~ HGxSS w granicach nierozsądku ~: Rozdział 20

wtorek, 10 września 2013

Rozdział 20

Tak Jazz, masz rację, poprzedni rozdział, tak jak ten mają jedynie po jakieś 10 stron, jednak w kolejnych zamierzam, by ta norma była z lekka podniesiona ;)
Rozdział osobiście uważam za MASAKRĘ, może nie jest bardzo, bardzo katastroficznie, jednak błagam Was nie bijcie mnie za Wieczystą Przysięgę, bo miałam dobre zamiary, tylko że nie odświeżyłam sobie w moim małym móżdżku, jak to było w kanonie i pewnie wszystko standardowo zawaliłam...
A do tego kwestia Snu - czuję, że w tym rozdziale poległam na tej części, jednak obiecuję poprawę! ;*

Chciałam powiedzieć, że 21 rozdział jest dopiero w fazie początku początku i nie mam niestety do tego głowy, a głównym powodem jest to, że ktoś stwierdził, że zajebie mi w szkole telefon z torby - naprawdę fantastycznie - a ja bez telefonu to jak bez ręki, tak więc teraz muszę zająć się duplikatem karty i kupnem nowego telefonu, pewnie w przeciągu tygodnia postaram się wszystko ogarnąć i wtedy zająć się nowym rozdziałem... ;>

Nie bijcie, nie wińcie, nie mordujcie, a czytajcie i oceniajcie! :D ;*

Betowała Sky :3

DZIĘKUJĘ z całego serca za Wasze wejścia i komentarze! Motywuje ♥



Hermiona nie do końca wiedziała, jak się zachować z wiedzą, że ma wyznaczony dokładny termin torturowania, a może nawet do doprowadzenia jej organizmu do wykończenia i pozostawienia go na cienkiej granicy pomiędzy życiem a śmiercią – co było bardziej prawdopodobne.
Mimo umowy ze Snape'em, miała przeczucie, że na nic to wszystko się nie zda, bo klamka już zapadła – optymistyczną duszą to z pewnością nie była. Może i Snape ponownie przedstawiłby Voldemortowi swoją propozycję, ale równało się to albo z torturami i odmową, albo z torturami i ugodą. Była tylko jedna szansa, która – jak mimo wszystko przypuszczała – nie miała dużej możliwości przebicia.
Hermiona, rzecz jasna, doskonale zdawała sobie sprawę z faktu, że kiedyś nastąpi ów dzień i będzie musiała stanąć oko w oko ze żmiją, jednak nawet jej ciekawska natura wystawiła głowę zza kanapy i niecierpliwie oczekiwała tego dnia, więc nie zrobiło to na niej szczególnego wrażenia. Sam fakt był oczywisty i wiadome było, iż kiedyś to nastąpi. Teraz jednak zaczynała się zastanawiać, jak powinna zachowywać się przez ten czas przed swoimi przyjaciółmi i resztą nauczycieli, który byli członkami Zakonu, a także państwem Weasley. Właśnie. Wcześniej uważała, że Voldemort po prostu wezwie Snape’a, któremu rozkaże ją przyprowadzić i najnormalniej w świecie zostanie od razu do niego zabrana. Bez bezsensownych przemyśleń, które i tak nie pomagają, a także pastwieniem nad jej głową ze wszystkich stron. Coś czuła, że będzie musiała się rozmówić z Dumbledore'em, by następnym razem załatwiał takie rzeczy na osobności, bo teraz nie dość, że jakoś będzie musiała zaakceptować skakanie dookoła jej osoby po spotkaniu z beznosym i matkowanie na każdym kroku, to także będzie musiała zgrywać okropną ofiarę losu – przynajmniej w jakimś stopniu – przed całym otoczeniem. Zajebiście wspaniale.
Westchnęła ciężko i zaczęła się przebierać. Dni nie były już tak ciepłe, jak zaledwie kilka tygodni temu i pomimo, że lato powinno trwać teraz pełną parą, można było dostrzec już oznaki zbliżającej się jesieni, która najwyraźniej postanowiła odwiedzić ich tym razem o wiele wcześniej. Fakt ten połączony z tym, że kolejną godzinę – jeżeli nie dłużej – miała spędzić w lochach i przekreślał opcję, by wyszła w letniej, zwiewnej sukience – zamiast tego założyła długi dżinsy i sweter.
Obawiała się z lekka, jaki będzie przebieg sytuacji podczas zajęć i tego, że nieumyślnie sprowokuje Snape’a do tego, by zaczął zadawać – z pewnością niewygodne – pytania, a gdyby zaczęło się to całe przesłuchanie, to tak szybko by się nie skończyło, a ona doprawdy nie miała najmniejszej ochoty na tego typu zabawy i zostawanie po godzinach. Co prawda nie ustalali otwarcie, przez ile mają trwać jej zajęcia – czy też raczej Snape już z góry stwierdził, że jest to coś niekwestionowanego i jasnego – jednak naturalnie, gdy robiła eliksir, który wymagał większego poświęcenia czasu, to zostawała na dłużej niezależnie, czy to było kilka godzin więcej. Jednak nie chciała siedzieć u niego dłużej ze względu na to, że zebrało mu się na przemyślenia i pogawędki, i przeciągać tego do czasu bliżej nieokreślonego. Po prostu miała nadzieję, że pomimo tego, co stało się zaledwie czterdzieści minut temu Snape będzie zachowywał się tak jak zawsze i da jej w ciszy popracować – marne szanse, ale każdy może pomarzyć, co nie?
Sapnęła i zeszła na dół, by zjeść śniadanie. Co prawda Hermiona obudziła się już dwie godziny temu, gdy – o dziwo – nawet pani Weasley nie była na nogach, by odwiedzić profesora, jednak wolała poczekać z jedzeniem na wszystkich i, jak miała w zwyczaju, popatrzeć na prawdziwie kochającą się rodzinę, której nie mogła już odzyskać. Prawdę mówiąc, już od jakiegoś czasu, gdy tak na nich patrzyła, zadręczała ją myśl, że powinna pomyśleć nad wymazaniem wszystkich możliwych obrazów, dotyczących jej osoby z umysłów jej rodziców. Nigdy nie rozmyślała o tym tak naprawdę i nie przejmowała się tym faktem. A powinna. Może nie byłoby to całkiem fair, ale gdy wchodziło w grę zaklęcie Obliviate, to kiedy było? Przynajmniej nikt nie musiałby się męczyć. Zasługiwali na lepsze życie, życie podczas którego nie musieliby bać się własnej córki; bać się w swoich własnych czterech ścianach, podczas jej przyjazdów. Szczerze mówiąc, już dawno temu powinna była podjąć tę decyzję, a nie narażać tak samo ich, jak i siebie na niebezpieczeństwo – biorąc tym bardziej pod uwagę czasy, w jakich się znaleźli. Tak, powinna była zająć się tym już przed laty.
Teraz należało poszukać jakiegoś ustronnego miejsca, w które mogłaby ich wysłać, załatwić wszystko z pośrednikami, usunąć im wspomnienia związane z jej osobą i zastąpić je innymi, po czym dodatkowo umocnić zmianę kilkoma zaklęciami tak, by żaden ze Śmierciożerców, a nawet sam Voldemort nie mógł im przywrócić pamięci, a następnie po prostu dać im nowe paszporty i wysłać tam, gdzie byliby bezpieczni. Tyle przynajmniej mogła i powinna zrobić. Im mniej powiązań z nimi miała, tym było lepiej. Dla „większego dobra”.
Zjadła i ruszyła w stronę kominka.

                                                                  ~*~*~*~

Wywaliła z głowy niepotrzebne myśli i obrazy, a zamiast nich przywołała te, które pomimo, że każda nastolatka powinna mieć podobne do siebie, ona musiała je stworzyć w drodze. Nie przejmowała się tym faktem. Wolała już tysiąc razy bardziej robić to, co robiła, niż siedzieć wokół tych wszystkich – nie oszukujmy się – idiotów i udawać – tak, jak to robili oni – że nic się nie dzieje i zanudzając się na śmierć. Nie chciała imprez. Owszem, lubiła nieraz, od czasu do czasu zajść do baru (nawet mugolskiego) i wypić kilka drinków, jednak to bardziej dla odprężenia niż upicia. Nie zaprzeczy, że zdarzały się kiedyś takie momenty, gdy po tym, jak zaatakowali ją podczas pełni Śmierciożercy, przychodziła do baru, by złagodzić ból, a raz czy dwa zdarzyło jej się co nieco zagalopować i upić się, jednak to były małe wyjątki, które były skutkiem tego, że nie potrafiła już znieść bólu, a jedynie czego pragnęła, to pozbycie się go jak najszybciej. Wtedy zwykle bywało tak, że Draco odnajdywał ją zanim doczłapałaby się do Hogwartu i powiedziała o dwa słowa za dużo. Dopiero z biegiem czasu mogła przekonać się, że z niego – wbrew przypuszczeniom – był dobry chłopak, który po prostu czasem gubił się w tym co robił i w tym, czego od niego oczekiwali. Z perspektywy lat cieszyła się, że pomogła mu wtedy, gdy tego potrzebował, a on zamiast skrywać urazę, postąpił podobnie przy najbliższej okazji. Oczywiście nawet ją zdziwiło to, że po wyrównaniu rachunku nadal przychodzili sobie z pomocą, a z czasem zaczęli nawet ze sobą rozmawiać. Nigdy jednak nie zwątpiła w to, że postąpiła słusznie.
Zapukała pewnie do drzwi, poczekała, aż usłyszy pozwolenie, po czym weszła.
Snape siedział przy biurku i o czymś rozmyślał, tak samo beznamiętnie, jak to już miał w zwyczaju. Nie chcąc mu przeszkadzać, przeszła do laboratorium, podeszła do swojego stanowiska i wzięła się za kończenie wczorajszego eliksiru. Nie podobało jej się, że jest tak cicho, a Snape nie poruszył się nawet o milimetr, od kiedy weszła. Dziwne napięcie, które tworzyło się w powietrzu, także nie zwiastowała niczego dobrego. Przeczuwała, że to cisza przed burzą – jeśli nie nawet tornadem.
Hermiona dalej kroiła składniki, gdy kątem oka zauważyła, że profesor wstaje i chwilę później stoi już obok.
– Zgadzam się – powiedział beznamiętnie.
Nawet nie podskoczyła, gdy się odezwał, tylko w tempie błyskawicznym próbowała znaleźć coś, do czego mogłaby powiązać jego zgodę.
Odwróciła się w jego stronę, stojąc ledwie kilka centymetrów od niego, ze wzrokiem, który znalazł się na wysokości jego klatki piersiowej.
Podniosła głowę, by na niego spojrzeć.
– Niech pan wybaczy, ale niezbyt rozumiem.
Westchnął ciężko.
– Nie wierzę, że to mówię – warknął pod nosem, jakby kierując słowa do samego siebie. – Zgadzam się na to, bym wam pomagał przy tych dziecinnych planach i eliksirach, która są pewnie tak banalne, że nawet pierwszoroczny potrafiłby je stworzyć.
Hermiona skrzywiła się nieznacznie już na samym początku wypowiedzi. Po pierwsze: one sama nie chciała, by dowiedział się o czymś, czego za swojego życia nigdy by mu nie powiedziała, a po drugie: Draco tymczasowo odsunął się z lekka – mówiąc delikatnie – od całego planu i szczerze mówiąc nie była do końca pewna, czy wróci, czy raczej będzie chciał pokazać, jak on to wszystko genialnie potrafi zrobić.
– Czy pan w ogóle o tym myślał? – Już chciał się wtrącić, ale zdążyła powstrzymać go ruchem dłoni. – Będzie się to wiązało ze złożeniem Wieczystej Przysięgi, którą każdy z nas składał. Oczywiście dla pana może się to wydawać śmieszne i – lekko mówiąc – niepotrzebne, jednak z mojego doświadczenia wynika, że bywają sytuacje, gdy robi się trochę cieplej i nie mam zamiaru zawracać sobie głowę przez czyjąkolwiek niekompetencję i później wszystko wyjaśniać. Rozumiemy się?
Prychnął szyderczo.
– Trochę cieplej, Granger, nie wyolbrzymiaj. Niech ci będzie, może być i ta przysięga, przecież kto by chciał słuchać tego, co dwójka bachorów robi podczas wojny.
– Jeżeli pan tak uważa… A teraz, jeśli pan pozwoli, dokończę to, co zaczęłam.
Odwrócił się i już odchodził, gdy Hermiona ponownie zabrała głos:
– Wie pan, że nie musi pan tego robić ze względu na Draco? Na co to panu? My sobie świetnie dajemy radę, a to była tylko lekka, nieprzemyślana sugestia rzucona przez pańskiego chrześniaka. Po co panu się do tego mieszać i tracić czas?... Ma pan jeszcze możliwość, by się wycofać i o tym wszystkim zapomnieć – bez jakichkolwiek zobowiązań.
– Granger, nienawidzę się powtarzać i nie będę tego robić.
– Po prostu miałam nadzieję, że odwiodę pana od jednego z najgorszych błędów w pańskim życiu.
– To ja będę decydować, czego chcę się podjąć, a czego nie. Draco mnie prosił o pomoc i mam zamiar mu jej udzielić. – Przez gadanie tej dziewczyny miał jeszcze większą ochotę zrobić coś wbrew jej planom i dowiedzieć się, o co tak naprawdę tu chodziło.
– Skoro nieodwracalnie zdecydował się pan na ten krok i nie zamierza się wycofywać, gdy tylko dokończę eliksir, co zajmie mi góra dziesięć minut, będziemy mogli rozpocząć wszystko, co wiąże się z tą decyzją.
Skinął lekko głowo i bez słowa wyszedł z laboratorium.
Hermiona stała jeszcze chwilę w bezruchu, po czym wzięła się za planowane skończenie mikstury.
Usiadła ciężko na krześle i westchnęła. Tak naprawdę to nie miała pojęcia, co o tym wszystkim myśleć. Snape i pomoc? Proszę was. Nawet myśleć było o tym niedorzecznie... Mogła jedynie zacząć głowić się nad tym, jaki miał mieć z tego zysk – tego punktu była akurat całkowicie pewna. Nie oszukujmy się, to musiało mieć głębsze podłoże. Tylko co on tak naprawdę mógł mieć z tego? Przecież uważał, że to wszystko to tylko zabawa nastolatków, więc na co mu to? Co chce osiągnąć? Nie miała pojęcia. Nie wiedziała, ile może mu powiedzieć, a ile powinna zataić, jednak tak, by tego nawet nie podejrzewał. Gdzie powinna postawić granice? Jej podświadomość mówiła, że już na samym początku jej jakże fascynującego opowiadania, jednak ona niestety wiedziała, że musi postawić przed nim jasno kilka faktów i jakieś zadanie, które go zainteresuje i zablokuje (przynajmniej tymczasowo) chęć poznania większej ilości tajemnic, jakie skrywali.
Nie ufała mu. Co prawda był szpiegiem Zakonu i pomagał im przez lata, jednak to nie wystarczało, by zdobył jej zaufanie. Może i powinna była zmienić swoje podejście do mężczyzny, ale nie widziała w nim tego, co powiedziałoby jej, że w najbardziej ekstremalnych momentach przyjdzie jej z pomocą, a nawet kiedy będzie trzeba – Merlinie! – zaryzykuje swoje życie. Widziała go jako osobę, która potrafi obejść wszelakie przysięgi czy zawarte umowy i wywinąć się od wszystkiego bez konsekwencji. Umyć od jakiegokolwiek działania ręce. Wiedziała, że przyjmując kogoś do „pomocy” i przekazując mu dowody, a także – chcąc czy nie chcąc – cząstkę siebie, nie powinna była tak myśleć, jednak to było czymś, czego się obawiała. Jak mogła mu w takim razie zaufać? Nie rozmyślać całymi dniami o tym, że może ich w każdej chwili wydać, albo przysporzyć niepotrzebnych problemów. Przecież prawdę mówiąc w ogóle nie znała tego człowieka! Był jej nauczycielem, i owszem, pracował dla Dumbledore’a i Voldemorta jednocześnie, w porządku, jednak na tym kończyła się jej wiedza na temat jego błyskotliwej osoby. Był tajemniczy, a to jej niezbyt pasowało. Był mistrzem oklumencji i legilimencji, co dodatkowo stawiało ją w niekoniecznie idealnej pozycji. Powiedzmy sobie szczerze: mógł zataić przed nią wszystko, co tylko mu się podobało. Ona nie miała takiej władzy. Oczywiście znała tajemnice, którymi mogła się posługiwać, ale tu pytanie nie było: jakie?, a: jak miałaby je najlepiej wykorzystać?
To wszystko jej się nie podobało. Powinna była od razu zaprzeczyć i dać wyraźnie do zrozumienia, że oferta wygasła, a nie pieprzyć się z tym w chwili, gdy została ze wszystkim sama i nie miała czasu, by bawić się w odpowiadanie na pytania. Tak, jasne, że przydałaby się jeszcze jedna para rąk, ale myśląc nieraz o tym nie miała na myśli Nietoperza z Lochów, a mówiąc wyraźniej, był ostatnią osobą, którą poprosiłby o taką pomoc. Jednak czy robiąc tak, jak podpowiadała jej podświadomość, nie postąpiła by nie fair? Nie miała tu na myśli tego dupka, który siedział za drzwiami, ale Draco, który nalegał na to, by przegadała z nim tę kwestię. Przecież jasne było, że gdyby odrzuciła tę propozycję, od razu by się dowiedział i byłoby o wiele gorzej.
Westchnęła ciężko. Że też zebrało mu się akurat teraz na podejmowanie takich decyzji.
To wszystko było kompletnie pozbawione sensu. A do tego cholernie frustrujące, gdy nawet nie wiedziała, w jakim celu była ta cała szopka.
Umyła ręce i sprzątnęła swoje stanowisko. Teraz mogła być pewna, że lekcja na pewno nie pomieści się w standardowych godzinach. Szczerze mówiąc, chyba z całkowitą pewnością mogła stwierdzić, że wolałaby już odpowiadać na wszystkie te pytania, niż – na Merlina! – przyłączać go do ich przymierza. Co jak co, ale to wychodziło poza schematy, o których jeszcze rozmyślała przed przyjściem tutaj. No cóż, prawda była taka, że w żadnym razie jej się to nie podobało, ale tak czy siak nie miała zbyt dużo do powiedzenia w tej kwestii. Znalazła się między młotem a kowadłem, i by nie zrzucać na siebie jeszcze większej ilości problemów i ponownie nie tracić czasu na rozwiązywaniu ich, stwierdziła, że po prostu musi się pogodzić z całą tą sytuacją – czy też (bardziej prawdopodobne ją względnie zaakceptować – i postawić jasne granice, co powinien wiedzieć, a czego najnormalniej w świecie nie – tak, by wszystko mieć perfekcyjnie pod kontrolą.
Wzięła głęboki wdech i opanowała emocje. Czas zacząć.
Weszła do gabinetu i bez słowa przeszła do biurka, po drodze zmieniając mało wygodne krzesło na którym miała siedzieć w fotel, co zostało skomentowane jednie wyraźnym warknięciem ze strony Snape’a. W duchu uśmiechnęła się szyderczo na ten fakt. Teraz przynajmniej wiedziała, że to ona jest krok przed nim i nie musi już uważnie stąpać po lodzie. Wchodzili na jej teren, a na nim ona nie zamierzała płaszczyć się przed nim i okazywać całodobowej skruchy i posłuszeństwa.
Ze spokojem i lekkim znudzeniem zajęła miejsce, po czym utkwiła w profesorze przenikliwy wzrok.
– Na co to wszystko panu? – spytała z nutką kpiny po kilku minutach badawczego przyglądania się jego osobie.
– Podałem już swoje powody. Chociaż mnie bardziej interesuje czemu pani tak bardzo nie chce, bym podjął tę decyzję. – Rozsiadł się wygodnie, szukając jakiejkolwiek reakcji na jej twarzy.
– To całkowicie jasne, myślałam, że wyjaśniłam to już podczas naszej ostatniej rozmowy na ten temat. Nie ufam ani panu, ani pana czynom. Oczywiście nie mam tu na myśli zaufania, którym możemy obdarzyć nowo poznaną osobę, ale takiego, za sprawą którego naraziłabym albo też całkowicie poświęciłabym życie i wiedziałabym, że ta druga osoba zrobi dla mnie to samo. Żebyśmy nie zrozumieli się źle, zdaję sobie znakomicie sprawę z tego, że takie zaufanie zdobywa się stopniowo, ale tak samo wiem, że od pana nigdy bym go nie otrzymała i to właśnie jest jeden z powodów, dlaczego ingeruję w tę sprawę.
Prychnął pod nosem.
Usiadła na skraju fotela i pochyliła się do przodu, złowrogo patrząc mu w oczy.
– Wie pan co? Może i ma pan gdzieś to, czy będzie pan żywy, czy nie, ale ja wręcz przeciwnie. Do wojny nie mam zamiaru się nigdzie wybierać, więc tak samo nie mam zamiaru ryzykować. Ja tu rządzę, nie pan, i to ja ustalam reguły – sam pan się na to zgodził – powiedziała lodowato. – Zaufanie jest podstawą, jednakże to Draco chciał, by pan nam pomógł, więc to on będzie wyznaczał, czym dokładnie ma pan się zająć – byleby jak najdalej ode mnie i od moich zadań. Wyraziłam się jasno? – warknęła.
– Wystarczająco.
– W takim razie się cieszę – odparła beznamiętnie.
Wstała z gracją z fotela i stanęła na środku pokoju.
– A pan co, czeka na specjalne zaproszenie? – zapytała kpiąco, bawiąc się w rękach różdżką. W duchu uśmiechnęła się złośliwie na widok jego rozdrażnionej twarzy – pewnie gdyby nie sytuacja, dałby jej szlaban na całe życie i potraktował jakąś klątwą.
Snape z prędkością światła znalazł się naprzeciw niej wyciągając do przodu rękę. Hermiona podała mu swoją, zaciskając ją na jego przedramieniu.
– Powtarza pan za mną – poinstruowała.
Skinął krótko głową.
 Przysięgam na życie, utrzymać wszystko, czego się dowiem w jak największej tajemnicy przed każdą osobą z osobna – pośrednio, jak i bezpośrednio.
Przysięgam na życie nie zdradzić, nie wydać, ani nie oszukać.
Przysięgam na życie wykonywać zlecone polecenia bez sprzeciwu.
Przysięgam na życie nie ingerować w osobiste sprawy Hermiony Granger. – Tworzyła dokoła nich skomplikowane wzory i w tej samej chwili wypowiadała słowa przysięgi, którą starała się ułożyć tak, by niczego nie pominąć.
Severus powtarzał co zdanie, przy każdym z kolei krzywiąc się coraz bardziej. Nie miał pojęcia po co tyle podpunktów, przecież to były tylko dzieciaki! No i co, do diabła, miał znaczyć ten ostatni wers o Granger? Teraz, po złożeniu Wieczystej Przysięgi, miał ochotę jeszcze bardziej dowiedzieć się, co za tym wszystkim się kryło i niemało frustrował go fakt, że w tej właśnie chwili miał skrępowane ręce na czas nieokreślony i niemal niemożliwe było, by się czegokolwiek na ten temat dowiedział. Niemal, bo jeszcze nie przestudiował dokładnie przysięgi, nad której opracowaniem nie mogła siedzieć zbyt wiele, co było jedynie dla niego plusem i co dawało mu szanse, by jako tako ją obejść, bez szwanku.
Hermiona popatrzyła badawczo na profesora. Coś knuł – tego była pewna. Po raz kolejny przewertowała w myślach przysięgę, jednak nie znalazła żadnej luki, którą mógłby wykorzystać – a mogła być na dziewięćdziesiąt dziewięć procent pewna, że gdyby taka się znalazła, to by tak postąpił.
Z powrotem zasiadła po cichu przy biurku, czekając w milczeniu, aż Snape powróci do rzeczywistości i dzięki temu zdobywając czas, by też samej ochłonąć i pewnie przejść do kolejnego etapu.
Profesor po chwili ocknął się z rozmyśleń i bez słowa zajął swoje miejsce.
– Nim przejdziemy do następnej części, musimy sobie coś jeszcze wyjaśnić. – Skinął wręcz niezauważalnie głową, by kontynuowała. – Dla mnie istotne jest to, że nie mieszamy naszego życia prywatnego z zawodowym, jednak dla formalności muszę pana o tym poinformować. Do tego odnoszą się jakiekolwiek szlabany, kary, szantaże czy cokolwiek, co wpadnie panu do głowy. Oczywiście, gdy zasłużę sobie na szlaban w szkole, nie ma takiej opcji, bym nie zjawiła się w gabinecie, by go odrobić, wywijając się zadaniem, które muszę wykonać. Do tego odnosi się także to, że gdy będzie miał pan ustalone na konkretny termin zadanie, które musi pan wykonać i nie będzie pan w stanie tego uczynić, natychmiastowo informuje pan o tym mnie – bez różnicy, czy sową, czy listem, czy też jakąś jedną z wymówek na szkolnym korytarzu. Nie interesuje mnie, jak. Po prostu ma pan obowiązek mnie natychmiast poinformować. To samo tyczy się zadań, które mogą przysporzyć trochę więcej problemów. – Już otwierał buzię, by zaprzeczyć, ale go wyprzedziła. – Tak, tak wiem, panu nic by nie mogło przysporzyć problemu, jednak mówię tak na wszelki wypadek. Siedzę w tym dłużej i z samego tego faktu mogę wiedzieć co nieco więcej na ten temat. Czy to wszystko jest jasne?
– Tak, Granger – warknął.
– Znakomicie. – Westchnęła i lekko przetarła oczy. Ostatnio nie wysypiała się najlepiej – choć pomimo tego, że to nie było nic nowego, to tym razem noce znosiła jeszcze gorzej niż zwykle, co dawało jej się we znaki. Nie mogła non stop zażywać eliksiru Słodkiego Snu, bo nie dość, że od siebie uzależniał – na co ona w tym stanie była o wiele bardziej podatna – to jeszcze często trzymał za długo pomimo, że dokładnie odliczała dawki, a na dokładkę, jakby nie było już wystarczająco powodów, przestawał działać – oczywiście, nie pod kątem zasypiania, ale utrzymywania snu przejrzystego, bez żadnego natrętnego obrazu. Coraz częściej zdarzało jej się, że pomimo zażycia eliksiru koszmary przedostawały się przez ochronną powłokę i atakowały jej umysł, żywiąc się jej energią jak pasożyty. Zaczynała się o to niepokoić i poważnie rozmyślać nad tym, czy nie jest kogoś cholernym obiektem żartów, a to wszystko nie jest po prostu efektem jakiegoś przeklętego zaklęcia. Naturalnie przebadała się już niezliczoną ilość razy, próbując wykryć, czy coś nie zostało na nią rzucone albo jej podane, jednak zawsze wynik był negatywny, co ją niezwykle frustrowało. Przecież to nie mogło być możliwe, żeby ot tak to miewała. Co prawda zaczęło się to w okresie, gdy zaczynała być wilkołakiem, jednak na ten temat też zdążyła przewertować już wszystkie księgi i w żadnej nie znalazła, że ugryzienie mogło być tego efektem – a sama też w to nie wierzyła.
– A więc tak… Ja zajmuję się takimi rzeczami, jak Zakazany Las, jak już zdążył pan zauważyć. Draco tworzy potrzebne eliksiry i jest jednym z informatorów na temat Czarnego Pana. Priorytetem oczywiście jest wojna. Najważniejsza zasada brzmi: tak, by było perfekcyjnie i bez szumu. Nikt nic nie wie i przypuszcza, że to wszystko stworzyło się samo z siebie, albo że jakiś nieznajomy im pomaga – tak ma być. Pan, przypuszczam, że zajmie się robotą Dracona, a jemu powierzę coś innego. 
– Chwila, chwila „przypuszczasz”? Co to ma znowu znaczyć? – warknął.
– To, że to nie ja będę się panem i pana obowiązkami zajmować, tylko Draco. Oczywiście podtrzymuję to, co wcześniej powiedziałam na temat zadań, których nie może pan wykonać, jednak na tym kończy się moja rola, jeśli chodzi o pana. Naturalnie może się zdarzyć tak, że będę to ja musiała pana prosić o wykonanie zadania, jednakże nawet jeśli tak się zdarzy, to nie często.
– Czy on nie powinien tu być?
– Draco? Teoretycznie rzecz biorąc, tak. Jednak w tym momencie zapewne kłóci się sam ze sobą i przeklina moje argumenty. Jak już wcześniej wspomniałam, nie można mu na razie przeszkadzać. Ma w tej chwili coś ważnego do załatwienia i dopóki tego nie zrobi jest odsunięty od całej sprawy.
– Co, do cholery, „ważnego” do załatwienia? – syknął.
Westchnęła ciężko.
– Czy to aż takie istotne? – prychnęła, jednak nie czekała na odpowiedź. – Czarny Pan. Czy teraz pan rozumie?
Snape oparł się o krzesło i zaczął dopasowywać fragmenty do siebie.
– Musi wybrać, jak chce uniknąć całego tego bagna. Podałam mu moją opcję, ale był zbytnio zaślepiony, a w dodatku ledwo stał na nogach i nie myślał jasno. Teraz pewnie zastanawia się, czy postąpić z tym całym swoim cholernym honorem i dumą i załatwić to po swojemu, czy też raczej wybrać poprawną i łatwiejszą opcję.
– Pewna siebie jesteś – podsumował sarkastycznie.
– Po prostu znam się na rodzie Malfoyów.
– Czyżby? – Podniósł kpiąco jedną brew.
– Owszem, zdążyłam już ich poznać, choć przypuszczalnie skłamałabym mówiąc, że była to cudowna znajomość. Jednakże przypominam, iż nie rozmawiamy tu na mój temat, jednak tego, co ma pan robić. W tej chwili ma pan po prostu być idealnie sprawującym się sługą Czarnego Pana, czyli tak jak zawsze – możliwe, że to pan będzie musiał lekko zmienić jego poglądy względem Dracona, choć cały czas mam nadzieję, że potoczy się to tak, jak ustaliłam.
– I to tyle? – prychnął.
– Naturalnie. Chyba nie myślał pan, że od razu wyślę pana do Zakazanego Lasu na rozmowę z wilkołakami? – Zaśmiała się lekko na swój własny żart pomimo, że w pokoju jako jedyna osoba wiedziała o co chodzi, a Snape patrzył na nią jak na wariatkę. – Nie miałam tego wszystkiego w planach, więc muszę przemyśleć kilka kwestii i wszystko rozplanować. Do czegoś, mimo wszystko, na pewno pan się przyda. – Uśmiechnęła się chytrze pod nosem. – To tyle, jeśli chodzi o wstęp. Tymczasowo zajmie się pan produkcją eliksiru, który ma za zadanie rozluźnić mięśnie i polepszyć ich pracę. Jutro na zajęcia przyniosę panu notatki na jego temat i próbkę, która wyszła z ostatniego testu. Miałam się tym ostatnio zająć, jednak skoro mam Mistrza Eliksirów pod ręką, to byłoby wręcz niestosowne nie poprosić o pomoc. – Uśmiechnęła się lekko.
– Błahostka. Zdążę go stworzyć w najwyżej jeden dzień – prychnął.
– Brawura – typowe. Jednak proszę, by nie mówił pan „hop” przed skokiem…
Severus uśmiechnął się tylko kpiąco na te słowa.

                                                                  ~*~*~*~

Hermiona wróciła do Nory z mętlikiem w głowie. Mówiąc, że nie była przekonana co do tej idei, byłoby niedomówieniem roku. No ale cóż, teraz jedynie mogła nad tym rozpaczać albo przeklinać co dwie minuty, a tymczasowo jakoś nie chciało jej się tym zajmować.
Przywitała się ze wszystkimi członkami rodu Weasley i poszła na górę, do lokum, w którym obecnie zamieszkiwała.
Eliksir zdążył już wystygnąć i tak jak chciała, osiadł na wierzchu mikstury. Dopiero teraz miała pewność, że był perfekcyjny i mogła go przelać do fiolek.
Miała nadzieję, że Harry nie będzie musiał zażywać eliksiru zbyt często, bo tymczasowo była pozbawiona składników, by go idealnie uwarzyć. Co prawda mogła wziąć się za udoskonalenie jakiegoś innego eliksiru, który nie posiadałby aż tak bardzo wymagającego składu i tworzył się o wiele krócej, jednak na pewno byłby mniej efektywny i nie pomógłby tak bardzo.
Przystosowując miksturę od razu dla chłopaka pozbyła się wszelkich składników, które mogłyby chociaż w najmniejszym stopniu go uzależnić albo jakkolwiek inaczej wpłynąć na niego negatywnie.
Pomimo, że myślała, by jak na razie nie pokazywać przepisu Snape’owi i mieć broń, dzięki której mogłaby sobie w każdej sytuacji poradzić, przeczuwała, że chyba jednak jej wcześniejsze plany zejdą na nic, a tę robotę po prostu zleci mu – tak byłoby najprościej i najłatwiej.
Pozostawała jeszcze kwestia Dracona, który od ich ostatniej sprzeczki ani razu się nie odezwał. Zdawała sobie sprawę z tego, że to zapewne ona będzie musiała uczynić ten pierwszy krok i odwiedzić go w Malfoy Manor, dopóki nie będzie za późno. Oczywiście niechybnie mieli pewny czas do końca wakacji, bo z czego udało jej się usłyszeć, Voldemort nie chciał go jeszcze przyjmować do służby – no, na pewno nie w wakacje, a potem… potem, to jest już całkiem inna kwestia. Było całkiem możliwe, że będzie chciał, by w ciągu roku do niego przeszedł, tym bardziej, że po pierwsze: znajdzie się w ostatniej klasie, a po drugie: dlatego, bo zaczęła się wojna. Tak więc spokojnie mogła dać mu jeszcze z góra dwa tygodnie na rozmyślenia, a potem – jeżeli nie posunie się w żadną stronę ani jej nie odwiedzi – po prostu jak gdyby nigdy nic pójdzie do jego posiadłości i postara się z nim rozsądnie pomówić.
Jak na razie jedynie taki miała plan.

                                                                 ~*~*~*~

Hermiona położyła się do łóżka zdając sobie całkowicie sprawę z tego, że dzisiejsza noc nie obejdzie się bez kolejnych koszmarów, które powolnie wykańczały ją od środka. Myślała, że tak jak zwykle, gdy ból się zwiększał, będzie mogła coraz lepiej go kontrolować, jednak było coraz gorzej. Od kiedy to wszystko się zaczęło – czyli dwanaście dni temu, dzień przed przyłączeniem Snape’a do przymierza – ból jedynie narastał w sile i przestawała sobie radzić ze znoszeniem go tak, jak kiedyś było to możliwe, a co było jeszcze gorsze – zaczynała odczuwać skutki w rzeczywistym życiu.
Zaczęło się kilka dni temu od siniaków, które pojawiały się na jej plecach i nogach, jednak teraz mimowolnie dostawała skurczy mięśni, podczas których odczuwała taki sam ból, jaki ściskał jej nerwy podczas snów. Obawiała się tego, co będzie za kilka dni, jeśli czegoś nie zrobi w tym kierunku. Jednak tu leżał pies pogrzebany. Robiła wszystko co potrafiła, by jakoś to wszystko powstrzymać, jednakże wszelakie próby schodziły na nic. Nie było efektu. Żadnego. Nadzieja przeciekała jej przez palce i pomału ją traciła. Nie widziała w tym żadnego sensu. Po co niby miałby robić to Voldemort, skoro we wrześniu miała się z nim spotkać i wtedy miał ją potorturować? Jak byłby tego wszystkiego cel, gdyby nie mógł wystarczająco długo się pobawić, albo nawet w ogóle jej nie zobaczyć? Nic jej tu nie pasowało. A Śmierciożercy? Niby któryś z nich mógłby to zrobić, ale musiał piekielnie dobrze znać się na tej magii, żeby nawet Lord się nie zorientował, bo wtedy miałby przechlapane – a i tak mimo wszystko wątpiła, czy ktoś chciałby postawić wszystko na jedną kartę i liczyć się z tym, że gdy Voldemort się dowie, to będzie natychmiastowo już martwy.
Za cholerę nie mogła znaleźć winowajcy, a wręcz niemożliwe było, by ból ten odczuwała tak po prostu, bez żadnego powodu.
Klątwę mógł rzucić tylko ktoś naprawdę bardzo dobrze posługujący się tego typu magią… Miała dziwne przeczucie, że doskonale wie, kto mógł to zrobić, jednak nie chciała tego do końca traktować poważnie. Jakby spojrzeć z innej strony, to mimo wszystko mogliby być to jednak Śmierciojady i ich przywódca, o których już wcześniej wspomniała. Mogli być w idealnej zmowie, wtedy by choć trochę jej to pasowało. Może po prostu Lord chciał ją osłabić? Ośmieszyć, zdeptać honor i dumę, i pokazać kto rządzi…? Może taki był cały cel.
A udział w nim całym sercem brali Malfoyowie.

                                                                  ~*~*~*~

Tortury – wszędzie dookoła. Krew – litry krwi. Ciała – zmiażdżone na kawałki. Śmiechy – śmiechy obłąkańców. Krzyki – przepełniające salę…
Stała tam. Stała pośrodku tego horroru. Widziała to. Widziała wszystko dokładnie, każdy szczegół. Nie mogła się odwrócić, nie mogła zawrócić. Walczyła, by spojrzeć w innym kierunku, ale siła paląca jej nerwy skutecznie to uniemożliwiała. Nie chciała na to patrzeć, nigdy.
Łzy rozpaczy cisnęły jej się do oczu. Wtedy zobaczyła coś, co spowodowało ich rozlew. Głowę. Odciętą głowę od ciała pewnej rudowłosej, pulchniejszej kobiety, która nigdy niczego złego nie zrobiła.
Krzyki wbijały się w jej ciało jak szpilki, atakowały ją, jej umysł. Przed jej oczami zaczęły pojawiać się jej wszystkie znane osoby, które wrzeszczały wniebogłosy patrząc na nią z wyrzutem. To była jej wina. Tylko i wyłącznie jej wina. Pozwoliła na to. Pozwoliła, by tak właśnie to wszystko się skończyło.
Jej układ nerwowy palił ją od środka. Chciała się wyrwać spod tej mocy, ale nie mogła.
Ciało każdej z osoby leżało porozrywane i oddzielone od całości. Wzrok każdego z osobna zwrócony był w jej stronę, patrząc na nią z bólem i kolejną dawką wyrzutu.
Zbliżali się do niej. Śmierciożercy. Z tym swoim spojrzeniem pełnym obłąkania. Nie mogła nic zrobić. Tylko stać i czekać.
Okrążyli ją i razem, jak na zawołania zaśmiali się wniebogłosy.
Wtedy Hermiona poczuła pierwszą klątwę, która tamtej nocy została na nią rzucona. Pierwsza, nie tak bardzo bolesna, jak mogłoby się zdawać na początku. Nie po tym, jak poczuła na swojej skórze kolejne…

                                                                  ~*~*~*~

Z trudem złapała powietrze i usiadła na łóżku. Po raz pierwszy poczuła takie obciążenie emocjonalne podczas koszmaru. Zawsze do tej pory udawało jej się nie okazać żadnej z emocji.
Wyjrzała zza zasłonki, którą tworzyła wokół łóżka przed pójściem spać, jednak na jej szczęście Ginny jeszcze spała.
Wstała powoli z łóżka, lekko krzywiąc się z bólu. Gdy tylko stanęła na nogi zdjęła czary z łóżka i usunęła kotarę, a swoje kroki skierowała w stronę łazienki.
Było źle. Bardzo, ale to bardzo źle. Nie tyle chodziło o długie, krwawiące rany na plecach, nogach i rękach, ale o to, że odczuwanie koszmarów pogarszało się z nocy na noc w tempie ekspresowym. Sny zaczynały się skracać, jednak zwiększały się odczucia emocjonalne, co było o wiele gorsze – były niestabilne i trudno było się przed nimi obronić, bo były częścią niej – bez względu, czy na czas koszmaru zwiększały swoją intensywność.
Sapnęła ciężko. Musiała koniecznie odwiedzić gabinet Snape’a. Musiał być jakiś skuteczny eliksir, który mogłaby zrobić. To było wręcz niemożliwe, by nie było na to żadnego skutecznego antidotum.
Wypiła Złoty Eliksir, który stawał się nieodłącznym towarzyszem jej życia i już z pewniejszym czuciem w rękach zaczęła opatrywać rany i bandażować głębsze z nich, i te, których nawet magia do końca nie mogła wyleczyć.
Założyła na siebie długie dżinsy, sweter, który idealnie wszystko zasłaniał i rozpuściła luźno włosy, które zakrywały jedną z blizn, ciągnącą się aż do potylicy.


7 komentarzy :

  1. Skarbie bardzo Cię przepraszam, że teraz komentuje :c Nie mam czasu. W ten weekend zajęłam się blogami. Mam nadzieję, że nie poślesz na mnie avady :_:

    Powiem tak... ten rozdział wydaje mi się troszkę dłuższy od poprzedniego :3 A może mają tyle samo stron? Oj Jazz już nie wie... O.o

    Opisy, opisy i jeszcze raz opisy ^.^ Kocham się za nie! Robisz to niesamowicie. W każdym rozdziale jest ich sporo a taka liczba zadowala mnie bardzo :3

    Zdziwiłam się, że Snape złożył W.P. w końcu to nie jest ot tak tylko poważna sprawa, a on tak uległ... No ciekawe... :D Może uda Ci się w kolejnym rozdziale dać jego pierwsze zadanie? ^^ Draco... dlaczego się nie odzywa? Coś się boję o niego :c I kurcze sen Ci wyszedł. Ty się nie znasz i tyle ;p Jak o tej głowie Molly to zrobiło mi się smutno... O co chodzi z tymi koszmarami? Dlaczego ona ma te blizny? Kto macza w tym palce? O.o Merlinie tyle pytań. Mam nadzieję, że w kolejnym rozdziale się dowiem *.*

    Co za szczyt chamstwa. Aby telefon ukraść?! Ci mugole -.- Tylko poczęstować ich Crucio i Avadą... I chętna jestem. Mogę? xd


    Jazz ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. DŁUUGO, DŁUUGAŚNIE, czyli to, co lubię najbardziej :3
    Na początku - wybacz mi, że dopiero teraz, ale naprawdę nie miałam czasu na nic. Niby to dopiero początek roku a ja już miałam kartkówki i sprawdzian, dramat ;-;
    No, no robi się co raz ciekawiej ;p Ta przysięga wieczysta mnie troszeczkę zaskoczyła, ale i tak jest fajnie :D
    No i ten sen Woohoo :D
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie jestem typem osoby, która pisze komentarze. Nie wiem, dlaczego - po prostu tego nie robię i tyle.

    Ale jeśli autorka historii, którą uwielbiam i czekam na jej ciąg dalszy, mówi, że ilość komentarzy pod rozdziałem nie zachęca jej do pisania, czuję, że muszę działać! :D
    Udziela mi się podekscytowanie Jazz. Nie mogę się doczekać 21. rozdziału. Kocham to, jak budujesz tę aurę tajemniczości i uwielbiam twoje opisy! Mam nadzieję, że pisanie będzie ci szło gładko i przyjemnie.

    Dużo Weny!
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Ej, nie pieszesz od miesiąca, uwież może komentarzy mało ale pełno osób czyta Twojego bloga
    Natix

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Natix stwierdziłam, że na Twój komentarz odpowiem, byś nie oddalała się za daleko c;
      W środku rozdziału dopadł mnie kryzys twórczy, starłam się z weną i na jakiś czas poszła mieszkać do motelu ;>
      Dzisiaj wysłałam rozdział do Sky, wiem, że nie było niczego od miesiąca, co dopiero sobie uświadomiłam jednoznacznie kilka dni temu, dlatego chciałam to jak najszybciej dokończyć. Niestety, jak to bywa, gdy mam dobre chęci, rozdział nie okazał się taki, jaki miałam zamiar zrobić, jednak to wszystko opiszę już w nowej notce C:
      Mam nadzieję, że z 22ką będzie już z górki, bo świeże pomysły przeleciały przez mój umysł jak huragan :D
      Ściskam!

      Usuń
  5. Super piszesz i super rozdziały. :) mam nadzieję, że wątek Sevmiony się jakoś poszerzy :D

    OdpowiedzUsuń
  6. No i role się odwróciły, Hermiona rządzi :D

    OdpowiedzUsuń