W formie przeprosin, że przez ostatni okres dodawałam jeden rozdział na miesiąc, przekazuję pod wasze oczy ciąg dalszy :>
Rickmanicka, spokojnie usiądź, nie denerwuj się... Odstaw! Odstaw tą różdżkę, na miejsce! Na Merlina przestań nią wymachiwać, bo wydłubiesz komuś oko! Nowy rozdział już jest!... O tak, właśnie tak. Spokojnie ją odkładamy i siadamy na krześle... A teraz weź głęboki wdech i możesz lecieć czytać! :D
Dziękuję Wam dziewczyny za komentarze, oczywiście mam tu na myśli także Alexa, której bloga ostatnio zaniedbałam, ale już nadrobiłam straty ^^
To Wam dedykuję ten rozdział ♥
To Wam dedykuję ten rozdział ♥
Chciałam wam powiedzieć, że WILKOŁAKI u mnie nie są kanoniczne i bardziej przypominają zmierzchowe (choć są od nich trochę mniejsze). Od razu, dla jasności ustalmy sobie, że człowiek przechodzi przez 3 etapy, gdy się przemienia: człowiek, pół-człowiek pół-wilkołak, wilk. I u mnie ogólna budowa i cechy, które są bardziej rozwinięte zależą od plemienia, od jakiego dany wilkołak się wywodzi ;) Sądzę, że na najbliższy czas tyle wam wystarczy, a reszta wyjaśni się w kolejnych rozdziałach c;
Z góry uprzedzam, że kolejny rozdział, na pewno tak szybko się nie pojawi. Trzeba będzie trochę poczekać ;>
Oczywiście jak zwykle się rozpisałam, więc powiem jeszcze tylko: miłego czytania! I zapraszam do komentowania, bo od razu robi mi się milej i chce mi się więcej pisać :>
Podziękowania side_of_sky, która betowała ;3
Podziękowania side_of_sky, która betowała ;3
Pierwsze zajęcia z Moodym zakończyły się tak, jak myślała – barwną awanturą, która przerwana została zamykającymi się z trzaskiem za Hermioną drzwiami. Fakt, że po raz pierwszy od dłuższego czasu straciła panowanie nad sobą tylko jeszcze bardziej ją zdenerwował. Nie dość, że miała ochotę przekląć każdą napotkaną osobę na swojej drodze, to jeszcze czekały ją zajęcia ze Snape'em. Była rozdarta – jedna jej część była ciekawa tego spotkania i wyćwiczenia obrony umysłu, a druga wolała nie spotykać się z profesorem, który miałby wgląd w jej wspomnienia. Mimo że miała wprawę w fałszowaniu wspomnień, to nie chciała ich przed nim serwować, przecież będzie to trwać zaledwie kilka tygodni – jeżeli nie mniej – więc po prostu podstawi mu te mniej ważne i niemówiące o jego osobie. Przecież nie może być to skomplikowane... Powinna chociaż spróbować mu zaufać.
Zeszła po schodach do wilgotnych i zimnych lochów, po czym
skręciła w korytarz po prawo. Czy tu musi być tak cholernie zimno i
ciemno?! Stanęła przed klasą eliksirów i cicho zapukała. Nic.
Spróbowała jeszcze raz głośniej, ale znów nikt się nie odezwał. A może
to mój szczęśliwy dzień i zapomniał?, radowała się w duchu. Jednak po
chwili przyszło otrzeźwienie, z pytaniem: Gdzie on może być…? No tak, czysto
retoryczne pytanie, bo przecież on też ma swoje komnaty – czytaj: obskurne
lochy – i gabinet.
Pobiegła z powrotem korytarzem skręcając tym razem w lewo.
Na jej nieszczęście światło z różdżki niewiele pomagało. Przesuwała dłonią
wzdłuż ściany, w poszukiwaniu jakieś klamki, lecz jedynie na co się napotykała,
to nieprzyjemna, lepka pajęczyna, od której bezwiednie wzdrygała się za każdym
razem. Próbowała przypomnieć sobie, co mówili chłopcy po szlabanach, jednak podświadomość
wyłapywała tylko słowa takie, jak: arogancki dupek, cholernie brudne kociołki,
bezduszny, skretyniały Nietoperz i tym podobne. Ona nigdy nie musiała zachodzić
aż tak głęboko w lochy, bo zwykle odsyłał ją do Filcha… No dobra, może raz, czy
dwa – ewentualnie pięć – musiała wyczyścić kociołki, ale idąc z Harrym i Ronem
byli tak przejęci złorzeczeniem na niego, że nie zwracała uwagi, dokąd się
kierują.
– Czyżby się pani zgubiła, panno Granger? – Jedwabisty głos
odezwał się koło jej ucha. Przestraszona podskoczyła i szybko obróciła się,
przylegając plecami do zimnej ściany.
– Mógłby pan nie straszyć ludzi i się nie skradać?
– Mogłabyś okazać choć trochę inteligencji i poczekać przed
salą do eliksirów? – warknął.
– Czekałam, jednak bez rezultatów – odpowiedziała. – No i
nie uszczegółowił pan, gdzie dokładnie mają odbyć się zajęcia, tylko
stwierdził, że w lochach. Może chodziło panu o pański gabinet, klasę eliksirów,
inną salę…
– Zamknij się, Granger. Za mną, nie mam zamiaru marnować na
ciebie całego wieczoru – przerwał jej i szybkim krokiem ruszył przed siebie.
Dziewczyna ugryzła się w język w ostatniej chwili, by nie
odpowiedzieć żadnym zjadliwym komentarzem i wymamrotała pod nosem przeprosiny.
Nieraz zapominała się i nie zdawała sobie sprawy, że przed nią stoi nauczyciel,
i po prostu ignorowała ten fakt, przez co z łatwością mówiła to, co chciała.
Chociaż szczerze, to w ogóle jakoś nie odczuwała – tak jak kiedyś, będąc małą
dziewczynką – bariery, która wskazywałaby jej, gdzie leży granica i ostatnio
nawet nie zauważała, kiedy ją przekracza. Nie mogła stracić wizerunku
znakomitej panny Wiem–To–Wszystko i to tym bardziej przez jakieś bzdury. Wdech,
wydech. Wdech, wydech. No to zacznijmy.
Snape pozbył się zabezpieczeń z drzwi, które jakimś cudem
znalazły się koło nich i wszedł do swojego gabinetu. W pomieszczeniu było
przeraźliwie zimno, co oznaczało, że znowu będzie musiał się rozprawić ze
swoimi skrzatami. Nie mając innego wyjścia, podszedł do ściany naprzeciwko i
stuknął w nią różdżką. Dla zwykłego obserwatora wydawałaby się pusta, lecz
po chwili pojawiły się przed nimi drzwi. Kątem oka zauważył szok i
podenerwowanie na twarzy dziewczyny i uśmiechnął się szyderczo.
Hermiona rozglądała się po jego gabinecie. Nie dowiedziała
się, gdzie nauczyciel zamierza ją zabrać. Obrzuciła pomieszczenie spojrzeniem –
przed nią były dziwnie wyglądające drzwi, a po jej prawej i lewej schody, na
które z niemałą ciekawością by weszła. Cofnij. Z ogromną ciekawością by weszła
i się rozejrzała. Od momentu, kiedy pojawiły się przed nią dębowe drzwi odczuła
tak dużą intensywność magii, jak jeszcze nigdy przedtem. Zdawała sobie sprawę,
że jest to jedno z najbardziej strzeżonych miejsc w Hogwarcie, tym bardziej, że
ze stuprocentową pewnością mogła stwierdzić, że sam własnoręcznie zakładał te
zabezpieczenia, jak pewnie także w większości szkoły.
Nie mogła jednak pozostać przy swoich rozmyśleniach, bo
profesor Snape podszedł do drzwi i cicho szepcząc, dotknął drewna. Po chwili
złota wstążka promienia oplotła jego rękę. Z niekrytym, lecz może zbyt –
przynajmniej dla niej – przesadnym zdziwieniem i fascynacją przypatrywała się
całej tej sytuacji, aż w końcu napotkała wredny uśmieszek profesora, który stał
już przodem do niej.
– Zapraszam panią, panno Granger – sarknął i wskazał na
pomieszczenie za drzwiami.
Nieśmiało przestąpiła przez próg i zamarła z wrażenia. Przed
nią rozciągała się piękna panorama, utworzona przez stosy książek na półkach i
podłodze. Miała nieodpartą chęć podejścia do nich i dotknięcia ich pięknych,
starych okładek, które zdawały się do niej przemawiać. Zrobiła krok do przodu o
mało się nie przewalając o dywan, który znajdował się tuż przed jej
stopami. Udała, że nic się nie stało i rozejrzała się po pokoju. Na lewo, w
kominku radośnie skakały płomienie ognia, a naprzeciwko niego stała
jasnozielona kanapa. Duże, drewniane biurko znajdowało się po prawej stronie.
Do tego w rogu, przy biblioteczce stały dwa głębokie fotele.
– Czy… Czy ja… To znaczy… Czy my…? – zaczęła się jąkać.
– Tak, to jest mój prywatny salon. – Zerknął na nią i
prychnął na widok jej oczu. Sam kiedyś, będąc w jej wieku, ujrzał podobną
kolekcję ksiąg i był zafascynowany, lecz nie chciał, aby ta wścibska kreatura
patrzyła mu po półkach, na których, skromnie mówiąc, znajdowały się bardziej
interesujące pozycje niż kiedykolwiek ktokolwiek mógł zobaczyć.
– To znaczy, że tutaj będzie mnie pan uczył? – Speszyła się
i wbiła wzrok w podłogę czując, jak jej policzki się czerwienią.
– Jakiś problem, panno Granger? – Uniósł ironicznie brew.
– Nie, oczywiście, że nie, panie profesorze.
– To dobrze. Rozumiem, że twój status mola książkowego nie
pozwala ci przebywać w pomieszczeniu z tak dużą ilością książek, do
których nigdy nie będziesz dopuszczona, lecz mam nadzieję, że
nie będę musiał cię upominać i spróbujesz nie zerkać na nie co pięć minut.
Rozumiemy się?
– Tak, panie profesorze. – Poczuła się trochę speszona, ale
jego słowa wskazywały na to, że wszystko idzie zgodnie z jej planem.
– Jeżeli jest to już ustalone, to niech pani zajmie fotel. –
Wskazał ręką w stronę granatowego mebla znajdującego się z jednej strony
kominka, a sam zajął ten po drugiej stronie. – Zakładam, że jest pani na tyle
inteligentną osobą, jak to niektórzy twierdzą, że wie pani co nieco na temat
oklumencji i nie będę musiał tego powtarzać. – Kiwnęła głową na potwierdzenie
jego słów, chociaż w duchu szyderczo prychnęła na tą niedomówienie. Jak
on, do jasnej cholery, miał czegokolwiek ją uczyć, skoro nawet nie raczyła z
nim współpracować?! – Skoro skończyła już pani podziwiać mój salon
sądzę, a raczej jestem wręcz przekonany, że możemy zacząć. – Dziewczyna uniosła
oczy i po raz pierwszy tego dnia spotkała się z jego spojrzeniem.
– Jest jeszcze jedna sprawa.
– Doprawdy? W takim razie słucham.
– Czy obieca mi pan, że nie wyjawi żadnego z moich wspomnień
osobom trzecim?
– Tak, naturalnie. A teraz, jeżeli to wszystko, to na trzy.
Raz… dwa… trzy. Legilimens.
Po chwili widział świat z jej perspektywy.
Hermiona w wieku siedmiu lat siedząca na kolanach
starszej kobiety w pustym, białym korytarzu.
– Czy to oznacza, że już nigdy go nie zobaczę, babciu? –
odezwał się jej cichy, smutny i piskliwy głosik.
– Nic nie jest pewne, kochanie. Jednak wierzę, że kiedyś
wszyscy się na nowo spotkamy. A teraz też cię nie opuszcza, skarbie. Zawsze
będzie z tobą.
– Ale jak? Gdzie?
– Tutaj, skarbie – dotknęła jej klatki piersiowej po
lewej stronie – a także tutaj – dotknęła jej czoła. – Pozostanie w twoim sercu
i twej pamięci.
– Ale ja chcę, aby był tu i teraz! Ze mną, z nami! –
Starsza kobieta łagodnie się zaśmiała.
– Nie zawsze dostajemy to czego chcemy, moja droga. Życie
nie jest łatwe, a najkrótsze ścieżki nie zawsze są najłatwiejsze. Nieraz trzeba
postawić wszystko na coś, czego nie jesteśmy pewni, ale w życiu są
sytuacje, gdy trzeba podejmować największe ryzyko. Nie zapominaj, że zawsze
jest coś, co możesz zrobić; nie ignoruj niczego, pomagaj w każdej chwili,
każdemu. Pamiętaj o tym zawsze, kochana.
– Lecz to nie zwróci mu życia…
– Nie, nie zwróci. Jednak może uratować inne.
Dziewczynka przytuliła się do swojej babci i wyszeptała
jej podziękowania do ucha.
Zobaczył Świętą Trójcę – a raczej dwóch kretynów – idącą
ścieżką w stronę Zakazanego Lasu. Wydawało się, że byli w piątej klasie.
Przeczuwał, że to jedna z Wielkich–Sprzeczek–Nieskazitelnie–Doskonałego–Tria–Tępaków.
– Ronaldzie Weasley! Jeżeli w tej chwili się nie
zatrzymasz wyślę list do twojej matki! – Rozwścieczona Hermiona szła za dwoma
chłopakami, próbując ich dogonić.
– Uważaj, bo się popłaczę! – sarknął chłopak, idąc dalej
w stronę lasu.
– Jeszcze pożałujesz tego, co powiedziałeś! – Rzuciła w
jego stronę mordercze spojrzenie i wyciągnęła różdżkę z szat, ściskając ją
kurczowo w ręce. Chłopak kompletnie zignorował jej groźbę.
– Harry! Chociaż ty bądź choć trochę inteligentny i
odpowiedzialny! Doskonale wiesz, co teraz dzieje się w Zakazanym Lesie,
chyba nie jesteś na tyle głupi, aby ot tak sobie tam wchodzić! Zdajesz sobie
sprawę ile niebezpiecznych stworzeń grasuje w tam tej chwili!
– Hermiono, przecież nikt nie każe ci tam iść!
– Do jasnej cholery! Czy wyście zgubili gdzieś mózgi po
drodze, czy może wyparowały po ostatnich godzinach ślęczenia nad kociołkiem na
eliksirach?! Jasne, może dla was to takie hop–siup, ale sami nie wiecie, na co
się narażacie… I oczywiście, że nikt nie każe mi tam iść, Harry! Ale może
czasem pomyślałbyś, kogo zaczną pytać gdzie jesteście, gdy znikniecie bez
śladu? Hmm… Jak myślisz, kogo o to zapytają? Może Neville’a, co? Jakbyś nie
zauważył, to JA staram się wyciągać nas z każdej większej wpadki, bo nie możesz
usiedzieć na tyłku więcej niż pół godziny bez wymyślania nowych „przygód”! Czy
naprawdę jesteś aż tak egoistyczny? Jeżeli sądzisz, że nie jestem ci w ogóle do
niczego potrzebna, to trzeba było tak od razu, miałabym więcej czasu na naukę,
zamiast tracić go na niepotrzebne wyprawy i łamanie zasad! – Jej oczy ciskały
błyskawicami w stronę Wybrańca, który nic nie odpowiedział. – W takim razie
żegnam. Nie mam zamiaru ponownie narażać swojego życia przez wasze durne
fanaberie. – Odwróciła się i ruszyła w stronę zamku, kątem oka obserwując
chłopaków. Pomimo tego schowała się za najbliższym drzewem, kiedy była już
pewna, że jej nie widzą i ruszyła w stronę Zakazanego Lasu.
Mógł wyczuć jej zdenerwowanie i wściekłość tak samo na
siebie, jak i na tych dwóch półgłówków. Nie opuszczał jednak wspomnienia i
zauważył, jak śledząc ich zauważa wielkiego wilkołaka skradającego się za
chłopakami, których śmiech zapewne potrafiłby obudzić nawet martwego hipogryfa.
Powoli przemieszczała się jak najciszej umiała w ciemnym
lesie, by znaleźć się w jak najlepszej pozycji do obserwacji i w razie czego,
do obrony. Nie zajęło to długo czasu. Zaledwie kilkadziesiąt sekund później
wilk zawarczał wściekle i na widok przerażonych twarzy swoich ofiar skoczył na
nich. Dziewczyna była jednak szybsza i z ogromną precyzją rzuciła na niego
zaklęcie. Mimo to zwierzę było silniejsze, a ona traciła coraz więcej energii i
siły na rzucaniu zaklęć.
Usłyszał wokół siebie jej myśl „Nieraz trzeba
postawić wszystko na coś, czego nie jesteśmy pewni, ale w życiu są sytuacje,
gdy trzeba podejmować największe ryzyko.” i zdał sobie sprawę, że to
słowa z wcześniejszego wspomnienia.
Hermiona nie tracąc więcej czasu przeistoczyła się w
postać. Z prędkością wiatru przebiegła dzielącą ją odległość i rzuciła się na
wilka.
Wytrąciło go to nieco z równowagi, lecz odbicie w oczach
przeciwnika całkowicie go zadziwiło: czarny jak smoła wilk, a raczej wilczyca
odbijała się w ciemnych tęczówkach.
Górowała nad nim, lecz tylko przez chwilę, bo gdy
przeciwnik ocknął się z szoku, przyparł ją do ziemi. Hermiona próbowała się jak
najlepiej bronić i unikać ataków przeciwnika. Zauważyła, że chłopaki wzięli
nogi za pas nawet nie patrząc, kto ich wyratował, „chociaż nie będzie więcej
trupów”, przeleciało przez jej umysł. Walczyła zacięcie, lecz wciąż brunatny
wilk nad nią górował. Zdała sobie sprawę z dwóch rzeczy: po pierwsze był dwa
razy większy od niej, a po drugie o wiele silniejszy, co odejmowało jej szans
na przeżycie. Usłyszała cichy pisk i tupot kopyt, nie zdążyła odwrócić głowy,
gdy przeciwnik przejechał silnie po jej brzuchu łapą na pożegnanie i szybko
uciekł. Przeczekała chwilę, lecz nic się nie stało, więc dźwignęła się ciężko
na łapy, po czym przemieniła się z powrotem w ludzką postać i jednym ruchem
różdżki założyła swoje ubrania, które nie przemieniły się z powrotem razem
z nią. Oceniła straty – kilka drobnych zadrapań, z które za pomocą jednego
ruchu różdżki zaleczyła, lekki ślad po zębach na szyi i jedna trochę gorsza
rana – ciągnąca się od żeber po lewej stronie, na skos, aż do prawego biodra –
po ostatnim ciosie, która po kilku mocniejszych zaklęciach była w miarę dobrym
stanie. Podniosła się z lekką trudnością na nogi, chwytając się pnia drzewa i
rozejrzała się za tym, co ją uratowało, lecz nic nie mogła zobaczyć w
ciemności, która zapanowała. Najpewniejszym krokiem, na jaki było ją stać w tej
chwili, ruszyła w kierunku Hogwartu.
Snape wycofał się z powoli z jej umysłu, dając dziewczynie
chwilę na odpoczynek. Pomimo tego, że oglądanie wspomnień zwykle nie trwało
długo, zazwyczaj tylko kilkadziesiąt sekund, sam zdawał sobie sprawę, że jest
męczące, tym bardziej dla amatora w tych sprawach. W duchu dziękował, że
transformację dziewczyny w ludzką postać widział z jej perspektywy, a ona nie
spojrzała się w dół, bo nieźle musiałby się tłumaczyć z tego, że zobaczył ją
nagą, i coś przeczuwał, że szybko nie pozbyłby się tego widoku nawet, jeżeli
musiałby go widzieć w jednym z najczarniejszych koszmarów.
– Co to było? – spytał zbyt spokojnym
tonem.
– Mógłby pan sprecyzować? – Wstrzymała oddech.
– Czy jesteś animagiem?
Kamień spadł jej z serca, gdy zadał to pytanie. Serio, nie
dość, że nie odkrył co ukrywała, to w dodatku podsunął jej wymówkę. Co niby
miała mu powiedzieć, „nic takiego, tylko skutek ugryzienia”? Nie, dziękuję.
– Tak, zgadza się.
– Jak nauczyłaś się transformować?
– Ta informacja nie jest ważna – skrzywiła się lekko. No,
tak. Teraz będzie chciał wszystko wiedzieć o animagii, z którą w ogóle się nie
zetknęła. Pięknie.
– Jak to nie jest ważna?! I jeszcze powiedz mi, że dyrektor
nie wie i nie sądzisz, że z łaski swojej powinnaś go odwiedzić i o tym
poinformować?
– Nie. Nie wie i nie sądzę, aby powinien wiedzieć. Jest to
tylko i wyłącznie moja sprawa.
– Myślisz, że lepiej, aby Dumbledore dowiedział się to od
takiego tępaka Pottera, który to wypapla?
– Nikt o tym nie wie – powiedziała stanowczo i spojrzała mu
prosto w oczy. – I tak ma zostać.
– Pewnie nawet nie jesteś zarejestrowana. – Prychnął.
– Nie zaprzeczę, profesorze.
No teoretycznie, przecież można było tak powiedzieć, nie?
– Pokaż ranę – rozkazał tonem nieznoszącym sprzeciwu.
– C–co? – spojrzała na niego zdezorientowana po tak szybkiej
zmianie tematu.
– Nie będę się powtarzał, Granger!
– Ja… ja… nie. Nie mogę tego zrobić… Ja po prostu nie mogę,
profesorze.
Jaasne, pokażę mu ranę, a on napotka się nie na jedną, a
całą rzeszę.
– Granger, nie denerwuj mnie. Natychmiast pokaż tą ranę!
– A–ale to było dawno temu, ona już się zagoiła. Nie ma sensu
od nowa tego przerabiać. Proszę, powróćmy do lekcji.
– Granger. Natychmiast. Pokaż. Ranę – wysyczał w jej
kierunku.
– Ale przecież nie ma potrzeby. Nie ma po co. Wróćmy do
lekcji, profesorze. – Jej wzrok pełen strachu skierowany był w jego stronę, a głos
coraz bardziej błagalny. Była to ostatnia rzecz, jaką w życiu by zrobiła.
Przybrała maskę najbardziej wystraszonego bachora, jakiego potrafiła zagrać bez
kłopotu i w duchu się modliła, aby to przeszło.
– Byłaś z tym u pani Pomfrey?
– N–nie… Ja… ja sama to zaleczyłam – powiedziała speszona i
widząc jego intensywny wzrok dodała szybko: – Proszę pana, ale teraz nie ma po
tym śladu, nie ma sensu tracić na to czas. Po prostu nie ma żadnego sensu – Jej
głos przeszedł w szept, a ostatnie słowa wypowiedziała monosylabami.
– Granger, co to do licha ma znaczyć?! Masz natychmiast, w
tej chwili, mi ją pokazać. Bez gadania.
Wstała jak oparzona z krzesła, zerkając szybko na zegar,
który stał na biurku.
– Nasza lekcja na dzisiaj jest już chyba skończona. Muszę
wracać do Nory, bo pewnie pani Weasley bardzo się niepokoi, profesorze.
– Nie wywijaj się, Granger! Tak czy siak to zobaczę,
wcześniej czy później.
– To lepiej później… Taak, im później tym lepiej –
wyszeptała ostatnie zdanie pod nosem.
– Uważam, że ma pani rację, panno Granger. – Dziewczyna
spojrzała na niego z lekka zdezorientowana. – Nasza lekcja dobiegła końca.
Jutro o tej samej porze, przed klasą od eliksirów.
Hermiona wypadła jak najszybciej z gabinetu Snape’a i
pospiesznie udała się w stronę Nory. Musiała sama pouczyć się ochrony umysłu,
teraz nie tylko przed Voldemortem, ale i przed Snape'em. To chyba nie był dobry
pomysł z tymi prawdziwymi wspomnieniami, oj nie. Na zbyt dużo sobie pozwoliła i
za bardzo ufała ludziom – jeden z podstawowych błędów. Zaklęła pod nosem,
jeszcze tego jej brakowało do szczęścia.
Gdy dotarła do Nory wszyscy już spali, podgrzała posiłek,
który razem z notką czekał na nią na kuchennym stole i go zjadła, po czym
ruszyła do pokoju, który zajmowała razem z Ginny. Wiedziała już, że tej nocy
dużo nie pośpi, nie może sobie pozwolić na kolejne niepotrzebne oględziny jej
wspomnień, których nikt nie powinien oglądać. Musiała zabrać
się do stworzenia gromady innych. Musiały być perfekcyjne.
~* ~*~*~
Minął już tydzień od feralnego rozpoczęcia nauki OPCMu i
oklumencji. Czuła się, jakby ktoś młotkiem chciał dostać się pod jej czaszkę –
wcześniej próbowała zneutralizować ból, lecz teraz jej było już wszystko jedno
i miała nadzieję, że ktokolwiek to jest szybko ją rozwali i zabierze, co będzie
chciał. Wykonała poranną toaletę i zebrała potrzebne rzeczy na Obronę. Miała
już powyżej uszu słuchania jazgotu Moody’ego, a same zaklęcia i postawy znała
bardzo dobrze, więc na lekcjach czuła, jak nuda zżerała ją od środka. Rozważała
wszystkie za i przeciw, czy w ogóle jest sens przychodzenia na dzisiejsze
lekcje, no bo przecież i tak nic tam nowego nie robią, więc czy to będzie
problem, jeżeli raz jej nie będzie? Tak czy siak na nią nawrzeszczy, a tym
razem miałby chociaż konkretny powód. Rozmyślała nad tym kilka minut, po czym
sapnęła z irytacją po przegranej we własnym umyśle i powoli zeszła do kuchni.
Nie zwracając na nic większej uwagi związała włosy w mało stabilny kucyk, spod
którego wypadło jej kilka kosmyków i poszła zrobić sobie mocną herbatę. Odwracając
się z kubkiem herbaty w jednej ręce, z zamiarem zajęcia miejsca przy stole
przestraszyła się, że kilkanaście par oczu wpatruje się w nią intensywnie i
upuściła z trzaskiem na podłogę kubek, który rozciął jej prawą rękę od
wewnątrz. Po kilku sekundach szoku doszła do siebie i mamrocząc pod nosem
wiązankę przekleństw nad zmarnowaną herbatą warknęła zaklęcie czyszczące i
ponownie poszła zrobić sobie napój.
Gdy wróciła nadal każdy patrzył na nią, jakby była jakimś
obcym z kosmosu albo eksponatem do oglądania w muzeum. Po chwili zdała sobie
sprawę, że sala jest magicznie powiększona i przybyła większa część członków
Zakonu Feniksa. Spojrzenia nadal ją lustrowały, a ona coraz bardziej
zdenerwowana warknęła w ich kierunku:
– Na co się tak gapicie? Nie macie nic do roboty? –
Wszystkie głowy natychmiastowo się od niej odwróciły. Uśmiechnęła się kwaśno i
usiadła przy stole przepatrując pokój. Bingo! Znalazła to co szukała – Alastor
Moody siedział na jednym z oddalonych krzeseł, jak zwykle wściekły na cały
świat. Może uda mi się w takim razie ominąć dzisiaj zajęcia?, zastanawiała
się przez chwilę. – Czy ktoś mógłby mi wyjaśnić, o co tu, do ciężkiej cholery,
chodzi? – wymamrotała pod nosem bardziej do siebie niż do kogoś konkretnego.
Przez ostatnie tygodnie humor pogorszył jej się o 180 stopni i wszystko, o czym
nie była poinformowana, irytowało ją coraz bardziej. Jeżeli tak dalej
pójdzie, to niedługo zamkną mnie w izolatce w św. Mungu, pomyślała
sarkastycznie.
– O zadania, a mówiąc ściślej to o zajęcia. – Ku jej
zaskoczeniu odpowiedział jej głos obok. Odwróciła się w stronę mówcy i z
widoczną ulgą na twarzy głośno odetchnęła, widząc obok siebie Lupina.
– Czyżby ktoś był niezadowolony? – zakpiła prychając.
– Jakżeby znowu. Wszyscy są tak samo szczęśliwi jak Moody. –
Hermiona prawie zakrztusiła się swoją herbatą.
– Jeszcze jedno słowo o nim, a nie ręczę za siebie.
– Czyżby coś poszło nie tak? – zadrwił.
– Nie no, skądże. Moje zajęcia z Alastorem Moodym w zamian
za ciebie są rewelacyjne i je wprost uwielbiam.
– Tak właśnie myślałem. Lecz nie bierz tego, co mówi do
siebie, Hermiono. – Dotknął lekko jej ramienia.
– Ech… Ciężko mi z nim wytrzymać. – Pokręciła głową.
– No, ale to już niedługo. – Uśmiechnął się pokrzepiająco i
utkwił wzrok na jej ręce. – Powinnaś coś z tym zrobić.
– Aaa… To, to nic takiego. – Wyciągnęła różdżkę i jednym
machnięciem uzdrowiła dłoń. – A tak bardziej, to w jakim konkretnym celu to
całe zebranie?
– Zaraz się przekonasz. – Wskazał palcem dyrektora, który
właśnie wyszedł z kominka.
Dyrektor otrzepał się z resztek popiołu i zasiadł przy
stole, gdzie czekała na niego już filiżanka z herbatą.
– Moi drodzy, przypuszczałem, że tak będzie i niestety mój
przydział się nie sprawdził. Zmiany nie są duże i nie zajmie nam to sporo
czasu, więc szybko będziecie mogli powrócić do swoich obowiązków... Dobrze, w
takim razie zacznijmy, na początku powiem, że do panien Patil przyłączy się
również panna Brown, a za nią u profesor Sprout zagości Luna, która niezbyt dobrze
odnajdywała się w swoim zadaniu i także w warzeniu eliksirów. – Snape
szyderczo prychnął na te słowa.
– Żeby tylko; co chwila rozwala kociołki. Jeszcze nie
zdążyła zrobić żadnego eliksiru, a już wyczerpała wszystkie składniki! Nie mam
zamiaru dalej pracować z tym półgłówkiem, nie dość, że wszystko robi
nieuważnie, to nawet nie patrzy, co wrzuca do kociołka i cały czas nawija o
jakiś bzdurnych rzeczach, które nawet nie istnieją. Corner, ty się nie śmiej,
bo wcale nie jesteś lepszy! – warknął ostro. – Obydwoje jesteście siebie warci.
– Wszyscy już chyba dobrze zrozumieliśmy sytuację,
Severusie. Panna Lovegood jest już przeniesiona, a dla pana Cornera zaraz coś
znajdziemy lepszego. – Uśmiechnął się do Mistrza Eliksirów życzliwie, na co
mężczyzna tylko się skrzywił. – Alastorze – zwrócił wzrok na siedzącego w kącie
mężczyzny – widzę, że masz coś do dodania.
Mężczyzna wstał i skierował swój wzrok – a także swoje
sztuczne oko – w stronę Hermiony, w której zebrał się ponownie gniew za tak
bezczelną obrazę, którą odnalazła w jego spojrzeniu.
– Oczywiście, że mam coś do powiedzenia! Ta mała smarkula
uważa, że wszystko umie, i że nie należy przychodzić na moje zajęcia! – Wskazał
palcem na brązowowłosą. Hermiona wstała gwałtownie z krzesła, które z pewnością
by się przewróciło, gdyby nie refleks Remusa.
– Ja nie przychodzę na zajęcia?! Tak samo można powiedzieć,
że niczego nas nie uczysz! – Wypchaj się, kontrolo emocji, rzekła w
myślach i powróciła do ataku. – Raz! Jeden jedyny raz się spóźniłam! I tak,
uważam, że umiem to, czego niby nas uczysz, lecz pomimo wszystko, jakbyś nie
zauważył to powtarzam te same bezsensowne rzeczy! – wrzeszczała w jego
kierunku, obrzucając go wściekłym spojrzeniem. Nie zwracała uwagi, a raczej nie
obchodziło już ją czy w tym momencie odzywa się do nauczyciela z szacunkiem,
czy też nie.
– Bezsensowne? BEZSENSOWNE?!
– Zgadza się! Na nic nie zda mi się uczenie tego, co już
umiem, a byłam wręcz przekonana, że masz nauczyć nas czegoś ponad programem.
I tak samo nie potrzeba mi twoich wrzasków na każdej lekcji i słuchania
tych, pożal się Merlinie, wykładów! Jeszcze to głupie wymachiwanie różdżką,
przecież my nie mamy uczyć się baletu, tylko Obrony Przed Czarną Magią, jak
sama nazwa wskazuje!
– Spokojnie, moi drodzy – wtrącił się dyrektor. – Usiądźcie
na swoich miejscach. Zaraz to wszystko ustalimy.
Hermiona obejrzała się dookoła i stwierdziła, że wzrok
każdej osoby wędrował pomiędzy nią a Moodym, jakby mieli się na siebie
rzucić jak gladiatorzy za starych, dobrych czasów i dać im niezłe widowisko.
Wściekła zajęła swoje miejsce i zwróciła swój pełen gniewu wzrok na kubek,
ściskając go oburącz coraz mocniej.
– Chcesz, aby herbata ci wyparowała? – spytał z rozbawieniem
Lupin. – No chyba, że ponownie zamierzasz roztrzaskać kubek. – Szturchnął ją
lekko łokciem w bok.
Dziewczyna zmniejszyła nacisk i ponownie się rozejrzała –
wszyscy siedzieli w ciszy i Hermiona poważniej zaczęła zastanawiać się nad tym,
czy może na pewno nie chcieli tej walki gladiatorów w ich wykonaniu. Po kilku
minutach, w których dyrektor głowił się nad tym, co począć z tym dalej,
uśmiechnął się szeroko, pociągnął spory łyk herbaty i włożył do ust kilka
cytrynowych dropsów. Hermiona niepewnie spojrzała na niego i od razu tego
pożałowała – te roześmiane ogniki w oczach i szeroki uśmiech nie mogły znaczyć
niczego dobrego. W podświadomości wiedziała, co to będzie za werdykt i nie
miała najmniejszej ochoty go usłyszeć. Wystarczyła wzmianka profesora Snape’a
na temat swoich „pomocników” i już przypuszczała, co to będzie za urzekająca
wiadomość. W takich chwilach nie chciała uchodzić za najmądrzejszą czarownicę
swojego pokolenia.
Po ich pierwszym, nieudanym spotkaniu nigdy nie
pozwoliła sobie na stracenie kontroli nad umysłem i ciałem. Nie robiła żadnych
niepotrzebnych ruchów, zachowywała się jak rasowa Wiem–To–Wszystko–I–Chcę–Wiedzieć–Jeszcze–Więcej.
Ją samą bawiło, jaką rolę musiała odgrywać i nawet trochę współczuła
nauczycielom, że muszą tego wszystkiego wysłuchiwać na lekcjach.
Wracając do spotkań ze Snape’em. O dziwo profesor nie
zatrzymywał się dłużej na żadnym wspomnieniu, tylko przerzucał jedno po drugim,
za co mu w myślach dziękowała, gdy tylko wychodził z jej umysłu, bo nie
czuła się potem tak wyczerpana. Nie zmieniła jednak zdania – podkładała mu
fałszywe wspomnienia. W głębi ducha nie wiedziała, co o tym sądzić. Za
pierwszym razem była pewna, że on to wyczuł i zaraz rzuci na nią milion pytań
na ten temat i zacznie wrzeszczeć. Mimo wszystko, nic takiego nie nastąpiło.
Profesor po prostu przebił się przez jej słabo stworzony mur, którego nawet nie
starała się zrobić, by zobaczyć, jak zareaguje. Była przygotowana na każdą
opcję. Jednak pomimo to, on ją zaskoczył. Nie powiedział nic na ten temat;
żadnego roztrząsania wspomnień, żadnych konsekwencji za to, co zrobiła. Nic.
Kompletne zero… Nie była do końca przekonana, czy jej się udało. Ba! Była tego
z każdym nowym dniem coraz mniej pewna. Czekała tylko w napięciu na
nieuniknioną awanturę. Kiedy jednak to nie następowało, udawała tak bardzo jak
musiała i miała nadzieję, że niedługo skończą się te spotkania. Całe szczęście,
coraz lepiej szło jej w obronie umysłu, choć nigdy na zajęciach nie
pokazywała, na co ją w pełni stać. Była pewna, że to prowadziłoby do kolejnych
niepotrzebnych pytań. Zdawała sobie sprawę, że jeżeliby chciała, stworzyłaby
mur, przez który by się za żadne skarby nie przebił – tak, skromność
pewnie miała już w genach. Potrzebowała tylko dopracować oklumencję, a
nie uczyć się jej od podstaw.
Jeżeli wtedy była zmęczona wracając po zajęciach, to teraz,
jeżeli dyrektorowi chodziło o to, co myślała – a pewnie tak było – będzie
wracać wykończona. Będzie musiała udawać, grać kogoś innego, trzymać umysł
zamknięty, lecz nie na tyle, aby się nie zorientował, że coś ukrywa i tak w
kółko przez cały czas, no i jeszcze Nora, gdzie będzie musiała przyjąć te same
zasady. Merlinie! Jęknęła w duchu. Będzie musiała zrobić zapasy Eliksiru
Wzmacniającego i kilku podobnych…
Jej pędzące myśli zostały brutalnie przerwane. Jak ona tego nienawidziła!
Oczywiście, w tym wypadku, nie pędzących myśli. Tego, że ci w tym przerywają.
Tym bardziej jeśli jest do głowa Ślizgoni.
– Co się tak szczerzysz, Dumbledore? – warknął w końcu
zirytowany Postrach Hogwartu.
– Jeszcze się nie zorientowałeś, mój drogi? – zapytał go
rozbawiony dyrektor, po czym zwrócił swój wzrok na Hermionę. – Może zapytasz
panny Granger? Sądzę, że ona doskonale wie, co mam na myśli.
Dziewczyna spojrzała na dyrektora z niedowierzaniem. Cholera,
czyżby było to aż tak bardzo widoczne? Niedobrze, oj bardzo niedobrze. Pokręciła
głową z dezaprobatą nad sobą.
– Nie ma innego wyjścia, dyrektorze?
– Obawiam się, że niestety nie, Hermiono. Będziesz, a
raczej będziecie musieli to wytrzymać – powiedział z naciskiem
na drugie zdanie. – Przykro mi – dodał bez skruchy.
– Tak, te iskierki w oczach też mi tak mówią. – Zażartowała,
na co Dumbledore uśmiechnął się jeszcze szerzej.
– Czy ktoś, do jasnej cholery, mógłby mi wytłumaczyć, o co
wam, na gacie Merlina, chodzi?! – wrzasnął Snape, powoli tracąc zimną krew.
– Panno Granger…? – Zerknął na nią niepewnie, po czym
zauważając, jak jej sylwetka z gracją się prostuje, dodał cichutko
chichocząc: – Czyń honory.
Hermiona odchrząknęła i podniosła wyżej głowę, by spojrzeć
stanowczo i pewnie w oczy swojego profesora.
– Profesor Dumbledore pragnie – że tak się wyrażę – abyśmy
razem ze sobą pracowali.
– Chyba sobie żartujesz?! – Zwrócił swój wściekły wzrok ku
dyrektorowi.
– Nie, Severusie.
– Jej noga – wskazał palcem na Hermionę – nigdy nie stanie w
moim laboratorium. Nigdy. W. Życiu! – wysyczał.
– Dobrze – rzekła dziewczyna nadal zachowując swoją postawę
i stanowczy ton głosu, i ściągając tym na siebie zdziwione spojrzenia
wszystkich obecnych. Chciała wspomnieć, że już to zrobiła, ale powstrzymała
się, a zamiast tego powiedziała: – Rozumiem, że panu to nie pasuje, ale mnie
także. Pójdźmy więc na kompromis. – Spojrzała na dyrektora, który kiwnął krótko
głową, dając jej pozwolenie, by kontynuowała. – Jeżeli pan chce, ma pan czas na
poszukanie kogoś bardziej kompetentnego i odpowiadającego pańskim wymogom
na to stanowisko. Wówczas, jeśli znajdzie pan takową osobę sądzę, że i ona, i
pan będziecie zadowoleni, jeżeli jednak nie, będzie pan musiał pomimo swoich
osobistych odczuć pracować razem ze mną. Pasuje panu? – spytała i po chwili
jeszcze dodała: – Załóżmy, że miałby pan z dwa, góra trzy tygodnie, choć
oczywiście najlepsza byłaby jak najszybsza decyzja, by zacząć. Dyrektorze…?
– Całkowicie popieram pani kompromis, panno Granger. Sądzę,
że to dobre rozwiązanie i termin jest w porządku – rzekł dyrektor
rozpromieniony. – Severusie, co o tym sądzisz?
– Zgoda – warknął, wściekły na to, że ktoś chce stawiać mu
warunki, i to tym bardziej ta mała, gryfońska Granger!
– W takim razie wspaniale! – Klasnął w dłonie
uradowany Dumbledore. – Sądzę, panno Granger, że nie byłoby dobrym pomysłem,
abyś wracała na lekcje z Alastorem, więc na razie będziesz dostawała różnorodne
zadania ode mnie. Pewnie nie będą tak trudne i wyzywające, lecz potrzebuję
bardzo pilnie kilku informacji o niektórych rzeczach i kilku składników. Możesz
iść już teraz – mrugnął do niej, po czym wygrzebał spod szaty listę z
podpunktami, o których miała zdobyć wiadomości.
– Dziękuję – wyszeptała w jego kierunku i wzięła kartkę do
ręki.
Przebiegła pobieżnie wzrokiem po kartce i zatrzymała go na
przedostatnim podpunkcie, gdzie widniała nazwa składniku napisana pochyłym,
zgrabnym pismem: Athelas, czyli wycieczka do Zakazanego Lasu.
Chociaż nie będzie nudno. Wzruszyła ramionami, przeprosiła towarzystwo, po czym
przefiukała się do Hogwartu. Usłyszała za sobą jeszcze głos Dumbledore’a i to,
że Corner będzie uczyć się OPCMu za nią, co równało się z użeraniem kilka dni w
miesiącu z Alastorem. Powodzenia, pomyślała szyderczo i cicho
parsknęła.
Dobrze. Usiadłam.
OdpowiedzUsuńO co Ty mnie podejrzewasz? Ja i zaklęcia niewybaczalne? Przecież ja jestem taaakaaa grzeczna ;>
No, masz szczęście. Zawróciłam Crucio, teraz powinno walnąć w sejm :D
Powiem tak - CUDOWNIE! Wspomnienia Hermiony bardzo dobrze opisane, ja bym się w życiu nie spodziewała że ona jest Animagiem o.O Snape jaki przejęty jej raną :D Wiesz, on się na Severusowaty sposób martwi :D Czekam na więcej! Tylko wiesz, w miarę szybko bo ręka mnie swędzi żeby Crucio rzucić. Że o Avadzie nie wspomnę XD Chyba nie muszę pisać żeby mnie powiadomić? :>
Ach, i co do mojego bloga, to jest "nieidealny" to pierwszy jaki pisałam kiedykolwiek, więc początkowe notki które były pisane w sposób dość chaotyczny będę edytować w wakacje. Aby pokapować się w sytuacji, możesz zacząć czytanie od rozdziału 31 jeśli nie chce Ci się czytać całego bloga bo nie ukrywam 49 rozdziałów to sporo ;) Akcja jaka rozgrywa się do rozdziału 31 to mówiąc krótko Święta Trójca znajduje się w Norze z powodu wojny.
Tyle ode mnie.
Buziaki kochana ♥
P.S. Pamiętaj, mam różdżkę w pogotowiu ;)
Co ja o rozdziale sądzę, to chyba wiesz :) Tak, jestem za taką wizją wilkołaków ^^
OdpowiedzUsuńCo do tego, kiedy pojawi się kolejny rozdział...nie zapominaj, że będę Cię poganiać! :D I nie ma, że boli! :D
Pisz pisz pisz, ja czekam na mail!
Ściskam mocno, sky
I tak nic ciekawego na razie w moich rozdziałach nie ma :p
OdpowiedzUsuńTeraz będzie się działo ;)
Do do rozdział... Hermiona i jej argumenty żądzą! ;3
Co do Severusa... jest taki słodki, kiedy czegoś chce ^.^
A długość... Czemu ja takich długich nie mogę pisać?! xD
Nie no... nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału! ♥
Weny życzę! ;*
Athelas... Królewski liść, asëa, aranion... Oto wszystkie znane nazwy.
OdpowiedzUsuńCzytało się czy oglądało? Osobiście podziwiam zapamiętanie nazwy. Mowa Valinoru, Quenya, Sindarin... No cóż. :D
Podoba mi się twoja stanowcza i rzeczowa Hermiona.
OdpowiedzUsuńWiadomo, że Snape nie znajdzie nikogo bardziej odpowiedniego od niej, ale o tym przekonam się pewnie w nastepnym rozdziale :D
Widzę kolejnego namiętnego pochłaniacza Władcy Pierścieni czy tylko te same nazwy? A tak ogólnie fajny (tak wiem nie używa się słowa fajny) blog
OdpowiedzUsuń