~ HGxSS w granicach nierozsądku ~: Rozdział 16

wtorek, 11 czerwca 2013

Rozdział 16

Kurcze, miałam coś konstruktywnego napisać, ale mnie zatkało :D
W takim razie powiem tylko tyle: dziękuję Wam wszystkim za komentarze i mam nadzieję, że spodoba się Wam ten rozdział!
I nie bijcie, za mieszanie w czasoprzestrzeni, ale musicie się na to przygotować, bo ja to wprost uwielbiam ;p
Betowała wspaniała Sky ♥

Btw: Jeżeli oglądaliście kiedyś Transformersów, to będziecie wiedzieć, o co chodzi :3

P.S

Jeszcze przypomniało mi się, że miałam powiedzieć, że mój nowy email to lizzyx88@gmail.com ;)

(+ To chyba jest jeden z moich lepszych rozdziałów, jak na razie :D)





Hermiona po treningu, na którym ledwo udało jej się truchtać, poszła do pustej wieży Gryffindoru i udała się do łazienki na upragniony prysznic. Miała szczęście, że nie zmienili jeszcze haseł z poprzedniego roku.
Zdjęła bluzkę i spojrzała na swoje odbicie. Na szczęście pozostały jej tylko siniaki na żebrach i plecach, no i jeszcze ślady po zębach na boku szyi i lekko zabarwiona na fioletowo skóra w tym miejscu.
Chwila, chwila!... Szyi? Jakiej szyi?! Do diabła! Na potomków Godryka, tylko nie to! Wspaniale, cudownie, przepięknie, genialnie… cholerne spełnienie marzeń! Jeszcze tego brakowało! Na jej szczęście wkroczyła już w szeregi dzikich zwierząt, bo nie była pewna, czy po raz drugi wytrzymałaby okropny ból, który towarzyszył jej przy pierwszej przemianie. Teraz jednak ślady były widoczne dla innych, a mimo że znaleźliby się ci, co z niczym by tego nie powiązali – jak większość Gryfonów, a nawet większość uczniów – to liczni nauczyciele wiedzieli co nieco o takiego typu sprawach – tym bardziej Lupin, Dumbledore, McGonagall, Snape i pewnie jeszcze kilku bardziej rozwiniętych intelektualnie i wiążących logicznie wydarzenia.
Jak najlepiej potrafiła zamaskowała ślad kłów zaklęciami i rozpuściła włosy, które przykrywały ranę. Transmutowała kilka rzeczy w bandaże i owinęła je sobie mocno wokół talii. Skrzywiła się lekko na swój widok; teraz nie dość, że widać było jej podkrążone oczy, to jeszcze wyglądała tak, jakby nie jadła od kilku dni. Cudownie! Miejmy tylko nadzieję, że dyrektor nie zacznie nic mówić na ten temat.
Opłukała swoją twarz pod zimną wodą i rzuciła czar, dzięki któremu jej cera powróciła do normalnego koloru, a skóra ściągnęła się trochę bardziej w co poniektórych miejscach – przynajmniej dla zwykłego obserwatora. Jeszcze pozostały jej ciuchy, które po raz kolejny przemieniła, lecz tym razem w dżinsy i bluzkę z rękawem trzy-czwarte. Przez te godziny zdołała ułożyć sobie jako taki plan działania, by udzielić profesorowi Snape’owi zarazem wyczerpujących i zawierających jak najmniej informacji o jej osobie odpowiedzi.
Pewnym krokiem ruszyła w stronę lochów. Chciała mieć tę rozmowę za sobą, po prostu przefiukać się do Nory i odpocząć, a jeszcze czekały ją zajęcia oklumencji, ponowne spotkanie z Dumbledore’em i pogawędki na uspokojenie plemienia Weasleyów wraz z Harrym. Wprost nie mogła się doczekać! No ale nad tym wszystkim miała jedną priorytetową sprawę – Draco; najpierw musiała się tym zająć. 
Zapukała do drzwi i słysząc nienapawające optymizmem warknięcie, by wejść, wzięła kilka głębszych wdechów. Opanuj się. Nie możesz niczego spieprzyć, inaczej wszystko pójdzie w diabły. Przez te kilka tygodni dużo nie zastanawiała się nad swoim zdrowiem psychicznym; nie dość, że musiała okłamywać i udawać przed wszystkimi kogoś innego, to dochodziły jeszcze te wyprawy, ciągłe szukanie jakiś informacji, a do tego koszmary. Nawet nie mogła dokończyć eliksiru, który ciągle ulepszała, by polepszyć pracę mięśni i trochę je rozluźnić po takich nockach. Na jej szczęście Draco postanowił, że się tym zajmie, i tak oto za jego sprawą była coraz bliższa kolejnego sukcesu. Pierwszym pomysłem, nad którym pracowała było ulepszenie eliksiru przeciwbólowego i przystosowanie go do osoby zażywającej go i skutku; było to całkiem przydatne po takich potyczkach… Chyba właśnie tego jej teraz brakowało.
Weszła wyprostowana do gabinetu, spoglądając na mężczyznę, który pisał coś zawzięcie na pergaminie.
– Słucham pana – odezwała się po dłużej chwili ciszy.
– Zajmij miejsce. – Zakreślił coś na papierze i szybkim ruchem odrzucił go na brzeg biurka. Hermiona zrobiła to, co jej kazał.
– Chciał pan porozmawiać, w takim razie jestem. – Ostatkiem siły woli powstrzymała jęknięcie, będące efektem poobijanych żeber, które odezwały się podczas siadania z potrójną siłą.
– Zacznijmy najpierw od tego – co pani ma wspólnego z wilkołakami? – Wpatrywał się w nią intensywnie.
– Małe nieporozumienie. Jak pan pewnie sam dobrze wie, mój drogi kolega nie mógł poprzestać na jednym spotkaniu – odparła całkiem obojętnie. – Przypuszczam, że to pan był w lesie. – to było raczej stwierdzenie niż pytanie.
– Nie, Granger – warknął. – Ja tylko zobaczyłem twoje ciało na skraju Zakazanego Lasu,  będąc nauczycielem poczuwałem się w obowiązku przyniesienia ciebie tutaj – skłamał gładko.
– Niech pan nie udaje. A ta rana na nodze to co, zadrapanie? Proszę mi tu nie wciskać kitu, ma pan jeszcze trochę zakrzepniętej krwi na nogawce… Pan też jest animagiem. – Spojrzała na niego badawczo. Severus zaklął siarczyście w myślach. Czy ona musiała być tak spostrzegawcza?
Uśmiechnęła się lekko pod nosem, rozbawiona. Nie tyle zauważyła tą nogawkę, co po prostu wyczuła silny, metaliczny posmak, który się unosił w powietrzu. Tak, może i jednak były jakieś plusy stanu „po ugryzieniu”.
– Nie, nie jestem – odpowiedział twardo. Nikt, ale to NIKT nie mógł się o tym dowiedzieć, a znając ją, to wszyscy uczniowie dowiedzieliby się o tym w przeciągu kilku minut – nieważne, gdzie w tej chwili by przebywali.
– W takim razie nie mamy o czym rozmawiać. Pan mnie nie widział, ja pana też nie. W lesie nie zawsze można natrafić na miłe zwierzątka, które chcą się zaprzyjaźnić, no i trafiłam właśnie na taki typ. Niestety, nie powiem panu jak się nazywa, bo mój kochany przyjaciel nie zechciał się przedstawić, jak widać kulturą nie grzeszy, tak więc mogę tylko dodać, że trochę sobie pogadaliśmy i powspominaliśmy stare, dobre czasy. To tyle… Tak więc hipotetycznie zakładając, że jakieś inne zwierze znalazło się obok mnie, to mogę panu jedynie podziękować za to, że zabrał mnie pan do Hogwartu. – Wstała z krzesła. – A więc dziękuję. Teraz skoro to wszystko, udam się z powrotem do Nory. – Skinęła mu lekko głową i ruszyła do drzwi.
– To był Velvor. – Usłyszała, mając rękę na klamce. Zamarła. Czuła jak krew odpływa jej z twarzy. To imię nie było zwykłe.
– Co pan powiedział? – Odwróciła się w jego stronę.
– Velvor. Wilkołak miał na imię Velvor – powtórzył dobitnie. Nie, to nie mógł być on. Nie, tylko nie on.
Hermiona poczuła, że nogi się pod nią uginają i chwilę później klęczała na posadzce z trudem łapiąc oddech. „Miał na imię…” Czyżby go zabił? No, ale ona sama przecież chciała to zrobić… Czemu? Czemu Velvor się na nią rzucił? Usłyszała szelest szat i po chwili zobaczyła profesora klęczącego obok niej.
– Masz, wypij to. – Wcisnął jej coś do ręki.
– Nie… Ja… ja nie mogę… To pogorszy mój stan… Źle wpłynie pod… pod wpływem innych eliksirów… Potrzebuje Draco… – jej głos przechodził w szept, gdy próbowała łapać do płuc jak najwięcej powietrza. – Tak… tak, potrzebuję Draco… Teraz… Niech weźmie dwie fiolki… dwie fiolki Złotego Eliksiru…
Zobaczyła, jak Snape wyczarowuje patronusa, który chwilę później pomknął z wiadomością. Dziewczyna z trudem się uspokajała. Chciała krzyczeć, walić pięściami, gromić zaklęciami. Ból w ciele powiększał się z minuty na minutę. Profesor bez słowa wziął ją na ręce i położył na łóżku, na którym spała.
Teraz powoli to wszystko układało jej się w całość. Zagubione fragmenty puzzli zdawały się same wypełniać obraz, który powstawał jej w wyobraźni. Jednak wciąż widziała luki. Wciąż nie mogła znaleźć odpowiedzi na podstawowe pytanie: Czemu?
Zacisnęła pięści na kołdrze. Pięknie, jeżeli teraz przez to, co się wydarzyło będzie miała też koszmary na jawie, to aż będzie skakać z radości. Pierwsza fala bólu zaczęła napływać; nie tylko ta z nocnej wyprawy, ale i z koszmaru. Wciąż nie mogła rozgryźć, czemu to wszystko tak na nią działało. Z początku myślała, że to przez jakieś składniki w eliksirach, które zażywała, lecz nawet po zmianie czuła dyskomfort; jednak nigdy na aż tak wysokim poziomie. Musiała trochę poszperać na ten temat – całkiem możliwe, że miała na to jakiś większy wpływ pełnia, choć dotychczas to ze sobą nie kolidowało.
Draco wparował bez pardonu do gabinetu, a później sprawnym krokiem podbiegł do łóżka i wlał Hermionie eliksir do ust. Gryfonka przyjrzała mu się uważnie; potargane włosy, lekko podkrążone oczy i wymięta koszula tylko podkreślały fakt, że nie spał zbyt dużo w nocy.
– Mam nadzieję, że nie wyglądasz tak ze względu na eliksir, bo sama się nim zajmę. – Spojrzała na niego spode łba.
– Mój ulubiony żel do włosów właśnie się skończył – zmienił sprytnie temat i zrobił minę biednego szczeniaczka. Po chwili jednak przemieniła się ona w małego diabełka. – I nie chcę wytykać tutaj nikogo palcami, ale to nie ja go zmarnowałem.
Hermiona zrobiła niewinną minę i usiadła na łóżku.
– Że niby JA? – Uniosła w bezbronnym geście ręce. – Nie, nie, nie! Co to, to nie! Pewnie masz halucynacje przez te ciasteczka, które ostatnio jadłeś. Mówiłam ci, że skrzaty coś tam dodają.
– No, tak! Ciekawe czego…? – Udał zamyślonego. – Tak, wiem! Pewnie czekolady!
– Jasne, jasne. Tak samo dajesz się im nabrać. Na bank to są jakieś halucynogeny, a one po prostu nie chcą się przyznać.
– Oczywiście – zakpił. – Mówisz tak tylko, bo sama wyjadłaś ostatnią paczkę! – Oskarżycielsko wskazał ją palcem.
– To nie ja latałam jak jakiś Ciasteczkożerca bez piątej klepki z torebeczką po pokoju i udawałam matkę Sama Witwicky’iego. – Pokazała mu język. – Jeszcze tylko zielona skóra i będziesz mógł uchodzić za…
– Shreka! – przerwał jej, szczerząc się jak ogłupiały.
– Jakiego znowu Shreka? – Spojrzała na niego, jakby przybył, co najmniej z kosmosu.
– No przecież sama mówiłaś, że Shrek był ogrem i miał zieloną skórę – odparł lekko zdeterminowanym i znudzonym tonem, po czym zamyślił się, chcąc przypomnieć sobie, czym też jeszcze się charakteryzował stwór.
Wniosła oczy ku górze, błagając o anielską cierpliwość.
– Co nie oznacza, że tylko on ją miał. – Uśmiechnęła się chytrze.
 – Po prostu zazdrościsz mi talentów aktorskich. – Wyszczerzył zęby w uśmiechu.
– Pff… Jakbyś jakiekolwiek miał. – Machnęła lekceważąco ręką.
Po chwili zaśmiali się jak jacyś obłąkańcy.
– Nie odpowiedziałeś jednak na moje pytanie – upomniała go już bardziej opanowanym głosem.
– Nie mogłem przestać myśleć o jednej sprawie, więc musiałem się za coś wziąć… No, ale wciąż nie mam żadnego genialnego pomysłu. – Podrapał się po głowie.
– No dobra, najpierw pomóż mi wstać. – Podała mu rękę i chwilę później stała na podłodze, kompletnie nie zwracając uwagi na oniemiałego nauczyciela. – A teraz posłuchaj mnie uważnie – zaczęła twardo patrząc mu w oczy z determinacją. – Rozmawialiśmy już na ten temat i masz MI zostawić rozwiązanie tego problemu. Powiedziałam ci, że coś wykombinuję, więc tak będzie…
– Ale, Hermiono… – wciął jej się w zdanie.
– Draco, zawiodłam cię kiedyś? – zaczęła z drugiej strony. Wiedziała, że to zadziała.
– Nie – odparł z westchnieniem.
– No właśnie, tak więc nie zajmuj się tym i na razie rób zapasy. – Wskazała głową pustą fiolkę po eliksirze – I nie stwarzaj podejrzeń. Jak coś wykombinuję, a postaram zrobić się to jak najszybciej będę umiała, wyślę do ciebie sowę… Pomyślę jeszcze nad tym składnikiem. – Potarła ręką czoło. – Daj mi trochę czasu, Draco – powiedziała miękko, kładąc rękę na jego ramieniu. – Wszystko będzie dobrze, ale nie wyrabiam.
– Dobrze, Hermiono. Przepraszam, nie powinienem jeszcze tym cię obarczać. – Widząc jej mordercze spojrzenie i to, jak otwiera buzię, by zaprotestować szybko dodał: – No dobra, dobra koniec tego melodramatyzmu. A tak ogólnie kto cię tak załatwił?
– Velvor.
– A–ale jak? Chwila. Jak to jest możliwe? Przecież byliśmy pewni… Nie, to na pewno nie mógł być on… – jąkał się. Przerwało mu chrząknięcie osoby, na którą od dłuższego czasu nie zwracali uwagi.
– Ach… Przepraszam, profesorze, nie powinien być pan świadkiem tej rozmowy. Proszę. – Podała mu drugą fiolkę z płynem. – Lepiej by było, gdyby pan to wypił; powinno zadziałać, pomimo przystosowania do moich potrzeb.
– Co to? – syknął i spojrzał na nią, jakby coś knuła, poddając dokładnej obserwacji i obwąchaniu eliksir.
– Trochę ulepszony eliksir przeciwbólowy… Jak to się mówi, „co nas nie zabije to nas wzmocni”.
– Nie filozofuj mi tu, Granger – warknął, po czym jednym haustem wypił zawartość fiolki. – Kim jest ten cały Velvor?
– Nikt ważny – odpowiedziała twardo.
– Granger, do cholery, jesteś moją uczennicą! Mów żesz, do diabła, o co w tym wszystkich chodzi!
– Hermiono, zdaje mi się, że on ma rację…
– Język, Draco – przerwał mu gniewnie profesor. Dobra, zgadzał się na przejście na „ty”, ale tylko, gdy byli sami.
– Nie łatwiej będzie mu powiedzieć? – ciągnął dalej nie zwracając uwagi na słowa Snape’a.
– Nie – odpowiedziała szorstko i twardo – Przepraszam, profesorze, ale czy mogłabym zamienić z Draco kilka zdań sam na sam? – Odwróciła się w stronę Mistrza Eliksirów.
– Masz pięć minut, Granger. I ani sekundy dłużej!
Drzwi zamknęły się z głośnym trzaskiem. Hermiona nałożyła na nie najsilniejsze bezróżdżkowe zaklęcie przeciw podsłuchiwaniu jakie potrafiła – chociaż i tak zabrało to prawie całą energię, którą przed chwilą zyskała – i zwróciła się w stronę chłopaka.
– Czyś ty do reszty zwariował?
– Hermiono, przecież on może nam pomóc.
– A tak samo może nas wydać; każde nasze zagranie, rozgrywkę, pomysł, wiedzę. WSZYSTKO.
– To mój ojciec chrzestny.
– I co myślisz, że przez to nie byłby w stanie tego zrobić?
– Tak, tak właśnie myślę… Przecież nie musimy mu od razu wszystkiego o wszystkim mówić. Dobrze wiesz, że on doskonale by wiedział jak zrobić eliksir.
– Sądzisz, że jeżeli nawet przypuszczalnie postanowilibyśmy poprosić go o pomoc, to po pierwsze by się zgodził, po drugie by nie dociekał prawdy, a po trzecie nikomu by nie powiedział? – prychnęła. – Naiwny jesteś.
– Może i jestem – stanął przed nią i spojrzał z determinacją prosto w jej brązowe oczy – ale nie dam ci się wykończyć. Nie możesz brać wszystkiego na swoje barki.
– Przesadzasz, Draco. To tylko kilka rzeczy.
– Jasne – prychnął. – A co powiesz o swoim spotkaniu z Czarnym Panem?
– To moje zadanie – ucięła. – Dumbledore mi to rozkazał…
– Ale on nie wie co robi! – przerwał jej szybko, coraz bardziej podnosząc głos.
– Robi to, co jest najlepsze dla czarodziejskiego świata. Musimy się z tym liczyć. Dobrze o tym wiesz, Draco. – Potarła dłonią czoło i wzdychnęła. – Już sama nie wiem co z tym robić. Naprawdę myślałam, że damy sobie z tym wszystkim radę, ale w rzeczywistości jest jeszcze trudniej niż przypuszczałam… Draco, pomyślę nad tym. Serio. Lecz teraz nie mogę podjąć decyzji. Zrozum, muszę przemyśleć wszystkie możliwe warianty. Porozmawiam z nim jeszcze o tym przez chwilę i dodam kilka szczegółów – zobaczę jak zareaguje.
– Mam nadzieję, że wiesz, co robisz. – Obrócił się ku drzwiom i sięgnął po klamkę.
– Draco, chciałabym tak jak ty móc mu zaufać, lecz tak dużo osób już mnie zawiodło, że po prostu nie umiem – powiedziała cicho. – Tym bardziej, że jest on osobą nieprzewidywalną i strasznie tajemniczą. Muszę zobaczyć, co zrobi z wiadomością, że teoretycznie jestem animagiem, znam wilkołaki, i że zachowuję się inaczej w stosunku do niego i Dumbledore’a. Jeżeli będzie tak, jak mówisz, przekażę mu tyle informacji, ile będzie trzeba i poproszę o pomoc. Pamiętaj, że to od niego zależy, czy będzie chciał się tego podjąć.
– Pamiętam, Hermiono. – Przytulił ją lekko. – Dzięki.
– Dobra, dobra, idź już. Muszę coś załatwić – puściła do niego oczko i uśmiechnęła się przebiegle.
– No to Severus będzie miał ciężki orzech do zgryzienia. – Zaśmiał się i otworzył przed nią drzwi.
Hermiona pożegnała się szybko z Draco i ponownie zasiadła na krześle przed zdenerwowanym Snape’em.
– Granger, w tej chwili żądam, byś wytłumaczyła mi, o co w tym wszystkim, do cholery, chodzi! – huknął pięścią w stół, na co Hermiona mało co nie podskoczyła z zaskoczenia.
– Żąda pan za dużo, profesorze – rzekła cicho, acz stanowczo, patrząc mu w oczy.
– Nie denerwuj mnie, Granger! W tej chwili odpowiadaj!
– Profesorze – przetarła lekko oczy palcami – proszę, niech pan bardziej sprecyzuje swoje pytanie.
– O co chodzi z Velvorem? – powtórzył.
– Jakby to powiedzieć… Jest, a raczej był on jednym z moich znajomych, dlatego też tak zareagowałam na tę wiadomość. Ostatnio dawno się widzieliśmy i to dlatego go nie poznałam… Jeżeli o niego chodzi, chciałabym spytać pana – czy widział pan, by miał zamglony wzrok?
– Myślisz, że mógł być pod działaniem Imperiusa? – Jego zdenerwowanie pomału zostawało zastępowane zaciekawieniem.
– Jest to całkiem prawdopodobne.
– No a niby czemu ktoś miałby rzucać na niego takie zaklęcie? – prychnął.
– Tego nie wiem… A więc widział pan, czy nie?
– Granger, powiedziałem ci, że mnie tam nie było, więc…
– Na Merlina, myślałam, że mamy już to za sobą. Chciał pan porozmawiać, tak? Proszę więc pana, żeby skończył pan z tymi bzdurami.
– Dobra, Granger, niech ci będzie. Byłem tam – odparł od niechcenia.
– A więc miał zamglony, czy nie?
– Nie wiem. Byłem zbytnio zajęty, by wyratować cię przed uduszeniem, jakbyś nie zauważyła. Nie traciłem więc czasu, by przyjrzeć się jego oczom.
– No to jesteśmy w punkcie wyjścia. Sądzę, że ma pan jeszcze inne pytania do zadania, czyż nie?
– Co łączy cię z Draco? – syknął mrużąc lekko oczy.
– Myślę, że to moja i jego sprawa, lecz jeśli pan tak bardzo chce wiedzieć, to kumplujemy się.
– Kumplujecie się?! Przecież nienawidziliście się przez tyle lat. To jest niedorzeczne! Jesteś jedną ze Świętej Trójcy. Co niby na to twoi przyjaciele od siedmiu boleści?
– Ludzie się zmieniają, czyż nie, profesorze?... I czemu pan od razu z góry zakłada, że oni wszystko muszą wiedzieć? – Pokręciła lekko głową.
– To chyba oczywiste, gdy nie umiesz trzymać buzi zamkniętej na kłódkę.
Odchrząknęła.
 – Dobrze, w takim razie nie będę wyprowadzać pana z błędu. A przynajmniej nie w całości. – Skrzywiła się lekko. – Powiem tak: czasami niektóre rzeczy należy zachować tylko dla siebie. – Spojrzała mu z lekkim rozbawieniem w oczy. – Pan powinien wiedzieć o tym najlepiej.
– To nie tłumaczy, czemu zaczęliście ze sobą rozmawiać – warknął.
– Nie… Może i nie, lecz jeżeli chce pan znać prawdziwy powód, to pomogliśmy sobie nawzajem, kiedy najbardziej potrzebowaliśmy pomocy. Tylko dla niego teraz z panem rozmawiam.
– Czemu tego chciał?
– Sądzi, że może nam pan pomóc – prychnęła. – Nie żebym w pana wątpiła, lecz to są nasze sprawy, które NIGDY nie ujrzały światła dziennego.
– Niby czemu uważasz, że bym wam pomógł? – Spojrzał na nią badawczo, unosząc w ironii jedną brew do góry.
– Ja tak nie uważam, Draco tak sądzi… Nie drążmy już lepiej tego tematu. Ma pan jeszcze jakieś pytania?
– Co miałaś na myśli mówiąc, że na inną magię masz za mało siły?
– Nie wiem, o czym pan mówi – odparła udając zaskoczenie.
– Granger, nie do twarzy ci z głupotą. Odpowiadaj.
– Profesorze, niestety nie przypominam sobie niczego takiego – powiedziała bez skruchy. – Mogę prosić pana o danie mi tymczasowo jednego z kwiatów, które pan zebrał, ponieważ zaraz muszę odbyć spotkanie z dyrektorem? – szybko zmieniła temat rozmowy. Całe szczęście nie pozostawał na długo na jednym wątku. Na razie, pisnął złośliwie jakiś głosik w jej głowie.
– Prosić zawsze możesz. – Uśmiechnął się wrednie.
– Przypuszczam, że ratując mnie wiedział pan, że tak będzie musiał pan postąpić.
– A niby skąd mógłbym wiedzieć, że pracuje pani dla profesora Dumbledore’a, panno Granger? – spytał swoim jedwabistym głosem. Hermiona poczuła lekkie ciarki przechodzące przez jej plecy.
Skup się, skup się, skup się!
– Słusznie… No, ale skoro już to sobie wyjaśniliśmy, to chyba może pan mi go dać.
– Może mogę, może nie… – rozłożył się nonszalancko na krześle, przeciągając sylaby.
– Uhm… Czyli nie da mi go pan sam z siebie, racja?
– Zgadłaś. – Pochylił się nad biurkiem, przybliżając swoją twarz do jej. – Coś za coś. – Uśmiechnął się złośliwie i po chwili z powrotem oparł się o krzesło.
– Słucham propozycji – odparła znudzona, lecz nie udało jej się ukryć nutki zainteresowania, na co w rozbawieniu uniósł jedną brew.
– Powiesz mi, co starasz się ukryć – odpowiedział z dziwnym blaskiem w oczach. No to kaplica, musi coś wymyślić.
– Znowu nie mam pojęcia, o czym pan mówi – powiedziała niewinnie.
– Granger, nie zgrywaj świętej, bo z twoim charakterem i tym, co zatajasz, prędzej trafisz do piekła.
– Nawzajem – mruknęła pod nosem, ale oczywiście musiał to usłyszeć.
– Lepiej mnie nie prowokuj, Granger. Odpowiadaj albo w ogóle nie dostaniesz Athelasa.
– Panie profesorze, ja naprawdę nie mam nic do ukrycia. Przecież jestem tylko małą, głupiutką dziewczynką, która nie zna się na życiu, czyż nie?... Może pan sam kiedyś znajdzie odpowiedź na to pytanie, przecież nie na darmo nazywają pana mianem najlepszego szpiega, w co, w rzeczy samej, nie wątpię… Mogę już zyskać kwiat?
– Nie odpowiedziałaś.
Sapnęła i przetarła oczy palcami.
– W takim razie powiem, że staram się pomóc, byśmy wygrali w tej wojnie najbardziej, jak potrafię… Proszę już nie drążyć tego tematu, bo to jest jedyna odpowiedź, jaką pan teraz uzyska.
– Teraz?
– Może kiedyś, za kilka lat, po wojnie – oczywiście biorąc pod uwagę, że przeżyję – uzyska pan obszerniejszą odpowiedź. – Wyciągnęła rękę po roślinę.
– Niech ci będzie, ale wiedz, że nie skończy się to na tym pytaniu. – Podał jej od niechcenia większą fiolkę, z grymasem na twarzy.
– Nie wątpię. – Zaśmiała się cicho. – Czy mogę zadać panu pytanie?
– Już to zrobiłaś. – Prychnął.
– Jasne… A więc co pan ma zamiar zrobić z informacjami na temat mojej animagii i tego, co pan się teraz dowiedział?
– Jeszcze nie wiem. Mogę to wykorzystać na różne sposoby. – Posłał jej jeden ze swoich wrednych, snape’owych uśmieszków.
– Wiem, stąd też moje pytanie. Nie chcę by musiał pan składać przysięgi na różdżkę, przynajmniej nie na razie. Ufam Draco, a on ufa panu, więc pominę moją zasadę, którą stosuję i założę, że nic nie wyjdzie spoza tego gabinetu.
– I ty myślisz, że przyjmę twoje zasady? – prychnął i rozsiadł się wygodniej na swoim krześle.
– Ja tak nie myślę, proszę za dużo sobie nie wyobrażać. Już wypowiadałam się na ten temat i nie mam nic więcej do dodania… Dobrze, to chyba wszystko o czym pan powinien na razie wiedzieć. To do pana należy podjęcie decyzji i proszę zapamiętać, że nigdy nie odbyłabym z panem tej rozmowy gdyby nie Draco, którego w tej chwili nie można rozpraszać. – Wstała z krzesła i skinęła mu głową – Do widzenia, profesorze Snape. Dziękuję za użyczenie mi swojego cennego czasu – przeciągnęła ostatnie słowa i ruszyła w kierunku drzwi.
– Granger, jeszcze jedno.
– Tak? – Odwróciła się, a jej spojrzenie spoczęło na jego ciemnych tęczówkach.
– Co to był za eliksir?
Uśmiechnęła się z rozbawieniem.
– Złoty Eliksir, mający – jak już wspomniałam – działanie przeciwbólowe. Nic nadzwyczajnego, zwykłe ulepszenie.
– Co oznacza, że jest do ciebie przystosowany?
– To jeden z dodatków. – Na jej ustach zagościł tajemniczy uśmieszek. – Stwierdziłam, że wzmocni to działanie, jeżeli lek będzie przystosowany tak samo do osoby, jak i ewentualnie do skutku, no ale to drugie można uaktywnić, gdy osoba dużo razy odczuwa tego samego typu ból.
– Uaktywnić? – Jad w jego głosie zaczęła zastępować ponownie nutka zaciekawienia.
– Dokładnie. Należy dodać kilka składników więcej, oczywiście zależnie od tego w jakim stopniu odczuwa się ból, gdzie szczególnie doskwiera, no i czy to za sprawą jakiś klątw, a jeżeli tak, to jakich… Dużo gadania. – Uśmiechnęła się w duchu złośliwie widząc jego ledwo zauważalne zainteresowanie na twarzy.
– Jakich składników dodałaś?
– To jest już wiedza tylko dla wtajemniczonych – podkreśliła ostatnie słowo i zdusiła w sobie chęć śmiechu, a zamiast tego posłała mu tylko lekki uśmieszek.
– Ślizgońskie zagranie jak na Gryfonkę. – Prychnął.
W duchu zaśmiała się na to niedomówienie. Taak, całkowicie Ślizgońskie… Chociaż powstrzymałam się przed jakiegokolwiek typu szantażem. Pokręciła lekko głową. Chyba zaczyna wpływać na mnie przebywanie z Draco. Uśmiechnęła się pod nosem i już bez zbędnych słów opuściła gabinet Snape’a. Oby się tylko udało.


11 komentarzy :

  1. Och i ach! Cudowne!
    Uwielbiam to opowiadanie. Każdy rozdział pochłaniam w kilka minut.
    No i kocham tę Hermionę! Jest bardziej "ślizgońska", jak to zauważył Severus, przez co - nie ukrywajmy! - bardziej mi się podoba.
    Wszystko jest takie tajemnicze. Mam nadzieję, że choć kilka kwestii wyjaśni się w najbliższych rozdziałach, bo aż mnie skręca! :D

    Pozdrawiam, życzę Weny i czekam na następny rozdział!
    Twoja kochana Jellyday. <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Super!
    Twoja Hermiona jest wprost wspaniała. Ja tylko mam nadzieję, że ten Draco - chodź uroczy - niczego tutaj nie namiesza.
    Pozdrawiam i czekam na więcej ;p

    OdpowiedzUsuń
  3. Twoja Hermiona jest mega! ^.^
    Uwielbiam jej rozmowy z Severusem!
    A Draco.. Takiego Draco zawsze sobie wyobrażałam!
    Weny życzę! ;3

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak przyjemnie czyta się coś, co nie jest naciągane. Takiego przebiegu rozmowy oczekiwałabym między tą dwójką. I nawet jeśli Hermiona jest uodporniona na jego warczenie w przeciwieństwie do serii Rowling, to i tak to wyszło niezwykle kanonicznie i z inteligencją na jaką stać Hermionę. Ale przecież Snape nie odpuści, prawda? :D

    Relacje między dziewczyną a Draco są dla mnie czymś niesamowitym, szczególnie, że świetnie ukazujesz psychologię postaci.

    No i ta boska, powalająca długość rozdziału:)

    Pozdrawiam Michaela

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niezmiernie cieszę się, że pomimo odejścia od książkowej Hermiony, moja wersja też przypadła Ci do gustu :3
      Staram się, by rozmowy z Severusem wyglądały tak, jak powinny wyglądać, pomimo opanowania i większej samokontroli Hermiony ;)
      Snape i odpuszczenie...? Pff... Te słowa już na wstępie się wykluczają :D

      Będę chodzić teraz dumna, jak paw po przeczytaniu słów, że nieźle wychodzi mi psychologia postaci, choć coraz bardziej staram się rozwijać w tym kierunku c:

      Dziękuję bardzo za komentarz! :>

      Ściskam! C:

      Usuń
  5. KOCHANA kolejny GENIALNY rozdział
    z niecierpliwością czekam jak Hermiona ujawni wreszcie swoją tajemnicę :D
    a tym czasem pozdrawiam i wracam do nauki (grr zakończenie roku)
    Nemezis
    przeskoczył mi komentarz na poprzedni rozdział :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, moje kobiece ego i samoocena pną się w góre :D Cieszę się, że Ci się podoba ;*
      Kiedy ujawni, kiedy ujawni... Hmm wszystko małymi kroczkami :D
      Tamten komentarz usnunęłam ;p
      Trzymam kciuki, by wszystko poszło po Twojej myśli! :3
      Ściskam mocno! :*

      Usuń
  6. Zapraszam na nowy rozdział :3
    http://sevmionelove.blogspot.com/2013/06/rozdzia-55.html

    OdpowiedzUsuń
  7. No, no, no robi się coraz ciekawiej. ;D Intrygujący rozdział. ;)
    Hahah Hermiona mnie rozbawiła... A to spryciara jedna, no! :) xD
    Severus faktycznie ma twardy orzech do zgryzienia... xD
    Ciekawi mnie, czy Severus w końcu dowie się, o co chodzi. No, i my też. ;D Bo szczegóły są wciąż nieznane. ;P
    Teraz niecierpliwie czekam na kolejny rozdział.
    Życzę weny, czasu i cierpliwości!
    ~~ mlodzia113

    OdpowiedzUsuń
  8. Snape *.* . Bardzo podoba mi się to, że w Twojej opowieści jest dużo bardziej otwarty niż w książce i pokazuje więcej emocji xd
    Dodatkowo zgodzę się z nim, że Hermiona użyła bardzo ślizgońskiego zagrania xd

    Naprawdę widać jak z notki na notkę coraz lepiej Ci idzie pisanie :)... choć w mojej opinii dajesz troszeczkę zbyt dużo dialogów, ale opisy dużo nadrabiają więc w sumie nie mam się czego zbyt mocno przyczepić :)

    Serdecznie zapraszam Cię do siebie i liczę na Twoją szczerą ocenę... mam nadzieję, że będziemy wspólnie podnosić swój poziom pisania ;)
    http://violet-wand.blogspot.com/

    Pozdrawiam
    Misae Pendragon

    OdpowiedzUsuń