~ HGxSS w granicach nierozsądku ~: Rodział 49

środa, 8 sierpnia 2018

Rodział 49

Był u Bety, jednak chyba ona na wyjeździe, więc zamiast czekać to wrzucam. Mam nadzieję, że nie brzmi jakby wszystko było pisane na jedną nutę xx



Albus Dumbledore zdziwił się kiedy do jego gabinetu bezpardonowo weszła dwójka młodych czarodziejów. Z ich miny mógł wywnioskować, że oboje najchętniej znaleźliby się w tym momencie gdzieś indziej. Jeszcze kilkanaście lat temu może by uraziło to sceptyczne spojrzenie i próbowałby wytłumaczyć swój dosyć specyficzny tok rozumowania, tudzież metodykę rozwiązywania problemów, jednak w teraźniejszości, a przede wszystkim przed tą dwójką, wiedział, że tłumaczenie zda się na nic. Każdy z nich miał inny sposób patrzenia na rzeczywistość, inną wizję przyszłości i innymi wartościami się kierował. Dla Albusa było to zrozumiałe, ale nie mógł pozwolić na to, by każdy dążył do wygrania Bitwy swoim sposobem. Dlatego też musiał poskromić tę dwójkę przed działaniem na własną rękę, bo inaczej jego plan tak iście dokładnie zaplanowany, przemyślany tysiące razy, mógł się nie powieść. A wtedy musieliby walczyć bez planu, instynktownie – a to przyniosłoby jedynie chaos; wśród uczniów, nauczycieli i rodziców. W związku z tym nie chciał nawet myśleć, że Hermiona Granger i Severus Snape mogliby działać własnym planem, który mógłby zaburzyć jego ideę. Przez to w głębi duszy obawiał się, co mają mu do przekazania. 

 – Panno Granger, wszystko w porządku? – Przyjrzał jej się zaniepokojony stanem, w którym do niego przyszła. 

– Tak, profesorze. Mogło być gorzej. – Uśmiechnęła się krzywo, dokuśtykała do krzesła i z głośnym westchnieniem opadła na nie. – Nieziemsko wygodne te pana á la fotele, dyrektorze. Chyba jeszcze nigdy nie było mi tak dobrze siedząc. – Westchnęła z przyjemności i przymknęła oczy rozkoszując się wygodą. Obite ciało sprawiało, że miała wrażenia jakby latami przebywała jedynie na betonowej podłodze.
– Wracamy od Czarnego Pana, jeśli uszło ci to uwadze – powiedział Severus z krzywym grymasem na twarzy, jakby chciał powiedzieć "przyjrzyj się temu, co zrobiłeś". – Zapragnął, abym coś ci pokazał, więc oczywiście z niewyobrażalną chęcią to zrobię, a później panna Granger przekaże ci inne ciekawostki. 
Hermiona spięła się na słowa Snape'a. Co dokładnie miał mu pokazać? Co chciał udowodnić Voldemort i co teraz będzie dla Dumbledore'a jasne? Nie chciała żeby widział jak Mcnair ją traktuje – nie chciała widzieć litości w jego oczach, współczucia, obrzydzenia. Nie chciała, by dopytywał się, co działo się na poprzednim spotkaniu. Merlinie, może nawet chciałby zobaczyć to na własne oczy. Przecież do tego w ogóle nie mogłaby dopuścić. 
Siedziała z zamkniętymi oczami, ale była napięta jak struna. Jej słuch wyostrzył się do granic możliwości. Tętno Dumbledore'a było tak samo spokojne jak Snape'a, co nieznacznie poprawiło nastawienie Hermiony. Żałowała jednak, że nie było możliwości usłyszenia jakimi informacjami wymieniają się ze sobą za pomocą legilimencji. 
Po kilkudziesięciu sekundach, które dla dziewczyny ciągnęły się długimi minutami usłyszała ciche westchnienie, które wydobyło się z ust dyrektora. 
– Rozumiem – skomentował poważnie kiwając głową, jakby wciąż próbował przyswoić wszystkie informacje. 
Hermiona otworzyła oczy i uważnie studiowała wyraz jego twarzy – nie potrafiła jednak dostrzec w niej żalu, litości, ani nawet zaskoczenia. Nie była pewna czy źle zinterpretował całe wydarzenie, czy faktycznie już nie takie rzeczy widział. Przez chwilę chciała nawet w0ybuchnąć i dowiedzieć się, co takiego musiałoby się stać, aby wywarło to na nim wrażenie, ale od razu się powstrzymała. Przecież ledwo jakiekolwiek słowa opuszczały jej usta ze względu na chrypę, której się nabawiła, a co dopiero mówić o wchodzenie w dłuższy dialog, a tym bardziej konfrontację. Innym razem poruszę ten temat, zadecydowała. Snape produkował się dalej krótkimi zdaniami wracając do spotkania w posiadłości Malfoy'ów. Mówił szybko i treściwie, a dyrektor pochłaniał każde słowo, które wylatywało z jego ust nie przerywając mu. 
– Granger może dodałabyś coś od siebie, a nie siedzisz jak gobelin?
Hermiona wyrwała się nagle z letargu i popatrzyła się zdumiona na Snape'a.
– Dodałabym? – powtórzyła głupio i jeszcze głupsze spojrzenie utkwiła w swoim nauczycielu. 
– Tak, Granger. Coś o swoich niesamowitych przeżyciach, które dzisiaj zapiszesz w pamiętniku przed snem – powiedział ironicznie. 
– A, już sobie przypomniałam. Faktycznie jak mogłam o tym zapomnieć. – Teatralnie pacnęła się ręką w czoło, a po chwili kaszel zmógł jej ciało. Za dużo słów, za dużo napiętych mięśni, żebra i gardło przypominające jej o tym. – Chciałabym jednak porozmawiać o tym na osobności. – Popatrzyła z wyczekiwaniem na dyrektora.
Albus kiwnął głową i spojrzał na mężczyznę siedzącego przed nim.
– Severusie… – Ni to zapytał, ni to konkretnie stwierdził.
– Oczywiście, mój panie – zakpił. Wstał, ukłonił się i prychając pod nosem wyszedł zatrzaskując drzwi za sobą.
– Słucham, panno Granger.
– Zanim zacznę mogę poprosić o wodę? Ledwo mówię, a co dopiero czaruję.
– Naturalnie, moja droga. – Pokiwał szybko głową i po chwili stała przed nią szklanka wody, połowę której od razu wypiła.
– Dziękuje, o wiele lepiej. – Odetchnęła głęboko. – Jakkolwiek negatywnie profesor Snape wyrażałby się o mojej obecności w celi Voldemorta chcę podziękować panu za zaufanie mi. Moja obecność była bardziej doceniona niż którejkolwiek z uczennic, tak jak przypuszczałam. Wierzę, że dzięki temu zyskałam w oczach Riddle’a, na co bardzo mocno liczyłam. I tak jak powiedziałam, zostałam doceniona, co za tym idzie dostałam misję do wykonania i będzie ona angażować całe moje stado.
– Czemu dzielisz się ze mną tą informacją, Hermiono? Czy Voldemort dał ci misję dotyczącą uczniów Hogwartu?
– Można tak powiedzieć – zawahała się. – Mam zrobić nabór do mojego stada. – Nim zdążył coś powiedzieć zatrzymała go ręką i kontynuowała. – Wiem, że to absurdalny pomysł i nie zamierzam go realizować. Odezwę się do starych znajomych i poszukamy osób, które nie należą na razie do żadnego stada i przekonam ich do dołączenia do mnie. Mi tak samo to nie jest na rękę, ale Voldemort chce jak najwięcej osób mieć w swoich szeregach. W związku z tym nikt, absolutnie nikt nie może zbliżać się do Zakazanego Lasu, a tym bardziej podczas pełni. Będę pracować z nieznanymi mi osobami i nie chcę, by kogokolwiek zaatakowali. 
– Panno Granger, nie wydaje mi się, aby to był dobry pomysł. Voldemort nie będzie zadowolony z niestosowania się do rozkazów – stwierdził mocniejszym już tonem. 
– Oczywiście, zdaję sobie z tego sprawę. Ale będzie zadowolony, że nabór się odbywa. – Wzruszyła ramionami. – Wiem, że po czasie przekona się do tego pomysłu. Jednak, aby było to możliwe należy definitywnie zakazać zbliżania się przynajmniej na sto metrów do Zakazanego Lasu, co z drugiej strony ograniczy moje zdolności jako wilkołaka do zaatakowania kogokolwiek z uczniów w celu ich przemienienia. Wiem, że całkowite ograniczenie wyjścia na błonia nie jest rozwiązaniem. Natomiast informacja o unikaniu lasu musi być jawnie ogłoszona, by dzieci Śmierciożerców wiedziały, że jest wzmożone bezpieczeństwo w Hogwarcie. 
– Czarno to widzę, panno Granger. Można spróbować, ale jeśli dojdę do wniosku, że takie akcje zbyt narażają bezpieczeństwo dzieci karygodnie ma pani przestać, zrozumieliśmy się? – powiedział twardo. 
Hermiona kiwnęła pewnie twierdząco głową. 
– A czemu, drogie dziecko, chciałaś ażeby Severus wyszedł? – Jego ton momentalnie przemienił się na łagodny. 
– Bo jest jeszcze jedna kwestia. Cały czas muszę udawać przed Voldemortem, że jestem zakochana w profesorze Snapie, co miało być też powodem mojego wstąpienia w jego szeregi. Muszę stwarzać sytuacje, które mogłyby wydawać się dwuznaczne, a gdyby profesor Snape o nich wiedział, to na pewno by nie wyszło wiarygodnie. 
Pokiwał powoli głową, jakby analizując sytuację. 
– Oczywiście nie dojdzie do niczego niestosownego. – Sprostowała szybko. – To mój nauczyciel. 
– Naturalnie, panno Granger. Proszę robić, co trzeba. Nawet jeśli z czasem Severus się dowie, bo wiemy, że się dowie, to na pewno nie będzie na panią bardzo zły. 
– No nie wiem – parsknęła. – Ale gdy się dowie, to już nie będzie to ważne. – Uśmiechnęła się krzywo na samą myśl Bitwy i tego, co może po niej nastąpić. – To wszystko, co chciałam powiedzieć. 
– Dziękuje za informacje, Hermiono. Niestety pod twoją nieobecność musieliśmy wyznaczyć innego Prefekt Naczelnego, zdecydowałem, że i tak masz wystarczająco dużo obowiązków. Niemniej w Hogwarcie jest tyle pokoi, że pozwoliłem sobie na umieszczenie nowego Prefekta w innym, niemalże bliźniaczo podobnym. Wyjaśnię na kolejnym zebraniu, że po spotkaniu u Voldemorta doszliśmy do wniosku, że własna przestrzeń osobista pozytywnie wpłynie na twój stan psychiczny i pozwoli uporać ci się ze wspomnieniami. 
– Dziękuje bardzo, dyrektorze, naprawdę. – Hermiona odetchnęła z ulgą, przynajmniej teraz nie musiała obwiniać się za niewypełnianie swoich obowiązków, a zarazem wymykać się z Pokoju Wspólnego. 
Pożegnała się i z uśmiechem na ustach wyszła z gabinetu dyrektora. Minęła chimerę i skierowała swoje kroki w prawo. 
Zapukała głośno do drzwi nerwowo oglądając się na boki obawiając się, że zaraz trafi na jakiegoś ucznia. Jednak gdy po dwóch minutach nikt jej nie otworzył zrezygnowała i zdenerwowana ruszyła do siebie. Najwyraźniej Snape obraził się, że nie chciała przy nim wyjawiać, jakie zadanie powierzył jej sam Voldemort. Ale to przecież ona powinna być zła! Nie wyrażała zgody, by mówił do czego tam doszło, a co dopiero pokazywał. Przecież mógł już jej tego oszczędzić, ale oczywiście, że nie - jeżeli chodziło o nią to nie interesowało go czy to ją upokorzy, czy nie, bo przecież sama się na to zgodziła chcąc tak samo jak on być w szeregach największego czarnoksiężnika. Chodziło o fakt, że zrobił to bez skrupułów. Ale czy można się było jakichkolwiek spodziewać po Śmierciożercy?
Hermiona wściekła jak osa rzuciła na siebie zaklęcie Kameleona nie będąc już w stanie się skupić chociaż na tyle, by uniknąć kogokolwiek w drodze do swojego pokoju. Dopiero, gdy do niego dotarła emocje z niej opadły i przyszedł zapomniany na chwilę ból. Nalała sobie wannę chłodnej wody i dodała aromatyczne olejki – z pewnością musiała zająć się teraz sobą i odpocząć.
Na zebraniu Zakonu Feniksa, które zorganizowane zostało dwa dni po jej powrocie do Hogwartu, każdy patrzył na nią zszokowany. Opuściła lekko głowę przechodząc przez próg, a włosy zasłoniły jej twarz. Niektóre opuchnięcia zdążyły już się zmniejszyć, a kolor siniaków na twarzy znacznie zbladł. Przed wyjściem jednak nałożyła sporej warstwy makijaż i rzuciła na siebie kilka zaklęć tak, aby nie było widać obrażeń jakich doznała. Wolała, aby dziwili się, że jest w tak dobrym stanie, niżeli płakali, zadręczali się i pilnowali jej. Poza tym doszła do wniosku, że nie pozwoli na to, by Severus Snape został jej opiekunem i sapał nad jej szyją – już i tak wystarczająco zalegał w jej życiu. W dodatku jak miałby udawać, że stara się pomóc jej w uporaniu z wizytą u Voldemorta, jeżeli obrażał się jak dziecko i nie odzywał się do niej od spotkania w gabinecie dyrektora? Naturalnie, gdy weszła do pomieszczenia jako jedyny nagle zainteresował się bezchmurnym niebem i kompletnie ją zignorował, co jedynie sprawiło, że jeszcze bardziej się na niego wściekła. 
Ruszyła w stronę pierwszego rzędu uśmiechając się pokrzepiająco do każdego kto chciał podejść i ją przytulić, ale nie pozwoliła na to szybko zajmując miejsce. Z pewnością na takie czułości miała jak najmniejszą ochotę, tym bardziej teraz. Kiwnęła lekko do dyrektora w geście powitania i potwierdzenia, że jeśli o nią chodzi, to może zaczynać, a Snape'a nawet nie obdarzyła spojrzeniem, przyjmując tę samą taktykę co i on. 
– Witam was wszystkich, moi drodzy. Zwołałem to zebranie, ponieważ w końcu udało nam się odzyskać pannę Granger. Jak widzicie jest w dobrym stanie i potwierdza to tezę, iż jej życiu nie zagrażało bezpośrednie niebezpieczeństwo. Zdążyliśmy przeprowadzić już rozmowę we dwoje i jestem w stanie zapewnić, że nie doznała żadnych obrażeń fizycznych. Jednakże z racji obciążenia psychicznego jakim było przebywanie w celi Vodemorta postanowiłem pozwolić pannie Granger zająć osobny pokój, w którym będzie mogła pozwolić sobie na odpoczynek.
– Albusie przecież to niedorzeczne! W jej stanie? Jej potrzebne jest wsparcie, poczucie bezpieczeństwa i na pewno nie samotność! – zareagowała zszokowana pani Weasley zwracając się tak, jakby Hermiony w ogóle nie było w pomieszczeniu.
– Wręcz przeciwnie, Molly. Panna Granger będzie mogła widywać się z kim będzie chciała i kiedy tylko będzie chciała. Nie musi przebywać w nowym pokoju, jednak dostaje taką możliwość.
– Nie sądzę, aby to było rozwiązanie – wtrącił się Harry. – Hermiona potrzebuje teraz przyjaciół, dzięki którym będzie w stanie poradzić sobie z tym, co przeżyła. – Przerwał na chwilę, a po chwili kontynuował ciszej: –  I mimo naszych kłótni ona wie, że może do nas przyjść i o wszystkim nam opowiedzieć
Chłopak popatrzył smutno na Hermionę. Ostatnio ich relacje się pogorszyły, lecz wciąż uważał ją za swoją przyjaciółkę – mimo że na skraju lasu widział coś, co chciał jak najszybciej z nią wyjaśnić. 
– Też tak myślę! – dodał Ron.
Krew się w niej zagotowała. Czy w końcu ktoś mógłby nie udawać, że wie, co jest dla niej najlepsze i co za tym idzie, próbować podjąć za nią decyzję? Miała wrażenie, jakby każdy wiedział lepiej, jak powinna sobie z czymkolwiek poradzić, i co jej pomoże w takiej sytuacji. Na Merlina, o ile życie byłoby łatwiejsze jakby każdy zajął się własnym życiem. 
Gdy coraz więcej osób zaczęło wykłócać się gdzie powinna nocować, z kim rozmawiać i co robić w czasie wolnym wstała i sama zabrała głos:
– Ja rozumiem, że każdy z was chce jak najlepiej dla mnie, jednak w tym wypadku ja wiem lepiej. – Przerwała na chwilę i zdusiła kaszel. Z każdym wdechem płuca piekły niemiłosiernie, a płucach czuła niewygodne kłucie. – Nikt z was nie przeżył tego, co ja, więc możecie przestać udawać, że wiecie jak to jest i przestać kłócić się kto ma rację. Potrzebuję chwili dla siebie, bez przyjaciół, znajomych, nauczycieli. Muszę odpocząć, pomyśleć, a następnie zapomnieć. Każdy ma inny sposób, ale ja już wybrałam ten. Dziękuję za dobre chęci, jednak nie skorzystam z waszych propozycji. Koniec tematu. – Zakończyła, po czym usiadła ostrożnie nie zważając na niedowierzające spojrzenie Molly, Harry'ego i kilku nauczycieli. Wytarła wierzchem dłoni pot z czoła i próbowała uspokoić oddech.
Atmosfera w pomieszczeniu zgęstniała, a zgodne milczenie sprawiało, że dawna Hermiona poczułaby wyrzuty sumienia i przeprosiłaby wszystkich zgromadzonych za swoje zachowanie. Ale tak było kiedyś. Teraz pragnęła jedynie, żeby wszyscy zrozumieli, że ma prawo sama decydować o swoim życiu. Była pewna, że za kilka tygodni przywykną do tego, że "mała" Hermiona będzie w stanie zająć się sobą jak dorosła osoba – a ta sytuacja będzie traktowana jedynie jako zapalnik do zmiany. 
Dumbledore pobieżnie poinformował ich o przebiegu zebrania u Voldemorta. Zapewnił także, że jego zamiarem nie było fizyczne skrzywdzenie Hermiony, a bardziej skłócenie członków Zakonu i oddziałanie na uczucia Harry'ego. Dziewczyna przez cały ten czas siedziała ze skrzyżowanymi rękami na piersi pochłaniając wzrokiem życie, które toczyło się za oknem. Zdecydowanie było to ciekawsze niż przysłuchiwanie się rozmowom na jej temat, które ponownie toczyły się tak, jakby nie było jej obok. 
Gdy zebranie dobiegło końca podeszła do okna czekając aż reszta zgromadzonych wyjdzie z pomieszczenia. Nie chciała, aby ktokolwiek ją pocieszał, przytulał czy pytał jak było. W momencie, gdy gabinet opustoszał pożegnała się z dyrektorem i ruszyła po krętych schodach na dół. Oczywiste było, że gdy ktoś szarpnął ją mocno za łokieć ciągnąć w dół była niemalże przekonana, że zaraz będzie miała bliskie spotkanie z posadzką i wybije wszystkie zęby, którymi tak troskliwie zajmowała się przez te wszystkie lata. 
– Puść mnie, brutalu. – Próbowała wyszarpnąć rękę i nie stracić przy tym równowagi. Uwolniona adrenalina sprawiła, że miała nagle więcej siły niż mogłaby podejrzewać. 
– Wyrażaj się, Granger – syknął i puścił, gdy dotarli na sam dół. Nie pozwolił jednak, by przeszli przez gargulca strzegącego gabinet.
– O, to ty. W takim razie wiele się nie pomyliłam. 
Spojrzał na nią spode łba i miała wrażenie, że żyłka, która uwidoczniła się na czole zaczęła pulsować. 
– Chciałeś czegoś? – warknęła.
Miała nadzieję, że szybko się go pozbędzie. Najchętniej znalazłaby się teraz w swoim pokoju, łyknęła kilka eliksirów i położyła się do łóżka. 
– Szacunek, Granger, bo zaraz stracę cierpliwość i twoje życie w Hogwarcie stanie się piekłem – wysyczał zbliżając się do niej z każdym słowem. 
– Już niemalże jest. – Wzruszyła ramionami. 
Severus zaśmiał się cierpko. Po skórze Hermiony przeszła mimowolnie gęsia skórka, gdy usłyszała ten pusty, drwiący śmiech. 
– Chciał pan o czymś pogadać, profesorze Snape? 
– W moim gabinecie. 
– Jak chce pan o czymś porozmawiać, to niech pan mówi. Wydaje mi się, że rozmowa nie zajmie dużej niż pięć minut. – Skrzyżowała ręce na piersi. 
Severus westchnął ciężko. 
– To chyba nie najlepsze miejsce o rozmowach na temat Czarnego Pana ani wilkołakach. 
– To chyba w ogóle nie najlepsze tematy do rozmów. Chciałam porozmawiać o tym już dwa dni temu, jednak pańskie zachowanie dwunastolatka skutecznie to uniemożliwiło. 
– Byłem zajęty, Granger. Jesteś ostatnią osobą, przed którą muszę się tłumaczyć. 
– No tak, oczywiście – prychnęła pogardliwie. – Ale jeśli zostałbym wezwana przez wilkołaki, to już sama mam sobie radzić, tak? A co jeśli dostałabym wiadomość, że Voldemort znowu chce mnie zobaczyć, bo jednak jeszcze mu się nie znudziło? To jak ma się do tego to, że miałabym na panu polegać? – Jej przyciszony głos zdawał się być gorszy od krzyku. Robiła krótkie wdechy walcząc ze swoim obolałym ciałem. – Przecież mogę sobie poradzić sama, tylko proszę mi nie wciskać kitu, że mogę zawsze na pana liczyć, gdy tak nie jest. – Emocje wzięły górę, a po policzkach Hermiony zaczęły płynąć łzy.  Tłumiony strach, gorycz, rozczarowanie, stres i wieczna niepewność, które dręczyły ją wszystkimi nocami, które spędziła w celi Voldemorta, w końcu wydostały się na powierzchnię.
– No już, Granger, przestań. Załapałem, nie maż się. Wiesz przecież, że złość piękności szkodzi, a ty i tak nie masz czym szastać. – Przybliżył się i przygarnął ją do siebie pewnie trzymając, aby się nie wyrwała. 
Dziewczyna walczyła przez chwilę, próbując wydostać się ze stalowego uścisku, mimo że sama robiła sobie w ten sposób krzywdę.
– Przepraszam – powiedział po chwili, co tak zaskoczyło Hermionę, że aż znieruchomiała. – Masz rację, źle postąpiłem. – Odsunął ją od siebie trzymając za ramiona i znalazł jej spojrzenie. – Ale czy to musi przekreślać naszą współpracę? – zapytał poważnie. 
Hermiona zrobiła krok to tyłu, rozprostowała wygniecioną szatę i przetarła wierzchem dłoni twarz. Podniosła głowę i zmierzyła Snape'a twardym spojrzeniem. Przez kilka chwil mierzyli się jedynie wzrokiem, jednak Hermiona nie doczekała się zerwania tego połączenia.
Zaprzeczyła delikatnie głową, po czym ruszyła w stronę chimery. 
– To może porozmawiamy o wilkołakach i Czarnym Panu w moim gabinecie? – zaproponował. 
Hermiona odwróciła się i pomyślała przez chwilę.
– Tylko jeśli poczęstujesz mnie odpowiednimi eliksirami. 
Severus skinął głową, a dziewczyna ruszyła w prawo, w stronę lochów. 

Mistrz Eliksirów postawił przed nią, w równym rządku, pięć magicznych napojów, po czym zajął miejsce naprzeciw.
– One powinny pomóc. Dwa regenerujące, jeden przyspieszający gojenie ran, jeden przyspieszający zrost kości i jeden przeciwbólowy. Z resztą trzeba poradzić sobie tak, jak radzono sobie kiedyś: alkoholem. 
– Taka porada z ust własnego profesora? – zakpiła.
– Z ust wieloletniego Śmierciożercy. 
Hermiona odkorowała eliksiry i wypiła duszkiem jeden za drugim. 
– Co ile można je brać?
– Co dwanaście godzin, nie wcześniej, tym bardziej przeciwbólowy. Nie będzie działać przez cały ten czas, ale częstsze przyjmowanie może mieć przykre konsekwencje. Jednak jestem pewny, że już o tym wiesz, panno Wiem-To-Wszystko. 
Kiwnęła jedynie głową i przymknęła oczy rozsiadając się wygodniej na krześle.
– Może przeniesiemy się do salonu? – zaproponował. – Tam są fotele z o wiele wyższym oparciem. 
Hermiona kiwnęła raz jeszcze, niezdolna do mówienia. Nagle stała się senna i nie była w stanie myśleć o czymkolwiek innym niż ciepłe łóżko i odpoczynek.
– Chodź, Granger – powiedział cicho i pomógł jej wstać, prowadząc ją obok siebie w stronę salonu. 
Nie minęło dużo czasu, od kiedy posadził dziewczynę na fotelu, a ta odpłynęła w objęciach Morfeusza. Wiedział jednak, że jedynie tak może się skończyć. Bo jakby mogło być inaczej, skoro jedną z pięciu mikstur, które przed nią postawił, był eliksir Słodkiego Snu? A skoro nawet tego nie zauważyła, to na pewno nie była w stanie rozmawiać z nim na poważne tematy.

– Wyjaśnisz mi czemu obudziłam się w twoich komnatach? – zapytała przechodząc przez próg kuchni. Była bardziej skołowana niż zdenerwowana. 
– Bo zasnęłaś na fotelu – odpowiedział nawet nie racząc ją spojrzeniem znad gazety. 
– Coś ty mi dał? – zapytała oskarżycielsko. 
– Granger naprawdę musisz z rana truć tyłek? Najpierw to usiądź, napij się kawy, weź sobie coś do zjedzenia i zatkaj ten dziób dopóki nie przeżujesz całego posiłku. Nie mam zamiaru rozmawiać z głodną kobietą. 
Fuknęła w odpowiedzi, ale postąpiła zgodnie ze wskazówkami. Faktycznie, ostatni posiłek jadła wczorajszego popołudnia i na samą myśl o jedzeniu aż zaburczało jej w brzuchu. 
Hermiona zajęła się pochłanianiem posiłku, a w momencie, gdy zwolniła się czytana przez Snape'a gazeta dziewczyna bez pytania sięgnęła po nią i zainteresowana zaczęła ją kartkować. 
– W Ministerstwie istny chaos. 
– Mhm... – odpowiedział jedynie wypatrując się w szklankę z kawą. 
Hermiona pokręciła głową. 
– Jeden głupszy od drugiego, porażka. – Westchnęła. – Ilu ludzi ma tam Voldemort? 
– Sporo. Wystarczającą liczbę, by zrobić rewolucję kiedy tylko zechce. 
Hermiona zdenerwowana odłożyła gazetę na bok. 
– Robi co chce, pociąga za sznurki. A Dumbledore, co? Pilnuje Hogwartu. 
– I dzieci, Granger. One są najbardziej niewinne z nas wszystkich i to ten, przez którego one umrą zostanie osądzony. – Westchnął ciężko i rozmasował skronie. Ostatnio ciężej niż zwykle było mu zasnąć i nie mieć koszmarów. Czuł jakby niedługo miało wydarzyć się coś ...
Dziewczyna zamyśliła się na chwilę. Miał rację. Jeżeli Dumbledore skupiłby się bardziej na polityce niż na uczniach, a Voldemort przedarłyby się w tym czasie do Hogwartu rodzice nigdy by mu tego nie wybaczyli. Reszta magicznego świata z resztą też nie. Zostałby zlinczowany i straciłby w oczach wszystkich raz na zawsze. 
– W takim razie dobrze, że mam plan, aby nie ucierpiały bardziej – powiedziała zdawkowo. 
– O czym ty mówisz? – Oderwał wzrok od kawy i spojrzał na nią lekko zdziwiony.
– Voldemort chce bym zrobiła nabór do stada. Pragnie, aby nowymi członkami byli uczniowie. Nie myśli o tym, by je zabijać, ale by mieć je po swojej stronie. 
– I je zwerbujesz? 
– Za kogo ty mnie masz, Snape? – odparła z oburzeniem teatralnie łapiąc się za serce, jakby zraniła ją ta insynuacja. – Naturalnie, tak jak wspomniałam, mam plan, aby to nie były dzieci. Czasami wdaje mi się, że w ogóle mnie nie słuchasz. – Westchnęła i pokręciła głową.
– Bo tak jest. – Uśmiechnął się kpiąco i wstał, by posprzątać ze stołu. –  No to co żeś wymyśliła tym razem? – Kpiący uśmiech zagościł na jego ustach. 
– Nawet nie usłyszałeś planu, a już jesteś nieprzekonany. – Prychnęła, ale kontynuowała. – Oczywiście zgodnie z poleceniem powiększę stado. Będzie to bardzo ciężkie, tym bardziej jeśli trzeba będzie pogodzić wszystkich członków, ale jakoś może wyjdzie. Chcę się odezwać do starych znajomych, którzy nie przynależą do żadnego stada.
– Czemu jesteś pewna, że wybiorą twoje stado, a nie wolność?
– Nie jestem. Ale pewna jestem tego, że Delvor jednoczy kilka klanów wilkołaków, i że planuje przystąpić do Voldemorta. – Zamyśliła się.
– Nigdy o nim nie rozmawialiśmy.
Hermiona westchnęła i rozmazowala nasadę nosa. Prawda była taka, że jeżeli mieli współpracować efektywnie to musieli sobie zaufać i podzielić wszystkimi ważnymi informacjami.
– Delvor to brat Velvora. Obaj urodzili się będąc wilkołakami. Wydawało się, że byli jak ogień i woda. Velvor oczywiście był wodą. Był łagodny, delikatny, zawsze chętny do pomocy. Uważał, że rozterki świata czarodziejów nie są problemami wilkołaków – a przynajmniej na takiego się kreował. Później jednak pokazał swoje prawdziwe oblicze.
– Co masz na myśli?
– Pamiętasz jak go zabiłeś? – zapytała wprost.
– Tak – odpowiedział, nie dając po sobie  poznać, że to pytanie zbiło go trochę z tropu. Był przekonany, że jakby reszta stada dowiedziała się, że maczał w tym palce i różdżkę, to chcąc się zemścić sprowokowałaby go do pozbycia się też i innych wilkołaków. 
– Kilka dni wcześniej poznałam prawdę na temat prawdziwego zamiaru Velvora. Wtedy już od dłuższego czasu nie należałam do stada i sama błąkałam się po lasach próbując zrozumieć własną naturę – o czym dotychczas nikt mnie nie uczył. Napotkałam się wtedy na innego wilkołaka, który wybrał taki sam styl życia, co i ja. Sporo było takich osób, ale wciąż należeliśmy do mniejszości. Lasy są wielkie, więc nie spotykałam ich wtedy aż tak wiele. Okazało się, że wie co nieco na temat Velvora. Należąc do stada przez długi czas nie pasowało mi jego dziwne zachowanie i postępowanie, które doprowadzało mnie do białej gorączki. Ale po rozmowie z tym wilkołakiem jasny stał się dla mnie cel alfy. Chciał wejść w szeregi Riddle’a, jednak nie akceptował zasad tego kontraktu. Chciał większej władzy, a Voldemort jak to Voldemort nie był osobą, która akceptowałaby czyjeś zasady.
– Czemu chciał cię wtedy zabić?
– Nie chciał mnie zabić. Nic by mu to nie dało. – Pokręciła głową i westchnęła cicho. – Chciał mnie uciszyć i zemścić się. Groził mi. Napotkałam jego stado przypadkowo, ale chciałam wyjawić wszystkim jaki interes ma w byciu alfą, jednak mi się nie udało.
– A jakim w takim razie był alfą?
Hermiona uśmiechnęła się pod nosem przypominając sobie czas, gdy należała do jego watahy.
– Dobrym, mimo wszystko. Potrafił o nas dbać i jeśli było się z nim od początku, tak jak ja, to wierzyło się stuprocentowo w to, co mówił. Świetnie potrafił wpływać na ludzi i nimi manipulować, a oni nawet tego nie zauważali.
– On cię przemienił? – zapytał zszokowany.
– Tak. Wtedy nie miałam mu nawet za złe, tłumaczył się, że był to przypadek, a ja uwierzyłam. Nigdy w życiu nie widziałam tak skruszonego człowieka. 
Severus pokręcił głową z niedowierzaniem. 
– Czy twoje stado wie, że to przeze mnie tamtej nocy stracili alfę?
– Naturalnie, raczej nie często da się spotkać tygrysa w Zakazanym Lesie. Mimo urozmaiconej fauny. 
– W takim razie wciąż nie mogę zrozumieć jednego, jak to jest, że twoje stado nie chce mojej głowy?
– Chcieli. – Zaśmiała się lekko na samo wspomnienie. – Wyjaśniłam im wszystko, tak jak wyjaśniam tobie. Powiedziałam, że ci co nie wierzą w moje słowa powinni odejść z mojego stada, bo ja nie będę ich przekonywać. – Wzruszyła ramionami. – Nie chciałam niszczyć ich wspomnień, więc nie nakreśliłem im całej sytuacji, dałam im do zrozumienia, że to był czyn obronny a nie atak. Nie chciałam im mówić, że wcześniej czy później Velvor zginąłby z ręki samego Voldemorta.
– A Delvor? – zapytał zaintrygowany.
– Delvor zawsze praktykował użycie większej siły w odróżnieniu do brata. Zachowaniem było mu bliżej do samego Riddle'a, jednak nigdy do końca nie pogodził się ze Śmierciożercami – gardził nimi tam samo, jak oni gardzili wilkołakami. Wątpię, aby cokolwiek się zmieniło na tej płaszczyźnie. 
– Dołączy do Czarnego Pana?
– Wciąż nie mam pojęcia, dyrektor miał się tego dowiedzieć.
– Albus? – zapytał z niedowierzaniem, już nawet nie ukrywając jak bardzo zszokowała go ta wiadomość.
– Po tamtym incydencie, gdy znaleźliśmy go u Delvora powiedział mi, że się znają już kilka lat i utrzymują dobre kontakty. Trochę mnie to zdziwiło, ale wyszedł z propozycją, że dowie się co planuje Delvor, a ja wywiąże się ze swojej części umowy i stanę z moim stadem i jak największą liczbą wilkołaków przeciw Voldemortowi.
– I co z tym genialnym planem się stało?
– Umarł. – Wzruszyła ramionami. – Przystąpiłam do Delvora na własnych warunkach, ale nic dalej się nie wydarzyło. Nie wiem czy zostałam wykluczona, czy próbuje najpierw zebrać jak największą ilość wilkołaków, a później zamierza działać. Nie wiem także czy już jest w grupie wsparcia Voldemorta, czy wciąż prowadzą dyskusję.
– Czarny Pan nie dyskutuje – powiedział zamyślony. – A Dumbledore ewidentnie kłamie. 
Hermiona przyjrzała mu się uważnie.
– Na jaki temat?
– Znajomości z Delvorem. Jakby coś o nim wiedział, to już dawno by powiedział, nie jest przecież głupi. Grał jedynie na zwłokę, abyś nie zrezygnowała ze swojego stanowiska. Przecież równie dobrze mogłabyś nie angażować swojego stada. 
Dziewczyna zamyśliła się. Snape miał dużo racji. Nigdy nie brała pod znak zapytania znajomości Delvora z Dumbledorem, tym bardziej, że znaleźli dyrektora u niego w domu, a sam zainteresowany wypowiadał się na temat wilkołaka z serdecznością.
Hermiona potrząsnęła głową.
– W każdym razie robię nabór do stada, a ty musisz mi pomóc. Będziemy wieczorami przeczesywać lasy w poszukiwaniu wilkołaków, nie tylko podczas pełni. Dużo osób jeżeli nie należy do watahy nie widzi problemu w szwendaniu się nocą po lesie, bez większego celu. Dużo z nich ucieka przed kimś, chowa się albo po prostu stara nauczyć się czegoś o sobie. Zakazany Las to ogromny obszar, jednak nie jedyny las, po którym chodzą wilkołaki. Niektórzy znajomi nie są z Anglii, więc w razie czego, w akcie desperacji trzeba będzie się tam aportować.
– I niby z których wieczorów chcesz mnie oskubać? – Skrzywił się nieznacznie, próbując sobie przypomnieć po co właściwie chciał dalej z nią współpracować. 
– Ze wszystkich – powiedziała, raźnie uśmiechając się od ucha do ucha. – Chyba, że zostaniesz wezwany przez Voldemorta. A tak to im szybciej ich znajdziemy, tym lepiej. Tym bardziej, że czeka mnie jeszcze nauka manier nowych rekrutów.
Snape pokiwał ze zrozumieniem głową.
– Jak obrażenia? – Zmienił temat.
– Już mniejsze. Jak słychać żebra pozwalają mi na swobodne rozmawianie. Gdyby nie eliksiry, to bym miesięcy potrzebowała na regenerację. 
– Oświeć mnie kiedy w takim razie będziesz w stanie się przemienić?
– Za dwa dni. Do tej pory powinno się już wszystko dobrze zrosnąć i nie rozerwać podczas przemiany.
Mężczyzna pokiwał głową na zgodę.
– W szafce przy łóżku masz eliksiry, nie zapomnij ich zażyć. I staraj się dzisiaj ograniczyć chodzenie – powiedział twardo, patrząc na nią spode łba. – Jeżeli chcesz możesz zostać tutaj, mnie to ani ziębi, ani grzeje, bo i tak cały dzień będę poza komnatami. 
Hermiona kiwnęła głową i popatrzyła na zbierającego się do wyjścia mężczyzny. Musiała przytłoczyć go zbyt dużą ilością informacji, skoro aż zapomniał dodać jadu do swojej wypowiedzi.

3 komentarze :

  1. Nareszcie nowa notka a co do ustawy jak na razie nic się nie dzieje...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ponieważ jeszcze nie doszło do wprowadzenia ustawy. Było sporo protestów i na razie przełożyli - miejmy nadzieję, że nie wprowadzą w ogóle :)

      Usuń
  2. Aaaaaa, nowy rozdział <3 bardzo się cieszę, wyszedł super! Czekam na więcej :3

    OdpowiedzUsuń