AAAAAaaaaaaa jest! Kolejna część, którą w całość zebrała MARTA, naprawdę uczcijmy to minutą ciszy, bo to mistrzowsko wykonana robota (patrząc na masę literówek i udziwnień w zdaniach) :))))
OTO prezent Świąteczno-Noworoczny! :D
Poza tym, Kochane, chciałabym Wam z całego serducha podziękować za 56 tysięcy wejść! I za komentarze, jak najbardziej! Zawsze jak widzę, że ktoś poświęcił minutkę na skomentowanie, to jestem wniebowzięta <3
Chciałabym Wam jeszcze życzyć udanego Sylwka i byście nie były dla siebie surowe z listą postanowień noworocznych, a po prostu cieszyły się z tego, co już macie :)
Liz xx
P.S.
Uuuups, ale jeśli się nie mylę to już będzie DRUGI Sylwek mojego bloga, eee... Czas leci naprawdę szybko, kurczę. (2# Jedno z moich postanowień jest, by dobrnąć w 2015 do 60 rozdziałów :)) - trzymajcie kciuki!)
– Nie rób im krzywdy! – wrzeszczała wniebogłosy, próbując
wyrwać ręce z uścisku i odzyskując szczątki energii. – Proszę, nie rób im
krzywdy. Oni nie są ci do niczego potrzebni. Chcesz mnie, oni są bezużyteczni,
całkiem nieprzydatni. Oni nawet nie wiedzą, o co chodzi – wydusiła ostatkiem
sił.
– Co ci zależy, szlamo? Przecież oni cię nienawidzą, więc co
cię obchodzi ich dalszy los? – zakpił Lord.
Hermiona spojrzała na swoich rodziców. Dopiero wtedy
uświadomiła sobie, że zostali pozbawieni mowy, ich usta poruszały się w niemym
krzyku, a oczy wyrażały jeszcze większe przerażenie.
Voldemort ściągnął zaklęcie.
– Boże, czemu nas tak ukarałeś?! – krzyczała jej matka. –
Czemu zesłałeś na nas przeklęte dziecko? Czemu karzesz nam cierpieć? – Padła na
kolana, zalewana kolejnymi falami łez.
Jej ojciec się nie odzywał, tylko stał z niewyraźnym
spojrzeniem i łkał cicho, a po jego dumnej postawie, którą jeszcze pamiętała z
dziecięcych lat, pozostał jedynie strach i zgarbione ramiona.
– To wszystko twoja wina! – matka wrzasnęła w jej kierunku,
próbując palcem wskazać na miejsce, w którym siedziała. – To twoja wina! Twoja,
ty pieprzona dziwko! Ty to na nas zesłałaś! Kazałam ci nie wracać! Zabroniłam! –
Załkała. – Miałaś dać nam święty spokój. Miałaś wszystko, czego tylko zachciałaś,
spełnialiśmy każdą twoją zachciankę, nie protestowaliśmy, a ty się tak nam
odwdzięczasz! Traktujesz nas, jak najgorsze ścierwo, wysługujesz się nami, ale
to i tak nie jest dla ciebie wystarczające! Czego chcesz?! Czego?! Czego, do
cholery, chcesz?! – Głos jej się załamał.
Hermiona zacisnęła ręce w pięści.
– Zostaw ich, Tom – powiedziała, starając się brzmieć
stanowczo. – Na co ci oni? – Popatrzyła prosto w oczy matki. – To tylko para
zwykłych, bezwartościowych mugoli, którzy nie są godni nawet spojrzenia. –
Wypluła przed siebie ślinę.
– Akurat tego jestem całkowicie świadomy, mała szlamo.
Jednak czasem trzeba się rozerwać. – Odwrócił się w stronę jej rodziców. –
Crucio.
Wrzask, który wydobył się z gardła jej matki, objął całe
pomieszczenie w ciągu jednej setnej sekundy, a po chwili dołączył do niego głos
jej ojca.
Hermiona odwróciła wzrok w drugą stronę.
Lord stanął za nią i chwycił jej głowę tak, by widziała
przed sobą tarzających się w bólu rodziców.
– Nie tak prędko, szlamo – wysyczał jej do ucha. – To
przedstawienie jest specjalnie dla ciebie.
Z buzi jej matki zaczęła wypływać krew.
Niemagiczni ludzie po stokroć byli bardziej wrażliwi i
intensywniej reagowali na jakąkolwiek klątwę, tym bardziej jedną z
Niewybaczalnych.
Długotrwałe Crucio nie tyle prowadziło do poważnych i
nieodwracalnych chorób psychicznych, co do silnego zwężenia się komórek,
czego skutkiem były krwotoki wewnętrzne, a także ekstremalne podwyższenie
temperatury ciała i krwi w organizmie. Efektem były majaczenia, halucynacje, wylewy,
przegrzanie, drgawki, palpitacje serca, psychoza, zaburzenia świadomości,
czucia, smaku, utrata wzroku, jeszcze więcej majaczeń, zaburzenia percepcji,
infantylność, niekontrolowane skurcze mięśni, utrata czucia w palcach, w
dłoniach, utrata świadomości nad własnym ciałem, ociężałość, jeszcze więcej
halucynacji, apatia, omamy, zaburzenia myślenia, mowy, urojenia, myśli
obsesyjne, otępienie, upośledzenie zdolności intelektualnych, nerwica, fobia,
fobia i jeszcze więcej fobii.
Obydwoje, niczym zsynchronizowani, dostali drgawek.
Zaczął się drugi etap.
Musiała to zakończyć, zanim zajdzie to za daleko.
– O co ci chodzi, Tom? – spytała słabo.
– Właśnie o to. – Potrząsnął jej głową i ponownie ustawił na
widok przed nią.
– Nie, nie o to. Nie obchodzi cię to. Miałeś i masz to
gdzieś. Masz gdzieś, co dzieje się z mugolami, ze szlamami, więc nie udawaj.
– Ale nie gdy jest to twoja rodzicielka i rodziciel –
wysyczał jej do ucha, wbijając szpony w jej policzek.
– Proszę cię, gdyby mieli zginąć, rzuciłbyś w nich pierwszą
lepszą Avą i byłoby po sprawie.
Zaśmiał się pod nosem. A raczej zachichotał, przez co przez
chwilę poczuła szok i rozbawienie jednocześnie. Czarne charaktery nie
chichoczą! Nigdy! Przenigdy!
– Mogę zapytać co tak rozśmieszyło? – spytała po
kilkudziesięciu sekundach, podczas których od niej odszedł.
– Pierwszą lepszą Avą. AVĄ. Na Salazara i wszystkich
Mrocznych Bogów! Trzymajcie mnie! A jak wypowiadasz pełną dwuczłonową nazwę?
– Avą Kavą? Avą Kedavą? Na Hadesa, po prostu nie wypowiadam.
– Przewróciła oczami.
Czarny Pan zdekoncentrował się na tyle, że rzucone zaklęcia
straciły na sile. Miała szczęście, że to nie mięśniaki trzymali różdżki w
rękach i nie śmieli zwrócić na to uwagi. Tego jeszcze by brakowało.
Rozjuszonego mięsa.
– Tom, na co ci to wszystko? Chcesz mnie wkurzyć? O to
ci chodzi? – Spojrzała na niego spode łba. – Wiedziałam, że o to chodzi.
Naprawdę dużo ludzi lubi, gdy się denerwuje i wielu z nich uważa to za słodkie,
choć sama nie wiem, gdzie ukrywam tą słodycz, ale nie musisz się wstydzić. Nie
jesteś pierwszym i ostatnim. Wiem, wiem, że faceci mają obsesję na punkcie
pierwszeństwa i w ogóle, ale naprawę, naprawdę, naprawdę nie musisz się tym
przejmować. Musisz jedynie być trochę bardziej asertywny, kreatywny no, i
więcej mnie nie przywiązywać do krzesła… Tom, wiem, że się starałeś, ale to
naprawdę – pokręciła lekko głową – naprawdę nie jest dobry pomysł… i nigdy nie
był! Nie wiem skąd takie przypuszczenia. Ale nie przejmuj się, nie przejmuj,
mam książki, książki ci pomogą, wszystko wyjaśnią, naprawdę, naprawdę, naprawdę
wyjaśnią.
– Stul pysk i przestań się powtarzać – wysyczał.
– Ale Tom już nie musisz się ukrywać! Teraz wszystko jest
jasne!
W mgnieniu oka sięgnął różdżką do jej gardła różdżką.
– Czy to też jest jasne?
– W pewnym sensie – wycharczała, gdy naciskał na jej krtań.
– Lepiej, aby stało się wystarczająco jasne.
– Oczywiście, że nie stanie się dopóki oni tu dalej będą. –
Wskazała głową na rodziców, z których, zaklęcia zostały ściągnięte.
Peleryna Voldemorta mocno zatrzepotała, gdy ten odwrócił się
i wycelował różdżką we wcześniej wybranym kierunku.
– Oj, Tom, mogę tak do usranej śmierci. Naprawdę, naprawdę,
naprawdę.
Odwrócił się i przywalił jej z pięści, aż głowa poleciła jej
na drugą stronę, a z ust zaczęła wypływać kolejna porcja krwi.
Śmiech Hermiony zaczął rozchodzić się po pomieszczeniu,
zaczynając na tym cichym i mrukliwym, tuż pod złamanym nosem, a kończąc się na
tym, gdzie, gdyby fizycznie mogła, odrzuciłaby głowę w tył i dałaby się ponieść
emocjom.
Splunęła obok krzesła.
– To było nad wyraz mugolskie, Tom. Spodziewałaby się
wszystkiego; Crucio, Łamacza Kości, pieprzonej Sectusempry, czegokolwiek, ale,
na pioruny Zeusa, nie pięści! – Zaśmiała się jeszcze raz, jednak tym razem
lekko sarkastycznie. – Nie doceniłam cię na początku. I twojego wybitnego
poczucia humoru!
Złapał ją za szczękę, wbijając paznokcie w i tak już
poranione policzki.
– Jeszcze raz się powtórzysz, suko, a nie wyjdziesz stąd o
własnych siłach.
– Wydaje mi się, że dosyć jasno wyraziłam się w tej
sytuacji. Ty ich wypuszczasz, a ja grzecznie siedzę na swoim ulubionym krześle.
– Nie zasłużyłaś.
Prychnęła pod nosem.
– Litości, przecież to nie ja chcę stąd zwiewać. To znaczy,
chcę, oczywiście, mam tysiące spraw na głowie, a jedną z nich jest to, by
położyć się spać jak normalny człowiek, a nie prowadzić telekonferencje, jak to
zawsze uczyła mnie mama, czy w ogóle jakiejkolwiek konferencje, wymianę
poglądów, wymianę zdań, ewentualnie po prostu stwierdzania faktów, tak jak to
właśnie robię.
– Stul pysk.
– Najpierw chcesz znać moje zdanie, a później każesz mi się
zamknąć. Na kolorowe skarpetki Merlina, zdecyduj się wreszcie!
– Nikt nie chce znać twojego zdania, szlamo.
– Chwila, moment, teraz to się pogubiłam. – Głos odzyskał
dawną moc, choć ledwo była w stanie mówić. – Ściągasz mnie na jakieś
odludzie, bez obrazy panie Malfoy, gdziekolwiek pan jest, ciskasz we mnie
zaklęciami, przywiązujesz do krzesła, walisz pięścią i okazuje się, że tak
naprawdę nie chciałeś niczego ode mnie usłyszeć i wciąż nie chcesz? Gdzie jest
sens? Czy tu są jakieś kamery? Są tu kamery, prawda? A to jest jakiś pieprzony
żart, bo nie widzę w tym cholernego sensu, a jakiś raczej powinien być. Przestań
w końcu ściemniać i podaj jakieś konkrety, bo nie będę grać w cholerne
kalambury i zgadywać, co ja w końcu tu robię, gdy w ogóle nikt o tym ma nie
wiedzieć; ani Dumbledore, ani Harry Potter, nikt.
– Zawitał do was mój stary znajomy – odpowiedział przeciągając
sylaby po chwili, przechadzając się dookoła pokoju. – Masz go zapoznać z
otoczeniem. Z każdym korytarzem, z każdym zakamarkiem, z każdą płytką na
podłodze – wypowiedział dosadnie i powoli, przybliżając się z każdym krokiem.
– Chwila, wróćmy do początku: „starym znajomym”? Na Hadesa,
on jest młodszy ode mnie.
– Może tak ci się tylko wydaje – rzucił sarkastycznie.
– Czy on tu teraz jest?
– Nie mam zamiaru przerywać mu roku szkolnego jakimiś
błahostkami, a tym bardziej w pierwszego tygodnia.
– A więc co? Oczekujesz, że wezmę go pod ramię i
przemierzymy cały Hogwart? – Zaśmiała się pod nosem. – Może będę go jeszcze
karmić, co? Jeżeli jest taki dobry i doświadczony w tym, co robi, to niech się
wykaże, poczyta trochę, popyta się, pokrząta, zaznajomi.
– Sęk w tym, że nie mamy za dużo czasu – syknął, a jego
czerwone oczy zabłysnęły ostrzegawczo
– To go kupicie. Nie moja działka. – Uniosła dłonie na tyle
wysoko, na ile pozwalały jej sznury.
– Chyba się nie rozumiemy – albo to, albo w końcu możesz
pożegnać się z rodzicami.
– W co ty grasz? Albo rybki, albo akwarium? Fachowo to
nazywa się szantaż.
– Nie obchodzi mnie jak to będziesz sobie nazywać, szlamo.
Ale albo wszystko mu pokażesz, albo twoi nędzni mugole zginą i wylądują tam,
gdzie powinni, a ciebie i tak do tego zmuszę.
– Chyba przemyślałam sprawę – Hermiona odezwała się po
krótkiej przerwie – wiesz, nasz kontakt jest tak dobry i tyle lat nad nim
pracowaliśmy, że aż byłoby mi szkoda, gdybyśmy go zniszczyli przez takie jedno,
małe nieporozumienie.
– Cieszę się, że się zrozumieliśmy.
Hermiona zaczęła wiercić się na krześle.
– Czy to nie ten moment, gdy finalizujemy negocjacje
uściskiem dłoni, wypuszczamy przetrzymywane osoby, a następnie rozchodzimy się
do domów?
– Najwidoczniej nie wzięłaś poprawki na swoje wyszczekanie,
nędzna szlamo.
– Tom. Czarny Panie. Sam–Wiesz–Kto. Czarny Wojowniku. Czy
jakkolwiek inaczej by cię nie nazwać, spójrz na mnie. Ledwo poruszam ustami, to
chyba jakiś pieprzony cud, że w ogóle jestem w stanie wydobyć z siebie dźwięk,
choć nie mogę nawet o milimetr przesunąć stopy. To naprawdę jakiś jebany cud,
że jeszcze jako tako jestem w stanie sprawnie myśleć, i że ubiliśmy interes.
Spójrz jaki cholerny skrawek ze mnie został. I ja wiem, i ty wiesz, że przeżyję
kolejną porcję zaklęć, ale na co to komu? Im więcej dostanę, tym później wstanę
na nogi i tym później będę w stanie zająć się moją częścią umowy, a tego chyba
nie chcesz? Nie muszę tłumaczyć zasad – zwłaszcza tobie.
Voldemort przekrzywił głowę w namyśle, dotykając czule swoją
różdżkę koniuszkami palców.
– Czego jeszcze chcesz? Czy myślisz, że to będzie wyraz
twoich malejących umiejętności posługiwania się ofiarą? Zapewniam cię, że nie.
Będzie to jedynie rozwaga, którą kierują się biznesmeni. – Zaczęła mocno
kaszleć, wypluwając krew dookoła. Wydawało jej się, że jeszcze chwilę i wypluje
swoje płuca. – Rozkujcie ich i odstawcie, a jeśli zaatakują, odpowiedzcie
ogniem. Bez ostrzeżenia.
Machnął ręką na swoich ludzi.
– A ty, mała szlamo, módl się, by nie przegapić ani cala
hogwardzkiej podłogi.
Jednym ruchem zerwał z niej liny, a następnie zniknął z
pomieszczenia z prędkością światła. Śmierciożercy zaczęli rozchodzić się, żeby
dokończyć to, co zaczęli przed spotkaniem.
Hermiona ledwo co była w stanie utrzymać się o własnych
siłach na krześle i modliła się, by nie upaść do przodu. Nie wstałaby. Nie ma,
kurwa, mowy, za nic w życiu by nie wstała.
Święta Trójca Sprawiedliwości została na koniec i podeszła
do niej powolnym krokiem.
Poczuła w ustach dziwny smak, który dwukrotnie się zmienił.
– Severusie jesteś tego pewien?
– Lepiej się zamknij, Malfoy, bo będzie to ostatnia rzecz,
jaką wypowiedziałeś. Nie, nie jestem tego pewien, ale jeśli sądzisz, że Narcyza
zareaguje lepiej albo Czarny Pan, kiedy ją wyczuje, to masz moje serdeczne
pozdrowienia. Ten głupi starzec nigdy niczego dobrze nie rozplanuje, a później
zostawia to na mojej głowie. Jak ja mam się w ogóle dostać z nią w takim stanie
do Hogwartu? Spójrz na nią. I jak niby, do cholery, mam się dostać do kwater,
skoro nie mogę rzucić nawet jednego przeklętego zaklęcia. Zabije tę nędzną
kreaturę czarodzieja przy najbliższej okazji.
– Jakiś ty się gadatliwy zrobił, Sev… i markotny. – Poklepał
go po ramieniu, ale zdążył zabrać rękę, nim Postrach Hogwartu zdążył się jej
pozbyć.
– I co ty, kretynko, robisz?! – zagrzmiał, kiedy zobaczył
jak Granger podtrzymuje się krzesła i próbuje wstać.
Draco odruchowo chciał jej pomóc, ale odepchnęła jego dłoń,
co zakończyło się ponownym upadkiem na krześle.
Wymamrotała coś pod nosem i spróbowała jeszcze raz.
Przy dwunastym podejściu Malfoy’owie udali się na górę i
zostawili ich tu samych. Przy trzydziestym razie Severus stał przy stole
znudzony i jedynie warczał pod nosem.
Hermiona złapała równowagę i stanęła o własnych siłach.
– Wreszcie, ileż można czekać! – Wywrócił oczami i ruszył
przed nią. – Będziesz tak stała czy czekasz na zaproszenie do Hogwartu?
Dziewczyna podniosła lekko wzrok, ale nie była w stanie
spojrzeć mu w oczy, nie po tym, co wydarzyło się dzisiejszej nocy.
Zrobiła krok do przodu i miała szczęście, że tuż obok niej
znajdował się stół, którego mogła się podeprzeć.
Prawą nogę miała całkowicie bezużyteczną, a wystająca kość
jedynie to potwierdzała.
W ustach miała smak krwi, obraz zamazywał się przed oczami,
a w uszach przeraźliwie dźwięczało.
Wiedziała, że wygląda jak zbezczeszczony gnijący trup.
Po kilku minutach, które ciągnęły się w nieskończoność,
dotarła do drzwi, położyła rękę na ścianie i oparła się o nią bokiem,
przylegając do niej całym ciałem i ruszyła przed siebie, zostawiając na ścianie
krwawy ślad.
Po jakimś kwadransie byli już niedaleko bramy.
Hermiona spojrzała na siebie pobieżnie.
Ubranie miała rozszarpane, dłonie całkowicie rozwalone, z
rąk schodziła jej skóra, plecy miała tak bardzo poharatane, że nawet nie była w
stanie się lekko wyprostować. Śmiałaby nawet przypuszczać, że gdzieś w
okolicach lędźwi ma wbity jakiś odłamek – może kryształ albo kamień – i to
dosyć głęboko. W każdym razie jeśli znalazłaby się w nieczarodziejskim
szpitalu, oznaczałoby to zniszczenie 40% skóry, a może i nawet doszłoby do 60.
Rezultat? Przeszczep skóry.
Czuła się, jakby nogi miała z waty, dosłownie. Każdy
pojedynczy mięsień, każda pojedyncza komórka, ścięgno, tkanka – wszystko,
wszystko ją piekło, paliło niemiłosiernym bólem. Rozdzierało. Na kawałki.
Pomału. Niespiesznie.
Nie miała siły nigdzie iść. Ogarnęła ją cisza. Tak
głęboka i tak prawdziwa, jak nigdy przedtem.
Była sama, była sama przed bramą. Była sama po tym, co
przeszła, co przetrwała. Została wypuszczona z łap Bestii, która ukryła się w
najciemniejszych zakątkach jej duszy.
Wytrwała.
Przetrwała.
Przeżyła.
Nie zwracała na nic więcej uwagi, nie myślała – nie
potrafiła już jasno i racjonalnie myśleć.
Za bramą ujrzała dwóch Śmierciożerców zmuszających jej
rodziców do marszu. Twarz jej matki była zalana łzami i wtulała się w ramię
ojca.
Zauważyła swoją matką. Jej wzrok zatrzymał się na niej;
przepełniony bólem i wyrzutem, winą, za którą ponosiła odpowiedzialność, winą,
której nie pozbędziesz się bez względu na rzeczy, które otrzymałeś, bez względu
na to, co uczyniłeś, bez względu na to, do czego byłbyś w stanie się posunąć,
bez względu na to, czy będziesz na pograniczu życia i śmierci.
Ale nie powinna się dziwić. Nie powinna mieć jej tego za
złe. Była zadowolona, że dzieli je brama. Bo ona chciałaby to naprawić,
tłumaczyłaby się, zresztą jak zawsze, starałaby się wyjaśnić, prosiłaby o
przebaczenie. Choć tak naprawdę nie potrzebowała go. Tu nie chodziło o opiekę
czy ochronę, którą chciała uzyskać, nie chodziło o poparcie jej działań, ani o
oddawanie jej czci. Chodziło o zrozumienie kim jest, co potrafi, co zrobiła, i
że nie nawaliła kolejny raz, że ich ocaliła, że o nich walczyła, i że to liczyło
się dla niej bardziej niż jej własne życie. Chciała jedynie, by ją docenili.
Jednak jak mogli tego dokonać, gdy nazwała ich ścierwem? Gdy publicznie ich
upokorzyła? Jak przez obelgi, człowiek z klapkami na oczach, jest w stanie
ujrzeć coś więcej, dostrzec drugie dno, gdy nie widzi nawet jednego?
Nie dała się ponieść emocjom. Nie pozwoliła sobie na żaden
ruch, nawet na drgnięcie policzka, tym bardziej nie wtedy, gdy znajdowała się
jeszcze na posesji Malfoy’a.
Śmierciożercy zniknęli w lesie.
Hermiona podeszła do bramy i naparła na nią całym ciałem,
dopóki ta nie ustąpiła i, skrzypiąc, nie otworzyła się.
Z trudem wzięła głęboki wdech i ruszyła przed siebie,
trzymając jedną ręką drugie ramię i utykając, a na drodze tworząc ścieżkę z
własnej krwi.
– Granger, nie wygłupiaj się i daj sobie pomóc. Szybciej
wrócimy do szkoły.
– Ta, wiesz co, już wystarczająco pomogłeś, nie,
dzięki, nie skorzystam. – Była praktycznie nieprzytomna.
Siła. Siła. Siła. Siła. Gdzie jest ta pieprzona siła, gdy
jej potrzebuję? Gdzie jest ta wielka chęć walki?
– Granger, do cholery, czy ty niczego nie rozumiesz?
– Ooo nie! – Odwróciła się w jego stronę i wskazała na niego
palcem. – Doskonale rozumiem. – Jej głos przerodził się w charczący
szept. – Rozumiem całą tę szopkę, rozumiem miazgę zamiast ciała, staram się
wszystko idealnie zrozumieć. Ale nie to. Nie, nie rozumiem tego, że staliście w
przyjacielskiej grupce, jak na pieprzonym kazaniu i oglądaliście, jak ten
skurwiel zdejmuje ze mnie majtki. – Poczuła jak łza leci jej po twarzy. – Jak
próbował mnie zgwałcić. – Starała się, by głos jej nie zadrżał.
– Nie doszłoby do tego – wtrącił.
– Nie? – zapytała szyderczo. – A wiesz co, kurwa, by się
wydarzyło, gdybym nie poszła na ugodę? Zostałabym wpakowana do najciemniejszej
celi – wypluła krew, która zebrała się w jej buzi – a kilka godzin później,
przy pozytywnym myśleniu, miałabym pieprzonego gościa. To by się wydarzyło.
– Ale się nie wydarzyło, nie ma co dramatyzować.
– Nie ma sprawy. – Uniosła lekko ręce w bezbronnym geście. –
Ale ty też spieprzyłeś swoją robotę.
– Język – warknął.
– Nawet nie potrafiłeś utrzymać swojego chrześniaka w jednym
miejscu.
– Przypominam, ze to ty chciałaś pokazać mu czym jest ból
drugiej osoby czy, do cholery, cokolwiek, co chciałaś tym udowodnić.
– Ale, na Merlina, nie chodziło mi o Pomocną Dłoń
Wybawiciela.
– Nie wiem o co ci, na Salazara, chodziło, ale w tym
momencie jest to ostatnia rzecz, jaka mnie obchodzi. I albo teraz dasz sobie
pomóc i wracasz ze mną do Hogwartu, albo sama będziesz się teleportować.
Spojrzała na niego spode łba.
– Z chęcią wybrałabym drugą opcję.
– Jednak ona tak naprawdę nie istnieje i oboje doskonale o
tym wiemy. – Dokończył za nią. – Idziemy.
Podszedł, by złapać w talii i pomóc w dotarciu do celu,
jednak Hermiona nie tak to zaplanowała. Nie tego chciała i nie wyobrażała
sobie, by ta cudowna noc skończyła się w obskurnych lochach.
Odsunęła się od niego i w chwili, gdy na jego twarzy zaczął
malować się gniew i już miał się odezwać i zapytać się, co ona, do cholery,
odprawia, Hermiona spojrzała na niego nieobecnym wzrokiem, zacisnęła mocno
pięści i przypomniała sobie zasadę ce–wu–en: Cel, Wola, Namysł.
~*~*~*~
Hermiona była praktycznie pewna swojego rozszczepienia w
drodze powrotnej i chyba Merlin się nad nią zlitował, kiedy okazało się
odwrotnie.
Zatoczyła się do przodu, upadła na kolana i zwymiotowała.
Konwulsje nie chciały ustąpić i dopiero kiedy odczekała kilka minut, osunęła
się na bok i upadła na ziemię, a następnie przeturlała się kilka metrów, by nie
poczuć jakiegokolwiek odoru.
Leżała nieruchomo, a jej głowa była pustką, całkowicie
niezakłóconą, jebaną Nicością.
Jej ciało rozrywał ból. Ból, który karmił się bólem. Ból,
który chciał poczuć więcej bólu, który chciał się nim karmić. Domagał się go,
pożądał. Kiedy tortury przychodzą, liczą się jedynie dwa pierwsze zaklęcia,
które na tobie lądują, a następnie jedynie to, które podwyższa poziom, a jego
siła przebija się przez wszystko to, co do tej pory czułeś i nadrabia, co
straciłeś.
Jedna samotna łza spłynęła po jej policzku i wylądowała na
trawie.
Naprawdę świetny rozdział, bardzo poruszający i działający na wyobraźnię. Bardzo wiele rzeczy się wydarzyło i jestem ciekawa co też jeszcze się może wydarzyć. Życzę ci szczęśliwego Nowego Roku, żeby był lepszy od starego i aby wszystkie twoje marzenia się spełniły, a także żebyś miała ogromną wenę, aby pisać nam tak wspaniałe rozdziały jak dotychczas!! ;)
OdpowiedzUsuńWspaniały rozdział. Podobał mi się ten kawalek z Avą :-) Lubię czarny humor. Nie mogłam się doczekać tej części i kolejnej też już nie mogę. Czekam na kolejne wydarzenia. Wesołego Nowego Roku. Weny i spełnienia marzeń ;-)
OdpowiedzUsuńWspaniały :)
OdpowiedzUsuńNie mogę doczekać się następnego :)
Weny życzę :)
boski rozdział ;)
OdpowiedzUsuńbardzo ciekawy ^^
z niecierpliwością czekam na następny! <3
No nieźle. Nie takiego obrotu sprawy się spodziewałam, genialnie to wszystko rozegrałaś. Do tej pory nie mogę wyjść z podziwu nad twoją Hermioną. Jest bardzo pewna siebie, wyszczekana i aż nie mogę się nadziwić jak doprowadziłaś jej charakter i styl bycia do takiego stanu. Szczerze mówiąc nie spodziewałam się takiej reakcji jej rodziców. Czekam na kolejny rozdział. :-) Szczęśliwego Nowego Roku i dużo weny!
OdpowiedzUsuńHej :) Trafiłam tu niedawno przez przypadek i muszę Ci przyznać, że jestem pod wielkim wrażeniem (tak.. tak... zamiast robić wszystko ja pochłaniałam Twojego bloga... więc mam masę zaległości no ale cóż :P trzeba mieć jakieś priorytety ;D ) :D trochę mi na początku brakowało typowego wątku HGSS ale im dłużej czytałam tym bardziej byłam zadowolona :D piszesz świetnie więc proszę nie przestawaj :P
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na kolejny rozdział :)
Kora.
to jest mój ulubiony blog :)
OdpowiedzUsuńrozdział wywarł na mnie wielkie wrażenie
O rany... nie mogę się doczekac kolejnego rozdziału. Dlaczego wszędzie trzeba czekać na następne części aż miesiąc? :(
OdpowiedzUsuńBól, ból, ból..
OdpowiedzUsuńCholera, jak ona mogła chodzić e takim stanie?
AHahhahahaahahha xD niesamowicie bawi mnie gadka Hermiony do Voldzia xDDD
OdpowiedzUsuńRozdzial świetny :)
Ascella Black
Jest tak cholernie późno, ze nie mam juz sił nic konstruktywnego napisać prócz tego, jak zajebisty jest ten rozdział. Ten i poprzedni. Uwielbiam Twoja Hermione!!!
OdpowiedzUsuńSkończę czytać wszystko i wrzucę jeden długi porządny komentarz, zapewne jutro jak doczytam resztę rozdziałów :) dobranoc !!!