~ HGxSS w granicach nierozsądku ~: Rozdział 48

sobota, 19 maja 2018

Rozdział 48

A taki oto dostałam przedwczesny prezent urodzinowy :)

Zbetowała Sevannte !


Wzdrygnęła się mimowolnie, gdy do jej uszu dotarł skrzeczący śmiech Bellatrix. W panującym mroku nie była w stanie jej dostrzec, ale była w stanie rozpoznać jej głos. Zresztą nie tylko jej.
Hermiona oparła się lekko na ręce próbując wstać z zimnego, wilgotnego betonu, ale nie dała jednak rady podnieść się bardziej niż do pozycji siedzącej. Obolałe i poranione ciało przyprawiało ją o niemiłosierny ból nawet przy najmniejszym ruchu. Spuchnięta kostka paliła żywym ogniem, pogruchotane kolano nie pozwalało się ruszać, kilka pękniętych żeber uniemożliwiało złapanie oddechu, a na twarzy czuła zakrzepniętą krew. W sumie tej krwi było dosyć sporo z czego pamiętała, gdy jeszcze miała luksus widzenia światła dziennego.
Sycząc z bólu i sapiąc próbowała wysiedzieć w niewygodnej pozycji w oczekiwaniu na nieproszonych gości. Zdawało jej się jednak, że głosy dochodzą z bardzo daleka, ale nie wiedziała czy może wierzyć we własny osąd – wczoraj zdawało jej się, że widzi swojego ojca stojącego przed kratami, bez słowa wpatrującego się w nią jak w najgorszego potwora. Wiedziała jednak, że to nie był prawdziwy on. Ten, który nie był wytworem jej wyobraźni, nawet nie wiedział o jej istnieniu, a co dopiero o tym kim jest i co może jej zagrażać.
Hermiona usłyszała szybkie kroki, a następnie zobaczyła stłumione światło, najpewniej pochodzące z różdżki schowanej pod szatą.
– Granger. – Usłyszała cichy, nerwowy głos.
– Snape? – wychrypiała.
Oblizała zaschnięte wargi i próbowała przełknąć ślinę, aby zwilżyć gardło.
– Co tutaj robisz? – powiedziała cicho.
– Sprawdzam, co z tobą. Ostatnio, gdy tutaj byłem leżałaś nieprzytomna i to raczej już przez dłuższy czas.
– Żyję, jeśli to chcesz wiedzieć.
– Dobrze, bo musiałem nakłamać Zakonowi, by nie próbowali wyważyć drzwi od Malfoy Manor. Jeszcze wszyscy ci idioci zostaliby pozabijani.
– Jakiś dobroczynny – prychnęła.
– Przestań gadać, Granger, tylko mnie słuchaj – ściszył głos jeszcze bardziej i gestem dłoni  nakazał jej się zbliżyć.
Hermiona dotknęła dłonią ściany, szukając nierównych krawędzi, a gdy w końcu je znalazła podciągnęła się ostatkiem sił do góry. Obecność Severusa zmotywowała ją do działania. Chciała usłyszeć, co miał do powiedzenia. Chciała dowiedzieć się czegoś prawdziwego, od kogoś naprawdę istniejącego.
Oparła się o zimny mur lewym ramieniem i podtrzymując się nierównych krawędzi prawą ręką ruszyła w kierunku krat. Gdy dotarła do Snape’a, usłyszała świst wciąganego powietrza, ale nie dotarł do niej żaden komentarz.
 – Jesteś tutaj od dwóch tygodni, mimo że może wydawać ci się więcej. Wiem, że specjalnie chciałaś tutaj przyjść po pełni, Draco mi wszystko wyśpiewał. Dla mnie to skrajna głupota, chyba że miałaś jakiś niesamowity argument za. Poza tym twoje stado ma się dobrze, widziałem się z nimi – martwią się o ciebie. Wszyscy się martwią, Granger. W Hogwarcie każdy z osobna chodzi na paluszkach, Zakon staje na głowie i co poniektórym niewiele brakuje do wyjścia z siebie. Serio, Granger, coś ty myślała przychodząc tutaj samej i pchając się na własne życzenie do lochów?
– Snape… – wychrypiała. – Pod postacią wilka nie wytrzymam. Zaklęcia mnie wykończą… Obawiam się jednak, że on czeka na moją przemianę. Może chce mnie sprawdzić, a może się pobawić, nie wiem… – Kaszel zmógł jej całe ciało. – Powiedz, że wszystko w porządku. Mają czekać. Draco ma się nie wychylać. Harry’emu powiedz, że ma się nie martwić i że nic strasznego mi się nie dzieje.
– I ty myślisz, że uwierzy w to cały Zakon?
– Zrób tak, by uwierzyli.
Spojrzała mu prosto w oczy. Jedyne, co w nich ujrzał, to czystą determinację. Kiwnął więc głową wiedząc, że nie jest to najlepszy czas na kłótnię.
Oboje usłyszeli szum dochodzący z głębi korytarza i odwrócili w tamtą stronę głowę.
– Muszę już iść – powiedział twardo.
Spojrzał na nią próbując ocenić jakie klątwy ją dosięgły przez ten czas. Czarny Pan zadecydował, że tym razem Severus nie będzie uczestniczyć podczas torturowania uczennicy. Nie chciał albowiem, by Dumbledore wiedział w jakim jest stanie. Świadomy był, że niepewność jest gorsza niż jakiekolwiek klątwy.
Nagle sobie o czymś przypomniał, sięgnął do kieszeni i wyciągnął małą fiolkę.
– Przypuszczałem, że nie wrócisz przed pełnią do Hogwartu i uwarzyłem ostateczną wersję Wilkołaczego Eliksiru. – Włożył jej fiolkę do dłoni i zacisnął jej rękę w pięść przytrzymując ją tak chwilę dłużej. – Jeśli on nie zadziała, to, na Salazara, odrzucam tytuł Mistrza Eliksirów.
Hermiona popatrzyła oniemiała na Severusa Snape’a.
– Dziękuję – niemalże wyszeptała, a w jej oczach zaszkliły się łzy.
– Nie maż się, Granger – rzucił. Ale powiedział to tak łagodnie, że aż się uśmiechnęła.
Odkorkowała fiolkę i wypiła wszystko jednym haustem, po czym oddała pusty flakonik profesorowi. Severus w przypływie niewyjaśnionych emocji włożył ręce pomiędzy kraty i przygarnął gryfonkę do siebie. Hermiona otoczyła rękoma jego talię mocno do niego przylegając, nie przejmując się zimnymi prętami, które ich odgradzały.
– Dasz radę – wyszeptał pokrzepiająco w jej włosy. Pogłaskał ją po głowie, a po chwili odsunął od siebie. Popatrzył krytycznie na jej rany. – Nie mogę cię wyleczyć, bo wyczują moją magię.
– Nie jest tak źle – odpowiedziała hardo. – Powinieneś już iść.
– To nie potrwa jeszcze długo – powiedział pewnie.
Hermiona kiwnęła głową i patrzyła, jak znika w mroku.


                                                             ~*~*~*~

– Jak może znajdować się u Tego–Którego–Imienia–Nie–Wolno–Wymawiać i mieć się dobrze? – wybuchła Molly.
– Po raz setny ci mówię to, co mi powiedziała. Głucha jesteś czy jak? Ileż można. Przecież się z nią widziałem, co jest niejasne? – warknął Severus będąc już na skraju wytrzymałości.
– Moi drodzy, uspokójmy się. Te emocje są tutaj zbędne. Dostaliśmy dobrą informację i powinniśmy się z tego cieszyć.
– Cieszyć się? Jak tutaj można się cieszyć? – wypalił Harry.
– O tak, Potter, że do tej pory nikt nie wiedział w jakim stanie jest. A teraz przynajmniej wiemy, że nic jej nie jest i że jest przytrzymywana tylko po to, aby wzbudzić w was gniew, gorycz i niepokój. Brawo, udało się!
– Skąd niby mamy ci wierzyć, co? Przecież jesteś szpiegiem – wypluł te słowa jak obelgę.
Severus podszedł do niego powolnym krokiem i stanął nad nim. Reszta Zakonu patrzyła się niepewnie, jak dalej potoczy się akcja. Jedni trzymali rękę na różdżce, a drudzy, gdyby tylko mogli, najpewniej trzymaliby na popcornie.
– I dzięki temu wiem więcej niż wy. Kazała wam się nie zamartwiać, a tobie w szczególności, Potter – skrzywił się. – Jeśli tak w nią wierzycie, to po co pozwoliliście jej iść do Czarnego Pana?
Pytanie zawisło w powietrzu, a Mistrz Eliksirów nie czekając na odpowiedź wyszedł z biura Dumbledore’a.
W pokoju nastała cisza.
– On ma rację, moi drodzy – powiedział spokojnie Dumbledore, próbując uspokoić towarzystwo.
– Ani nie ma powodów, by kłamać, ani nie poszedł do Hermiony na moje polecenie. – Na te słowa zebrani popatrzyli się na siebie, nie rozumiejąc sytuacji. – Owszem, chciałem wiedzieć czy nic złego się nie dzieje pannie Granger, ale wiedząc, że Severus został odsunięty od sprawy, nie mogłem ryzykować jego ujawniania.
Stłumiony krzyk wydobył się z gardła Molly.
– Albusie! Jak mogłeś? – spytała z niedowierzeniem. – Jego pozycja jest dla ciebie ważniejsza od jednej z uczennic?
– Molly, wiem że ciężko to zrozumieć, ale wiedziałem, że nic strasznego nie stanie się pannie Granger. Nie mogłem narażać Severusa, bo bez jego pozycji i udziału w Zakonie już dawno moglibyśmy być skazani na klęskę – rozłożył ręce w geście bezradności.
Pani Weasley pokręciła głową z dezaprobatą.
– Moi drodzy, skupmy się jednak na tym, co teraz jest dla nas istotne. Panna Granger jest w dobrym stanie, Voldemort próbuje nas skłócić i osłabić, ale musimy być ponad to. Musimy działać razem, bo inaczej polegniemy.

                                                             ~*~*~*~

– A więc jednak widziałeś się z nią – powiedział Malfoy, próbując powściągnąć ekscytację i zainteresowanie.
– Tak… – potwierdził Snape, który zamyślony przekładał książki na półce.
Po wyjściu z zebrania Severus udał się do swoich komnat, jednak nie minęło więcej niż dziesięć minut, a za jego śladami poszedł Draco. Chciał dowiedzieć się czegoś więcej o Hermionie, mając nadzieję, że to, co do tej pory usłyszał zgadzało się z rzeczywistością.
– Wiedziałem, że nie zrezygnujesz – młody Malfoy próbował zachęcić swojego ojca chrzestnego do rozmowy.
– Zrezygnować i zostawić sobie stado na głowie? Czy ja wyglądam na niańkę?
– Jakby się przyjrzeć… – odpowiedział poważnym głosem drapiąc się po brodzie.
Severus zgromił go wzrokiem.
– I jak się trzyma? – Po chwili ciszy Draco zadał pytanie i zmartwiony wyczekiwał odpowiedzi w napięciu.
– Jest tak, jak mówiłem – odpowiedział twardo. – Trochę oberwała, ale to nic poważniejszego. Poza tym kazała ci się nie martwić i nie wychylać, dobrze by było, jakbyś się jej posłuchał. W końcu chodzi tu o dobro nas wszystkich.
– Bardzo oberwała? – zapytał przejęty, próbując wyczytać cokolwiek z twarzy Snape’a, który w końcu zajął miejsce naprzeciwko niego.
– Nie bardzo, Draco. – Westchnął, gdy zaniepokojenie nie zniknęło z twarzy chrześniaka. – Wiem, że się o nią martwisz, ale jeśli będzie coś nie w porządku, to dam ci znać, dobrze? A teraz masz o tym nie myśleć, bo twoje roztargnienie może mieć jedynie negatywny wpływ. Na nią i na nas.
Malfoy powoli pokiwał głową, jakby łącząc wątki.
– Ona wie, że przyszedłeś z własnej woli?
– Myśli, że Dumbledore mi kazał.
– Czemu?
– A czemu nie? – odpowiedział coraz bardziej zirytowany. – To jakieś przesłuchanie? Jeśli chcesz, to mogę już więcej do niej nie iść.
– Dobra, już dobra. – Podniósł ręce w obrończym geście. – Tak tylko zapytałem.
– Może sprawdź czy cię nie ma w dormitorium.
Draco popatrzył na swojego ojca chrzestnego z rozbawieniem. Nawet ślepiec by zauważył, że Postrach Hogwartu zaczął przejmować się Hermioną Granger. Chłopak nawet temu się nie dziwił – nie umknęło mu, że coraz więcej czasu spędzali razem i to nie tylko w Hogwarcie, ale także w Zakazanym Lesie. Nie pozostawiało to wątpliwości, że przywykli do swojej obecności i chociaż w minimalnym stopniu zaczęli się o siebie martwić. On, gdy Hermiona znikała w Zakazanym Lesie, a ona, gdy Severus wychodził na zebrania.
A tak przynamniej tłumaczył sobie dziwne zachowanie swojego ojca chrzestnego.

Od kiedy przebywała w lochach Czarnego Pana, Severus zjawiał się pierwszy na zebraniach. Za każdym razem miał wrażenie, że gdy przybędzie pod Malfoy Manor zobaczy gryfonkę leżącą na podłodze przed tronem Czarnego Pana. On z kolei myślał, że Severus tak bardzo jest mu poddany, że najchętniej warowałby przy jego nodze przez całe dnie. Chwalił go za każdym razem, gdy przyszedł przed innymi i wyraźnie było widać, że schlebiało mu to.
Tym razem, gdy został wezwany też miał takie przeczucie. Oczami wyobraźni widział Granger, która leży na posadzce, a nad nią górują Śmierciożercy. Wciąż nie mógł nadziwić się, ile była w stanie znieść dla Dumbledore’a i dla Zakonu, tym samym dobrowolnie narażając własne życie. Niestety, dzisiejszego dnia wyszło, że nie tylko w jego głowie miały miejsce takie scenariusze, ale także i w rzeczywistości. Severus z duszą na ramieniu stanął obok Lucjusza i próbował nie zwracać na siebie uwagi. Przed jego oczami rozprzestrzeniał się potworny widok, na który raczej nikt z obecnych nie był przygotowany. Zmaskarowane ciało gryfonki leżało na boku, odwrócone do nich tyłem, zajmując przestrzeń oddaloną kilka metrów od tronu Czarnego Pana. Hermiona nie wydawała z siebie żadnych odgłosów, a Severus nie był nawet w stanie zobaczyć ani czy jest przytomna, ani czy w ogóle żywa. W pomieszczeniu była absolutna cisza. Nikt nie wiedział jak zareagować i co powiedzieć. Czekali na słowa albo znak od swojego pana, ale on jedynie z tajemniczym uśmiechem na twarzy powoli kroczył pomiędzy nią a swoim tronem.
– Severusie, chciałbym abyś zapamiętał ten widok – powiedział z uśmiechem na twarzy. – Niech będzie to przestroga dla Albusa Dumbedore’a. Od tego momentu powinien zacząć zdawać sobie sprawę, że istnieją pewne rzeczy, o których ja wiem, a on nie. Jak na przykład ta – wycelował różdżkę w Hermionę, z gardła której wydobył się przeraźliwy krzyk, przecinający jak brzytwa ciszę.
Dziewczyna wygięła się w łuk, zaciskając mocno oczy, z których nieświadomie lały się łzy. Severus niepewnie patrzył na nią, nie do końca wiedząc, na co dokładnie powinien zwracać uwagę podczas tej obserwacji. Z ciała Granger nie ubywało krwi, nie słychać było także łamanych kości, a rzuconą klątwą na pewno nie było Crucio. Po chwili jednak wszystko stało się jasne dla Severusa Snape’a, gdy paznokcie dziewczyny zaczęły się wydłużać, twarz deformować, a każda zmiana w jej ciele poprzedzana była przez jeszcze donośniejszy krzyk. Gdyby nie okoliczności, Mistrz Eliksirów nie ukrywałby dumy z przyrządzenia potrzebnego eliksiru na czas.

Hermiona sapała ciężko w panice uzmysławiając sobie, że nie może poruszyć tylną łapą. Powoli wracały do niej wspomnienia i coraz bardziej była w stanie ogarnąć otaczającą ją rzeczywistość. Przestała krzyczeć, gdy przeszła przez całą przemianę, a Voldemort opuścił wycelowaną w nią różdżkę. Leżała przodem odwrócona do tronu i była stuprocentowo przekonana, że za nią znajduje się co najmniej Wewnętrzny Krąg, jak i nie większość Śmierciożerców, nawet tych rzadko wzywanych. W tym momencie nie była dla Voldemorta niczym więcej niż trofeum, którym należało się pochwalić.
Podniosła łeb do góry i kątem oka udało jej się dostrzec ilość osób, które ją dzisiaj odwiedziły. Na szczęście nie naliczyła ich wielu i mogła uznać, że to była raczej prywatka niż huczna impreza, na którą zostali zaproszeni najdalsi krewni.
Dziewczyna przypomniała sobie wszystkie te tortury, które już ją spotkały i te, które miały jeszcze nadejść i skuliła się lekko w strachu, gdy dopadł ją paniczny lęk. Obawiała się do czego Voldemort mógł być zdolny. Dotychczas przypuszczała, że śmierć jej nie grozi, ale możliwe, że to co miał w planach Czarny Pan było znacznie grosze od śmierci.
– Wstawaj szlamo na nogi. – Usłyszała ostry syk z miejsca, w którym miała tylne łapy.
Walczyła sama ze sobą. Z jednej strony chciała jedynie leżeć i mieć nadzieję, że szybko wróci do celi, a z drugiej chciała pokazać, że jej nie da się tak łatwo złamać. Że jest w stanie wytrzymać dłużej niż dwa tygodnie z hakiem na torturach. Bo jeśli było inaczej, to jej cały plan tak szczegółowo przygotowywany, aby wejść w łaski największego czarnoksiężnika i go przechytrzyć, stawał się niczym więcej niż fantazją w umyśle nastolatki. Fantazją mogącą doprowadzić do śmierci wielu bliskich jej osób.
Usłyszała szybkie kroki i nagle przeszył ją potworny ból spowodowany tym, że Voldemort bezpardonowo stanął jej na tylnej, okaleczonej łapie. Hermiona byłaby zaskoczona takim zachowaniem, ale jedyne co w tej chwili mogła zrobić opierało się na cichym piszczeniu i próbie wyswobodzenia się spod ucisku. Po kilku nieskończenie długich chwilach Czarny Pan zszedł z niej podirytowany, że wciąż leży na podłodze. Ona natomiast nie poczuła żadnej ulgi, gdy nacisk zelżał i wciąż nie mogła dojść do siebie plując w tym momencie sobie w brodę, że tak wyrywała się do przyjścia na zakładniczkę. I po co jej to wszystko było? Powinna była siedzieć cicho i nie wychylać się, gdy tylko dowiedziała się o planie Riddle`a.
Gdy ponownie usłyszała ponaglający głos Tego–Którego–Imienia–I–Tak–By–Teraz–Nie–Wymówiła wiedziała, że nie ma innej opcji. Albo zrobi to, co każe, albo zginie tutaj przez niestosowanie się do zakazów. Nie była przecież jedynie zakładniczką, ale też niemalże jedną z jego popleczników – w takim wypadku nie było mowy o jakimkolwiek nieposłuszeństwie. Cicho pojękując podciągnęła łapy pod siebie i spróbowała się na nich dźwignąć, co wydawało jej się niemożliwe. Próbowała i upadała raz za razem, płacząc i walcząc ze sobą, by nie poddawać się w walce o stanie na własnych nogach, a raczej łapach. Po czwartym razie nie tyle, co chciała spełnić rozkaz Voldemorta w obawie o własne życie, co uświadomić sobie, jemu i każdemu z osobna, że jest do tego zdolna. Że ma w sobie potrzebną siłę i że byle co nie potrafi jej złamać. Chciała pokazać przede wszystkim sobie, że plan, który stworzyła we właśnie głowie nie przerósł jej możliwości. Mogła zginąć, ale nie tak, nie teraz, nie w momencie, gdy stado nie było przygotowane na wojnę. Bogowie zlitujcie się, dajcie mi jeszcze kilka tygodni na przygotowanie ich, proszę. A wtedy możecie mnie zabrać.
I udało jej się, nie wiadomo czy za pomocą własnych sił czy boskich, ale bodajże za siódmym lub ósmym razem udało jej się wstać podpierając się na trzech łapach. Na pewno o wiele łatwiej byłoby jej w ludzkiej postaci, ale nie była w stanie się przemienić. A poza tym nie miała zamiaru w negliżu leżeć przed bandą Śmierciożerców. Ciarki przechodziły ją na samą myśl, co mogliby sobie pomyśleć i do czego byliby w stanie, ażeby tylko jeszcze bardziej ją upokorzyć.
Hermiona potulnie stała rozglądając się powoli po pomieszczeniu i próbując nie przysporzyć sobie tym bólu głowy. Kamień spadł jej z serca, gdy nie dostrzegła Dracona wśród zebranych. Miała nadzieję, że w tym momencie miał akurat ważną misję i że wszystko z nim w porządku. Dostrzegła natomiast Severusa Snape’a, którego spojrzenie niemalże przewiercało ją na wylot. Przez chwilę patrzył się na nią z nieodgadnionym wyrazem twarzy, po czym od razu przybrał swoją obojętną maskę i nawet powieka mu nie drgnęła, gdy reszta Śmierciożerców wyzywała ją, wyśmiewała albo z zawzięciem szeptała coś między sobą. Dziewczyna natomiast stała w bólu, prosząc miłosiernych bogów o pomoc w zaistniałej sytuacji, jednakże na jej nieszczęście, musiała się zamyślić do tego stopnia, że nie zrozumiała czemu nagle jej profesor wyszedł przed szereg z śmiertelnie poważną miną na twarzy i wycelował w nią różdżką. Przez głowę przeszła jej jedynie myśl, że nie takiej jednak pomocy oczekiwała, choć miała ambiwalentne uczucia co do tego, że jej katem miał być jej nauczyciel, a także tymczasowy pomocnik.
Gdy poczuła, jak pierwsza klątwa dotknęła jej ciało, uświadomiła sobie, że eliksir, który ostatnio wypiła zadziałał. I gdyby była pod ludzką postacią najpewniej by się uśmiechnęła, jednak w tym wypadku było to raczej niemożliwe. Zamiast tego pozwoliła sobie na przymknięcie oczu i mimowolne skomlenie, gdy klątwy znów dotykały jej ciało. Nie zauważyła tego, ale Severus Snape nie rzucał takich klątw jak Łamacz Kości czy Sectusempra nie chcąc, aby po tym spotkaniu musiała cierpieć w celi jeszcze bardziej w skutek jego działań. Z wewnętrzną goryczą stał przed nią, co chwila ściągając i ponownie rzucając zaklęcia. Wiedział, że długie trzymanie jednej klątwy może sprawić, że jej układ nerwowy będzie w potwornym stanie i chciał ją przed tym uchronić. Nie wiedział jednak dlaczego tak bardzo się tym przejął. Może dlatego, że była jego uczennicą, wciąż taką młodą i niewinną? A może dlatego, że postanowiła ujawnić przed nim więcej niż mógłby przypuszczać, a nawet pozwoliła na zajęcie się stadem, które było jej bliższe niż własna rodzina? Nie mógł do końca stwierdzić jaka była tego przyczyna, ale nie mógł nie dostrzec, że gdy patrzył na ten obraz nędzy i rozpaczy, który miał przed sobą czuł, jakby ktoś lodowatą dłonią chwycił go za serce i zacisnął na nim rękę. Pamiętał jak wczoraj moment, w którym stanął naprzeciw jej stada i jak wtedy wyglądała. Stała dumnie wyprostowana, patrząc się z powagą na swoich towarzyszy. Słowa wychodzące z jej ust były pewne i nieznoszące sprzeciwu. Mimo tego patrzyła z troską na najmłodszą podopieczną, która przerażona stała z boku. Widział jak przy każdej okazji uważnie przygląda się członkom stada, po czym po kilku słowach wstępu podchodzi do któregoś z nich i próbuje dowiedzieć się, co go dręczy. Tak samo było z nią. Nie pamiętał jej imienia, ale miała krótkie blond włosy i zagubione spojrzenie. Widział jak Granger niemalże na każdym spotkaniu drepcze do niej pokracznie i mówi coś kojącym głosem starając się ją pocieszyć. Nie wiedział o co chodzi, ale był pewny, że była ona dla młodszej dziewczyny oparciem. Jego sprawne oko dostrzegło jednak, że gryfonka kieruje się jedną ważną zasadą: nie przemienia się wiedząc, że ktoś mógłby nie poradzić sobie pod postacią wilkołaka. Severus nie do końca rozumiał, ale tamtym razem nie wtrącał się. 
W momencie gdy w głowie miał obraz Granger dumnie stojącej przed stadem od razu przypominał sobie pierwszy raz kiedy widział jej przemianę. Jej sierść lśniła, jej chód by zdecydowany, ale ostrożny. Potrafiła chodzić tak cicho, żeby żaden czarodziej jej nie usłyszał. A jej sylwetka diametralnie różniła się od tej, która była teraz przed nim widoczna. Ale co teraz mógł zrobić? Stał przed nią rzucając klątwy raz za razem mając nadzieję, że Czarnemu Panu zaraz się znudzi. Ale nie znudziło się. Nawet po dwóch kwadransach. Severus spiął się lekko patrząc na Granger, a gdy uchyliła lekko powieki i spojrzała prosto w jego oczy, ujrzał w nich takie cierpienie, taki ból i niemą prośbę o litość, że omal nie przerwał i nie rzucił różdżki w najdalszy kąt. Zamiast tego jedynie na co się zdobył, to rzucenie pomiędzy zaklęciami czaru powodującego, że natychmiast straciła przytomność.  
Dopiero po dwóch minutach Voldemort zorientował się, że Hermiona całkowicie straciła kontakt z rzeczywistością i kazał zdjąć z niej klątwę. Severus posłusznie spełnił jego rozkaz jakby od niechcenia, a z tyłu dotarły do niego niezadowolone jęki. 
– Macnair – Czarny Pan wywołał swojego poplecznika przed szereg. – Wydaje mi się, że na ostatnim zebraniu panna Granger zbyt butnie zachowała się wobec ciebie. Zapomniała, gdzie jej miejsce. A swoim zachowaniem sprawiła, że w naszych oczach przestałeś być Śmierciożercą, z którym się nie zadziera. Czyż nie sądzisz, że powinieneś się zrekompensować i odzyskać swój honor?
Severus stał jakby był wmurowany w posadzkę. Pamiętał, co wtedy zaszło. Granger omal nie została zgwałcona i ostatkiem sił uderzyła Macnaira w żebra, przez co bardziej stracił równowagę aniżeli naprawdę odczuł ból. Śmierciożerca dopadł ją wtedy ponownie, a ona podniosła głowę i spojrzała na ich twarze z takim cierpieniem, z takim niemym błaganiem, że nigdy nie zapomni wyrazu jej oczu. Zarazem pamiętał, że to Czarny Pan przerwał Macnairowi, zapewniając, że jeszcze kiedyś doczeka się tego momentu – teraz jednak próbował manipulować swoim sługą nakierowując jego gniew na nieprzytomną dziewczynę. Severus zacisnął rękę na różdżce – miał nadzieję, że to nie teraz nastał właśnie ten moment, którego mógłby wyczekiwać.
Wywołany mężczyzna podszedł do gryfonki i szybkim zaklęciem ocucił ją. Hermiona próbowała się rozejrzeć, ale nie była w stanie wszystkiego zobaczyć leżąc na boku, mimo że tym razem jej twarz była skierowana w stronę Śmierciożerców. Uniosła wzrok i natrafiła na szaleńcze spojrzenie Macnaira. Po jej ciele przeszedł niekontrolowany dreszcz. Cieszyła się, że nie jest w ludzkiej postaci, bo wtedy mogłaby obawiać się nie tylko klątw z jego strony. Po chwili zasępiła się. Nie wiedziała do czego jest zdolny. Czy przeszkadzałoby mu, że nie jest w ludzkiej postaci? Czy miało to jakieś znaczenie? A jeśli nawet miało, to czy byli w stanie zmusić ją do przemiany, jak wcześniej?
– I kogo my tu mamy, co? – Popatrzył na nią oblizując zaschnięte usta.
Hermionie niedobrze się zrobiło na ten widok, ale nie odwróciła oczu. Bała się, że wtedy będzie jeszcze gorzej, bo nie będzie wiedziała, co on robi, ani do czego się przymierza.
Macnair stanął przy jej tylnych nogach i przykucnął. Lubieżnym okiem popatrzył na nią od góry do dołu, po czym jego wzrok zatrzymał się na ogromnej ranie znajdującej się na tylnej, już i tak zmasakrowanej, nodze. Przejechał palcem po ranie, po czym słysząc ciche skomlenie bólu, które wyrwało się z ust dziewczyny, wydał z siebie nieskrywany jęk podniecenia. Hermiona była w stanie usłyszeć jego przyspieszone tętno i serce, które galopowało jak stado rozwścieczonych koni po stepach. Pragnęła uciec stamtąd, ale nie mogła poruszyć nawet jedną kończyną. Próbowała rozejrzeć się dokładniej po pomieszczeniu, ale wtedy Macnair włożył rękę w jej świeżą ranę, a ból jaki temu towarzyszył sprawił, że zrobiło jej się biało przed oczami. Zaskomlała jeszcze głośniej, a mężczyzna przymknął oczy, wydał z siebie bliżej nieokreślony dźwięk i bezwiednie zaczął poruszać biodrami nawet się o nią nie ocierając. Zmieniał co chwilę położenie ręki i brodził w krwi, która wciąż sączyła się z rany, chcąc usłyszeć odgłosy, które z siebie wydawała.
Po kilku minutach, gdy rana była już doszczętnie rozwalona i, w jego mniemaniu, Hermiona coraz bardziej ignorowała fakt, że jego ręka dotyka jej mięśni, Macnair wyciągnął różdżkę i kilkanaście centymetrów wyżej przyłożył kawałek drewna do jej sierści. Gdy skończył wypowiadać zaklęcie dziewczyna poczuła taki silny ból jakby ktoś wbił jej nóż w nogę i rozrywał skórę milimetr po milimetrze. Mężczyzna był za to tak wniebowzięty, że coraz szybciej poruszał biodrami i wydawał coraz głośniejsze jęki, które jak echo rozchodziły się po pomieszczeniu. Po kilku minutach, które dla Hermiony były godzinami niewyobrażalnych tortur, z głośnym okrzykiem doszedł, oblizał wyschnięte już usta i splunął obok dziewczyny, po czym wstał i zajął swoje miejsce nie patrząc na zachłanne spojrzenia innych Śmierciożerców, które w niego wlepiali.
Czarny Pan uśmiechnął się kpiąco na widok ciała gryfonki.
– Zabierz ją stąd.
Severus kiwnął szybko głową.
– Oczywiście, Panie.
Rzucił na nią zaklęcie tak, aby lewitowała przed nim i ruszył w stronę drzwi. Dla niego Czarny Pan wyraził się jasno: miała stąd zniknąć. Co oznaczało, że w końcu była wolna. Wolna i zniszczona. 

Wyszedł raźnym krokiem przed bramę i szedł przed siebie. Jak najszybciej i jak najdalej – do bezpiecznego miejsca. Nie mógł się z nią teleportować z racji powagi obrażeń jakich doznała, więc musiał uzdrowić ją na tyle by nie doznała rozczepienia, po czym jak najprędzej zaprowadzić ją do Albusa. 
Przeszedł kilka kilometrów w niewyobrażalnie szybkim tempie, intensywnie wypatrując końca drzew. Polana położona była niedaleko posiadłości Malfoy Manor, ale w tej chwili miał wrażenie, jakby czas ulatywał mu przez palce. Krew skapywała z ciała Hermiony Granger tworząc za nimi czerwoną ścieżkę, powodując, że Severus biegł coraz szybciej. Sprawnie manewrował między drzewami, starając się, aby Granger o nic nie zahaczyła. Czuł, jakby ktoś zgniatał jego płuca, jak foliową torebkę wypełnioną powietrzem, sprawiając, że nie mógł zrobić wdechu.
Gdy w końcu dostrzegł niemalże Ziemię Obiecaną zrobił coś, czego nie robił już od dobrych kilku lat – uśmiechnął się szeroko. Potykając się, przebiegł jeszcze kilka metrów i zasapany ukląkł,  powolnie położył gryfonkę na trawie. Podwinął rękawy i od razu zabrał się do pracy, zaczynając od szczegółowego przyjrzenia się ranom. Nie wyglądało to jednak dobrze. 
– Granger, słyszysz mnie? – cicho zadał pytanie. 
Hermiona nawet się nie poruszyła. Widział tylko jak z trudnością jej klatka podnosi się i opada. Wyciągnął różdżkę i zaczął oczyszczać i zasklepiać największe rany. 
– Trzymaj się, kretynko. I na co ci to było? Po co się rwałaś przed szereg, aby tu przyjść? Myślałaś, że Czarny Pan oszczędzi cię tylko i wyłącznie dlatego, że przewodzisz wilkołakami, z którymi chce zawrzeć sojusz? Chyba na głowę upadłaś – nieprzerwanie mruczał pod nosem, starając się zatamować krwawienie. 
Po kilkunastu minutach oderwał różdżkę od ciała gryfonki i spojrzał z lekką krytyką na swoje dzieło. Był pewny jedynie tego, że po tych dwóch, najcięższych okaleczeniach znajdujących się na nodze pozostanie blizna. Co do reszty, to nie miał pewności. Potrzebowała eliksirów, snu i odpoczynku. Po kilku dniach powinni mieć już możliwość do zdiagnozowania jej stanu. Na szczęście nie miała krwotoku wewnętrznego, bo to od razu wykazałaby sonda.
Hermiona poruszyła się niespokojnie i Severus zobaczył, jak powoli otwiera oczy.
– Nie panikuj. Jesteśmy z dala od Malfoy Manor i w najbliższym czasie na pewno tam nie wrócisz, jeśli nie będzie to naprawdę konieczne. Zasklepiłem większość ran, ale musisz się przemienić, abym mógł złożyć twoją nogę i by prawidłowo się zrosła. Poza tym musisz mi powiedzieć czy nie doznałaś jeszcze innych obrażeń – mówił tak spokojnym głosem, że gdyby Hermiona jeszcze do niedawna nie była na skraju śmierci, to by to wyśmiała i wezwała magomedyka wprost ze św. Munga. 
 Pokiwała głową na zgodę i ze wszystkich sił skupiła się na tym, by jej ciało wróciło do ludzkiej formy. Snape w tym czasie nagle zainteresował się drzewami, które się za nimi znajdowały, wpatrując się w nie tak intensywnie, że gdyby był w stanie oczami wzniecać pożar, to ten byłby już tak ogromy, że w przeciągu kilku sekund dotarłby do posiadłości Malfoy’ów. 
– Już – wyszeptała i sapnęła cicho. 
Severus odwrócił się trzymając swoją szatę w rękach i szybko przykrył ją zanim zdążyła poczuć się skrępowana. Hermiona z drugiej strony była zaskoczona zachowaniem profesora. Nie dogryzał jej, starał się nie wprowadzać jej w zakłopotanie i nie wracał do tego, co działo się jeszcze pół godziny temu – i w ogóle to do niego nie pasowało. 
– Zajmę się okaleczeniami, a później się ubierzesz, jak będziesz mogła już wstać i podnieść ręce. 
Zlustrowała go podejrzliwie, ale nie skomentowała jego podejrzliwie miłego tonu. Skinęła głową na zgodę i utkwiła w nim skupione spojrzenie. Severus natomiast położył prawą rękę na szacie i przesunął ją lekko ku górze niefortunnie dotykając dłonią uda dziewczyny. Na jej skórze pojawiły się ciarki, a on zmieszany natychmiast zabrał rękę i w mgnieniu oka wyciągnął różdżkę, chcąc zatuszować to, co się przed chwilą wydarzyło.
Niewyobrażalny ból przeszył Hermionę, gdy Snape ponownie złamał jej nogę. W odruchu złapała go za prawe przedramię mocno zaciskając na nim palce. Severus spojrzał na nią zaskoczony, ale nie odepchnął jej, mimo że ostre paznokcie chciały przebić jedną z jego ulubionych koszul. Kolejnym ruchem różdżki złożył nogę w całość narażając się przy tym na jeszcze ciaśniejszy zacisk palców na przedramieniu, na szczęście chwilowy, bo w momencie, gdy już chciał strącić jej rękę Hermiona odpuściła, odetchnęła głębiej i przeniosła rękę z powrotem na brzuch. Nieprzyjemne słowa cisnęły mu się na usta za ten bezpardonowy uścisk, ale powstrzymał się przed wypowiedzeniem ich, jedynie spoglądając na nią spode łba. 
– Mógłbyś przestać mnie podziwiać? – zapytała zaczepnie. 
Severus prychnął. 
– Chciałabyś, Granger. – Spojrzał na nią z kpiącym uśmiechem na twarzy. 
Pochylił się nad nią coraz intensywniej wpatrując się w jej brązowe oczy, aż znalazł się tak blisko, że poczuła jak po policzku smyrają ją kruczoczarne włosy. Zaczęła coraz szybciej oddychać i poczuła, że cała się rumieni. 
– Chciałabyś, Granger –  powtórzył, szepcząc jej prosto w twarz, po czym powoli się odsunął. Na jego twarzy gościł jeszcze większy kpiący uśmiech. 
Hermiona prychnęła, starając się ukryć nerwowość. 
– Jeszcze czego... Poza tym czy naprawdę musimy znajdować się na ten polanie? Raczej w Hogwarcie dostanę lepszą opiekę niż na środku łąki. 
Severus skinął jedynie głową powstrzymując się od odpowiedzi, ale momentalnie krew się w nim zagotowała. Przyniósł ją tutaj i robił wszystko, co tylko było w jego mocy, aby przeżyła i wyszła z wizyty u Czarnego Pana w jednym kawałku, a ona jeszcze miała czelność sugerować, że Poppy lepiej by się nią zajęła? A proszę bardzo! Niech tylko nie myśli, że później do niego przyjdzie po jakieś leki, bo Poppy nie będzie miała ich na składzie. Podniósł kilka kamyków z ziemi i przetransmutował je w długie, luźne spodnie, pod którymi była w stanie ukryć opatrunki, bluzkę z długim rękawem, która zakrywała siniaki, otarcia i kolejne bandaże, i sportowe buty, które w połączeniu ze spodniami ukrywały wciąż opuchniętą, lecz ustabilizowaną już kostkę. Położył ubrania obok niej i odszedł kilka metrów dając jej chwilę na przebranie się. 
– Już – odezwała się potulnie, gdy skończyła zawiązywać buty. 
Widziała, że Snape jest na nią zdenerwowany, ale musiała powiedzieć cokolwiek, dzięki czemu znalazłby się od niej jak najdalej. Spanikowała, gdy tylko jego dłoń przypadkowo dotknęła jej nagiej skóry. Nie wiedziała czemu tak zareagowała, ale leżała naga przed swoim profesorem, przykryta jego szatą, poraniona i ocalona – przez niego. Pół godziny temu był jeszcze w stanie zrobić wszystko, co rozkazał mu Voldemort, a chwilę później próbował naprawić to, co zniszczył. Targały nią emocje, a gdy się nad nią pochylił to wszystko, co do tej pory hałasowało w jej głowie momentalnie ucichło. Słyszała jedynie łomotanie swojego serca, tak donośne, że z pewnością wystraszyło całą zwierzynę, która zbliżała się do nich po śladach krwi.
Popatrzyła się na Snape’a, który wciąż stał odwrócony do niej plecami. Koszula w połowie wypadła mu ze spodni, rękawy, mimo że podwinięte, ubrudziły się krwią, tak samo jak jego dłonie, włosy targane wiatrem starczały na wszystkie strony. Uśmiechnęła się lekko pod nosem.
– Czy możemy przełożyć strzelanie fochów na kiedy indziej?
Snape odwrócił się i spojrzał na nią spode łba.
– A może, Granger, wyślij patronusa do Poppy i niech sama zabierze cię do Hogwartu, co?
– Mogłabym teraz nie znaleźć aż tak dobrego wspomnienia, by wyczarować patronusa – powiedziała cicho. Severus zmieszał się odrobinę, ale nie pokazał tego po sobie.
– Chcesz tu siedzieć cały dzień? – parsknął. – Mam ważniejsze rzeczy do roboty.
Hermiona przewróciła oczami, ale złapała rękę, którą jej podał, aby pomóc jej wstać. Objął ją mocno, podnosząc kilka centymetrów nad ziemią, tak by podczas lądowania nie obciążyła chorej nogi, a po chwili Granger poczuła charakterystyczne szarpnięcie w okolicach brzucha.
Polana pozostała pusta i tylko ślady wciąż świeżej krwi na trawie wskazywały, że ktoś tutaj niedawno przebywał.


3 komentarze :

  1. Ale niespodzianka.Wchodzę a tu nowa notka...

    OdpowiedzUsuń
  2. Ohydny, gdy się czyta, prawda? A cóż dopiero... ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Naprawde dobrze opisana scena tortur. Szacun, tyle w temacie ;-D

    OdpowiedzUsuń