~ HGxSS w granicach nierozsądku ~: Rozdział 19

piątek, 30 sierpnia 2013

Rozdział 19


Oto nowy rozdział! NN mogą być z opóźnieniem, bo zaraz wybywam i nie wiem czy zdążę (może w drodze, choć mój telefon bywa wrednym towarzyszem życia). Myślę, że rozdział jest w miarę okej, choć nie jest długo :3 Jest co nieco więcej Severusa, choć nie na pęczki ;*
Dziękuję Wam bardzo za komentarze i dodanie swoich cudnych osób do Obserwatorów! ;* Od razu mi się na serduchu cieplej robi, jak widzę Wasze słowa (nawet jeśli krytyki) ;3

Parę słów od bety:
PRZEPRASZAAAAM! To wszystko moja wina, zła sky, idzie sobie wyprasować uszy... Internet naprawdę miałam na wiaderka – średnio piętnaście minut dziennie, żeby zrobić przelewy i sprawdzić pocztę, i poza tym zero dostępu do kompa... Obiecuję poprawę! A wszystkim, którzy czytają też moje opowiadanie, obiecuję szybko rozdział! Następne rozdziały będę betować w ciągu dobry, obiecuuuuuję! I nie wińcie Lizzy, bo rozdział utknął u mnie na tak długo... ~ Pokornie prosząca o wybaczenie, Wasza side_of_sky



– Ja – rozbrzmiał w ciszy czyjś stanowczy głos.
Hermiona obróciła się w tamtym kierunku, obserwując, jak z ciemności lekkim krokiem wychodzi bursztynowy wilkołak, by stanąć z nią oko w oko w blasku księżyca.
– Rozumiem. – odparła beztrosko. – Czy ktoś jeszcze?
Zapadła cisza, podczas której nikt się nie poruszył nawet o milimetr.
– Świetnie! Nie wątpię, że rozmowa z waszym kolegą może mi trochę zająć, w takim razie nie krępujcie się i odpocznijcie.
Stado zaczęło się rozchodzić i zajmować wygodne dla siebie miejsca, by położyć się czy też usiąść. Teraz musiała zacząć pracować nad tym, na co się zgodziła. Ale nie narzekała. Ani nie powinna, ani nie mogła. Wataha była nauczona dyscypliny, posłuszeństwa i najważniejszego – życia. Wiedzieli, że mają podlegać poleceniom i nie rzucać się z motyką na słońce. I z tego była zadowolona – nie trzeba było pracować od podstaw, a na to na razie mogłoby jej nie starczyć ani czasu, ani cierpliwości.
Ruszyła na wschód, oddalając się od reszty, by załatwić wszystko prywatnie i w spokoju. Jej towarzysz dreptał wciąż dumnie za nią, uważnie obserwując, dokąd się kierują. Najwyraźniej nie znali tego terenu – odnotowała to sobie w myśli. Musieli znać wszystko – każdy zakamarek lasu, każdą ścieżkę – to już nieraz uratowało jej życie.
Kilka metrów dalej zatrzymała się i odwróciła w jego stronę, mogąc wciąż mieć na oku kilka osobników ze stada.
– Uważasz, że nie nadaję się na to stanowisko, tak?... Prawdę mówiąc nawet ja jeszcze w pełni nie wiem, czy to prawda czy nie – jednak to nie jest kluczowy punkt… Kto twoim zdaniem powinien objąć tą władze? – zapytała spokojnie.
– Thomas – odparł lakonicznie.
– Thomas? Wybacz mi, ale jeszcze nie doszło do prezentacji, a tą kwestię chciałam omówić na początku.
– Śnieżnobiały wilk, z którym przed chwilą rozmawiałaś – warknął.
– Powiem ci szczerze, że też uważam, iż to on powinien przejąć to stanowisko, jednak czy rozmawiałeś z nim na ten temat? – zapytała, ignorując jego ton.
– Powiedział, że zna kogoś lepszego na to miejsce, a on sam musi się jeszcze poduczyć – odparł kpiąco i prychnął.
– Tu nie chodzi, Fox, o…
– Skąd wiesz, jak mam na imię? – przerwał zaskoczony.
– Pamiętam cię. Ani ludzi, ani zwierząt nie zapominam tak szybko, jak się niektórym wydaje. Znam twojego ojca, który – jak słyszałam – od czasu Rotwerda zaczął brać tojad… Martwił się, że ciebie też spotka coś takiego, ale w głębi duszy wiedział, iż taki dzień nastanie – sam mi to wyznał. Wie, ile wilkołaków kręci się przy jego rodzinie, i że nigdy do końca nie dadzą mu spokoju. Zaplanował, że dostaniesz to imię na cześć dzielnego wilkołaka, który żył kilkadziesiąt lat temu i był znajomym jego i twego dziadka. Śmiał się, że to jedyne prawo, które przypadło mu do gustu – nadawanie sobie nowych imion w świecie wilkołaków. Wiedziałeś coś na ten temat?
– Tak… – szepnął. – Tak, tata coś mi o tym wspominał i nawet opowiadał w dzieciństwie, ale nigdy tego nie skojarzyłem…
– Naturalnie. Ciężko byłoby połączyć te dwa fakty ze sobą… – odpowiedziała powoli kiwając głową ze zrozumieniem. – Jesteś do niego podobny – zaczęła po chwili milczenia. – Do swojego ojca. Pomimo, że jesteś jeszcze młody i od niedawna siedzisz w tym bagnie, to już mi go przypominasz. Chcesz dążyć do wszystkiego, co najlepsze dla ciebie i dla osobników z twojego otoczenia, co sobie bardzo cenię. Czy jednak uważasz, iż moja decyzja mogłaby spowodować, że w przyszłości postawię się przeciwko wam? Albo też tylko i wyłącznie wykorzystam was do jakiś moich niecnych zamiarów, które wpłyną na was niekorzystnie? Czy tego się obawiasz? Że postawię was pod ścianą i nie będziecie mieć innego wyboru niż skoczenie w ogień?
– Tak. To jest w części powodem, dla którego nie popieram tej decyzji – odparł trochę zbity z tropu.
– Bo jestem z zewnątrz… Całkowicie zrozumiałe. Nie masz do mnie zaufania, a ja nie mam prawa, by w tym momencie go od ciebie oczekiwać. Jednak teraz postaw się na moim miejscu: nie znam was w żaden sposób, nie mam pojęcia, czy może nie jest to żadna zagrywka przez kogoś zaplanowana, nie mam żadnych podstaw, by wam w jakimkolwiek stopniu ufać, do tego nigdy nie byłam na takim stanowisku, a jedynie co mogę zrobić dla Velvora, to je przyjąć. Jak myślisz, jak ja się czuję? Właśnie tak, jakbym była podparta pod ścianę i wiedziała, że inaczej nie powinnam postąpić. Oczywiście jest to moja decyzja, ale także życie z wyrzutami sumienia, a mówiąc między nami – i tak jest już ich za dużo.
Westchnął cicho.
– Sądzę, że zaczynam rozumieć.
– Cieszę się, Fox. Przemyśl to jeszcze dokładnie i jeżeli będziesz miał jeszcze jakiekolwiek wątpliwości, nie wahaj się do mnie zgłosić. Jestem zawsze do usług. Dla wszystkich. W każdym zakresie.

                                                              ~*~*~*~

Hermiona obudziła się w znacznie lepszym humorze niż zazwyczaj. Niektóre miejsca na jej ciele dalej były obolałe, a złamana ręka lekko piekła, przez co zastanawiała się, czy czegoś nie ominęła podczas składania jej w pośpiechu, ale było to jednak tylko kwestią czasu, nim ból minie całkowicie.
Zaliczyła poranną toaletę i w pełni gotowości zeszła na śniadanie.
Przy stole jak zwykle panował lekki gwar, ale Hermiona tylko uśmiechnęła się na ten widok i usiadła obok Rona i pana Weasley’a.
– Jak idzie współpraca z Hanną nad magicznymi stworzeniami? – zagadnęła do rudzielca.
– Hermiono... – jęknął żałośnie. – Dzięki Merlinowi jest ze mną ta dziewczyna, bo sam rzuciłbym pewnie to stanowisko pierwszego dnia. Och, Hanna… – Westchnął. – To naprawdę wspaniała dziewczyna, która jako jedyna potrafi dodać mi otuchy w najtrudniejszych momentach. – Zamyślił się, i gdy chciała już zabrać swoje rzeczy i odejść, potrząsnął szybko głową, jakby chcąc wyrzucić z niej natrętne myśli, po czym spojrzał w jej stronę.
– A jak tam u ciebie, Hermionko? – Już na swoje imię wypowiedziane w taki sposób skrzywiła się nieznacznie i spojrzała na niego badawczo. Coś tu nie grało i miała wrażenie, że nawet pani Pomfrey by nie pomogła. Ton ociekający słodyczą i oczy jak galeony na pewno nie mogły świadczyć o niczym dobrym, a ona miała zbyt dziwne przeczucie, które jednoznacznie mówiło, że pod tym wszystkim kryło się coś znacznie większego i gorszego, no bynajmniej dla niej.
– E–e… W porządku, Ron. Dużo się dzieje, ale to tak jak wszędzie…
– Opowiedz mi o tym. – Przysunął się do niej znacznie, i jak dla niej, o wiele za blisko.
– Wiesz co, Ron? To jest długa historia i zanudziłabym cię na śmierć. A poza tym… O, Ginny! – krzyknęła na tyle głośno, by dziewczyna też usłyszała. – Wybacz, Ron – rzuciła w jego kierunku i zarzucając torbę na ramię podbiegła do rudowłosej.
– Ginny, masz czas po południu? Tak dużo się dzieje, że nawet nie mam czasu na rozmowę z tobą.
– Wiem coś o tym, Herm. Czuję, jakby minęło kilka lat od czasu, kiedy rozmawiałyśmy tylko we dwie, bez zbędnych podsłuchiwaczy i świadków.
– Oj, Gin, stęskniłam się za tobą.
– A ja za tobą.
Objęły się mocno, wkładając w ten uścisk wszystkie emocje, których nie wypowiedziały na głos.

                                                              ~*~*~*~

Hermiona wychodząc z hogwarckiego kominka musiała najpewniej wyglądać jakby szła na ścięcie, bo skrzaty bez słowa schodziły jej z drogi i patrzyły na nią oczami pełnego współczucia i smutku. Nie było w tym nic dziwnego, gdy wzięło się pod uwagę wczorajszy, nie tak odległy, dzień.
Hermiona Granger z całkowitą prawdomównością mogła stwierdzić, że przez ostatnie dni wszystko się posypało i potoczyło nie tą drogą, co powinno. W tym także to.
Wiedząc, że na kilka najbliższych dni zgotowała sobie piekło na ziemi, ruszyła w stronę lochów.
Rozważała każdą z możliwych opcji tego, jak mogą potoczyć się dzisiejsze zajęcia. Chciała przygotować się na wszystko, co było możliwe. Chciała wszystko rozplanować. By wszystko poszło zgodnie z jej nowym planem.
Schowała emocje głęboko w sobie, jakby zamykając je w metalowej klatce, owiniętej łańcuchami i domkniętej kilkoma kłódkami.
Wyzuta z uczuć – tak się właśnie czuła.
Zapukała dwa razy w drzwi i słysząc, jak zwykle, gardłowe warknięcie weszła do środka i stanęła na środku pokoju z założonymi za sobą rękoma.
– No i co tak stoisz, kretynko? – warknął po kilkunastu sekundach. – Bierz się do roboty. Dwadzieścia Veritaserum i piętnaście Wielosokowego. Migiem!
Teoretycznie mogła się cieszyć, że jej dzisiejszy dzień polegał tylko na robieniu eliksirów, a profesor nie podejmował nawet zaczęcia rozmowy. Dla niej to było na rękę, jakby nie spojrzeć, choć nie dało się ukryć, że mimo wszystko miała jakiś niedosyt po tej małej sprzeczce i gdzieś w głębi duszy miała nadzieję, że będzie na nią wściekły i powie jej wszystko, co na jej temat myśli, czego normalnie by nie wyjawił. Tego chciała – szczerości do bólu.
Wyszła stamtąd z myślą, że pomimo iż nie było źle, to mogło być o wiele lepiej.
Wróciła wcześniej do Nory i zdziwiła się niemało, gdy w mieszkaniu zobaczyła tylko panią Weasley, która gotowała i w tym samym czasie rozwiązywała magiczne krzyżówki, które biernie zapisywały jej hasła.
– O–o! Witaj, kochana! – krzyknęła na jej widok. Odłożyła na bok krzyżówkę i zaprowadziła ją na miejsce przy stole. – Właśnie kończę robić placki. Na pewno jesteś głodna, a od razu z patelni najlepiej smakują.
Hermiona uśmiechnęła się do niej ciepło, a po chwili pojawił się przed nią talerz wypełniony po brzegi, za który gorąco podziękowała.
Miała jeszcze trochę czasu, nim do Nory przybędzie pozostała część rodziny – jak ją poinformowała pani Weasley – więc wzięła się w końcu za tłumaczenie, które pozostawiła na później.
Jak dla niej dużo nie odkryła: psalmy, hymny, pieśnie i wiersz. Właśnie wiersz. On rzucił się jej w oczy. Nie to, żeby znała jego treść i dlatego wydał się jej podejrzany, ale jako jedyny z gatunków był tylko jeden, nie tak, jak co poniektóre – po trzy, czy cztery; a to mimo wszystko mogło coś znaczyć.
Zaczęła go tłumaczyć, dziękując jednak w duchu, że co jak co, ale nie był jakoś koszmarnie długi.
Jak na jej szczęście przystało – wtedy, gdy naprawdę wciągnęła się w tekst i zaczęła pomału go rozszyfrowywać, przez kominek zaczęli schodzić się ludzie mówiąc coś przelotem do niej, na co jednak nie zwróciła nawet grama uwagi.
Z amoku zaczęła powoli wychodzić, gdy ktoś usiadł obok niej. Jednak dopiero, gdy ta osoba ją objęła, kładąc swoją rękę na jej ramieniu, Hermiona w ułamku sekundy powróciła do rzeczywistości i wręcz cudem udało się jej powstrzymać się od wyciągnięcia różdżki i przyłożenia jej nieznajomemu do gardła. Wtedy również zauważyła, że obok niej miejsce zajął nie kto inny, jak Natychmiast-Potrzebujący-Izolatki-W-Mungu-Weasley. Naprawdę nie miała pojęcia, co mu tak nagle odbiło, ale prawdę powiedziawszy nie wiedziała, czy na pewno chce znać odpowiedź na to pytanie.
Omijając chłopaka spojrzeniem szybko wstała, by zaparzyć sobie herbatę. Czekała na dole tylko po to, by spotkać się z Ginny, która jak na złość nie przychodziła. Wiedziała, że przez te kilka dni, tygodni, czy może nawet i miesięcy będzie mogła mieć napięty grafik i nie powinna teraz z niczym zwlekać, więc po jej głowie chodził na razie tylko Złoty Eliksir, za którego przeróbkę powinna była wziąć się już dawno temu.
Właśnie. Może powinna tak też zrobić?
Podeszła do Harry’ego, który stał nieopodal i wyglądał przez okno. Położyła mu rękę na ramieniu, by go nie wystraszyć i bez słowa poczekała, aż odwróci głowę w jej kierunku.
– Harry, czy mógłbyś powiedzieć Ginny, gdy przyjdzie do Nory, że jestem na górze i udoskonalam dla ciebie eliksir?
– Jasne… – odparł słabo. Spojrzeniem powrócił do krajobrazu, co uznała za znak, że powinna już iść, by robić swoje.
Odwróciła się z zamiarem odejścia, gdy ponownie przemówił.
– Hermiono… – Stanęła za nim. – Czy zawsze tak jest?
– Jak, Harry?
– Czy zawsze jest tak trudno? Czy nasze umiejętności muszą być na każdym kroku wystawiane na próbę? Czy za każdym razem trzeba przelać tyle krwi i cierpienia, by wygrać to, co się najbardziej chce?
– By osiągnąć to, czego się pragnie, należy walczyć. Same z siebie mogą przyjść jedynie kłopoty i niedomówienia i to zapamiętaj, przyjacielu… I tak, Harry, zawsze jest tak trudno. – Uścisnęła lekko jego ramię, by dodać mu choć trochę otuchy, po czym ruszyła do pokoju.
Szczerze mówiąc myślała, że znowu zacznie się wielkie dramatyzowanie i histeryzowanie, jak to było kilka dni temu i wręcz pozytywnie się zaskoczyła, gdy usłyszała od niego takie słowa. Może jednak wojna będzie miała też swoje zalety? Małe, nieporównywalne do wad, ale jednak.
Weszła do pokoju, od razu wyciszając go i nakładając na niego ochronną barierę, która uniemożliwiała wejście do pomieszczenia. Potrzebowała pełnej koncentracji i miała nadzieję, że do powrotu Ginny minie jeszcze około godziny – tyle, ile potrzebowała, by wszystko na spokojnie skończyć.
Wypakowała z walizki kociołek, który miała pomniejszony i postawiła go na przetransmutowanym stole, a obok niego postawiła potrzebne substancje. Z racji tego, że eliksir miał zostać przystosowany do Chłopca-Z-Wiecznie-Widoczną-Blizną-Na-Czole już jakiś czas temu, to miała w zanadrzu potrzebne jej składniki od jego osoby i mogła bez żadnych niedogodności wziąć się do roboty.
Dla pewności położyła obok siebie przepis. Żadna pomyłka nie wchodziła w grę, gdy substancji potrzebnych jej do uwarzenia miała tylko na jeden kociołek. Jedynie dawkę musiała zmniejszyć, bo obawiała się, że ilości, które ona spożywa, będą dla niego zbyt silne, co od razu będzie się równało z uzależnieniem od eliksiru, a to, jakby nie patrzeć, nie było najlepszą wizją.
Po skończeniu wyczyściła kociołek i z powrotem schowała na miejsce, a następnie uprzątnęła stanowisko. Miała w zanadrzu jedynie sześć fiolek, choć spodziewała się, że wyjdzie ich z dwa razy więcej. Najwidoczniej następnym razem będzie musiała robić w większym kociołku. Teoretycznie ta liczba wcale nie była taka mała, ale dla Hermiony równało się to z kolejną godziną spędzoną na warzeniu. Choć teraz rozmyślała jednak nad tym, że może spożywanie Złotego Eliksiru po każdym koszmarze z Voldemortem w roli głównej albo jego wizycie w głowie Harry'ego zmniejszy właśnie możliwość tak łatwego kontaktowania się pomiędzy tą dwójką. Szanse zawsze były, nawet jeśli minimalne, choć Hermiona przypuszczała, że nawet jeśli jej teoria by się sprawdziła, to do posunięcia sprawy musiałaby pozamieniać kilka składników i ich dawkowanie.
Jednym ruchem zdjęła zaklęcia, które nałożyła na pokój i zeszła niespiesznie na dół, skąd dobiegały z lekka podniesione głosy.
Hermionie niezbyt spodobał się widok, jaki zastała na dole, a mianowicie całą rodzinę Weasleyów siedzącą przy stole wraz z Harrym, profesora Dumbledore’a, który połykał cukierka za cukierkiem, a obok niego profesor McGonagall, wyglądającą mniej surowo niż zwykle.
– Dobry wieczór wszystkim – przywitała się, gdy spojrzenie każdego z obecnych na nią padło. – Czy coś się stało?
– Nie–e, oczywiście, że nie, moja droga – odpowiedział szybko dyrektor. Za szybko.
– W takim razie słucham – ponagliła wbrew temu, co przed chwilą usłyszała.
– Severus, moja kochana, właśnie wrócił z zebrania… Voldemort określił się, kiedy ma cię do niego przyprowadzić.
Pani Weasley zaszlochała.
– Naturalnie – odparła beznamiętnie z lekką nutką kpiny. – Tak więc na kiedy termin?
– Dokładnie za miesiąc. Prawie dwa tygodnie po rozpoczęciu roku szkolnego.
Wycharczała pod nosem wiązankę przekleństw, powstrzymując się, by w nic nie uderzyć.
– Czy coś nie tak, panno Granger? – zapytała z lekka zdezorientowana McGonagall.
– Jakby nie miał, cholera, kiedy sobie urządzać takich spotkań – warknęła.
– Panno Granger, proszę się uspokoić, Voldemort chciał to już załatwić kilka dni po rozpoczęciu roku, ale profesorowi Snape udało się to przełożyć przynajmniej kilka dni, by mogła się pani jeszcze bardziej przygotować – wyjaśniła spokojnie nauczycielka.
– Cholera jasna, „przygotować”?! Co on sobie myślał?! Jasny gwint!
W Hermionie zawrzało i to dosłownie. Przez tego cholernego Mistrza Wkurzania z lochów miała teraz przerąbane. Termin dzięki niemu wypadał za miesiąc, czyli trzynastego września. Dzień przed pełnią. Kurewsko wspaniale!
Nie zwracając na oburzone towarzystwo i dziwnie uśmiechającego się Dumbledore’a skierowała swoje kroki w stronę kominka i nim ktokolwiek zdążył ją powstrzymać, już zniknęła w płomieniach.
Była wściekła i to jak. Najwyraźniej skrzaty nie po raz pierwszy widziały kogoś z chęcią mordu wpisaną na twarzy, bo odsuwały się jak najdalej było to możliwe.
Stanęła przed drzwiami oddychając coraz głębiej i przeklinając siebie za swoją impulsywność. Przecież była z nim skłócona! Może i niejawnie, ale od jej przeprosin w gabinecie – które mówiąc szczerze nie poszły idealnie po jej myśli – praktycznie w ogóle się do siebie nie odzywali, a ona tylko odliczała minuty do końca lekcji. Jeszcze nie dowiedziała się, jaką to jej wymyślił karę za jej haniebne zachowanie i nie wiedziała, czy załamywać ręce, czy prosić niebiosa o pomoc. I zważając na to wszystko, nie był to chyba najlepszy pomysły, by tutaj przychodzić. Swoim wybuchem złości mogła sobie tylko zaszkodzić – czego była aż zanadto pewna.
Stała tak, wahając się, czy powinna się opanować i odejść, jak gdyby nigdy nic, czy jednak pokazać mu swoje niezadowolenie z tej kwestii i narobić sobie jeszcze większych kłopotów.
I kiedy już doszło do niej, jak dziecinnie się zachowuje i co jeszcze mogłoby niepotrzebnego wyniknąć z tego zajścia, i gdy właśnie się odwracała, by zniknąć stąd nim będzie za późno, drzwi się otworzyły, a w nich stanął nie kto inny, jak Severus Snape’a – wielki Mistrz Eliksirów i szpiegostwa.
– W czym mógłbym pomóc, panno Granger? – zapytał miło. Chwila, chwila… Miło?! Snape nigdy nie mówi miło i nie zachowuje się, jak przystało na miłego człowieka. Cała ta sprawa śmierdziała na kilometr.
– W niczym, profesorze. Ja tu tylko przechodziłam – odparła ze stoickim spokojem.
– I dlatego stała pani pod moimi drzwiami przez dziesięć minut, tak?
– Podziwiałam tylko drewno, z jakiego są zrobione i niechcący za bardzo się zamyśliłam.
– W takim razie może pani teraz popodziwiać wnętrze gabinetu, zapraszam.
Zerknęła na niego niepewnie, ale gdy otworzył przed nią drzwi i gestem ponaglił, by weszła, nie miała już szans, by się wycofać.
Nim zdążył rzucić zaklęcie porządkujące dostrzegła butelkę po whisky i nie miała pewności, czy była tylko jedna. Czyli teraz wszystko się prawie zgadzało. Snape był po prostu pijany. Dziwne, bo dziwne, że zachowywał jeszcze równowagę i potrafił sklecić zdanie, ale przynajmniej mogła stwierdzić, czemu zachowywał się tak podejrzanie.
Zajęła miejsce naprzeciw biurka i poczekała, aż on zajmie swoje miejsce.
– Profesorze, chyba nie wpadłam w najlepszym momencie. Powinnam mimo wszystko wrócić do Nory.
– Och, panno Granger, ależ pani dopiero przyszła – wycharczał, by zaraz po tym pociągnąć dużego łyka prosto z butelki.
O Merlinie, zalany w trzy… ekhm… Tylko tego jej brakowało!
– Może ja poszukam jakiegoś eliksiru na wytrzeźwienie, bo jeżeli chce pan, byśmy rozmawiali na temat, dla którego tu przyszłam, to pana umysł musi być w pełni sprawny. – Podniosła się z krzesła, ale nim zdążyła się poruszyć, została przyszpilona do biurka.
– Ależ mój umysł jest w jak najlepszej kondycji – wypowiedział jedwabistym tonem wprost do jej ucha, przybliżając się jeszcze bardziej.
– Nie byłabym tego taka pewna, profesorze – odpowiedziała kpiąco. – A teraz niech pan wybaczy, ale udam się z powrotem do Nory, a pan dalej będzie się zapijać w trupa – dodała lodowato, wyplątując się z jego uścisku.
Dotarłszy do drzwi odwróciła się do niego z powrotem.
– Rozmowę dokończymy… czy też raczej zaczniemy kiedy indziej. Życzę panu udanej libacji w swoim towarzystwie. – I bez czekania na odpowiedź wyszła.
Miała nadzieję, że jutro mimo wszystko uda jej się z nim porozmawiać i skutecznie przekonać, by termin wykonania pierwszego etapu egzekucji jej skromnej osoby odbył się za wolą Voldemorta.

                                                              ~*~*~*~

Hermiona wróciła do Nory. Lekko się zdziwiła, gdy zobaczyła wszystkich siedzących tak, jak ich zostawiła.
– E–e czy jest coś jeszcze, co powinnam usłyszeć?
– Nie, moja droga. – Uśmiechnął się do niej łagodnie Dumbledore. – Tymczasowo to koniec jakichkolwiek wiadomości, jednakże postanowiliśmy posiedzieć jeszcze trochę i powspominać stare dobre czasy.
– Naturalnie, rozumiem.
– Niech się pani do nas przyłączy, panno Granger. – Profesor McGonagall wskazała na krzesło obok niej.
Wiedząc, że tak czy siak zostanie zaciągnięta do stołu, zajęła miejsce.
– I jak tam, panno Granger, poszło z Severusem? – zapytał Dumbledore patrząc na nią z iskierkami w oczach, jak małe dziecko czekające na jakieś rewelacje.
– W porządku–u… Nie wybrałam idealnej okazji do tego typu rozmów, więc postanowiłam załatwić to jutro.
– Słusznie, słusznie – odpowiedział, choć upijając łyk herbaty w ogóle nie zdawał się być człowiekiem, któremu sprawiałoby problem, że jego nauczyciel był niezdolny do trzeźwego myślenia, a wręcz przeciwnie. Zastanawiała się, jak to jest możliwe, że człowiek z tak szerokim uśmiechem na twarzy potrafi bez większych przeszkód cokolwiek pić – no ale jak widać, najwyraźniej miał w tym wprawę.
Pokręciła nad tym głową.
– Czy coś się stało, panno Granger? – zapytała McGonagall.
– Nie, pani profesor – odparła łagodnie. Rozejrzała się po kuchni i nigdzie nie dostrzegając rudej zapytała: – Czy ktokolwiek wie, gdzie jest Ginny?
– Tak, kochana, siedzi na górze w pokoju – odparła wesoło pani Weasley.
Hermiona przeprosiła towarzystwo i udała się do pokoju.
Zastała Ginny przeglądającą jakieś tomiska i spisując na pergamin.
– Próbujesz być empatyczna i zobaczyć, jak to jest być mną? – zapytała rozbawiona opierając się o framugę.
– Herm! – Rudowłosa podskoczyła na łóżku i z prędkością światła znalazła się obok, ściskając ją mocno.
– No, w końcu jestem. – Oddała uścisk. – Wybacz, że to mi się aż tak przeciągnęło. Wiem, że byłyśmy umówione po lekcjach, jednak gdy czekałam na ciebie postanowiłam wziąć się za eliksir…
– Wiem, Harry mi powiedział. – Uśmiechnęła się lekko.
– …a później jeszcze ten Snape. – Westchnęła. – Masakra, jednym słowem.
– Właśnie, rozmawiałaś z nim?
– Ha, żeby się dało! Był w trakcie zapijania się w trupa, nie było szans, by zrozumiał cokolwiek, co do niego mówię.
Ginny zaczęła się śmiać wniebogłosy.
– No seryjnie! Ja nie wiem, jaki był to życiowy powód, no ale mniejsza z tym. Miałam cię zapytać – co z Harrym?
– Oj, Herm… To chyba nie ma sensu. Wiesz na początku myślałam, że będziemy mogli naprawić to, co było kiedyś, ale chyba on jest szalenie zapatrzony w Cho.
– Ginny, czy go kochasz? – spytała poważnie.
– Ja sama nie wiem, Hermiono… Myślałam, że to więcej niż przelotne zauroczenie, a teraz to… Szkoda gadać. Może tak powinno być?...
– Gin, jeśli go kochasz, to nie odpuszczaj, ale jednak jeśli czujesz, że z tego nic nie będzie, to pogódźcie się i pozwólcie sobie na osobne życie. Przecież nie musicie być razem, by dzielić się przeżyciami. – Uścisnęła ją lekko.
– Muszę to jeszcze dokładnie przemyśleć… No dobra, zostawmy ten temat. Jest tyle rzeczy, o których mogłybyśmy pogadać!
– No już, już. – Zaśmiała się cicho i dała się zaprowadzić na łóżko.
Cieszyła się, że może z Ginny pogadać od czasu do czasu jak normalna dziewczyna. Nie musieć się niczym przejmować, tylko siedzieć i rozmawiać o jak najmniej istotnych sprawach. Zapomnieć o problemach. Zapomnieć o wszystkim.

                                                              ~*~*~*~

Severus obudził się z przeraźliwą suchością w ustach i coraz bardziej rosnącym bólem głowy. Miał zamiar otworzyć szufladkę stojącą obok łóżka, w której miał eliksir otrzeźwiający, ale dopiero, gdy wystawioną ręką nie napotkał mebelka, otworzył oczy i zarejestrował, że wcale nie znajduje się w swoim łóżku, a tkwi za biurkiem z drugą ręką położoną na pustej już butelce.
Na jego twarzy od razu wykwitł grymas, gdy uświadomił sobie, że teraz będzie musiał przejść taki kawał drogi, by w końcu móc poczuć ulgę.
Na Salazara, nie pamiętał kiedy ostatnim razem udało mu się aż tak bardzo upić. A i owszem, miewał wieczory, które spędzał jedynie w towarzystwie Ognistej, ale zawsze pił z umiarem i wiedział, kiedy zdecydowanie powinien przestać.
Biorąc to wszystko pod uwagę fakt, iż nie pamiętał, co się działo przez ostatnie kilkanaście godzin, nie był taki dziwny.
Doczłapał się w końcu do pokoju i z miną zwycięzcy roku dostrzegł ostatnią buteleczkę eliksiru, który po chwili spożył.
Usiadł na łóżku i przez chwilę próbował sobie przypomnieć cokolwiek, co się działo w międzyczasie, gdy się upijał, jednak nawet nie miał cholernych przebłysków wydarzeń, które by choć trochę odświeżyły mu pamięć.
Westchnął zrezygnowany. Miał tylko nadzieję, że upijał się w samotności, a nikt nie zakłócał jego spokoju.
Spojrzał na zegarek i stwierdził, że ma jeszcze kilka godzin wolnego czasu, nim panna Jestem–Taka–Silna–I–Niczego–Się–Nie–Boję przybędzie do jego gabinetu. Wstał więc i udał się na choć w jakimś stopniu relaksacyjny prysznic, jedynie dzięki któremu jego mięśnie przynajmniej na chwilę mogły odpocząć.
Po skończeniu toalety włożył na siebie swoje nieśmiertelne szaty i udał się do swojego prywatnego laboratorium, by stworzyć zapas eliksiru otrzeźwiającego – tak na wszelki wypadek.
Gdy kończył dodawać ostatni składnik, ktoś zapukał do drzwi.
– Zaraz – warknął podirytowany. Jakby ludzie nie mieli komu zawracać głowy, tylko jemu.
Przelał eliksir do fiolek i machnięciem różdżki posprzątał stanowisko.
Idąc w stronę gabinetu ponownie spojrzał na zegar, który wskazywał, że do przyjścia tej cholernej Granger ma jeszcze półtorej godziny – chociaż to była pocieszająca wiadomość i mógł być pewien, że to nie ona postanowiła zaszczycić go swoją jakże cudowną osobą.
Jednak gdy otworzył drzwi, miał niewyobrażalną ochotę powiedzieć wiązankę dosyć niekulturalnych słów. Przed nim stał nie kto inny, jak Hermiona Granger – ostatnia osoba, jaką teraz chciałby widzieć.
– Czego? – syknął.
– Wczoraj był pan bardziej uprzejmy. – Uśmiechnęła się kpiąco.
Severus patrzył na nią, jakby widział ją pierwszy raz w życiu, a w głowie intensywnie próbował sobie cokolwiek przypomnieć.
Na ustach Hermiony zagościł ledwo widoczny uśmieszek. Nie zwracając uwagi na profesora przeszła obok niego i zajęła jego miejsce.
Snape spojrzał na nią, zastanawiając się, czy nie powinna w tej chwili przebywać pod stałą opieką w izolatce w św. Mungu. Już miał wygłosić jej cały wykład na temat tego, jak bezczelnie się zachowuje, gdy znikąd trafiło w niego wspomnienie, gdy przytrzymywał Granger pomiędzy nim a stołem.
Otrząsnął się szybko.
– Czyżby w końcu pomału wracały do pana obrazy z wczorajszego wieczoru?
– Po co tu przyszłaś? – syknął coraz mniej cierpliwy.
– Porozmawiać, profesorze.
– O czym? – warknął.
– O tym, co wspomniałam podczas naszego ostatniego spotkania.
Severus z całych sił starał sobie przypomnieć, co jeszcze zaszło w gabinecie pomiędzy nim a Granger, ale za nic w świecie nie potrafił. Chodziło o to, że będąc tak pijanym mógł robić naprawdę dziwne rzeczy, na przykład dobierać się do Granger. Wzdrygnął się na samą myśl. Nie ma to jak pedofilskie zapędy, Sanpe – odezwała się jego podświadomość uśmiechając się drwiąco. Severus tak bardzo chciał mu w tej chwili przyłożyć w twarz, że aż żałował, że ta sadystyczna postać w jego wnętrzu nie ma przynajmniej głowy.
– Pokaż mi, co się wczoraj wydarzyło – rozkazał lodowato.
– Coś za coś, panie Snape – odparła przeciągając sylaby i uśmiechając się chytrze.
– Czego chcesz?
– Och, jest dużo rzeczy, których pragnę… – odparła, czy też raczej wymruczała w jego kierunku. – Ale teraz zależy mi tylko na jednym – podjęła ponownie, tym razem bardziej pewnie i z nutką stali w głosie.
– Zamieniam się w słuch – powiedział kpiąco.
– Musi pan spełnić moją prośbę.
– Jaką znowu prośbę? – syknął.
– Nic wielkiego, naprawdę. Nie jest to nic związanego z panem, niech się pan nie obawia… No, może po części, by przecież do pana jest skierowana prośba.
– Gadaj, czego chcesz.
– O nie, nie… Nie tak szybko. Prośba na koniec.
Bez ostrzeżenia wszedł do jej umysłu i od razu zobaczył całe wydarzenie, od kiedy otworzył jej drzwi. Odetchnął w duchu. Czyli nie był jeszcze w najgorszym stadium, kiedy przyszła. Mogło być o wiele, wiele gorzej.
Kiedy miał już wychodzić, poczuł ostry ból, który wychodził z któregoś ze wspomnień. Musiał zobaczyć, co to jest.
Gdy Hermiona zorientowała się, co zamierza zaczęła podkładać mu inne obrazy, by zebrać w sobie jak najwięcej siły, by wypchnąć go z jej umysłu.
Severus czuł, że prawie jest na miejscu. Jego ciało przeszywał ból, który niewątpliwie potrafiłby zwalić niejedną osobę z nóg, a jego z sekundy na sekundę coraz bardziej ściskało w piersi. I kiedy już dzieliło go zaledwie kilka sekund, by dotrzeć do wspomnienia, został wypchnięty z jej umysłu z taką siłą, że walnął plecami o ścianę.
– Co to, do jasnej cholery, było? – wycharczał trzymając się klatki piersiowej i uspokajając swój oddech.
– Nic interesującego, profesorze – odparła lodowato i rzuciła mu mordercze spojrzenie, którym oczywiście się w ogóle nie przejął.
Wstała z miejsca i do niego podeszła.
– Moja prośba jest taka, że idzie pan do Czarnego Pana, czy też na kolejnym zebraniu informuje go pan, że miał wspaniałą rację i jego plan był idealny, bym poszła do niego kilka dni po rozpoczęciu roku szkolnego, tak jak chciał, a pan bez podstaw kwestionował zdanie i dopiero teraz to zrozumiał i nie czuje się z tym dobrze – powiedziała stanowczo.
– Chyba sobie kpisz! Specjalnie załatwiałem tak, byś miała więcej czasu na te cholerne przygotowania do tego spotkania i zebrałem kilka Crucio, a ty teraz mówisz mi, żebym to odwołał?!
– Zgadza się. Nie prosiłam, by pan interweniował. I właśnie dla pana wiadomości te „cholerne przygotowania” nie są mi potrzebne. Miałam wystarczająco czasu, by się przygotować. To po prostu pod żadnym pozorem nie może odbyć się dwa tygodnie od rozpoczęcia roku.
– A to co, koncert życzeń?! Niby czemu to, panno Ja–Wiem–Wszystko–Najlepiej, nie może odbyć się trzynastego września?
– To już jest całkiem inna kwestia, która nie dotyczy pana, profesorze – warknęła. – Ja wykonałam moją część, teraz pana kolej.
Odwróciła się i ruszyła do drzwi.
– Wrócę za godzinę. Dziękuję, za poświęcony czas – odpowiedziała tak samo beznamiętnie, jak podczas każdych zajęć, po czym wyszła.
Severus stał na środku pokoju z niejasnym poczuciem, że ta dziewczyna skrywa więcej niż mu się wydaje, albo po prostu udaje, że skrywa.
Musiał przemyśleć wszystko, co miało związek z jego osobą. No i jeszcze ta feralna prośba, złożona teoretycznie przez Draco – nawet nie wiedział, czy – po pierwsze – to wciąż aktualne, a po drugie – czy chciał się tym w ogóle zająć. No bo po co miałby marnować swój cenny czas na jakieś ich głupoty i wielkie plany pozbawione sensu? Jakoś nie mógł znaleźć żadnych przekonujących go argumentów, by się tego podjąć. Choć z drugiej strony był to jego zaszczany obowiązek jako nauczyciela, by chociaż ich wysłuchać. Westchnął. Chętnie by im powiedział, by poszli w diabli, ale musiał wziąć pod uwagę, że Draco był jego chrześniakiem, a z tego co mówiła Granger, to właśnie ona uważała, że im nie pomoże – czyli tak, jak zamierzał jeszcze dwie minuty temu – i tylko na jego prośbę w ogóle z nim o tym rozmawiała. Musieli mieć niezłe kontakty, skoro ona wcale nie będąc przekonana co do niego zgodziła się na ten układ. Zastanawiał się, co z tego miała, o jakich cholernych eliksirach była mowa, no i o co jej, do diabła, chodziło z tym, że nie można tego chłopaka pod żadnym pozorem rozpraszać? Planowali skok na Gringotta, czy jak? Dokładając do tego jeszcze zachowanie Granger… Na Salazara, on już nie wiedział, czy ma omamy, czy ona naprawdę tak dobrze potrafiła w jednej chwili stać się całkowicie inną osobą... Choć szczerze mówiąc, wolał sobie powiedzieć, że to wszystko mu się po prostu zdaje przez niewyspanie… Przecież to Granger! Cholerna Granger, Gryfonka od siedmiu boleści, która nie potrafi za grosz kontrolować swoich emocji! Tylko co z tym, co miało przed chwilą zajście? Właśnie… Nie dość, że czuł ten intensywny ból, przez który z trudem oddychał, serce mu się ściskało, a klatka miażdżyła je na części, to jeszcze wyrzuciła go z takim impetem, że wylądował na ścianie, która znajdowała się kilka kroków za nim. No i te koszmary. Raczej niezwyczajne. A do całości dodajmy jeszcze animagię i podróże do Zakazanego Lasu, i to z polecenia samego Dropsoholika. Coś tu śmierdziało. I przeczuwał, że to o wiele większa sprawa, niż mogłoby się wydawać.


8 komentarzy :

  1. uuu! rozdział!! (tańczy wokół ognia, rzucając wszędzie płatki kwiatów). no, to tyle, co do mojej reakcji XD.
    po przeczytaniu pierwszego akapitu, zaczęłam się zastanawiać czy Ty aby nie jesteś wilkołakiem.. hmm.. wszystko jest tak szczegółowo opisane, że naprawdę się zastanawiam.. ;3.
    Ron... Ron... Ron... czy ty możesz nie być choć raz napalony na wszystko, co się rusza i ma na imię Hermiona? zawsze jesteś takim "jebaką"? grrr... na co on komu? no przecież... arrghh.. wywalcie go z tych opowiadań!
    przeklinająca Miona.. lajkam to XD. już sobie wyobrażam brązowowłosą kulkę furii ;-; ..
    Snape.. toż to cudo! arcydzieło, mistrzostwo, epickie.. coś! pijany! <33. kocham, śmiałam się jak hiena, gdy czytałam ten kawałek! :D. ale widzę tu coś dziwnego, a mianowicie reakcję Hermiony.. no ja się pytam grzecznie, kto by czegoś takiego nie wykorzystał?! że też ona się na niego nie rzuciła?! Severus dobiera się do ciebie, a ty sobie idziesz.. no wiesz co... ;___; .. nierealne to to XD.
    Sev, wiesz, nie ty jeden się w tym wszystkim gubisz.. takie to zawiłe, tyle tu akcji *o*.. jednym słowem: mioodzioo ;3.
    chętnie bym mu pomogła z oddychaniem. z resuscytacji miałam 5, więc usta-usta opanowane XD.
    rozdział w pytkę! baaardzo mi się spodobał! i takie rozdziały możesz dodawać codziennie.. no ja się nie obrażę ;33.
    weny życzę na kilogramy i ściskam mocnoo <3.

    OdpowiedzUsuń
  2. Merlinie !!! Wspaniały rozdział !! Czekam z wielką niecierpliwością na kolejny!!

    mojeminiopowiadania.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sorry że używam twego koma ale ok, bo z fona pisze i nie moge ddodać dwojego, czasem czuje się jak twoja Miona, przeklinam i jestem do niej podobna wyglądem <3 Mój chłopak zawsze mówi że wyglądam jak Hermiona Granger, ale no kurde ja bym się na Snepa rzuciła wtedy bez zastanowienia <3 Oj, Miona Miona, jak ona mogła tego nie wykorzystać a pozatym czemu Snape nie ma 'pedofilskich zapędów" na mnie? Oj Kochany Snape xD Wsumie ja bym się na niego rzuciła, i sama bym się napiła trochę ognistej, podobno jeest dobra, ale mam nadzieję że w końcu się pocałują <3 A Hermi nie ucieknie od niego.
      ŻYCZĘ DUUUUŻO WENY natix

      Usuń
  3. Sorki, nie rozpisze sie poniewaz Harry n tvn idzie i z tabletu pisze... ;-; merlinje jak nie wygodnie... wybacz bledy...
    JAK HERMIONA MOGLA SIE NA NIEGO NIE RZUCIC?!?!?!?!?!
    NIE ROZUMIEM XDD
    Ok koncze bo tu historia o 3 braciach idzie...
    Super bRdzo mi sie podobalo, pijany Sev <333

    OdpowiedzUsuń
  4. Muszę się przyznać do mojego lenistwa, bo w sumie to miałam przeczytać rozdział wczoraj... Ale co tam! Przeczytałam dzisiaj i muszę powiedzieć, że baaardzo mi się podoba. <3 Zresztą, jak każdy!
    A co ja się tam będę rozpisywać, to Twój obowiązek! ;D

    Kocham Cię i pozdrawiam! :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Uwielbiam Cię za te dłuuugie rozdziały! Wilkołaki jako wilki dodają temu opowiadaniu jakiegoś innego, tajemniczego klimatu i strasznie mi się taki podoba! ;> Scena u upitego Seva przegenialna! xD Brakowało tylko, żeby Hermajni się na niego rzuciła, ale ehh, no cóż :D Zapraszam na rozdział 8, czekam na nn i weny życzę! Buziaki! :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Skarbie wybacz, że dopiero teraz komentuje :c Przez ostatnie kilka dni nie miałam dostępu do internetu. A dziś jak i wczoraj wstanie po 5 rano to troszkę... już nie kontaktuje za dobrze :c

    Godryku! Jak Ty to robisz, że piszesz tak tajemniczo? Hmm... może tylko ja mam takie 'zwidy' czy tam przepuszczenie? Emm... nie mam pojęcia, u mnie wszystko możliwe xd Ale nie no. To na prawdę tak wyszło :D Ajć.. coś czuje, że Snape dowie się szybko jakie Hermiona chciała ukryć wspomnienie i z przesunięciem 'wizyty' u Czarnego Pana i Draco. Hmm.. chyba Sev będzie się bawił w Inspektora Gadżeta *.* Wybacz za mój mózg ;.;

    No i w końcu porozmawiała z Ginny, której współczuję z powodu Harry'ego. Biedna nie wie czy nadal go kocha czy jak :c A Ron?! No kur...de co on wyprawa? Maślane oczka O.o Why? Coś się dzieje, oj... xd

    Pijany Snape jest wszędzie uroczy *.* A u Ciebie? Zaprosił ją miłym głosem do środka to ja już widziałam, że coś się dzieje... Snape nie potrafi przestać warczeć z dnia na dzień hah :D

    Ogólnie rozdział bardzo mi się podobał tylko jakiś krótszy? ;.; Albo mi się tak już wszystko kręci xd


    Jazz ♥

    OdpowiedzUsuń
  7. Postuluję o to, żeby Severus częściej pił ! :D

    OdpowiedzUsuń