och, nawet mi nie wspominaj Snape’a – wzdrygnęła się Ginny. – Cały czas na lekcjach chodzi jak struty i coś mamrocze pod nosem. Zastanawiam się czasem, czy nie powinniśmy mu załatwić izolatki w Mungu.
– Jak optymistycznie – mruknęła Hermiona, ale nikt nawet na to nie zwrócił uwagi, a chłopcy z powrotem zajęli się jedzeniem.
Ginny udała się do siebie w pozornie normalnym tempie, choć miała ochotę złapać za rękę przyjaciółkę i bez zbędnych ceregieli zamknąć się w pokoju, aby wprowadzić w zycie plan pogrążenia sióstr Delacour. Hermiona poszła w jej ślady dziękując zarazem pani Weasley za śniadanie.
– No i co? – napadła na nią jak tylko brązowowłosa przestąpiła próg pokoju.
– Co: no i co?
– No jak to co? Jak mamy teraz ten plan przełożyć z naszych umysłów w rzeczywistość?
– Ginny, ustaliłyśmy już to. Nie przejmuj się, w razie czego winę biorę na siebie. – Wyszczerzyła zęby w uśmiechu.
– Widzę, że bardzo ci zależy na tym, co?
– Mi? Bez przesady, Gin.
– Gdybyś teraz widziała swoje oczy, Hermie. Po nich widać, że aż palisz się, aby uprzykrzyć komuś życie!
– Kompletnie nie wiem o czym mówisz, Ginny – nadąsała się.
– Jasne, jasne… Oby wszystko poszło dobrze, bo inaczej nie pozbieramy się przez najbliższe kilka lat. – Ostatnie zdanie wypowiedziała prawie szeptem, a Hermiona przewróciła oczami.
– Oj oczywiście, że pójdzie wszystko z planem, nie histeryzuj. W ogóle przecież to nie jest takie okropne, no dobra może trochę, no ale zasługuje na nauczkę. A w razie czego od czego jest Obliviate? Chociaż nie, wtedy to tak jakbyśmy w ogóle nic nie zrobiły… No, ale jak coś zawsze się coś wymyśli, nie dlatego jestem najmądrzejszą…
– … czarownicą od czasu Roweny Ravenclaw. Jak zwykle skromna. Zaczynam się ciebie bać, kiedy ty żeś przestała zachowywać się rozsądnie i dajesz się ponieść emocjom?
– Ja? Ponieść emocjom? Zamieniłaś się oczami z Moody’im czy jak? Ja się nigdy nie ponoszę emocjom.
– W takim razie będzie to twój pierwszy raz. – Słowo „pierwszy” wypowiedziała z takim sarkazmem, że aż słychać było na kilometr, a uwagę o oczach wolała przemilczała – nie miała teraz ani czasu ani ochoty na kłótnie o czymś bezsensownym.
– Zabierz się lepiej za szukanie jakieś odjazdowej kiecki i rób makijaż.
– Nie poznaję cię, Hermiono.
– Ja sama siebie nie poznaję. Chyba na dzisiejszy dzień odżyły we mnie jakieś dziwne komórki, które przeszkadzają mi normalnie myśleć. – Zaśmiała się głośno.
– No to by wszystko wyjaśniało.
– Co masz na myśli?
– Hormony i odrobina złości. – Hermiona wywróciła oczami już na samo słowo „hormony”. – A ty co zamierzasz robić przez ten czas?
– Eliksir.
– Przez tak krótki czas?
– Nie przejmuj się starczy mi.
– Co to za eliksir?
– Przekonasz się, Ginny, oj przekonasz się. Miejmy tylko nadzieję, że się uda. – Uśmiechnęła się pod nosem drwiąco.
– Na Merlina co zrobiłaś Hermionie Granger?
– Czy wy macie w genach zadawanie tak głupich i retorycznych pytań? Zamknęłam ją w szafie, jeżeli już tak bardzo chcesz wiedzieć.
– Całkiem przyjaźnie. – Brązowowłosa odpowiedziała jej ostrzegawczym spojrzeniem. – Idę już, idę, nie patrz się tak na mnie. – Weasley szybko zabrała ubrania z komody i udała się do łazienki.
Hermiona bez dłuższego namysłu sięgnęła po swój mały kociołek i zaczęła robić potrzebny jej eliksir. Całe szczęście nie potrzebowała do tego dużo czasu i składników, więc tylko kilka podkradła Snape’owi, a inne zakupiła w pobliskich sklepach. Miała tylko nadzieję, że ten odludek z lochów nie skapnie się, że coś zabrakło, tym bardziej, że były to na tyle popularne składniki, że miał ich sporo, ale z drugiej strony na tyle (można określić) „niebezpieczne”, że nikt nie chciał jej sprzedać tego w normalnym sklepie.
Po dwóch godzinach fiolka z eliksirem leżała bezczynnie w jej torebce, a sama Hermiona sprzątnęła właśnie miejsce pracy. Najdziwniejsze było, że jeszcze nie słyszała, aby Ginny wychodziła z toalety. Ruszyła w tamtą stronę zaniepokojona, ale kiedy usłyszała jak rudowłosa przeklina coś, co zapewne było częścią używaną w celu zrobienia makijażu odprężyła się bardziej. Zwykle była tak skupiona na eliksirze, że nawet jeśli by się waliłoby i paliło nie zwróciłaby na to większej uwagi.
– Żyjesz? – zawołała Hermiona za drzwi.
– Nie, właśnie zaatakował mnie tusz do rzęs.
– Problemy... – zakpiła i wywróciła oczami. – Wychodź i się w końcu pokaż – zażądała z niecierpliwością w głosie.
– Idę, już idę.
Żółta sukienka sięgała dziewczynie trochę poniżej kolan, była dopasowana w sam raz – na górze bardziej obcisła, a na dole rozwiewała się przy każdym kroku. Ramiona miała zupełnie gołe, nie licząc pojedynczych pasm rudych włosów. Na nogach miała beżowe buty, na niewielkim obcasie. Jednak chyba twarz najbardziej powaliła brązowowłosą; subtelny makijaż, który dodawał jej kobiecości, oczy lekko pociągnięte kredką, wydłużone rzęsy, jasny błyszczyk na ustach i fryzura. Przepiękna fryzura, niby prosta, ale jak się mówi „w prostocie leży piękno” – zebrane z przodu włosy, a z tyłu spięte spinką.
– Wyglądasz ślicznie, Ginny!
– Naprawdę?
– Owszem. Wszystko idealnie pasuje!
– No dobra, w takim razie teraz twoja kolej, Hermiono. – Uśmiechnęła się podstępnie.
– Ale ja... Ja nie zmieszczę się w twoje ubrania!
– Nie wierzysz mi?– Rudowłosa udała się do jednej z szaf i wyciągnęła prostą, długą do kolan sukienkę o kolorze jasnego błękitu. Wydostała jeszcze gorset.
Hermiona zarumieniła się.
– Nie sądzisz chyba, że mam to ubrać… To twoje ubrania, wolałabym ubrać się w coś bardziej prostego...
– Wolisz ubrać się w szkolną szatę? Ruszaj i się ubieraj, o makijaż i fryzurę zadbam ja.
Po kilkudziesięciu minutach Hermiona stała już przed Ginny mając na sobie widzianą wcześniej sukienkę i do tego ubrane białe buty na niskim obcasie.
– Dobra teraz siadaj tutaj, a ja zajmę się makijażem.
– Nie przesadź z nim, wiesz dobrze że nie przepadam za malowaniem się.
– Dobra, dobra. Tylko się tak na mnie nie patrz, a najlepiej to zamknij oczy i nie otwieraj dopóki ci nie powiem.
– Okej, obudź mnie jak skończysz – zażartowała.
Po kwadransie była już w pełni gotowa. Lekko rozjaśnione policzki, smukła linia kredką do oczu i spięte w luźny kok włosy, spod którego wychodziło kilka pasków dały podobny efekt co u Ginny. Teraz będą mogły się zabawić, no i oczywiście mowa tu o upiększeniu życia pewnej Francuzce.
Po kilku minutach usłyszały wołania pani Weasley.
– Dziewczęta chodźcie już na dół. Bill, Fleur i Gabrielle już przybyli i za kilka minut musimy ruszyć do restauracji.
Hermiona i Ginny uśmiechnęły się do siebie podstępnie i wrednie. Brązowowłosa wzięła swoją torbę z niespodzianką, którą stworzyła i ruszyły ramię w ramię w stronę schodów prowadzących na dół.  

                                                                 ~*~*~*~

Snape był nie tyle co zaniepokojony, a zdenerwowany całą tą sytuacją. Były wakacje, a on czuł się jeszcze gorzej niż podczas roku szkolnego i na pewno nie zawdzięczał tego uczniom, których nie było. Jednak ten zaszczyt mógł przydzielić pewnemu starcowi, z którym rozmawiał kilka dni temu w pociągu. Od tamtego czasu nie mógł się uspokoić, chociaż wiedział, że to co usłyszy będzie przeciwieństwem jego zdania, ale nie sądził, że ten głupi Dumbledore posunie się na tak głupi i niepoważny krok. Przypomniał sobie całą tą rozmowę, tak jakby dopiero co wrócił z przedziału dyrektora.
– Widzę, że zadecydowałeś, Albusie.
– Owszem. Myślę, że to będzie dobry ruch i pozwoli nam na dalsze działanie. Musimy zadziałać tak, jak wspominałem w pociągu.
– Myślałeś, że spodziewałem się czegoś innego z twojej strony? – prychnął.
– Severusie, obydwaj wiemy, że to będzie najlepsze posunięcie…
– Przestań, Dumbledore. Nie mam zamiaru słuchać po raz kolejny tego, że robisz to ze względu na mnie i tym podobnego pieprzenia – warknął.
– Robię to dla wszystkich.
– No jasne! Przecież to nie ma różnicy jak wysoką cenę za to poniesiesz, ile osób zostanie przez ciebie torturowane i ile zginie. Dla ciebie liczy się tylko to czy Zakon wygra czy też nie.
– Voldemort powstaje, to będzie wojna, a na wojnie umierają ludzie. Myślisz, że nie chcę powstrzymać rozlewu krwi?
– Jak sam powiedziałeś ludzie umierają NA wojnie, a wydanie ich w ręce wroga jakoś chyba nie jest synonimem tego określenia.
– Nie zgodzę się Severusie. Teraz jest wojna. Jeżeli otrzymałeś misję, to musisz ją wypełnić, bez względu na twoje poglądy.
– Nie! – krzyknął lodowatym tonem. – Nie muszę! Wystarczy, że powiesz, że to jest wpychanie niewinnego człowieka, a raczej dziecka w łapska potwora, że się na to nie zgadzasz, a ja tego nie wykonam.
– Dobrze wiesz, że tak musimy zrobić!
– Jeżeli też bym tak sądził to już bym wziął pierwszego lepszego Gryfona i prowadził go w stronę posiadłości Czarnego Pana – powiedział oschle.
– To jest rozkaz. Nie możesz go zmienić, Severusie. Sam się do tego zobowiązałeś i podjąłeś taką decyzję – objęcia Wieczystą Przysięgą – powiedział kamiennym głosem, które wystraszyło by bardziej niejednego ucznia niż mordercze spojrzenie Snape’a.
– Jesteś okrutny, Dumbledore. I nie musisz mi po raz kolejny wytykać mojego aktu desperacji, który i tak zdał się na nic. Chcesz poświęcić życie DZIECKA, dlatego żeby mieć w swoich szeregach szpiega CZARNEGO PANA?! Nikt nie ma prawa cierpieć! Nikt nie może tam być!
– Nie mam czasu, na niepotrzebne kłótnie, które jak obaj wiemy nic nie wniosą.
– Pamiętaj, że to był twój rozkaz i cokolwiek stanie się z tym dzieckiem będzie to twoja wina! Nie pozwolę, abyś wszystko zwalił ponownie na mnie, tylko dlatego, że jestem Śmierciożercą a ty nie chcesz sobie niepotrzebnie brudzić rąk, obydwoje dobrze wiemy jak jest naprawdę!
– Trzeba jeszcze wybrać osobę, która ma tam pójść. Najlepiej, aby była ona z Zakonu – rzekł już trochę spokojniejszym głosem, całkowicie ignorując odpowiedź Severusa.
– Z Zakonu?! Chcesz mieć jeszcze mniej ludzi walczących w twoich szeregach?
– To jest jedyne wyjście, będziemy mogli im przekazać plany co do tego, lecz najpierw trzeba dołączyć kilkoro z nich.
– Czyli znów aktywujemy Zakon.
– Dokładnie, Severusie.
– Kogo masz na myśli?
– Pana Pottera, Weasleyów, Longbottoma, Finnigana, Jordana, McLaggena, Cornera, pannę Granger, Brown, Abbott, Lovegood i bliźniaczki Patil… może jeszcze kilkoro innych uczniów w późniejszym czasie.
– Sporo osób jak na przyłączenie w ciągu jednego spotkania.
– W każdym razie musimy wybrać kogoś z pośród nich.
– Raczej TY musisz, a nie MY.
– Severusie nie utrudniaj.
– Ja nie utrudniam, ja po prostu nie mam zamiaru maczać w tym swoich palców. Zdaję sobie sprawę ilu ludzi przeze mnie zginęło i jakoś w ostatnim czasie nie rozmyślałem nad zmianą moich planów uśmiercania kolejnych.
– Nie mam zamiaru się z tobą kłócić, Severusie. Kogo powinniśmy wybrać?
– Jeżeli już mam się wypowiadać, to moim zdaniem powinien iść któryś z panów. Raczę sądzić, że panowie są bardziej przygotowani na ból fizyczny i psychiczny.
– Pomiędzy panami możemy wybierać albo pana Finnigana albo Cornera, chociaż wątpię o tą całą sprawność, o której wspomniałeś w przypadku tego drugiego… A co do pań nadawałaby się tylko panna Granger, ze względu na mugolskie pochodzenie i należności do Gryffindoru. Tym bardziej, że dzięki porwania jej umocni się twoja pozycja w kręgu… Tak, sądzę, że mimo wszystko było by to o wiele lepsze posunięcie, jednak nie wiem, czy będzie na tylko odważna, aby stanąć przed obliczem Voldemorta sam na sam, chociaż… Już kilka razy wykazywała swoją determinacje i ogromną inteligencję...
– Czyś ty oszalał?! – wdarł się dyrektorowi w słowo rozwścieczony Snape. – Czy ty naprawdę uważasz się za rozmyślnego człowieka i to w dodatku dyrektora?! Zapomniałeś o kim mówimy? O Granger! O jednej z osób, które są najbliżej Pottera! Jak to sam uznałeś „najmądrzejszej czarownicy od czasów Ravenclaw” i jak sam kiedyś powiedziałeś może być dla nas jedną z osób, dzięki którym mamy przewagę. A to nie jest żadne okazanie odwagi, a raczej nadzwyczajna głupota i bezmyślność. Jak tak na ciebie czasami patrzę to się zastanawiam, czy naprawdę jesteś jedyną osobą, która może uratować czarodziejski świat.
– Nie ja, tylko Harry – rzekł rozpromieniony i sięgnął po cytrynowego dropsa.
– To, żeś mnie pocieszył… – Parsknął. Wziął głęboki wdech i już spokojnie kontynuował. – Wracając do tematu nie mam ochoty później zbierać kawałków panny Granger sprzed oblicza Czarnego Pana, tylko dlatego, że uwielbiasz się z nim spierać i nie chcesz pokazać, że jest mocniejszy…
– Bo nie jest.
– Albusie, nie przerywaj mi – warknął. – Wiesz jakie jest moje zdanie na ten temat – w ogóle nie powinieneś posyłać żadnego z uczniów na śmierć. Nie mam później najmniejszej ochoty ani czasu na jakiekolwiek zabawy związane z przywróceniem ucznia, a w dodatku panny Granger do normalnego funkcjonowania, bo okaże się, że do czegoś jej potrzebujesz. Obydwoje zdajemy sobie sprawę, że jeżeliby stamtąd wróciłaby to jej umysł byłby tak obciążony, że spokojnie można było by uznać to za śmierć – zamknęłaby się w sobie, przestała odzywać czy w jakikolwiek inny sposób komunikować, jej organizm mógłby po kilku dniach, tygodniach, czy może i miesiącach sprzeciwić się wszystkiemu i stwierdzić, że nie ma sensu tego dalej kontynuować. Wtedy można by było powiedzieć, że zginęła z twojej własnej ręki, Albusie. Jeżeli już chcesz podejmować tą decyzję to nie podejmuj ją za nią. Niech wypowie się na ten temat i to przemyśli… I jeszcze jedno, mam zamiar być przy tych rozmowach. Wciąż sądzę, że panowie są bardziej na to przygotowani, więc nie mam zamiaru ułatwiać ci przeniesienie dziewczyny przez to piekło – wycedził ostatnie słowo przez zaciśnięte zęby.
– Dobrze, Severusie. Musimy w taki razie zrobić zebranie Zakonu. – Podniósł różdżkę i wyczarował patronusa, który poleciał poinformować o tym państwa Weasley. – W ciągu kilku dni odbędzie się ono u Molly, bądź przygotowany. Skontaktuję się z tobą. – W tym stanie po ich zażartej rozmowie oznaczało to tylko jedno w ustach dyrektora „odejdź”.
Mistrz Eliksirów bez pożegnania wycofał się do swoich kwater i zaczął rozmyślać nad tym czego się dowiedział.

Severus popijał kolejną szklankę Ognistej. Mimo, że nie powinien pić to nie był w stanie inaczej złagodzić bólu i powstrzymać emocji, które się w nim kumulowały, oczywiście nieraz już miał napady agresji i po nich lochy wyglądały jakby po wojnie, ale i tak z trudem powstrzymywał się przed przeklęciem każdej napotkanej osoby, tym bardziej dyrektora.
Patronus Dumbledore’a usiadł na oparciu sofy. Wiadomość była krótka, tylko dwa słowa „Nora. Teraz” po czym ptak odleciał. Severus szybko założył swoje szaty i ruszył ku punktu aportacyjnego. Taak, zapowiadał się piękny dzień jak jasna cholera, tym bardziej, że jest piątek 13–stego, co tak samo jak u mugoli nie oznaczało niczego dobrego. Po prostu cudownie.


16 komentarzy :

  1. Świetnie! Przygotowania Hermiony i Ginny są rewelacyjne! Ach ten ich zabójczy wygląd, Fleur będzie miała konkurencję. (:
    Stanowczy Dumbledore, który chce wysłać Granger do Czarnego Pana... intrygujące.
    Piątki 13 są fajne :3
    Weny życzę! (:

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że rozdział wywarł na Tobie pozytywne wrażenie :> I mam nadzieję, że kolejne też Ci się spodobają c; Dziękuję bardzo, że zostawiłaś po sobie ślad - od razu robi się cieplej na duszy ;)
      No i w końcu mamy osobę, która lubi ten dzień :D
      Ściskam i pozdrawiam ciepło! c:

      Usuń
  2. Oj początek 3 akapitu "Hermiona wytężyła lekko oczy, próbując przyzwyczaić wzrok do ciemności, które znajdowało się w pomieszczeniu, lecz które pomału zostawało zakłócone przez słońce, które próbowało wedrzeć się do pokoju przez zasłonki nie przejmując się tym, że niektórzy woleli po prostu poleżeć w łóżku i nic nie robić." musisz to poprawić
    można napisać że ciemność zalegała w pokoju a nie znajdowała się to nie brzmiało dobrze.
    ciągle sporo błędów z odmianą choć już nie tak wiele jak w poprzednich rozdziałach. może jednak warto by było poczekać na zbetowany rozdział...
    a co do treści to fajnie zastanawia mnie jak będzie wyglądała rozmowa z Hermioną o "odwiedzinach" u Czarnego Pana
    pozdrawiam papsodia89

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Racja, racja, muszę to poprawić od razu jak wrócę :> Niestety jestem jedną z takich osób, które z trudem widzą swoje błędy :/ Będę jednak nad tym bardziej pracowała c; ... Sama się zastanawiałam czy nie poczekać jeszcze trochę, ale nie chciałam z miesięcznej przerwy...
      Dziękuje za opinię. Pozdrawiam! ;>

      Usuń
  3. Świetny rozdział ! Dlaczego przerwałaś w takim momencie!? Było kilka błędów jak to zauważyła poprzedniczka, ale oczywiście nie tyle co w pierwszych rozdziałach :)Czekam oczywiście na kolejny rozdział i rozmowę Dropsa z Hermioną :)
    Serdecznie pozdrawiam i życzę DUŻO WENY!
    ~Nimfadora1

    OdpowiedzUsuń
  4. Wspaniały rozdział ;) Głupi Dumbledore.. nigdy go nie lubiłam xD
    Nie mogę się doczekać, kiedy Ginny i Hermiona zrealizują swoją zemstę :p Znając życie, Hermiona się zgodzi do zadania. Mam nadzieje, że to jakoś przybliży Seva i Hermi :)
    Życzę weny w dalszym rozdziale! :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Chcę więcej! Severus dokładnie taki, jak powinien być. Starego Dropsa nie trawię nienawiścią szczerą. Snape przesądny? to takie urocze... :) cudownie, że docenia rolę Hermiony i jej inteligencję.
    Życzę weny na kilogramy i ciepło ściskam :) side_of_sky

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej właśnie wpadłam na twój blog i postaram się nadrobić wszystkie notki jeszcze dziś i skomentować.A tym czasem,
    Pozdrawiam i życzę dużo weny
    SPL

    OdpowiedzUsuń
  7. Opowiadanie super, pomysł ekstra. Postacie w moim mniemaniu jak najbardziej kanoniczne. Jestem ciekawa co też dalej wymyślisz, już nie mogę się doczekać ;D
    Zapraszam Cię również do siebie na http://bring-me-to-live.blogspot.com
    Pozdrawiam i weny
    SPL

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej
      Z góry przepraszam za SPAM, ale nie wiedziała gdzie Cię poinformować, a więc serdecznie zapraszam na http://bring-me-to-live.blogspot.com/

      Usuń
  8. Przeczytałam całość i zamiast skomentować pod każdym rozdziałem osobno postanowiłam zrobić to pod ostatnim.
    Hm. Opowiadanie jest bardzo wciagające. Widzę parę podobieństw do innych ff, ale dzielnie tworzysz sama swoją akcję. Za co chwała Tobie!
    Niektóre zdania są zdecydowanie za długie. Sama mam ten nawyk pisania rozbudowanych zdań. Jednak poprawnej byłoby gdyby były trochę krótsze. Ułatwiłoby to czytanie.
    Hermiona jak dla mnie ma zbyt dużo emocji w sobie. Może to i dobrze, nie wiem. Mnie się zawsze kojarzyła z kimś rozsądnym, opanowanym..
    Severus jest całkiem- całkiem. Może trochę za bardzo przesadza z rozmyslaniami. Ale podoba mi się jego (znaczy Twoja) szlachetność i oddanie..
    Powodzenia dalej! Będę zaglądać tutaj często.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och. Zapomniałam dodać, ze masz cudowny szablon. Często zamiast czytać wpatruję sie 'za napisami' w Snape'a obejmującego od tylu Hermionę.
      Udany, winszuję.

      Usuń
  9. Ja również nie komentowałam rozdziałów z osobna tylko postanowiłam zostawić jeden komentarz dotyczący całości.
    Trafiłam tu przypadkiem, i bardzo mi się podoba. Przeczytałam całego bloga, ponieważ wciągnęła mnie Twoja historia. Severus jak zwykle czarujący ;D Zachowanie Ginny mnie intryguje i sny Hermiony (a właściwie koszmary) również interesujące :)
    Właśnie zyskałaś nową czytelniczkę ;)
    Tylko zaklinam Cię - napisz coś w najbliższym czasie, bo ja tu widzę że od miesiąca notki nie ma:<
    Jak wstawisz nowy rozdział, powiadom mnie poprzez "Sowiarnię" u mnie na blogu, tutaj link :
    http://sevmionelove.blogspot.com/
    Oczywiście, również zapraszam do siebie.
    Pozdrawiam i życzę weny.
    Rickmanicka.

    OdpowiedzUsuń
  10. Wybacz, że nie odzywałam się taki długi czas. Wkuwałam do testów, czytałam Harrego i próbowałam uczestniczyć w życiu towarzyskim ;) Rozdział mi się podoba bardzo. Zabieram się dzisiaj w nocy za nowe rozdziały. Przed pójściem do wyrka jeszcze muszę się pośmiać, żeby mieć jutro lepszy humor, więc lecę obejrzeć A Very Potter Sequel, nie pytaj który raz :P

    OdpowiedzUsuń
  11. Ogólnie rozdział wygląda na wprowadzenie. Nie lubię się czepiać i poprawiać innych, ale chyba w jednym zdaniu z trzy razy powtórzyłaś "które", a raz zauważyłam, że wstawiłaś "coś" i dwa słowa później znowu "coś". Za dużo cosiów. :) Jednak nie patrząc na błędy najbardziej tknęła mnie pogawędka Snape'a z Dumbledorem. Albus to utylitarysta, zaryzykowałabym stwierdzenie, iż jest chorym, i to poważnie, utylitarystą. Chyba we wszystkich pairingach SS/HG, młodsza siostra Fleur to zmora Hermiony i Ginny. No cóż, nie mam nic przeciwko temu.
    Pozdrowienia z piekła!
    cersei1

    OdpowiedzUsuń
  12. Wiadomo było, kogo wyznaczy Dumbledore :)
    Generalnie podoba mi się, że w twoim opowiadaniu nikt nie odmawia "kielicha", przynajmniej wtedy ta cała wojna jest do zniesienia :D
    Na dzisiaj kończę czytanie, resztę zostawiam sobie na przyszły tydzień.
    Pozdrawiam serdecznie
    Lamia

    OdpowiedzUsuń