Słońca moje najdroższe, nie zawieszam i nie planuję w ogóle zawieszać bloga (oczywiście, "nie mów "hop"", no ale postaram się jak mogę).
Gdy nic nie pojawia się przez dłuższy czas oznacza to, że:
a) mam sporo szkoły na głowie i terminy mnie gonią,
b) próbuję podtrzymać życie, by nie legło mi w gruzach,
c) aktualnie gdzieś w prywatnym życiu próbuje odreagować,
d) szukam inspirującej muzyki - najwyraźniej nie mogę jej znaleźć,
e) staram wziąć się w garść,
f) nie mam ni chu chu ani grama weny,
g) mam właśnie problemy techniczne z Wordem.
Musicie zrozumieć, że po 8h w szkole, gdy wracam po 16 do domu często nie mam siły, by zrobić sobie jedzenie i normalnie funkcjonować, a co dopiero mówić o logicznym komponowaniu zdań.
I wciąż będę dla Was pisać i nie zaprzestanę dopóki nie skończę, nawet jeśli miałoby to potrwać kolejny rok.
Wiem, że historię, którą przedstawiam, bardzo przeciągam, ale wierzcie mi, że w pierwotnej wersji byłą ona o wiele dłuższa, ale po prostu zrezygnowałam z niektórych wątków. Oczywiście nie dajmy się zwariować, cała opowieść nie może polegać na tym, że Hermiona i Severus widzą się na korytarzu, bam!, i od razu są ze sobą, i żyją długo i szczęśliwie. ;))
To tyle ode mnie! Zrozumcie moją sytuację i zawsze kiedy nie wiecie, co się ze mną dzieje i z kolejnym rozdziałem popatrzcie na ten post :))
xoxo