~ HGxSS w granicach nierozsądku ~: Rozdział 42

sobota, 7 października 2017

Rozdział 42

Od ostatniego rozdziału minęło dłużej niż przypuszczałam. Miałam nadzieję przyspieszyć trochę z pisaniem, narzucić sobie lepsze tempo i skończyć historię. Ale wyszło tyle wyjazdów...
Gdy nie piszę, to staram się nie marnować czasu. Odpoczęłam trochę, zostałam instruktorem jazdy konnej, poznałam super ludzi z PW, a teraz nockami wracałam do opowiadania i sama musiałam wdrożyć się w historię, którą pozostawiałam (!). 
Zawsze zastanawiam się, co będzie, gdy już historia zostanie ukończona i chyba tak się trochę ciągnie przez to, że nie chcę Was opuszczać - staram się jednak zmienić własne myślenie :)
Poza tym zmniejsza mi się ilość Czytelników, gdy tak to wszystko przeciągam :(

P.S.
Kolejny rozdział będzie szybciej bo już praktycznie skończony!

Betowała Ola :)


Tak jak wcześniej obiecała jej profesor McGonagall, następnego dnia po ich rozmowie otrzymała karteczkę z nazwiskiem innego Mistrza Eliksirów. Zapewniła ją, że to jeden z najlepszych mistrzów w swoim fachu i jeśli nie licząc Severusa Snape’a, to tylko on był w stanie odpowiedzieć na dręczące ją pytania.
Hermiona zdjęła z głowy kaptur i rozejrzała się na boki. Ludzie kłębili się obok siebie, przedzierali, chcąc jak najszybciej dostać się z punktu A do punktu B. Z powrotem przeniosła wzrok na drzwi i dwukrotnie zapukała mosiężną klamką.
Znajdywała się w jednym ze skandynawskich, magicznych miasteczek. O tej porze roku było na tyle ciepło, że ludzie porzucali korzystanie z proszka Fiuu i z magii na rzecz spaceru, korzystając z dobrej pogody.
Drzwi otworzyły się po dłuższej chwili. W progu stanął wysoki mężczyzna, podchodzący pod sześćdziesiątkę.
– W czym mogę pomóc? – Poprawił okulary na nosie, a z mieszkania wydobył się na ulicę zapach piękniejszy niż woń Miłosnego Eliksiru.
– Jestem Debra Pomell, przyjaciółka Hermiony Granger i Harry’ego Pottera. Uczę się w Hogwartcie i mam do pana kilka pytań.
– Przyjaciółka sławnego wybawiciela świata? – Zaśmiał się cicho pod nosem.
– Tak o nim mówią co poniektóre gazety. Ma pan czas na zamianę kilku słów?
– Jasne, wchodź, rozgość się. – Wpuścił ją do środka i wskazał ręką krzesło. – Chcesz coś do picia? Kawa, herbata, coś mocniejszego?
Hermiona uśmiechnęła się dobrotliwie.
– Nie, dziękuję, przyszłam tylko na chwilę.
– Taki szmat drogi tylko po to, by zadać kilka pytań? – Zaintrygował się. – W takim razie zamieniam się w słuch. – Zajął miejsce naprzeciwko niej przy krótkim, drewnianym stole.
Pomieszczenie nie przypominało wnętrza bogatego czarodzieja. Bardziej amatorskiego rzemieślnika, który dekorował mieszkanie wewnętrznym okiem, a nie czyjąś sugestią. Pokój wyglądał jednak przytulnie, swojsko, Hermiona przekonana była, że gdyby pokoje potrafiły mówić, ten zapraszałby do pozostania na dłużej.
– Ażeby ta rozmowa przebiegła sprawnie, to muszę być przed panem szczera. Zależy mi na tym, by ta rozmowa pozostała pomiędzy nami.
– Nikogo innego tutaj nie ma, więc nie ma się czym przejmować.
– Wie pan coś na temat wilkołaków?
Zamyślił się na chwilę, a po chwili spoważniał.
– Owszem, mamy u siebie kilka stad, z którymi utrzymuję kontakt. – Popatrzył się na nią podejrzliwie.
– Przygotowuje pan dla nich Wywar Tojadowy, prawda?
– Zgadza się.
– W każdym razie może będzie pan w stanie pomóc mi i im. Jestem przywódcą jednego ze stada. Pragnę się zjednoczyć z każdym, kto zamierza postawić się Czarnemu Panu – powiedziała mocnym głosem. – Ażeby to zrobić muszę jednak stworzyć pewien eliksir. – Popatrzyła na niego stanowczym i oceniającym wzrokiem. – Proszę popatrzeć na te notatki i powiedzieć pierwsze, co panu przyjdzie do głowy na ich temat. Może coś, co się ze sobą nie łączy albo zły stosunek.
– Ale co ma robić ten eliksir? – zapytał biorąc od niej notatki.
– Ma nam pomóc bronić się przed magią, ale zarazem ma okrzesać wilkołaczą naturę, z którą każdy z nas się zmaga.
Mężczyzna popatrzył na notatki. Jego czoło co chwila się marszczyło, a źrenice powiększyły się, gdy dobrnął do końca.
– Cóż za kombinacja – zaczął zaintrygowany. – Nigdy nie wpadłbym na zrobienie takiego eliksiru.
– Czy mimo wszystko widzi pan w tym przepisie jakieś nieprawidłowości?
Przeczytał jeszcze raz i jeszcze raz, marszcząc czoło coraz bardziej.
– Nie mam pojęcia. Może za mało smoczego jadu? – Zamyślił się na chwilę. – Przykro mi, że nie mogę pomóc, Doro.
– Nic się nie stało. W każdym razie dziękuję za poświęcony czas. – Uśmiechnęła się przyjaźnie i zebrała notatki ze stołu. – Odprowadzę się do wyjścia, miło było pana poznać.
Hermiona wstała i zarzuciła ciężki kaptur na czarne jak smoła włosy.
– Doro? – Zatrzymał ją w drzwiach.
– Tak? – Odwróciła się.
– Jesteś jedyną osobą, która wpadła na taki pomysł – powiedział z podziwem. – Czy mogę liczyć, że kiedy eliksir będzie stabilną miksturą wrócisz do mnie i do wilkołaków, które ukrywają się po lasach?
– Oczywiście. – Uśmiechnęła się promiennie. – Eliksir będzie czekać na każdą osobę, która ma dość życia w strachu i pragnie zawalczyć o swój los.
Zamknęła za sobą drzwi i ruszyła przed siebie. Los się dzisiaj do niej nie uśmiechał, ale wiedziała, że istnieje małe prawdopodobieństwo, aby ktokolwiek był w stanie pomóc jej z eliksirem, nawet sam Mistrz Eliksirów – musiałby być on zarazem wilkołakiem i samemu wpaść już na pomysł wyprodukowania podobnego eliksiru. W zaistniałej sytuacji nie pozostawało jej nic innego jak samej odpowiedzieć na własne pytania.
Hermiona skręciła w ciemny zaułek i udała się z powrotem do szkoły.


– I kogo my tu widzimy? – usłyszała kpiący głos za swoimi plecami. – Praca pod przykrywką? Za mało wrażeń, Granger?
– Niedługo uznam, że mnie pan śledzi, profesorze Snape – odpowiedziała, przywróciła swój naturalny wygląd i ruszyła w stronę Hogwartu.
– Czy nie taki był układ?
– Raczej efekt uboczny układu. – Skrzywiła się lekko.
Hermiona popatrzyła na Snape’a, gdy ten zaniemówił. Wydawał się być wyrwanym z rzeczywistości. Wtedy uzmysłowiła sobie, że nie tylko ona skądś wracała.
– Ciężki dzień? – zapytała niby mimochodem.
– Niekoniecznie. Ale raczej musimy zamienić ze sobą kilka słów. – Spojrzał na nią. – Na osobności. U mnie.
– Teraz? – Popatrzyła na niego ze zdumieniem.
– Teraz.
 Hermiona nie dopytując, chociaż w żołądku skręcało ją z zaciekawienia, zniecierpliwienia i z podekscytowania, ruszyła za profesorem raźnym krokiem. Rzucili na siebie zaklęcie rozpraszające i przemierzali korytarze pełne uczniów niedostrzeżeni.
– W czym rzecz? – spytała się, gdy tylko zamknęły się za nimi drzwi.
Usiadł za biurkiem i poprawił papiery na biurku.
– Byłem dzisiaj na zebraniu. – Hermiona zajęła miejsce naprzeciw niego. Severus wydawał się być duchem gdzieś indziej. – Czarny Pan mówił dzisiaj o wilkołakach. Jednak inaczej niż dotychczas. Tym razem mówił o nich podniośle, jak o czymś znaczącym, ważnym, przyszłościowym. Chciał wypaczyć z naszych umysłów obraz dzikich, bezmózgich stworzeń, które należy tępić. Jego wystąpienie służy jedynie za wprowadzenie was między Śmierciożerców. Możemy się zatem spodziewać, że zażąda spotkania z tobą w ciągu kilku dni, możliwe, że w przeciągu tygodnia.
To absurd. – Popatrzył na nią zszokowany potrząsając głową. – Nie jesteśmy przygotowani na taki ruch. Eliksir, który ma wam pomóc nie jest jeszcze ustabilizowany, nie mówiąc już o wkładaniu uczniom fałszywych obrazów do głowy. Twój plan legł w gruzach - jest niewykonalny.
– Nieprawda – skomentowała zamyślona. – Z tej sytuacji można wyjść. – Spojrzała na niego. – W tym momencie niczego więcej mu nie daję oprócz słów.
– I wspomnień – wtrącił.
– Tak, i wspomnień. Decyzję o wstąpieniu w jego szeregi już dawno podjęłam, ze stadem omówię problematykę trochę później, a na dzień dzisiejszy pozostanie mi tylko opanować własny umysł.
– To nie jest jakieś „tylko”, Granger. Musi dojść do kłótni pomiędzy Złotą Trójcą. Wielkiej kłótni, która was podzieli, pamiętasz? Jak zamierzasz wyrządzić wielką kłótnię w kilka dni? To jest coś co można robić miesiącami, aby miało efekt. Ludzie nie kłócą się ze sobą z dnia na dzień na zawsze. Uraza może pozostać dopiero, gdy problem ciągnie się tygodniami, miesiącami. A to musi być taka uraza, abyś chciała się od nich odwrócić, wybrać inną ścieżkę, być może nawet zemścić i wziąć stronę Czarnego Pana.
– Tak jak ty chciałeś się zemścić?
– Ja ci tylko, Granger, mówię, jak według trzeciej osoby powinno to wyglądać.
– Doceniam pańskie starania, ale umiem wywoływać kłótnie.
– Takie długotrwałe i przekonujące też?
– Wystarczająco przekonujące. Resztę mogę sfałszować nierealnymi wspomnieniami.
– Nie opieraj na nich wszystkiego, Granger. Kilka fałszywych obrazów jeszcze przejdzie, ale jeśli w twojej głowie będzie tego za dużo Czarny Pan wyczuje ich smród na kilometr.
– Do tej pory niczego nie powiedział.
– Bo do tej pory nie grzebał tak głęboko. Uwierz mi, tak cię przejrzy, że nie będziesz w stanie trzymać wszystkich prawdziwych wspomnień w ukryciu. Nie chowaj dużo, bo on zauważy, że coś ukrywasz, dorwie się do tego i nie odpuści, póki do tego nie dotrze. Będziesz płakać, błagać, wyrywać się i dusić jak przy najgorszych torturach, że aż nie będziesz w stanie kontrolować swojego umysłu. Siłą wydrze z ciebie każdą myśl.
Hermiona popatrzyła się na niego po raz pierwszy tak przestraszona.
– To co mam robić?
– Modlić się, Granger. Bo trzeba cudu, żeby ten plan zadziałał.

                                                               ~*~*~*~

  Hermiona przez bite pięć dni układała fałszywe wspomnienia w głowie. Snape miał rację, naiwne byłoby sądzenie, że Voldemort w to wszystko uwierzy. Z racji tego postanowiła ograniczyć ilość nierealnych wspomnień, które zaśmiecały jej głowę. Każde fałszywe wspomnienie musiało być połączone z prawdziwym, aby minimalnie rzucało się w oczy. Nie było to łatwe zadanie, ale po wielu godzinach spędzonych w nieziemskiej ciszy w Pokoju Życzeń była dumna z efektu. Było to jedno z najtrudniejszych zadań, jakie stało na drodze do przechytrzenia Voldemorta.
Po rozmowie ze Snapem, Hermiona nie była pewna dnia ani godziny kiedy zostanie wezwana. Próbowała się rozluźnić i uspokoić, ale z dnia na dzień stawała się coraz bardziej spięta. Gdy ktokolwiek próbował do niej podejść warczała na wszystkie strony i nie pozwalała sobie przemówić do rozsądku. Może i miała klapki na oczach, ale miała prawo, by je mieć. Nikt nawet nie zdawał sobie sprawy w jakim niebezpieczeństwie się znajduje. Pierwszy raz przerażenie brało ją na samą myśl zebrania, a wyobraźnia pracowała na najwyższych obrotach. Chciała wziąć się w garść, ale nigdy jeszcze nie myślała o realnym zagrożeniu własnego życia. Co innego było planować coś z boku, a co innego wdrażać swój plan w życie.
– Granger. – Usłyszała syknięcie tuż przy swoim uchu i podskoczyła przestraszona.
– Zawału za chwilę dostanę – odsyknęła i spojrzała na niego spod przymrużonych oczu.
– Do mnie. Teraz. – Nie czekając na odpowiedź ruszył przed siebie.
Hermiona przewróciła oczami, ale potulnie powłóczyła nogami za profesorem.
Zajęła swoje już stałe miejsce przy biurku i popatrzyła na Snape’a wyczekująco.
– Czy ty, Granger, chcesz wszystko spalić? – warknął.
– Nie rozumiem. – Zadarła głowę do góry. – Przecież niczego nie zrobiłam.
– No właśnie. Przyjaciele chcą do ciebie zagadać, a ty rzucasz się na nich przy każdej pierwszej okazji.
– Przecież mieli się na mnie obrazić, więc w czym problem?
– Problem w tym, że jeżeli rozegrasz wszystko na emocjach, bezmyślnie, to nici będą z planu. Wtedy to w najlepszym przypadku zostaniesz Śmierciożercą, a w najgorszym szpiegiem. Nie wspominając o tym, że stado będzie musiało pójść za twoim przykładem, bo inaczej będzie po tobie.
– Staram się robić co mogę, Snape. To nie jest łatwe zadanie.
– Jasne, zgadzam się. To nie jest łatwe zadanie, ale podjęłaś się go. Nie możesz teraz pozwolić, by przerażenie tobą kontrolowało. Jeśli teraz nie potrafisz panować nad emocjami, to powoli zaczynam wątpić w powodzenie twojego planu.
– Myślałam, że od zawsze w niego wątpisz.
– To źle myślałaś. A teraz idź stąd i weź się w garść. Oboje wiemy, że Czarny Pan może odezwać się o każdej porze i masz być gotowa w każdym momencie. Nieważne czy w czasie lekcji, czy w czasie snu. Jeśli się odezwie idę po ciebie, ty wstajesz i już od tego momentu twoje opanowanie jest nienaruszalne i niezniszczalne. Rozumiesz?
– Tak, rozumiem. – Kiwnęła głową i chwyciła za klamkę. – Dzięki, Snape – powiedziała na odchodne i ruszyła do Pokoju Życzeń.

Spojrzała na zegarek, który stał na szafce obok łóżka i wzdychnęła ciężko. Dochodziła druga w nocy, a ona od godziny przewracała się z boku na bok i nie mogła zasnąć. W głowie huczały jej słowa Snape’a, jej własne słowa i obietnice, które ledwo była w stanie dotrzymać.
Zrzuciła z siebie kołdrę i z energią, która w nią niespodziewanie wstąpiła, wyskoczyła z łóżka i założyła na siebie pierwsze lepsze ubranie. W głowie huczała jej teraz tylko jedna myśl: nie mogę teraz nikogo zawieść. Nie mogła zawieść przyjaciół, rodziców ani siebie. Nie mogła zawieść wilkołaków ani zwykłych ludzi. Nie mogła zawieść Snape’a.
Złapała za różdżkę, związała włosy w luźną kitkę i po cichu wyszła z pokoju. Na korytarzu zastała ją ciemność i nieziemska cisza. Wszyscy pogrążeni byli w głębokim śnie, nabierając energii na kolejny dzień, który miał być tak samo przewidywalny jak poprzedni. Ich życiu nie zagrażało niebezpieczeństwo i mogli dalej żyć swoimi schematami. Hermionę trochę to drażniło i irytowało. Czemu to wszystko miało spoczywać tylko na niej? Czemu to akurat ona była osobą, która o drugiej w nocy wymykała się z pokoju, by zażyć świeżego powietrza i zmierzyć się z nadchodzącymi zmaganiami? Oczywiście, że teraz, w tym momencie, wolała być w to uwikłana sama, działać na własną rękę i ponosić odpowiedzialność za błędy, które tylko ona mogła popełnić, ale jeśli od początku ktoś inny by się tym zajął, to mogłaby jak reszta uczniów skupić się na egzaminach, na szkole, a nie na ślepej walce z  Voldemortem.
Hermiona sama nie wiedziała już, co o tym myśleć. Przeżywała wewnętrzny kryzys i jedynie czego chciała, to przerwy od tego wszystkiego. Najlepiej to wyjechałaby gdzieś na tydzień, zamknęła się w hotelowym pokoju i nie wychodziła z łóżka, dopóki nie pozbierałaby myśli. Jednak los się do niej nie uśmiechał, czuła w kościach, że Voldemort lada dzień wezwie ją do siebie, a ona stanie przed nim jak otwarta księga, z której wyczyta każdy pojedynczy spisek.
Pochłonięta myślami nie zauważyła jak szybko dotarła na wieżę astronomiczną. Stanęła przy balustradzie i wzięła głęboki wdech. To wszystko nagle stało się po prostu zbyt odpowiedzialnym zadaniem, jak dla jednej osoby. Nawet dla dwóch, jeśli liczyć Snape’a, chociaż on nie odgrywał w tym wszystkim tak znaczącej roli. Pomijając ten fakt, Hermiona nie była przygotowana mentalnie na taki obrót sprawy. Potrafiła stać się dobrym przywódcą stada, potrafiła dogadać się z odpowiednimi ludźmi, ale czy powinna była się aż tak wychylać? Czy ktoś inny wychyliłby się gdyby nie ona? Czy ktoś by zareagował? Prawda była taka, że ktoś bardziej doświadczony powinien być na jej miejscu, tylko że nikogo takiego nie było.
Hermiona zasępiała. Z całego serca pragnęła, by spotkanie z Voldemortem poszło po jej myśli. Wiedziała, że jeśli popełni jakiś błąd, to stamtąd nie wyjdzie, a może nawet narazi jeszcze kogoś na niebezpieczeństwo. Musiała uwierzyć w siebie i swój plan, i robić dobrą minę do złej gry.
Dziewczyna udała się do Pokoju Życzeń, a gdy nacisnęła na klamkę jej oczom ukazało się olbrzymie laboratorium. Podeszła do szafki ze składnikami. Nie miała pojęcia jakim cudem były tam wszystkie, których potrzebowała, ale nie zamierzała się długo nad tym zastanawiać. Rozpaliła ogień pod kociołkiem i energicznymi ruchami pokroiła pierwszy składnik. Postanowiła na własną rękę poeksperymentować z eliksirem dla wilkołaków. Przypuszczała, że stosunek składników odgrywał znaczącą rolę i miała zamiar przede wszystkim sprawdzić jak wpłynie na nią dodanie większej ilości smoczego jadu. Postanowiła zrobić kilka wywarów na raz, a na butelkach zapisać czym się różnią. Miała nadzieję, że któryś z jej eliksirów będzie strzałem w dziesiątkę.

Następnego dnia obudziła się na kanapie w Pokoju Życzeń lekko zdezorientowana. Po dłuższej chwili przypomniała sobie wczorajszą noc i jak ostatkiem sił wyczarowała kanapę, na którą się rzuciła natychmiastowo. Pytaniem było, czemu akurat kanapę, a nie na przykład łóżko, na którym znacznie wygodniej by się spało, ale dla niej samej było to zadziwiające.
Zebrała buteleczki do kieszeni, wyczyściła cały pokój i po cichu wyszła z pomieszczenia. Ktoś ją najwyraźniej zauważył, bo usłyszała krzyknięcie z góry:
– Wyglądasz jak siedem nieszczęść!
Powoli się odwróciła i spróbowała wypatrzeć swojego rozmówcę. Ucieszyła się, że słyszy kobiecy głos, a nie jadowite syknięcie za plecami.
– Tutaj, Hermiono. – Z oddali zauważyła machającą do niej rękę.
– Ginny? – zapytała niepewnie czekając, aż schodami zejdzie na dół. – Cześć, Ginny, co tutaj robisz? – zagadała, gdy rudowłosa stanęła przed nią.
– Wracam ze śniadania – odparła z uśmiechem. – Wyglądasz potwornie, Hermiono. Coś ty robiła całą noc? Wykończysz się tą nauką. – Pokręciła głową z niezadowoleniem. – Pozwolisz, że przynajmniej wizualnie doprowadzę cię do ładu. – Nie czekając na odpowiedź rzuciła na nią kilka czarów, dzięki którym Hermiona wyglądała bardziej ludzko.
– Która jest godzina?
– Najwyższa, by zjeść coś wartościowego. Chodź, pójdę z tobą. Chłopaki pewnie wciąż tam są, musiałam tylko na chwilę skoczyć na górę i powiedziałam im, że zaraz wrócę. – Wzięła ją pod rękę.
– Jeśli musimy, to chodźmy. – Hermiona jedynie wzruszyła ramionami i ziewnęła potężnie. W tym momencie dałaby się wszędzie zaciągnąć, a najchętniej to do łóżka, gdzie odespałaby nieprzespane godziny. – Ale Ginny – zatrzymała ją nagle – przecież wiesz, że ja się ostatnio nie dogaduję z chłopakami.
– Ze mną też się nie dogadujesz, a jednak jakoś gadamy. Daj spokój, każdy może miewać złe dni, jestem pewna, że chłopcy nie będą mieli ci tego za złe, że ostatnio jesteś rozdrażniona.
– No nie wiem, Ginny, ale skoro tak twierdzisz, to spróbujmy.
Hermiona intensywnie myślała całą drogę, co zrobić, żeby się z nimi wszystkimi jak najszybciej skłócić. Nigdy nie miała do czynienia z robieniem tego w zaplanowany sposób.
Gdy dotarły na miejsce rudowłosa szybko zajęła miejsce obok brata i pociągnęła za sobą przyjaciółkę.
– A ona tutaj po co? – odezwał się wyraźnie niezadowolony Ron, patrząc na nią ze skwaszoną miną. Hermiona miała ochotę powiedzieć, że ta mina go oszpeca, pokazać mu język i pójść do siebie do pokoju, ale sama, o Merlinie, zdawała sobie sprawę z tego, jak dziecinne byłoby jej zachowanie.
– Zgarnęłam Hermione po drodze i zaproponowałam wspólne śniadanie.
– I ty, Brutusie, przeciwko mnie? – zajęczał brat.
Harry nic się nie odzywał, grzebał łyżką w płatkach i zdawał się nie zauważać, że w ogóle przyszła.
– Oj, Ron, już nie przesadzaj – odezwała się Hermiona, próbując przejąć kontrolę nad sytuacją. – Chyba mam prawo, by od czasu do czasu wyrazić swoje zdanie, prawda? – powiedziała kąśliwie.
– Oczywiście, Hermiono, wyrażaj swoje zdanie tak często, jak musisz, tylko może z mniejszą ilością jadu w głosie – powiedział przez zaciśnięte zęby.
– Mogę wyrażać moje zdanie w taki sposób, w jaki mi się podoba – warknęła.
– Ach tak? To może idź wyrażaj je gdzie indziej, prawda Harry? – Popatrzył się na przyjaciela mając nadzieję, że go poprze.
Chłopak w jednej chwili wybudził się z letargu, popatrzył najpierw na Hermionę, później na Rona, po czym znów wrócił wzrokiem do Hermiony.
– Wydaje mi się, że Ron chce powiedzieć, że ostatnio zrobiłaś się dla nas bardziej niedostępna, opryskliwa, zamknięta w sobie. Z niczym się nie chcesz dzielić, ciągle znikasz, nie interesujesz się nami.
– Wiadomość z ostatniej chwili, Harry, ja też mam swoje życie. Skoro nie interesuje się w danym momencie waszym, to najprawdopodobniej dlatego, że interesuje się własnym. Wiem, że ta informacja może wywołać u was szok, ale takie są realia. Poza tym, dzielę się z wami tym, czym chcę. Nigdy nie było z tym problemu. To mój wybór, co wam powiem, a co pozostawię dla siebie.
– Ale, Hermiono, rzecz w tym, że zmieniłaś się ostatnio…
– Ludzie się zmieniają, Harry. – Wzruszyła ramionami. – Mam własne sprawy, którymi się muszę zająć na osobności, a wy nie jesteście w stanie tego uszanować. Tylko się czepiacie i zrzędzicie.
– Czy nie po to są przyjaciele? – odezwał się Ron. – Żeby dzielić się problemami?
– Przyjaciele są po to, żeby rozumieć. Poza tym mam prawo być zajęta, Ron. Co niby ty robisz całymi dniami, gdy kończą się zajęcia? Jestem pewna, że jedynie się obijasz i grasz w gry. Ani się nie uczysz, ani nie odrabiasz prac domowych, ani nie pomagasz Zakonowi, tak jak nakazał dyrektor.
– Znowu o tym będziesz zaczynać. – Przewrócił oczami.
– Bo ja przynajmniej, Ron, coś robię, a nawet pracuję ze Snapem na polecenie dyrektora. Nie wiem, czy jesteście aż tak ograniczeni umysłowo, czy po prostu zgrywacie głupich, ale grozi nam niebezpieczeństwo. Dyrektor tłumaczył to już ponad dwadzieścia razy, w każdej chwili Sami–Wiecie–Kto może zaatakować i to bez zawahania.
– Gadanie, Hermiono. – Machnięciem ręki zbył ją Ron. – Gdyby miał zaatakować, to by już zaatakował. Skoro niczego do tej pory nie zrobił, to na pewno przez najbliższy czas też nic nie zrobi. Wyluzowałabyś trochę, a nie myślisz o tym i chodzisz spięta.
– Wyluzowała? – syknęła w jego stronę. – Jak mogę wyluzować, skoro grozi nam realne niebezpieczeństwo? Czyś ty na głowę upadł? Harry, czy ty myślisz tak samo?
Harry bezradnie wzruszył ramionami i pokiwał lekko głową. Na Merlina, no przecież ile oni mają lat, w jakich czasach żyją? Brak słów.
– Jesteście po prostu niemożliwi. Jesteście tacy dziecinni, że może to właśnie nas poróżniło. Jak można być aż tak głupim i myśleć w taki sposób? Jeszcze Ron to rozumiem – machnęła na niego ręką – ale ty, Harry? Myślałam, że jesteś mądrzejszy i masz trochę oleju w głowie.
– Nie śmiej się mnie obrażać. – Ron wytknął jej palcem przed nosem.
– A bo co? Pójdziesz się komuś poskarżyć?
– Dosyć tego! – Walnął ręką o stół i wstał oburzony. Wszystkie spojrzenia przeniosły się na niego. – Mam dość tej osoby, w którą się zmieniłaś. Nie mam zamiaru z tobą gadać.
– Może w końcu dorosłam i przestałam być strachliwym dzieckiem, który się chowa przed podjęciem odpowiedzialnej decyzji. Polecam, Ron. Może kiedyś ci się poszczęści i sam będziesz mógł poznać, jakie to uczucie.
Ron Weasley kipiał z wściekłości i oburzony wypadł z Wielkiej Sali. Harry wahał się przez chwilę i ruszył za przyjacielem. Pozostała tylko ona i Ginny, i setki oczu zwrócone w jej stronę.
– Nie chciałam, Ginny, by tak wyszło.
– To nie moja sprawa, Hermiono – odparła jedynie – to sprawa między tobą a chłopcami. – Wzruszyła ramionami i nalała sobie sok pomarańczowy.
Hermiona popatrzyła na nią z podziwem i z zadumą.
– Zaraz przyjdę – powiedziała do przyjaciółki i nie czekając na odpowiedź odeszła od stołu.
Zdążyła zamknąć za sobą potężne drzwi od Wielkiej Sali i zrobić kilka kroków, gdy jej ramie zostało złapane w mocny uścisk.
– Czarny Pan nas wzywa. – Usłyszała syknięcie tak blisko ucha, że aż poczuła ciepło na swoim karku. Dopiero, gdy Snape się odsunął dotarło do niej znaczenie słów i aż zakręciło jej się w głowie.


5 komentarzy :

  1. :ooo no zawał na miejscu! Tyle czekania, ale rozumiemy, doceniamy, szanujemy, kochamy <333 mi osobiście jest troszkę smutno, że więcej wilkołaków, a mniej tego cudownego romansu :( no nic, czekam na kolejne rozdziały <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie mogę w to uwierzyć! Gdy zobaczyłam nowy rozdział patrzylam w odrętwieniu na datę, czy aby się nie pomyliłam. Rozdział naprawdę super. Czekam na następny! Pozdrawiam i życzę weny!
    Darietta8177365

    OdpowiedzUsuń
  3. Heej, to znowu ja.
    A więc, jak miło znów tu wrócić i przeczytać coś nowego. Już Ci chyba kiedyś mówiłam, że bardzo mi się podoba Twoja Hermiona. Prawda, moja bardziej głupiutka i romantyczna cześć zgadza się z tym, że mało samego sevmione, drugą część za to z ciekawością pochłania wszystko.
    A teraz od innej strony, mianowicie - przecieki i powtórzenia. Troszeczkę tego jest, nie będę Ci teraz wymieniać, ale może przeczytaj po prostu sobie jeszcze raz i pewnie wyłapiesz sama, bo to co prawda niuanse (ale ja jestem szczegółowa, więc się mną nie przejmuj).
    Tak czy inaczej - bardzo mi się podoba, jak zawsze zresztą.
    Do następnego
    Czarodziejka

    OdpowiedzUsuń
  4. To zdanie spodobało mi sie najbardziej z całego rozdziału „Problem w tym, że jeżeli rozegrasz wszystko na emocjach, bezmyślnie, to nici będą z planu. Wtedy to w najlepszym przypadku zostaniesz Śmierciożercą, a w najgorszym szpiegiem.”
    Mam nadzieje ze następny rozdział pojawi sie szybko!zatem życzę weny i pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. Na dobre warto czekać. Dobry rozdział. Nie przeszkadza mi, że było mało S+H, dzięki temu opowiadanie jest jeszcze ciekawsze i jak doczekamy się "gorących" treści będzie więcej ekscytacji. Bardzo lubię Twoją Hermionę. Zdecydowana, twarda sztuka. Coś czuję, że stanie się Ona przywódcą wielkiej watahy i odegra główną rolę w ostatecznej walce. Pozdrawiam Ewa

    OdpowiedzUsuń