Zdalna nauka, szybciej czy później musiała zaowocować rozdziałem. Sama po sobie widzę, że w tej sytuacji częściej sięgamy po coś do czytania bądź smarujemy klawiaturę WD40 i próbujemy przypomnieć sobie, jak to się klika w klawisze.
Siedźcie w domu, czytajcie i piszcie.
xoxo
– Aż tak rozczarowana? – zapytał kpiąco, wchodząc w głąb pomieszczenia.
Poczuła się głupio, że po przekroczeniu progu było to pierwsze, co zobaczył na jej twarzy.
– Nie chciałam cię urazić, po prostu wyobrażałam sobie twój dom zupełnie inaczej. – Próbowała się usprawiedliwić.
– Wyobrażałaś go sobie? – Kpiący uśmiech wypełzł na jego twarz, a gdy spojrzał przez ramię, Hermiona zobaczyła wysoko podniesioną brew.
– Oczywiście, nie żeby jakoś długo czy dużo wcześniej, po prostu od kiedy powiedziałeś, że mamy się tu przenieść, to naturalnie pojawiły się w mojej głowie jakieś wyobrażenia. – Próbowała pośpiesznie się wytłumaczyć, rozumiejąc jednocześnie, że coraz bardziej się pogrąża. – Może mnie oprowadzisz?
– Sama możesz się oprowadzić, Granger. Ale raczej nie przyszliśmy tutaj, by urządzać sobie wycieczki.
Dziewczyna jedynie skinęła potulnie głową. Zauważyła, że od kiedy tylko weszli Severus spiął się jeszcze bardziej niż miał to w zwyczaju, więc wolała go nie prowokować. Poza tym nie od dzisiaj krążyły plotki o Snape’ie i jego niezbyt kolorowym dzieciństwie. Harry znał dużo ludzi, którzy go nie lubili, a wiedzieli co nieco o jego prywatnym życiu i z przyjemnością dzielili się takimi opowieściami.
– To może kiedy indziej – odpowiedziała. Rozejrzała się jeszcze raz próbując dostrzec jak najwięcej w otaczającej ciemności. Z prawej strony znajdował się najprawdopodobniej salon, bo na środku stała kanapa, a przed nią znajdował się dawno nieużywany kominek. – Można? – Wskazała na zasłonkę, która szczelnie chroniła przed promieniami słońca.
– Jasne – powiedział od niechcenia, a sam poszedł w głąb mieszkania.
Mimo słońca wpadającego przez okno, pokój nie stał się ani o drobinę bardziej przyjazny. Szare, puste ściany, zakurzone meble, na których nie było ani jednego zdjęcia, gruby ciemnobrązowy dywan, którego sztywność mogła poczuć nawet pod butami. Zadrżała, na samą myśl, jak ten pokój mógł wyglądać oczami dziecka. Surowość, ciemność, brak przytulności.
Severus pojawił się jakby znikąd sprawiając, że podskoczyła na jego widok.
– Gotowa? Czy znowu chcesz się wycofać?
– A możemy gdzieś indziej?
Spojrzał na nią nie rozumiejąc o co jej chodzi.
– Coś nie tak z moim salonem?
– Można tak powiedzieć. Po prostu czuję się tutaj źle.
– Takich zaklęć jak Crucio nie dostaje się jedynie w przyjaznych miejscach, gdzie z pozycji leżącej podziwiasz otoczenie.
– Tak, oczywiście, jednak nie jestem pewna czy będę mogła się skupić na odczuciach. Po prostu… Nie wiem, nie masz może jakiegoś jaśniejszego pokoju, w którym będę w stanie bardziej się zrelaksować?
Westchnął ciężko.
– Jeśli wszystko to robisz, bym jak najpóźniej rzucił zaklęcie, to już przestań. Mam ważniejsze rzeczy w szkole niż przekonywanie cię, że powinniśmy to zrobić.
– Nie, nie, wcale nie chodzi o to. – Podeszła bliżej. – Jedynie nie chcę przebywać w tym pomieszczeniu, nie wiem co tutaj kiedyś zaszło, ale moja wyobraźnia za bardzo szaleje, a ja chcę mieć czysty umysł.
Severus skinął głową, ale nie przypuszczała, że naprawdę zrozumiał. Zanim ruszył prowadząc ją do innego pokoju widziała, że zamyślił się na chwilę. Nie podjął jednak tematu, twierdząc pewnie, że nie ma co z nią dyskutować, o czymkolwiek, pomyślała gorzko.
– Czy ten pokój spełnia twoje wymagania? – zapytał z przekąsem, otwierając przed nią drzwi.
Musiała zmrużyć powieki, by oczy mogły przyzwyczaić się do ilości jasnego światła, jakie niespodziewanie ją zaatakowało.
– Jak najbardziej. Trzeba było tak od razu.
– Przypomnę, że nie przepadam, gdy ktoś przebywa w moim laboratorium. Tym bardziej w tym. – Spojrzał na nią jakby wdarła się do pomieszczenia bez pozwolenia.
Przewróciła oczami nie chcą znowu wchodzić w tę dyskusję. Problem z przebywaniem z Severusem w pracowni był jeden: wszędzie była jego przestrzeń osobista. Nigdy nie wytrzymali razem całego dnia spędzonego w laboratorium we dwoje, bo Severus miał tendencje do rosnącego zdenerwowania wraz z mijającymi godzinami. Hermiona podejrzewała, że to wszystko spowodowane było stresem, który atakował go zewsząd. Nie żeby go usprawiedliwiała, ale takie tłumaczenie sprawiało, że uspokajała się przed własnym wybuchem.
Podeszła do stołu i rozłożyła na nim fiolki, które przetransportowała z Hogwartu. W milczeniu ściągnęła pelerynę i odłożyła ją starannie obok, uważając by niczego nie potrącić. Na długim stole rozłożone były trzy kociołki, a przy każdym równo ułożone składniki, jakby czekające na uwarzenie.
– Chyba możemy zaczynać. – Wzruszyła ramionami niepewna. Cała odwaga ulotniła się wraz ze zdjętym okryciem wierzchnim.
Snape ruszył lekko ręka, a Hermiona wyczuła magię zapełniającą pomieszczenie. Białą magię, pomyślała, dobrą magię. A nie czarną, jak ta, która zaraz dotknie ją w samą pierś, a może i w samo serce.
– Rzuciłem wyciszające, na wszelki. Zaczynamy. – Powiedział stanowczo.
Hermiona odwróciła się do niego plecami, aby nie zobaczył jak próbuje uspokoić się głębokimi oddechami, po czym jak najprędzej zaczęła przemieniać się w wilkołaka. Ostatnią rzeczą jaką by chciała, to aby zorientował się, że spanikowała.
– Gotowa? – zapytał, gdy stanęła przodem do niego.
Na potwierdzenie zobaczył lekkie skinienie głową.
– Wiem kiedy zdjąć klątwę, Hermiono – powiedział, jakby przeczuwając, że tego zapewnienia teraz potrzebuje. Na Salazara, chciałby, aby w przeszłości mógł mieć możliwość otrzymania takiej obietnicy.
Dziewczyna wpatrywała się w niego wyczekująco, by chwili zobaczyć jak cienka strużka światła uwalnia się z różdżki Severusa i trafia ją między klatką a barkiem. Cruciatus nie zaatakował jednego miejsca, ale z niewiarygodną prędkością rozszedł się po całym ciele, docierając do każdego pojedynczego nerwu. Upadła zamykając mocno powieki. Gardłowe warknięcie opuściło jej pysk, sprawiając, że starała się jeszcze mocniej zacisnąć zęby. Bestia, którą myślała, że ujarzmiła już kilka miesięcy temu, odezwała się nagle. Poczuła blisko serca chłód, który skrajnie wyróżniał się na tle ciepła przechodzącego przez resztę ciała. Chłód, który przemieszczał się coraz szybciej, coraz mocniej ściskał ją od środka.
Leżała na boku, charcząc i cicho piszcząc. Próbowała myśleć jasno, starając się wymyślić sposób na zyskanie przewagi nad Severusem. W odwrotnym wypadku oznaczałoby to, że wszystko to zrobili na marne, że dali nadzieję na marne, a przez to zawiodą nie jednego człowieka, ba, możliwe, że stracą przewagę nad Voldemortem – bo przecież naprawdę wierzyła, że wilkołaki są asem w rękawie dla czarodziejów, na Merlina, nawet sam Snape w to uwierzył!
Z mijającymi sekundami nie było jednak lepiej, nie było łatwiej się podnieść, czy nawet wyprostować łapę. Z każdą chwilą natomiast Bestia zdawała się uaktywniać, chcąc zawalczyć o przetrwanie. I to już nawet nie chodziło o ból, który sprawiał, że czuła jakby palono ją żywcem, a o uczucie przerażającego zimna łapiącego za jej serce, sprawiającego, że miała wrażenie, iż spowalnia jej puls.
– Granger, dajesz radę? – Snape widział jak niespotykanych rozmiarów zwierzę zwija się przed jego nogami, ale przecież o to jej chodziło prawda? Bo o co innego? Raptem pół minuty temu rzucił zaklęcie, więc zdecydowanie powinien dać jej więcej czasu, by odnalazła sposób na zmierzenie się z Cruciatusem. To prawdopodobnie była ich ostania okazja na zyskanie przewagi nad Voldemortem, czas uciekał im pomiędzy palcami i cokolwiek innego by nie wymyślili na pewno nie mogłoby przynieść większych efektów niż stado wyszkolonych wilkołaków.
Nagle Hermiona skoczyła na równe nogi. Severus automatycznie zrobił kilka kroków w tył, zwiększając pomiędzy nimi odległość.
– Wszystko w porządku? – Spróbował spojrzeć w jej oczy i znaleźć potwierdzenia na swoje pytanie, jednak pysk wilkołaka skierowany był ku podłodze.
Usłyszał głośne warknięcie i ciężki oddech.
– Granger nie wygłupiaj się. Nie ściągnę zaklęcia dopóki na mnie nie spojrzysz, więc lepiej się pospiesz.
Wilkołak jak na zawołanie podniósł głowę zatapiając w nim ciężkie spojrzenie ciemnych, stalowych oczu. Zdecydowanie niepodobnych do codziennych, ciepłych oczu dziewczyny.
– Jesteś tam jeszcze?
Zamiast odpowiedzi dostał wystrzeżone zęby i nastraszoną sierść. Sprawnym ruchem zerwał rzucone zaklęcie, jednak w tym samym momencie z miejsca wilkołak skoczył w jego stronę.
Severus nie zdążył zrobić uniku i z głośnym hukiem upadli na podłogę. Warząca ponad 60 kilogramów bestia sprawiła, że poczuł ból na całej długości kręgosłupa. Przed oczami ujrzał kły, które znalazły się tak blisko, że jakby miał dłuższą chwilę, to byłby w stanie zliczyć i sprawdzić czy nie grozi im próchnica. Jednak sekundę po upadku odparł atak rzucając Experiallmus w wilkołaka. Ciało zwierzaka odleciało do tyłu, a Severus sprawnie podniósł się z ciemnej posadzki. Patrząc na Hermionę nie trudno było dostrzec wściekłość, która z niej kipiała.
– Granger, nie walcz ze mną. Dobrze wiesz, że nie dasz rady. Weź się w garść i pokonaj pragnienie pozbycia się mnie, bo jedynie sobie szkodzisz. Jaki będziesz miała z tego pożytek?
Dla Hermiony Severus równie dobrze mógł teraz mówić o teorii powstawania czarnych dziur, jak i o tajemniczych właściwościach mieszanki alg morskich i łusek smoka. W żadnym wypadku nie robiło to na niej wrażenia i nie mogło powstrzymać przed kolejnym atakiem.
Bestia w ciele dziewczyny wbrew pozorom nie działa na oślep. Analizowała każdy ruch Snape’a, myślała o następnym ruchu, jednak wszystko to odbywało się jakby poza kontrolą Hermiony. W głębi siebie czuła zimne macki, które dotykały jej trzewi, umysłu, przemieszczały się, wiły, jak małe żmije, pełzając coraz szybciej. Severus gorączkowo myślał nad zaklęciem, za pomocą którego mógłby przywrócić dziewczynę do ludzkiej postaci. Czy kiedykolwiek czytał o czymś takim? Cholera, powinien był więcej poczytać na temat wilkołaków, skoro zaczął się wokół nich tak często kręcić. Jak w ogóle doszło do tej sytuacji, że wstała przed nim wściekła bestia chcąca rozszarpać go na drobne kawałki? Jak mógł tak debilnie się zachować i zaufać tak głupiemu pomysłowi? Nie chciał fizycznie ranić własnej uczennicy, ale wiedział, że w przypadku zagrożenia życia nie będzie w stanie inaczej zareagować. Na Salazara, był pewny, że jeśli pozwoli na zranienie siebie Hermiona będzie dwa razy bardziej wściekła na niego niż w przypadku, gdy skutecznie ją powstrzyma. W głowie sprawnie analizował całą sytuację, niemalże z taką prędkością, że słyszał swoje przelatujące myśli.
Powoli zaczął się cofać wiedząc, że na ukos od niego, około sześciu metrów od miejsca, w którym stał znajdowały się drzwi. Stare drzwi, nie wiadomo jak silne. Czy wytrzymają siłę potężnego wilkołaka, czy wypadną z zawiasów razem z nim? Severus nie miał czasu na rozmyślanie, bo wilk podniósł się z podłogi i znowu ruszył w jego stronę. Odskoczył w bok, jednak zareagował o sekundę za późno i Hermiona zaczepiła pazurami o jego nogę. Severus wciągnął powietrze przez zaciśnięte zęby i odpowiedział zaklęciem, sprawiając, że ciało wilkołaka poleciało do tyłu i uderzyło o ścianę strącając przy tym napotkane po drodze fiolki i kociołki. Nim Hermiona zdążyła dojść do siebie Severus zrobił szybki tył zwrot i wyszedł z pomieszczenia nakładając na drzwi porządne zaklęcia ochronne. Popatrzył na swoją nogę, którą zdążył jeszcze wczoraj opatrzeć, i w duchu poczuł ulgę, że nie ma dzisiaj pełni. Oznaczało to, że nie ma szans, aby poszerzył szeregi stada. Zszedł na dół po skrzypiących schodach nie przejmując się odgłosami wydobywającymi się zza drzwi. Dzięki rzuconemu zaklęciu na Hermionę miał czas na wzmocnienie niestabilnej drewnianej konstrukcji, która powinna wytrzymać przynajmniej przez najbliższe pół godziny. Musiał szybko opatrzeć ranę i przygotować się na kolejne spotkanie z wilkołakiem. Do diabła, skąd ta dziewczyna miała tyle siły i zwinności? Utykając doszedł do kanapy, na którą opadł. Jednym ruchem przeciął materiał spodni i ze skrzywieniem popatrzył na nogę. Dzisiejsze rozcięcie otworzyło ranę, której nabawił się u Czarnego Pana. Teraz na pewno nie będzie mógł liczyć na szybkie zagojenie się obrażenia.
Severus wyciągnął kilka fiolek eliksirów spod marynarki. Kiedy to wszystko się tak skomplikowało? I kiedy w końcu przestanie być pod górkę? Czarny Pan zbierał się do ataku już od lat, co prawda nigdy nie miał takiej siły, jaką posiadał teraz, ale czy miał odwagę? Czy znowu coś stanie mu na przeszkodzie i walka zostanie odłożona na odległy termin? Miał nadzieje, że nie. Wielką nadzieje. Tyle lat spędził u boku Albusa, tyle lat starając się uchronić Pottera przed utratą życia, tyle lat wijąc się pod nogami Czarnego Pana. I nawet w nim urosła nadzieja – nie większa niż ziarenko piasku, ale wciąż można było nazwać ją nadzieją. Nadzieja na zakończenie obecnego stanu rzeczy, na wygranie którejś ze stron, na zakończenie podwójnego życia.
Po dwudziestu minutach zakończył się teatr związany z próbą wyważenia drzwi. Severus otworzył oczy i podniósł głowę z zagłówka kanapy. Nadszedł czas, by ponownie zmierzyć się z bestią.
Severus nie miewał głupich myśli, lecz gdy szedł po schodach do swojego dawnego laboratorium przez jego głowę przewinęła się mglista jak para myśl, że może nawet nie byłoby tak źle, jakby Hermiona wciąż znajdowałaby się pod postacią nieziemsko wściekłego wilkołaka, który by go zaatakował i wykluczył z prowadzenia jednego z żyć. Najpewniej tego, które dostał od Albusa i związanego z nauczaniem w Hogwarcie, bo na litość i łaskę Czarnego Pana nawet w marzeniach nie miał co liczyć.
– Granger wchodzę i módl się, by być w swojej człowieczej postaci, bo inaczej mocno się doigrasz, a dzięki karze, składającej się z czyszczenia kociołków będziesz mogła z bliska podziwiać mięso na swoich rękach.
Zamaszyście otworzył drzwi, a jego wzrok szybko odnalazł Hermionę. Stała tyłem odwrócona do niego, naga, w zamyśleniu patrząca przez okno.
– Żyjesz? – Okej, sam przed sobą mógł uznać, że to pytanie mogło brzmieć głupio.
Hermiona spojrzała przez ramię.
– Tak. W odróżnieniu od ciebie. – Spojrzała wymownie na nogę. Rozcięta wzdłuż nogawka całkowicie odsłaniała ranę. – Ale nie powiem, pasuje do ciebie ten styl. Mógłbyś stworzyć nowy trend, w którym królowałby taki krój.
– Bardzo śmiesznie. Może pomyślisz o swoim stroju? – Brzmiał nonszalancko, ale jak miałby nie czuć się dziwnie w sytuacji, gdy stała przed nim nago, a w dodatku wyglądało na to, że nie czuła się skrępowana?
Wodził wzorkiem po jej plecach, na której znajdowały się blizny. Nie takie, jakie posiadał on. On miał ich więcej, były bardziej głębokie. Ale to Hermiona miała takie, które zadane były przez inne wilkołaki. To na jej plecach widać było zęby innych drapieżników, jak i pazury. To ona walczyła z tą gorszą naturą wilkołaków.
– Jasne, byłabym wdzięczna, gdybyś coś wyczarował. A ja zaraz zejdę na dół.
Nie komentując zmaterializował ubrania, zostawił je na podłodze i zamknął za sobą drzwi.
Za oknem wzburzył się wiatr, targając niespokojnie drzewa, gwałtownie unosząc liście z ziemi i bijąc swoim podmuchem. Hermiona wzdrygnęła się, jakby i w nią uderzyło zimne powietrze. Dzisiejszego dnia zawiodła się na swoim ciele, na swojej sile. Myślała, że ma Bestię pod kontrolą i nie wierzyła, jak bardzo mogła się pomylić. Wiedziała, że Severus się wyliże i nie miał jej tego na tyle za złe, ile ona sama sobie to wytknęła. Dlatego myślała. Zastanawiała się, co może zrobić, by polepszyć szanse swojego stada w walce z czarodziejami. Nie mogli pójść walczyć, nie mając pewności przeciw komu staną, gdy dosięgnie ich mocniejsze zaklęcie. Czy zabiją wtedy osobę, która czar rzucała? Czy może zemszczą się na kimś kto będzie stał najbliżej? Hermiona zamknęła oczy, oparła głowę o chłodną szybę i głośno westchnęła. Gdyby jeszcze tylko wiedzieli co podziała na Bestię. Skupić się na eliksirze, a może udałoby się rozwiązać sprawę jakimś zaklęciem, czy jednak pójść w stronę ćwiczeń nad swoją kontrolą i kontynuować rzucanie zaklęcia tylko w bezpieczniejszych warunkach? Nie znała odpowiedzi, ale wiedziała, że poddanie się nie wchodzi w grę. Za dużo ludziom na obiecała, za mocno się starali i za bardzo się zaangażowali, by teraz odesłała ich do domu. Po prostu może nie powinna była szukać odpowiedzi sama. Może jest ktoś, kto już zadawał sobie te same pytania i wystarczyłoby znaleźć tę osobę? Wilkołactwo nie występuje od kilku lat, ale od dekad. Może jeszcze nikt tak daleko nie posunął się w tworzeniu eliksirów, a przynajmniej nie oficjalnie, co nie wyklucza, że ludzie mogli zainteresować się tym tematem.
Zdeterminowana ubrała się i popatrzyła jeszcze raz za okno. Wiatr raz jeszcze poderwał liście do góry, które zatańczyły w powietrzu i nie bacząc na przeszkody naparły wprost przed siebie. Ona też taka musi być – silna, nie bacząca na przeciwności losu, wytrwała.
Severus siedział na kanapie zaczytując się w książce. Dałaby sobie rękę uciąć, że znał ją na pamięć i jedynie próbował zabić czas czekając na nią i nie próbując pośpieszać jej.
– Coś mi, Granger mówi, że jesteś bogatsza o kilka siniaków – odezwał się, gdy tylko usłyszał jej kroki za sobą.
Prychnęła cicho.
– Tak, zdecydowanie nikt nie zarzuci ci, że nie umiesz trafić do metrowego wilkołaka. – Opadała głośno obok mężczyzny na kanapie. – Severusie, chwilę sobie myślałam nad tym, co robimy dalej ze stadem.
– Robimy? – Podniósł brew tak wysoko, że całe czoło wyglądało jakby uformowane zostało z małych fałdek.
– Tak. – Uśmiechnęła się niepewnie. – Bo widzisz, twój wkład w moje stado jest większy niż mogłabym kiedykolwiek przypuszczać. Od momentu oczywiście, kiedy zaczęliśmy współpracę, bo wcześniej to nigdy bym nie zaczęła nawet przypuszczać. Jak wiesz nigdy nie miałam w planach, by ktoś mi pomagał, a tym bardziej szkolił moje wilkołaki.
– Hermiono, do brzegu. – Czoło profesora zmarszczyło się jeszcze bardziej, teraz tworząc dwie pionowe linie pomiędzy jego brwiami. Czy kiedykolwiek widziała jakąkolwiek mimikę na jego twarzy? Nie licząc kpiny, z którą wydawałoby się, że się urodził. Czy zawsze tak się skupiał, gdy się do niego mówiło? Czy zmieniło się to na przestrzeni ostatnich tygodni? Czy te zmiany przyszły tak naturalnie, że aż ich nie zauważyła?
– Dzisiejszy dzień nie poszedł po mojej myśli, ale nie mam zamiaru się poddać. Jednak to żadna z opcji, by ćwiczyć nad sobą tak długo, by zaklęcia nie budziły złych instynktów. – Hermiona nie chciała opowiadać o swojej Bestii. O ich Bestii. O Bestii, która najpewniej mogła być dla każdego inna pod względem intensywności. Nie chciała opowiadać o tym, jak ją to wewnętrznie zmienia, ile energii ją to kosztuje i jak ten chłód utrzymuje się głęboko w jej sercu czasem nawet przez klika dni po walce z Bestią. – Jeśli nie trzeba, to nie chcę by inni przez to przechodzili. Nie chcę, by doświadczali Cruciatusa tylko po to, by nauczyć się odczuwać go tak, jak odczuwają go zwykli czarodzieje.
– Więc jaki jest twój genialny plan? – Zakpił, ale w tej kpinie dało się też usłyszeć nieskrywaną ciekawość.
– Znajdę kogoś, kto zmagał się z tym samym problemem. Wilkołaki żyją od dekad, od stuleci. Na pewno znalazła się choć jedna osoba, która wpadła na ten sam problem.
– Brzmisz jak tonący, który łapie się brzytwy. – Wstał wzburzony. – Jak to sobie wyobrażasz? Gdzie kogoś takiego znajdziesz?
– Przecież nie w książce telefonicznej. – Prychnęła.
– Nie w czym? – Przez chwilę zawiesił na nią spojrzenie, jakby chcąc zrozumieć jej mugolski odnośnik. – Zresztą nieważne. Co ze stadem, co z Czarnym Panem?
– Czarny Pan mnie nie zaprasza, a z resztą może mnie wezwać do siebie gdziekolwiek bym nie była. Ze stadem jest inaczej, naturalnie. Co do osoby, to znajdę kogoś. – Wstała z kanapy i podeszła do Snape’a. – Muszę kogoś znaleźć. Nie mamy czasu na to, by popełniać te same błędy, co możliwe, że popełniał kiedyś ktoś inny. Co jeśli ktoś posiada wiedzę na ten temat i będzie chciał się nią podzielić? – Zapytała z nadzieją, patrząc się wprost w czarne jak otchłań oczy.
– A co jeśli nie? – odparował wzburzony.
Severus chciał odejść, lecz Hermiona złapała go z rękę nie chcąc, by się od niej odwrócił. Zaskoczony popatrzył na ich dłonie, po czym przeniósł wzrok na oczy dziewczyny.
– Musisz mi pomóc. Zrób to w imię tego, co motywuje cię do działania. Zrób to dla czarodziei, którzy są po naszej stronie, zrób to dla Albusa, zrób do dla mojego stada, zrób to dla... – Zrób to dla mnie, chciała powiedzieć, ale ugryzła się w język. – Zrób to dla siebie.
Severus westchnął, ale jego wzrok jakby złagodniał.
– Chcesz wyruszyć w podróż sama?
– Chcę, byś zajął się stadem pod moją nieobecność. Wbrew pozorom nikomu nie jestem w stanie zawierzyć opieki nad nimi, tak jak tobie.
– Wiem.
Hermiona prychnęła i poczuła, że atmosfera się rozluźnia. Spojrzała na ich ręce – nie zdawała sobie sprawy, że wciąż trzyma Severusa za rękę. Już miała go puścić, gdy rozmyśliła się i mocniej ścisnęła go za rękę. Severus popatrzył na nią zdziwiony. Spojrzała raz jeszcze w oczy, w których pewna była, że można zaginąć od dłuższego patrzenia i powiedziała:
– Dziękuję.
Sama wiem jak to jest pisać tyle lat jedno opowiadanie! Widzę, że Ty i tak napisałaś więcej ode mnie, także nie załamuj się i dalej pisz! Nawet jeżeli zajmie to kolejne miesiące... Ja też postaram się zakończyć co zaczęłam.
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki i ściskam, http://precious-fondness.blogspot.com/