Oto nowy rozdział! NN mogą być z opóźnieniem, bo zaraz wybywam i nie wiem czy zdążę (może w drodze, choć mój telefon bywa wrednym towarzyszem życia). Myślę, że rozdział jest w miarę okej, choć nie jest długo :3 Jest co nieco więcej Severusa, choć nie na pęczki ;*
Dziękuję Wam bardzo za komentarze i dodanie swoich cudnych osób do Obserwatorów! ;* Od razu mi się na serduchu cieplej robi, jak widzę Wasze słowa (nawet jeśli krytyki) ;3
Dziękuję Wam bardzo za komentarze i dodanie swoich cudnych osób do Obserwatorów! ;* Od razu mi się na serduchu cieplej robi, jak widzę Wasze słowa (nawet jeśli krytyki) ;3
Parę słów od bety:
PRZEPRASZAAAAM! To wszystko moja wina, zła sky, idzie sobie wyprasować uszy... Internet naprawdę miałam na wiaderka – średnio piętnaście minut dziennie, żeby zrobić przelewy i sprawdzić pocztę, i poza tym zero dostępu do kompa... Obiecuję poprawę! A wszystkim, którzy czytają też moje opowiadanie, obiecuję szybko rozdział! Następne rozdziały będę betować w ciągu dobry, obiecuuuuuję! I nie wińcie Lizzy, bo rozdział utknął u mnie na tak długo... ~ Pokornie prosząca o wybaczenie, Wasza side_of_sky
– Ja – rozbrzmiał w ciszy czyjś stanowczy głos.
Hermiona obróciła się w tamtym kierunku, obserwując, jak z
ciemności lekkim krokiem wychodzi bursztynowy wilkołak, by stanąć z nią oko w
oko w blasku księżyca.
– Rozumiem. – odparła beztrosko. – Czy ktoś jeszcze?
Zapadła cisza, podczas której nikt się nie poruszył nawet o
milimetr.
– Świetnie! Nie wątpię, że rozmowa z waszym kolegą może mi
trochę zająć, w takim razie nie krępujcie się i odpocznijcie.
Stado zaczęło się rozchodzić i zajmować wygodne dla siebie
miejsca, by położyć się czy też usiąść. Teraz musiała zacząć pracować nad tym,
na co się zgodziła. Ale nie narzekała. Ani nie powinna, ani nie mogła. Wataha
była nauczona dyscypliny, posłuszeństwa i najważniejszego – życia. Wiedzieli,
że mają podlegać poleceniom i nie rzucać się z motyką na słońce. I z tego była
zadowolona – nie trzeba było pracować od podstaw, a na to na razie mogłoby jej
nie starczyć ani czasu, ani cierpliwości.
Ruszyła na wschód, oddalając się od reszty, by załatwić
wszystko prywatnie i w spokoju. Jej towarzysz dreptał wciąż dumnie za nią,
uważnie obserwując, dokąd się kierują. Najwyraźniej nie znali tego terenu –
odnotowała to sobie w myśli. Musieli znać wszystko – każdy zakamarek lasu,
każdą ścieżkę – to już nieraz uratowało jej życie.
Kilka metrów dalej zatrzymała się i odwróciła w jego stronę,
mogąc wciąż mieć na oku kilka osobników ze stada.
– Uważasz, że nie nadaję się na to stanowisko, tak?...
Prawdę mówiąc nawet ja jeszcze w pełni nie wiem, czy to prawda czy nie – jednak
to nie jest kluczowy punkt… Kto twoim zdaniem powinien objąć tą władze? –
zapytała spokojnie.
– Thomas – odparł lakonicznie.
– Thomas? Wybacz mi, ale jeszcze nie doszło do prezentacji,
a tą kwestię chciałam omówić na początku.
– Śnieżnobiały wilk, z którym przed chwilą rozmawiałaś –
warknął.
– Powiem ci szczerze, że też uważam, iż to on powinien
przejąć to stanowisko, jednak czy rozmawiałeś z nim na ten temat? – zapytała,
ignorując jego ton.
– Powiedział, że zna kogoś lepszego na to miejsce, a on sam
musi się jeszcze poduczyć – odparł kpiąco i prychnął.
– Tu nie chodzi, Fox, o…
– Skąd wiesz, jak mam na imię? – przerwał zaskoczony.
– Pamiętam cię. Ani ludzi, ani zwierząt nie zapominam tak
szybko, jak się niektórym wydaje. Znam twojego ojca, który – jak słyszałam – od
czasu Rotwerda zaczął brać tojad… Martwił się, że ciebie też spotka coś
takiego, ale w głębi duszy wiedział, iż taki dzień nastanie – sam mi to wyznał.
Wie, ile wilkołaków kręci się przy jego rodzinie, i że nigdy do końca nie dadzą
mu spokoju. Zaplanował, że dostaniesz to imię na cześć dzielnego wilkołaka,
który żył kilkadziesiąt lat temu i był znajomym jego i twego dziadka. Śmiał
się, że to jedyne prawo, które przypadło mu do gustu – nadawanie sobie nowych
imion w świecie wilkołaków. Wiedziałeś coś na ten temat?
– Tak… – szepnął. – Tak, tata coś mi o tym wspominał i nawet
opowiadał w dzieciństwie, ale nigdy tego nie skojarzyłem…
– Naturalnie. Ciężko byłoby połączyć te dwa fakty ze sobą… –
odpowiedziała powoli kiwając głową ze zrozumieniem. – Jesteś do niego podobny –
zaczęła po chwili milczenia. – Do swojego ojca. Pomimo, że jesteś jeszcze młody
i od niedawna siedzisz w tym bagnie, to już mi go przypominasz. Chcesz dążyć do
wszystkiego, co najlepsze dla ciebie i dla osobników z twojego otoczenia, co
sobie bardzo cenię. Czy jednak uważasz, iż moja decyzja mogłaby spowodować, że
w przyszłości postawię się przeciwko wam? Albo też tylko i wyłącznie
wykorzystam was do jakiś moich niecnych zamiarów, które wpłyną na was
niekorzystnie? Czy tego się obawiasz? Że postawię was pod ścianą i nie
będziecie mieć innego wyboru niż skoczenie w ogień?
– Tak. To jest w części powodem, dla którego nie popieram
tej decyzji – odparł trochę zbity z tropu.
– Bo jestem z zewnątrz… Całkowicie zrozumiałe. Nie masz do
mnie zaufania, a ja nie mam prawa, by w tym momencie go od ciebie oczekiwać.
Jednak teraz postaw się na moim miejscu: nie znam was w żaden sposób, nie mam
pojęcia, czy może nie jest to żadna zagrywka przez kogoś zaplanowana, nie mam
żadnych podstaw, by wam w jakimkolwiek stopniu ufać, do tego nigdy nie byłam na
takim stanowisku, a jedynie co mogę zrobić dla Velvora, to je przyjąć. Jak
myślisz, jak ja się czuję? Właśnie tak, jakbym była podparta pod ścianę i
wiedziała, że inaczej nie powinnam postąpić. Oczywiście jest to moja decyzja,
ale także życie z wyrzutami sumienia, a mówiąc między nami – i tak jest już ich
za dużo.
Westchnął cicho.
– Sądzę, że zaczynam rozumieć.
– Cieszę się, Fox. Przemyśl to jeszcze dokładnie i jeżeli
będziesz miał jeszcze jakiekolwiek wątpliwości, nie wahaj się do mnie zgłosić.
Jestem zawsze do usług. Dla wszystkich. W każdym zakresie.
~*~*~*~
Hermiona obudziła się w znacznie lepszym humorze niż
zazwyczaj. Niektóre miejsca na jej ciele dalej były obolałe, a złamana ręka
lekko piekła, przez co zastanawiała się, czy czegoś nie ominęła podczas
składania jej w pośpiechu, ale było to jednak tylko kwestią czasu, nim ból
minie całkowicie.
Zaliczyła poranną toaletę i w pełni gotowości zeszła na
śniadanie.
Przy stole jak zwykle panował lekki gwar, ale Hermiona tylko
uśmiechnęła się na ten widok i usiadła obok Rona i pana Weasley’a.
– Jak idzie współpraca z Hanną nad magicznymi stworzeniami? –
zagadnęła do rudzielca.
– Hermiono... – jęknął żałośnie. – Dzięki Merlinowi jest ze
mną ta dziewczyna, bo sam rzuciłbym pewnie to stanowisko pierwszego dnia. Och,
Hanna… – Westchnął. – To naprawdę wspaniała dziewczyna, która jako jedyna
potrafi dodać mi otuchy w najtrudniejszych momentach. – Zamyślił się, i gdy
chciała już zabrać swoje rzeczy i odejść, potrząsnął szybko głową, jakby chcąc
wyrzucić z niej natrętne myśli, po czym spojrzał w jej stronę.
– A jak tam u ciebie, Hermionko? – Już na swoje imię
wypowiedziane w taki sposób skrzywiła się nieznacznie i
spojrzała na niego badawczo. Coś tu nie grało i miała wrażenie, że nawet pani
Pomfrey by nie pomogła. Ton ociekający słodyczą i oczy jak galeony na pewno nie
mogły świadczyć o niczym dobrym, a ona miała zbyt dziwne przeczucie, które
jednoznacznie mówiło, że pod tym wszystkim kryło się coś znacznie większego i
gorszego, no bynajmniej dla niej.
– E–e… W porządku, Ron. Dużo się dzieje, ale to tak jak wszędzie…
– Opowiedz mi o tym. – Przysunął się do niej znacznie, i jak
dla niej, o wiele za blisko.
– Wiesz co, Ron? To jest długa historia i zanudziłabym cię
na śmierć. A poza tym… O, Ginny! – krzyknęła na tyle głośno, by dziewczyna też
usłyszała. – Wybacz, Ron – rzuciła w jego kierunku i zarzucając torbę na ramię
podbiegła do rudowłosej.
– Ginny, masz czas po południu? Tak dużo się dzieje, że
nawet nie mam czasu na rozmowę z tobą.
– Wiem coś o tym, Herm. Czuję, jakby minęło kilka lat od
czasu, kiedy rozmawiałyśmy tylko we dwie, bez zbędnych podsłuchiwaczy i
świadków.
– Oj, Gin, stęskniłam się za tobą.
– A ja za tobą.
Objęły się mocno, wkładając w ten uścisk wszystkie emocje,
których nie wypowiedziały na głos.
~*~*~*~
Hermiona wychodząc z hogwarckiego kominka musiała najpewniej
wyglądać jakby szła na ścięcie, bo skrzaty bez słowa schodziły jej z drogi i
patrzyły na nią oczami pełnego współczucia i smutku. Nie było w tym nic
dziwnego, gdy wzięło się pod uwagę wczorajszy, nie tak odległy, dzień.
Hermiona Granger z całkowitą prawdomównością mogła
stwierdzić, że przez ostatnie dni wszystko się posypało i potoczyło nie tą
drogą, co powinno. W tym także to.
Wiedząc, że na kilka najbliższych dni zgotowała sobie piekło
na ziemi, ruszyła w stronę lochów.
Rozważała każdą z możliwych opcji tego, jak mogą potoczyć
się dzisiejsze zajęcia. Chciała przygotować się na wszystko, co było możliwe.
Chciała wszystko rozplanować. By wszystko poszło zgodnie z jej nowym planem.
Schowała emocje głęboko w sobie, jakby zamykając je w
metalowej klatce, owiniętej łańcuchami i domkniętej kilkoma kłódkami.
Wyzuta z uczuć – tak się właśnie czuła.
Zapukała dwa razy w drzwi i słysząc, jak zwykle, gardłowe
warknięcie weszła do środka i stanęła na środku pokoju z założonymi za sobą
rękoma.
– No i co tak stoisz, kretynko? – warknął po kilkunastu
sekundach. – Bierz się do roboty. Dwadzieścia Veritaserum i piętnaście
Wielosokowego. Migiem!
Teoretycznie mogła się cieszyć, że jej dzisiejszy dzień
polegał tylko na robieniu eliksirów, a profesor nie podejmował nawet zaczęcia
rozmowy. Dla niej to było na rękę, jakby nie spojrzeć, choć nie dało się ukryć,
że mimo wszystko miała jakiś niedosyt po tej małej sprzeczce i gdzieś w głębi
duszy miała nadzieję, że będzie na nią wściekły i powie jej wszystko, co na jej
temat myśli, czego normalnie by nie wyjawił. Tego chciała – szczerości do bólu.
Wyszła stamtąd z myślą, że pomimo iż nie było źle, to mogło
być o wiele lepiej.
Wróciła wcześniej do Nory i zdziwiła się niemało, gdy w
mieszkaniu zobaczyła tylko panią Weasley, która gotowała i w tym samym czasie
rozwiązywała magiczne krzyżówki, które biernie zapisywały jej hasła.
– O–o! Witaj, kochana! – krzyknęła na jej widok. Odłożyła na
bok krzyżówkę i zaprowadziła ją na miejsce przy stole. – Właśnie kończę robić
placki. Na pewno jesteś głodna, a od razu z patelni najlepiej smakują.
Hermiona uśmiechnęła się do niej ciepło, a po chwili pojawił
się przed nią talerz wypełniony po brzegi, za który gorąco podziękowała.
Miała jeszcze trochę czasu, nim do Nory przybędzie pozostała
część rodziny – jak ją poinformowała pani Weasley – więc wzięła się w końcu za
tłumaczenie, które pozostawiła na później.
Jak dla niej dużo nie odkryła: psalmy, hymny, pieśnie i
wiersz. Właśnie wiersz. On rzucił się jej w oczy. Nie to, żeby znała jego treść
i dlatego wydał się jej podejrzany, ale jako jedyny z gatunków był tylko jeden,
nie tak, jak co poniektóre – po trzy, czy cztery; a to mimo wszystko mogło coś
znaczyć.
Zaczęła go tłumaczyć, dziękując jednak w duchu, że co jak
co, ale nie był jakoś koszmarnie długi.
Jak na jej szczęście przystało – wtedy, gdy naprawdę
wciągnęła się w tekst i zaczęła pomału go rozszyfrowywać, przez kominek zaczęli
schodzić się ludzie mówiąc coś przelotem do niej, na co jednak nie zwróciła
nawet grama uwagi.
Z amoku zaczęła powoli wychodzić, gdy ktoś usiadł obok niej.
Jednak dopiero, gdy ta osoba ją objęła, kładąc swoją rękę na jej ramieniu,
Hermiona w ułamku sekundy powróciła do rzeczywistości i wręcz cudem udało się
jej powstrzymać się od wyciągnięcia różdżki i przyłożenia jej nieznajomemu do
gardła. Wtedy również zauważyła, że obok niej miejsce zajął nie kto inny, jak
Natychmiast-Potrzebujący-Izolatki-W-Mungu-Weasley. Naprawdę nie miała pojęcia,
co mu tak nagle odbiło, ale prawdę powiedziawszy nie wiedziała, czy na pewno
chce znać odpowiedź na to pytanie.
Omijając chłopaka spojrzeniem szybko wstała, by zaparzyć
sobie herbatę. Czekała na dole tylko po to, by spotkać się z Ginny, która jak
na złość nie przychodziła. Wiedziała, że przez te kilka dni, tygodni, czy może
nawet i miesięcy będzie mogła mieć napięty grafik i nie powinna teraz z niczym
zwlekać, więc po jej głowie chodził na razie tylko Złoty Eliksir, za którego
przeróbkę powinna była wziąć się już dawno temu.
Właśnie. Może powinna tak też zrobić?
Podeszła do Harry’ego, który stał nieopodal i wyglądał przez
okno. Położyła mu rękę na ramieniu, by go nie wystraszyć i bez słowa poczekała,
aż odwróci głowę w jej kierunku.
– Harry, czy mógłbyś powiedzieć Ginny, gdy przyjdzie do
Nory, że jestem na górze i udoskonalam dla ciebie eliksir?
– Jasne… – odparł słabo. Spojrzeniem powrócił do krajobrazu,
co uznała za znak, że powinna już iść, by robić swoje.
Odwróciła się z zamiarem odejścia, gdy ponownie przemówił.
– Hermiono… – Stanęła za nim. – Czy zawsze tak jest?
– Jak, Harry?
– Czy zawsze jest tak trudno? Czy nasze umiejętności muszą
być na każdym kroku wystawiane na próbę? Czy za każdym razem trzeba przelać
tyle krwi i cierpienia, by wygrać to, co się najbardziej chce?
– By osiągnąć to, czego się pragnie, należy walczyć. Same z
siebie mogą przyjść jedynie kłopoty i niedomówienia i to zapamiętaj,
przyjacielu… I tak, Harry, zawsze jest tak trudno. – Uścisnęła lekko jego
ramię, by dodać mu choć trochę otuchy, po czym ruszyła do pokoju.
Szczerze mówiąc myślała, że znowu zacznie się wielkie
dramatyzowanie i histeryzowanie, jak to było kilka dni temu i wręcz pozytywnie
się zaskoczyła, gdy usłyszała od niego takie słowa. Może jednak wojna będzie
miała też swoje zalety? Małe, nieporównywalne do wad, ale jednak.
Weszła do pokoju, od razu wyciszając go i nakładając na
niego ochronną barierę, która uniemożliwiała wejście do pomieszczenia.
Potrzebowała pełnej koncentracji i miała nadzieję, że do powrotu Ginny minie
jeszcze około godziny – tyle, ile potrzebowała, by wszystko na spokojnie
skończyć.
Wypakowała z walizki kociołek, który miała pomniejszony i
postawiła go na przetransmutowanym stole, a obok niego postawiła potrzebne
substancje. Z racji tego, że eliksir miał zostać przystosowany do Chłopca-Z-Wiecznie-Widoczną-Blizną-Na-Czole
już jakiś czas temu, to miała w zanadrzu potrzebne jej składniki od jego osoby
i mogła bez żadnych niedogodności wziąć się do roboty.
Dla pewności położyła obok siebie przepis. Żadna pomyłka nie
wchodziła w grę, gdy substancji potrzebnych jej do uwarzenia miała tylko na
jeden kociołek. Jedynie dawkę musiała zmniejszyć, bo obawiała się, że ilości,
które ona spożywa, będą dla niego zbyt silne, co od razu będzie się równało z
uzależnieniem od eliksiru, a to, jakby nie patrzeć, nie było najlepszą wizją.
Po skończeniu wyczyściła kociołek i z powrotem schowała na
miejsce, a następnie uprzątnęła stanowisko. Miała w zanadrzu jedynie sześć
fiolek, choć spodziewała się, że wyjdzie ich z dwa razy więcej. Najwidoczniej
następnym razem będzie musiała robić w większym kociołku. Teoretycznie ta
liczba wcale nie była taka mała, ale dla Hermiony równało się to z kolejną
godziną spędzoną na warzeniu. Choć teraz rozmyślała jednak nad tym, że może
spożywanie Złotego Eliksiru po każdym koszmarze z Voldemortem w roli głównej
albo jego wizycie w głowie Harry'ego zmniejszy właśnie możliwość tak łatwego
kontaktowania się pomiędzy tą dwójką. Szanse zawsze były, nawet jeśli
minimalne, choć Hermiona przypuszczała, że nawet jeśli jej teoria by się
sprawdziła, to do posunięcia sprawy musiałaby pozamieniać kilka składników i
ich dawkowanie.
Jednym ruchem zdjęła zaklęcia, które nałożyła na pokój i
zeszła niespiesznie na dół, skąd dobiegały z lekka podniesione głosy.
Hermionie niezbyt spodobał się widok, jaki zastała na dole,
a mianowicie całą rodzinę Weasleyów siedzącą przy stole wraz z Harrym,
profesora Dumbledore’a, który połykał cukierka za cukierkiem, a obok niego
profesor McGonagall, wyglądającą mniej surowo niż zwykle.
– Dobry wieczór wszystkim – przywitała się, gdy spojrzenie
każdego z obecnych na nią padło. – Czy coś się stało?
– Nie–e, oczywiście, że nie, moja droga – odpowiedział
szybko dyrektor. Za szybko.
– W takim razie słucham – ponagliła wbrew temu, co przed
chwilą usłyszała.
– Severus, moja kochana, właśnie wrócił z zebrania…
Voldemort określił się, kiedy ma cię do niego przyprowadzić.
Pani Weasley zaszlochała.
– Naturalnie – odparła beznamiętnie z lekką nutką kpiny. –
Tak więc na kiedy termin?
– Dokładnie za miesiąc. Prawie dwa tygodnie po rozpoczęciu
roku szkolnego.
Wycharczała pod nosem wiązankę przekleństw, powstrzymując
się, by w nic nie uderzyć.
– Czy coś nie tak, panno Granger? – zapytała z lekka
zdezorientowana McGonagall.
– Jakby nie miał, cholera, kiedy sobie urządzać takich
spotkań – warknęła.
– Panno Granger, proszę się uspokoić, Voldemort chciał to
już załatwić kilka dni po rozpoczęciu roku, ale profesorowi Snape udało się to
przełożyć przynajmniej kilka dni, by mogła się pani jeszcze bardziej
przygotować – wyjaśniła spokojnie nauczycielka.
– Cholera jasna, „przygotować”?! Co on sobie myślał?! Jasny
gwint!
W Hermionie zawrzało i to dosłownie. Przez tego cholernego
Mistrza Wkurzania z lochów miała teraz przerąbane. Termin dzięki niemu wypadał
za miesiąc, czyli trzynastego września. Dzień przed pełnią. Kurewsko wspaniale!
Nie zwracając na oburzone towarzystwo i dziwnie
uśmiechającego się Dumbledore’a skierowała swoje kroki w stronę kominka i nim
ktokolwiek zdążył ją powstrzymać, już zniknęła w płomieniach.
Była wściekła i to jak. Najwyraźniej skrzaty nie po raz
pierwszy widziały kogoś z chęcią mordu wpisaną na twarzy, bo odsuwały się jak
najdalej było to możliwe.
Stanęła przed drzwiami oddychając coraz głębiej i
przeklinając siebie za swoją impulsywność. Przecież była z nim skłócona! Może i
niejawnie, ale od jej przeprosin w gabinecie – które mówiąc szczerze nie poszły
idealnie po jej myśli – praktycznie w ogóle się do siebie nie odzywali, a ona
tylko odliczała minuty do końca lekcji. Jeszcze nie dowiedziała się, jaką to
jej wymyślił karę za jej haniebne zachowanie i nie wiedziała,
czy załamywać ręce, czy prosić niebiosa o pomoc. I zważając na to wszystko, nie
był to chyba najlepszy pomysły, by tutaj przychodzić. Swoim wybuchem złości
mogła sobie tylko zaszkodzić – czego była aż zanadto pewna.
Stała tak, wahając się, czy powinna się opanować i odejść,
jak gdyby nigdy nic, czy jednak pokazać mu swoje niezadowolenie z tej kwestii i
narobić sobie jeszcze większych kłopotów.
I kiedy już doszło do niej, jak dziecinnie się zachowuje i
co jeszcze mogłoby niepotrzebnego wyniknąć z tego zajścia, i gdy właśnie się
odwracała, by zniknąć stąd nim będzie za późno, drzwi się otworzyły, a w nich
stanął nie kto inny, jak Severus Snape’a – wielki Mistrz Eliksirów i
szpiegostwa.
– W czym mógłbym pomóc, panno Granger? – zapytał miło.
Chwila, chwila… Miło?! Snape nigdy nie mówi miło i nie zachowuje się, jak
przystało na miłego człowieka. Cała ta sprawa śmierdziała na kilometr.
– W niczym, profesorze. Ja tu tylko przechodziłam – odparła
ze stoickim spokojem.
– I dlatego stała pani pod moimi drzwiami przez dziesięć
minut, tak?
– Podziwiałam tylko drewno, z jakiego są zrobione i
niechcący za bardzo się zamyśliłam.
– W takim razie może pani teraz popodziwiać wnętrze
gabinetu, zapraszam.
Zerknęła na niego niepewnie, ale gdy otworzył przed nią
drzwi i gestem ponaglił, by weszła, nie miała już szans, by się wycofać.
Nim zdążył rzucić zaklęcie porządkujące dostrzegła butelkę
po whisky i nie miała pewności, czy była tylko jedna. Czyli teraz wszystko się
prawie zgadzało. Snape był po prostu pijany. Dziwne, bo dziwne, że zachowywał
jeszcze równowagę i potrafił sklecić zdanie, ale przynajmniej mogła stwierdzić,
czemu zachowywał się tak podejrzanie.
Zajęła miejsce naprzeciw biurka i poczekała, aż on zajmie
swoje miejsce.
– Profesorze, chyba nie wpadłam w najlepszym momencie.
Powinnam mimo wszystko wrócić do Nory.
– Och, panno Granger, ależ pani dopiero przyszła –
wycharczał, by zaraz po tym pociągnąć dużego łyka prosto z butelki.
O Merlinie, zalany w trzy… ekhm… Tylko tego jej brakowało!
– Może ja poszukam jakiegoś eliksiru na wytrzeźwienie, bo
jeżeli chce pan, byśmy rozmawiali na temat, dla którego tu przyszłam, to pana
umysł musi być w pełni sprawny. – Podniosła się z krzesła, ale nim zdążyła się
poruszyć, została przyszpilona do biurka.
– Ależ mój umysł jest w jak najlepszej kondycji –
wypowiedział jedwabistym tonem wprost do jej ucha, przybliżając się jeszcze
bardziej.
– Nie byłabym tego taka pewna, profesorze – odpowiedziała
kpiąco. – A teraz niech pan wybaczy, ale udam się z powrotem do Nory, a pan
dalej będzie się zapijać w trupa – dodała lodowato, wyplątując się z jego
uścisku.
Dotarłszy do drzwi odwróciła się do niego z powrotem.
– Rozmowę dokończymy… czy też raczej zaczniemy kiedy
indziej. Życzę panu udanej libacji w swoim towarzystwie. – I bez czekania na
odpowiedź wyszła.
Miała nadzieję, że jutro mimo wszystko uda jej się z nim
porozmawiać i skutecznie przekonać, by termin wykonania pierwszego etapu
egzekucji jej skromnej osoby odbył się za wolą Voldemorta.
~*~*~*~
Hermiona wróciła do Nory. Lekko się zdziwiła, gdy zobaczyła
wszystkich siedzących tak, jak ich zostawiła.
– E–e czy jest coś jeszcze, co powinnam usłyszeć?
– Nie, moja droga. – Uśmiechnął się do niej łagodnie
Dumbledore. – Tymczasowo to koniec jakichkolwiek wiadomości, jednakże
postanowiliśmy posiedzieć jeszcze trochę i powspominać stare dobre czasy.
– Naturalnie, rozumiem.
– Niech się pani do nas przyłączy, panno Granger. – Profesor
McGonagall wskazała na krzesło obok niej.
Wiedząc, że tak czy siak zostanie zaciągnięta do stołu,
zajęła miejsce.
– I jak tam, panno Granger, poszło z Severusem? – zapytał
Dumbledore patrząc na nią z iskierkami w oczach, jak małe dziecko czekające na
jakieś rewelacje.
– W porządku–u… Nie wybrałam idealnej okazji do tego typu
rozmów, więc postanowiłam załatwić to jutro.
– Słusznie, słusznie – odpowiedział, choć upijając łyk
herbaty w ogóle nie zdawał się być człowiekiem, któremu sprawiałoby problem, że
jego nauczyciel był niezdolny do trzeźwego myślenia, a wręcz przeciwnie.
Zastanawiała się, jak to jest możliwe, że człowiek z tak szerokim uśmiechem na
twarzy potrafi bez większych przeszkód cokolwiek pić – no ale jak widać,
najwyraźniej miał w tym wprawę.
Pokręciła nad tym głową.
– Czy coś się stało, panno Granger? – zapytała McGonagall.
– Nie, pani profesor – odparła łagodnie. Rozejrzała się po
kuchni i nigdzie nie dostrzegając rudej zapytała: – Czy ktokolwiek wie, gdzie
jest Ginny?
– Tak, kochana, siedzi na górze w pokoju – odparła wesoło
pani Weasley.
Hermiona przeprosiła towarzystwo i udała się do pokoju.
Zastała Ginny przeglądającą jakieś tomiska i spisując na
pergamin.
– Próbujesz być empatyczna i zobaczyć, jak to jest być mną? –
zapytała rozbawiona opierając się o framugę.
– Herm! – Rudowłosa podskoczyła na łóżku i z prędkością
światła znalazła się obok, ściskając ją mocno.
– No, w końcu jestem. – Oddała uścisk. – Wybacz, że to mi
się aż tak przeciągnęło. Wiem, że byłyśmy umówione po lekcjach, jednak gdy
czekałam na ciebie postanowiłam wziąć się za eliksir…
– Wiem, Harry mi powiedział. – Uśmiechnęła się lekko.
– …a później jeszcze ten Snape. – Westchnęła. – Masakra,
jednym słowem.
– Właśnie, rozmawiałaś z nim?
– Ha, żeby się dało! Był w trakcie zapijania się w trupa,
nie było szans, by zrozumiał cokolwiek, co do niego mówię.
Ginny zaczęła się śmiać wniebogłosy.
– No seryjnie! Ja nie wiem, jaki był to życiowy powód, no
ale mniejsza z tym. Miałam cię zapytać – co z Harrym?
– Oj, Herm… To chyba nie ma sensu. Wiesz na początku
myślałam, że będziemy mogli naprawić to, co było kiedyś, ale chyba on jest
szalenie zapatrzony w Cho.
– Ginny, czy go kochasz? – spytała poważnie.
– Ja sama nie wiem, Hermiono… Myślałam, że to więcej niż
przelotne zauroczenie, a teraz to… Szkoda gadać. Może tak powinno być?...
– Gin, jeśli go kochasz, to nie odpuszczaj, ale jednak jeśli
czujesz, że z tego nic nie będzie, to pogódźcie się i pozwólcie sobie na osobne
życie. Przecież nie musicie być razem, by dzielić się przeżyciami. – Uścisnęła
ją lekko.
– Muszę to jeszcze dokładnie przemyśleć… No dobra, zostawmy
ten temat. Jest tyle rzeczy, o których mogłybyśmy pogadać!
– No już, już. – Zaśmiała się cicho i dała się zaprowadzić
na łóżko.
Cieszyła się, że może z Ginny pogadać od czasu do czasu jak
normalna dziewczyna. Nie musieć się niczym przejmować, tylko siedzieć i
rozmawiać o jak najmniej istotnych sprawach. Zapomnieć o problemach. Zapomnieć
o wszystkim.
~*~*~*~
Severus obudził się z przeraźliwą suchością w ustach i coraz
bardziej rosnącym bólem głowy. Miał zamiar otworzyć szufladkę stojącą obok
łóżka, w której miał eliksir otrzeźwiający, ale dopiero, gdy wystawioną ręką
nie napotkał mebelka, otworzył oczy i zarejestrował, że wcale nie znajduje się
w swoim łóżku, a tkwi za biurkiem z drugą ręką położoną na pustej już butelce.
Na jego twarzy od razu wykwitł grymas, gdy uświadomił sobie,
że teraz będzie musiał przejść taki kawał drogi, by w końcu móc poczuć ulgę.
Na Salazara, nie pamiętał kiedy ostatnim razem udało mu się
aż tak bardzo upić. A i owszem, miewał wieczory, które spędzał jedynie w
towarzystwie Ognistej, ale zawsze pił z umiarem i wiedział, kiedy zdecydowanie
powinien przestać.
Biorąc to wszystko pod uwagę fakt, iż nie pamiętał, co się
działo przez ostatnie kilkanaście godzin, nie był taki dziwny.
Doczłapał się w końcu do pokoju i z miną zwycięzcy roku
dostrzegł ostatnią buteleczkę eliksiru, który po chwili spożył.
Usiadł na łóżku i przez chwilę próbował sobie przypomnieć
cokolwiek, co się działo w międzyczasie, gdy się upijał, jednak nawet nie miał
cholernych przebłysków wydarzeń, które by choć trochę odświeżyły mu pamięć.
Westchnął zrezygnowany. Miał tylko nadzieję, że upijał się w
samotności, a nikt nie zakłócał jego spokoju.
Spojrzał na zegarek i stwierdził, że ma jeszcze kilka godzin
wolnego czasu, nim panna Jestem–Taka–Silna–I–Niczego–Się–Nie–Boję przybędzie do
jego gabinetu. Wstał więc i udał się na choć w jakimś stopniu relaksacyjny
prysznic, jedynie dzięki któremu jego mięśnie przynajmniej na chwilę mogły
odpocząć.
Po skończeniu toalety włożył na siebie swoje nieśmiertelne
szaty i udał się do swojego prywatnego laboratorium, by stworzyć zapas eliksiru
otrzeźwiającego – tak na wszelki wypadek.
Gdy kończył dodawać ostatni składnik, ktoś zapukał do drzwi.
– Zaraz – warknął podirytowany. Jakby ludzie nie mieli komu
zawracać głowy, tylko jemu.
Przelał eliksir do fiolek i machnięciem różdżki posprzątał
stanowisko.
Idąc w stronę gabinetu ponownie spojrzał na zegar, który
wskazywał, że do przyjścia tej cholernej Granger ma jeszcze półtorej godziny –
chociaż to była pocieszająca wiadomość i mógł być pewien, że to nie ona
postanowiła zaszczycić go swoją jakże cudowną osobą.
Jednak gdy otworzył drzwi, miał niewyobrażalną ochotę
powiedzieć wiązankę dosyć niekulturalnych słów. Przed nim stał nie kto inny,
jak Hermiona Granger – ostatnia osoba, jaką teraz chciałby widzieć.
– Czego? – syknął.
– Wczoraj był pan bardziej uprzejmy. – Uśmiechnęła się
kpiąco.
Severus patrzył na nią, jakby widział ją pierwszy raz w
życiu, a w głowie intensywnie próbował sobie cokolwiek przypomnieć.
Na ustach Hermiony zagościł ledwo widoczny uśmieszek. Nie
zwracając uwagi na profesora przeszła obok niego i zajęła jego miejsce.
Snape spojrzał na nią, zastanawiając się, czy nie powinna w
tej chwili przebywać pod stałą opieką w izolatce w św. Mungu. Już miał wygłosić
jej cały wykład na temat tego, jak bezczelnie się zachowuje, gdy znikąd trafiło
w niego wspomnienie, gdy przytrzymywał Granger pomiędzy nim a stołem.
Otrząsnął się szybko.
– Czyżby w końcu pomału wracały do pana obrazy z
wczorajszego wieczoru?
– Po co tu przyszłaś? – syknął coraz mniej cierpliwy.
– Porozmawiać, profesorze.
– O czym? – warknął.
– O tym, co wspomniałam podczas naszego ostatniego
spotkania.
Severus z całych sił starał sobie przypomnieć, co jeszcze
zaszło w gabinecie pomiędzy nim a Granger, ale za nic w świecie nie potrafił.
Chodziło o to, że będąc tak pijanym mógł robić naprawdę dziwne rzeczy, na
przykład dobierać się do Granger. Wzdrygnął się na samą myśl. Nie ma to
jak pedofilskie zapędy, Sanpe – odezwała się jego podświadomość uśmiechając
się drwiąco. Severus tak bardzo chciał mu w tej chwili przyłożyć w twarz, że aż
żałował, że ta sadystyczna postać w jego wnętrzu nie ma przynajmniej głowy.
– Pokaż mi, co się wczoraj wydarzyło – rozkazał lodowato.
– Coś za coś, panie Snape – odparła przeciągając sylaby i
uśmiechając się chytrze.
– Czego chcesz?
– Och, jest dużo rzeczy, których pragnę… – odparła, czy też
raczej wymruczała w jego kierunku. – Ale teraz zależy mi tylko na jednym –
podjęła ponownie, tym razem bardziej pewnie i z nutką stali w głosie.
– Zamieniam się w słuch – powiedział kpiąco.
– Musi pan spełnić moją prośbę.
– Jaką znowu prośbę? – syknął.
– Nic wielkiego, naprawdę. Nie jest to nic związanego z
panem, niech się pan nie obawia… No, może po części, by przecież do pana jest
skierowana prośba.
– Gadaj, czego chcesz.
– O nie, nie… Nie tak szybko. Prośba na koniec.
Bez ostrzeżenia wszedł do jej umysłu i od razu zobaczył całe
wydarzenie, od kiedy otworzył jej drzwi. Odetchnął w duchu. Czyli nie był
jeszcze w najgorszym stadium, kiedy przyszła. Mogło być o wiele, wiele gorzej.
Kiedy miał już wychodzić, poczuł ostry ból, który wychodził
z któregoś ze wspomnień. Musiał zobaczyć, co to jest.
Gdy Hermiona zorientowała się, co zamierza zaczęła podkładać
mu inne obrazy, by zebrać w sobie jak najwięcej siły, by wypchnąć go z jej
umysłu.
Severus czuł, że prawie jest na miejscu. Jego ciało
przeszywał ból, który niewątpliwie potrafiłby zwalić niejedną osobę z nóg, a
jego z sekundy na sekundę coraz bardziej ściskało w piersi. I kiedy już dzieliło
go zaledwie kilka sekund, by dotrzeć do wspomnienia, został wypchnięty z jej
umysłu z taką siłą, że walnął plecami o ścianę.
– Co to, do jasnej cholery, było? – wycharczał trzymając się
klatki piersiowej i uspokajając swój oddech.
– Nic interesującego, profesorze – odparła lodowato i
rzuciła mu mordercze spojrzenie, którym oczywiście się w ogóle nie przejął.
Wstała z miejsca i do niego podeszła.
– Moja prośba jest taka, że idzie pan do Czarnego Pana, czy
też na kolejnym zebraniu informuje go pan, że miał wspaniałą rację i jego plan
był idealny, bym poszła do niego kilka dni po rozpoczęciu roku szkolnego, tak
jak chciał, a pan bez podstaw kwestionował zdanie i dopiero teraz to zrozumiał
i nie czuje się z tym dobrze – powiedziała stanowczo.
– Chyba sobie kpisz! Specjalnie załatwiałem tak, byś miała
więcej czasu na te cholerne przygotowania do tego spotkania i zebrałem kilka
Crucio, a ty teraz mówisz mi, żebym to odwołał?!
– Zgadza się. Nie prosiłam, by pan interweniował. I właśnie
dla pana wiadomości te „cholerne przygotowania” nie są mi potrzebne. Miałam
wystarczająco czasu, by się przygotować. To po prostu pod żadnym pozorem nie
może odbyć się dwa tygodnie od rozpoczęcia roku.
– A to co, koncert życzeń?! Niby czemu to, panno Ja–Wiem–Wszystko–Najlepiej,
nie może odbyć się trzynastego września?
– To już jest całkiem inna kwestia, która nie dotyczy pana,
profesorze – warknęła. – Ja wykonałam moją część, teraz pana kolej.
Odwróciła się i ruszyła do drzwi.
– Wrócę za godzinę. Dziękuję, za poświęcony czas –
odpowiedziała tak samo beznamiętnie, jak podczas każdych zajęć, po czym wyszła.
Severus stał na środku pokoju z niejasnym poczuciem, że ta
dziewczyna skrywa więcej niż mu się wydaje, albo po prostu udaje, że skrywa.
Musiał przemyśleć wszystko, co miało związek z jego osobą.
No i jeszcze ta feralna prośba, złożona teoretycznie przez Draco – nawet nie
wiedział, czy – po pierwsze – to wciąż aktualne, a po drugie – czy chciał się
tym w ogóle zająć. No bo po co miałby marnować swój cenny czas na jakieś ich
głupoty i wielkie plany pozbawione sensu? Jakoś nie mógł znaleźć żadnych
przekonujących go argumentów, by się tego podjąć. Choć z drugiej strony był to
jego zaszczany obowiązek jako nauczyciela, by chociaż ich wysłuchać. Westchnął.
Chętnie by im powiedział, by poszli w diabli, ale musiał wziąć pod uwagę, że
Draco był jego chrześniakiem, a z tego co mówiła Granger, to właśnie ona
uważała, że im nie pomoże – czyli tak, jak zamierzał jeszcze dwie minuty temu –
i tylko na jego prośbę w ogóle z nim o tym rozmawiała. Musieli mieć niezłe
kontakty, skoro ona wcale nie będąc przekonana co do niego zgodziła się na ten
układ. Zastanawiał się, co z tego miała, o jakich cholernych eliksirach była
mowa, no i o co jej, do diabła, chodziło z tym, że nie można tego chłopaka pod
żadnym pozorem rozpraszać? Planowali skok na Gringotta, czy jak? Dokładając do
tego jeszcze zachowanie Granger… Na Salazara, on już nie wiedział, czy ma omamy,
czy ona naprawdę tak dobrze potrafiła w jednej chwili stać się całkowicie inną
osobą... Choć szczerze mówiąc, wolał sobie powiedzieć, że to wszystko mu się po
prostu zdaje przez niewyspanie… Przecież to Granger! Cholerna Granger, Gryfonka
od siedmiu boleści, która nie potrafi za grosz kontrolować swoich emocji! Tylko
co z tym, co miało przed chwilą zajście? Właśnie… Nie dość, że czuł ten
intensywny ból, przez który z trudem oddychał, serce mu się ściskało, a klatka
miażdżyła je na części, to jeszcze wyrzuciła go z takim impetem, że wylądował
na ścianie, która znajdowała się kilka kroków za nim. No i te koszmary. Raczej
niezwyczajne. A do całości dodajmy jeszcze animagię i podróże do Zakazanego
Lasu, i to z polecenia samego Dropsoholika. Coś tu śmierdziało. I przeczuwał,
że to o wiele większa sprawa, niż mogłoby się wydawać.
uuu! rozdział!! (tańczy wokół ognia, rzucając wszędzie płatki kwiatów). no, to tyle, co do mojej reakcji XD.
OdpowiedzUsuńpo przeczytaniu pierwszego akapitu, zaczęłam się zastanawiać czy Ty aby nie jesteś wilkołakiem.. hmm.. wszystko jest tak szczegółowo opisane, że naprawdę się zastanawiam.. ;3.
Ron... Ron... Ron... czy ty możesz nie być choć raz napalony na wszystko, co się rusza i ma na imię Hermiona? zawsze jesteś takim "jebaką"? grrr... na co on komu? no przecież... arrghh.. wywalcie go z tych opowiadań!
przeklinająca Miona.. lajkam to XD. już sobie wyobrażam brązowowłosą kulkę furii ;-; ..
Snape.. toż to cudo! arcydzieło, mistrzostwo, epickie.. coś! pijany! <33. kocham, śmiałam się jak hiena, gdy czytałam ten kawałek! :D. ale widzę tu coś dziwnego, a mianowicie reakcję Hermiony.. no ja się pytam grzecznie, kto by czegoś takiego nie wykorzystał?! że też ona się na niego nie rzuciła?! Severus dobiera się do ciebie, a ty sobie idziesz.. no wiesz co... ;___; .. nierealne to to XD.
Sev, wiesz, nie ty jeden się w tym wszystkim gubisz.. takie to zawiłe, tyle tu akcji *o*.. jednym słowem: mioodzioo ;3.
chętnie bym mu pomogła z oddychaniem. z resuscytacji miałam 5, więc usta-usta opanowane XD.
rozdział w pytkę! baaardzo mi się spodobał! i takie rozdziały możesz dodawać codziennie.. no ja się nie obrażę ;33.
weny życzę na kilogramy i ściskam mocnoo <3.
Merlinie !!! Wspaniały rozdział !! Czekam z wielką niecierpliwością na kolejny!!
OdpowiedzUsuńmojeminiopowiadania.blogspot.com
Sorry że używam twego koma ale ok, bo z fona pisze i nie moge ddodać dwojego, czasem czuje się jak twoja Miona, przeklinam i jestem do niej podobna wyglądem <3 Mój chłopak zawsze mówi że wyglądam jak Hermiona Granger, ale no kurde ja bym się na Snepa rzuciła wtedy bez zastanowienia <3 Oj, Miona Miona, jak ona mogła tego nie wykorzystać a pozatym czemu Snape nie ma 'pedofilskich zapędów" na mnie? Oj Kochany Snape xD Wsumie ja bym się na niego rzuciła, i sama bym się napiła trochę ognistej, podobno jeest dobra, ale mam nadzieję że w końcu się pocałują <3 A Hermi nie ucieknie od niego.
UsuńŻYCZĘ DUUUUŻO WENY natix
Sorki, nie rozpisze sie poniewaz Harry n tvn idzie i z tabletu pisze... ;-; merlinje jak nie wygodnie... wybacz bledy...
OdpowiedzUsuńJAK HERMIONA MOGLA SIE NA NIEGO NIE RZUCIC?!?!?!?!?!
NIE ROZUMIEM XDD
Ok koncze bo tu historia o 3 braciach idzie...
Super bRdzo mi sie podobalo, pijany Sev <333
Muszę się przyznać do mojego lenistwa, bo w sumie to miałam przeczytać rozdział wczoraj... Ale co tam! Przeczytałam dzisiaj i muszę powiedzieć, że baaardzo mi się podoba. <3 Zresztą, jak każdy!
OdpowiedzUsuńA co ja się tam będę rozpisywać, to Twój obowiązek! ;D
Kocham Cię i pozdrawiam! :*
Uwielbiam Cię za te dłuuugie rozdziały! Wilkołaki jako wilki dodają temu opowiadaniu jakiegoś innego, tajemniczego klimatu i strasznie mi się taki podoba! ;> Scena u upitego Seva przegenialna! xD Brakowało tylko, żeby Hermajni się na niego rzuciła, ale ehh, no cóż :D Zapraszam na rozdział 8, czekam na nn i weny życzę! Buziaki! :*
OdpowiedzUsuńSkarbie wybacz, że dopiero teraz komentuje :c Przez ostatnie kilka dni nie miałam dostępu do internetu. A dziś jak i wczoraj wstanie po 5 rano to troszkę... już nie kontaktuje za dobrze :c
OdpowiedzUsuńGodryku! Jak Ty to robisz, że piszesz tak tajemniczo? Hmm... może tylko ja mam takie 'zwidy' czy tam przepuszczenie? Emm... nie mam pojęcia, u mnie wszystko możliwe xd Ale nie no. To na prawdę tak wyszło :D Ajć.. coś czuje, że Snape dowie się szybko jakie Hermiona chciała ukryć wspomnienie i z przesunięciem 'wizyty' u Czarnego Pana i Draco. Hmm.. chyba Sev będzie się bawił w Inspektora Gadżeta *.* Wybacz za mój mózg ;.;
No i w końcu porozmawiała z Ginny, której współczuję z powodu Harry'ego. Biedna nie wie czy nadal go kocha czy jak :c A Ron?! No kur...de co on wyprawa? Maślane oczka O.o Why? Coś się dzieje, oj... xd
Pijany Snape jest wszędzie uroczy *.* A u Ciebie? Zaprosił ją miłym głosem do środka to ja już widziałam, że coś się dzieje... Snape nie potrafi przestać warczeć z dnia na dzień hah :D
Ogólnie rozdział bardzo mi się podobał tylko jakiś krótszy? ;.; Albo mi się tak już wszystko kręci xd
Jazz ♥
Postuluję o to, żeby Severus częściej pił ! :D
OdpowiedzUsuń