Zbetowała Sevannte !
Wzdrygnęła się mimowolnie, gdy do
jej uszu dotarł skrzeczący śmiech Bellatrix. W panującym mroku nie była w
stanie jej dostrzec, ale była w stanie rozpoznać jej głos. Zresztą nie tylko
jej.
Hermiona oparła się lekko na ręce
próbując wstać z zimnego, wilgotnego betonu, ale nie dała jednak rady podnieść
się bardziej niż do pozycji siedzącej. Obolałe i poranione ciało przyprawiało
ją o niemiłosierny ból nawet przy najmniejszym ruchu. Spuchnięta kostka paliła
żywym ogniem, pogruchotane kolano nie pozwalało się ruszać, kilka pękniętych
żeber uniemożliwiało złapanie oddechu, a na twarzy czuła zakrzepniętą krew. W
sumie tej krwi było dosyć sporo z czego pamiętała, gdy jeszcze miała luksus
widzenia światła dziennego.
Sycząc z bólu i sapiąc próbowała
wysiedzieć w niewygodnej pozycji w oczekiwaniu na nieproszonych gości. Zdawało
jej się jednak, że głosy dochodzą z bardzo daleka, ale nie wiedziała czy może
wierzyć we własny osąd – wczoraj zdawało jej się, że widzi swojego ojca
stojącego przed kratami, bez słowa wpatrującego się w nią jak w najgorszego
potwora. Wiedziała jednak, że to nie był prawdziwy on. Ten, który nie był
wytworem jej wyobraźni, nawet nie wiedział o jej istnieniu, a co dopiero o tym
kim jest i co może jej zagrażać.
Hermiona usłyszała szybkie kroki,
a następnie zobaczyła stłumione światło, najpewniej pochodzące z różdżki
schowanej pod szatą.
– Granger. – Usłyszała cichy,
nerwowy głos.
– Snape? – wychrypiała.
Oblizała zaschnięte wargi i
próbowała przełknąć ślinę, aby zwilżyć gardło.
– Co tutaj robisz? – powiedziała
cicho.
– Sprawdzam, co z tobą. Ostatnio,
gdy tutaj byłem leżałaś nieprzytomna i to raczej już przez dłuższy czas.
– Żyję, jeśli to chcesz wiedzieć.
– Dobrze, bo musiałem nakłamać
Zakonowi, by nie próbowali wyważyć drzwi od Malfoy Manor. Jeszcze wszyscy ci
idioci zostaliby pozabijani.
– Jakiś dobroczynny – prychnęła.
– Przestań gadać, Granger, tylko
mnie słuchaj – ściszył głos jeszcze bardziej i gestem dłoni nakazał
jej się zbliżyć.
Hermiona dotknęła dłonią ściany,
szukając nierównych krawędzi, a gdy w końcu je znalazła podciągnęła się
ostatkiem sił do góry. Obecność Severusa zmotywowała ją do działania. Chciała
usłyszeć, co miał do powiedzenia. Chciała dowiedzieć się czegoś prawdziwego, od
kogoś naprawdę istniejącego.
Oparła się o zimny mur lewym
ramieniem i podtrzymując się nierównych krawędzi prawą ręką ruszyła w kierunku
krat. Gdy dotarła do Snape’a, usłyszała świst wciąganego powietrza, ale nie
dotarł do niej żaden komentarz.
– Jesteś tutaj od dwóch
tygodni, mimo że może wydawać ci się więcej. Wiem, że specjalnie chciałaś tutaj
przyjść po pełni, Draco mi wszystko wyśpiewał. Dla mnie to skrajna głupota,
chyba że miałaś jakiś niesamowity argument za. Poza tym twoje stado ma się
dobrze, widziałem się z nimi – martwią się o ciebie. Wszyscy się martwią,
Granger. W Hogwarcie każdy z osobna chodzi na paluszkach, Zakon staje na głowie
i co poniektórym niewiele brakuje do wyjścia z siebie. Serio, Granger, coś ty
myślała przychodząc tutaj samej i pchając się na własne życzenie do lochów?
– Snape… – wychrypiała. – Pod
postacią wilka nie wytrzymam. Zaklęcia mnie wykończą… Obawiam się jednak, że on
czeka na moją przemianę. Może chce mnie sprawdzić, a może się pobawić, nie
wiem… – Kaszel zmógł jej całe ciało. – Powiedz, że wszystko w porządku. Mają
czekać. Draco ma się nie wychylać. Harry’emu powiedz, że ma się nie martwić i
że nic strasznego mi się nie dzieje.
– I ty myślisz, że uwierzy w to
cały Zakon?
– Zrób tak, by uwierzyli.
Spojrzała mu prosto w oczy.
Jedyne, co w nich ujrzał, to czystą determinację. Kiwnął więc głową wiedząc, że
nie jest to najlepszy czas na kłótnię.
Oboje usłyszeli szum dochodzący z
głębi korytarza i odwrócili w tamtą stronę głowę.
– Muszę już iść – powiedział
twardo.
Spojrzał na nią próbując ocenić
jakie klątwy ją dosięgły przez ten czas. Czarny Pan zadecydował, że tym razem
Severus nie będzie uczestniczyć podczas torturowania uczennicy. Nie chciał
albowiem, by Dumbledore wiedział w jakim jest stanie. Świadomy był, że niepewność
jest gorsza niż jakiekolwiek klątwy.
Nagle sobie o czymś przypomniał,
sięgnął do kieszeni i wyciągnął małą fiolkę.
– Przypuszczałem, że nie wrócisz
przed pełnią do Hogwartu i uwarzyłem ostateczną wersję Wilkołaczego Eliksiru. –
Włożył jej fiolkę do dłoni i zacisnął jej rękę w pięść przytrzymując ją tak
chwilę dłużej. – Jeśli on nie zadziała, to, na Salazara, odrzucam tytuł Mistrza
Eliksirów.
Hermiona popatrzyła oniemiała na
Severusa Snape’a.
– Dziękuję – niemalże wyszeptała,
a w jej oczach zaszkliły się łzy.
– Nie maż się, Granger – rzucił.
Ale powiedział to tak łagodnie, że aż się uśmiechnęła.
Odkorkowała fiolkę i wypiła
wszystko jednym haustem, po czym oddała pusty flakonik profesorowi. Severus w
przypływie niewyjaśnionych emocji włożył ręce pomiędzy kraty i przygarnął
gryfonkę do siebie. Hermiona otoczyła rękoma jego talię mocno do niego
przylegając, nie przejmując się zimnymi prętami, które ich odgradzały.
– Dasz radę – wyszeptał
pokrzepiająco w jej włosy. Pogłaskał ją po głowie, a po chwili odsunął od
siebie. Popatrzył krytycznie na jej rany. – Nie mogę cię wyleczyć, bo wyczują
moją magię.
– Nie jest tak źle –
odpowiedziała hardo. – Powinieneś już iść.
– To nie potrwa jeszcze długo –
powiedział pewnie.
Hermiona kiwnęła głową i patrzyła,
jak znika w mroku.
~*~*~*~
– Jak może znajdować się u
Tego–Którego–Imienia–Nie–Wolno–Wymawiać i mieć się dobrze? – wybuchła Molly.
– Po raz setny ci mówię to, co mi
powiedziała. Głucha jesteś czy jak? Ileż można. Przecież się z nią widziałem,
co jest niejasne? – warknął Severus będąc już na skraju wytrzymałości.
– Moi drodzy, uspokójmy się. Te
emocje są tutaj zbędne. Dostaliśmy dobrą informację i powinniśmy się z tego
cieszyć.
– Cieszyć się? Jak tutaj można
się cieszyć? – wypalił Harry.
– O tak, Potter, że do tej pory
nikt nie wiedział w jakim stanie jest. A teraz przynajmniej wiemy, że nic jej
nie jest i że jest przytrzymywana tylko po to, aby wzbudzić w was gniew, gorycz
i niepokój. Brawo, udało się!
– Skąd niby mamy ci wierzyć, co?
Przecież jesteś szpiegiem – wypluł te słowa jak obelgę.
Severus podszedł do niego
powolnym krokiem i stanął nad nim. Reszta Zakonu patrzyła się niepewnie, jak
dalej potoczy się akcja. Jedni trzymali rękę na różdżce, a drudzy, gdyby tylko
mogli, najpewniej trzymaliby na popcornie.
– I dzięki temu wiem więcej niż
wy. Kazała wam się nie zamartwiać, a tobie w szczególności, Potter – skrzywił
się. – Jeśli tak w nią wierzycie, to po co pozwoliliście jej iść do Czarnego
Pana?
Pytanie zawisło w powietrzu, a
Mistrz Eliksirów nie czekając na odpowiedź wyszedł z biura Dumbledore’a.
W pokoju nastała cisza.
– On
ma rację, moi drodzy – powiedział spokojnie Dumbledore, próbując uspokoić
towarzystwo.
– Ani
nie ma powodów, by kłamać, ani nie poszedł do Hermiony na moje polecenie. – Na
te słowa zebrani popatrzyli się na siebie, nie rozumiejąc sytuacji. – Owszem,
chciałem wiedzieć czy nic złego się nie dzieje pannie Granger, ale wiedząc, że
Severus został odsunięty od sprawy, nie mogłem ryzykować jego ujawniania.
Stłumiony krzyk wydobył się z
gardła Molly.
– Albusie! Jak mogłeś? – spytała
z niedowierzeniem. – Jego pozycja jest dla ciebie ważniejsza od jednej z
uczennic?
– Molly, wiem że ciężko to
zrozumieć, ale wiedziałem, że nic strasznego nie stanie się pannie Granger. Nie
mogłem narażać Severusa, bo bez jego pozycji i udziału w Zakonie już dawno
moglibyśmy być skazani na klęskę – rozłożył ręce w geście bezradności.
Pani Weasley pokręciła głową z
dezaprobatą.
– Moi drodzy, skupmy się jednak
na tym, co teraz jest dla nas istotne. Panna Granger jest w dobrym stanie,
Voldemort próbuje nas skłócić i osłabić, ale musimy być ponad to. Musimy
działać razem, bo inaczej polegniemy.
~*~*~*~
– A więc jednak widziałeś się z
nią – powiedział Malfoy, próbując powściągnąć ekscytację i zainteresowanie.
– Tak… – potwierdził Snape, który
zamyślony przekładał książki na półce.
Po wyjściu z zebrania Severus
udał się do swoich komnat, jednak nie minęło więcej niż dziesięć minut, a za
jego śladami poszedł Draco. Chciał dowiedzieć się czegoś więcej o Hermionie,
mając nadzieję, że to, co do tej pory usłyszał zgadzało się z rzeczywistością.
– Wiedziałem, że nie zrezygnujesz
– młody Malfoy próbował zachęcić swojego ojca chrzestnego do rozmowy.
– Zrezygnować i zostawić sobie
stado na głowie? Czy ja wyglądam na niańkę?
– Jakby się przyjrzeć… –
odpowiedział poważnym głosem drapiąc się po brodzie.
Severus zgromił go wzrokiem.
– I jak się trzyma? – Po chwili
ciszy Draco zadał pytanie i zmartwiony wyczekiwał odpowiedzi w napięciu.
– Jest tak, jak mówiłem –
odpowiedział twardo. – Trochę oberwała, ale to nic poważniejszego. Poza tym
kazała ci się nie martwić i nie wychylać, dobrze by było, jakbyś się jej
posłuchał. W końcu chodzi tu o dobro nas wszystkich.
– Bardzo oberwała? – zapytał
przejęty, próbując wyczytać cokolwiek z twarzy Snape’a, który w końcu zajął
miejsce naprzeciwko niego.
– Nie bardzo, Draco. – Westchnął,
gdy zaniepokojenie nie zniknęło z twarzy chrześniaka. – Wiem, że się o nią
martwisz, ale jeśli będzie coś nie w porządku, to dam ci znać, dobrze? A teraz
masz o tym nie myśleć, bo twoje roztargnienie może mieć jedynie negatywny
wpływ. Na nią i na nas.
Malfoy powoli pokiwał głową,
jakby łącząc wątki.
– Ona wie, że przyszedłeś z
własnej woli?
– Myśli, że Dumbledore mi kazał.
– Czemu?
– A czemu nie? – odpowiedział
coraz bardziej zirytowany. – To jakieś przesłuchanie? Jeśli chcesz, to mogę już
więcej do niej nie iść.
– Dobra, już dobra. – Podniósł
ręce w obrończym geście. – Tak tylko zapytałem.
– Może sprawdź czy cię nie ma w
dormitorium.
Draco popatrzył na swojego ojca
chrzestnego z rozbawieniem. Nawet ślepiec by zauważył, że Postrach Hogwartu
zaczął przejmować się Hermioną Granger. Chłopak nawet temu się nie dziwił – nie
umknęło mu, że coraz więcej czasu spędzali razem i to nie tylko w Hogwarcie,
ale także w Zakazanym Lesie. Nie pozostawiało to wątpliwości, że przywykli do
swojej obecności i chociaż w minimalnym stopniu zaczęli się o siebie martwić.
On, gdy Hermiona znikała w Zakazanym Lesie, a ona, gdy Severus wychodził na
zebrania.
A tak przynamniej tłumaczył sobie
dziwne zachowanie swojego ojca chrzestnego.
Od kiedy przebywała w lochach
Czarnego Pana, Severus zjawiał się pierwszy na zebraniach. Za każdym razem miał
wrażenie, że gdy przybędzie pod Malfoy Manor zobaczy gryfonkę leżącą na
podłodze przed tronem Czarnego Pana. On z kolei myślał, że Severus tak bardzo
jest mu poddany, że najchętniej warowałby przy jego nodze przez całe dnie.
Chwalił go za każdym razem, gdy przyszedł przed innymi i wyraźnie było widać,
że schlebiało mu to.
Tym razem, gdy został wezwany też
miał takie przeczucie. Oczami wyobraźni widział Granger, która leży na
posadzce, a nad nią górują Śmierciożercy. Wciąż nie mógł nadziwić się, ile była
w stanie znieść dla Dumbledore’a i dla Zakonu, tym samym dobrowolnie narażając
własne życie. Niestety, dzisiejszego dnia wyszło, że nie tylko w jego głowie
miały miejsce takie scenariusze, ale także i w rzeczywistości. Severus z duszą
na ramieniu stanął obok Lucjusza i próbował nie zwracać na siebie uwagi. Przed
jego oczami rozprzestrzeniał się potworny widok, na który raczej nikt z
obecnych nie był przygotowany. Zmaskarowane ciało gryfonki leżało na boku,
odwrócone do nich tyłem, zajmując przestrzeń oddaloną kilka metrów od tronu
Czarnego Pana. Hermiona nie wydawała z siebie żadnych odgłosów, a Severus nie
był nawet w stanie zobaczyć ani czy jest przytomna, ani czy w ogóle żywa. W
pomieszczeniu była absolutna cisza. Nikt nie wiedział jak zareagować i co
powiedzieć. Czekali na słowa albo znak od swojego pana, ale on jedynie z
tajemniczym uśmiechem na twarzy powoli kroczył pomiędzy nią a swoim tronem.
– Severusie, chciałbym abyś
zapamiętał ten widok – powiedział z uśmiechem na twarzy. – Niech będzie to
przestroga dla Albusa Dumbedore’a. Od tego momentu powinien zacząć zdawać sobie
sprawę, że istnieją pewne rzeczy, o których ja wiem, a on nie. Jak na przykład
ta – wycelował różdżkę w Hermionę, z gardła której wydobył się przeraźliwy
krzyk, przecinający jak brzytwa ciszę.
Dziewczyna wygięła się w łuk,
zaciskając mocno oczy, z których nieświadomie lały się łzy. Severus niepewnie
patrzył na nią, nie do końca wiedząc, na co dokładnie powinien zwracać uwagę podczas
tej obserwacji. Z ciała Granger nie ubywało krwi, nie słychać było także
łamanych kości, a rzuconą klątwą na pewno nie było Crucio. Po chwili
jednak wszystko stało się jasne dla Severusa Snape’a, gdy paznokcie dziewczyny
zaczęły się wydłużać, twarz deformować, a każda zmiana w jej ciele poprzedzana
była przez jeszcze donośniejszy krzyk. Gdyby nie okoliczności, Mistrz Eliksirów
nie ukrywałby dumy z przyrządzenia potrzebnego eliksiru na czas.
Hermiona sapała ciężko w panice
uzmysławiając sobie, że nie może poruszyć tylną łapą. Powoli wracały do niej
wspomnienia i coraz bardziej była w stanie ogarnąć otaczającą ją rzeczywistość.
Przestała krzyczeć, gdy przeszła przez całą przemianę, a Voldemort opuścił
wycelowaną w nią różdżkę. Leżała przodem odwrócona do tronu i była
stuprocentowo przekonana, że za nią znajduje się co najmniej Wewnętrzny Krąg,
jak i nie większość Śmierciożerców, nawet tych rzadko wzywanych. W tym momencie
nie była dla Voldemorta niczym więcej niż trofeum, którym należało się
pochwalić.
Podniosła łeb do góry i kątem oka
udało jej się dostrzec ilość osób, które ją dzisiaj odwiedziły. Na szczęście
nie naliczyła ich wielu i mogła uznać, że to była raczej prywatka niż huczna
impreza, na którą zostali zaproszeni najdalsi krewni.
Dziewczyna przypomniała sobie
wszystkie te tortury, które już ją spotkały i te, które miały jeszcze nadejść i
skuliła się lekko w strachu, gdy dopadł ją paniczny lęk. Obawiała się do czego
Voldemort mógł być zdolny. Dotychczas przypuszczała, że śmierć jej nie grozi, ale
możliwe, że to co miał w planach Czarny Pan było znacznie grosze od śmierci.
– Wstawaj szlamo na nogi. –
Usłyszała ostry syk z miejsca, w którym miała tylne łapy.
Walczyła sama ze sobą. Z jednej
strony chciała jedynie leżeć i mieć nadzieję, że szybko wróci do celi, a z
drugiej chciała pokazać, że jej nie da się tak łatwo złamać. Że jest w stanie
wytrzymać dłużej niż dwa tygodnie z hakiem na torturach. Bo jeśli było inaczej,
to jej cały plan tak szczegółowo przygotowywany, aby wejść w łaski największego
czarnoksiężnika i go przechytrzyć, stawał się niczym więcej niż fantazją w
umyśle nastolatki. Fantazją mogącą doprowadzić do śmierci wielu bliskich jej
osób.
Usłyszała szybkie kroki i nagle
przeszył ją potworny ból spowodowany tym, że Voldemort bezpardonowo stanął jej
na tylnej, okaleczonej łapie. Hermiona byłaby zaskoczona takim zachowaniem, ale
jedyne co w tej chwili mogła zrobić opierało się na cichym piszczeniu i próbie
wyswobodzenia się spod ucisku. Po kilku nieskończenie długich chwilach Czarny
Pan zszedł z niej podirytowany, że wciąż leży na podłodze. Ona natomiast nie
poczuła żadnej ulgi, gdy nacisk zelżał i wciąż nie mogła dojść do siebie plując
w tym momencie sobie w brodę, że tak wyrywała się do przyjścia na zakładniczkę.
I po co jej to wszystko było? Powinna była siedzieć cicho i nie wychylać się,
gdy tylko dowiedziała się o planie Riddle`a.
Gdy ponownie usłyszała
ponaglający głos Tego–Którego–Imienia–I–Tak–By–Teraz–Nie–Wymówiła wiedziała, że
nie ma innej opcji. Albo zrobi to, co każe, albo zginie tutaj przez
niestosowanie się do zakazów. Nie była przecież jedynie zakładniczką, ale też
niemalże jedną z jego popleczników – w takim wypadku nie było mowy o
jakimkolwiek nieposłuszeństwie. Cicho pojękując podciągnęła łapy pod siebie i
spróbowała się na nich dźwignąć, co wydawało jej się niemożliwe. Próbowała i
upadała raz za razem, płacząc i walcząc ze sobą, by nie poddawać się w walce o
stanie na własnych nogach, a raczej łapach. Po czwartym razie nie tyle, co
chciała spełnić rozkaz Voldemorta w obawie o własne życie, co uświadomić sobie,
jemu i każdemu z osobna, że jest do tego zdolna. Że ma w sobie potrzebną siłę i
że byle co nie potrafi jej złamać. Chciała pokazać przede wszystkim sobie, że
plan, który stworzyła we właśnie głowie nie przerósł jej możliwości. Mogła
zginąć, ale nie tak, nie teraz, nie w momencie, gdy stado nie było przygotowane
na wojnę. Bogowie zlitujcie się, dajcie mi jeszcze kilka tygodni na
przygotowanie ich, proszę. A wtedy możecie mnie zabrać.
I udało jej się, nie wiadomo czy
za pomocą własnych sił czy boskich, ale bodajże za siódmym lub ósmym razem
udało jej się wstać podpierając się na trzech łapach. Na pewno o wiele łatwiej
byłoby jej w ludzkiej postaci, ale nie była w stanie się przemienić. A poza tym
nie miała zamiaru w negliżu leżeć przed bandą Śmierciożerców. Ciarki
przechodziły ją na samą myśl, co mogliby sobie pomyśleć i do czego byliby w
stanie, ażeby tylko jeszcze bardziej ją upokorzyć.
Hermiona potulnie stała
rozglądając się powoli po pomieszczeniu i próbując nie przysporzyć sobie tym
bólu głowy. Kamień spadł jej z serca, gdy nie dostrzegła Dracona wśród
zebranych. Miała nadzieję, że w tym momencie miał akurat ważną misję i że
wszystko z nim w porządku. Dostrzegła natomiast Severusa Snape’a, którego
spojrzenie niemalże przewiercało ją na wylot. Przez chwilę patrzył się na nią z
nieodgadnionym wyrazem twarzy, po czym od razu przybrał swoją obojętną maskę i
nawet powieka mu nie drgnęła, gdy reszta Śmierciożerców wyzywała ją, wyśmiewała
albo z zawzięciem szeptała coś między sobą. Dziewczyna natomiast stała w bólu,
prosząc miłosiernych bogów o pomoc w zaistniałej sytuacji, jednakże na jej
nieszczęście, musiała się zamyślić do tego stopnia, że nie zrozumiała czemu
nagle jej profesor wyszedł przed szereg z śmiertelnie poważną miną na twarzy i
wycelował w nią różdżką. Przez głowę przeszła jej jedynie myśl, że nie takiej
jednak pomocy oczekiwała, choć miała ambiwalentne uczucia co do tego, że jej
katem miał być jej nauczyciel, a także tymczasowy pomocnik.
Gdy poczuła, jak pierwsza klątwa
dotknęła jej ciało, uświadomiła sobie, że eliksir, który ostatnio wypiła
zadziałał. I gdyby była pod ludzką postacią najpewniej by się uśmiechnęła,
jednak w tym wypadku było to raczej niemożliwe. Zamiast tego pozwoliła sobie na
przymknięcie oczu i mimowolne skomlenie, gdy klątwy znów dotykały jej ciało.
Nie zauważyła tego, ale Severus Snape nie rzucał takich klątw jak Łamacz Kości
czy Sectusempra nie chcąc, aby po tym spotkaniu musiała cierpieć w celi jeszcze
bardziej w skutek jego działań. Z wewnętrzną goryczą stał przed nią, co chwila
ściągając i ponownie rzucając zaklęcia. Wiedział, że długie trzymanie jednej
klątwy może sprawić, że jej układ nerwowy będzie w potwornym stanie i chciał ją
przed tym uchronić. Nie wiedział jednak dlaczego tak bardzo się tym przejął.
Może dlatego, że była jego uczennicą, wciąż taką młodą i niewinną? A może
dlatego, że postanowiła ujawnić przed nim więcej niż mógłby przypuszczać, a
nawet pozwoliła na zajęcie się stadem, które było jej bliższe niż własna
rodzina? Nie mógł do końca stwierdzić jaka była tego przyczyna, ale nie mógł
nie dostrzec, że gdy patrzył na ten obraz nędzy i rozpaczy, który miał przed
sobą czuł, jakby ktoś lodowatą dłonią chwycił go za serce i zacisnął na nim
rękę. Pamiętał jak wczoraj moment, w którym stanął naprzeciw jej stada i jak
wtedy wyglądała. Stała dumnie wyprostowana, patrząc się z powagą na swoich
towarzyszy. Słowa wychodzące z jej ust były pewne i nieznoszące sprzeciwu. Mimo
tego patrzyła z troską na najmłodszą podopieczną, która przerażona stała z
boku. Widział jak przy każdej okazji uważnie przygląda się członkom stada, po
czym po kilku słowach wstępu podchodzi do któregoś z nich i próbuje dowiedzieć
się, co go dręczy. Tak samo było z nią. Nie pamiętał jej imienia, ale miała
krótkie blond włosy i zagubione spojrzenie. Widział jak Granger niemalże na
każdym spotkaniu drepcze do niej pokracznie i mówi coś kojącym głosem starając
się ją pocieszyć. Nie wiedział o co chodzi, ale był pewny, że była ona dla
młodszej dziewczyny oparciem. Jego sprawne oko dostrzegło jednak, że gryfonka
kieruje się jedną ważną zasadą: nie przemienia się wiedząc, że ktoś mógłby nie
poradzić sobie pod postacią wilkołaka. Severus nie do końca rozumiał, ale
tamtym razem nie wtrącał się.
W momencie gdy w głowie miał
obraz Granger dumnie stojącej przed stadem od razu przypominał sobie pierwszy
raz kiedy widział jej przemianę. Jej sierść lśniła, jej chód by zdecydowany,
ale ostrożny. Potrafiła chodzić tak cicho, żeby żaden czarodziej jej nie
usłyszał. A jej sylwetka diametralnie różniła się od tej, która była teraz
przed nim widoczna. Ale co teraz mógł zrobić? Stał przed nią rzucając klątwy
raz za razem mając nadzieję, że Czarnemu Panu zaraz się znudzi. Ale nie
znudziło się. Nawet po dwóch kwadransach. Severus spiął się lekko patrząc na
Granger, a gdy uchyliła lekko powieki i spojrzała prosto w jego oczy, ujrzał w
nich takie cierpienie, taki ból i niemą prośbę o litość, że omal nie przerwał i
nie rzucił różdżki w najdalszy kąt. Zamiast tego jedynie na co się zdobył, to
rzucenie pomiędzy zaklęciami czaru powodującego, że natychmiast straciła
przytomność.
Dopiero po dwóch minutach
Voldemort zorientował się, że Hermiona całkowicie straciła kontakt z
rzeczywistością i kazał zdjąć z niej klątwę. Severus posłusznie spełnił jego
rozkaz jakby od niechcenia, a z tyłu dotarły do niego niezadowolone jęki.
– Macnair – Czarny Pan wywołał
swojego poplecznika przed szereg. – Wydaje mi się, że na ostatnim zebraniu
panna Granger zbyt butnie zachowała się wobec ciebie. Zapomniała, gdzie jej
miejsce. A swoim zachowaniem sprawiła, że w naszych oczach przestałeś być
Śmierciożercą, z którym się nie zadziera. Czyż nie sądzisz, że powinieneś się
zrekompensować i odzyskać swój honor?
Severus stał jakby był wmurowany
w posadzkę. Pamiętał, co wtedy zaszło. Granger omal nie została zgwałcona i
ostatkiem sił uderzyła Macnaira w żebra, przez co bardziej stracił równowagę
aniżeli naprawdę odczuł ból. Śmierciożerca dopadł ją wtedy ponownie, a ona
podniosła głowę i spojrzała na ich twarze z takim cierpieniem, z takim niemym
błaganiem, że nigdy nie zapomni wyrazu jej oczu. Zarazem pamiętał, że to Czarny
Pan przerwał Macnairowi, zapewniając, że jeszcze kiedyś doczeka się tego
momentu – teraz jednak próbował manipulować swoim sługą nakierowując jego gniew
na nieprzytomną dziewczynę. Severus zacisnął rękę na różdżce – miał nadzieję,
że to nie teraz nastał właśnie ten moment, którego mógłby wyczekiwać.
Wywołany mężczyzna podszedł do
gryfonki i szybkim zaklęciem ocucił ją. Hermiona próbowała się rozejrzeć, ale
nie była w stanie wszystkiego zobaczyć leżąc na boku, mimo że tym razem jej
twarz była skierowana w stronę Śmierciożerców. Uniosła wzrok i natrafiła na
szaleńcze spojrzenie Macnaira. Po jej ciele przeszedł niekontrolowany dreszcz.
Cieszyła się, że nie jest w ludzkiej postaci, bo wtedy mogłaby obawiać się nie
tylko klątw z jego strony. Po chwili zasępiła się. Nie wiedziała do czego jest
zdolny. Czy przeszkadzałoby mu, że nie jest w ludzkiej postaci? Czy miało to
jakieś znaczenie? A jeśli nawet miało, to czy byli w stanie zmusić ją do
przemiany, jak wcześniej?
– I kogo my tu mamy, co? –
Popatrzył na nią oblizując zaschnięte usta.
Hermionie niedobrze się zrobiło
na ten widok, ale nie odwróciła oczu. Bała się, że wtedy będzie jeszcze gorzej,
bo nie będzie wiedziała, co on robi, ani do czego się przymierza.
Macnair stanął przy jej tylnych
nogach i przykucnął. Lubieżnym okiem popatrzył na nią od góry do dołu, po czym
jego wzrok zatrzymał się na ogromnej ranie znajdującej się na tylnej, już i tak
zmasakrowanej, nodze. Przejechał palcem po ranie, po czym słysząc ciche
skomlenie bólu, które wyrwało się z ust dziewczyny, wydał z siebie nieskrywany
jęk podniecenia. Hermiona była w stanie usłyszeć jego przyspieszone tętno i
serce, które galopowało jak stado rozwścieczonych koni po stepach. Pragnęła
uciec stamtąd, ale nie mogła poruszyć nawet jedną kończyną. Próbowała rozejrzeć
się dokładniej po pomieszczeniu, ale wtedy Macnair włożył rękę w jej świeżą
ranę, a ból jaki temu towarzyszył sprawił, że zrobiło jej się biało przed
oczami. Zaskomlała jeszcze głośniej, a mężczyzna przymknął oczy, wydał z siebie
bliżej nieokreślony dźwięk i bezwiednie zaczął poruszać biodrami nawet się o
nią nie ocierając. Zmieniał co chwilę położenie ręki i brodził w krwi, która
wciąż sączyła się z rany, chcąc usłyszeć odgłosy, które z siebie wydawała.
Po kilku minutach, gdy rana była
już doszczętnie rozwalona i, w jego mniemaniu, Hermiona coraz bardziej
ignorowała fakt, że jego ręka dotyka jej mięśni, Macnair wyciągnął różdżkę i
kilkanaście centymetrów wyżej przyłożył kawałek drewna do jej sierści. Gdy
skończył wypowiadać zaklęcie dziewczyna poczuła taki silny ból jakby ktoś wbił
jej nóż w nogę i rozrywał skórę milimetr po milimetrze. Mężczyzna był za to tak
wniebowzięty, że coraz szybciej poruszał biodrami i wydawał coraz głośniejsze
jęki, które jak echo rozchodziły się po pomieszczeniu. Po kilku minutach, które
dla Hermiony były godzinami niewyobrażalnych tortur, z głośnym okrzykiem
doszedł, oblizał wyschnięte już usta i splunął obok dziewczyny, po czym wstał i
zajął swoje miejsce nie patrząc na zachłanne spojrzenia innych Śmierciożerców,
które w niego wlepiali.
Czarny Pan uśmiechnął się kpiąco
na widok ciała gryfonki.
– Zabierz ją stąd.
Severus kiwnął szybko głową.
– Oczywiście, Panie.
Rzucił na nią zaklęcie tak, aby
lewitowała przed nim i ruszył w stronę drzwi. Dla niego Czarny Pan wyraził się
jasno: miała stąd zniknąć. Co oznaczało, że w końcu była wolna. Wolna i
zniszczona.
Wyszedł raźnym krokiem przed
bramę i szedł przed siebie. Jak najszybciej i jak najdalej – do bezpiecznego
miejsca. Nie mógł się z nią teleportować z racji powagi obrażeń jakich doznała,
więc musiał uzdrowić ją na tyle by nie doznała rozczepienia, po czym jak
najprędzej zaprowadzić ją do Albusa.
Przeszedł kilka kilometrów w
niewyobrażalnie szybkim tempie, intensywnie wypatrując końca drzew. Polana
położona była niedaleko posiadłości Malfoy Manor, ale w tej chwili miał
wrażenie, jakby czas ulatywał mu przez palce. Krew skapywała z ciała Hermiony
Granger tworząc za nimi czerwoną ścieżkę, powodując, że Severus biegł coraz
szybciej. Sprawnie manewrował między drzewami, starając się, aby Granger o nic
nie zahaczyła. Czuł, jakby ktoś zgniatał jego płuca, jak foliową torebkę
wypełnioną powietrzem, sprawiając, że nie mógł zrobić wdechu.
Gdy w końcu dostrzegł niemalże
Ziemię Obiecaną zrobił coś, czego nie robił już od dobrych kilku lat –
uśmiechnął się szeroko. Potykając się, przebiegł jeszcze kilka metrów i
zasapany ukląkł, powolnie położył
gryfonkę na trawie. Podwinął rękawy i od razu zabrał się do pracy, zaczynając
od szczegółowego przyjrzenia się ranom. Nie wyglądało to jednak dobrze.
– Granger, słyszysz mnie? – cicho
zadał pytanie.
Hermiona nawet się nie poruszyła.
Widział tylko jak z trudnością jej klatka podnosi się i opada. Wyciągnął
różdżkę i zaczął oczyszczać i zasklepiać największe rany.
– Trzymaj się, kretynko. I na co
ci to było? Po co się rwałaś przed szereg, aby tu przyjść? Myślałaś, że Czarny
Pan oszczędzi cię tylko i wyłącznie dlatego, że przewodzisz wilkołakami, z
którymi chce zawrzeć sojusz? Chyba na głowę upadłaś – nieprzerwanie mruczał pod
nosem, starając się zatamować krwawienie.
Po kilkunastu minutach oderwał
różdżkę od ciała gryfonki i spojrzał z lekką krytyką na swoje dzieło. Był pewny
jedynie tego, że po tych dwóch, najcięższych okaleczeniach znajdujących się na
nodze pozostanie blizna. Co do reszty, to nie miał pewności. Potrzebowała
eliksirów, snu i odpoczynku. Po kilku dniach powinni mieć już możliwość do
zdiagnozowania jej stanu. Na szczęście nie miała krwotoku wewnętrznego, bo to
od razu wykazałaby sonda.
Hermiona poruszyła się
niespokojnie i Severus zobaczył, jak powoli otwiera oczy.
– Nie panikuj. Jesteśmy z dala od
Malfoy Manor i w najbliższym czasie na pewno tam nie wrócisz, jeśli nie
będzie to naprawdę konieczne. Zasklepiłem większość ran, ale musisz się
przemienić, abym mógł złożyć twoją nogę i by prawidłowo się zrosła. Poza tym
musisz mi powiedzieć czy nie doznałaś jeszcze innych obrażeń – mówił tak
spokojnym głosem, że gdyby Hermiona jeszcze do niedawna nie była na skraju
śmierci, to by to wyśmiała i wezwała magomedyka wprost ze św. Munga.
Pokiwała głową na zgodę i
ze wszystkich sił skupiła się na tym, by jej ciało wróciło do ludzkiej formy.
Snape w tym czasie nagle zainteresował się drzewami, które się za nimi
znajdowały, wpatrując się w nie tak intensywnie, że gdyby był w stanie oczami
wzniecać pożar, to ten byłby już tak ogromy, że w przeciągu kilku sekund
dotarłby do posiadłości Malfoy’ów.
– Już – wyszeptała i sapnęła
cicho.
Severus odwrócił się trzymając
swoją szatę w rękach i szybko przykrył ją zanim zdążyła poczuć się skrępowana.
Hermiona z drugiej strony była zaskoczona zachowaniem profesora. Nie dogryzał
jej, starał się nie wprowadzać jej w zakłopotanie i nie wracał do tego, co
działo się jeszcze pół godziny temu – i w ogóle to do niego nie pasowało.
– Zajmę się okaleczeniami, a
później się ubierzesz, jak będziesz mogła już wstać i podnieść ręce.
Zlustrowała go podejrzliwie, ale
nie skomentowała jego podejrzliwie miłego tonu. Skinęła głową na zgodę i
utkwiła w nim skupione spojrzenie. Severus natomiast położył prawą rękę na
szacie i przesunął ją lekko ku górze niefortunnie dotykając dłonią uda
dziewczyny. Na jej skórze pojawiły się ciarki, a on zmieszany natychmiast zabrał
rękę i w mgnieniu oka wyciągnął różdżkę, chcąc zatuszować to, co się przed
chwilą wydarzyło.
Niewyobrażalny ból przeszył
Hermionę, gdy Snape ponownie złamał jej nogę. W odruchu złapała go za prawe
przedramię mocno zaciskając na nim palce. Severus spojrzał na nią zaskoczony,
ale nie odepchnął jej, mimo że ostre paznokcie chciały przebić jedną z jego
ulubionych koszul. Kolejnym ruchem różdżki złożył nogę w całość narażając się
przy tym na jeszcze ciaśniejszy zacisk palców na przedramieniu, na szczęście
chwilowy, bo w momencie, gdy już chciał strącić jej rękę Hermiona odpuściła,
odetchnęła głębiej i przeniosła rękę z powrotem na brzuch. Nieprzyjemne słowa
cisnęły mu się na usta za ten bezpardonowy uścisk, ale powstrzymał się przed wypowiedzeniem
ich, jedynie spoglądając na nią spode łba.
– Mógłbyś przestać mnie
podziwiać? – zapytała zaczepnie.
Severus prychnął.
– Chciałabyś, Granger. – Spojrzał
na nią z kpiącym uśmiechem na twarzy.
Pochylił się nad nią coraz
intensywniej wpatrując się w jej brązowe oczy, aż znalazł się tak blisko, że
poczuła jak po policzku smyrają ją kruczoczarne włosy. Zaczęła coraz szybciej
oddychać i poczuła, że cała się rumieni.
– Chciałabyś, Granger –
powtórzył, szepcząc jej prosto w twarz, po czym powoli się odsunął. Na jego
twarzy gościł jeszcze większy kpiący uśmiech.
Hermiona prychnęła, starając się
ukryć nerwowość.
– Jeszcze czego... Poza tym czy
naprawdę musimy znajdować się na ten polanie? Raczej w Hogwarcie dostanę lepszą
opiekę niż na środku łąki.
Severus skinął jedynie głową
powstrzymując się od odpowiedzi, ale momentalnie krew się w nim zagotowała.
Przyniósł ją tutaj i robił wszystko, co tylko było w jego mocy, aby przeżyła i
wyszła z wizyty u Czarnego Pana w jednym kawałku, a ona jeszcze miała czelność
sugerować, że Poppy lepiej by się nią zajęła? A proszę bardzo! Niech tylko nie
myśli, że później do niego przyjdzie po jakieś leki, bo Poppy nie będzie miała
ich na składzie. Podniósł kilka kamyków z ziemi i przetransmutował je w długie,
luźne spodnie, pod którymi była w stanie ukryć opatrunki, bluzkę z długim
rękawem, która zakrywała siniaki, otarcia i kolejne bandaże, i sportowe buty,
które w połączeniu ze spodniami ukrywały wciąż opuchniętą, lecz ustabilizowaną
już kostkę. Położył ubrania obok niej i odszedł kilka metrów dając jej chwilę
na przebranie się.
– Już – odezwała się potulnie,
gdy skończyła zawiązywać buty.
Widziała, że Snape jest na nią
zdenerwowany, ale musiała powiedzieć cokolwiek, dzięki czemu znalazłby się od
niej jak najdalej. Spanikowała, gdy tylko jego dłoń przypadkowo dotknęła jej
nagiej skóry. Nie wiedziała czemu tak zareagowała, ale leżała naga przed swoim
profesorem, przykryta jego szatą, poraniona i ocalona – przez niego. Pół
godziny temu był jeszcze w stanie zrobić wszystko, co rozkazał mu Voldemort, a
chwilę później próbował naprawić to, co zniszczył. Targały nią emocje, a gdy
się nad nią pochylił to wszystko, co do tej pory hałasowało w jej głowie momentalnie
ucichło. Słyszała jedynie łomotanie swojego serca, tak donośne, że z pewnością wystraszyło
całą zwierzynę, która zbliżała się do nich po śladach krwi.
Popatrzyła się na Snape’a, który
wciąż stał odwrócony do niej plecami. Koszula w połowie wypadła mu ze spodni,
rękawy, mimo że podwinięte, ubrudziły się krwią, tak samo jak jego dłonie,
włosy targane wiatrem starczały na wszystkie strony. Uśmiechnęła się lekko pod
nosem.
– Czy możemy przełożyć strzelanie
fochów na kiedy indziej?
Snape odwrócił się i spojrzał na
nią spode łba.
– A może, Granger, wyślij
patronusa do Poppy i niech sama zabierze cię do Hogwartu, co?
– Mogłabym teraz nie znaleźć aż
tak dobrego wspomnienia, by wyczarować patronusa – powiedziała cicho. Severus
zmieszał się odrobinę, ale nie pokazał tego po sobie.
– Chcesz tu siedzieć cały dzień?
– parsknął. – Mam ważniejsze rzeczy do roboty.
Hermiona przewróciła oczami, ale
złapała rękę, którą jej podał, aby pomóc jej wstać. Objął ją mocno, podnosząc
kilka centymetrów nad ziemią, tak by podczas lądowania nie obciążyła chorej
nogi, a po chwili Granger poczuła charakterystyczne szarpnięcie w okolicach
brzucha.
Polana pozostała pusta i tylko
ślady wciąż świeżej krwi na trawie wskazywały, że ktoś tutaj niedawno
przebywał.
Ale niespodzianka.Wchodzę a tu nowa notka...
OdpowiedzUsuńOhydny, gdy się czyta, prawda? A cóż dopiero... ;)
OdpowiedzUsuńNaprawde dobrze opisana scena tortur. Szacun, tyle w temacie ;-D
OdpowiedzUsuń