Był u Bety, jednak chyba ona na wyjeździe, więc zamiast czekać to wrzucam. Mam nadzieję, że nie brzmi jakby wszystko było pisane na jedną nutę xx
Albus Dumbledore zdziwił się kiedy do jego gabinetu bezpardonowo
weszła dwójka młodych czarodziejów. Z ich miny mógł wywnioskować, że oboje
najchętniej znaleźliby się w tym momencie gdzieś indziej. Jeszcze kilkanaście
lat temu może by uraziło to sceptyczne spojrzenie i próbowałby wytłumaczyć swój
dosyć specyficzny tok rozumowania, tudzież metodykę rozwiązywania problemów,
jednak w teraźniejszości, a przede wszystkim przed tą dwójką, wiedział, że
tłumaczenie zda się na nic. Każdy z nich miał inny sposób patrzenia na rzeczywistość,
inną wizję przyszłości i innymi wartościami się kierował. Dla Albusa było to
zrozumiałe, ale nie mógł pozwolić na to, by każdy dążył do wygrania Bitwy swoim
sposobem. Dlatego też musiał poskromić tę dwójkę przed działaniem na własną
rękę, bo inaczej jego plan tak iście dokładnie zaplanowany, przemyślany tysiące
razy, mógł się nie powieść. A wtedy musieliby walczyć bez planu, instynktownie
– a to przyniosłoby jedynie chaos; wśród uczniów, nauczycieli i rodziców. W
związku z tym nie chciał nawet myśleć, że Hermiona Granger i Severus Snape
mogliby działać własnym planem, który mógłby zaburzyć jego ideę. Przez to w
głębi duszy obawiał się, co mają mu do przekazania.
– Panno Granger, wszystko w porządku? – Przyjrzał jej się
zaniepokojony stanem, w którym do niego przyszła.
– Tak, profesorze. Mogło być gorzej. – Uśmiechnęła się krzywo,
dokuśtykała do krzesła i z głośnym westchnieniem opadła na nie. – Nieziemsko
wygodne te pana á la fotele, dyrektorze. Chyba jeszcze nigdy nie było mi tak
dobrze siedząc. – Westchnęła z przyjemności i przymknęła oczy rozkoszując się
wygodą. Obite ciało sprawiało, że miała wrażenia jakby latami przebywała
jedynie na betonowej podłodze.
– Wracamy od Czarnego Pana, jeśli uszło ci to uwadze – powiedział
Severus z krzywym grymasem na twarzy, jakby chciał powiedzieć "przyjrzyj
się temu, co zrobiłeś". – Zapragnął, abym coś ci pokazał, więc oczywiście
z niewyobrażalną chęcią to zrobię, a później panna Granger przekaże ci inne
ciekawostki.
Hermiona spięła się na słowa Snape'a. Co dokładnie miał mu pokazać?
Co chciał udowodnić Voldemort i co teraz będzie dla Dumbledore'a jasne? Nie
chciała żeby widział jak Mcnair ją traktuje – nie chciała widzieć litości w
jego oczach, współczucia, obrzydzenia. Nie chciała, by dopytywał się, co działo
się na poprzednim spotkaniu. Merlinie, może nawet chciałby zobaczyć to na
własne oczy. Przecież do tego w ogóle nie mogłaby dopuścić.
Siedziała z zamkniętymi oczami, ale była napięta jak struna. Jej
słuch wyostrzył się do granic możliwości. Tętno Dumbledore'a było tak samo spokojne
jak Snape'a, co nieznacznie poprawiło nastawienie Hermiony. Żałowała jednak, że
nie było możliwości usłyszenia jakimi informacjami wymieniają się ze sobą za
pomocą legilimencji.
Po kilkudziesięciu sekundach, które dla dziewczyny ciągnęły się
długimi minutami usłyszała ciche westchnienie, które wydobyło się z ust
dyrektora.
– Rozumiem – skomentował poważnie kiwając głową, jakby wciąż
próbował przyswoić wszystkie informacje.
Hermiona otworzyła oczy i uważnie studiowała wyraz jego twarzy – nie
potrafiła jednak dostrzec w niej żalu, litości, ani nawet zaskoczenia. Nie była
pewna czy źle zinterpretował całe wydarzenie, czy faktycznie już nie takie
rzeczy widział. Przez chwilę chciała nawet w0ybuchnąć i dowiedzieć się, co
takiego musiałoby się stać, aby wywarło to na nim wrażenie, ale od razu się
powstrzymała. Przecież ledwo jakiekolwiek słowa opuszczały jej usta ze względu
na chrypę, której się nabawiła, a co dopiero mówić o wchodzenie w dłuższy
dialog, a tym bardziej konfrontację. Innym razem poruszę ten temat,
zadecydowała. Snape produkował się dalej krótkimi zdaniami wracając do
spotkania w posiadłości Malfoy'ów. Mówił szybko i treściwie, a dyrektor
pochłaniał każde słowo, które wylatywało z jego ust nie przerywając mu.
– Granger może dodałabyś coś od siebie, a nie siedzisz jak
gobelin?
Hermiona wyrwała się nagle z letargu i popatrzyła się zdumiona na
Snape'a.
– Dodałabym? – powtórzyła głupio i jeszcze głupsze spojrzenie
utkwiła w swoim nauczycielu.
– Tak, Granger. Coś o swoich niesamowitych przeżyciach, które
dzisiaj zapiszesz w pamiętniku przed snem – powiedział
ironicznie.
– A, już sobie przypomniałam. Faktycznie jak mogłam o tym
zapomnieć. – Teatralnie pacnęła się ręką w czoło, a po chwili kaszel
zmógł jej ciało. Za dużo słów, za dużo napiętych mięśni, żebra i gardło
przypominające jej o tym. – Chciałabym jednak porozmawiać o tym na
osobności. – Popatrzyła z wyczekiwaniem na dyrektora.
Albus kiwnął głową i spojrzał na mężczyznę siedzącego przed nim.
– Severusie… – Ni to zapytał, ni to konkretnie
stwierdził.
– Oczywiście, mój panie – zakpił. Wstał, ukłonił się i
prychając pod nosem wyszedł zatrzaskując drzwi za sobą.
– Słucham, panno Granger.
– Zanim zacznę mogę poprosić o wodę? Ledwo mówię, a co dopiero
czaruję.
– Naturalnie, moja droga. – Pokiwał szybko głową i po
chwili stała przed nią szklanka wody, połowę której od razu wypiła.
– Dziękuje, o wiele lepiej. – Odetchnęła głęboko. – Jakkolwiek
negatywnie profesor Snape wyrażałby się o mojej obecności w celi Voldemorta
chcę podziękować panu za zaufanie mi. Moja obecność była bardziej doceniona niż
którejkolwiek z uczennic, tak jak przypuszczałam. Wierzę, że dzięki temu
zyskałam w oczach Riddle’a, na co bardzo mocno liczyłam. I tak jak
powiedziałam, zostałam doceniona, co za tym idzie dostałam misję do wykonania i
będzie ona angażować całe moje stado.
– Czemu dzielisz się ze mną tą informacją, Hermiono? Czy Voldemort
dał ci misję dotyczącą uczniów Hogwartu?
– Można tak powiedzieć – zawahała się. – Mam zrobić nabór do
mojego stada. – Nim zdążył coś powiedzieć zatrzymała go ręką i kontynuowała. –
Wiem, że to absurdalny pomysł i nie zamierzam go realizować. Odezwę się do
starych znajomych i poszukamy osób, które nie należą na razie do żadnego stada
i przekonam ich do dołączenia do mnie. Mi tak samo to nie jest na rękę, ale
Voldemort chce jak najwięcej osób mieć w swoich szeregach. W związku z tym
nikt, absolutnie nikt nie może zbliżać się do Zakazanego Lasu, a tym bardziej
podczas pełni. Będę pracować z nieznanymi mi osobami i nie chcę, by kogokolwiek
zaatakowali.
– Panno Granger, nie wydaje mi się, aby to był dobry pomysł.
Voldemort nie będzie zadowolony z niestosowania się do rozkazów – stwierdził
mocniejszym już tonem.
– Oczywiście, zdaję sobie z tego sprawę. Ale będzie zadowolony, że
nabór się odbywa. – Wzruszyła ramionami. – Wiem, że po czasie przekona się do
tego pomysłu. Jednak, aby było to możliwe należy definitywnie zakazać zbliżania
się przynajmniej na sto metrów do Zakazanego Lasu, co z drugiej strony
ograniczy moje zdolności jako wilkołaka do zaatakowania kogokolwiek z uczniów w
celu ich przemienienia. Wiem, że całkowite ograniczenie wyjścia na błonia nie
jest rozwiązaniem. Natomiast informacja o unikaniu lasu musi być jawnie
ogłoszona, by dzieci Śmierciożerców wiedziały, że jest wzmożone bezpieczeństwo
w Hogwarcie.
– Czarno to widzę, panno Granger. Można spróbować, ale jeśli dojdę
do wniosku, że takie akcje zbyt narażają bezpieczeństwo dzieci karygodnie ma
pani przestać, zrozumieliśmy się? – powiedział twardo.
Hermiona kiwnęła pewnie twierdząco głową.
– A czemu, drogie dziecko, chciałaś ażeby Severus wyszedł? – Jego
ton momentalnie przemienił się na łagodny.
– Bo jest jeszcze jedna kwestia. Cały czas muszę udawać przed
Voldemortem, że jestem zakochana w profesorze Snapie, co miało być też powodem
mojego wstąpienia w jego szeregi. Muszę stwarzać sytuacje, które mogłyby
wydawać się dwuznaczne, a gdyby profesor Snape o nich wiedział, to na pewno by
nie wyszło wiarygodnie.
Pokiwał powoli głową, jakby analizując sytuację.
– Oczywiście nie dojdzie do niczego niestosownego. – Sprostowała
szybko. – To mój nauczyciel.
– Naturalnie, panno Granger. Proszę robić, co trzeba. Nawet jeśli
z czasem Severus się dowie, bo wiemy, że się dowie, to na pewno nie będzie na
panią bardzo zły.
– No nie wiem – parsknęła. – Ale gdy się dowie, to już nie będzie
to ważne. – Uśmiechnęła się krzywo na samą myśl Bitwy i tego, co może po niej
nastąpić. – To wszystko, co chciałam powiedzieć.
– Dziękuje za informacje, Hermiono. Niestety pod twoją nieobecność
musieliśmy wyznaczyć innego Prefekt Naczelnego, zdecydowałem, że i tak masz
wystarczająco dużo obowiązków. Niemniej w Hogwarcie jest tyle pokoi, że
pozwoliłem sobie na umieszczenie nowego Prefekta w innym, niemalże bliźniaczo
podobnym. Wyjaśnię na kolejnym zebraniu, że po spotkaniu u Voldemorta doszliśmy
do wniosku, że własna przestrzeń osobista pozytywnie wpłynie na twój stan
psychiczny i pozwoli uporać ci się ze wspomnieniami.
– Dziękuje bardzo, dyrektorze, naprawdę. – Hermiona odetchnęła z
ulgą, przynajmniej teraz nie musiała obwiniać się za niewypełnianie swoich
obowiązków, a zarazem wymykać się z Pokoju Wspólnego.
Pożegnała się i z uśmiechem na ustach wyszła z gabinetu dyrektora.
Minęła chimerę i skierowała swoje kroki w prawo.
Zapukała głośno do drzwi nerwowo oglądając się na boki obawiając
się, że zaraz trafi na jakiegoś ucznia. Jednak gdy po dwóch minutach nikt jej
nie otworzył zrezygnowała i zdenerwowana ruszyła do siebie. Najwyraźniej Snape
obraził się, że nie chciała przy nim wyjawiać, jakie zadanie powierzył jej sam
Voldemort. Ale to przecież ona powinna być zła! Nie wyrażała zgody, by mówił do
czego tam doszło, a co dopiero pokazywał. Przecież mógł już jej tego
oszczędzić, ale oczywiście, że nie - jeżeli chodziło o nią to nie interesowało
go czy to ją upokorzy, czy nie, bo przecież sama się na to zgodziła chcąc tak
samo jak on być w szeregach największego czarnoksiężnika. Chodziło o fakt, że
zrobił to bez skrupułów. Ale czy można się było jakichkolwiek spodziewać po
Śmierciożercy?
Hermiona wściekła jak osa rzuciła na siebie zaklęcie Kameleona nie
będąc już w stanie się skupić chociaż na tyle, by uniknąć kogokolwiek w drodze
do swojego pokoju. Dopiero, gdy do niego dotarła emocje z niej opadły i
przyszedł zapomniany na chwilę ból. Nalała sobie wannę chłodnej wody i dodała
aromatyczne olejki – z pewnością musiała zająć się teraz sobą i odpocząć.
Na zebraniu Zakonu Feniksa, które zorganizowane zostało dwa dni po
jej powrocie do Hogwartu, każdy patrzył na nią zszokowany. Opuściła lekko głowę
przechodząc przez próg, a włosy zasłoniły jej twarz. Niektóre opuchnięcia
zdążyły już się zmniejszyć, a kolor siniaków na twarzy znacznie zbladł. Przed
wyjściem jednak nałożyła sporej warstwy makijaż i rzuciła na siebie kilka
zaklęć tak, aby nie było widać obrażeń jakich doznała. Wolała, aby dziwili się,
że jest w tak dobrym stanie, niżeli płakali, zadręczali się i pilnowali jej.
Poza tym doszła do wniosku, że nie pozwoli na to, by Severus Snape został jej
opiekunem i sapał nad jej szyją – już i tak wystarczająco zalegał w
jej życiu. W dodatku jak miałby udawać, że stara się pomóc jej w uporaniu
z wizytą u Voldemorta, jeżeli obrażał się jak dziecko i nie odzywał się do niej
od spotkania w gabinecie dyrektora? Naturalnie, gdy weszła do pomieszczenia
jako jedyny nagle zainteresował się bezchmurnym niebem i kompletnie ją zignorował,
co jedynie sprawiło, że jeszcze bardziej się na niego wściekła.
Ruszyła w stronę pierwszego rzędu uśmiechając się pokrzepiająco do
każdego kto chciał podejść i ją przytulić, ale nie pozwoliła na to szybko
zajmując miejsce. Z pewnością na takie czułości miała jak najmniejszą ochotę,
tym bardziej teraz. Kiwnęła lekko do dyrektora w geście powitania i
potwierdzenia, że jeśli o nią chodzi, to może zaczynać, a Snape'a nawet nie
obdarzyła spojrzeniem, przyjmując tę samą taktykę co i on.
– Witam was wszystkich, moi drodzy. Zwołałem to zebranie, ponieważ
w końcu udało nam się odzyskać pannę Granger. Jak widzicie jest w dobrym stanie
i potwierdza to tezę, iż jej życiu nie zagrażało bezpośrednie
niebezpieczeństwo. Zdążyliśmy przeprowadzić już rozmowę we dwoje i jestem w
stanie zapewnić, że nie doznała żadnych obrażeń fizycznych. Jednakże z
racji obciążenia psychicznego jakim było przebywanie w celi Vodemorta
postanowiłem pozwolić pannie Granger zająć osobny pokój, w którym będzie mogła
pozwolić sobie na odpoczynek.
– Albusie przecież to niedorzeczne! W jej stanie? Jej potrzebne
jest wsparcie, poczucie bezpieczeństwa i na pewno nie samotność! – zareagowała
zszokowana pani Weasley zwracając się tak, jakby Hermiony w ogóle nie było w
pomieszczeniu.
– Wręcz przeciwnie, Molly. Panna Granger będzie mogła widywać się z
kim będzie chciała i kiedy tylko będzie chciała. Nie musi przebywać w nowym
pokoju, jednak dostaje taką możliwość.
– Nie sądzę, aby to było rozwiązanie – wtrącił się
Harry. – Hermiona potrzebuje teraz przyjaciół, dzięki którym będzie w
stanie poradzić sobie z tym, co przeżyła. – Przerwał na chwilę, a po chwili
kontynuował ciszej: – I mimo naszych
kłótni ona wie, że może do nas przyjść i o wszystkim nam opowiedzieć
Chłopak popatrzył smutno na Hermionę. Ostatnio ich relacje się
pogorszyły, lecz wciąż uważał ją za swoją przyjaciółkę – mimo że na skraju lasu
widział coś, co chciał jak najszybciej z nią wyjaśnić.
– Też tak myślę! – dodał Ron.
Krew się w niej zagotowała. Czy w końcu ktoś mógłby nie
udawać, że wie, co jest dla niej najlepsze i co za tym idzie, próbować podjąć
za nią decyzję? Miała wrażenie, jakby każdy wiedział lepiej, jak powinna sobie
z czymkolwiek poradzić, i co jej pomoże w takiej sytuacji. Na Merlina, o ile
życie byłoby łatwiejsze jakby każdy zajął się własnym życiem.
Gdy coraz więcej osób zaczęło wykłócać się gdzie powinna nocować,
z kim rozmawiać i co robić w czasie wolnym wstała i sama zabrała głos:
– Ja rozumiem, że każdy z was chce jak najlepiej dla mnie,
jednak w tym wypadku ja wiem lepiej. – Przerwała na chwilę i zdusiła
kaszel. Z każdym wdechem płuca piekły niemiłosiernie, a płucach czuła
niewygodne kłucie. – Nikt z was nie przeżył tego, co ja, więc możecie
przestać udawać, że wiecie jak to jest i przestać kłócić się kto ma rację.
Potrzebuję chwili dla siebie, bez przyjaciół, znajomych, nauczycieli. Muszę
odpocząć, pomyśleć, a następnie zapomnieć. Każdy ma inny sposób, ale ja już
wybrałam ten. Dziękuję za dobre chęci, jednak nie skorzystam z waszych
propozycji. Koniec tematu. – Zakończyła, po czym usiadła ostrożnie
nie zważając na niedowierzające spojrzenie Molly, Harry'ego i kilku
nauczycieli. Wytarła wierzchem dłoni pot z czoła i próbowała uspokoić oddech.
Atmosfera w pomieszczeniu zgęstniała, a zgodne milczenie
sprawiało, że dawna Hermiona poczułaby wyrzuty sumienia i przeprosiłaby
wszystkich zgromadzonych za swoje zachowanie. Ale tak było kiedyś. Teraz
pragnęła jedynie, żeby wszyscy zrozumieli, że ma prawo sama decydować o swoim
życiu. Była pewna, że za kilka tygodni przywykną do tego, że "mała"
Hermiona będzie w stanie zająć się sobą jak dorosła osoba – a ta sytuacja
będzie traktowana jedynie jako zapalnik do zmiany.
Dumbledore pobieżnie poinformował ich o przebiegu zebrania u
Voldemorta. Zapewnił także, że jego zamiarem nie było fizyczne skrzywdzenie
Hermiony, a bardziej skłócenie członków Zakonu i oddziałanie na uczucia
Harry'ego. Dziewczyna przez cały ten czas siedziała ze skrzyżowanymi rękami na
piersi pochłaniając wzrokiem życie, które toczyło się za oknem. Zdecydowanie
było to ciekawsze niż przysłuchiwanie się rozmowom na jej temat, które ponownie
toczyły się tak, jakby nie było jej obok.
Gdy zebranie dobiegło końca podeszła do okna czekając aż reszta
zgromadzonych wyjdzie z pomieszczenia. Nie chciała, aby ktokolwiek ją
pocieszał, przytulał czy pytał jak było. W momencie, gdy gabinet opustoszał
pożegnała się z dyrektorem i ruszyła po krętych schodach na dół. Oczywiste
było, że gdy ktoś szarpnął ją mocno za łokieć ciągnąć w dół była niemalże
przekonana, że zaraz będzie miała bliskie spotkanie z posadzką i wybije
wszystkie zęby, którymi tak troskliwie zajmowała się przez te wszystkie
lata.
– Puść mnie, brutalu. – Próbowała wyszarpnąć rękę i nie stracić
przy tym równowagi. Uwolniona adrenalina sprawiła, że miała nagle więcej siły
niż mogłaby podejrzewać.
– Wyrażaj się, Granger – syknął i puścił, gdy dotarli na sam dół.
Nie pozwolił jednak, by przeszli przez gargulca strzegącego gabinet.
– O, to ty. W takim razie wiele się nie pomyliłam.
Spojrzał na nią spode łba i miała wrażenie, że żyłka, która
uwidoczniła się na czole zaczęła pulsować.
– Chciałeś czegoś? – warknęła.
Miała nadzieję, że szybko się go pozbędzie. Najchętniej znalazłaby
się teraz w swoim pokoju, łyknęła kilka eliksirów i położyła się do
łóżka.
– Szacunek, Granger, bo zaraz stracę cierpliwość i twoje życie w
Hogwarcie stanie się piekłem – wysyczał zbliżając się do niej z każdym
słowem.
– Już niemalże jest. – Wzruszyła ramionami.
Severus zaśmiał się cierpko. Po skórze Hermiony przeszła
mimowolnie gęsia skórka, gdy usłyszała ten pusty, drwiący śmiech.
– Chciał pan o czymś pogadać, profesorze Snape?
– W moim gabinecie.
– Jak chce pan o czymś porozmawiać, to niech pan mówi. Wydaje mi
się, że rozmowa nie zajmie dużej niż pięć minut. – Skrzyżowała ręce na
piersi.
Severus westchnął ciężko.
– To chyba nie najlepsze miejsce o rozmowach na temat Czarnego
Pana ani wilkołakach.
– To chyba w ogóle nie najlepsze tematy do rozmów. Chciałam
porozmawiać o tym już dwa dni temu, jednak pańskie zachowanie dwunastolatka
skutecznie to uniemożliwiło.
– Byłem zajęty, Granger. Jesteś ostatnią osobą, przed którą muszę
się tłumaczyć.
– No tak, oczywiście – prychnęła pogardliwie. – Ale jeśli
zostałbym wezwana przez wilkołaki, to już sama mam sobie radzić, tak? A co
jeśli dostałabym wiadomość, że Voldemort znowu chce mnie zobaczyć, bo jednak
jeszcze mu się nie znudziło? To jak ma się do tego to, że miałabym na panu
polegać? – Jej przyciszony głos zdawał się być gorszy od krzyku. Robiła krótkie
wdechy walcząc ze swoim obolałym ciałem. – Przecież mogę sobie poradzić
sama, tylko proszę mi nie wciskać kitu, że mogę zawsze na pana liczyć, gdy tak
nie jest. – Emocje wzięły górę, a po policzkach Hermiony zaczęły płynąć
łzy. Tłumiony strach, gorycz, rozczarowanie, stres i wieczna niepewność,
które dręczyły ją wszystkimi nocami, które spędziła w celi Voldemorta, w końcu
wydostały się na powierzchnię.
– No już, Granger, przestań. Załapałem, nie maż się. Wiesz
przecież, że złość piękności szkodzi, a ty i tak nie masz czym szastać. –
Przybliżył się i przygarnął ją do siebie pewnie trzymając, aby się nie
wyrwała.
Dziewczyna walczyła przez chwilę, próbując wydostać się ze
stalowego uścisku, mimo że sama robiła sobie w ten sposób krzywdę.
– Przepraszam – powiedział po chwili, co tak zaskoczyło Hermionę,
że aż znieruchomiała. – Masz rację, źle postąpiłem. – Odsunął ją od siebie
trzymając za ramiona i znalazł jej spojrzenie. – Ale czy to musi przekreślać
naszą współpracę? – zapytał poważnie.
Hermiona zrobiła krok to tyłu, rozprostowała wygniecioną szatę i
przetarła wierzchem dłoni twarz. Podniosła głowę i zmierzyła Snape'a twardym
spojrzeniem. Przez kilka chwil mierzyli się jedynie wzrokiem, jednak Hermiona
nie doczekała się zerwania tego połączenia.
Zaprzeczyła delikatnie głową, po czym ruszyła w stronę
chimery.
– To może porozmawiamy o wilkołakach i Czarnym Panu w moim
gabinecie? – zaproponował.
Hermiona odwróciła się i pomyślała przez chwilę.
– Tylko jeśli poczęstujesz mnie odpowiednimi eliksirami.
Severus skinął głową, a dziewczyna ruszyła w prawo, w stronę
lochów.
Mistrz Eliksirów postawił przed nią, w równym rządku, pięć
magicznych napojów, po czym zajął miejsce naprzeciw.
– One powinny pomóc. Dwa regenerujące, jeden przyspieszający
gojenie ran, jeden przyspieszający zrost kości i jeden przeciwbólowy. Z resztą
trzeba poradzić sobie tak, jak radzono sobie kiedyś: alkoholem.
– Taka porada z ust własnego profesora? – zakpiła.
– Z ust wieloletniego Śmierciożercy.
Hermiona odkorowała eliksiry i wypiła duszkiem jeden za
drugim.
– Co ile można je brać?
– Co dwanaście godzin, nie wcześniej, tym bardziej przeciwbólowy.
Nie będzie działać przez cały ten czas, ale częstsze przyjmowanie może mieć
przykre konsekwencje. Jednak jestem pewny, że już o tym wiesz, panno
Wiem-To-Wszystko.
Kiwnęła jedynie głową i przymknęła oczy rozsiadając się wygodniej
na krześle.
– Może przeniesiemy się do salonu? – zaproponował. – Tam
są fotele z o wiele wyższym oparciem.
Hermiona kiwnęła raz jeszcze, niezdolna do mówienia. Nagle stała
się senna i nie była w stanie myśleć o czymkolwiek innym niż ciepłe łóżko i
odpoczynek.
– Chodź, Granger – powiedział cicho i pomógł jej wstać,
prowadząc ją obok siebie w stronę salonu.
Nie minęło dużo czasu, od kiedy posadził dziewczynę na fotelu, a
ta odpłynęła w objęciach Morfeusza. Wiedział jednak, że jedynie tak może się
skończyć. Bo jakby mogło być inaczej, skoro jedną z pięciu mikstur, które przed
nią postawił, był eliksir Słodkiego Snu? A skoro nawet tego nie zauważyła, to
na pewno nie była w stanie rozmawiać z nim na poważne tematy.
– Wyjaśnisz mi czemu obudziłam się w twoich komnatach? – zapytała
przechodząc przez próg kuchni. Była bardziej skołowana niż zdenerwowana.
– Bo zasnęłaś na fotelu – odpowiedział nawet nie racząc ją
spojrzeniem znad gazety.
– Coś ty mi dał? – zapytała oskarżycielsko.
– Granger naprawdę musisz z rana truć tyłek? Najpierw to usiądź,
napij się kawy, weź sobie coś do zjedzenia i zatkaj ten dziób dopóki nie
przeżujesz całego posiłku. Nie mam zamiaru rozmawiać z głodną kobietą.
Fuknęła w odpowiedzi, ale postąpiła zgodnie ze wskazówkami.
Faktycznie, ostatni posiłek jadła wczorajszego popołudnia i na samą myśl o
jedzeniu aż zaburczało jej w brzuchu.
Hermiona zajęła się pochłanianiem posiłku, a w momencie, gdy
zwolniła się czytana przez Snape'a gazeta dziewczyna bez pytania sięgnęła po
nią i zainteresowana zaczęła ją kartkować.
– W Ministerstwie istny chaos.
– Mhm... – odpowiedział jedynie wypatrując się w szklankę z
kawą.
Hermiona pokręciła głową.
– Jeden głupszy od drugiego, porażka. – Westchnęła. – Ilu ludzi ma
tam Voldemort?
– Sporo. Wystarczającą liczbę, by zrobić rewolucję kiedy tylko
zechce.
Hermiona zdenerwowana odłożyła gazetę na bok.
– Robi co chce, pociąga za sznurki. A Dumbledore, co? Pilnuje
Hogwartu.
– I dzieci, Granger. One są najbardziej niewinne z nas wszystkich
i to ten, przez którego one umrą zostanie osądzony. – Westchnął ciężko i
rozmasował skronie. Ostatnio ciężej niż zwykle było mu zasnąć i nie mieć
koszmarów. Czuł jakby niedługo miało wydarzyć się coś ...
Dziewczyna zamyśliła się na chwilę. Miał rację. Jeżeli Dumbledore
skupiłby się bardziej na polityce niż na uczniach, a Voldemort przedarłyby się
w tym czasie do Hogwartu rodzice nigdy by mu tego nie wybaczyli. Reszta
magicznego świata z resztą też nie. Zostałby zlinczowany i straciłby w oczach
wszystkich raz na zawsze.
– W takim razie dobrze, że mam plan, aby nie ucierpiały
bardziej – powiedziała zdawkowo.
– O czym ty mówisz? – Oderwał wzrok od kawy i spojrzał
na nią lekko zdziwiony.
– Voldemort chce bym zrobiła nabór do stada. Pragnie, aby nowymi
członkami byli uczniowie. Nie myśli o tym, by je zabijać, ale by mieć je po
swojej stronie.
– I je zwerbujesz?
– Za kogo ty mnie masz, Snape? – odparła z oburzeniem
teatralnie łapiąc się za serce, jakby zraniła ją ta insynuacja. –
Naturalnie, tak jak wspomniałam, mam plan, aby to nie były dzieci. Czasami
wdaje mi się, że w ogóle mnie nie słuchasz. – Westchnęła i pokręciła
głową.
– Bo tak jest. – Uśmiechnął się kpiąco i wstał, by
posprzątać ze stołu. – No to co żeś wymyśliła tym razem? – Kpiący
uśmiech zagościł na jego ustach.
– Nawet nie usłyszałeś planu, a już jesteś
nieprzekonany. – Prychnęła, ale kontynuowała. – Oczywiście
zgodnie z poleceniem powiększę stado. Będzie to bardzo ciężkie, tym bardziej
jeśli trzeba będzie pogodzić wszystkich członków, ale jakoś może wyjdzie. Chcę
się odezwać do starych znajomych, którzy nie przynależą do żadnego stada.
– Czemu jesteś pewna, że wybiorą twoje stado, a nie wolność?
– Nie jestem. Ale pewna jestem tego, że Delvor jednoczy kilka
klanów wilkołaków, i że planuje przystąpić do Voldemorta. – Zamyśliła
się.
– Nigdy o nim nie rozmawialiśmy.
Hermiona westchnęła i rozmazowala nasadę nosa. Prawda była taka,
że jeżeli mieli współpracować efektywnie to musieli sobie zaufać i podzielić
wszystkimi ważnymi informacjami.
– Delvor to brat Velvora. Obaj urodzili się będąc wilkołakami.
Wydawało się, że byli jak ogień i woda. Velvor oczywiście był wodą. Był
łagodny, delikatny, zawsze chętny do pomocy. Uważał, że rozterki świata
czarodziejów nie są problemami wilkołaków – a przynajmniej na takiego
się kreował. Później jednak pokazał swoje prawdziwe oblicze.
– Co masz na myśli?
– Pamiętasz jak go zabiłeś? – zapytała wprost.
– Tak – odpowiedział, nie dając po sobie poznać, że to
pytanie zbiło go trochę z tropu. Był przekonany, że jakby reszta stada
dowiedziała się, że maczał w tym palce i różdżkę, to chcąc się zemścić
sprowokowałaby go do pozbycia się też i innych wilkołaków.
– Kilka dni wcześniej poznałam prawdę na temat prawdziwego zamiaru
Velvora. Wtedy już od dłuższego czasu nie należałam do stada i sama błąkałam
się po lasach próbując zrozumieć własną naturę – o czym dotychczas
nikt mnie nie uczył. Napotkałam się wtedy na innego wilkołaka, który
wybrał taki sam styl życia, co i ja. Sporo było takich osób, ale wciąż
należeliśmy do mniejszości. Lasy są wielkie, więc nie spotykałam ich wtedy aż
tak wiele. Okazało się, że wie co nieco na temat Velvora. Należąc do stada
przez długi czas nie pasowało mi jego dziwne zachowanie i postępowanie, które
doprowadzało mnie do białej gorączki. Ale po rozmowie z tym wilkołakiem jasny
stał się dla mnie cel alfy. Chciał wejść w szeregi Riddle’a, jednak nie
akceptował zasad tego kontraktu. Chciał większej władzy, a Voldemort jak to
Voldemort nie był osobą, która akceptowałaby czyjeś zasady.
– Czemu chciał cię wtedy zabić?
– Nie chciał mnie zabić. Nic by mu to nie
dało. – Pokręciła głową i westchnęła cicho. – Chciał mnie
uciszyć i zemścić się. Groził mi. Napotkałam jego stado przypadkowo, ale
chciałam wyjawić wszystkim jaki interes ma w byciu alfą, jednak mi się nie
udało.
– A jakim w takim razie był alfą?
Hermiona uśmiechnęła się pod nosem przypominając sobie czas, gdy
należała do jego watahy.
– Dobrym, mimo wszystko. Potrafił o nas dbać i jeśli było się
z nim od początku, tak jak ja, to wierzyło się stuprocentowo w to, co mówił.
Świetnie potrafił wpływać na ludzi i nimi manipulować, a oni nawet tego nie
zauważali.
– On cię przemienił? – zapytał zszokowany.
– Tak. Wtedy nie miałam mu nawet za złe, tłumaczył się, że był to
przypadek, a ja uwierzyłam. Nigdy w życiu nie widziałam tak skruszonego
człowieka.
Severus pokręcił głową z niedowierzaniem.
– Czy twoje stado wie, że to przeze mnie tamtej nocy stracili
alfę?
– Naturalnie, raczej nie często da się spotkać tygrysa w Zakazanym
Lesie. Mimo urozmaiconej fauny.
– W takim razie wciąż nie mogę zrozumieć jednego, jak to jest, że
twoje stado nie chce mojej głowy?
– Chcieli. – Zaśmiała się lekko na samo
wspomnienie. – Wyjaśniłam im wszystko, tak jak wyjaśniam tobie.
Powiedziałam, że ci co nie wierzą w moje słowa powinni odejść z
mojego stada, bo ja nie będę ich przekonywać. – Wzruszyła
ramionami. – Nie chciałam niszczyć ich wspomnień, więc nie
nakreśliłem im całej sytuacji, dałam im do zrozumienia, że to był czyn obronny
a nie atak. Nie chciałam im mówić, że wcześniej czy później Velvor zginąłby z
ręki samego Voldemorta.
– A Delvor? – zapytał zaintrygowany.
– Delvor zawsze praktykował użycie większej siły w odróżnieniu do
brata. Zachowaniem było mu bliżej do samego Riddle'a, jednak nigdy do
końca nie pogodził się ze Śmierciożercami – gardził nimi tam samo,
jak oni gardzili wilkołakami. Wątpię, aby cokolwiek się zmieniło na tej
płaszczyźnie.
– Dołączy do Czarnego Pana?
– Wciąż nie mam pojęcia, dyrektor miał się tego dowiedzieć.
– Albus? – zapytał z niedowierzaniem, już nawet nie
ukrywając jak bardzo zszokowała go ta wiadomość.
– Po tamtym incydencie, gdy znaleźliśmy go u Delvora powiedział
mi, że się znają już kilka lat i utrzymują dobre kontakty. Trochę mnie to
zdziwiło, ale wyszedł z propozycją, że dowie się co planuje Delvor, a
ja wywiąże się ze swojej części umowy i stanę z moim stadem i jak największą
liczbą wilkołaków przeciw Voldemortowi.
– I co z tym genialnym planem się stało?
– Umarł. – Wzruszyła ramionami. – Przystąpiłam
do Delvora na własnych warunkach, ale nic dalej się nie wydarzyło. Nie wiem czy
zostałam wykluczona, czy próbuje najpierw zebrać jak największą ilość
wilkołaków, a później zamierza działać. Nie wiem także czy już jest w grupie
wsparcia Voldemorta, czy wciąż prowadzą dyskusję.
– Czarny Pan nie dyskutuje – powiedział
zamyślony. – A Dumbledore ewidentnie kłamie.
Hermiona przyjrzała mu się uważnie.
– Na jaki temat?
– Znajomości z Delvorem. Jakby coś o nim wiedział, to już dawno by
powiedział, nie jest przecież głupi. Grał jedynie na zwłokę, abyś nie
zrezygnowała ze swojego stanowiska. Przecież równie dobrze mogłabyś nie
angażować swojego stada.
Dziewczyna zamyśliła się. Snape miał dużo racji. Nigdy nie brała
pod znak zapytania znajomości Delvora z Dumbledorem, tym bardziej, że znaleźli
dyrektora u niego w domu, a sam zainteresowany wypowiadał się na temat
wilkołaka z serdecznością.
Hermiona potrząsnęła głową.
– W każdym razie robię nabór do stada, a ty musisz mi pomóc.
Będziemy wieczorami przeczesywać lasy w poszukiwaniu wilkołaków, nie tylko
podczas pełni. Dużo osób jeżeli nie należy do watahy nie widzi problemu w
szwendaniu się nocą po lesie, bez większego celu. Dużo z nich ucieka przed
kimś, chowa się albo po prostu stara nauczyć się czegoś o sobie. Zakazany Las
to ogromny obszar, jednak nie jedyny las, po którym chodzą wilkołaki. Niektórzy
znajomi nie są z Anglii, więc w razie czego, w akcie desperacji trzeba będzie
się tam aportować.
– I niby z których wieczorów chcesz mnie oskubać? – Skrzywił
się nieznacznie, próbując sobie przypomnieć po co właściwie chciał dalej z nią
współpracować.
– Ze wszystkich – powiedziała, raźnie uśmiechając
się od ucha do ucha. – Chyba, że zostaniesz wezwany przez Voldemorta.
A tak to im szybciej ich znajdziemy, tym lepiej. Tym bardziej, że czeka mnie
jeszcze nauka manier nowych rekrutów.
Snape pokiwał ze zrozumieniem głową.
– Jak obrażenia? – Zmienił temat.
– Już mniejsze. Jak słychać żebra pozwalają mi na swobodne
rozmawianie. Gdyby nie eliksiry, to bym miesięcy potrzebowała na regenerację.
– Oświeć mnie kiedy w takim razie będziesz w stanie się
przemienić?
– Za dwa dni. Do tej pory powinno się już wszystko dobrze
zrosnąć i nie rozerwać podczas przemiany.
Mężczyzna pokiwał głową na zgodę.
– W szafce przy łóżku masz eliksiry, nie zapomnij ich zażyć.
I staraj się dzisiaj ograniczyć chodzenie – powiedział twardo,
patrząc na nią spode łba. – Jeżeli chcesz możesz zostać tutaj, mnie
to ani ziębi, ani grzeje, bo i tak cały dzień będę poza komnatami.
Hermiona kiwnęła głową i popatrzyła na zbierającego się do wyjścia
mężczyzny. Musiała przytłoczyć go zbyt dużą ilością informacji, skoro aż
zapomniał dodać jadu do swojej wypowiedzi.
Nareszcie nowa notka a co do ustawy jak na razie nic się nie dzieje...
OdpowiedzUsuńPonieważ jeszcze nie doszło do wprowadzenia ustawy. Było sporo protestów i na razie przełożyli - miejmy nadzieję, że nie wprowadzą w ogóle :)
UsuńAaaaaa, nowy rozdział <3 bardzo się cieszę, wyszedł super! Czekam na więcej :3
OdpowiedzUsuń